Dołącz do nas

Siatkówka

MKS Będzin – czy uda się opuścić strefę barażową?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

GKS czeka teraz „czteropak” meczowy… bardzo ważnych meczów kolejno z MKS-em Będzin, Espadonem Szczecin, Dafi Społem Kielce oraz BBTS-em Bielsko-Biała. Na dobry (?) początek starcie w… Sosnowcu.

Zgodnie z przedsezonowymi prognozami drużyna z Będzina znalazła się w strefie zagrożonej spadkiem z ligi. Co prawda jest to obecnie miejsce barażowe o… baraż z najlepszym pierwszoligowcem, ale i tak takie spotkania są trudne do rozgrywania, co pokazały dobitnie zeszłoroczne mecze Warty Zawiercie z AZS-em Częstochowa. MKS ma taki sam bilans jak nasz zespół (czyli 7 wygranych przy 12 porażkach), ale traci do GieKSy trzy oczka ze względu na wygranie trzech spotkań dopiero po tie-breaku. Taki wynik to po prostu pochodna możliwości tego zespołu, a gdyby nie, miłe niespodzianki w postaci wygranych nad ONICO 3:2, Jastrzębskim 3:2 i AZS-em Olsztyn 3:1, to rezultat mógłby być jeszcze słabszy. Będzinianie zaliczyli również sporą wpadkę, przegrywając 1:3 z Dafi Społem Kielce.

Rozegranie to nie jest najsilniejsza pozycja w drużynie z Będzina. Trener Stelio De Rocco również nie jest zadowolony z gry rozgrywaczy, stąd też częste rotacje na tej pozycji. Zarówno Łukasz Kozub jak i Jonah Seif częściej zawodzą niż prezentują się na odpowiednim poziomie. Co prawda Amerykanin zdobywa dość dużo punktów jak na rozgrywającego (na tę chwilę 43, w tym aż 19 blokiem), ale nie taka jest jego podstawowa rola. Na ataku robi co może Rafael Araujo, który jest najlepiej punktującym graczem swego zespołu (291 oczek). Brazylijczyk bardzo dobrze serwuje (16 asów) jak i dobrze blokuje na siatce (23 bloki – to drugie wyniki w MKS-ie). Daje mu to aktualnie 10 miejsce w klasyfikacji ligi na najlepszego atakującego.

Na środku siatki będzinianie też mają problemy z odpowiednim poziomem gry, tym bardziej, że ostatnio z urazem zmagał się Artur Ratajczak. W kratkę gra również Bartłomiej Grzechnik, przez co do składu wskoczył Mateusz Kowalski, który wykorzystał daną mu szansę, zostając najlepiej blokującym siatkarzem (25 bloków) w drużynie. W trakcie sezonu odszedł Dawid Woch. Mistrz Europy juniorów podpisał kontrakt z francuskim Nice VB. Na przyjęciu numerem jeden jest Marcin Waliński, drugi najlepiej punktujący (235 oczek) siatkarz w drużynie, najlepiej zagrywający w zespole (17 asów) oraz dobrze blokujący na siatce (16 bloków). Gorzej z drugim graczem na tej pozycji. Nie sprawdził się Słoweniec Matej Koek, który odszedł w trakcie sezonu do ACH Volley Lublana. W jego miejsce sprowadzono jego krajana, wicemistrza Europy z 2015 roku, Jana Klobucara, który przyszedł z klubu niemieckiego United Volleys Rhein-Main z Frankfurtu. Więcej spodziewano się również po Bułgarze Zlatanie Jordanowie. W zespole z Będzina trzeba wyróżnić grającego na libero, Michała Poterę, który jest na 11 miejscu w rankingu (54,67%) przyjmujących oraz na 7 miejscu wśród najlepszych libero ligi.

 

Aktualna kadra MKS-u Będzin

rozgrywający: Łukasz Kozub (numer 4), Jonah Seif (USA – numer 8)
atakujący: Rafael Araujo (Brazylia – numer 20), Rafał Faryna (numer 16)
środkowi: Artur Ratajczak (5), Bartłomiej Grzechnik (10), Mateusz Kowalski (7), Mateusz Przybyła (11), Grzegorz Łata (15), Radosław Metrycki (19)
przyjmujący: Marcin Waliński (1), Jan Klobucar (Słowenia – 6), Zlatan Jordanow (Bułgaria – 17), Jakub Peszko (14)
libero: Michał Potera (numer 13), Szymon Gregorowicz (numer 18)

trener: Stelio De Rocco (Kanada)
asystent trenera: Rafał Murczkiewicz i Emil Siewiorek
fizjoterapeuta: Agnieszka Bronisz
statystyk: Maciej Etgens

 

Miejski Klub Sportowy Będzin Spółka Akcyjna
barwy: czerwono-biało-niebieskie
data założenia: 2005 rok
adres: ul. Sportowa 6, 42-500 Będzin
hala: MOSiR „Sosnowiec”, ul. Żeromskiego 9, 41-200 Sosnowiec

Prezes Zarządu: Mariusz Korpak
Przewodniczący Rady Nadzorczej: Marek Strózik
Wiceprzewodniczący: Przemysław Wiekiera
Członek Rady Nadzorczej: Paweł Swoboda

 

ŁĄCZNE STATYSTYKI MECZOWE MKS-u Będzin

Ilość rozegranych setów – GKS 70 – 70: Quiroga, 65: Komenda, 63: Kohut, Butryn,
Będzin 72 – Potera 72, Seif 68, Araujo 68, Waliński 67, Grzechnik 65, Kozub 50, Ratajczak 49, Jordanow 48, Kowalski 39, Faryna 37, Klobucar 34, Peszko 34, Koek 10, Gregorowicz 6, Przybyła 3, Woch 0, Łata 0,

Ilość zdobytych punktów – GKS 1083: Butryn 245, Quiroga 224, Kapelus 139,
Będzin 1096 – Araujo 291, Waliński 235, Jordanow 96, Grzechnik 84, Ratajczak 83, Klobucar 67, Kowalski 64, Peszko 54, Faryna 52, Seif 43, Kozub 19, Koek 7, Przybyła 1,

Ilość zdobytych punktów w fazie zagrywki – GKS 364: Butryn 90, Quiroga 68, Kapelus 41,
Będzin 372 – Araujo 86, Waliński 79, Ratajczak 34, Jordanow 34, Grzechnik 30, Kowalski 28, Seif 27, Peszko 16, Faryna 15, Klobucar 14, Kozub 6, Koek 3,

Ilość punktów zdobytych po przyjęciu zagrywki – GKS 719: Quiroga 156, Butryn 155, Kapelus 98,
Będzin 724 – Araujo 205, Waliński 156, Jordanow 62, Grzechnik 54, Klobucar 53, Ratajczak 49, Peszko 38, Faryna 37, Kowalski 36, Seif 16, Kozub 13, Koek 4, Przybyła 1,

Bilans punktów zdobytych do straconych – GKS 385: Butryn 117, Quiroga 92, Kohut 66,
Będzin 357 – Araujo 102, Waliński 89, Ratajczak 50, Grzechnik 49, Kowalski 38, Seif 25, Jordanow 20, Peszko 8, Faryna 6, Klobucar 1, Przybyła 1, Kozub -2, Gregorowicz -3, Koek -4, Potera -23,

Ilość zagrywek – GKS 1550: Quiroga 265, Butryn 217, Komenda 200,
Będzin 1546 – Waliński 227, Araujo 213, Grzechnik 196, Ratajczak 181, Jordanow 145, Kozub 121, Seif 111, Kowalski 109, Klobucar 106, Peszko 59, Faryna 59, Koek 19,

Ilość błędów na zagrywce – GKS 329: Pietraszko 52, Kohut 49, Butryn 47,
Będzin 260 – Araujo 61, Waliński 39, Kozub 21, Faryna 21, Kowalski 20, Jordanow 19, Grzechnik 17, Seif 16, Peszko 16, Klobucar 15, Ratajczak 12, Koek 3,

Ilość asów serwisowych – GKS 92: Quiroga 21, Butryn 21, Pietraszko 13,
Będzin 82 – Waliński 17, Araujo 16, Ratajczak 12, Jordanow 10, Kowalski 6, Seif 4, Grzechnik 4, Faryna 4, Peszko 3, Kozub 2, Klobucar 2, Koek 2,

Ilość przyjęć – GKS 1334: Quiroga 464, Kapelus 336, Mariański 313,
Będzin 1414 – Waliński 445, Potera 289, Jordanow 251, Klobucar 210, Peszko 126, Koek 37, Gregorowicz 21, Grzechnik 14, Ratajczak 8, Araujo 5, Seif 4, Kozub 2, Kowalski 2,

Ilość błędów w przyjęciu – GKS 106: Quiroga 29, Mariański 26, Kapelus 25,
Będzin 116 – Waliński 30, Potera 23, Klobucar 22, Jordanow 21, Peszko 8, Gregorowicz 3, Seif 2, Grzechnik 2, Koek 2, Araujo 2, Ratajczak 1,

Przyjęcie negatywne – GKS 272: Quiroga 87, Kapelus 74, Mariański 55,
Będzin 321 – Waliński 107, Jordanow 64, Potera 49, Klobucar 42, Peszko 26, Koek 13, Grzechnik 5, Ratajczak 4, Gregorowicz 4, Kozub 2, Seif 2, Araujo 2, Kowalski 1,

Przyjęcie perfekcyjne – GKS 356: Quiroga 124, Mariański 101, Kapelus 80,
Będzin 323 – Waliński 90, Potera 86, Jordanow 57, Klobucar 39, Peszko 35, Koek 9, Gregorowicz 4, Grzechnik 2, Araujo 1,

Procent przyjęcia perfekcyjnego – GKS 27%: Witczak 100%, Butryn 50%, Stelmach 33%,
Będzin 23% – Potera 30%, Peszko 28%, Koek 24%, Jordanow 23%, Waliński 20%, Araujo 20%, Klobucar 19%, Gregorowicz 19%, Grzechnik 14%, Kozub 0%, Ratajczak 0%, Kowalski 0%, Seif 0%,

Ilość ataków – GKS 1825: Quiroga 449, Butryn 447, Kapelus 296,
Będzin 1867 – Araujo 527, Waliński 430, Jordanow 197, Klobucar 157, Grzechnik 123, Peszko 112, Ratajczak 103, Faryna 101, Kowalski 53, Seif 32, Koek 16, Kozub 15, Przybyła 1,

Ilość błędów w ataku – GKS 119: Butryn 40, Quiroga 34, Kapelus 12,
Będzin 176 – Araujo 66, Waliński 43, Klobucar 14, Jordanow 13, Faryna 12, Grzechnik 8, Ratajczak 7, Peszko 7, Kowalski 3, Koek 3,

Ilość ataków zablokowanych – GKS 144: Butryn 41, Quiroga 28, Kapelus 27,
Będzin 187 – Araujo 60, Waliński 34, Jordanow 23, Klobucar 15, Peszko 15, Ratajczak 13, Faryna 13, Grzechnik 8, Kowalski 3, Koek 3,

Ilość zdobytych punktów w ataku – GKS 858: Butryn 210, Quiroga 189, Kapelus 125,
Będzin 856 – Araujo 252, Waliński 202, Jordanow 73, Klobucar 62, Grzechnik 62, Ratajczak 49, Peszko 45, Faryna 44, Kowalski 33, Seif 20, Kozub 8, Koek 5, Przybyła 1,

Procent punktów w stosunku do wszystkich ataków – GKS 47%: Fijałek 100%, Stelmach 100%, Kalembka 66%,
Będzin 46% – Przybyła 100%, Seif 63%, Kowalski 62%, Kozub 53%, Grzechnik 50%, Ratajczak 48%, Araujo 48%, Waliński 47%, Faryna 44%, Peszko 40%, Klobucar 39%, Jordanow 37%, Koek 31%,

Ilość bloków punktowych – GKS 133: Pietraszko 26, Komenda 23, Kohut 21,
Będzin 158 – Kowalski 25, Araujo 23, Ratajczak 22, Seif 19, Grzechnik 18, Waliński 16, Jordanow 13, Kozub 9, Peszko 6, Faryna 4, Klobucar 3,

Ilość błędów dotknięcia siatki – GKS 20: Butryn 4, Quiroga 4, Kohut 3,
Będzin 27 – Grzechnik 6, Ratajczak 5, Jordanow 5, Kozub 4, Waliński 2, Seif 2, Klobucar 1, Kowalski 1, Koek 1,

Ilość tie-breaków (wygrany do przegranego) – GKS (1-1) – Będzin (3-0);

MVP meczów – GKS 7: Komenda 2, Butryn 2,
Będzin 7 – Waliński 4, Peszko 1, Grzechnik 1, Araujo 1


Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Felietony Piłka nożna

8:8 i bal pękła

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Tego jeszcze nie grali. GieKSa chyba lubi być pionierem. We współpracy z drugą Gieksą, która Gieksą oczywiście nie jest, bo „GieKSa je yno jedna”, jak mawiał niegdysiejszy prezes GKS Katowice Jacek Krysiak. Więc ten drugi klub to Gie Ka Es Tychy. Klub z ulicy Edukacji. W Tychach.

Miesiąc temu katowiczanie rozegrali sparing z Górnikiem Zabrze. Ten towarzyski Śląski Klasyk przyciągnął na Bukową rekordową liczbę kilku dziennikarzy. Był zamknięty dla kibiców, do czego się już przyzwyczailiśmy w przeszłości, natomiast nie było żadnych problemów z relacjonowaniem, pojawiły się nawet później na telewizji klubowej bramki.

Teraz we wtorek czy środę klub poinformował, że GieKSa zagra z Tychami mecz kontrolny w czwartek. Mecz zamknięty dla publiczności i przedstawicieli mediów. Okej – pomyślałem. Choć nadal wydaje mi się to dość absurdalnym rozwiązaniem, to tak jak wspomniałem – przywykliśmy.

Każdy jednak w tenże czwartek był ciekawy, jaki wynik padł w tych niesamowitych sparingowych bojach. Ja sprawdzałem sobie co jakiś czas w internecie, czy jest już podany rezultat. Dzień mijał, mijał, a wyniku nie było. Pomyślałem – kurde, może grają o 20.45 jak Polska z Nową Zelandią. Przy jupiterach, bo wiadomo, derby, mecz na noże i tak dalej. Odświętna atmosfera, tyle że bez kibiców i mediów.

No ale i po zakończeniu meczu „Orłów Urbana” z finalistą przyszłorocznego Mundialu, wyniku nie było. Kibicie już zaczęli się zastanawiać, czy sparing w ogóle się odbył. Zaczęły się pierwsze „śmiechy , chichy”. Że grają dogrywkę. Potem, że strzelają karne. Potem, że grają tak długo, aż ktoś strzeli bramkę, ale nikt nie może trafić do siatki… to akurat byłoby bardzo pozytywne, bo w końcu kilka godzin umielibyśmy zachować zero z tyłu.

No i nie doczekaliśmy się.

Za to w piątek po południu czy wczesnym wieczorem na Facebooku klubowym w KOMENTARZU do informacji zapowiadającej sparing kilka dni temu, czyli nawet nie w nowym, osobnym wpisie, pojawiła się informacja, że oba kluby uzgodniły, że nie będą do wiadomości publicznej podawały wyniku oraz składów.

I szczęka mi opadła i leży na podłodze do teraz.

W czasach czwartej czy trzeciej ligi trener Henryk Górnik prosił nas lub miał pretensje (już nie pamiętam dokładnie), że napisaliśmy o jakiejś czerwonej kartce, którą nasz piłkarz dostał w sparingu. Innym razem któryś trener w klubie miał pretensje, że wrzucamy bramki – chyba nawet z meczów ligowych (sic!), jak jeszcze prawa telewizyjne w niższych ligach nie były określone i była wolna amerykanka z tym. Trener Górnik na jednej z konferencji mówił, że gdzieś tam „może i nawet być k… sto kamer i coś tam”… Spoglądaliśmy na siebie wtedy z ludźmi z GKS porozumiewawczo. Już wtedy wygłaszałem twierdzenia, że przecież taka „Barcelona i Real znają się jak łyse konie, a my próbujemy ukryć, jak kopiemy się po czołach – i to jeszcze nieudanie”.

Żeby nie było – trener Górnik to legenda i GieKSiarz z krwi i kości, a wspomnianą sytuację przypominam z lekkim uśmiechem na tamte dziwne czasy.

Nie sądziłem, że w czasach nowoczesnych, w ekstraklasie, po tylu latach, jeszcze coś przebije tamten pomysł.

Jak po meczu z Lechem napisałem krytyczny wobec kibiców tekst dotyczący zbyt dużej „jazdy” po zespole i trenerze, tak tutaj trudno decyzję o niepodawaniu wyniku ocenić inaczej niż kabaret. Przecież tu nawet nikt nie oczekiwałby szczegółów przebiegu meczu czy materiału filmowego. Po prostu kibic jeśli wie, że jego drużyna gra mecz, chce poznać przynajmniej wynik i strzelców bramek. Ewentualnie składy. Nawet jakby był jakiś testowany zawodnik, to można to jakoś ukryć i po prostu dać info, że „zawodnik testowany”. Też śmieszne, ale to absolutnie nie ten kaliber, co całkowite odcięcie wiedzy o wyniku.

I tu nawet nie chodzi o sam fakt podania czy niepodania rezultatu. Tu chodzi o całą otoczkę i PR tej sytuacji. Przecież to jest tak absurdalne, że za chwilę wszystkie Paczule i Weszło będą miały niesamowite używanie po naszym klubie. To się kwalifikuje do czegoś, co jest określane „polskim uniwersum piłkarskim”, czyli wszelkie kradzieże znaków przez sędziów z ekstraklasy, dyskusje Haditagiego czy Królewskiego z kibicami i wiele innych.

Kibice już zaczęli drwić, że pewnie „Rosołek strzelił cztery bramki i żeby Legia go z powrotem nie wzięła, zrobiliśmy blokadę wyniku”. Ktoś inny, że zagraniczne kluby zaraz wykupią nam zawodników po tym wybitnym występie. Przecież taka informacja o… braku informacji to pożywka dla szyderców. Co przecież w kontekście słabych wyników w tym sezonie jest oczywiste, bo jakby GKS był w czubie tabeli, to wszyscy by machnęli ręką.

Strategia klubu też jest jakaś pomylona, bo przecież można byłoby o tym sparingu nie informować w ogóle. Wtedy nikt by o niczym nie wiedział, chyba że jakiś piłkarz by się pochwalił na swoich social mediach. A tak poszła jedna informacja o meczu, który się odbędzie i druga, że nie podamy wyniku. PR-owy strzał w stopę. Naprawdę chcemy w ekstraklasie klubu poważnego, ale też poważnego sztabu trenerskiego i piłkarzy.

Teraz można snuć domysły, dlaczego nie chcą podawać wyniku. Czy znów ktoś odniósł bardzo poważną kontuzję, tak jak Aleksander Paluszek ostatnio? A może GKS przegrał 0:5 i nie chcą podgrzewać negatywnych nastrojów? A może jeszcze coś innego? Tego na razie nie wiemy. Co może być tak istotnego w suchym wyniku spotkania, że aż trzeba go ukryć?

Mnie osobiście takie akcje niepokoją. Już mówię, dlaczego. Mam wrażenie i poczucie, że w futbolu, cokolwiek by się nie działo, czynnikiem, który pomaga, jest transparentność, a to, co zdecydowanie przeszkadza – tej transparentności brak. Ja nie mówię, że my musimy wszystko wiedzieć. Wiadomo, że są kwestie choćby taktyczne, które dla kibica i przede wszystkim przeciwników – mają być tajemnicą. Nikt też nie wymaga ujawniania rozmów transferowych z piłkarzami. Jednak są pewne podstawy.

I właśnie to mnie niepokoi, bo takie ukrycie wyniku dla mnie świadczy o dużej nerwowości, która panuje w zespole. Że po prostu to jest taki poziom lęku czy spięcia, że zaczynamy wymyślać jakieś dziwne zabiegi, w swojej istocie kuriozalne. To mało kiedy się kończy dobrze. Ostatnio zademonstrował to mistrz strategii Eduard Iordanescu, który wystawił mocno rezerwowy skład w Lidze Konferencji i efekt był taki, że co prawda z Samsunsporem przegrał, ale za to nie wygrał, ani nie zremisował z Górnikiem.

Nie oceniam tego komunikatu jako złego samego w sobie. Sam ten fakt niewiele zmienia w życiu piłkarzy, trenerów i kibiców. Bardziej chodzi o kuriozalność tej sytuacji i przyczynek do spekulacji. Kompletnie niepotrzebnych, bo ta drużyna przede wszystkim potrzebuje spokoju. Z Wisłą Płock i Lechem Poznań zagrali naprawdę niezłe mecze w porównaniu z poprzednimi. Po co to psuć głupotami?

Wiadomo, że jak GKS wygra z Motorem, to nie będzie tematu i wszyscy o tym zapomną. Ale jeśli naszemu zespołowi powinie się noga, to jestem przekonany, że ci kibice, którzy tak mocno jechali ostatnio po zespole i szkoleniowcu, teraz znów będą mieli mocne używanie.

Nie tędy droga.

Czekamy na piątek i to arcyważne starcie w Lublinie. Oby mimo wszystko ten sparing – cokolwiek się w nim nie wydarzyło – miał pozytywne przełożenie na mecz z Motorem. Punktów potrzebujemy jak tlenu.

PS Tytuł tego felietonu zapożyczony oczywiście od kibica GieKSy – Krista. Pasuje idealnie!

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Post scriptum do meczu… z Tychami

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Z alfabetycznego obowiązku (czyli jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B) zamieszczamy wytłumaczenie zaistniałej sytuacji ze sparingiem z GKS Tychy. Po wczorajszym artykule na GieKSa.pl (tutaj) do sprawy odniósł się Michał Kajzerek – rzecznik prasowy klubu.


Błędy zdarzają się każdemu, a rzecznik GieKSy – jak wyjaśnił w twitcie, kierował się dobrą współpracą z tyskim klubem na poziomie klubowych mediów. Też został de facto postawiony w niezbyt komfortowej sytuacji.

Dlatego jeśli chodzi o naszą stronę sportową, czyli sztab szkoleniowy, uznajemy temat za zamknięty. I mamy nadzieję, że nigdy naszemu pionowi sportowemu nie przyjedzie do głowy zatajać tego typu rzeczy. Jednocześnie, jeśli istnieje jakiś tyski Shellu, to mógłby spokojnie artykuł w podobnym tonie, jak nasz, napisać w stosunku do swojego klubu. Mogą sobie nawet skopiować, tylko zmienić nazwę klubu. To taki żart.

Co prawda nadal istnieją niedomówienia i podejrzenia co do wyniku, choć idą one w drugą stronę – być może to Tychy mogły sromotnie ten mecz przegrać, co w kontekście fatalnej atmosfery naszego sparingowego derbowego rywala, mogło być przyczynkiem do zatajenia wyniku. Ale to tylko takie luźne domysły. I w zasadzie sportowo, nie ma to żadnego znaczenia.

Tak więc, działamy dalej i – to się akurat w kontekście wczorajszego artykułu nie zmienia – z niecierpliwością czekamy na piątkowy mecz z Motorem!

Kontynuuj czytanie

Felietony

Kibicu GieKSy, pamiętaj, gdzie byłeś…

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Początkowo ten felieton miał dotyczyć stricte meczu z Lechem Poznań. Meczu przegranego, kolejnej porażki na swoim boisku w tym sezonie. Spotkania, które wcale nie musiało się tak zakończyć.

I kilka słów temu pojedynkowi poświęcę. Środek ciężkości zostanie jednak umiejscowiony gdzie indziej. Bo po meczu niepotrzebnie otworzyłem internet i…

Każdy z nas był rozgoryczony końcowym rezultatem tego starcia. Do końca wierzyliśmy, że katowiczanie odrobią jednobramkową stratę i przynajmniej jeden punkt zostanie na Nowej Bukowej. Nasz zespół walczył, gryzł trawę i w zasadzie – zwłaszcza w drugiej połowie – grał bez kompleksów. W końcu kilka swoich okazji mieliśmy, ale albo kapitalnie interweniował Bartosz Mrozek, jak w sytuacji, gdy z refleksem wybronił „strzał” swojego kolegi z zespołu, albo fatalnie przy dobitce swojego własnego uderzenia skiksował aktywny Borja Galan. Hiszpan trafił też w poprzeczkę i wcale nie jestem przekonany, że gdyby piłka szła pod obramowanie bramki, to golkiper Lecha by ją odbił.

Wiadomo, że naszym zawodnikom brakuje trochę okrzesania w końcówce akcji ofensywnej, gramy za bardzo koronkowo, a nie zawsze na to starcza umiejętności, zwłaszcza z tak silnym przeciwnikiem. A gdy już decydujemy się na prostą grę – co kilka razy miało miejsce – od razu są sytuacje. Mimo wszystko jednak spodziewałem się, że z gry będziemy mieli mniej. Że Lech nas zje taktycznie i piłkarsko. To się nie stało i naprawdę nie ma tu znaczenia, czy Lech – jak sugerują niektórzy – zagrał na pół gwizdka i pół-rezerwowym składem. Na konferencji pomeczowej trener Lecha Nils Frederiksen powiedział, że absolutnie nie miał odczucia , że jego zespół kontrolował to spotkanie. To rzadkość, bo zazwyczaj trenerzy lubią mówić, że kontrolowali. Jak choćby trener Rafał Górak po tym meczu, co dziwnie brzmi w przypadku porażki. To jest po prostu złe słowo, nieadekwatne, tak jak ostatnio trener Iordanescu, który stwierdził, że Legia kontrolowała mecz z Samsunsporem przez 90 minut z wyjątkiem sytuacji, gdy stracili gola…

Jednak jeśli jesteśmy już przy tym nazewnictwie, to tak – trener Kolejorza powiedział, że tej kontroli swojego zespołu nie czuł. I nie było widać, że to jakaś nadmierna kurtuazja. Przysłuchuję się od lat wypowiedziom trenerów przeciwników GKS i nieraz w głowie łapałem się… za głowę, słysząc tę cukierkową, fałszywą kurtuazję mówiącą o tym, z jakim to silnym przeciwnikiem się ich zespół mierzył, podczas gdy katowiczanie zagrali mecz fatalny. Więc słowa Duńczyka są cenne, podobnie jak w poprzednim sezonie Marka Papszuna po meczu w Katowicach.

Daleki jestem od tego, żeby nasz zespół jakoś specjalnie chwalić po tym meczu, bo jednak tych punktów potrzebujemy jak tlenu, była szansa Lecha ukąsić, a tego nie zrobiliśmy. Jesteśmy w strefie spadkowej z mizerną liczbą punktów – zaledwie ośmioma. Kilka drużyn nam w tabeli odskoczyło, stworzył się peleton drużyn środka tabeli. Ten środek jest płaski, ale może być taki scenariusz, że wkrótce zostanie np. pięć drużyn zamieszanych w walkę o utrzymanie. I bycie w takiej grupie i wyżynanie się wzajemne byłoby najgorszym, co może nam się przydarzyć. Kolejne okienko międzyreprezentacyjne będzie niesamowicie istotne w tym zakresie, o czym pod koniec.

Jest frustrujące, że jako cała drużyna nie możemy zagrać na tyle dobrego meczu, żeby zarówno w defensywie, jak i ofensywie być efektywnymi. Piszę o tym dlatego, że zarówno w Płocku, jak i  wczoraj ogólna gra defensywna była już lepsza niż w praktycznie wszystkich poprzednich spotkaniach (może poza meczem z Arką). Nadal to nie wystarcza do gry na zero z tyłu i jest mocno irytujące, że w każdym meczu tracimy gola. Katowiczanie nie ustrzegli się błędów. Bramka Fiabemy ostatecznie była jakaś… dziwna. Najpierw na radar go pilnował Jesse Bosch, i zawodnik był totalnie sam przed polem karnym, co było karygodne. Żaden z naszych zawodników nie zdołał go zablokować. Dodatkowo można zapytać, co zrobił w tej sytuacji Rafał Strączek. Może to jest jakaś szkoła bramkarska, by nie stać w środku światła bramki tylko gdzieś w ¾… W każdym razie przez to strzał w miarę w środek bramki został przepuszczony, przy czym dodatkowo Rafał interweniował tak, jakby piłka mu przeleciała pod brzuchem, schował ręce…

Można tego meczu było nie przegrać, można było w końcówce wyrównać i nie dać Lechowi czasu na strzelenie zwycięskiej bramki. Jednak to nie jest tak, że Kolejorz nic nie grał. Goście mieli swoje sytuacje. W pierwszej połowie kilkukrotnie rozpędzili się niczym Pendolino i było naprawdę widać sporo jakości, jak i… niedokładności. W drugiej części w końcówce, gdy GKS się odkrył, mieli już doskonałe sytuacje na 2:0. Nie strzelili.

Ostatecznie był to taki mecz, w którym wynik w każdą z dwóch stron – lub remis – byłby sprawiedliwy. Nie ma więc co na ten temat dywagować. Wygrała drużyna, która wykorzystała swoje doświadczenie i najwidoczniej – minimalnie była lepsza.

I na tym mógłbym zakończyć…

Niestety przejrzałem komentarze po meczu, czy to na naszym Facebooku czy na forum. I o ile byłem dość spokojny po meczu, to po tej – jakże fascynującej lekturze – ciśnienie mi się podniosło do granic możliwości. Wiele jestem w stanie wybaczyć, emocje, sam dałem im się nieraz ponosić w przeszłości. Jedno, czego jednak nie mogę dzisiaj opanować i chyba to nigdy nie nastąpi, to uodpornić się na… czystą głupotę.

W swojej dwudziestoletniej „karierze” przy mediach GieKSy miałem różne okresy i różnie byłem oceniany. W czasach trzeciej ligi (tak, był taki czas) byłem ochrzczony „obrońcą piłkarzy”. Wtedy gdy po remisie z Pogonią Świebodzin czy Stilonem Gorzów (tak, byli tacy rywale) nasz awans zawisł na włosku, uspokajałem, mówiłem, że będzie dobrze. Jechano po mnie za to. Były też inne momenty, kiedy mówiono mi, że przesadzam. Gdy za Jerzego Brzęczka dzwoniłem na alarm, od początku wiosny, że przegrywamy awans, twierdzono, że niepotrzebnie zaogniam atmosferę. Raz obrażali się na mnie piłkarze, raz kibice.

Nie dbam więc o to, co sobie krytykanci, których niestety jest bardzo wielu, pomyślą. O ile po Cracovii mój ton był jeszcze w stylu „niech się niektórzy pukną w głowę” to dzisiaj cisną mi się na usta zdecydowanie mocniejsze i nieparlamentarne epitety.

Pogrzebowa atmosfera, jaka rozpętała się po wczorajszym meczu w tych opiniach to jest takie kuriozum, że żadna taka czy inna bramka Strączka lub fatalne błędy w obronie w poprzednich meczach  nie mają podjazdu. Po minimalnej przegranej z Mistrzem Polski, w której GKS nie był zespołem gorszym, naczytałem się, że jesteśmy na autostradzie do pierwszej ligi, większość składu jest „do wypierdolenia”, łącznie z „taktykiem Górakiem”.  Już nie będę mówił o populizmach, żeby dać szanse „chłopakom z Akademii”, bo osoba która taki farmazon wymyśliła to zapewne zabetonowany i odporny na wiedzę wyborca jednej czy drugiej głównej opcji politycznej… Podobny poziom argumentacji.

Jest taka maksyma, że jeżeli nie znasz historii jesteś skazany na jej powtarzanie. Wiele osób zachowuje się tak, jakby jej naprawdę nie znało. A przecież to fałsz. To nie jest tak, że te osoby rzeczywiście nie wiedzą, w jakiej sytuacji była GieKSa choćby jeszcze dwa lata temu. I w jakiej byliśmy rok temu. Natomiast ta zbiorowa amnezja jest zatrważająca. Ja wiem, że łaska kibica na pstrym koniu jeździ, ale są pewne granice realizacji tego powiedzenia.

Przypomnę, gdzie byliśmy. Sześć lat temu GieKSa z hukiem jak stąd do Bytowa spadła do drugiej ligi. W ostatniej minucie ostatniego meczu po golu bramkarza. W dwóch poprzedzających sezonach walczyliśmy o awans do ekstraklasy i w końcowych fazach sezonów spektakularnie te awanse przewalaliśmy. Był gol z połowy zdegradowanego Kluczborka w doliczonym czasie gry. Była porażka z gimnazjalistami z Chorzowa, poprawiona porażką u siebie w następnym meczu z Tychami. Ale to spadek na trzeci poziom rozgrywkowy to była wyprawa w prawdziwą otchłań. Nie mieliśmy już nawet Tychów czy Podbeskidzia. Naszymi przeciwnikami była Legionovia, Gryf czy Błękitni. Pewnie wielu nowych kibiców nawet by nie potrafiła powiedzieć, z jakich miejscowości są wspomniane ekipy. Na Bukową nawet przyjechał Lech Poznań! Problem polegał na tym, że były to rezerwy wielkopolskiego klubu, które nawet Bułgarskiej nie powąchały, a swoje mecze rozgrywały we Wronkach. Stadiony, które dzisiaj są dla nas przygodą w Pucharze Polski – wtedy były codziennością.

I w pierwszym spotkaniu po spadku do tej drugiej ligi, będącym jednocześnie pierwszym meczem Rafała Góraka w drugiej jego kadencji, GKS Katowice przegrywał u siebie do przerwy ze Zniczem Pruszków 0:3. Do przerwy. Ze Zniczem. Zero trzy. W drugiej lidze.

Ostatecznie nasz zespół przegrał to spotkanie 1:3. To był początek próby wyjścia z otchłani. Z totalnej otchłani polskiej piłki. W pierwszym sezonie nie udało się awansować. Nie strzeliliśmy w końcówce z Resovią. W kiepskim stylu przegraliśmy baraż ze Stalą Rzeszów. Po roku z tą Stalą katowiczanie przypieczętowali powrót na zaplecze ekstraklasy.

I przez kolejne dwa lata awansu do ekstraklasy nadal nie było. Zbliżaliśmy się do dwóch dekad bez najwyższej klasy rozgrywkowej w Katowicach. W sezonie 2023/24 w pewnym momencie jesieni GKS złapał kryzys. Przez chyba dziewięć meczów nasza drużyna nie potrafiła wygrać meczu. Zaczęły się psuć nastroje, kibice tracili cierpliwość do trenera, pojawiło się słynne „pakuj walizki” i „licznik Góraka” odmierzający dni od ostatniego zwycięstwa GieKSy. Trener był przegrany, sam – ze swoją drużyną – przeciw wszystkim. Nie podał się do dymisji. A potem spektakularnie awansował do ekstraklasy.

Człowiek inteligentny wyciąga wnioski. Człowiek inteligentny na podstawie jednej sytuacji odpowiednio ustosunkowuje się do podobnej w przyszłości.

GieKSa doświadcza takich problemów jak obecnie po raz pierwszy od dwóch lat. Mówiąc inaczej – od 24 miesięcy. W piłce do bardzo długo. Po latach upokorzeń, ostatnie dwa lata żyliśmy jak pączki w maśle. Cała wiosna 2024 zakończona awansem to był sen. A potem był cały sezon w ekstraklasie, w którym ani przez moment nie drżeliśmy o utrzymanie i zdobyliśmy niemal pół setki punktów. Nawet po matematycznym zapewnieniu sobie pozostania w lidze, GieKSa potrafiła wygrywać – z Cracovią czy Lechią, zremisowaliśmy z Lechem.

I teraz po 11  kolejkach czytam, że „wszyscy do wyjebania”, bo znaleźliśmy się w strefie spadkowej.

W dupach się poprzewracało od dobrobytu.

Jesienią 2023 byliśmy powiedzmy w podobnej sytuacji, ileś tam meczów niewygranych, kilka fatalnych spotkań i duży zawód. Wydawało się, że kolejny sezon spiszemy na straty. Przegrywaliśmy u siebie ze słabiutką Polonią Warszawa. I czy naprawdę tamta sytuacja – z której w taki sposób wyszedł trener z drużyną nie nauczyła was, że należy się z pewnymi opiniami wstrzymać? I przede wszystkim – tak po ludzku – dać mu szansę na to, żeby wyciągnął drużynę z dołka?

Nie mówię, że krytyki ma nie być. Sam jestem poirytowany niektórymi zawodnikami i niektórymi decyzjami trenera. Jednak jak znowu czytam, że „Górak ma wypierdalać”, to nie tyle poddaję w wątpliwość, co jestem pewien, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną, która jest w stanie takie coś ze swoich ust czy palców wyprodukować. Taka osoba musi mieć naprawdę smutne życie…

Niektórzy domagali się zwolnienia połowy drużyny w sytuacji, kiedy GKS byłby dwa razy z rzędu mistrzem, a w trzecim kolejnym zajął piąte miejsce. Albo gdyby zespół grał w Lidze Mistrzów i przegrałby u siebie np. 0:4 z Arsenalem. Jestem pewien, że znalazłoby się kilka osób, które by wylało wiadro pomyj, że przynieśliśmy wstyd i kilku piłkarzom powinniśmy podziękować.

Ja wyciągam wnioski. Wyciągam wnioski z tego, że jeśli ktoś, w kogo zwątpiłem, udowodnił raz, że się myliłem, to drugi raz nie popełnię tego błędu. Nie mówię, że nigdy już nie będę nawoływał do zmiany trenera. Nawet tego trenera. Jednak ten moment jest tak kompletnie nieadekwatny do tego, że trzeba być ostatnim frustratem, żeby takie tezy – jeszcze w taki bezceremonialny sposób – wygłaszać.

Czytałem opinię, że powinniśmy spojrzeć na taką Arkę, która potrafiła wygrać z Cracovią, z którą my przecież dostaliśmy srogie bęcki. Na Boga… Przecież my tę „wspaniałą” Arkę roznieśliśmy w puch i w pył i jesteśmy ich koszmarem z dwóch ostatnich meczów. Trzeba naprawdę mieć intelektualny tupet i pustkę, żeby takiego argumentu użyć.

Oczywiście, że to obecnie wiadro pomyj jest związane nie tylko z Lechem, ale całym obecnym  sezonem, który jest na razie bardzo słaby. I nasza pozycja oraz dorobek punktowy też są słabe. Nie jest jednak to żadna sytuacja dramatyczna, w której mielibyśmy do kreski pięć punktów straty. Jesteśmy pod kreską, ale cały czas w kontakcie. Teraz trzeba zrobić wszystko, żeby tego kontaktu nie stracić. Gra ciągle daje duże nadzieje, że tak się stanie. Wszystko zależy od głów piłkarzy.

Jazda po drużynie stricte po meczu z Lechem jest kompletnie nieadekwatna. Bardziej uzasadniona krytyka byłaby wtedy, gdybyśmy znów przegrali 0:3, względnie zagrali jakieś fatalne spotkanie. Tymczasem GieKSa zagrała na tle Mistrza Polski naprawdę nieźle i było blisko zdobyczy punktowej.

Więc nakładają się tu dwie rzeczy, za które mam pretensje do kibiców. Od razu zaznaczę – nie wierzę, że to się zmieni i niektórzy pójdą po rozum do głowy. Liczę jednak, że pojawią się takie osoby, które jednak przypomną sobie właśnie – gdzie byliśmy jeszcze pięć lat temu, w jak głębokiej dupie – i gdzie jesteśmy teraz. I dzięki komu cały ten projekt istnieje, dzięki komu w ostatnich dwóch latach byliśmy w piłkarskim raju. Nie, to nie jest podziękowanie za zasługi. To jest z jednej strony ludzkie, a z drugiej ciągle merytoryczne podejście do tematu.

Ten mecz ze Zniczem… Przecież patrząc na samo tamto spotkanie, obawialiśmy się, że to pójdzie jeszcze dalej i GKS będzie się bronił przed spadkiem do… trzeciej ligi. Wtedy wydawało się, że – mimo przyjścia nowego-starego trenera – jesteśmy autentycznie pogrzebani. A to był początek czegoś wielkiego. Czegoś, czego owoce dzisiaj mamy – mogąc w ogóle emocjonować się szansą potyczek z największymi polskimi drużynami. Jesteśmy w czymś wielkim, a jednocześnie jesteśmy w trudnej sytuacji.

Teraz przed zespołem około półtora tygodnia przerwy. A potem przyjdą kluczowe mecze dla tej jesieni. Jakbym na ten moment miał typować ekipy do walki – wraz z nami – o utrzymanie i te które po prostu są dość słabe, to byłyby to Termalika, Motor i Piast. Dodałbym jeszcze Arkę.

I to właśnie zarówno z Motorem, jak i Piastem oraz Niecieczą będziemy się mierzyli w czterech najbliższych kolejkach. Tam już bezwzględnie będzie trzeba punktować za trzy. Nie wiem czy zdobędziemy komplet, raczej wątpię, bo będzie o to bardzo ciężko. Ale co najmniej dwa z tych trzech spotkań należałoby wygrać, żeby zyskać minimum spokoju. Pamiętajmy, że tam nie tylko chodzi o zdobywanie punktów, ale także o odbieranie ich rywalom. Klasyczne mecze o sześć oczek. Dodatkowo będzie spotkanie z mocną Koroną, która jest w górze tabeli, ale drużynie Jacka Zielińskiego mamy coś do udowodnienia.

Apeluję. Dajmy im pracować. To nie jest tak, że przegrywamy z kretesem mecz za meczem. Tak naprawdę zawaliliśmy totalnie dwa mecze – z Zagłębiem u siebie i Lechią na wyjeździe. Gdybyśmy mieli w tych spotkaniach 3-5 punktów więcej nasza sytuacja byłaby dużo lepsza.

To jednak przeszłość. Trochę nam ta nasza GieKSa nawarzyła piwa i w komplecie teraz ich głowa w tym, żeby to piwo wypić. Z naszym wsparciem. A nie bezsensowną jazdą.

Na koniec dodam, że ten felieton dotyczy zmasowanego „ataku” w sieci. Jeśli chodzi o to, co się dzieje na żywo – czyli stadion i trybuny – nie mam nic do zarzucenia. Doping zarówno u siebie, jak i na wyjazdach jest kapitalny. Wsparcie z trybun po nieudanych meczach – również wielkie. I oby tak dalej. W piłce decydują szczegóły. Jak VAR odwołujący karnego w derbach Trójmiasta. Tutaj takim szczegółem może być jedna przyśpiewka, po której zawodnikowi zadrży noga. Lub nie zadrży.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga