Siatkówka
10 miejsce na koniec sezonu dla GKS-u Katowice
W porównaniu do wczorajszego meczu w drużynie Politechniki nie zaszła żadna zmiana, natomiast w GKS-ie na rozegraniu Macieja Fijałka zastąpił Marco Falaschi, natomiast na środku zamiast Tomasza Kalembki zagrał Paweł Pietraszko.
Mecz zaczął się bardzo dobrze dla GieKSy. Pierwszy punkt zdobyliśmy po zepsutej zagrywce Kowalczyka, a wyrównał Filip atakiem po skosie. Potem Sobański świetnie uderzył po prostej, Samica trafił w ataku piłką w aut, pomylił się również Filip nie trafiając w boisko i Butryn wykorzystał kontrę atakując po bloku (5:1). Tak szybkie prowadzenie GKS-u zmusiło trenera Jakuba Bednaruka do wzięcia czasu. Po przerwie sędziowie odgwizdali błąd podwójnego odbicia przez naszego libero, Stańczaka, następnie efektowną kiwką popisał się Falaschi, środkowy gości Wrona trafił z krótkiej i tę samą akcję powielił Krulicki (7:3). Początek spotkania spokojny z naszą lekką przewagą, choć warszawianie starali się odrabiać straty. Po ataku Sobańskiego w taśmę zrobiło się tylko 11:9, ale kilka chwil później Rafał znakomicie wykorzystał kontrę uderzając po bloku i znów doprowadził do bezpiecznej przewagi (16:12), czym zmusił trenera przyjezdnych do wykorzystania już drugiej przerwy na żądanie. Po dobrym ataku Samiki oraz asie Kowalczyka, goście znów odrobili dwa oczka (16:14), ale szybko Butryn dwoma skutecznymi atakami z rzędu (w pierwszym uderzył po skosie za drugim razem oraz skończył kontrę) przywrócił poprzedni stan (18:14). W następnej akcji pomylił się Filip atakując w aut, atakujący Politechniki poprawił się po chwili przedzierając się przez potrójny blok GKS-u (19:15). Mało kto mógł wtedy przewidzieć, że ten atak gości był ostatnim skutecznym w tym secie! Kolejne oczko dla GieKSy wywalczył Sobański atakiem ze skrzydła po skosie, potem Butryn zaserwował w aut (20:16). Następnie Krulicki skutecznie ze środka, po czym Sobański posłał asa serwisowego (22:16). Potem Rafał w zagrywce trafił piłką w siatkę, a Kapelus trafił po przekątnej ze skrzydła, by znów Krulicki zaserwował w aut (23:18). Przypadkowe przebicie piłki dołem w środek parkietu przez Falaschiego dało pierwszą piłkę setową, którą wykorzystał Pietraszko kończąc długą wymianę atakiem ze środka (25:18).
Drugą partię zaczęliśmy od błędu dotknięcia siatki przez Butryna, następnie Kowalczyk zaserwował w aut, a Wrona trafił ze środka (1:2). Remis dał Butryn trafiając po bloku w boisko, by następnie wykorzystać dłuższą wymianę spokojnym atakiem po skosie (3:2). Pietraszko posłał asa, po czym zaserwował w siatkę, następnie Sobański uderzył po bloku w aut i Filip skutecznie lekkim atakiem trafił w środek parkietu (5:4). Wrona też zepsuł zagrywkę, za to asa posłał Sobański, po czym sam zaserwował w siatkę i to samo zrobił Filip (8:5). Potem mieliśmy challenge gdy piłka trafiła w antenkę po odbiciu jej przez gracza gości (sędziowie decyzji nie zmienili), następnie Kowalczyk zablokował atak Butryna i Sobański skutecznie z drugiej linii (10:6) co dało nam już sporą przewagę. Niestety szybko ją tracimy za sprawą bardzo skutecznego w tym okresie gry Francuza Samiki, który skutecznie zakończył aż 4 ataki, do tego Filip dorzucił blok na Sobańskim i goście wyszli na prowadzenie (11:12). Pozazdrościł mu Butryn, który miał potem trzy skuteczne ataki plus blok Krulickiego na Halabie i znów wyszliśmy na prowadzenie (15:14). Wyrównana gra wciąż trwała w najlepsze, a w naszym zespole kolejny blok, tym razem Falaschiego na Filipie (17:16). Potem serię trzech ataków z rzędu miał Kowalczyk, na którą odpowiedzieli Kapelus i Pietraszko (20:19). Wyrównał Wrona atakiem ze środka, a chwilę potem nasi siatkarze nie przebili piłki na drug a stronę siatki po dłuższej wymianie i Samica zablokował atak Butryna (20:22). Czas dla Piotra Gruszki, a po nim Pietraszko trafił mocno ze środka, by chwilkę potem zaserwować w aut (21:23). Halaba nie przebił się przez nasz potrójny blok i został zatrzymany przez Sobańskiego, a następnie Krulicki zablokował atak Wrony i zrobił się remis po 23 oraz czas dla Politechniki. Po przerwie Butryn zaserwował w aut i pierwszą piłkę setową dla gości musiał bronić Krulicki atakiem ze środka (24:24). Halaba mocno zaatakował po naszym bloku w aut, a Mikołajczak nie skończył kontry warszawian posyłając piłkę w aut (25:25). Następnie znów Halaba przedarł się przez blok GieKSy, choć to katowiczanie tym razem nie wykorzystali kontry, na szczęście potem przyjmujący gości zaserwował w aut (26:26). Filip po bloku GKS-u w aut, a czwartą piłkę setową dla warszawian obronił Butryn tym samym atakiem (27:27). Na nic zdała się efektowna obrona piłki przez Falaschiego za… krzesełkami (za którą otrzymał brawa nawet od trenera Bednaruka), bo akcję gości skończył jednak Samica, a kolejną piłkę setową wybronił Butryn blokując na kontrze francuskiego przyjmującego (28:28). Potem były dwie zepsute zagrywki, wpierw w wykonaniu Pietraszki, a potem za sprawą Samiki (29:29). Szalę na korzyść Inżynierów przechylił Filip mocnym atakiem ze skrzydła i przy siódmej piłce setowej miał troszkę szczęścia gdy piłka przetoczyła się po taśmie i spadła na naszą stronę boiska (29:31).
Trzeci set zaczął się dla nas najgorzej jak tylko mógł. Wpierw Butryn trafił po skosie w aut, potem as Kowalczyka i jego szczęśliwa obrona ataku Sobańskiego, która wpadła pod naszą linię końcową boiska oraz kolejny as Kowalczyka (0:4). Tak szybki time out Piotra Gruszki niewiele dał, choć wpierw Butryn zdobył wreszcie pierwszy punkt dla GieKSy atakiem po prostej. Wrona skutecznie z krótkiej, a potem wykorzystał nieporozumienie w szeregach katowiczan (1:6). Sobański zablokował atak Filipa, następnie Halaba zaatakował z drugiej linii i znów Rafał trafił po skosie (3:7). Ponownie Halaba przedarł się przez nasz blok, potem były dwa z rzędu bloki Filipa na Kapelusie, na które trener naszego zespołu zareagował zmianą Ukraińca na Stelmacha (3:10). Przy tym wyniku mało kto z obecnych w Spodku kibiców wierzył jeszcze w możliwość odwrócenia losów tej partii, ale zaczęło się mozolne odrabianie strat. Atak Krulickiego ze środka oraz jego as serwisowy plus dwa błędy własne gości i na koniec tego fragmentu atak Butryna podbity przez Zagumnego od niewłaściwej strony siatki (8:11), zniwelowały już znaczną część strat i trener Bednaruk musiał wziąć czas. Dwa bloki punktowe w wykonaniu Pietraszki, wpierw na Filipie, a potem na Samice (10:12) i już wynik prawie nadrobiony. Wrona blokując Sobańskiego znów powiększył przewagę dla gości (11:15). Atak Krulickiego ze środka, as Sobańskiego oraz blok Pietraszki na Halabie ponownie zmniejszyły straty (16:18). Potem poprawił się Halaba atakując po bloku w aut, Sobański był skuteczny z drugiej linii, a Butryn wykorzystał kontrę uderzając po rękach rywali (18:19) i wynik był już na styku. Po zepsutej zagrywce Fijałka, Pietraszko był skuteczny ze środka (19:20). Samica mocnym atakiem ze skrzydła oraz Kowalczyk asem doprowadzili do stanu (19:22) i koniec rywalizacji o 9 lokatę wydawał się bliski. Po czasie dla GKS-u, Kapelus zaatakował z drugiej linii, a Krulicki zablokował atak Samiki (21:22) i tym razem czas dla gości. Po przerwie Samica mocno uderzył po naszym bloku, a Krulicki udanie ze środka, po czym Butryn zaserwował w siatkę (22:24) i sytuacja była bardzo trudna. Sprawy wziął w swoje ręce Butryn, wpierw atakując mocno po bloku w aut, a chwilę potem skończył kontrę uderzeniem po skosie (24:24). Euforię na trybunach przerwała dziwna decyzja arbitra, który za protesty ukarał Kapelusa… czerwoną kartką, która w siatkówce skutkuje stratą punktu! i tak oto goście mieli trzecią piłkę setową. Tę wybronił mocnym atakiem Butryn, po czym Kowalczyk zdobył kolejne oczko dla Politechniki (25:26). Zdenerwowany Kapelus wyrównał atakiem po prostej przez ręce rywali, a Halaba trafił ze skrzydła (26:27). Piątą piłkę setową dla gości wybronił Butryn mocnym atakiem po skosie, a kolejną podarował Sobański atakując w aut na kontrze (27:28). Rafał poprawił się uderzając po bloku w aut, ale znów Pietraszko zaserwował w aut (28:29). Ostatnie trzy akcje to popis Butryna! Siódmą piłkę setową wybronił wciskając piłkę za siatkę a blok gości, potem skończył długą wymianę atakiem po prostej, by wreszcie zakończyć seta asem serwisowym (31:29). Uff… co za emocje, wróciliśmy do meczu mając go już prawie przegranego w kontekście walki o 9 lokatę.
Czwartą partię rozpoczął Butryn udaną kontrą – mocny atak po skosie. Krulicki zaserwował w siatkę, Karol zaatakował w aut, a Samica wykorzystał kontrę ze skrzydła (1:3). Sobański pokazał się atakiem z drugiej linii, a Halaba trafił w ataku piłką w siatkę, po czym Pietraszko skończył kontrę ze środka I już mieliśmy prowadzenie (4:3). Serwis Falaschiego w siatkę, po nim Pietraszko zakończył długą wymianę atakiem ze środka, a Kapelus znów zepsuł zagrywkę (5:5). Ponownie w roli głównej Sobański wpierw trafiając ze skrzydła w aut, a chwilę potem trafił po prostej w ostatnie centymetry boiska (6:6). Wciąż trwała zacięta rywalizacja i prowadzenie zmieniało się co kilka akcji, jak np. po bloku Kapelusa na Filipie (9:8). Cztery skuteczne akcje z rzędu w wykonaniu Sobańskiego, Kapelusa (dwa razy) oraz Butryna doprowadziły do stanu 14:11 i czasu dla Bednaruka. Po przerwie Filip mocno zaatakował po bloku w aut, Kapelus również w aut, ale bez bloku i efektowna kiwka Butryna tuż przy linii bocznej (15:13). Po bloku Krulickiego na Filipie zrobiło się już 19:15 i kibice mieli coraz większą nadzieję na wygranie tego spotkania i grę tzw. Złotego Seta. Fragment gry błędów, dotknięcie siatki przez któregoś z naszych siatkarzy, potem Filip zaserwował w aut i Halaba zrobił to samo, a Krulicki trafił w siatkę i mieliśmy wynik 21:18 oraz time out dla naszego zespołu. Po przerwie Butryn mocno po bloku w aut, następnie Świrydowicz skutecznie ze środka (22:19). Potem Samica zatrzymany na potrójnym bloku przez Butryna i znów Świrydowicz dobrze na siatce (23:20). Wreszcie Butryn kiwa tuż za siatkę i pierwszą piłkę meczową dla GieKSy obronił atak Halaby po bloku w aut, a drugą wykorzystał Sobański lekkim atakiem w środek parkietu (25:21). I tym sposobem wyrównaliśmy stan rywalizacji z Politechniką i do rozstrzygnięcia, kto zajmie 9 miejsce w PlusLidze musiał zadecydować tzw, Złoty Set, czyli po prostu tie-break.
„ZŁOTY SET”
Zaczął Sobański od autowego ataku, potem Butryn mocno po prostej, następnie sprytnie Zagumny wypchnął piłkę po rękach Sobańskiego i Butryn mocno ze skrzydła (2:2). Karol zaserwował w siatkę, po czym Filip zablokował atak Sobańskiego i Krulicki skutecznie ze środka (3:4). Halaba skończył atak po przypadkowym przejściu piłki na ich stronę, a Kapelus uderzył po rękach rywali i ponownie Ukrainiec skończył kontrę trafiając w narożnik boiska (5:5). Znów Halaba mocno ze skrzydła, potem tym razem Kapelus trafił piłką w aut, a Pietraszko zdrapką na środku trafił w siatkę (5:8). Po zmianie stron Butryn mocno po rękach gości i ponownie mocno Halaba ze skrzydła (6:9). Tym razem Halaba zaserwował w aut, po czym Kowalczyk trafił ze środka (7:10). Butryn mocno po bloku w aut, a Pietraszko zaserwował też w aut (8:11), jeszcze challenge, ale bez zmian, no to trener Piotr Gruszka wziął przerwę na żądanie. A po niej Samica wykorzystał kontrę uderzając mocno w nasz blok i znów challenge i ponownie bez zmian (8:12). Nieporozumienie przy siatce wśród katowiczan i po przypadkowej akcji punkt kolejny dla Politechniki, by wreszcie Krulicki skutecznie ze środka (9:13). Samica sprytnie wciska nam piłkę w blok i mieliśmy pierwszą piłkę… kończącą rywalizację o 9 lokatę (9:14). Pierwszą obronił Butryn atakiem po skosie w narożnik boiska i challenge dla gości, ale bez zmian (10:14). Drugą wybronił… błąd gości, bo po ostrej zagrywce Sobańskiego, piłka wróciła na naszą stronę po nieuprawnionym przebiciu jej (11:14) i czas dla warszawian. Trzecią obronił znów błąd rywali, bo sędziowie odgwizdali dotknięcie siatki, choć i tak piłkę w górze miał Butryn na kontrze (12:14). Czwartą zakończył jednak mocnym atakiem po skosie Filip, choć goście mieli spore problemy z przyjęciem zagrywki Sobańskiego (12:15). Dzięki temu rozstrzygnięciu to Politechnika zajęła 9 miejsce w lidze na koniec sezonu, szkoda… bo ta 10 lokata nie oddaje tak do końca tego co pokazała nasza drużyna w tym debiutanckim sezonie.
MVP tego meczu został wybrany… Paweł Zagumny. Z całym szacunkiem, ale to absurd kompletny, bo to przecież GKS wygrał ten mecz w regulaminowym czasie i to ktoś z naszych siatkarzy powinien dostać tę nagrodę. Ktoś powie, no tak, ale to ostatecznie Politechnika okazała się zwycięzcą tego spotkania. Inżynierowie wygrali dodatkowego seta, a nie mecz. Dziwna interpretacja regulaminu i tyle na koniec.
Aha i jeszcze informacja, że próba pobicia rekordu Polski w największej ilości podbić piłki siatkowej oburącz sposobem dolnym w systemie jedna osoba po drugiej udała się! Co prawda z drobną pomocą naszych siatkarzy, ale próba została oficjalnie zaliczona i wynosi w tej chwili liczbę 171 odbić!
GKS Katowice – ONICO AZS Politechnika Warszawska 3:1 (25:18, 29:31, 31:29, 25:21) – „Złoty set” 12:15
GKS: Falaschi (2), Butryn (36), Krulicki (16), Pietraszko (8), Kapelus (10), Sobański (18), Stańczak (libero) oraz Fijałek (1), Van Walle, Kalembka, Stelmach (1). Trener: Piotr Gruszka.
Politechnika: Zagumny (1), Filip (20), Kowalczyk (12), Wrona (6), Samica (14), Łapszyński (2), Olenderek (libero) oraz Firlej (1), Mikołajczak, Świrydowicz (3), Halaba (17). Trener: Jakub Bednaruk. MVP: Paweł Zagumny.
Przebieg meczu:
I: 5:1, 10:6, 15:12, 20:15, 25:18.
II: 5:4, 10:6, 15:14, 20:19, 24:25, 29:31.
III: 1:5, 3:10, 11:15, 18:20, 24;25, 31:29.
IV: 5:4, 10:9, 15:13, 20;16, 25:21.
ZS: 2:3, 5:6, 6:9, 8:12, 12:15.
Piłka nożna
Losowanie PP: Koncert życzeń GieKSa.pl
Już jutro o godzinie 12:00 w siedzibie TVP Sport odbędzie się losowanie 1/8 finału Pucharu Polski. W stawce pozostało już tylko 16 drużyn: 10 ekip z ekstraklasy, 4 drużyny z I ligi, 1 z II ligi oraz 2 z III ligi. Postanowiliśmy podzielić się z Wami naszymi typami i marzeniami dotyczącymi rywala w nadchodzącej rundzie. A co przyniesie los? Zobaczymy już we wtorkowe południe.
Fonfara
Ciekawym pojedynkiem bez wątpienia byłby mecz z Polonią Bytom i możliwość spotkania Jakuba Araka, który właśnie w naszym klubie się przecież odblokował. Najgorszymi opcjami wydają się być Raków Częstochowa i Piast Gliwice, bowiem rywale o takim podejściu do piłki nożnej dodatkowo zabierają kibicom chęć przychodzenia na mecze w środku tygodnia.
Kosa
Na pewno chciałbym uniknąć (dokładnie w takiej kolejności): Górnika, Jagiellonii, Rakowa i Lecha. Z pozostałymi ekstraklasowiczami możemy zagrać, choć oczywiście preferowałbym wtedy domowe spotkanie.
Natomiast z pewnych wyjazdów, czyli wylosowania drużyn z niższych lig, to ciekawie wyglądałaby Avia (niedaleko, niska liga) oraz Polonia Bytom (lokalnie, dawno nie graliśmy). Wyjazdowicze nie obraziliby się zapewne także na Śląsk we Wrocławiu.
Ciekawostką jest to, że jeśli wylosujemy na wyjeździe Raków, Widzew, Jagiellonię lub Lechię, to… w 2025 roku zagralibyśmy aż trzy wyjazdowe spotkania z tymi rywalami.
Flifen
Najśmieszniej byłoby zagrać przeciwko Wiśle Kraków lub Pogoni Szczecin. W przypadku wygrania z jakimikolwiek kontrowersjami, z którymkolwiek z tych klubów, content na Twitterze Alexa Haditaghiego bądź Jarka Królewskiego byłby nieziemski. Natomiast pod względem poziomu sportowego i kibicowskiego dobrym losowaniem byłaby Polonia Bytom, która powinna być na spokojnie do ogrania, a i frekwencja w takim meczu nie powinna zawieść.
Misiek
Najbardziej chciałbym zagrać z Avią Świdnik lub Zawiszą Bydgoszcz lub Polonią Bytom, ponieważ to są stadiony, na których jeszcze nie byłem. Najbardziej nie chciałbym zagrać z Rakowem Częstochowa, ponieważ znów byłyby dwa mecze koło siebie w pucharze i w lidze, oraz nie widzi mi się wyjazd do Chojnic w środku tygodnia z powodu mało atrakcyjnego rywala i odległości.
Kazik
Z osobistych pobudek to Śląsk Wrocław, w zeszłym sezonie nie było mi dane tam pojechać, a teraz może się uda. Nie wiem, gdzie Polonia Bytom będzie grała ewentualnie ten mecz, ale jechać tam na ten orlik ze sztuczną trawą i granulatem niespecjalnie mi się uśmiecha… jeszcze Jakub Arak coś strzeli, a lubię go i nie chcę tego zmieniać 🙂
Marek
Przez tyle lat czekaliśmy na Puchar Polski jak na okno do Ekstraklasy z nadzieją, aby uchyliło się chociaż odrobinę i pozwoliło oddychać tym samym powietrzem co krajowa elita… Dzisiaj tuzy Ekstraklasy otwierają listę drużyn, z którymi nie chcemy grać na tym etapie. To najlepszy dowód na to, jaki skok wykonaliśmy przez ostatnie dwa lata: nomen omen lata świetlne! Z uwagi na zależności rodzinne (kuzyni z Dolnego Śląska kibicujący Śląskowi) najbardziej chciałbym trafić Śląsk na wyjeździe. U siebie zdążyliśmy zagrać i razem z kuzynami oglądaliśmy to „widowisko” na starej Bukowej. We Wrocławiu z uwagi na Święta nie mieliśmy szans się spotkać. Poza tym z uwagi na cykl „Okiem rywala” łapię kontakt z przedstawicielami innych klubów – z jednymi gorszy, z drugimi lepszy i czasem wbijamy sobie różne szpilki 😉 Tym kluczem chciałbym trafić na Widzew (pozdrawiam Michał) lub Koronę (piona Michał i marxokow). Górnik za to dopiero w finale, najlepiej na Śląskim, bo 3 maja córka ma komunię, więc logistyka byłaby łatwiejsza 😂 Rywali z niższych lig trochę się boję, z uwagi na stan boiska w grudniowe popołudnie, ale bytomski orlik powinien być wtedy jak najbardziej zdatny do użytku 😜 Tak czy inaczej, sam fakt, że w listopadzie rozmawiamy jeszcze o GieKSie w Pucharze Polski jest dla mnie powodem do uśmiechu. Czas na kolejny krok w stronę Narodowego.
Błażej
Przede wszystkim dla mnie zawsze liczy się awans, a będzie łatwiej o kolejną rundę, grając z niżej notowanym rywalem. By nie jeździć daleko, życzyłbym sobie Avię Świdnik. Polonia Bytom niby fajny rywal, ale chyba tylko jeśli mielibyśmy grać na Śląskim. Granie na Orliku w grudniu z rywalem, który dobrze się prezentuje, może nie być takie proste. Jak mamy grać z kimś z Ekstraklasy to najlepiej u siebie z Piastem. Widać po wywiadach, że trenerowi Górakowi zależy mocno by w tym roku grać w PP na wiosnę, pewnie taki cel postawili sobie przed drużyną i chcą go skutecznie realizować. Fajnie byłoby to zrealizować, bo granie na wiosnę w PP byłoby małą nowością dla nas.
Jaśka
Ja napiszę króciutko: wszyscy byle nie Górnik, mamy ostatnio złe wspomnienia z nimi odnośnie pucharu Polski.
Shellu
Na pewno nie chciałbym trafić na Wisłę Kraków. Nie dość, że mecz na wyjeździe, to jeszcze z piekielnie mocnym i rozpędzonym rywalem. Spokojnie – zmierzymy się z nimi w ekstraklasie. Zdecydowanie chciałbym też uniknąć Korony czy Górnika. Jeśli chodzi o zespoły z ekstraklasy, to nie pogardziłbym Widzewem, nawet jeśli byłby na wyjeździe. Musimy tę ekipę w końcu przełamać. Polonia Bytom i Śląsk Wrocław nie byłyby złe. Nie pogardziłbym także powrotem do Chojnic, z uwagi na ładnie położony stadion i dobre wspomnienia. A najbardziej kuriozalnym losowaniem będzie Raków na wyjeździe i dwa mecze przy Limanowskiego w grudniowym mrozie – na tym najzimniejszym stadionie w Polsce 😉
Felietony
I co, niedowiarki?
Mam satysfakcję, nie powiem. Może to i małostkowe, bo stwierdzenie „a nie mówiłem?”, często dotyczy jakichś utarczek, sporów, w których jedna strona chce coś udowodnić drugiej. Często jednak ta chęć „żeby było po mojemu” dotyczy pokazania, że coś poszło źle (tak jak przewidywałem), że ktoś nie dał rady (tak jak mówiłem). Tutaj jest inaczej. Mam satysfakcję, że zaraz po meczu z Lechem Poznań, kiedy wielu kibiców zmieszało drużynę i trenera z błotem – napisałem felieton przypominający, w jakim jeszcze niedawno byliśmy miejscu, jakie mieliśmy kryzysy i z jakiego bagna udawało nam się wygrzebać. I że teraz nie należy odtrąbiać sportowego upadku GieKSy i desperacko nawoływać do zmiany trenera. Kazimierz Greń mówił kiedyś „ruda małpo, ja jeszcze żyję”. Widziałem nie światełko, a duże światło. Widziałem, że GieKSa w końcu zaczęła grać swoje w Płocku, a i mecz z Lechem był dobry, choć przegrany. I poszło.
Oczywiście po felietonie czytałem standardowe opinie, że nie można żyć przeszłością, nie ma nic za zasługi i tak dalej. Że Górak słaby i należy go zmienić. Tyle, że ja nie pisałem o zasługach i obojętnym przechodzeniu obok porażek. Pisałem o tym, że ten trener, z tymi (niektórymi) zawodnikami był w kryzysie i potrafił z niego – nawet spektakularnie – wychodzić. I że słabszy początek sezonu, który i tak nie jest dramatyczny, bo jesteśmy „jedynie” na pograniczu strefy spadkowej, absolutnie nie jest momentem na zburzenie wszystkiego i drastyczne ruchy. Nie będę już przytaczał inwektyw w kierunku szkoleniowca i nazwijmy to – bezceremonialnego nawoływania, żeby opuścił nasz klub. Bo osoby, które wygłaszają takie tezy w taki sposób pokazują, że nie mają krzty szacunku. Nie wiem ile tych osób jest, bo mocno rozmija się to, co widzę na stadionie z tym, co w internecie. Może te moje artykuły są bezzasadne, bo może to są boty lub jakaś cyberwojna i podstawieni ludzie przez jakieś konkurujące kluby. Ale pisząc poważnie – skala tego, co w słabszym okresie GieKSy czytam w komentarzach i opiniach, jest porażająca. Na szczęście nie dotyczy to trybun.
O tym, że niektóre osoby są niereformowalne napiszę dalej. Większość kibiców bowiem się cieszy. Cieszy z tego, że od meczu z Lechem Poznań, GieKSa wskoczyła na jakieś niebywałe obroty i wygrała cztery kolejne mecze – trzy w lidze, jeden w Pucharze Polski. Jeśli chodzi o ekstraklasę to pierwszy taki wyczyn od 22 lat. W poprzednim, tak radosnym przecież sezonie, katowiczanom nie udało się triumfować w trzech kolejnych meczach. I tu dochodzimy do pewnych mitów, powielanych przez wielu. Te mity obowiązywały już na wiosnę, obowiązują i teraz.
Otóż utarło się, jaka to jesień zeszłego roku była wspaniała. Banda zakapiorów i tak dalej. GieKSa grająca z polotem, bezkompromisowo i bez kompleksów. I przede wszystkim – wygrywająca w bardzo dobrym stylu z Jagiellonią i Pogonią. I to wystarczyło by na koniec roku cieszyć się z 23 punktów. Na wiosnę pojawiły się narzekania na słabszą grę GKS, że to już nie jest taka postawa jak jesienią. Tymczasem GKS punktował na tyle solidnie, że do końca sezonu zapewnił sobie jeszcze 26 oczek i to w mniejszej liczbie spotkań, bo przecież jesienią jedno było awansem. Szybkie utrzymanie na pięć kolejek przed końcem. Ale nie – trzeba było ponarzekać, że jest słabiej.
Od początku obecnego sezonu niepokoiliśmy się o nasz zespół. GieKSa punktowała bardzo słabo i po czterech kolejkach miała na koncie tylko jeden remis u siebie z Zagłębiem. Media i wszelkiej maści specjaliści ochrzciły nas głównym kandydatem do spadku. Uwierzyli też w to chyba niektórzy kibice. Będzie ciężko wygrać choćby jeden mecz i tak dalej, bo w ogóle zobaczcie na ten świetny Radomiak. Potem było nieco lepiej i nawet katowiczanie wygrali z Arką czy tymże Radomiakiem, ale na wyjazdach nasz zespół nadal grał fatalnie i przegrał cztery mecze. To jednak ciągle powodowało zaledwie balansowanie na granicy bezpiecznej strefy i dopiero w którymś momencie GKS znalazł się pod kreską. Nie poprawiło na długo nastrojów zwycięstwo w Pucharze Polski z Wisłą Płock (może dlatego, że tak mało ludzi to widziało) i remis z płocczanami. Po porażce z Lechem wiadro pomyj się wylało.
Minęły trzy kolejki. I teraz – po czternastej serii gier i tej kapitalnej… serii – warto odnotować, że GKS Katowice ma o jeden punkt więcej niż w analogicznym momencie poprzedniego sezonu! Tak – już byliśmy wówczas i po wspomnianych triumfach z Jagą i Portowcami, byliśmy również po rozgromieniu Puszczy 6:0. I nadal mieliśmy punkt mniej niż teraz. Więc ja się pytam – do czego my porównujemy i dlaczego mityzujemy poprzednią jesień. Tak – była pełna emocji i kapitalnych wrażeń. Ale patrzmy przede wszystkim na matematykę. I w żadnym wypadku nie chodzi mi o to, by teraz tamten okres zdewaluować. Chodzi o to, by się teraz otrząsnąć i spojrzeć na obecną sytuację bardziej rzetelnie. A wygląda to tak, że na początku sezonu było fatalnie, potem trochę lepiej, ale nadal źle, w końcu pojawiły się nadzieję na lepsze jutro w grze, choć jeszcze niekoniecznie w wynikach. Ale te też przyszły i wystarczyły dwa tygodnie od Motoru do Niecieczy, aby obecną sytuacją prześcignąć punktowo tamtą jesień. I dodać bonus w postaci Pucharu Polski.
Na całokształt wpływają poszczególne mecze, jak i cała runda. Ale wpływają także serie. I tak się składa, że rok temu w tym momencie byliśmy po remisie ze słabym Śląskiem oraz porażkach z Legią i Koroną Kielce, do tego po wtopie z Unią Skierniewice. To był najgorszy moment rundy, a pewnie i całego sezonu. Teraz wydaje się – miejmy nadzieję – że najgorszy punktowo okres mieliśmy we wrześniu. Ale te składowe rok temu i teraz sumują się na lekki plus obecnego sezonu. Oczywiście jest to dynamiczne – bo za kolejkę może się ten bilans zmienić. Rok temu w piętnastej serii wygraliśmy z Cracovią. Teraz gramy z Piastem.
Jednak wczoraj – o zgrozo – zobaczyłem kolejne komentarze. Halloween ma swoje przerażające prawa. I tu mi ręce i witki opadły już zupełnie. Może byłem naiwny, ale chyba jednak łudziłem się, że niektórych da się zadowolić. W trakcie meczu w Niecieczy, po pierwszej połowie, widziałem kolejne lamenty, jak to GKS nie ma pomysłu na grę i dał się zdominować. Boże… po trzech zwycięskich meczach, przy prowadzeniu do przerwy na wyjeździe z bezpośrednim rywalem do utrzymania, jeden czy drugi płacze w necie, że GKS dał się zdominować Termalice. Pamiętajcie panowie piłkarze i trenerzy – nie możecie się nisko bronić. Musicie ciągle bez ustanku atakować, być na połowie rywala, najlepiej mieć posiadanie piłki w okolicach 80 procent. Wtedy kibic GKS będzie zadowolony. A jeśli taka Termalica nas przyatakuje – bijmy na alarm. To nic, że niecieczanie mieli na tyle niewiele jakości, że jakoś szczególnie nie zagrozili bramce Strączka. Ważne, że okresowo mieli trochę więcej piłki na naszej połowie, oddali kilka strzałów z dystansu czy wątpliwej jakości strzały z pola karnego, które chyba z litości statystycy zsumowali do xG 1,70, bo nijak nie miało się to do obrazu tych uderzeń i rzeczywistego zagrożenia.
Utrata kontroli to była w Lublinie. Utrata była w końcówce w Łodzi. Tutaj – z perspektywy trybuny – nie miałem jakiejś wielkiej obawy o nasz zespół. Taką obawę miewam często, tym bardziej, że na stadionie dynamikę rywala odbiera się jakoś bardziej niż w telewizji. Więc bałem się jak cholera, że Korona w końcówce wyrówna, bałem się trochę, że do remisu doprowadzi ŁKS. W Niecieczy tego stresu nie miałem. Oczywiście różne rzeczy się w piłce dzieją i jak pisałem ostatnio – GKS lubi coś zmajstrować – ale widziałem dużo pewności w poczynaniach defensywnych naszych zawodników, którym najwidoczniej coś „kliknęło” i przestali robić głupie błędy. Za głowę złapałem się tylko raz – gdy Marcel Wędrychowski zrobił Marcela Wędrychowskiego, czyli poszedł bez głowy ze swojego pola karnego i stracił piłkę, po czym była groźna sytuacja. No dobra, kręciłem też głową przy Rafale Strączku, który musi trochę lepszym klejem smarować rękawice, bo ten obecnie używany jest chyba przeterminowany i nie ma właściwości klejących. Poza tym jednak golkiper swoje strzały wybronił, a obrona spisała się na tyle dobrze, że bez większych błędów zaliczyła drugie z rzędu czyste konto w lidze.
W porównaniu z tym co było na początku sezonu, obecnie jest ekstremalnie dobrze. Zróbmy eksperyment myślowy. Wyobraźmy sobie, że taka Legia wygrywa na wyjeździe z Motorem 5:2, u siebie z Koroną 1:0, na wyjeździe w Niecieczy 3:0 i z tym ŁKS w Pucharze Polski 2:1. Może nie byłoby wybitnych zachwytów, ale w Warszawie wszyscy byliby zadowoleni. Mateusz Borek z uznaniem mówiłby, że Legia w końcu złapała dobry, solidny rytm i temu czy tamtemu trenerowi przy Łazienkowskiej należy dać spokojnie pracować. A gdyby na przykład te wyniki osiągnął Piast, Radomiak czy Arka? Wtedy jestem pewien, że kibice GKS spoglądaliby z zazdrością i mówili – czemu u nas nie może się stworzyć taka efektowna i skuteczna ekipa?
Trener i drużyna po raz kolejny udowadniają, że można na nich liczyć i potrafią się wygrzebać z mniejszych czy większych tarapatów. Widać, że to extra ekipa ludzi wiedzących, co mają robić. Ale nie tylko chodzi tu o piłkarzy. Można odnieść wrażenie, że i trenerzy odnaleźli swoje miejsce na ziemi i ta ekipa to naprawdę Sztab przez duże „S”. Rafał Górak dobrał sobie tych ludzi i razem z nimi przechodził trudne czasy. Dariusz Mrózek, Dariusz Okoń, Marek Stepnowski czy Jarosław Salachna oraz cała reszta nie-piłkarzy w drużynie robią świetną robotę, która skutkuje tym, że – mimo że czasem jest ciężko – GKS wychodzi na prostą. To oni wyprowadzają GieKSę na prostą w naprawdę trudnych okolicznościach, w tych trudach ekstraklasy, w której poziom się podnosi permanentnie, a GKS – z tymi samymi ludźmi – jeszcze niedawno był w piłkarskiej otchłani.
Dalej mogę nawiązać do czasów pierwszej ligi i zapytać – czy jeszcze dwa lata temu spodziewalibyśmy się, że GKS rozegra dwa mecze z rzędu na wyjeździe wygrywając różnicą trzech bramek? Przecież w dwóch ostatnich sezonach w pierwszej lidze w sumie były tylko trzy takie mecze. Czy spodziewalibyśmy się, że w jakiejkolwiek konfiguracji (zaległe mecze, środek kolejki) będziemy w tabeli nad Legią? Przecież bralibyśmy to absolutnie w ciemno.
Trener mówił o tym, jaki mecz z Lechem był w jego oczach dobry. Wiadomo, że liczy się wynik, ale już w poprzednich sezonach w gorszych momentach twierdził, że widzi dobrą grę i to powinno zacząć przynosić punkty. Dokładnie to samo przerabiamy teraz. GKS we wcześniejszych meczach potracił punkty czasem tam, gdzie nie powinien. Teraz to się wszystko wyrównuje, choć każde ostatnie zwycięstwo jest zasłużone, no – może z Koroną z przebiegu bardziej adekwatny był remis, ale zawsze mówię, że jeśli w takim meczu któraś drużyna wygra jedną bramką – to jest to jednak zasłużone.
Tabela jest niebywale spłaszczona. GieKSa w trakcie kolejki podskoczyła aż o pięć miejsc. Wiadomo, że ktoś nas wyprzedzi, choć… nadal jeszcze my możemy też przeskoczyć Pogoń czy Raków, bo tam liczy się bilans bramkowy. Najważniejsze w tym momencie jest zyskiwać przewagę nad drużynami ze strefy spadkowej oraz nie dawać odskoczyć innym w pobliżu. W meczach o sześć punktów katowiczanie wygrali z Motorem i Termaliką, zdobyli też bonusowe trzy oczka z Koroną. Mamy już dużą przewagę nad Piastem i Termaliką, a jeśli w kolejnym spotkaniu nasz zespół wygra z ekipą z Gliwic – możemy mieć dwie drużyny odsadzone już tak daleko, że tylko kataklizm będzie mógł doprowadzić do tego, żeby GieKSę dogoniły.
Poświęcę jeszcze dwa słowa piłkarzom. Defensywa naprawdę zrobiła się solidna, nie robi już głupich błędów, piłkarze grają pewnie i odpowiedzialnie. Po raz kolejny chcę wyróżnić Lukasa Klemenza, nie tylko za gola, bo to oczywiście ważny dodatek, ale za postawę w defensywie. Zawodnik gra twardo, z poświęceniem i odpowiedzialnie. Dobrze się na to patrzy. Marten Kuusk też swoje robi. Obrona zrobiła progres i to jest kluczowe w osiąganiu dobrych wyników.
Walczy o to swoje miejsce Marcel i mam nadzieję, że w końcu strzeli swojego upragnionego gola. Kacper Łukasiak też próbuje, próbuje się wstrzelić od początku sezonu, ale jeszcze nie może. Natomiast patrząc na to, że dublet zaliczył Eman Marković, który w końcu dał efekt, myślę, że dwójka „szczecinian” wkrótce również trafi do siatki.
O Panu Piłkarzu Bartku Nowaku to za chwilę stanie się nudne, żeby pisać. Zawodnik po prostu co mecz daje takie piłki, że naprawdę można się zastanawiać od ilu lat to najlepszy piłkarz w barwach GKS Katowice. W poprzednim sezonie zawodnik miał trochę przebłysków, dawał już takie „ciasteczka”, ale często mieliśmy zastrzeżenia, że za rzadko. A teraz co mecz po prostu wiąże krawaty na ekstraklasowych boiskach. Teraz po prostu będzie dla mnie szokiem, jeśli trener Jan Urban nie powoła go do reprezentacji. Jestem pewien, że Bartek na najbliższe zgrupowanie kadry pojedzie!
Trochę błędów nasz sztab popełnił – nikt bezbłędny nie jest. Postawienie na początku sezonu i oparcie ataku na Macieju Rosołku i Aleksandrze Buksie to była fatalna decyzja. To jednak odróżnia nasz sztab od innych, że szybko reagują. O Macieju i Aleksandrze nikt już nie pamięta, choć wiadomo Rosołek zmaga się z urazami. Natomiast teraz jedyną i słuszną koncepcją w ataku jest Adam Zrelak i Ilja Szkurin. Na Adama trzeba chuchać i dmuchać, bo to świetny piłkarz i znów miał udział przy golu. A Ilja jako zmiennik i strzela bramki, i asystuje – tak jak przy drugim trafieniu Markovića. Do tego naprawdę miło widzieć, jak zawodnik się cieszy po golach i meczach – powtórzę to, co po ŁKS – mam nadzieję, że Białorusin znalazł swoje piłkarskie miejsce na ziemi.
Oczywiście sezon trwa i w piłce nic – w tym przede wszystkim forma – nie jest dana raz na zawsze. Poza tym to tylko i aż sport. Statystyka też robi swoje. Więc może się zdarzyć tak, że GKS z Piastem nie wygra. Bo zagra słabszy mecz, bo coś nie wyjdzie, bo dostaniemy czerwoną kartkę, czy właśnie zadziała statystyka, w której cztery zwycięstwa z rzędu w lidze to jakaś anomalia. Należy się z tym liczyć i nie wpadać znów w minorowe nastroje w przypadku braku wygranej. Przede wszystkim liczy się trend. Wiadomo, że wszystkiego się nie wygra, ale chodzi o to, by wygrywać dość często i przegrywać dość rzadko. Wtedy naprawdę wszystko będzie w jak najlepszym porządku.
Jednak to GieKSa jest w gazie, a Piast ma swoje potężne problemy. Piast gra o życie i o to, by nie stać się takim Śląskiem z zeszłego sezonu, który tak okopał się na ostatnim miejscu, że nawet bardzo dobre wyniki na wiosnę nie uchroniły wrocławian przed spadkiem. Nóż na gardle to jednak jedno, a drugie to po prostu obecna forma, mental i jakość piłkarska. Gliwiczanie grają po prostu bardzo źle i na ten moment piłkarsko to GKS jest o dwie klasy lepszy. Jeśli nasz zespół utrzyma swoją dyspozycję, będziemy faworytem w tym spotkaniu. Tylko ten ciężar trzeba unieść.
GKS wytrzymał fizycznie i piłkarsko tę siedmiodniówkę świetnie. Były zwycięstwa, była jakość, nie było słaniania się na nogach. Logistycznie, kadrowo i realizacyjnie – majstersztyk. Zadanie nie tylko piłkarzy, ale przede wszystkim trenerów i sztabu medycznego zostało wykonane celująco.
Doceniajmy więc cały czas to, co mamy, bo mamy ekipę fajnych ludzi, którzy walczą na tej piłkarskiej wojnie zarówno w pokojach trenerów, w szatni, jak i na boisku. Nie ma ani jednego powodu, by w przypadku słabszych meczów dokonywać gwałtownych ruchów i postponować zespół w komentarzach w internecie. Ta drużyna zasługuje na to, by ją wspierać. I rozwija się na naszych oczach, mimo że momenty są ciężkie. Grajmy. Kibicujmy. Projekt GKS Katowice Rafała Góraka trwa w najlepsze.
A zabawa kibiców i piłkarzy po wygranych meczach to coś, co jest jedną z kwintesencji i esencji piłki. Na trybunach, jak i na boisku – wzór. Piłkarze grają tak, jak kibice dopingują i odwrotnie. Dostroili się do siebie i pięknie to się odbywa z meczu na mecz.
Mamy dobry czas. Piękna jest ta ekstraklasa.
Galeria Piłka nożna
Coraz bliżej… Narodowy
Zapraszamy do galerii z wyjazdu do Łodzi. GieKSa po bramkach Jędrycha i Szkurina zapewniła sobie awans do 1/8 STS Pucharu Polski.





Najnowsze komentarze