No i to koniec „wielkiej” pierwszoligowej piłki w roku 2016. GieKSa zakończyła rundę jesienną na drugim miejscu z punktem straty do prowadzącej Chojniczanki. To doprawdy znakomity wynik, dający realne nadzieję na skuteczną walkę o awans do ekstraklasy na wiosnę. Dodatkowo jesteśmy mądrzejsi o wydarzenia sprzed trzech lat, kiedy to równie dobrze graliśmy jesienią, a wiosną wszystko się posypało. Można być pewnym, że Jerzy Brzęczek zna historię ekipy Kazimierza Moskala, chociażby z przekazu prezesa Wojciecha Cygana. I miejmy nadzieję, że ta tragiczna historia już się nie powtórzy…
W rundzie jesiennej regularnie porównywaliśmy dorobek drużyny Brzęczka do ekipy Moskala, właśnie z racji imponujących wyników. Raz ten dorobek był minimalnie gorszy, raz minimalnie lepszy, aż w końcu tydzień termu po porażce w Suwałkach był identyczny – po 32 punkty w 18 meczach. Teraz robimy to porównanie po raz ostatni, bo od 19. kolejki zespół Moskala dokonał takiego zjazdu w dół, że wszelkie statystyki będą przemawiać już tylko na korzyść obecnego trenera GieKSy. Co się działo w 19. kolejce trzy lata temu? No właśnie – GKS przegrał pierwszy wiosenny mecz z Sandecją. Potem mieliśmy pamiętne spotkanie z Okocimksim u siebie i ostatecznie na wiosnę wygraliśmy 2 na 16 spotkań. Jeśli obecny mecz z Chrobrym był analogiczny do ówczesnego z Sandecją – to mamy teraz na koncie 3 punkty więcej i już jesteśmy w lepszej pozycji wyjściowej na wiosnę niż w sezonie 2013/14.
Oczywiście wówczas różnica była taka, że mecz 19. kolejki odbył się po przerwie zimowej, a teraz – przed. To zupełnie zmienia postać rzeczy. Wówczas w zimę zawodnicy zdążyli „zdziadzieć” i kto wie – być może podjąć pewne decyzje, które spowodowały, że wiosna wyglądała tak, a nie inaczej. Na szczęście tych zawodników już w GieKSie nie ma i chyba taka ekipa leserów już się długo nie powtórzy. Daj Panie Boże…
Dobrze, że ta runda się już zakończyła. Wielkie słowa uznania należą się drużynie za całą jesień, jak i wczorajszy mecz. Praktycznie nie mieliśmy spektakularnych spotkań, wysokich wygranych, ale bardzo często udawało się to jednobramkowe prowadzenie utrzymać do końca. To duża sztuka, zwłaszcza jeśli rywal rusza szturmem do przodu i z całych sił próbuje wyrównać. Nasi zawodnicy to przetrwali, a wczoraj wyszli z jeszcze większych opresji – nie poddali się po utracie bramki, tylko ze zdwojoną siłą ruszyli do przodu i wyrwali wygraną rywalowi z gardła. To napawa dużym optymizmem, cechy wolicjonalne są jak należy i trzeba je utrzymać, a wręcz wzmocnić na wiosnę.
Dobrze, że runda się kończy z innego powodu. Mimo wysokiej pozycji w tabeli, mimo wczorajszej wygranej pod koniec roku pojawiła się zadyszka. Trener Jerzy Brzęczek chcąc utrzymać morale mówi, że mecze w Bytowie i Suwałkach były dobre, ale brakowało szczęścia. W rzeczywistości w Bytowie piłkarsko było mega słabo w ofensywie, a w Suwałkach – w defensywie. To spowodowało, że tracąc jednego gola z Bytovią nie potrafiliśmy odpowiedzieć, a z Wigrami straciliśmy trzy bramki i też ciężko było myśleć o korzystnym rezultacie. Tym bardziej, jeśli – powtórzmy to – GKS w ŻADNYM z 19 meczów nie strzelił więcej niż 2 goli!
Spotkanie z Chrobrym też nie było wybitne. Walka, agresja – to było na wysokim poziomie. Czysto piłkarsko? Pozostawiało to wiele do życzenia. Umówmy się – gdyby nie fantastyczna postawa w bramce Mateusza Abramowicza, to tych trzech punktów by nie było. W ostatnich meczach zaczęła szwankować obrona, z Chrobrym nie zagrał Mateusz Kamiński. Niestety wczorajsza gra Olivera Prażnovskyego była raczej negatywnym ukoronowaniem jego rundy. Generalnie cudem jest, że z tak elektryczną grą Słowaka w całej rundzie straciliśmy tak mało goli. Pamiętamy jego „jeden kiks na mecz”, który doprowadzał do sytuacji sam na sam, a trenera do wściekłości. W Legnicy w samej końcówce mogliśmy stracić przez to punkt, no i Oli powędrował wkrótce na ławkę. Wczoraj grał na stoperze nie po swojej stronie, ale tyloma błędami, które popełnił – można by obdzielić kilka spotkań. Trzeba sobie to jasno powiedzieć – z tak nerwowym stoperem nie powtórzymy już tak dobrej defensywnie rundy. Oli musi się wziąć za siebie. To że potrafi grać w piłkę – to wiemy. Po przyjściu do GieKSy rok temu był profesorem na boisku i najlepszym zawodnikiem. Z marszu stał się liderem drużyny. Czas wrócić do tej formy.
GKS grał w tej rundzie wiele meczów na styk i nie można powiedzieć, że w większości meczów był dużo lepszym zespołem od przeciwnika. W zasadzie na palcach jednej ręki można wymienić spotkania, w których dominowaliśmy i wygrana nie była zagrożona. Takimi meczami były spotkania z Chrobrym w Głogowie, Zniczem, Podbeskidziem, Kluczborkiem. We wszystkich pozostałych – mimo że często wygranych – te zwycięstwa były, ale przy braku szczęścia mogłoby ich nie być. Wygrane po 1:0 u siebie ze Stalą czy Pogonią, w tym pierwszym meczu po przerwie przestaliśmy grać w piłkę, w tym drugim długo czekaliśmy na gola. Z Wisłą Puławy trzeba było odrabiać straty, a i tak w ostatniej akcji meczu mogliśmy stracić wygraną. Z Sandecją – dużo okazji bramkowych rywali i świetna gra bramkarza. Z Olimpią również minimalne zwycięstwo.
Nie piszemy tego, żeby dewaluować wygrane GieKSy – broń Boże. Cieszymy się z każdych trzech punktów, doceniamy walkę, dobrą grę obrony, a przy remisach to – że udawało nam się wychodzić z opresji – przegrywając z Górnikiem czy zwłaszcza Miedzią dwiema bramkami. Chcemy tylko pokazać, że z tej rundy wyciągnęliśmy maksimum jeśli chodzi o poziom gry. Naprawdę z taką ofensywą i ilością strzelonych bramek bliską jednemu golowi na mecz – to naprawdę piękne, że taka ilość punktów została zdobyta. Ale druga taka runda już się nie powtórzy. Tylu meczów na zero z tyłu też już nie zagramy. Rywale co jakiś czas strzelą nam jednego lub dwa gole i pojawia się pytanie – i co wtedy?
No właśnie. Bez solidnych wzmocnień ofensywy daleko nie zajedziemy, a przynajmniej nie zajedziemy tak daleko, jak teraz. GKS gra konsekwentnie atakiem pozycyjnym, ale nie stwarzamy sobie zbyt wielu sytuacji, a dodatkowo rywale w wielu meczach próbują nas skontrować. My musimy mieć taką siłę ofensywną, żeby w końcu grać z teoretycznie słabszymi przeciwnikami na zasadzie zamknięcia ich na swojej połowie, strzelić dwie bramki do przerwy i do widzenia. Tak potrafiliśmy zrobić tylko ze Zniczem. Cała reszta meczów to mozolny atak pozycyjny i brak skuteczności, ostatniego podania itd. Jedynie na Podbeskidziu sobie pograliśmy z kontry.
To co pozytywne i to chyba najbardziej, to uporządkowanie środka pola. Bartłomiej Kalinkowski z Łukaszem Zejdlerem zaryglowali tę strefę boiska i to w dużej mierze dzięki ich poczynaniom rywale nie mogli rozwinąć skrzydeł. Tak naprawdę to chyba ten aspekt był kluczem do osiągania dobrych wyników. Od kilku sezonów mieliśmy duże problemy z defensywnymi pomocnikami, którzy nie dawali pożądanej jakości. Teraz w końcu ich mamy – i bardzo dobrze.
Gorzej z kreowaniem akcji ofensywnych – zarówno ze środka, jak i skrzydeł. Skrzydłowych w tej rundzie praktycznie nie mieliśmy na stałe. Wydawało się, że duet Mandrysz – Prokić na dłużej zagości w podstawowej jedenastce, ale tak naprawdę to obaj boczni obrońcy zrobili więcej niż pomocnicy (choć Dawid Abramowicz przy stałych fragmentach – jako dorzucający auty i strzelec). Szybko okazało się, że zarówno Paweł, jak i Andreja nie dają drużynie tyle, ile by mogli. Paweł na początku grał bardzo słabo, choć rozkręcał się z kolejki na kolejkę i akurat co do niego mamy dużą wiarę, bo potencjał chłopak ma ogromny i jesteśmy pewni, że na wiosnę będzie brylował – no i te swoje bramki mimo wszystko strzelił. Gorzej z Andreją, który jest szybki, ale jak na razie nie pokazał nic ponadto. Dodatkowo miał naprawdę sporo sytuacji bramkowych w tej rundzie i wszystkie klasycznie zmaścił. Niektórzy mówią o fatum ze sparingu z Podbeskidziem, kiedy nie trafił do pustej bramki. Coś w tym jest. Faktem jest, że zawodnik kompletnie nie dał nic drużynie, zmiany na które wchodził nie pomagały. Trochę, ale niewiele, pograli w tej rundzie Paweł Szołtys i Krzysztof Wołkowicz. To nie są zawodnicy na walkę o awans.
Problem jest z napastnikami. Mikołaj Lebedyński strzelił jedną – mało ważną bramkę w Suwałkach, ale ponadto nie miał w przekroju rundy zbyt wielu sytuacji. W zasadzie trudno sobie przypomnieć jakieś znakomite okazje z jego udziałem. W ostatnich meczach popróbował głową, ale zawsze niecelnie. To, z czego go zapamiętamy z jesieni to kilka bardzo dobrych piłkarskich zachowań, jak zastawienie się i dogranie do partnera na czystą pozycję. To zaczął już od debiutu w meczu z Bielskiem. Ale to ciągle za mało i za rzadko. Nie ma goli, nie ma asyst, nie ma zbyt wielu otwierających podań, a na dodatek zawodnik jest często gdzieś tam w cieniu schowany. Wydawało się, że jest to idealny transfer i problem z bramkami się rozwiąże. Na razie tak nie było.
No i Grzegorz Goncerz, Gonzo, kapitan. To już nie jest niestety ta jakość. Wygląda na to, że o strzeleckich popisach zawodnika można zapomnieć. Po wielu meczach bez gola w końcu trafił do siatki w meczu ze Zniczem, zaliczył swojego 50. gola w GKS i na chwilę worek z golami się rozwiązał. Z Wisłą Puławy, Miedzią i Stalą trafiał w trzech spotkaniach z rzędu, ale na tym się skończyło. Miał trochę sytuacji w tej rundzie, ale mimo to piłka nie potrafiła znaleźć drogi do siatki. Dodatkowo pojawiała się niepewność w grze, czasem nonszalanckie zagrania, no i te nieszczęsne rzuty karne. Grzegorz mentalnie jest bardzo ważnym zawodnikiem w zespole, ale piłkarsko trener miał zgryz – musiał wystawiać kapitana, ale też tym samym traciliśmy kreatywnego Foszmańczyka, który nie mógł grać w środku, a na skrzydle. To też osłabiało jakość ofensywną zespołu.
Wiele pracy przed trenerem Brzęczkiem i Dariuszem Motałą. Po pierwsze trzeba zastanowić się nad grą defensywną zespołu, bo była ona kapitalna, ale tylko, gdy wszyscy mogli grać. Wczoraj wypadł Kamiński, w Suwałkach już kompletnie nastąpiła rewolucja w składzie i efektem tego były tracone bramki i groźne sytuacje. Trzeba więc i w tym kontekście pomyśleć o ławce. Natomiast na już trzeba pracować nad ofensywą. Potrzebujemy pomocników na bok boiska i napastników. Takich, którzy od ręki zaczną kreować sytuacje i strzelać gole. Jeśli nasza ofensywa będzie wyglądać tak, jak w tej rundzie – ciężko będzie awansować.
Ogólnie jednak dla całej drużyny, jak i sztabu szkoleniowego należą się za tę rundę olbrzymie brawa. Wytrzymali ciśnienie, wytrzymali nie najlepszy początek sezonu. Jeszcze pierwsze trzy kolejki nie napawały optymizmem, ale spotkanie w Olsztynie w czwartej to był ten sygnał, że GKS gra dobrze, że ma potencjał, że może coś w tej lidze osiągnąć. I potem raz z lepszą, raz z gorszą grą, ale udawało się te mecze wygrywać. Na ten moment mamy na koncie najwięcej zwycięstw w lidze. Porażki na koniec się zdarzyły – ale pal licho, jest i tak bardzo dobrze. Sporo w tym artykule wypisaliśmy mankamentów, ale tak naprawdę widać, że wszystko idzie w dobrym kierunku – piłkarze grają z sercem, kibice dopingują, sztab reaguje. Jest to optymistyczne, bo po raz pierwszy od wielu lat mamy naprawdę sensowną drużynę. Nie jest to ekipa wirtuozów, wielkich indywidualności, ale solidny team, mogący walczyć o najwyższe cele w tej lidze. A piłkarze dają nam tę radość i nadzieję, że w końcu po 12 latach na nowo zagościmy w ekstraklasie. Trzymamy kciuki!
maniek hool
28 listopada 2016 at 08:52
Dziękujemy trenerowi i piłkarzom! 2. miejsce to ogromny sukces! Obyśmy na wiosnę grali co najmniej tak dobrze jak jesienią, a marzenia o ekstraklasie staną się realne 🙂