Dołącz do nas

Siatkówka

Kolejny tie-break i kolejny przegrany przez GKS

Avatar photo

Opublikowany

dnia

W porównaniu do ostatniego meczu, GKS przystąpił do gry bez zmian w wyjściowej szóstce, natomiast goście zmienili rozgrywającego, gdzie Macieja Gorzkiewicza zastąpił doświadczony Grzegorz Łomacz.

Pierwszy punkt w tym spotkaniu zdobył atakiem ze skrzydła Serhij Kapelus, a wyrównał najlepiej punktujący w lidze na pozycji atakującego Łukasz Kaczmarek. Udany atak z drugiej linii Rafała Sobańskiego oraz skuteczny blok Tomasza Kalembki na Marcusie Boehme dały pierwsze dwupunktowe prowadzenie GieKSie (3:1). Dwa błędy własne, zepsuty serwis Kalembki oraz autowy atak Sobańskiego i rewanż Boehme na siatce, który zablokował Sobańskiego, tak oto z przewagi pozostały wspomnienia (5:6). Po słabszym okresie gry w wykonaniu GKS-u, zespół podrywa do walki Karol Butryn, wpierw atakując po bloku rywali, a potem udanie kończąc kontrę, do tego Krulicki posłał asa serwisowego i zdawało się, że wszystko wracało do normy (10:8). Blok Butryna na Puparcie (12:9), zmusił trenera gości do wzięcia pierwszego czasu w meczu. Następny fragment spotkania to gra punkt za punkt, zakończony kolejnym blokiem GKS-u, tym razem Krulicki zablokował Taehta (17:14). Cuprum za sprawą dwóch z rzędu skutecznych ataków Kaczmarka odrobiło straty (17:16) i tym razem Piotr Gruszka musiał wykorzystać przerwę na żądanie. Po niej Kapelus zablokował Kaczmarka i gra GieKSy znów stanęła. Dobry okres gry lubinian – skuteczne akcje Kaczmarka, Gunii oraz Taehta – wyprowadził gości na prowadzenie 19:20. Niemoc katowiczan przerwał dopiero Butryn atakiem po bloku w aut, a poprawił skuteczną kontrą (21:20) znów odwracając prowadzenie. Wyrównał Taeht atakiem z drugiej linii, a potem Pupart wykorzystał kontrę i sinusoidy ciąg dalszy (21:22). Kalembka wykorzystał atak ze środka, a następnie Tomasz posłał asa (23:22), więc to znów GKS miał oczko więcej. W kolejnej akcji Butryn zablokował atak Puparta (24:22) i mieliśmy pierwszą piłkę setową, którą wybronił kiwką Kaczmarek. Po time oucie drugą piłkę setową wykorzystał Sobański atakiem po rękach rywali w aut (25:23).

 

Druga partia fatalnie zaczęła się dla GKS-u, bo mieliśmy duże problemy ze skończeniem własnych akcji. A lubinianie spokojnie nas punktowali, a to Gunia i a to Boehme ze środka, a to Kaczmarek posłał asa, a to Boehme zablokował Butryna i do tego autowy atak Kalembki (1:5). Przerwa na żądanie Piotra Gruszki miała za zadanie wstrząsnąć naszym zespołem. Po błędzie rozegrania Falaschiego, dopiero pierwszy punkt po własnej skutecznej akcji za sprawą Kapelusa zanotował GKS przy wyniku 2:6. Niemoc w grze katowiczan trwała w najlepsze, a Cuprum spokojnie punktował dalej za sprawą skuteczności Boehme, Taehta oraz Kaczmarka i dopiero atak z przechodzącej piłki Krulickiego dał punkt po własnej akcji (5:12). Zdenerwowany Piotr Gruszka zmienił rozgrywającego, wpuszczając na parkiet Macieja Fijałka. Na niewiele się to zdało, bo przewaga gości rosła coraz bardziej. Efektowna kiwka Taehta dała już ogromną przewagę lubinianom (7:17). Kolejne zmiany dawały tylko możliwość dogrania tej partii, bo trudno było liczyć na odrobienie takich strat. Fragment gry w meczu punkt za punkt i pojedyncze akcje Sobańskiego, Van Walle oraz Błońskiego, to wszystko na co mogliśmy liczyć w tej końcówce (13:23). Autowy serwis Fijałka oraz błąd podwójnego odbicia (13:25) dopełniły czarę goryczy.

Po dziesięciominutowej przerwie w pierwszej akcji Gunia zablokował Michała Błońskiego, a Igor Grobelny skuteczny z drugiej linii, potem Butryn dobrze uderzył po skosie (1:2). Skuteczne ataki Kaczmarka oraz Grobelnego i as Taehta (1:5) i gra GieKSy dalej wyglądała bardzo źle. Piotr Gruszka natychmiast zareagował przerwą na żądanie! Nic to nie dało, bo akcje Gunii oraz Taehta dały następne punkty gościom (1:7) i zaczęły się kolejne roszady w składzie. Van Walle zmienia Butryna, Fijałek zmienia Falaschiego, potem jeszcze Pietraszko zmienia Kalembkę, a gra GKS-u wciąż była słaba. Po ataku Grobelnego zrobiło się już 4:12! Fragment seta, gry punkt za punkt doprowadziły do wyniku 10:17. Trzy błędy własne gości z rzędu, Gunii w zagrywce oraz dwa ataki Kaczmarka dały małą nadzieję, na powalczenie jeszcze w tym secie (13:17). Niestety nie potrafiliśmy skorzystać z prezentu gości i potem zrewanżowaliśmy się tym samym, za sprawą zepsutej zagrywki Pietraszki oraz błędowi w ataku Sobańskiego (14:21). Van Walle i Błoński niwelują troszkę straty (16:22), a Kaczmarek i Gunia dopełniają dzieła (18:25).

 

Czwarty set zaczął od skutecznej akcji Grobelny, a wyrównał atakiem ze środka Kalembka. Gunia również dobrze na siatce, a potem zablokował Błońskiego (1:3), czyżby powtórka z rozrywki? Autowy atak Kaczmarka oraz as serwisowy Butryna dały w końcu remis po 4 i możliwość gry na styku z rywalem, co ostatnio miało miejsce w… pierwszym secie! Świetny atak Kapelusa ze skrzydła po prostej dał kolejny remis, po 6, ale potem świetna seria trzech ataków z rzędu Roberta Taehta i goście znów odskakują (7:9). Skuteczne ataki Błońskiego oraz Butryna, przeplatane akcjami Kaczmarka dały po punkcie obu drużynom (9:11). Po time oucie dla Piotra Gruszki, Kaczmarek uderzył w aut, a Pietraszko atakiem ze środka doprowadził do remisu po 11. Tym razem przerwa na żądanie dla Gheorghe Cretu dobrze wpłynęła na zespół gości i po akcjach Grobelnego oraz Taehta i autowym uderzeniu Butryna, Cuprum znów przejęło inicjatywę (12:14). Okres gry punkt za punkt kończy skuteczny atak Gunii (15:18), a po nim dwie akcje Van Walle (17:18) zmusiły trenera gości do wzięcia drugiego czasu w tym secie. Wreszcie skuteczny blok Pietraszki na Taehcie dał remis po 19, potem ponownie Paweł akcją na siatce wyrównał na po 20. Błąd zagrywki Błońskiego i as serwisowy Boehme pozwoliły znów odskoczyć rywalom (20:22). Po czasie dla Piotra Gruszki, zagrywkę zepsuł Boehme, ale potem Grzegorz Łomacz kiwa z drugiej piłki i na dokładkę Van Walle zaatakował w aut (21:24). Pierwszą piłkę meczową dla Cuprum wybronił skutecznym atakiem po skosie Van Walle, a potem dwa ataki z rzędu Taehta wylądowały na aucie i mieliśmy remis po 24! Niemoc gości przełamał Kaczmarek, a czwartą piłkę meczową obronił skutecznym atakiem Kapelus (25:25). Grobelny obił nasz blok, następnie piątą piłkę meczową wybronił Błoński atakując po rękach rywali (26:26). Ponownie skuteczny Grobelny dał przewagę gościom, ale szóstą piłkę meczową podarowali nam przeciwnicy za sprawą autowej zagrywki Kaczmarka (27:27). W następnej akcji popisał się Butryn kończąc kontrę, a pierwszą piłkę setową dla GKS-u od razu wykorzystał Karol posyłając asa serwisowego (29:27) i tak oto urwaliśmy się ze stryczka.

Tie-break zaczął Gunia blokiem na Butrynie, a Łomaczowi sędziowie odgwizdali błąd rozegrania (1:1). Kaczmarek zaatakował w aut, ale potem się poprawił skuteczną kiwką (2:2). Butryn przedarł się przez blok lubinian, następnie Błoński myli się na zagrywce (3:3). Gunia i Pietraszko powielają błędy serwisowe, a Łomacz zablokował Kapelusa (4:5). Ukrainiec zrewanżował się skutecznym atakiem po skosie, a Falaschi zepsuł serwis (5:6). Taeht skończył przechodzącą piłkę i czas wziął trener GKS-u, a po przerwie Butryn zaatakował w aut (5:8). Butryn uderzył po bloku w aut, po czym Boehme skuteczny na środku, ale za to Niemiec psuje zagrywkę (7:9). As serwisowy Kalembki i czas na żądanie dla gości, a po nim Taeht trafił po prostej (8:10). Sobański lepszy w przepychance na siatce, u gości przypomniał się Kaczmarek (9:11). Gunia w kolejnej akcji zablokował Butryna (9:12) i drugi czas dla Piotra Gruszki. Po przerwie goście popełnili błąd dotknięcia siatki, a potem Gunia był skuteczny na środku (10:13). Butryn znów obił blok przeciwników, ale skuteczny Grobelny doprowadził gości do kolejnej piłki meczowej (11:14). Siódmą piłkę meczową wybronił kiwką w drugiej piłki Fijałek, ale chwilę potem Maciej przy ósmej, zepsuł zagrywkę (12:15), szkoda… tak przegranego meczu.

 

GKS Katowice – Cuprum Lubin  2:3 (25:23, 13:25, 18:25, 29:27, 12:15)

GKS: Falaschi, Butryn (16), Krulicki (5), Kalembka (5), Kapelus (8), Sobański (7), Stańczak (libero) oraz Fijałek (2), Van Walle (8), Pietraszko (4), Błoński (7), Stelmach, Mariański (libero). Trener: Piotr Gruszka. 
Cuprum: Łomacz (3), Kaczmarek (19), Boehme (11), Gunia (10), Pupart (3), Taeht (24), Rusek (libero) oraz Gorzkiewicz,  Michalski, Grobelny (11). Trener: Gheorghe Cretu.  MVP: Robert Taeht.

 

Przebieg meczu:
I:  5:3, 10:8, 15:12, 19:20, 25:23.
II:  1:5, 3:10, 6:15, 10:20, 13:25.
III:  1:5, 3:10, 7:15, 14:20, 18:25.
IV:  4:5, 8:10, 13:15, 19:20, 24:25, 29:27.
V:  3:2, 5:6, 6:9, 9:12, 12:15.

 

GKS-Cuprum 1

 

GKS-Cuprum 2

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Popłynęli w Szczecinie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W niedzielne popołudnie piłkarze GKS-u Katowice pojechali na wyjazdowe spotkanie do Szczecina w ramach 27. kolejki PKO BP Ekstraklasy. W wyjściowej jedenastce doszło do czterech zmian i od pierwszej minuty zagrali Szymczak, Kuusk, Drachal i Gruszkowski.

Pierwszą połowę zaczęli zawodnicy GieKSy, ale nie stworzyli realnego zagrożenia. W trzeciej minucie Filip Szymczak wyszedł sam na sam z bramkarzem i mimo tego, że i tak był na spalonym, to nie zdołał pokonać Cojocaru. Chwilę później Alan Czerwiński ruszył prawą stroną boiska aż do linii końcowej i wrzucił piłkę w pole karne. Obrońca gospodarzy strącił futbolówkę wprost pod nogi Oskara Repki, który pokusił się o strzał zza pola karnego, ale został on zablokowany. Pierwszy kwadrans spotkania nie porwał piłkarsko, ale GieKSa częściej zapędzała się pod bramkę Pogoni i dłużej utrzymywała się przy piłce. W 15. minucie Kudła źle wybił piłkę i zrobiło się groźnie pod bramką GieKSy, na szczęście nasz bramkarz zdołał się zrehabilitować i wybronił strzał Kolourisa. Chwilę później znów Pogoń była bliska zdobycia bramki, ale zawodnik gospodarzy uderzył niecelnie. W 19. minucie zrobiło się sporo zamieszania w polu karnym Cojocaru, gdy Mateusz Kowalczyk delikatnie trącił piłkę głowa, zmieniając jej tor lotu, ale nic z tego nie wyszło. W kolejnych minutach gra przeniosła się głównie w środkową strefę boiska i żadna drużyna nie była w stanie skonstruować składnej akcji. W 33. minucie Koutris przeniósł piłkę nad bramką Kudły, uderzając lewą nogą. Chwilę później Drachal był bliski zdobycia bramki, ale w ostatnim momencie piłka mu odskoczyła. W 42. minucie Loncar uderzył głową z bliskiej odległości, ale Kudła zdołał ją wybić końcówkami palców. Po wznowieniu z rzutu rożnego Dawid Drachal chciał oddalić zagrożenie i w momenciem gdy wybijał piłkę, to podbiegł Kurzawa, który dostał prosto w skroń i potrzebował pomocy medycznej. W doliczonym czasie pierwszej połowy Gruszkowski rzucił się, aby zablokować strzał Koutrisa i piłka niefortunnie odbiła mu się od ręki. Po długiej przerwie i analizie VAR sędzia wskazał na jedenastkę, którą  pewnie wykorzystał Koulouris. Po tej bramce arbiter zakończył pierwszą połowę.

Na drugą połowę GieKSa wyszła w takim samym składzie, natomiast w drużynie Pogoni doszło do jednej zmiany. Po czterech minutach drugiej połowy Koulouris znów wpisał się na listę strzelców – tym razem pokonał Kudłę z bardzo bliskiej odległości, a piłkę wrzucił Kamil Grosicki, który przepchał i objechał bezradnego Alana Czerwińskiego. W kolejnych minutach GieKSa, chcąc odrabiać straty, odsłoniła się jeszcze bardziej, co próbował wykorzystać Wahlqvist, ale uderzył bardzo niecelnie. Po upływie godziny gry trener Rafał Górak pokusił się o potrójną zmianę. Na boisko weszli Błąd, Bergier i Galan. Chwilę późnej Arkadiusz Jędrych wpuścił swojego bramkarza na minę. Źle obliczył odległość do Kudły i zagrał zbyt lekko i niedokładnie do tyłu. Kudła musiał opuścić bramkę, aby ratować sytuację i po serii niefortunnych podań piłka trafiła pod nogi Grosickiego, jednak jego strzał został zablokowany przez naszego bramkarza. W 68. minucie Sebastian Bergier wyszedł sam na sam z bramkarzem, ale nie trafił w światło bramki, była to idealna okazja na złapanie kontaktu. Chwilę później Loncar został sfaulowany przez Kuuska, ale sędzia puścił akcję i do piłki dobiegł Sebastian Bergier, który zaliczył… soczysty upadek. W kolejnych minutach gra zrobiła się bardzo rwana i było dużo niedokładności w obu zespołach. W 82. minucie Kacper Łukasiak pokonał Dawida Kudłę strzałem na dalszy słupek. Warto zaznaczyć, że ten zawodnik wszedł na boisko… minutę wcześniej. Pięć minut później Koulouris trzeci raz wpisał się na listę strzelców, pokonując Kudłę strzałem na długi róg. Chwilę później sędzia zakończył spotkanie.

6.04.2025, Szczecin
Pogoń Szczecin – GKS Katowice 4:0 (1:0)
Bramki: Koulouris (45-k, 49, 87), Łukasiak (82).
Pogoń Szczecin: Cojocaru – Wahlqvist, Loncar, Borges, Koutris (86. Lis), Gamboa, Ulvestad, Kurzawa (80. Smoliński), Przyborek (46. Wędrychowski), Grosicki (81. Łukasiak), Kolouris (88. Paryzek).
GKS Katowice: Kudła – Gruszkowski (62. Galan), Czerwiński, Jędrych, Kuusk (80. Komor), Wasielewski – Drachal (62. Błąd), Kowalczyk, Repka, Nowak (88. Marzec) – Szymczak (62. Bergier).
Żółte kartki: Kowalczyk.
Sędzia: Paweł Raczkowski (Warszawa).
Widzów: 19 938.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Nie schodźcie z obranej drogi

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Co GKS Katowice wraca na swój stadion po nieudanym wyjeździe to wygrywa. Podobnie było tym razem. Po wysokiej porażce w Szczecinie (choć zbyt wysokiej patrząc na samą grę), katowiczanie mieli zmierzyć się z walczącą o życie Puszczą Niepołomice.

W końcówce sezonu takie mecze zawsze są trudniejsze niż – po pierwsze wcześniej, a po drugie – niż wskazywałaby na to tabela. Zazwyczaj drużyny z dołu się po prostu budzą – wcześniej czy później. Nie zawsze i nie wszystkie – te które pobudki nie zrobią lub nie zrobią jej odpowiednio wcześnie – spadają z ligi. Mamy w tym sezonie aż nadto przykładów. Obudziła się Korona – na samym początku rundy wiosennej – i dziś jest praktycznie pewna utrzymania. Niedawno na wysokie obroty wskoczył Radomiak – i choć przegrał ostatnio dwa mecze – również ma niezłą pozycję w tabeli, a przecież startowali od 0:5 do przerwy w Białymstoku. Skazywane na pożarcie Zagłębie Lubin wygrało dwa mecze i znacząco poprawiło swoją sytuację. A Śląsk Wrocław? Ci to dopiero zaczęli grać. Zagrzebani na ostatnim miejscu, pod wodzą Alana Simundzy zaczęli punktować aż miło i po wielu, wielu kolejkach w końcu osiemnaste miejsce opuścili i są na styku jeśli chodzi o bezpieczną strefę!

Zamieszana w walkę o utrzymanie Puszcza również czeka na to przebudzenie. Był jeden moment, w którym wydawało się, że podopieczni Tomasza Tułacza wskoczyli na właściwe tory. Mowa o wygranej w Gdańsku 2:0. Ta wygrana z zespołem z dołu tabeli, ale też dobrze wówczas grającą Lechią, była pewna i wydawało się, że Puszcza może stać się takim Radomiakiem czy Koroną. Nic z tych rzeczy. Co prawda potem zdarzyło się jeszcze zwycięstwo z Piastem, ale poza tym było słabiutko. Sytuację mógł też trochę uratować Puchar Polski, gdzie niepołomiczanie wygrali na Konwiktorskiej, ale potem Pogoń zmiotła ich w półfinale. Tym motywacyjnym drygiem mógł być też uratowany w doliczonym czasie gry z Rakowem remis. Nie wyszło. Puszcza przegrała w Katowicach i choć jest minimalnie nad kreską, czeka ich niebywała i ciężka batalia o pozostanie w lidze. Za tydzień grają z niezłym Radomiakiem, potem mają Pogoń i Lecha, będą też bezpośrednie potyczki ze Stalą i Śląskiem. Oj, nie będzie u Żubrów nudno.

To jednak problemy naszych ligowych rywali. GieKSa z tą walczącą o życie drużyną sobie poradziła i to przegrywając do przerwy. Nawet trener Tułacz – zasadniczo nieszczędzący swoim podopiecznym słów krytyki – dziwił się, że nie było aż takiej determinacji. Za to w Lidze Plus eksperci mówili, że z Puszczą narzucającą swój styl gry, przejąć tę rolę jest trudno – a GieKSie się to udało. Nie da się ukryć, katowiczanie zdominowali rywali i w tym kontekście był to jeden z najlepszych meczów w tym sezonie – no, powiedzmy druga połowa, bo do pierwszej można się przyczepić.

To był pierwszy mecz w obecnych rozgrywkach, w którym GieKSa przegrywała i przechyliła szalę zwycięstwa na swoją korzyść. W 28. kolejce. Dla porównania powiedzmy, że w ostatnich pięciu meczach poprzedniego sezonu, taka sytuacja miała miejsce… trzy razy (z Polonią, Tychami i Wisłą). Dlatego nawet jeśli taka sytuacja zdarza się raz na jakiś czas, to jednak tyle meczów bez odwrócenia ich losów to sporo. W drugą stronę mieliśmy to trzy razy – z Legią, Koroną i Motorem. A jedynymi drużynami, które pozostają bez przechylenia szali na swoją korzyść są Piast, Puszcza, Śląsk, Lechia.

