Dołącz do nas

Piłka nożna Prasówka

Media o meczu: Hat-trick fenomenalnego Bartosza Nowaka

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania fragmentów doniesień mediów na temat wczorajszego pucharowego spotkania GKS Katowice – Wisła Płock 4:2 (1:0, 2:2).

wisla-plock.pl – Krótka przygoda w pucharze

[…] Przez pierwszy kwadrans raczej żadna ze stron nie forsowała zbytnio tempa. Po stronie gospodarzy zobaczyliśmy nieprzyjemny strzał, który sprzed pola karnego oddał Borja Galan, ale z tym poradził sobie debiutujący między naszymi słupkami Stanisław Pruszkowski. Pod drugą szesnastką ponad bramką przymierzył Matchoi Djaló, a potem groźnie wzdłuż linii dogrywał Zan Rogelj, jednak nikt nie zamknął akcji. W 17. minucie katowiczanie wyszli jednak na prowadzenie – w środku pola nastąpił przechwyt niecelnego podania od naszej linii obrony i bardzo szybko Illya Shkuryn wykorzystał podanie od jednego ze swoich kolegów. Białorusin miał też swoją okazję 10 minut później, kiedy po wymianie podań z Bartoszem Nowakiem uderzył minimalnie obok słupka. W odpowiedzi dobre dośrodkowanie posłał Rogelj, ale Djaló główkował niecelnie. Później jeszcze raz boiskowe wydarzenia zwolniły, a wartym odnotowania był głównie atak GKS-u prawą stroną, gdy poślizgnął się Andrias Edmundsson, jednak dośrodkowanie nie znalazło adresata przed bramką. Później miejscowi domagali się jeszcze rzutu karnego na Lukasie Klemenzie, ale sędzia nie dopatrzył się przewinienia. Tego natomiast dopatrzył się na 25. metrze po drugiej stronie, gdy Klemenz bez piłki łapał wbiegającego Ibana Salvadora. Do rzutu wolnego podszedł Marcin Kamiński, a jego uderzenie zatrzymało się na głowie jednego z zawodników w murze. Na krótko przed przerwą do odbitej przed szesnastkę dopadł Wiktor Nowak, ale wyraźnie chybił.

Po powrocie z szatni wydarzenia stopniowo nabierały tempa. W pierwszych dziesięciu minutach do sytuacyjnego, dosyć akrobatycznego uderzenia złożył się Bartosz Nowak i przymierzył ponad bramką, a po drugiej stronie bliski zamienienia dośrodkowania Kuna na gola był Salvador. Już w 56. minucie trener Misiura zdecydował się na potrójną zmianę, która wniosła ożywienie do gry naszego zespołu, ale zanim do tego doszło, przez chwilę Nafciarze znaleźli się w sporych opałach, kiedy gospodarze mogli wykorzystać złą komunikację pomiędzy naszą linią obrony i bramkarzem, ale i tu na szczęście skończyło się na zablokowanym przez Tomasa Tavaresa strzale. W 59. minucie do siatki po raz pierwszy w naszych barwach trafił rezerwowy dziś Quentin Lecoeuche, zamykając mocne, płaskie dośrodkowanie Rogeljego! Później jeszcze po ponowieniu ataku po stałym fragmencie uderzał Tavares (zablokowany), ale w 65. minucie ponownie gospodarzy na prowadzenie wyprowadził Bartosz Nowak. Po kilku kolejnych minutach katowiczanie pogubili się we własnym polu karnym i już zdawało się, że piłka wtoczy się do bramki po zgraniu klatką piersiową jednego z defensorów, ale ta odbiła się od słupka, a następnie została wybita na rzut rożny. Na kwadrans przed końcem z niebezpiecznej dla przeciwników pozycji uderzał kolejny zmiennik, Dani Pacheco i został zblokowany. Hiszpan dobrze dośrodkował za to z rzutu rożnego, ale główkę Kamińskiego wybronił Rafał Strączek. W 80. minucie prawą stroną przedarł się Marcin Wasielewski, zszedł do środka i uderzył w dobrze ustawionego Pruszkowskiego. Sprytna dobitka Bartosza Nowaka okazała się celna, ale na szczęście sam strzelec spalił tę akcję. W 90. minucie wypiąstkowaną przez bramkarza piłkę na 15. metrze zebrał za to Wiktor Nowak i mocnym strzałem w okolice okienka wyrównał stan meczu!

Doszło więc do dogrywki, a tę z przytupem rozpoczęli gospodarze, bowiem szybko swojego drugiego gola zdobył Bartosz Nowak. Nowak, który za chwilę miał szansę na zdobycie hat-tricka, kiedy po odbiorze w środku pola wpadł w szesnastkę, zszedł do środka i jego próbę ofiarnie zablokował Mijusković. W tej samej akcji uderzał jeszcze Kacper Łukasiak, ale tym razem to Pruszkowski zaliczył udaną interwencję i chwyt piłki. Niestety trzeci gol Nowaka z Katowic okazał się nieunikniony i nastąpił na sam koniec 101. minuty spotkania, kiedy strzelec zachował zimną krew przy wycofanej spod linii końcowej piłce. Dogrywkę kończyliśmy w dziesiątkę, bo wykluczający z gry uraz zgłosił Lecoeuche.

Na początku drugiej części groźnie zaatakowała GieKSa. Najpierw zablokowany został strzał Marcela Wędrychowskiego, a potem bardzo mocną próbę Wasielewskiego obronił Pruszkowski. Później zmęczenie dało się we znaki zawodnikom obu drużyn i gra zupełnie straciła na tempie. Pokonać Pruszkowskiego próbowali jeszcze Arkadiusz Jędrych i Mateusz Kowalczyk, ale bez powodzenia. Nafciarzom nie można było odmówić ambicji i woli walki, jednak nie udało się już odwrócić losów meczu i tegoroczna przygoda w STS Pucharze Polski skończyła się dla nas już w Katowicach.

gol24.pl – Hat-trick fenomenalnego Bartosza Nowaka. GKS Katowice wyeliminował Wisłę Płock z Pucharu Polski

GKS Katowice trzy razy obejmował prowadzenie i dopiero za trzecim razem wywalczył awans do 1/16 finału STS Pucharu Polski. W I rundzie pokonał na Nowej Bukowej, po dogrywce, niedawnego lidera PKO Ekstraklasy, Wisłę Płock 4:2. Bohaterem autor hat-tricka – Bartosz Nowak.

GKS Katowice miał optyczną przewagę w pierwszej połowie. Stworzył trzy sytuacje. Jedną z nich wykorzystał. Po przechwycie i zagraniu Mateusza Kowalczyka do siatki trafił Ilja Szkurin – w 17 minucie. To pierwszy gol Białorusina pozyskanego z Legii Warszawa za 400 tys. euro.

W drugiej połowie do głosu zaczęła dochodzić Wisła. Atakowała głównie prawą flanką. Stamtąd w 59 minucie została wrzucona piłka, którą po rękach bramkarza w bramce umieścił Quentin Lecoeuche.

Radość Nafciarzy nie trwała długo. Odpowiedź nadeszła 5 minut później, kiedy prowadzenie dla GieKSy odzyskał Bartosz Nowak. Uderzył z bliska po wznowieniu z autu.

Wisła nie zrezygnowała z ataków. GieKSę musiał ratować Rafał Strączek. Było też blisko samobója, gdy nieporozumieniu z golkiperem słupek obił Borja Galan. Aż wreszcie w 90 minucie zrobiło się 2:2, kiedy po rykoszecie do dogrywki doprowadził Wiktor Nowak.

Widowisko śledziło nieco ponad 5 tys. kibiców w tym niespełna 100 z Płocka. Na początku i na końcu pierwszej połowy dogrywki kolejne gole dołożył fenomenalny tego wieczoru Bartosz Nowak, który tym samym skompletował hat-tricka zapewniającego awans katowiczan do kolejnej rundy.

katowickisport.pl – GKS Katowice gra dalej w Pucharze Polski!

GKS Katowice pokonał innego ekstraklasowicza i gra dalej w Pucharze Polski. Niekwestionowaną gwiazdu wieczoru w Katowicach był Bartosz Nowak, który strzelił hat-tricka. Podopieczni Rafała Góraka do wygranej potrzebowali jednak dogrywki.

W 1/32 finału Pucharu Polski GKS Katowice podejmował na własnym stadionie innego ekstraklasowicza. Do Katowic przyjechała Wisła Płock. Gospodarze na prowadzenie wyszli już w 17. minucie, gdy Ilya Shkuryn skierował piłkę po dalszym słupku. Nowy napastnik mógł szybko podwyższyć prowadzenie, ale w 27. minucie po kombinacyjnej akcji z Bartoszem Nowakiem uderzył nieznacznie obok bramki. Do przerwy nikt więcej do siatki już jednak nie trafił.

Prawdziwe strzelanie miało miejsce po zmianie stron. W 59. minucie Wisła wykorzystała swoją szansę i wyrównała za sprawą Quentina Lecoeuche. Katowiczanie odpowiedzieli błyskawicznie. Sześć minut później Nowak świetnie przyjął piłkę w polu karnym, zwiódł obrońcę i precyzyjnie uderzył. Świetna akcja gracza gospodarzy. W końcówce GKS mógł zamknąć ten mecz, ale drugi gol Nowaka został anulowany z powodu spalonego. Wydawało się jednak, że jednobramkowe prowadzenie wystarczy. Nic bardziej mylnego. W 90. minucie kapitalnym strzałem pod poprzeczkę popisał się Wiktor Nowak i Wisła doprowadziła do dogrywki.

Już w pierwszej minucie dogrywki znów do siatki trafił Nowak, ale ten z GKS-u, przywracając gospodarzy na prowadzenie. Trzeba przyznać, że ten zawodni był bardzo aktywny. Chwilę później mógł skompletować hat-tricka, ale jego uderzenie zostało zablokowane. Co się odwlecze, to nie uciecze. W 101. minucie Bartosz Nowak po raz trzeci trafił do siatki, ustalając wynik spotkania na 4:2.

weszlo.com – Bartosz Nowak jest za dobry na GKS Katowice

Wisła Płock ma najlepszą defensywę w Ekstraklasie. W ośmiu kolejkach straciła ledwie pięć goli. Dziś przez 120 minut spotkania I rundy STS Pucharu Polski dała sobie wbić aż cztery i uległa 2:4 po dogrywce GKS-owi Katowice. Trzy bramki były autorstwa fenomenalnego dziś Bartosza Nowaka. To było jego show. Po boisku biegał  jeden znakomity piłkarz i dwudziestu jeden o jedną lub dwie klasy gorszych. O Realu Madryt mówiło się kiedyś, że to Zidanes y Pavones, obrazując różnicę w umiejętnościach piłkarzy. GKS to teraz „Nowakos i Rosołkas”.

Ten sezon zaczął dobrze, bo zdobył bramkę dla Legii w wygranym 2:1 meczu o Superpuchar Polski z Lechem Poznań. Ale później Ilja Szkurin stracił miejsce w składzie warszawskiego klubu, nie trafiał do siatki i ten bez większych sentymentów sprzedał go do GKS-u Katowice. Musiał nadejść mecz Pucharu Polski z Wisłą Płock, żeby Białorusin w końcu pokazał swoje atuty.

Dziś Szkurin po raz pierwszy od wspomnianego spotkania w Poznaniu wyszedł w pierwszym składzie i pokazał, że warto mu zaufać. To on w 17. minucie świetnie wykończył akcję po podaniu Mateusza Kowalczyka. Zrobił to z dużym spokojem: przyjął piłkę, pobiegł na bramkę rywali i precyzyjnie uderzył. Zupełnie jak w czasach Stali Mielec, gdy regularnie trafiał do siatki.

Minęło kilka minut i Białorusin mógł mieć drugiego gola. Tym razem pokazał, że zna się nie tylko na wykańczaniu akcji, ale również podawaniu kolegom. Szkurin świetnie rozegrał piłkę z Bartoszem Nowakiem i znalazł się w niezłej sytuacji. Nie uderzał na siłę, tylko przymierzył technicznie i piłka nieznacznie minęła bramkę.  W drugiej połowie Szkurin miał jeszcze jedną okazję, po tym, jak dziwacznie zachowała się defensywa gości i Marcin Kamiński kopnął piłkę w stronę swojego bramkarza.

W Wiśle Płock pewne rzeczy się nie zmieniają. Spotkanie zaczął od początku Iban Salvador, największy prowokator w Ekstraklasie. Kilka dni temu w tym tekście wyliczaliśmy kolejne jego żenujące zachowania w spotkaniu z Jagiellonią Białystok. Dziś reprezentant Gwinei Równikowej znowu „był sobą”: a to zaczął bez sensu przepychać się z rywalem, a to po faulu złapał żółtą kartkę, po której pokazaniu sędzia Damian Kos musiał go jeszcze temperować. Salvador najwidoczniej się nie zmieni. W drugiej połowie zmarnował świetną szansę, strzelając niecelnie z kilku metrów, a po chwili opuścił boisko.

Zmiany, które przeprowadził trener Wisły, Mariusz Misiura, przyniosły efekt. Wyrównał po ładnej akcji pozyskany latem Francuz Quentin Lecoeuche. Ale gdy wydawało się, że goście mogą pójść za ciosem, Bartosz Nowak udowodnił, że jest najlepiej wyszkolonym technicznie zawodnikiem GKS-u. Przyjął piłkę w polu karnym i mądrym strzałem umieścił ją w bramce Wisły. 2:1, na trybunach znowu euforia.

Później mieliśmy granie od jednej bramki do drugiej i sporo chaosu. GKS był bliski wyprowadzenia idealnej kontry, a po kilkunastu sekundach gospodarze w kuriozalny sposób niemal wbili sobie piłkę do własnej bramki. Co zrobił w tej sytuacji bramkarz, Rafał Strączek? To wie chyba tylko on sam. Piłkarze Rafała Góraka mieli w tym momencie sporo szczęścia, ale zabrakło im go w końcówce, kiedy uderzeniem z szesnastu metrów wyrównał Wiktor Nowak z Wisły. I mieliśmy w Katowicach dogrywkę.

„Jeżeli Bartosz Nowak dalej będzie na boisku, GKS to wygra przed rzutami karnymi” – powiedział w studiu TVP Jakub Wawrzyniak. A raczej prorok Jakub Wawrzyniak. Nie minęła minuta grania w dogrywce, a to właśnie pomocnik GKS-u pięknie uderzył z boku pola karnego i piłka znalazła się w siatce. Wisła nie dała rady po raz trzeci tego wieczoru doprowadzić do wyrównania, a bohater meczu dołożył swojego trzeciego gola, kiedy w 101. minucie pięknie wykończył akcję prawą stroną i trafił po podaniu Kacpra Łukasiaka.

GKS w dziewięciu kolejkach tego sezonu Ekstraklasy wygrał tylko dwa razy. W ostatnich dwóch kolejkach przegrywał z bilansem bramkowym 0:5 i pojawiało się coraz więcej głosów, że czeka go ciężka i nie wiadomo, czy skuteczna walka o utrzymanie. Dziś zawodnicy Góraka trochę poprawili sobie humory. A Wisła? Prowadziła w tabeli, mając 16 zdobytych punktów na 18 możliwych. Od tego czasu przegrała trzeci kolejny mecz (choć dziś po 90 minutach był remis).

dziennikzachodni.pl – Blisko 6.000 fanów GKS Katowice wreszcie mogło się cieszyć. Ich zespół w chłodzie, deszczu i po dogrywce pokonał Wisłę Płock w Pucharze

Po kiepskich występach w Ekstraklasie zespół Rafała Góraka wreszcie zaznał smaku zwycięstwa. GKS Katowice pokonał w STS Pucharze Polski Wisłę Płock 4:2, strzelając decydujące bramki dopiero w dogrywce.

Pięć w GKS-ie, w tym w bramce, i sześć w Wiśle Płock w porównaniu do ostatnich ligowych meczów – tyle zmian w wyjściowych jedenastkach wprowadzili trenerzy na spotkanie w STS Pucharze Polski. Mecz nie wzbudził wielkiego zainteresowania wśród kibiców, na co wpływ miały zapewne nie tylko ostatnie wyniki osiągane przez zespół Rafała Góraka, ale i pogoda. W momencie rozpoczęcia starcia temperatura tylko nieznacznie przekraczała 10 stopni.

Dla gospodarzy, którzy w Ekstraklasie przegrali już sześć spotkań i znajdują się w strefie spadkowej, wieczorna wtorkowa konfrontacja na Nowej Bukowej była okazją do poprawienia nastrojów. Zadanie było jednak trudne, bo Wisła mierzy w tym sezonie wysoko zarówno w lidze, jak i właśnie Pucharze.

Po 17 minutach GKS objął prowadzenie. Świetnym podaniem popisał się Mateusz Kowalczyk i Ilia Szkurin strzelił swojego pierwszego gola w koszulce GieKSy. Białorusin jeszcze w pierwszej połowie miał szansę na dublet, ale tym razem nie trafił w bramkę. Podobnym pudłem, ale głową, zrewanżował się zresztą za chwilę Matchoi Djalo.

Mecz nie był wielkim widowiskiem. Wisła miała przewagę w posiadaniu piłki, katowiczanie byli konkretniejsi, a ich kibice rozgrzewali się mocnym dopingiem.

Po zmianie stron gra nabrała tempa. Z jednej i drugiej strony bramkarze mieli więcej pracy, ale z tej wymiany zwycięsko wyszli goście doprowadzając do remisu. Do siatki trafił wprowadzony chwilę wcześniej na murawę Quentin Lecoeuche, ale kluczowe znaczenie miała pasywność obrońców i spóźnienie Alana Czerwińskiego.

Rafał Górak na skuteczny ruch Mariusza Misiury też odpowiedział potrójną zmianą. I za chwilę padł gol! W rolach głównych wystąpili jednak podstawowi zawodnicy. Z autu wrzucił Kowalczyk, głową podbił piłkę Lukas Klemenz, a bramkarza pokonał Bartosz Nowak.

Do kuriozalnej sytuacji doszło w 70 minucie, gdy Borja Galan uprzedził… Rafała Strączka i tylko refleks Martena Kuuska uratował GKS przed stratą samobójczej bramki. Wisła poszła za ciosem, ale golkiper gospodarzy udowodnił, że wcześniejsza sytuacja była tylko wypadkiem przy pracy. Po drugiej stronie boiska bramka Bartosza Nowaka nie została uznana ze względu na spalonego.

Spotkanie rozgrywane w padającym deszczu powoli dobiegało do końca, ale się nie skończyło! W 90 minucie Strączek mocno pasywnie wypiąstkował piłkę przed pole karne, a tam Wiktor Nowak przyjął ją, przełożył na lewą nogę i kopnął na wagę remisu. Fetujący już zwycięstwo fani GKS zamilkli ze świadomością, że czeka ich jeszcze kilkadziesiąt minut na wyziębionych trybunach.

Ledwo dogrywka się rozpoczęła, a ekipa Rafała Góraka objęła prowadzenie po raz trzeci! Znów akcję sfinalizował świetnym uderzeniem Bartosz Nowak. GKS wyraźnie nie chciał dopuścić do powtórki z wątpliwej rozrywki i szukał gola numer cztery. I znalazł – hat-tricka skompletował Nowak definitywnie wciągając katowiczan do kolejnej rundy STS Pucharu Polski.


Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Losowanie PP: Koncert życzeń GieKSa.pl

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Już jutro o godzinie 12:00 w siedzibie TVP Sport odbędzie się losowanie 1/8 finału Pucharu Polski. W stawce pozostało już tylko 16 drużyn: 10 ekip z ekstraklasy, 4 drużyny z I ligi, 1 z II ligi oraz 2 z III ligi. Postanowiliśmy podzielić się z Wami naszymi typami i marzeniami dotyczącymi rywala w nadchodzącej rundzie. A co przyniesie los? Zobaczymy już we wtorkowe południe.

Fonfara
Ciekawym pojedynkiem bez wątpienia byłby mecz z Polonią Bytom i możliwość spotkania Jakuba Araka, który właśnie w naszym klubie się przecież odblokował. Najgorszymi opcjami wydają się być Raków Częstochowa i Piast Gliwice, bowiem rywale o takim podejściu do piłki nożnej dodatkowo zabierają kibicom chęć przychodzenia na mecze w środku tygodnia.

Kosa
Na pewno chciałbym uniknąć (dokładnie w takiej kolejności): Górnika, Jagiellonii, Rakowa i Lecha. Z pozostałymi ekstraklasowiczami możemy zagrać, choć oczywiście preferowałbym wtedy domowe spotkanie.

Natomiast z pewnych wyjazdów, czyli wylosowania drużyn z niższych lig, to ciekawie wyglądałaby Avia (niedaleko, niska liga) oraz Polonia Bytom (lokalnie, dawno nie graliśmy). Wyjazdowicze nie obraziliby się zapewne także na Śląsk we Wrocławiu.

Ciekawostką jest to, że jeśli wylosujemy na wyjeździe Raków, Widzew, Jagiellonię lub Lechię, to… w 2025 roku zagralibyśmy aż trzy wyjazdowe spotkania z tymi rywalami.

Flifen
Najśmieszniej byłoby zagrać przeciwko Wiśle Kraków lub Pogoni Szczecin. W przypadku wygrania z jakimikolwiek kontrowersjami, z którymkolwiek z tych klubów, content na Twitterze Alexa Haditaghiego bądź Jarka Królewskiego byłby nieziemski. Natomiast pod względem poziomu sportowego i kibicowskiego dobrym losowaniem byłaby Polonia Bytom, która powinna być na spokojnie do ogrania, a i frekwencja w takim meczu nie powinna zawieść.

Misiek
Najbardziej chciałbym zagrać z Avią Świdnik lub Zawiszą Bydgoszcz lub Polonią Bytom, ponieważ to są stadiony, na których jeszcze nie byłem. Najbardziej nie chciałbym zagrać z Rakowem Częstochowa, ponieważ znów byłyby dwa mecze koło siebie w pucharze i w lidze, oraz nie widzi mi się wyjazd do Chojnic w środku tygodnia z powodu mało atrakcyjnego rywala i odległości.

Kazik
Z osobistych pobudek to Śląsk Wrocław, w zeszłym sezonie nie było mi dane tam pojechać, a teraz może się uda. Nie wiem, gdzie Polonia Bytom będzie grała ewentualnie ten mecz, ale jechać tam na ten orlik ze sztuczną trawą i granulatem niespecjalnie mi się uśmiecha… jeszcze Jakub Arak coś strzeli, a lubię go i nie chcę tego zmieniać 🙂

Marek
Przez tyle lat czekaliśmy na Puchar Polski jak na okno do Ekstraklasy z nadzieją, aby uchyliło się chociaż odrobinę i pozwoliło oddychać tym samym powietrzem co krajowa elita… Dzisiaj tuzy Ekstraklasy otwierają listę drużyn, z którymi nie chcemy grać na tym etapie. To najlepszy dowód na to, jaki skok wykonaliśmy przez ostatnie dwa lata: nomen omen lata świetlne! Z uwagi na zależności rodzinne (kuzyni z Dolnego Śląska kibicujący Śląskowi) najbardziej chciałbym trafić Śląsk na wyjeździe. U siebie zdążyliśmy zagrać i razem z kuzynami oglądaliśmy to „widowisko” na starej Bukowej. We Wrocławiu z uwagi na Święta nie mieliśmy szans się spotkać. Poza tym z uwagi na cykl „Okiem rywala” łapię kontakt z przedstawicielami innych klubów – z jednymi gorszy, z drugimi lepszy i czasem wbijamy sobie różne szpilki 😉 Tym kluczem chciałbym trafić na Widzew (pozdrawiam Michał) lub Koronę (piona Michał i marxokow). Górnik za to dopiero w finale, najlepiej na Śląskim, bo 3 maja córka ma komunię, więc logistyka byłaby łatwiejsza 😂 Rywali z niższych lig trochę się boję, z uwagi na stan boiska w grudniowe popołudnie, ale bytomski orlik powinien być wtedy jak najbardziej zdatny do użytku 😜 Tak czy inaczej, sam fakt, że w listopadzie rozmawiamy jeszcze o GieKSie w Pucharze Polski jest dla mnie powodem do uśmiechu. Czas na kolejny krok w stronę Narodowego.

Błażej
Przede wszystkim dla mnie zawsze liczy się awans, a będzie łatwiej o kolejną rundę, grając z niżej notowanym rywalem. By nie jeździć daleko, życzyłbym sobie Avię Świdnik. Polonia Bytom niby fajny rywal, ale chyba tylko jeśli mielibyśmy grać na Śląskim. Granie na Orliku w grudniu z rywalem, który dobrze się prezentuje, może nie być takie proste. Jak mamy grać z kimś z Ekstraklasy to najlepiej u siebie z Piastem. Widać po wywiadach, że trenerowi Górakowi zależy mocno by w tym roku grać w PP na wiosnę, pewnie taki cel postawili sobie przed drużyną i chcą go skutecznie realizować. Fajnie byłoby to zrealizować, bo granie na wiosnę w PP byłoby małą nowością dla nas.

Jaśka
Ja napiszę króciutko: wszyscy byle nie Górnik, mamy ostatnio złe wspomnienia z nimi odnośnie pucharu Polski.

Shellu
Na pewno nie chciałbym trafić na Wisłę Kraków. Nie dość, że mecz na wyjeździe, to jeszcze z piekielnie mocnym i rozpędzonym rywalem. Spokojnie – zmierzymy się z nimi w ekstraklasie. Zdecydowanie chciałbym też uniknąć Korony czy Górnika. Jeśli chodzi o zespoły z ekstraklasy, to nie pogardziłbym Widzewem, nawet jeśli byłby na wyjeździe. Musimy tę ekipę w końcu przełamać. Polonia Bytom i Śląsk Wrocław nie byłyby złe. Nie pogardziłbym także powrotem do Chojnic, z uwagi na ładnie położony stadion i dobre wspomnienia. A najbardziej kuriozalnym losowaniem będzie Raków na wyjeździe i dwa mecze przy Limanowskiego w grudniowym mrozie – na tym najzimniejszym stadionie w Polsce 😉

Kontynuuj czytanie

Felietony

I co, niedowiarki?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Mam satysfakcję, nie powiem. Może to i małostkowe, bo stwierdzenie „a nie mówiłem?”, często dotyczy jakichś utarczek, sporów, w których jedna strona chce coś udowodnić drugiej. Często jednak ta chęć „żeby było po mojemu” dotyczy pokazania, że coś poszło źle (tak jak przewidywałem), że ktoś nie dał rady (tak jak mówiłem). Tutaj jest inaczej. Mam satysfakcję, że zaraz po meczu z Lechem Poznań, kiedy wielu kibiców zmieszało drużynę i trenera z błotem – napisałem felieton przypominający, w jakim jeszcze niedawno byliśmy miejscu, jakie mieliśmy kryzysy i z jakiego bagna udawało nam się wygrzebać. I że teraz nie należy odtrąbiać sportowego upadku GieKSy i desperacko nawoływać do zmiany trenera. Kazimierz Greń mówił kiedyś „ruda małpo, ja jeszcze żyję”. Widziałem nie światełko, a duże światło. Widziałem, że GieKSa w końcu zaczęła grać swoje w Płocku, a i mecz z Lechem był dobry, choć przegrany. I poszło.

Oczywiście po felietonie czytałem standardowe opinie, że nie można żyć przeszłością, nie ma nic za zasługi i tak dalej. Że Górak słaby i należy go zmienić.  Tyle, że ja nie pisałem o zasługach i obojętnym przechodzeniu obok porażek. Pisałem o tym, że ten trener, z tymi (niektórymi) zawodnikami był w kryzysie i potrafił z niego – nawet spektakularnie – wychodzić. I że słabszy początek sezonu, który i tak nie jest dramatyczny, bo jesteśmy „jedynie” na pograniczu strefy spadkowej, absolutnie nie jest momentem na zburzenie wszystkiego i drastyczne ruchy. Nie będę już przytaczał inwektyw w kierunku szkoleniowca i nazwijmy to – bezceremonialnego nawoływania, żeby opuścił nasz klub. Bo osoby, które wygłaszają takie tezy w taki sposób pokazują, że nie mają krzty szacunku. Nie wiem ile tych osób jest, bo mocno rozmija się to, co widzę na stadionie z tym, co w internecie. Może te moje artykuły są bezzasadne, bo może to są boty lub jakaś cyberwojna i podstawieni ludzie przez jakieś konkurujące kluby. Ale pisząc poważnie – skala tego, co w słabszym okresie GieKSy czytam w komentarzach i opiniach, jest porażająca. Na szczęście nie dotyczy to trybun.

O tym, że niektóre osoby są niereformowalne napiszę dalej. Większość kibiców bowiem się cieszy. Cieszy z tego, że od meczu z Lechem Poznań, GieKSa wskoczyła na jakieś niebywałe obroty i wygrała cztery kolejne mecze – trzy w lidze, jeden w Pucharze Polski. Jeśli chodzi o ekstraklasę to pierwszy taki wyczyn od 22 lat. W poprzednim, tak radosnym przecież sezonie, katowiczanom nie udało się triumfować w trzech kolejnych meczach. I tu dochodzimy do pewnych mitów, powielanych przez wielu. Te mity obowiązywały już na wiosnę, obowiązują i teraz.

Otóż utarło się, jaka to jesień zeszłego roku była wspaniała. Banda zakapiorów i tak dalej. GieKSa grająca z polotem, bezkompromisowo i bez kompleksów. I przede wszystkim – wygrywająca w bardzo dobrym stylu z Jagiellonią i Pogonią. I to wystarczyło by na koniec roku cieszyć się z 23 punktów. Na wiosnę pojawiły się narzekania na słabszą grę GKS, że to już nie jest taka postawa jak jesienią. Tymczasem GKS punktował na tyle solidnie, że do końca sezonu zapewnił sobie jeszcze 26 oczek i to w mniejszej liczbie spotkań, bo przecież jesienią jedno było awansem. Szybkie utrzymanie na pięć kolejek przed końcem. Ale nie – trzeba było ponarzekać, że jest słabiej.

Od początku obecnego sezonu niepokoiliśmy się o nasz zespół. GieKSa punktowała bardzo słabo i po czterech kolejkach miała na koncie tylko jeden remis u siebie z Zagłębiem. Media i wszelkiej maści specjaliści ochrzciły nas głównym kandydatem do spadku. Uwierzyli też w to chyba niektórzy kibice. Będzie ciężko wygrać choćby jeden mecz i tak dalej, bo w ogóle zobaczcie na ten świetny Radomiak. Potem było nieco lepiej i nawet katowiczanie wygrali z Arką czy tymże Radomiakiem, ale na wyjazdach nasz zespół nadal grał fatalnie i przegrał cztery mecze. To jednak ciągle powodowało zaledwie balansowanie na granicy bezpiecznej strefy i dopiero w którymś momencie GKS znalazł się pod kreską. Nie poprawiło na długo nastrojów zwycięstwo w Pucharze Polski z Wisłą Płock (może dlatego, że tak mało ludzi to widziało) i remis z płocczanami. Po porażce z Lechem wiadro pomyj się wylało.

Minęły trzy kolejki. I teraz – po czternastej serii gier i tej kapitalnej… serii – warto odnotować, że GKS Katowice ma o jeden punkt więcej niż w analogicznym momencie poprzedniego sezonu! Tak – już byliśmy wówczas i po wspomnianych triumfach z Jagą i Portowcami, byliśmy również po rozgromieniu Puszczy 6:0. I nadal mieliśmy punkt mniej niż teraz. Więc ja się pytam – do czego my porównujemy i dlaczego mityzujemy poprzednią jesień. Tak – była pełna emocji i kapitalnych wrażeń. Ale patrzmy przede wszystkim na matematykę. I w żadnym wypadku nie chodzi mi o to, by teraz tamten okres zdewaluować. Chodzi o to, by się teraz otrząsnąć i spojrzeć na obecną sytuację bardziej rzetelnie. A wygląda to tak, że na początku sezonu było fatalnie, potem trochę lepiej, ale nadal źle, w końcu pojawiły się nadzieję na lepsze jutro w grze, choć jeszcze niekoniecznie w wynikach. Ale te też przyszły i wystarczyły dwa tygodnie od Motoru do Niecieczy, aby obecną sytuacją prześcignąć punktowo tamtą jesień. I dodać bonus w postaci Pucharu Polski.

Na całokształt wpływają poszczególne mecze, jak i cała runda. Ale wpływają także serie. I tak się składa, że rok temu w tym momencie byliśmy po remisie ze słabym Śląskiem oraz porażkach z Legią i Koroną Kielce, do tego po wtopie z Unią Skierniewice. To był najgorszy moment rundy, a pewnie i całego sezonu. Teraz wydaje się – miejmy nadzieję – że najgorszy punktowo okres mieliśmy we wrześniu. Ale te składowe rok temu i teraz sumują się na lekki plus obecnego sezonu. Oczywiście jest to dynamiczne – bo za kolejkę może się ten bilans zmienić. Rok temu w piętnastej serii wygraliśmy z Cracovią. Teraz gramy z Piastem.

Jednak wczoraj – o zgrozo – zobaczyłem kolejne komentarze. Halloween ma swoje przerażające prawa. I tu mi ręce i witki opadły już zupełnie. Może byłem naiwny, ale chyba jednak łudziłem się, że niektórych da się zadowolić. W trakcie meczu w Niecieczy, po pierwszej połowie, widziałem kolejne lamenty, jak to GKS nie ma pomysłu na grę i dał się zdominować. Boże… po trzech zwycięskich meczach, przy prowadzeniu do przerwy na wyjeździe z bezpośrednim rywalem do utrzymania, jeden czy drugi płacze w necie, że GKS dał się zdominować Termalice. Pamiętajcie panowie piłkarze i trenerzy – nie możecie się nisko bronić. Musicie ciągle bez ustanku atakować, być na połowie rywala, najlepiej mieć posiadanie piłki w okolicach 80 procent. Wtedy kibic GKS będzie zadowolony. A jeśli taka Termalica nas przyatakuje – bijmy na alarm. To nic, że niecieczanie mieli na tyle niewiele jakości, że jakoś szczególnie nie zagrozili bramce Strączka. Ważne, że okresowo mieli trochę więcej piłki na naszej połowie, oddali kilka strzałów z dystansu czy wątpliwej jakości strzały z pola karnego, które chyba z litości statystycy zsumowali do xG 1,70, bo nijak nie miało się to do obrazu tych uderzeń i rzeczywistego zagrożenia.

Utrata kontroli to była w Lublinie. Utrata była w końcówce w Łodzi. Tutaj – z perspektywy trybuny – nie miałem jakiejś wielkiej obawy o nasz zespół. Taką obawę miewam często, tym bardziej, że na stadionie dynamikę rywala odbiera się jakoś bardziej niż w telewizji. Więc bałem się jak cholera, że Korona w końcówce wyrówna, bałem się trochę, że do remisu doprowadzi ŁKS. W Niecieczy tego stresu nie miałem. Oczywiście różne rzeczy się w piłce dzieją i jak pisałem ostatnio – GKS lubi coś zmajstrować – ale widziałem dużo pewności w poczynaniach defensywnych naszych zawodników, którym najwidoczniej coś „kliknęło” i przestali robić głupie błędy. Za głowę złapałem się tylko raz – gdy Marcel Wędrychowski zrobił Marcela Wędrychowskiego, czyli poszedł bez głowy ze swojego pola karnego i stracił piłkę, po czym była groźna sytuacja. No dobra, kręciłem też głową przy Rafale Strączku, który musi trochę lepszym klejem smarować rękawice, bo ten obecnie używany jest chyba przeterminowany i nie ma właściwości klejących. Poza tym jednak golkiper swoje strzały wybronił, a obrona spisała się na tyle dobrze, że bez większych błędów zaliczyła drugie z rzędu czyste konto w lidze.

W porównaniu z tym co było na początku sezonu, obecnie jest ekstremalnie dobrze. Zróbmy eksperyment myślowy. Wyobraźmy sobie, że taka Legia wygrywa na wyjeździe z Motorem 5:2, u siebie z Koroną 1:0, na wyjeździe w Niecieczy 3:0 i z tym ŁKS w Pucharze Polski 2:1. Może nie byłoby wybitnych zachwytów, ale w Warszawie wszyscy byliby zadowoleni. Mateusz Borek z uznaniem mówiłby, że Legia w końcu złapała dobry, solidny rytm i temu czy tamtemu trenerowi przy Łazienkowskiej należy dać spokojnie pracować. A gdyby na przykład te wyniki osiągnął Piast, Radomiak czy Arka? Wtedy jestem pewien, że kibice GKS spoglądaliby z zazdrością i mówili – czemu u nas nie może się stworzyć taka efektowna i skuteczna ekipa?

Trener i drużyna po raz kolejny udowadniają, że można na nich liczyć i potrafią się wygrzebać z mniejszych czy większych tarapatów. Widać, że to extra ekipa ludzi wiedzących, co mają robić. Ale nie tylko chodzi tu o piłkarzy. Można odnieść wrażenie, że i trenerzy odnaleźli swoje miejsce na ziemi i ta ekipa to naprawdę Sztab przez duże „S”. Rafał Górak dobrał sobie tych ludzi i razem z nimi przechodził trudne czasy. Dariusz Mrózek, Dariusz Okoń, Marek Stepnowski czy Jarosław Salachna oraz cała reszta nie-piłkarzy w drużynie robią świetną robotę, która skutkuje tym, że – mimo że czasem jest ciężko – GKS wychodzi na prostą. To oni wyprowadzają GieKSę na prostą w naprawdę trudnych okolicznościach, w tych trudach ekstraklasy, w której poziom się podnosi permanentnie, a GKS – z tymi samymi ludźmi – jeszcze niedawno był w piłkarskiej otchłani.

Dalej mogę nawiązać do czasów pierwszej ligi i zapytać – czy jeszcze dwa lata temu spodziewalibyśmy się, że GKS rozegra dwa mecze z rzędu na wyjeździe wygrywając różnicą trzech bramek? Przecież w dwóch ostatnich sezonach w pierwszej lidze w sumie były tylko trzy takie mecze. Czy spodziewalibyśmy się, że w jakiejkolwiek konfiguracji (zaległe mecze, środek kolejki) będziemy w tabeli nad Legią? Przecież bralibyśmy to absolutnie w ciemno.

Trener mówił o tym, jaki mecz z Lechem był w jego oczach dobry. Wiadomo, że liczy się wynik, ale już w poprzednich sezonach w gorszych momentach twierdził, że widzi dobrą grę i to powinno zacząć przynosić punkty. Dokładnie to samo przerabiamy teraz. GKS we wcześniejszych meczach potracił punkty czasem tam, gdzie nie powinien. Teraz to się wszystko wyrównuje, choć każde ostatnie zwycięstwo jest zasłużone, no – może z Koroną z przebiegu bardziej adekwatny był remis, ale zawsze mówię, że jeśli w takim meczu któraś drużyna wygra jedną bramką – to jest to jednak zasłużone.

Tabela jest niebywale spłaszczona. GieKSa w trakcie kolejki podskoczyła aż o pięć miejsc. Wiadomo, że ktoś nas wyprzedzi, choć… nadal jeszcze my możemy też przeskoczyć Pogoń czy Raków, bo tam liczy się bilans bramkowy. Najważniejsze w tym momencie jest zyskiwać przewagę nad drużynami ze strefy spadkowej oraz nie dawać odskoczyć innym w pobliżu. W meczach o sześć punktów katowiczanie wygrali z Motorem i Termaliką, zdobyli też bonusowe trzy oczka z Koroną. Mamy już dużą przewagę nad Piastem i Termaliką, a jeśli w kolejnym spotkaniu nasz zespół wygra z ekipą z Gliwic – możemy mieć dwie drużyny odsadzone już tak daleko, że tylko kataklizm będzie mógł doprowadzić do tego, żeby GieKSę dogoniły.

Poświęcę jeszcze dwa słowa piłkarzom. Defensywa naprawdę zrobiła się solidna, nie robi już głupich błędów, piłkarze grają pewnie i odpowiedzialnie. Po raz kolejny chcę wyróżnić Lukasa Klemenza, nie tylko za gola, bo to oczywiście ważny dodatek, ale za postawę w defensywie. Zawodnik gra twardo, z poświęceniem i odpowiedzialnie. Dobrze się na to patrzy. Marten Kuusk też swoje robi. Obrona zrobiła progres i to jest kluczowe w osiąganiu dobrych wyników.

Walczy o to swoje miejsce Marcel i mam nadzieję, że w końcu strzeli swojego upragnionego gola. Kacper Łukasiak też próbuje, próbuje się wstrzelić od początku sezonu, ale jeszcze nie może. Natomiast patrząc na to, że dublet zaliczył Eman Marković, który w końcu dał efekt, myślę, że dwójka „szczecinian” wkrótce również trafi do siatki.

O Panu Piłkarzu Bartku Nowaku to za chwilę stanie się nudne, żeby pisać. Zawodnik po prostu co mecz daje takie piłki, że naprawdę można się zastanawiać od ilu lat to najlepszy piłkarz w barwach GKS Katowice. W poprzednim sezonie zawodnik miał trochę przebłysków, dawał już takie „ciasteczka”, ale często mieliśmy zastrzeżenia, że za rzadko. A teraz co mecz po prostu wiąże krawaty na ekstraklasowych boiskach. Teraz po prostu będzie dla mnie szokiem, jeśli trener Jan Urban nie powoła go do reprezentacji. Jestem pewien, że Bartek na najbliższe zgrupowanie kadry pojedzie!

Trochę błędów nasz sztab popełnił – nikt bezbłędny nie jest. Postawienie na początku sezonu i oparcie ataku na Macieju Rosołku i Aleksandrze Buksie to była fatalna decyzja. To jednak odróżnia nasz sztab od innych, że szybko reagują. O Macieju i Aleksandrze nikt już nie pamięta, choć wiadomo Rosołek zmaga się z urazami. Natomiast teraz jedyną i słuszną koncepcją w ataku jest Adam Zrelak i Ilja Szkurin. Na Adama trzeba chuchać i dmuchać, bo to świetny piłkarz i znów miał udział przy golu. A Ilja jako zmiennik i strzela bramki, i asystuje – tak jak przy drugim trafieniu Markovića. Do tego naprawdę miło widzieć, jak zawodnik się cieszy po golach i meczach – powtórzę to, co po ŁKS – mam nadzieję, że Białorusin znalazł swoje piłkarskie miejsce na ziemi.

Oczywiście sezon trwa i w piłce nic – w tym przede wszystkim forma – nie jest dana raz na zawsze. Poza tym to tylko i aż sport. Statystyka też robi swoje. Więc może się zdarzyć tak, że GKS z Piastem nie wygra. Bo zagra słabszy mecz, bo coś nie wyjdzie, bo dostaniemy czerwoną kartkę, czy właśnie zadziała statystyka, w której cztery zwycięstwa z rzędu w lidze to jakaś anomalia. Należy się z tym liczyć i nie wpadać znów w minorowe nastroje w przypadku braku wygranej. Przede wszystkim liczy się trend. Wiadomo, że wszystkiego się nie wygra, ale chodzi o to, by wygrywać dość często i przegrywać dość rzadko. Wtedy naprawdę wszystko będzie w jak najlepszym porządku.

Jednak to GieKSa jest w gazie, a Piast ma swoje potężne problemy. Piast gra o życie i o to, by nie stać się takim Śląskiem z zeszłego sezonu, który tak okopał się na ostatnim miejscu, że nawet bardzo dobre wyniki na wiosnę nie uchroniły wrocławian przed spadkiem. Nóż na gardle to jednak jedno, a drugie to po prostu obecna forma, mental i jakość piłkarska. Gliwiczanie grają po prostu bardzo źle i na ten moment piłkarsko to GKS jest o dwie klasy lepszy. Jeśli nasz zespół utrzyma swoją dyspozycję, będziemy faworytem w tym spotkaniu. Tylko ten ciężar trzeba unieść.

GKS wytrzymał fizycznie i piłkarsko tę siedmiodniówkę świetnie. Były zwycięstwa, była jakość, nie było słaniania się na nogach. Logistycznie, kadrowo i realizacyjnie – majstersztyk. Zadanie nie tylko piłkarzy, ale przede wszystkim trenerów i sztabu medycznego zostało wykonane celująco.

Doceniajmy więc cały czas to, co mamy, bo mamy ekipę fajnych ludzi, którzy walczą na tej piłkarskiej wojnie zarówno w pokojach trenerów, w szatni, jak i na boisku. Nie ma ani jednego powodu, by w przypadku słabszych meczów dokonywać gwałtownych ruchów i postponować zespół w komentarzach w internecie. Ta drużyna zasługuje na to, by ją wspierać. I rozwija się na naszych oczach, mimo że momenty są ciężkie. Grajmy. Kibicujmy. Projekt GKS Katowice Rafała Góraka trwa w najlepsze.

A zabawa kibiców i piłkarzy po wygranych meczach to coś, co jest jedną z kwintesencji i esencji piłki. Na trybunach, jak i na boisku – wzór. Piłkarze grają tak, jak kibice dopingują i odwrotnie. Dostroili się do siebie i pięknie to się odbywa z meczu na mecz.

Mamy dobry czas. Piękna jest ta ekstraklasa.

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Kurczaki odleciały z trzema punktami

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do drugiej fotorelacji z wczorajszego wieczoru. GieKSa przegrała z Piastem Gliwice 1:3.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga