Dołącz do nas

Felietony Piłka nożna

Nieoczywisty pięcioślad

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Jaką poczuliśmy ulgę po tym spotkaniu… GieKSa wygrała bardzo ważny mecz, pierwszy mecz wyjazdowy w tym sezonie. A spotkanie mogło się przecież potoczyć bardzo różnie. Przeżywaliśmy różne stany emocjonalne: od euforii, poprzez dużą złość, rozczarowanie i niepewność, skończywszy na radości i spokoju.

Jedno jest pewne. Z GieKSą nudzić się nie możemy. Czterdzieści goli, o których mówi trener Rafał Górak, a które padły w meczach z udziałem GKS Katowice to naprawdę duża liczba. A przecież możemy do tego dodać jeszcze sześć bramek w meczu Pucharu Polski. Kibice naszego klubu mogli oglądać już niemal pół setki goli, a przecież wydaje się, że sezon rozpoczął się tak niedawno.

Brzmi niewiarygodnie, ale GKS zdobył w jednym meczu trzy razy więcej punktów niż w poprzednim okienku międzyreprezentacyjnym. Naprawdę jeśli spojrzeć na poprzednie cztery kolejki, punktowo było dramatycznie. To, że teraz – już w pierwszej kolejce po kadrze – katowiczanie zdobyli trzy oczka, jest bezcenne. Co tu dużo mówić, mieliśmy już trochę nóż na gardle. I podobnie jak w poprzednim sezonie – w trudnej sytuacji GKS znów się podniósł i odniósł przekonujące i bardzo ważne zwycięstwo.

Tak jak napisałem – nie musiało tak być. Początek był znakomity. Podobnie jak w poprzednim sezonie w Lublinie, GKS zaczął atakować już w początkowej fazie meczu. I wtedy, i wczoraj pierwszą akcję ofensywną goście przeprowadzili już w pierwszej minucie. Szybko też zdobyliśmy gola – wtedy w ósmej minucie Bergier, teraz w dziewiątej Borja Galan. Potem scenariusz był trochę inny, ale też… trochę podobny. Chociaż gdy Adam Zrelak zdobył Najemskim drugą bramkę, mieliśmy prawo myśleć i wymagać, że mecz będzie dość spokojny. GKS jednak zawsze musi nam zapewnić emocje i przyspieszone tętno. Swoją drogą – gdy przed meczem Arkadiusz Najemski dostawał okolicznościową antyramę za setny mecz w Motorze, a spiker akurat czytał składy i kompletnie zlał ten temat, pomyślałem, że to dobry znak. I faktycznie zawodnik uczcił ten jubileusz, zdobywając ręką samobója. Dzięki Arek!

Naprawdę trudno zrozumieć, co się z GieKSą w tym momencie stało. Jak można prowadzić 2:0, będąc drużyną o dwie klasy lepszą, i tak oddać pole i momentalnie cofnąć się niemal w swoją szesnastkę? Trener Stolarski mówił, że zeszło z nich ciśnienie i zagrali najlepszy fragment w sezonie. Ale to GieKSa –  w sobie tylko znany sposób, ale też niezaprzeczalnie w swoim nielogicznym stylu – doprowadziła ten mecz do granicy. Szybkie dwie bramki Motoru i tak naprawdę raczej mogliśmy się obawiać kolejnych trafień rozpędzonego Motoru…

I wtedy cały na biało, a konkretnie na żółto wjechał on… Jakub Łabojko. Tu możemy złożyć drugie i szczególne podziękowania. Zawodnik w doliczonym czasie gry, gdy jego drużyna była rozpędzona, zarobił kompletnie bezsensowną drugą żółtą kartkę i mimo bardzo ciężkiej sytuacji, dał dużo tlenu naszej drużynie.