Żeby dołożyć łyżeczkę dziegciu co do wczorajszego spotkania, to trzeba przyznać, że do pewnego momentu aspirowało ono do jednego z najbardziej frustrujących w tym sezonie. Mam tu na myśli taką niemoc, pewnego rodzaju bezsilność, która – wydawało się – może mieć miejsce. Bo jak przegrywaliśmy wysoko, to GieKSa była ewidentnie słabsza. Jak przegrywaliśmy mecze, których nie powinniśmy przegrać, bo graliśmy dobrze, była irytacja i złość. Ale wczoraj to było jeszcze coś innego. GieKSa niby atakowała, niby stwarzała sytuacje, ale ostatecznie wszystko szło w ręce Komara, ewentualnie było niecelne, tak jak strzał Dawida Drachala z początku meczu. Dodatkowo było widać dużą determinację i dynamikę. To nie był chodzony mecz. Z jednej strony można było myśleć, że taka gra daje szansę na pozytywny rezultat, z drugiej te wykończenia były dość mizerne. No i przede wszystkim Puszcza prowadziła po naszym dość dużym błędzie. Więc trzeba było zdobyć nie jedną, a dwie bramki. Niewiadomą było, jak się to wszystko potoczy.

Ta łyżka dziegciu się zdematerializowała, bo ostatecznie GKS w drugiej połowie grał podobnie jak w pierwszej, a dodatkowo wzmocnił ten sposób gry i w końcu zaczęło wychodzić. Czyli wchodzić. Trzy bramki zdobyte po przerwie mają swoją wymowę. Najpierw Alan Czerwiński dosłownie wypatrzył Sebastiana Bergiera, który po prostu nie mógł tego zmarnować. Potem swoje firmowe zagranie zaliczył Bartosz Nowak i Bergi a la „Franek – łowca bramek” (skoro jesteśmy już przy wiślackich porównaniach trenera) podcinką trafił do siatki. Mało się mówi o trzecim golu, a to co zrobił Marcin Wasielewski przecież było bardzo klasowe. Minął rywala delikatnym podbiciem piłki, a potem to podbicie powtórzył nad bramkarzem, wystawiając piłkę do pustej bramki. To było doprawdy doskonałe i jeśli mówimy o Tsubasie Dawida Drachala w jego kapitalnej akcji w pierwszej połowie, to nie można tego japońskiego bohatera kreskówek nie przyrównać do Wasyla, przy czym Wasyl zrobił to błyskawicznie, a nie jak Tsubasa biegł z piłką przez boisko przez pół odcinka okrążając niemal całą kulę ziemską 😉

Swój sposób gry – to było coś, co trener powtarzał w rundzie jesiennej. Można powiedzieć, że jesienią to wychodziło w bardziej spektakularny sposób, choć nadal musimy pamiętać, że dawało to mniej punktów niż obecnie. Ale pod względem wizualnym, spotkanie z Puszczą rzeczywiście pokazało bardzo dużą dominację nad rywalem.

GieKSa jest w środku tabeli dlatego, że… nie zawsze nam wychodzi. Bartosz Nowak ma potencjał na to, by dawać jeszcze więcej. I ostatecznie coś mu w tych meczach zawsze wyjdzie – jakieś idealne podanie i asysta – bo to po prostu bardzo jakościowy zawodnik. Ale tu może być jeszcze lepiej. Sebastian Bergier nastrzelał już trochę tych bramek, ale ich też może być jeszcze więcej. Coraz lepiej prezentuje się Dawid Drachal i jakby tylko udało się wyciągnąć go z Rakowa, byłoby doskonale, bo ten zawodnik to bardzo duży talent. Naprawdę w tej drużynie drzemie spory potencjał. Na ten moment jest bardzo dobrze. A może być jeszcze lepiej. Tylko prośba do trenera – nie schodźcie z obranej drogi. Wychodźcie z założenia, że rozwój jak najbardziej, ale lepsze czasem jest wrogiem dobrego. Można i trzeba ulepszać i poprawiać, ale nie na siłę. Naprawdę jest dobrze.

Osiągnęliśmy magiczną granicę 38 punktów. Można już mieć absolutnie spokojną głowę. GieKSa w przyszłym sezonie będzie grać w ekstraklasie i dalej sławić Katowice w ligowej piłce. Nie mogliśmy sobie wymarzyć na początku sezonu – a już zwłaszcza po pierwszej kolejce z Radomiakiem – w jakim miejscu będziemy na sześć kolejek przed końcem. Pięknie.

A Dawid Abramowicz, ani żaden inny Craciun czy Atanasov nie okazali się Kojiro 😉

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Budujemy nową twierdzę

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W dzisiejszym spotkaniu nasza drużyna pokonała 3:1 Puszczę Niepołomice. Zapraszamy na drugą galerię z tego meczu, którą przygotował dla Was Kazik.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga