Spotkanie 26. kolejki między GieKSą, a Lechią było niewątpliwie hitem kolejki. Oba zespoły miały świetne serie zwycięstw i liderowały wiosennej tabeli pierwszej ligi.
Od pierwszych minut przy akompaniamencie kapitalnego dopingu katowiczanie ruszyli do ataków. Już w 3. minucie mocno wstrzelona piłka z lewej strony przez Rogale przemknęła przed Sarnavskim, który nie interweniował, ale niestety żaden z zawodników nie dołożył nogi, aby skierować futbolówkę do bramki. Chwilę później Kozubal z lewej strony w polu karnym uderzył minimalnie obok prawego słupka bramki Lechii. Dobrze w tej sytuacji był ustawiony Marzec i wydawało się, że będzie przecinał ten strzał, jednak ostatecznie brakło podjęcia decyzji. Po błędzie rywala w 13. minucie piłkę otrzymał Bergier i momentalnie odwrócił się w stronę bramki i uderzył, ale piłka przefrunęła nad bramką. W 17. minucie szybki atak na strzał głową zamienił Bergier, ale piłka leciała wprost w dobrze ustawionego Sarnavskiego. W tej akcji przy rozegraniu bez kontaktu z rywalem ucierpiał Marzec, ale po interwencji medycznej wrócił na boisko. Groźny kontratak przeprowadzili goście w 25. minucie, ale na połowie rywala pod bramką ucierpiał Repka i ostatecznie po wycofaniu piłki, arbiter zatrzymał grę, aby fizjoterapeuci mogli pomóc naszemu pomocnikowi. Komor zdziwił wszystkich w następnej akcji, kiedy od połowy minął kilku zawodników z Gdańska jak tyczki i rozpędzony wpadł w pole karne, ale staranował w ataku rywala i akcję zakończył faulem. W 35. minucie pierwszy strzał oddali gdańszczanie, jednak sporo niecelny. Wtedy też na Blaszoku została zaprezentowana ogromna oprawa „Ultras GieKSa”, która po chwili została zdjęta i mogliśmy podziwiać racowisko z dopiskiem „Granice przekraczać, za nic nie przepraszać”. Dym na niecałą minutę zatrzymał sportowe zmagania. W 45. minucie kibice odpalili świece dymne w barwach klubowych, a powstały dym zadomowił się na dobre przy Bukowej, zatrzymując doliczone przez arbitra cztery minuty na dobrą chwilę. Po wznowieniu gry świetnie zabrał się w kontrze z piłką Marzec, kończąc akcję mocnym strzałem w środek bramki, który Sarnavski wypiąstkował. Arbiter po chwili odesłał oba zespoły do szatni, a wśród fanów GieKSy na trybunach można było odczuć ogromny niedosyt, że nie zdołaliśmy zdobyć bramki.
Na drugą połowę żaden z trenerów nie zdecydował się na zmiany. Od pierwszych minut to goście ruszyli do przodu, ale brakowało im konkretów, aby chociaż oddać celny strzał na bramkę Kudły. Dośrodkowania również były przecinane przez zawodników ustawionych przy bliższym słupku. W 50. minucie nie był w stanie kontynuować meczu Marzec i była konieczna pierwsza zmiana w ekipie GieKSy. Dopiero po dwóch minutach Aleman pojawił się na boisku, zmieniając kontuzjowanego kolegę. W 54. minucie świetną piłkę dostał Błąd od Kozubala w pole karne, ale po złym przyjęciu musiał ratować się dograniem, które nie było najlepsze. W następnej akcji świetnie rozegrał akcję Rogala z Alemanem, ale obrońcy z trudem wybili kilkukrotnie piłkę z pola karnego. Równo po godzinie gry zakotłowało się w polu karnym GieKSy po dograniu z prawej strony Meny, ale ostatecznie obrońcy zażegnali niebezpieczeństwa. Tuż po tej akcji boisko opuścił Komor, co też było prawdopodobnie skutkiem urazu, którego nabawił się podczas solowego rajdu w pierwszej połowie. Mecz w drugiej połowie nie porywał, oglądaliśmy dużo drobnych przewinień, które bardzo mocno spowalniały zapędy obu zespołów. W 71. minucie dośrodkował w pole karne Kozubal poprawiając wcześniejsze zagranie z rzutu rożnego, a głęboko w polu karnym źle przyjął ją Aleman i piłka tylko spokojnie minęła linię końcową obok bramki Lechii. Bez dwóch zdań to była idealna szansa do oddania strzału. Dwie minuty później po ostrym faulu na rywalu Kuusk obejrzał bezpośrednią czerwoną kartkę. Pan Marciniak w pierwszej chwili pokazał żółty kartonik, ale zweryfikował sytuację na VAR i poprawił swoją decyzję. GieKSa musiała sobie od tego momentu radzić w dziesiątkę. Katowiczanie skupili się na defensywie i czekali na odpowiedni moment, ale gdy po kilku minutach odebrali piłkę i ruszyli do kontrataku, to stadion odlatywał – tak głośnego dopingu nie było dawno przy Bukowej. Piłkarze nabrali pewności po chwili i zaczęli atakować Lechię pressingiem, która ratowała się wybiciem w aut. Gdańszczanie przeprowadzili podwójną zmianę w 86. minucie, rzucając wszystko, co mają do ofensywy. Do końca regulaminowego czasu nie oglądaliśmy jednak znaczących groźnych ataków gości. GieKSa świetnie broniła i raz po raz napędzała szybkie ataki. W doliczonym czasie gry stadion odleciał, bo katowiczanie mocno zaatakowali i wpakowali piłkę do bramki z najbliższej odległości, a strzelcem był Jędrych. To było coś, czego fani przy Bukowej długo nie zapomną. Lechia jeszcze atakowała, ale wtedy katowiczanie grali już w 11, bo stadion kompletnie oszalał. Co za wygrana!
7.04.2023, Katowice
GKS Katowice – Lechia Gdańsk 1:0 (0:0)
Bramki: Jędrych (90).
GKS Katowice: Kudła – Wasielewski, Jędrych, Kuusk, Komor (61. Jaroszek), Rogala– Błąd (90. Shibata), Repka, Kozubal, Marzec (52. Aleman) – Bergier (90. Mak).
Lechia Gdańsk: Sarnavskyi- Olsson, Chindris, Zhelizko, Mena, Kapić (86. Fernandez), Kałahur, Bugaj (86. Koperski), Bobcek (69. Zjawiński), Khlan (69. Sypek), Neugebauer (60. D’Arrigo)
Żółte kartki: Jędrych – Zhelizko, Khlan, Koperski.
Czerwona kartka: Kuusk (74., brutalny faul).
Sędzia: Tomasz Marciniak (Płock).
Widzów: 5998 (komplet).
Mecza
9 maja 2018 at 09:47
Skład wydaje się „optymalny” pod kątem tego co widzieliśmy ostatnio. Nic lepszego na dzisiaj nie można wymyślić ale zakładam, że Paszul zrobi coś innego. My nie widzimy co się dzieje na treningach ale skoro ktoś za każdym razem zawodzi w meczu i choćby był najlepszy na treningu to niech sobie odpocznie i popracuje mentalnie. Co do napastnika brak Volasa w wyjściowym składzie to będzie niewytłumaczalne. Skoro mamy 3 napastników i gra tylko dwóch słabych, narzekamy że nie ma jakości to nie kumam tego jak można nie próbować trzeciego.
stefano
9 maja 2018 at 10:48
SKŁAD niby optymalny , ja bym Fose tez odstawił na bok , bo nie mogę zapomnieć co odpierdalał wcześniej i powinien już dawno być na trybunach.
Dziwi brak Skrzecza i tez szkoda ze Paszul go odstawił bo dawał nadzieje .
Trezba zgarnąć te jebane 3 pkt. bo ekstraklasa musi być i hooj !!!
Mecza
9 maja 2018 at 10:54
Mnie nie dziwi brak Skrzecza. My kibice mało wiemy jakie są zależności w klubie. Słomka musi rozegrać X meczów aby mógł zostać na kolejny sezon (chociaż już to chyba zrobił, nie jestem pewny) Z trójki tegorocznych młodzieżowców w przyszłym tylko Słomka może nim być a więc trzeba go ogrywać jak najczęściej. Skrzecza już nie będzie na jesień, Mandrysz będzie miał ciężko o skład i też może odejść do Rozwoju np.
Bce
9 maja 2018 at 11:56
Może tak Plizge wpuścić może on będzie lekarstwem na to co oni wyprawiają. W końcu synek z Tauzena. Prokse odsunąć co miał zrobić dla nas to zrobił. Dać szanse młodym. Redaktor z radia Katowice dobrze ujął ( dziwna sytuacja w klubie gdzie awans jest na wyciągnięcie ręki-tylko ktoś nie chce, nie potrafi czy aspekt po za sportowy też tu gra? ) mecz z goralami da odpowiedź. Pójdę na mecz na przekór wszystkim. Do zobacZenia na B1.
stefano
9 maja 2018 at 13:10
Mecza , ale w ex nie musimy mieć młodzieżowca !!!
KaTe
9 maja 2018 at 13:20
To nawet nieźle graficznie wygląda: Frańczak (Słaby). W zasadzie przy każdym można by tak napisać np. Prokic (Słaby), Zejdler (Słaby) itd.
Irishman
9 maja 2018 at 13:29
@Bce, no właśnie Prokse to moi zdaniem usunięto za wcześnie, zanim coś pokazł! 🙂 🙂 🙂
I świetnie, że już nawet w Radiu Katowice zaczęli mówić o tej naszej dziwnej niechęci do awansu! Może to kogoś nareszcie zmusi do jakichś realnych działań!
O ile są zdrowi to może tak spróbować:
Wierzbicki
Frańczak-Kamiński-Klemenz-Błąd
Poczobut
Mandrysz-Plizga-Zejdler-Mączyński
Volas
Myślę, że im przynajmniej będzie się chciało, a taki Zejdler będzie miał z kim pograć!
Irishman
9 maja 2018 at 13:32
Sory, oczywiście nie Bład na lewej obronie tylko Słaby!!! 🙂
wiesiek
9 maja 2018 at 14:02
A Wy dalej swoje…powiedziałbym że żal mi Was ale tego nie powiem. Wiem od znajomego lekarza psychiatry że ludzie umysłowo chorzy są dużo bardziej szczesliwsi z życia od zdrowych ludzi. Podobno jak Pan Bóg kogoś kocha odbiera mu rozum. Ja chyba jestem nie kochany.
keinemeine
9 maja 2018 at 17:03
Jeśli Fosa ma pomóc nam w awansie, to nie obchodzi mnie co odpierdalał wcześniej i czy kibice go lubią czy nie lubią. Nasz środek pola nie istnieje, a Foszmańczyk pokazał w przeszłości, że potrafi rozruszać tą formację. A więc… Dajmy mu szansę!
Bartolo
9 maja 2018 at 17:06
Zaorać to i bratków posadzić