Na szczęście GKS wziął się do roboty momentalnie po rozpoczęciu drugiej połowy. W końcu znów do głosu zaczęły dochodzić nasze dziewiątki. Najpierw kapitalną podcinkę Bartosza Nowaka wykorzystał Zrelak i już bezdyskusyjnie swoim autorstwem trafił do siatki. GieKSa już nie popełniła tego błędu z pierwszej połowy, choć raz czy dwa było gorąco pod naszą bramką. Rafał Strączek w tym meczu trochę grał w siatkówkę – pewnie ze względu na ulewny deszcz. Nie wiem, czy to był dobry wybór, bo obie bramki padły po jego rękawicach. A po przerwie, gdy jeden z rywali uderzył Marcina Wasielewskiego, po dośrodkowaniu golkiper wybijał niepewnie. Z drugiej strony Rafał zaliczył też dwie kapitalne interwencje na linii. A przy pierwszym golu – co by nie mówić – Czubak przecież mu przeszkadzał w niedozwolony sposób i trudno zrozumieć, dlaczego nawet nie było specjalnie VAR-u w tej sytuacji.

Druga połowa to jednak był mały koncert GKS. W pełnych składach mogło to by się różnie potoczyć i o zwycięstwo byłoby bardzo trudno. Natomiast tak jak mówi trener – grę w przewadze trzeba umieć wykorzystać i ten prezent od Łabojki katowiczanie znakomicie przekuli na swoją korzyść. Rządzili na tym boisku, strzelili trzy bramki, a przecież były jeszcze kolejne sytuacje.

Bardzo dobre wejście miał Ilja Szkurin, który zdobył dwie bramki, choć mógł mieć klasycznego hat-tricka, gdyby wykorzystał sytuację sam na sam. Pierwsze skrzypce grał Bartek Nowak, ten zawodnik ma naprawdę fenomenalne umiejętności – jego przegląd pola i technika są na najwyższym poziomie. Panie trenerze Janie Urbanie – proszę Nowaka powołać do kadry, bo ten piłkarz może dać naszej reprezentacji bardzo dużo, szczególnie, gdy środek drużyny narodowej jest obecnie… dość słaby.

Druga asysta Nowaka była świetna, a przecież po chwili znów zawodnik wypuszczał Szkurina. To, co cieszy, to bardzo dobre ostatnie podania, które zaliczyli też wprowadzeni Marcel Wędrychowski i Sebastian Milewski. Było więc więcej zawodników, którzy zanotowali liczby i to bardzo cieszy. To znaczy Sebastian zaliczył asystę, Marcel mógł, gdyby Ilja trafił w dwustuprocentowej sytuacji…

W poprzednim sezonie Mateusz Stolarski był – jak to nazwał komentator Canal Plus Rafał Dębiński – „niedopieszczony”, gdy żalił się, że chwalona w początkowej fazie sezonu jest GieKSa, a Motor nie. Rywalizacja beniaminków była na dobrym poziomie, taka korespondencyjna walka, elektryzująca kibiców. I choć Rafał Górak często mówi, że różne kwestie w artykułach czy wypowiedziach dziennikarzy czy kibiców to publicystyka, a piłkarze i sztab zajmują się sprawami czysto piłkarskimi i szkoleniowymi to… nie omieszkał wspomnieć o tym, że w poprzednim sezonie nie udało mu się z Motorem wygrać, a teraz odniósł zwycięstwo. Piłka to emocje, koloryt, różne historie i smaczki i w końcu wygrana z Motorem w ekstraklasie jest czymś, co też w aspekcie takich szpileczek i właśnie pewnej rywalizacji pozasportowej jest czymś… bardzo fajnym.

Przede wszystkim jednak najważniejsze są punkty. GKS wygrywając ten mecz tak wysoko, przeskoczył Motor w tabeli. Wiadomo, że na koniec sezonu liczą się mecze bezpośrednie, ale w jego trakcie najczęściej uwzględniane są bramki z całego sezonu. A GieKSa zdobywając kilka w drugiej połowie, przeskoczyła w tym aspekcie lublinian. Mentalnie – kolejna kapitalna rzecz.

GieKSa nadal jest w trudnej sytuacji, ale ta sytuacja jest już dużo lepsza niż przed tym meczem. Przede wszystkim wydostaliśmy się ze strefy spadkowej, doskoczyliśmy do kilku drużyn i w zależności od ich wyników w tej kolejce, możemy być w bardzo bliskim kontakcie. W perspektywie meczu z Koroną, meczu u siebie, jest to bardzo istotne.

Nadal trzeba punktować i to częściej punktować za trzy. Jeśli udałoby się w kolejnych spotkaniach wygrać przynajmniej dwa, na kolejną przerwę reprezentacyjną będziemy już w stosunkowo dużym komforcie. Ale nawet wczorajsze spotkanie pokazało, że o każde zwycięstwo w tej lidze jest i będzie piekielnie trudno.

Swoją drogą… pięć bramek na wyjeździe to jest naprawdę coś. W poprzednim sezonie sześć goli katowiczanie strzelili w Krakowie Puszczy Niepołomice. Poza tym takich liczb nie mamy… no może jeszcze te cztery… też na Cracovii Cracovii. Dokładnie pięć goli ostatnio GKS strzelił u siebie Wiśle Kraków w pamiętnym meczu. Nie mamy co się tej ofensywy wstydzić. Bartosz Nowak to jest magik, odblokowali się napastnicy, czego chcieć więcej? No może jak zwykle… lepszej obrony.

Na razie cieszmy się tym zwycięstwem i możliwością spokojnego oglądania meczów w tej kolejce. To jest kompletna rzadkość w tym sezonie. Warto więc celebrować te trzy punkty. A piłkarze i trenerzy niech odpoczną po dobrej robocie w Lublinie i od poniedziałku pracują, eliminują mankamenty i rozpracowują Koronę Jacka Zielińskiego.

Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Felietony Piłka nożna

Komu nie zależało, by zagrać?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Gdy wyjrzałem dziś za okno z pokoju hotelowego, zobaczyłem szron na pobliskich dachach. I tyle. Śniegu nie było ani grama, jedyne, co mogło nas przyprawiać o lekkie dreszcze to przymrozek i konieczność spędzenia tego meczu w tak niskiej temperaturze. Wiadomo jednak, że podczas dobrego widowiska można się porządnie rozgrzać i emocje sportowe niwelują jakiekolwiek atmosferyczne niedogodności. Głowiłem się, jak to jest, że w różnych rejonach Polski mamy atak zimy, a przecież okolice bieguna zimna, które teoretycznie najbardziej są narażone na popularny biały puch, tym razem są wolne od tego.

Gdy jechałem autobusem na mecz i zaczęło lekko prószyć – a było to o godz. 10.30 ani przez myśl nie przeszło mi, jak to się wszystko skończy. Po prostu – śnieg zaczął sobie padać, nie był to jakiś armagedon, a i same opady śniegu, choć były wyraźne, nie przypominały tych, które znamy z przeszłości.

Po wejściu na stadion zobaczyłem taką właśnie oprószoną murawę – niezasypaną. Białawo-zieloną lub zielonkawo-białą. Typowy widok, gdy mamy pierwsze opady śniegu w roku lub też szron po mroźnej nocy. Białe gunwo (że tak zejdziemy z romantycznej wersji o puchu) ciągle jednak z białostockiego nieba spadało. I w pewnym momencie rzeczywiście murawa stała się dość biała. Nie przeszkodziło to jednak obu drużynom oraz sędziom rozgrzewać się. Kibice wypełniali stadion, zwłaszcza ci z Jagiellonii jeszcze przed meczem głośno dopingując swój zespół. Sympatycy GieKSy powoli zaczęli wchodzić na sektor gości i też dali znać o sobie. Przyznam, że nie myślałem w ogóle o tym, że mecz może się nie odbyć. Nie miałem takiego konceptu w głowie.

Za łopaty wzięło się… kilka osób. Zaczęli odśnieżać pola karne. Wyglądało to tak, że na jednym skrzydle stało trzech chłopa i sami nie wiedzieli, jak się za to zabrać. „Gdzie kucharek sześć…” – powiedziałem Miśkowi. A na drugim skrzydle szesnastki jeden jegomość odśnieżył na kilka metrów szerokość pola karnego, pokazując, że „da się”. A tamci deliberowali. Do tej pory odśnieżone były tylko linie i wspomniany kawałek. Na drugim polu karnym natomiast jakiś artysta „odśnieżał” w taki sposób, że zagarniał, wręcz zdrapywał śnieg, zamiast go nabierać na łopatę. Nie trzeba być śnieżnym omnibusem, żeby wiedzieć, że średnio efektywna jest to metoda. Po niedługim czasie wszyscy położyli na to lachę i sobie poszli czy tam przestali działać.

Dopiero kilka minut przed meczem zorientowałem się, że sędzia się dziwnie zachowuje, wychodzi i sprawdza. Załączyłem Canal+, by nasłuchiwać wieści i tam było jasne, że arbiter Wojciech Myć sugerował, iż szanse na rozegranie tego spotkania są dość marne. Potem wyszedł na boisko jeszcze raz, ze swoimi asystentami i patrzyli, jak zachowuje się piłka. W moim odczuciu ta rzucana i turlana przez nich futbolówka reagowała normalnie, z odpowiednim odbiciem czy brakiem większego oporu przy toczeniu się po ziemi. Do końca miałem nadzieję, że mecz się odbędzie.

Sędzia jednak zadecydował inaczej. W wywiadzie dla Canal+ powiedział, że ze względu na zdrowie zawodników, a także ograniczoną widoczność – podejmuje decyzję o odwołaniu meczu. Podał też argument, że do pomarańczowej piłki przykleja się śnieg i tak jej nie widać. A linie, które zostały odśnieżone i tak za chwilę zostałyby zasypane.

Mecz się nie odbył.

Odniosę się więc najpierw do słów sędziego, bo już one są dla mnie kuriozalne. Odśnieżone linie po 40 minutach (także już po odwołaniu meczu) nadal były widoczne. I nie zanosiło się specjalnie na to, że mają zostać momentalnie zasypane. Nawet jeśli – to chwila przerwy w meczu lub po prostu w przerwie między dwiema połowami – pospolite ruszenie do łopat i gotowe. A argument o piłce to już kuriozum do kwadratu. Na Boga – przecież śnieg to nie jest jakiś klej czy oleista substancja. I nawet jeśli w statycznej sytuacji klei się do piłki, to jest ona cały czas KOPANA. Dla informacji pana Mycia – to powoduje drgania w futbolówce, a to (plus odbijanie się od ziemi) z piłki przyklejony kawałek śniegu strząsa. Więc naprawdę nie mówmy takich głodnych kawałków na głos, bo tylko wzmacniamy opinię o sędziach taką, a nie inną.

Trener Siemieniec już po decyzji mówił dla Canal Plus, że z punktu widzenia logistyki w rundzie jesiennej, nie na rękę jest im nie grać, w domyśle, że ten mecz trzeba będzie jeszcze gdzieś wcisnąć. Tylko przecież WIADOMO, że tego spotkania nie da się rozegrać jesienią, bo przecież po ostatnim meczu ligowym Jaga gra dwa razy w Lidze Europy plus jeszcze w środku grudnia zaległy mecz z Motorem. Więc z GKS musieliby zagrać tuż przed świętami, a przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie przedłuży rundy GieKSie o dwa tygodnie z powodu zaległego meczu. Niech więc trener Adrian nie robi ludziom wody z mózgu. Poza tym trener powiedział, że ze względu na stan boiska, była to jedyna i słuszna decyzja i trudno nie było odnieść wrażenia, że z powodu napiętego terminarza właśnie TERAZ, dłuższy oddech dla Jagiellonii to najlepsze, co może ich spotkać…

A Rafał Górak? Bardzo dyplomatycznie mówił, że rozumie decyzję sędziów, ale chyba trzy razy podczas wywiadu dał do zrozumienia, jakie miał zdanie… Panowie za zamkniętymi drzwiami rozmawiali, każdy dał swoje argumenty. Trener zwrócił uwagę, że ze względu na szczelnie wypełniony sektor gości mogło to wyglądać inaczej. Że białe linie widać i przy dobrej woli organizatora, boisko można byłoby doprowadzić do stanu używalności. Że taki wyjazd bez meczu to dodatkowe koszty dla klubu. Jakbym więc miał typować, to pewnie wyglądało to tak „ej Rafał, wiesz, jak jest, jaką mamy sytuację, wiem, że nie jest to wam na rękę, ale zgódź się na przełożenie meczu, odwdzięczymy się dobrym winkiem”… Być może więc ze względu na solidarność kolegów po fachu i gentelmen’s agreement, szkoleniowiec, mimo że wolałby zagrać – nie oponował.

No i właśnie. To jest pytanie – czy komuś zależało, żeby wykorzystać opady i meczu nie rozegrać? Powiem wprost – reakcja organizatora meczu na tę „zimę” jest mocno zastanawiająca i nie wiem, czy Jagiellonia nie powinna z tego tytułu ponieść konsekwencji. Powtórzę – klub nie zrobił absolutnie nic, żeby ten mecz rozegrać. Począwszy od prognoz – przecież atak zimy w Polsce był już wczoraj, więc nie można było nie zakładać, że podobna sytuacja powtórzy się w Białymstoku. A jeśli tak, to przygotowuje się zastępy ludzi – choćby na wszelki wypadek – do tego, żeby boisko odśnieżyć. Pamiętacie, co było w zeszłym sezonie w meczu Radomiaka z Zagłębiem? Momentalnie, w ciągu kilku minut płyta po nawałnicy zrobiła się biała. Tam też było ryzyko przerwania i odwołania meczu. Ale ludzie robili, co w swojej mocy, odśnieżali, jak tylko się da i spotkanie zostało dokończone. Wczoraj w Rzeszowie kompletnie zasypany stadion został odśnieżony i mecz również się odbył. A w Białymstoku? Nie było chętnych czy nie miało ich być? Mogli nawet tych żołnierzy wziąć, co to zawsze są na trybunach. Cokolwiek. A tutaj kilku ludzi z łopatą zaczęło nieskładnie machać, ale chyba ktoś im powiedział, że to bez sensu – no i przestali.

Nie będę wnikał, czy na takim boisku można grać czy nie. Jak bardzo wpływa to na zdrowie zawodników. Wiem, że w przeszłości takie mecze się odbywały i nikt nie płakał i nie zasłaniał się ani zdrowiem, ani terminarzem. GieKSa taki mecz rozgrywała z Arką Gdynia – pamiętny z niewykorzystanym karnym Adamczyka – i jakoś się dało. Nie jest to może najbardziej estetyczne widowisko, ale mecz jest rozegrany i jest z głowy.

Natomiast tu nie chodzi o to, czy na zaśnieżonym boisku można grać. Chodzi o to, że nikt nie zajął się odśnieżaniem. Dlatego cała ta sytuacja ostatecznie wydaje mi się po prostu skandaliczna. Dosłownie godzinkę śnieg poprószył – bez jakiejś większej nawałnicy – i odwołujemy mecz.

I tak – piłkarze pojechali sobie na drugi koniec polski, by pobiegać na murawie stadionu Jagiellonii. Klub zapłacił za hotel, wyżywienie, przejazd. Teraz będzie to musiał zrobić drugi raz – najpewniej na wiosnę. Kibice zrywali się o drugiej w nocy, niektórzy pewnie nawet nie poszli spać, by stawić się na zbiórkę w ciemnych Katowicach. Jechali w tak wielkiej liczbie przez cały kraj – też przecież zapłacili za bilety i przejazd. I dostali w bambuko, bo paru osobom nie chciało się wyjść i doprowadzić boisko do jako takiego stanu.

Uważam, że PZPN czy Ekstraklasa, czy kto tam zarządza tym całym grajdołkiem, nie powinien przyzwalać na taką fuszerkę. To jest kupa kasy i czas wielu ludzi, którzy zdecydowali się do Białegostoku przyjechać. To po prostu jest nie fair.

Nieraz bywały jakieś sytuacje czy to z pogodą, czy wybrykami kibiców i kapitanowie lub trenerzy obu drużyn zgodnie mówili – gramy/nie gramy. Była ta wyraźna jednogłośność. A czasem spór. Grano nawet po zapaści Christiana Eriksena – choć tam akurat uważam, że ta decyzja była fatalna (choć z drugiej strony to Euro, więc logistyka dużo trudniejsza). Tutaj zabrakło determinacji, żeby mecz rozegrać. Rozumiem trenera Góraka, że podszedł dyplomatycznie do sprawy. Ja tego protokołu dyplomatycznego trzymać nie muszę i wysuwam hipotezę, że komuś na rękę był ten niezbyt wielki opad śniegu.

Dotychczas wielokrotnie pisałem i mówiłem, że cenię Jagiellonię i Adriana Siemieńca za to, jak łączą ligę i puchary. Byłem pod wrażeniem, że rok temu Jaga nie przełożyła spotkania z GKS na jesień, gdy sama była pomiędzy meczami z Ajaxem – trener gospodarzy dzisiejszego niedoszłego pojedynku mówił, że poważna drużyna musi umieć grać co trzy dni. Tym razem jednak w obliczu meczu z KuPS i końcówki ligi, takie zdanie przestało już zobowiązywać.

Nam nie pozostaje nic innego, jak przygotować się do sobotniego spotkania z Pogonią. Oby piłkarze GKS również wykorzystali fakt, że nie będą mieli Jagi w nogach i jak najlepiej mentalnie i fizycznie przygotowali się do spotkania z Portowcami. A z Jagiellonią i tak się już niedługo zmierzymy, bo za jedenaście dni w Pucharze Polski.

Kups!

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Mecz z Jagiellonią odwołany!

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W związku z atakiem zimy w Białymstoku i niezdatnymi według sędziego warunkami do gry mecz Jagiellonia Białystok – GKS Katowice został odwołany.

Kontynuuj czytanie

Kibice Klub Piłka nożna

Puchar Polski dla wyjazdowiczów

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Wczoraj klub GKS Katowice ogłosił, że wszyscy wyjazdowicze (a było ich aż 1022!), którzy pojechali na mecz do Białegostoku, mają w systemie biletowym przypisany voucher, który można wymienić na darmowy bilet na pucharowe spotkanie z Jagiellonią.

Jak informuje na swojej stronie internetowej klub (tutaj): Wyjazdowicze na swoich profilach w Systemie Biletowym GieKSy otrzymali voucher rabatujący cenę biletu na mecz pucharowy do 0 zł. Z prezentu można skorzystać już teraz! Voucher nie obejmuje biletów parkingowych oraz VIP. Co ważne, jeśli któryś z wyjazdowiczów nabył już wcześniej bilet na mecz pucharowy, to wówczas może wykorzystać voucher przy zakupie biletu na mecz innej sekcji GKS-u w 2025 r.

To kolejny miły gest ze strony klubu w kierunku najwierniejszych kibiców GieKSy. Już w niedzielę, zaraz po decyzji o niegraniu, piłkarze GieKSy podeszli pod sektor gości, a część z nich się na nim znalazła. Tam podziękowali fanatykom za tak liczną obecność, wspomnieli, że zawsze grają w „12” i dziś też chcieli dla nas wygrać. Oprócz tego rozdali swoje koszulki najmłodszym kibicom GKS Katowice, którzy wybrali się do Białegostoku. O tej sytuacji piszą więcej sami kibice na Facebooku (tutaj).

Przypomnijmy, że mecz z Jagiellonią zostanie rozegrany w czwartek 4 grudnia o 17:00 na Arenie Katowice. Na ten mecz NIE obowiązują karnety – wszyscy kibice muszą zakupić bilety (lub wykorzystać wspomniany wcześniej voucher). Bilety dostępne są w internetowym systemie (tutaj).

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga