Dołącz do nas

Piłka nożna

Mur beton w środku, posucha na skrzydłach

Avatar photo

Opublikowany

dnia

W naszym co-rundowym podsumowaniu formacji przyszedł czas na linię pomocy. To tu teoretycznie podczas meczów dzieje się najwięcej, bo w tej strefie akcje rywala nabierają realnych kształtów i można je skasować już na środku boiska, w końcu tutaj najczęściej nasza drużyna zaczyna swoje ofensywne akcje. Jak zawsze w pomocy jest najwięcej rotacji w zależności od dobrych/słabych występów zawodników i potrzeba danego meczu.

Defensywni pomocnicy
Można chyba powiedzieć, że w tym temacie dokonaliśmy prawdziwej rewolucji w tej rundzie i wielka zasługa Jerzego Brzęczka, że poukładał to tak, jak poukładał. Ale po kolei. W poprzednich sezonach różnie bywało z defensywnymi pomocnikami. W ostatnich rozgrywkach mieliśmy Łukasza Pielorza, Sławomira Dudę i Povilasa Leimonasa, z czego dwóch ostatnich wymiennie grających. Nie mogliśmy być zachwyceni – piłkarze popełniali wiele błędów, a najlepszy z tej trójki, czyli Pielorz też nie grał na bardzo wysokim poziomie. Na początku sezonu wydawało się, że dalej możemy się z tym środkiem „męczyć”. W Radomiu zadebiutował Bartłomiej Kalinkowski i było to słabe wejście, okraszone żółtą kartką i zejściem z boiska w przerwie. Partnerował mu Pielorz. W pierwszej kolejce z Wigrami kombinowaliśmy ze środkiem – Pielorzowi miał pomagać Foszmańczyk, ale skończyło się to katastrofą. Łukasz zagrał fatalne zawody, po jego błędzie padła bramka, prokurował groźne okazje dla przeciwnika. W Głogowie wróciliśmy do starego schematu z Pielorzem i Dudą i tym razem było przyzwoicie. Kiepsko za to ich gra wyglądała z Chojniczanką, a już fatalnie w wykonaniu Łukasza. Drugi mecz z rzędu na Bukowej zagrał bardzo złe zawody i szkoleniowiec powoli zaczął się zastanawiać nad przydatnością zawodnika w pierwszej jedenastce.

Trener szukał, szukał i… znalazł. Pisaliśmy o przełomie w postaci meczu czwartej kolejki w Olsztynie. Ten przełom miał również swój początek w decyzji o wystawieniu Bartłomieja Kalinkowskiego z Łukaszem Zejdlerem, dotychczas grającym na skrzydle. Obaj spisali się ze Stomilem bardzo dobrze, to było podniesienie jakości gry defensywnych pomocników o dwa stopnie w górę. Z Zagłębiem Sosnowiec obaj spisali się na tyle dobrze, że goście nie mieli zbyt wielu okazji na zdobycie bramki. Potem katowiczanie wygrali ze Zniczem, a Kali z Łukaszem na dobre zadomowili się w pierwszej jedenastce. Środek pola zaczął wyglądać dobrze i pewnie. Kalinkowski może nie grał zbyt efektownie, ale skutecznie w destrukcji, Zejdler dokładał jeszcze do tego ciekawe rozegranie w ofensywie. Świetny mecz rozegrali w Bielsku, a Zejdlera po spotkaniu określiliśmy mianem profesora. Piłkarze nie zaliczali praktycznie słabych występów, a w Legnicy Zejdler znów był najlepszy na boisku. Niestety zabrakło go z powodu kartek w meczu ze Stalą i od razu ucierpiała na tym jakość naszej gry. Nawet Kali zagrał słabiej, nie czując się przy Sławku Dudzie tak pewnie, jak przy Łukaszu. Słabszy mecz duetu Kalinkowski-Zejdler przydarzył się w Tychach, a Bartek zaliczył stratę, po której padł gol. W końcu jakiś błąd musiał im się przydarzyć, grunt, że wcześniej rozegrali masę dobrych spotkań. Zawodnicy na jakiś czas troszkę spuścili z tonu, nie grali już tak dobrze jak wcześniej. Faktem jest, że GKS nadal bramek nie tracił, ale rywale raz na jakiś czas potrafili przedrzeć się przez środek boiska. Nadal jednak nie można było powiedzieć, że Kalinkowski i Zejdler grali źle. To nadal był poziom wyższy niż defensywnych pomocników w poprzednich sezonach. W końcu w Kluczborku wrócili na właściwe tory i zagrali bardzo dobrze spotkanie, a Łukasz okrasił je golem z rzutu wolnego. Świetnie obaj spisali się iw kolejnym spotkaniu z Olimpią Grudziądz. Końcówka była już dużo słabsza. W Bytowie zagrali słabo, w Suwałkach pauzował Bartłomiej, ale zarówno Zejdler, jak i zastępujący Duda rozegrali bardzo złe zawody. Na mecz z Chrobrym wrócił Kali i mimo że GKS wygrał, to jednak Chrobry zbyt często przedostawał się pod naszą bramkę, ale na pewno nie był to taki zły mecz, jak dwa poprzednie.

Boczni pomocnicy
Tutaj niestety od początku sezonu mieliśmy dużo więcej problemów i na dobrą sprawę zupełnie nie zostały one rozwiązane.

Do GieKSy zostali ściągnięci Andreja Prokić i Paweł Mandrysz, dwóch szybkich zawodników mogących grać na skrzydle. Mieliśmy także Macieja Bębenka, który jednak w poprzednim sezonie pokazywał głównie swoją nieprzydatność do zespołu. W Radomiu Mandrysz nie mógł jeszcze zagrać, ale oglądaliśmy Prokića, który niczym się nie wyróżnił, grając słabo. Z drugiej strony wspomniany Bębenek również niewiele wniósł.

Udział Macieja w tej rundzie był niewielki. W pierwszej kolejce z Wigrami zagrał fatalnie. Potem wystąpił od 60. minuty w spotkaniu ze Stomilem i też nic nie pokazał, poza złym rozgrywaniem piłki z rzutu rożnego z Czerwińskim, po którym poszła kontra, której efektem była czerwona kartka dla Sebastiana Nowaka. Z Zagłębiem Sosnowiec zagrał bardzo przeciętnie, a potem na chwilę jeszcze widzieliśmy go w meczu ze Stalą Mielec i zapisał się jedynie żółtą kartką zaraz po wejściu na boisko. Potem Maciej już nie grał, m.in. ze względu na kontuzję.

Andreja po spotkaniu w Radomiu, w meczu ligowym z Wigrami pojawił się na boisku kwadrans po przerwie. To również był bardzo słaby mecz i o ile wówczas myśleliśmy, że to złe miłego początki, to teraz z perspektywy czasu okazuje się, że była to zapowiedź bardzo słabej rundy Serba. Praktycznie w każdej kolejce – niezależnie czy zaczynał od początku czy wchodził z ławki – mogliśmy mieć sporo pretensji za to, że nie wnosi nic pozytywnego do zespołu. Z czasem oczywiście irytowało to coraz bardziej, bo czas mijał, a progresu nie było. W końcu nieco lepiej było od meczu ze Zniczem. I gdy wydawało się, że jest to idealny zawodnik na grę z kontry, przy naszym prowadzeniu w Bielsku, Andreja jedną z takich kontr tak klasycznie zepsuł, że pamiętamy to do dziś. Ale wyglądało to coraz lepiej, z Wisłą Puławy trafił w słupek. Od tego czasu zaczął się festiwal także niewykorzystanych okazji piłkarza. Z Miedzią nie wykorzystał setki, a potem i forma poszła znów w dół. Ze Stalą i Tychami znów było bardzo źle. Za to w meczu z Pogonią pojawił się na 20 minut na boisku i zdążył zmarnować dwie znakomite sytuacje. Z Sandecją również jako zmiennik miał bardzo dobrą okazję. Z Górnikiem natomiast wchodząc na ostatnie 6 minut z jednej strony rozruszał zespół, z drugiej w kluczowej kontrze 2 na 1 nie zdecydował się na otwierające podanie do Foszmańczyka. Po tym meczu zawodnik na kilka minut zniknął ze składu, to znaczy nie pojawiał się na boisko nawet z ławki. Wchodził jako rezerwowy w Bytowie i Suwałkach, a w tym drugim meczu nie wykorzystał kolejnej stuprocentowej sytuacji.

Z Wigrami wystartował Paweł Mandrysz, którego pamiętaliśmy z kapitalnej akcji z Banikiem Ostrawa. Początków w GieKSie Paweł łatwych nie miał. Na początku generalnie zderzył się z pierwszoligową rzeczywistości i być może to co było dla niego łatwe w drugiej lidze, w pierwszej nie mogło się już tak szybko powieść. Zwłaszcza widoczne było to w starciu z Zagłębiem Sosnowiec, kiedy to pojawił się na boisku po przerwie i wniósł dużo ożywienia, ale ilość niewykorzystanych sytuacji była zatrważająca. Mimo wszystko z każdym meczem było ciut lepiej. W Bielsku grał dobrze, ale znów nie wykorzystał dwustuprocentowej sytuacji. W meczu z Wisłą wróciła irytacja związana z brakami technicznymi – czy w kwestii wyszkolenia czy stresu, tego nie wiemy. Generalnie znów przez kilka kolejek było przeciętnie lub słabo, zawodnik raczej wchodził z ławki niż grał w pierwszym składzie. W końcu udało mu się trafić do siatki w meczu z Pogonią Siedlce i był to gol zwycięski. To jednak jeszcze nie pozwoliło mu być pewnym pierwszej jedenastki. Za to w Kluczborku rozegrał bardzo dobry mecz i również zdobył bramkę. Niestety w meczu w Bytowie doznał poważniejszej kontuzji i na tym skończył się jego udział w meczach w tym roku.

W początkowej fazie sezonu na skrzydle oglądaliśmy także Łukasza Zejdlera. W Głogowie zagrał 30 minut i strzelił piękną bramkę (Złoty Buk za Gola Roku) z 40 metrów. Z Chojniczanką jego gra nie była już tak dobra, no a potem – jak pisaliśmy – zawędrował do środka i był to strzał w dziesiątkę.

Od początku sezonu widzieliśmy jaki potencjał tkwi w Tomaszu Foszmańczyku. Problem w tym, że widać to było na początku gdy grał w środku boiska. Z braku klasowych bocznych pomocników trener przez większość rundy wystawiał właśnie Tomka na skrzydle, przez co traciliśmy walory ofensywne tego zawodnika. Na dobre na skrzydle zaczął grać po powrocie do składu po kontuzji z meczu z Podbeskidzie. W spotkaniu ze Stalą było nieźle, ale bez rewelacji. Z Tychami i Pogonią było już słabo, z Sandecją pomagał zawodnikom ze środka. Ewidentne było to, że Fosę ciągnie do środka boiska i to tam czuje się najlepiej, trudno sobie przypomnieć wiele jego akcji skrzydłami – to pozostawiał Alanowi Czerwińskiemu. Generalnie podczas swoich meczów na skrzydle Fosa tracił 50% swojej wartości. W ostatnim meczu z Chrobrym strzelił gola z karnego.

Mało w tej rundzie oglądaliśmy Krzysztofa Wołkowicza. Zaczął z Wigrami, potem pojawił się dopiero w ósmej kolejce. Wchodził z ławki w najlepszym razie na półgodziny, ale jego występy były anonimowe. Nieoczekiwanie dla wszystkich po trzech meczach bez gry, w Kluczborku wyszedł w podstawowym składzie i trzeba przyznać, że rozegrał dobry mecz. Potem jednak znów wchodził na ogony i to nie w każdym meczu.

W Suwałkach na prawej pomocy zagrał wyjątkowo Alan Czerwiński, ale nie był to dobry mecz tego zawodnika.

Na lewej pomocy szkoleniowiec dwukrotnie postawił na Dawida Abramowicza, wówczas w obronie zastępował go Damian Garbacik. Tak było w meczu z Górnikiem oraz od pewnego momentu w Bytowie. Niestety piłkarz nie wykazał się zbyt dużymi umiejętnościami ofensywnymi. Gdy rywale zakładali na nim pressing, ciężko mu było z niego wyjść, co było widoczne zwłaszcza w Bytowie, gdzie jedyny raz został zdjęty z boiska (kwadrans przed końcem).

No i z Wigrami obejrzeliśmy Pawła Szołtysa, który strzelił bramkę i nawet nieźle zagrał, a potem wystąpił z Chrobrym.

Ofensywna pomoc
Ten aspekt gry naszego zespołu można podzielić na dwa etapy – przed przyjściem Mikołaja Lebedyńskiego i po jego pojawieniu się w naszym zespole.

W Radomiu nie było jeszcze Tomasza Foszmanczyka, dlatego oglądaliśmy Krzysztofa Wołkowicza i był to słaby mecz. Z Wigrami w środku grali zarówno Fosa, jak i Grzegorz Goncerz. Pozytywnie zaczęło być od meczu z Chrobrym, kiedy Tomasz zaczął się rozkręcać, a z Chojniczanką był najlepszym zawodnikiem GieKSy, strzelił też swojego pierwszego gola. Kolejne trafienie zaliczył w udanym meczu ze Zniczem, a spotkanie z Podbeskidziem to już był jego popis. Na nieszczęście w meczu, w którym był najlepszym zawodnikiem i również trafił do siatki, odniósł kontuzję, która wyeliminowała go na kilka spotkań. To jak pisaliśmy zbiegło się z obecnością zarówno Lebedyńskiego, jak i Goncerza w składzie, wobec czego Tomasz musiał powędrować na skrzydło. Na środek od początku meczu wrócił w Kluczborku i od razu było widać większą jakość. W Suwałkach natomiast spisał się również dobrze, ale GKS przegrał. To co było mankamentem zawodnika – zarówno na środku i na skrzydle – to bardzo duża liczba niewykorzystanych sytuacji. Czasem można odnieść wrażenie, że Fosa nie do końca przykłada się do strzału lub nie jest skoncentrowany, bo nieraz piłka była dobra, a szybowała wysoko nad bramką. Nie zmienia to faktu, że dobre kilka goli strzelił i był jedną z najbardziej pozytywnych postaci w tej rundzie, a jeśli chodzi o ofensywę – chyba najlepszym.

Wspomnieliśmy o przyjściu Mikołaja. Najczęściej było tak, że trener chciał mieć i jego i Goncerza w podstawowym składzie, wobec czego trzeba było ich sensownie poustawiać. Często nie do końca było wiadomo, który gra bardziej napastnika, czy czasem grają na dwóch, który się cofa. Po czasie było jednak widać, że tym bardziej wysuniętym częściej jest Lebedyński, a nieco cofnięty Goncerz ma odpowiadać za rozgrywanie. Chociaż pamiętajmy też, że na początku grał Eryk Sobków w ataku i tu również podział ról musiał być zaznaczony. W duecie z Lebedyńskim w meczu z Wisłą Gonzo grał bardzo słabo, aż w końcu zwariował i szybko strzelił dwa gole, a wraz z tym jego gra poszła mocno w górę. Początkowo to był taki pomocniko-napastnik i w kilku meczach z rzędu strzelał gole, ale potem się zaciął. Niestety z każdym meczem było słabo – coraz mniej sytuacji, brak otwierających podań, błędy techniczne – i tak naprawdę od pewnego momentu kibice zastanwiali się, kiedy trener posadzi kapitana na ławce. Traciliśmy dobrego zawodnika na środku i potencjał Fosy na skrzydle. Szkoleniowiec jednak decydował, że Gonzo będzie grał i tak dograł praktycznie do końca rundy.

Podsumowanie
W pomocy mamy na pewno trzech zawodników, którzy podnieśli nam jakość gry w porównaniu do poprzedniego sezonu. Niewątpliwie Łukasz Zejdler i Bartłomiej Kalinkowski to takie drugie (po Mateuszu Abramowiczu) odkrycie roku. Ta dwójka zaryglowała nam środek pola, nawet gdy grali słabsze mecze, to nie schodzili poniżej pewnego poziomu, a tych dobrych spotkań było więcej. Ta dwójka to nowa jakość, główna przyczyna tego, że gra GieKSy się po prostu kręci jak należy.

Tomasz Foszmańczyk jako człowiek odpowiedzialny za ofensywę pokazuje swoje doświadczenie – także ekstraklasowe – i duży spokój w grze. Potrafi wypatrzyć, celnie podać, rozprowadzić bardzo dobrą okazję. W końcu strzelić gola, choć po drodze zmarnuje kilka okazji. Warunek? Piłkarz musi grać na środku. Na boku nie ma z niego tak dużej pociechy.

Problemem właśnie są boki pomocy. Z nominalnych zawodników jedynie Paweł Mandrysz coś pokazał, ale jedynie „jako-tako”. Potencjał chłopak ma, to widać i na nim można opierać przyszłość. Strzelił dwa gole, potrafił dobrze się ustawić, ale sporo pracy przed nim. Trochę taktycznej, przede wszystkim technicznej. I musi popracować nad schłodzeniem głowy, żeby bardziej rozważnie postępować na boisku (choć i tak w porównaniu z Alexem Januszkiewiczem to ta rozwaga jest wielka). Miejmy nadzieję, że na wiosnę nie będą go trapić kontuzję.

Ponadto jednak posucha na bokach. Prokić, Wołkowicz, Bębenek, Szołtys… Trudno jak na razie się spodziewać, że może być z tymi zawodnikami dobrze. Ciągle wierzymy w Prokića, bo przecież druga tak fatalna runda mu się nie może przydarzyć, a przecież chłopak umie grać w piłkę. Może wiosna będzie należeć do niego. Co nie zmienia faktu, że przynajmniej jeden zawodnik na skrzydło by nam się przydał.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

GKS Katowice – Odra Opole Live

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

13.04.2023 Katowice

GKS Katowice – Odra Opole 1:3 (0:1)

Bramki: Jaroszek (55)Piroch (26), Continella (74), Sarmiento (76)

GKS Katowice: Kudła – Wasielewski, Jaroszek, Jędrych, Repka, Rogala– Błąd (86. Ćwielong), Kozubal, Shibata (77. Mak), Marzec (86. Pietrzyk) – Bergier

Odra Opole: Haluch – Szrek, Piroch, Spychała, Kamiński M. – Kamiński W. (59. Continella), Niziołek, Galan, Antczak (78. Surzyn), Hebel (59. Sarmiento) – Czapliński

Żółte kartki: Marzec, Kozubal, Mak – W. Kamiński, Antczak, Continella, Czapliński

Sędzia: Piotr Urban (Warszawa)

Widzów: 5467

 

     

    Kontynuuj czytanie

    Piłka nożna

    Odra Opole zakończyła serię GieKSy

    Avatar photo

    Opublikowany

    dnia

    Przez

    Kolejne spotkanie GieKSa rozgrywała przy Bukowej, tym razem w Katowicach zjawiła się Odra Opole. Mecz przy akompaniamencie głośnego dopingu rozpoczął się o godzinie 15:00.

    Rafa Górak musiał dokonać dwóch zmian w swojej żelaznej wiosennej jedenastce. Kontuzjowanego Komora zastąpił Jaroszek, natomiast za pauzującego Kuuska pojawił się Shibata, który rozpoczął  mecz na pozycji 6, a Repka został przesunięty na stopera. Mecz od pierwszych minut nie porywał, w jednej z pierwszych akcji ucierpiał zawodnik Odry, który dłuższą chwilę był opatrywany na murawie. Co ważne każde wyjście z piłką z własnej połowy bardzo mocno ożywiało trybuny, które wierzyły, że są w stanie wpłynąć na zespół głośnym dopingiem. Pierwszy groźny strzał oddali Trójkolorowi, po rzucie rożnym głową strzelił Repka, ale prosto w bramkarza, który pewnie złapał piłkę. Arbiter po chwili użył gwizdka i wskazał na przewinienie zawodnika gospodarzy. Było to pierwsze ostrzeżenie dla Halucha. W kolejnej akcji ponownie uderzył Repka zza pola karnego, ale nad bramką. W 18. minucie groźną stratę zanotował ten sam zawodnik na lewej stronie. Po szybkiej kontrze opolanie oddali strzał, ale piłka powędrowała daleko od bramki Kudły. W 26. minucie Odra przerwała passę 12 bramek z rzędu katowiczan. Po wrzuceniu piłkę w polu karnym i zamieszaniu najbardziej zorientowany był Piroch, który wpakował piłkę w okienko bramki. GieKSa dalej starał się grać swoje. W 33. minucie ładną dla oka kombinacyjną akcję na strzał zamienił Bergier, jednak ponownie w tym spotkaniu zabrakło precyzji. Odra miała w dalszej fazie dwa groźne strzały – z jednym Kudła spokojnie sobie poradził, ale drugi wypluł przed siebie, jednak naprawił błąd, wyjmując piłkę spod nóg nabiegającego rywala. W doliczonym czasie świetną akcję na lewej stronie rozegrali katowiczanie, ale ostatecznie podanie Rogali na niecelny strzał zamienił Błąd, a był już blisko bramki rywala.

    Drugą połowę rozpoczęli ci sami zawodnicy z obu stron, trenerzy spokojnie podeszli w przerwie do korygowania swojego planu na to spotkanie. Po rzucie rożnym groźnie uderzył z ostrego kąta Repka, ale piłka nieznacznie minęła przeciwny słupek bramki. GieKSa starała się atakować, ale korzystając z prowadzenia regularnie i dość często kradli czas goście, leżąc na murawie po starciach. W 52. minucie Wasielewski doszedł do piłki na prawej stronie i dośrodkował spod końcowej linii, piłka przelobowała bramkarza, ale nie wpadła do siatki mimo dobrej rotacji. W 56. minucie po ogromnym zamieszaniu w polu karnym tym razem GieKSa zdobyła bramkę, piłka wręcz spadła pod nogi Jaroszka, a ten wpakował piłkę do siatki. Odra w drugiej połowie raczej nie zatrudniała Kudły, to katowiczanie mieli częściej piłkę pod nogą i raz po raz próbowali sforsować dobrze dysponowaną w tym dniu obronę gości. W 74. minucie po odbiorze na własnej połowie Kozubalowi piłki w dość agresywny sposób Odra wyprowadziła ten jeden atak w drugiej połowie, który doskonałym, technicznym strzałem zza pola karnego zamienił na bramkę Continella. Dwie minuty później po zagraniu na wolne pole sytuację sam na sam z ostrego kąta wykorzystał Sarmiento. Kudła popełnił błąd, był bardzo niezdecydowany przy wyjściu do piłki. Na Bukowej zapadła konsternacja po tych dwóch szybkich, mocnych ciosach. W 83. minucie Błąd, chcąc uspokoić grę, zagrał do Kudły tak, że piłka po koźle przelobowała naszego bramkarza, ale szczęśliwie nie leciała w światło bramki. Zamieszanie we własnym polu karnym w 88. minucie cudem wybronili gospodarze, których każda minuta oddalała od odrobienia dwubramkowej straty. Do końca doliczonego czasu gry żaden z zespołów nie stworzył okazji. Świetna seria GieKSy dobiegła końca.

    13.04.2023, Katowice
    GKS Katowice – Odra Opole 1:3 (0:1)
    Bramki: Jaroszek (56)Piroch (26), Continella (74), Sarmiento (76).
    GKS Katowice: Kudła – Wasielewski, Jaroszek, Jędrych, Repka, Rogala – Błąd (87. Ćwielong), Kozubal, Shibata (77. Mak), Marzec (87. Pietrzyk) – Bergier.
    Odra Opole: Haluch – Szrek, Piroch, Spychała, Kamiński M. – Kamiński W. (59. Continella), Niziołek, Galan, Antczak (78. Surzyn), Hebel (59. Sarmiento) – Czapliński.
    Żółte kartki: Marzec, Kozubal, Mak – W. Kamiński, Antczak, Continella, Czapliński.
    Sędzia: Piotr Urban (Warszawa).
    Widzów: 5467.

    Kontynuuj czytanie

    Hokej

    GieKSa hokejowym wicemistrzem Polski

    Avatar photo

    Opublikowany

    dnia

    Przez

    Ostatnie spotkanie finałowe nie zawiodło nikogo. Obie drużyny prezentowały dojrzały hokej, o czym świadczy fakt, że w regulaminowym czasie gry nie obejrzeliśmy bramek i o tym, która drużyna została Mistrzem Polski, rozstrzygnęła dogrywka. W niej złotego gola zdobył Kaleinikovas zapewniając Re-Plast Unii Oświęcim tytuł Mistrza Polski w hokeju na lodzie.

    Świadome wagi spotkania obie drużyny od początku starały się narzucić przeciwnikowi swój styl gry, jednak dobrze w obu ekipach spisywały się formacje defensywne. W 5. minucie Kaleinikovas i Dziubiński sprawdzili dyspozycję Murraya. W odpowiedzi Kovalchuk, który rozgrywał bardzo dobre zawody, dograł do Hitosato, lecz uderzenie Japończyka obronił Lundin. Z upływem czasu częściej przy krążku utrzymywali się katowiczanie, a oświęcimianie próbowali wyprowadzać szybkie kontry. Mimo prób Maciasia, Iisakki, Pasiuta po stronie GieKSy oraz Heikkinena, Ackereda, Denyskina i Dyukova po stronie Re-Plast Unii Oświęcim bramek w pierwszej tercji nie obejrzeliśmy. Natomiast równo z syreną za grę wysokim kijem do boksu kar został odesłany Marklund.

    Drugą tercję rozpoczęliśmy od gry w osłabieniu. Pierwszą minutę dobrze się broniliśmy, ale w drugiej minucie tego osłabienia groźne strzały oddali Sadłocha i Ahopelto, które obronił Murray. Po wyrównaniu sił na lodzie mecz się wyrównał, a obie drużyny grały uważnie w defensywie. W 30. minucie na ławkę kar został odesłany Heikkinen. Podczas okresu gry w przewadze Lundina próbowali pokonać Hitosato i Monto. W ostatnich pięciu minutach drugiej tercji mecz nabrał rumieńców. Najpierw w 36. minucie Marklund trafił w słupek, a w odpowiedzi Heikkinen przegrał pojedynek sam na sam z bramkarzem GieKSy. Dwie minuty później Murray z kłopotami obronił strzał Ackereda. Druga tercja zakończyła się także wynikiem bezbramkowym.

    Początek trzeciej tercji należał do GieKSy, ale krążek po uderzeniach Michalskiego i Isakki minął bramkę Lundina, ale podobnie jak to było w poprzednich tercjach, z biegiem czasu mecz się wyrównał. W 50. minucie Murray obronił uderzenia Karjalajnen, Kowalówki i Sołtysa. Podobnie jak dwie poprzednie tercje, również trzecia zakończyła się wynikiem 0:0, a zatem o tytule Mistrza Polski rozstrzygnęła dogrywka.

    Dogrywkę rozpoczęliśmy od dwóch niewykorzystanych sytuacji.  Najpierw bliski pokonania Lundina był Koponen, a chiwlę później po uderzeniu Iisakki krążek minimalnie minął oświęcimską bramkę. W odpowiedzi Ackered trafił w obramowanie naszej bramki. Sytuacja ta była jeszcze sprawdzana na wideo.  W 66. minucie groźnie strzelał Ackered, a chwilę później Murray uprzedził Sadłochę, który znalazłby się w sytuacji sam na sam. O tytule Mistrza Polski zdecydowała sytuacja z68. minucie, kiedy Kaleinikovas strzałem po dalszym słupku pokonał Murraya.

    GKS Katowice – Re Plast Unia Oświęcim 0:1 (0:0, 0:0, 0:0 d. 0:1)

    0:1 Mark Kaleinikovas  (Elliot Lorraine) 66:21

    GKS Katowice: Murray, (Kieler) – Delmas, Kruczek, Bepierszcz, Pasiut, Fraszko – Varttinen, Koponen, Iisakka, Monto, Lehtimaki – Wanacki, Cook, Smal, Michalski, Marklund – Lebek, Chodor, Hitosato, Maciaś, Kovalchuk.

    Re-Plast Unia Oświęcim: Lundin, (Kowalówka R.) – Dyukov, Jakobsons, Sadłocha, Dziubiński, Kaleinikovas – Valtola, Uimonen, Ahopelto, Heikkinen, Karjalainen – Bezuska, Ackered, Kowalówka S., Lorraine, Denyskin – Noworyta, Łukawski, Wanat, Krzemień, Sołtys.

    Kontynuuj czytanie

    Zobacz również

    Made with by Cysiu & Stęga