Dołącz do nas

Piłka nożna Wywiady

Okiem rywala: pół drużyny trzeba budować od nowa

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przed przerwą na mecze reprezentacji czeka GieKSę poważny sprawdzian przy Nowej Bukowej, gdzie zmierzymy się z Mistrzem Polski. Rywale z Poznania mają jeszcze na głowie dzisiejszy mecz pucharowy z Rapidem Wiedeń, ale z pewnością nie zabraknie im motywacji, aby w niedzielę próbować wywieźć z Katowic komplet punktów.

O rywalizacji GKS-u z Kolejorzem w ubiegłym sezonie, postawie Lecha w obecnych rozgrywkach i przewidywaniach przed najbliższym pojedynkiem porozmawialiśmy z Mateuszem Jarmuszem, dziennikarzem poznańskiego oddziału Gazety Wyborczej, a w przeszłości pracownikiem biura prasowego KKS Lech Poznań.

Jeden z popularnych użytkowników z poznańskiego uniwersum Twittera, znany z bezkompromisowych opinii na temat zarówno waszego klubu, jak i jego rywali, daje ostatnio wyraz swojemu zadowoleniu z gorszej formy GieKSy jako swego rodzaju odwet za rzucenie Kolejorzowi kłody pod nogi na drodze do mistrzostwa. Jest to odosobniona opinia czy macie nam za złe, że nie daliśmy się łatwo pokonać w przedostatniej kolejce ubiegłego sezonu?
Ostatecznie wszystko skończyło się dla nas dobrze, więc raczej niewielu jest takich, których tamten mecz do teraz uwiera jak zadra pod paznokciem. Byłoby inaczej, gdyby Lech tego mistrzostwa nie zdobył – wtedy na pewno dłużej rozpamiętywano by tamten pojedynek z GKS-em. Słyszałem opinie z otoczenia klubu, gdzie wielu było zaskoczonych, jak bardzo chciało się GieKSie wygrać tamten mecz, jednak mimo wszystko w Ekstraklasie każdy chce się pokazać z jak najlepszej strony, a zaangażowanie i poświęcenie nie jest zbrodnią, lecz atutem. Negatywny odbiór tamtego pojedynku może po części wynikać z faktu, że wielu kibiców w Poznaniu ma sentyment do GKS-u Katowice, z uwagi na wspólną historię wielu piłkarzy, także Wasyla i Alana, którzy grają obecnie przy Bukowej. Stąd może zdziwienie, że akurat GKS aż tak się postawił.

Serca w Poznaniu zamarły na moment, gdy przy stanie 2-1 dla GieKSy sam na sam z Mrozkiem wyszedł Mateusz Mak?
To prawda, ale jeśli szukać atutów Lecha, które zaważyły na zdobyciu mistrzostwa, to Bartosz Mrozek od wielu miesięcy jest jednym z najjaśniejszych punktów tej drużyny. Obroniona sytuacja z Makiem dodatkowo podnosi jego notę i jest to ogromna cegła dołożona do mistrzostwa, którą będziemy mu długo pamiętać. Dodając do tego okoliczności, w jakich padł drugi gol dla Lecha, mamy pełen obraz, w jak dramatycznych okolicznościach zdobyliśmy kluczowy w walce o mistrzostwo punkt.

W nowym sezonie Kolejorz znów gra o najwyższe cele, natomiast GKS nie imponuje już tak, jak przed rokiem. Śledzicie to, co dzieje się w dole tabeli czy waszą uwagę zaprząta raczej walka o tytuły i europejskie puchary?
W poprzednim sezonie GKS jako beniaminek wniósł coś fajnego do Ekstraklasy – charakter, właściwy dla siebie sposób gry i pewien powiew świeżości. Niestety zmiany kadrowe, jakie zaszły latem, odbiły się na waszej formie – patrząc z boku, GKS jest obecnie innym zespołem niż wiosną. Zobaczymy ile czasu będzie potrzebował trener Górak, aby na nowo poukładać zespół, bo na razie gracie w kratkę.

Co jest najważniejszym celem Lecha w tym sezonie?
Oficjalny przekaz z klubu zawsze jest taki sam: Lech Poznań gra o Mistrzostwo i Puchar Polski, a w europejskich pucharach ma zajść jak najdalej. W dużym stopniu pokrywa się to z tym, czego sam oczekuję. Po tym, jak Kolejorz dotarł do ćwierćfinału Ligi Konferencji, w okresie pracy Mariusza Rumaka wpadł w dołek. Trener Niels Frederiksen poukładał to jednak bardzo szybko i chyba nikt się nie spodziewał, że już w pierwszym roku jego pracy tytuł mistrzowski wróci do Poznania. W erze rodziny Rutkowskich jest to najszybciej, bo już po trzech latach odzyskane mistrzostwo. Zazwyczaj po wygraniu ligi klub obniżał loty i odbudowa zwykle trwała dłużej. Dlatego dla mnie najważniejsze jest, aby Lech do końca liczył się w grze o krajowy prymat, bo czołówka ligi robi się coraz bardziej wyrównana, a o mistrzostwie decydują detale: gdyby w Katowicach piłka inaczej odbiła się od głowy Mario Gonzáleza, to tytuł najpewniej pojechałby do Częstochowy. Osobiście marzy mi się zdobycie Pucharu Polski, bo długo czekamy na to trofeum. Za chwilę minie 17 lat od zwycięstwa na Stadionie Śląskim z Ruchem, a po drodze aż pięciokrotnie przegrywaliśmy w finale tych rozgrywek.

Aby grać o wszystko, trzeba być przygotowanym na znaczne obciążenia związane z podróżami i graniem co trzy dni. Kolejorz jest na to gotowy kadrowo?
Osobiście mam problem z oceną rzeczywistego potencjału kadrowego Lecha. Mamy pewne trudności, bo pojawiło się wielu nowych piłkarzy i trzeba ich szybko wkomponować w zespół. Na dziś w drużynie nie ma kontuzjowanych Radosława Murawskiego, Patrika Wålemarka i Alego Gholizadeha, czyli trzech graczy kluczowych w poprzednim sezonie. Jeśli doliczyć do tego Afonso Sousę, który odszedł do Turcji, to w zasadzie pół drużyny trzeba budować od nowa. W porównaniu do poprzednich okienek transferowych, to letnie oceniam dobrze, bo dostrzegam chęć poważnego wzmocnienia zespołu, a także reakcję na pojawiające się kontuzje. Praca domowa została odrobiona, a rolą trenera jest szybko poukładać te klocki. O ile mistrzostwo było do pewnego stopnia zaskoczeniem, to obecnie mamy do czynienia z pierwszym poważnym testem dla Frederiksena i zobaczymy, jak sobie poradzi.

W poprzedniej rozmowie o Lechu redaktor Djaczenko podkreślał wartość indywidualnych przebłysków największych gwiazd Kolejorza, które pozwalały przechylać szalę na waszą korzyść. W ligowym i pucharowym maratonie równie ważna, o ile nie ważniejsza, jest głębia składu. Będzie kim rotować?
Ostatnie tygodnie pokazują, że sztab dobrze sobie radzi w tym aspekcie. W lidze wygraliśmy z Niecieczą oraz zremisowaliśmy z Rakowem i Jagą – w obliczu wspomnianych ubytków kadrowych można sobie wyobrazić gorsze wyniki. Jest tylko czterech piłkarzy, którzy w każdym z tych meczów wystąpili w podstawowym składzie, czyli ponad połowa zespołu jest wymieniana. Trener ma w czym wybierać, a nam pozostaje mieć nadzieję, że zawodnicy szerokiego składu dojadą do poziomu, do którego Lech przyzwyczaił w poprzednim sezonie.

W obliczu wspomnianych przez ciebie ubytków, a także patrząc na statystyki, odpowiedzialność za wyniki Lecha leży w głównej mierze na barkach Mikaela Ishaka. Kto może go wesprzeć, szczególnie jako zmiennik, bo już wiemy, że tej roli nie uniósł znany w Katowicach Filip Szymczak?
Duże nadzieje pokładaliśmy w Szymczaku – liczyliśmy, że będzie naciskał na Ishaka, ale w Poznaniu nie pokazywał tyle, ile choćby na wypożyczeniu w GKS-ie. Czasem piłkarz musi zmienić otoczenie, żeby się odblokować – tego życzę Filipowi i mam nadzieję, że jeszcze zrobi fajną karierę. Wracając do pytania, Lech od kilku sezonów jest „ishakozależny”. W poprzednich rozgrywkach doszły indywidualności, które pomagały mu ciągnąć drużynę do przodu: Patrik Wålemark, Ali Gholizadeh i Alfonso Sousa odpalili na tyle, że w kryzysowych sytuacjach brali na siebie dużą część odpowiedzialności za wynik. Teraz tego brakuje, ale moim zdaniem właśnie w takich okolicznościach Mikael Ishak doskonale się odnajduje i w pewien sposób rośnie, gdy czuje, jak wiele zależy od niego. Jest to jednak o tyle ryzykowna strategia, że musimy trzymać kciuki za zdrowie naszego napastnika.

Jak oceniasz postawę Lecha w pierwszej części sezonu?
Pierwszy etap rozgrywek trzeba podzielić na mecze ligowe i pucharowe – mimo wszystko dotychczas żyliśmy głównie europejskimi pucharami i można było odnieść wrażenie, że liga jest trochę z boku. Mieliśmy ochotę na zaatakowanie Ligi Mistrzów, niestety Crvena zvezda wybiła nam to z głowy. Ostatecznie będziemy grać w Lidze Konferencji, która rozpoczyna się w tym tygodniu. Początek sezonu jest dla mnie o tyle bolesny, że zdecydowanie gorzej radzimy sobie u siebie. Kolejorz zdobył mistrzostwo Polski głównie dzięki meczom domowym – Bułgarska była prawdziwą twierdzą i zdobyliśmy tu wiele punktów. Obecny sezon jest pod tym względem bardzo trudny: zaczęło się od przegranego Superpucharu z Legią, później 1:4 z Cracovią na inaugurację ligi, do tego porażki z Crveną i Genkiem, a niedawno trzy punkty z Poznania wywiozło Zagłębie Lubin. Zespoły Leszka Ojrzyńskiego zawsze wyraźnie przegrywały przy Bułgarskiej, ale tym razem udało mu się wygrać. Ponadto zremisowaliśmy z Jagiellonią, którą nie tak dawno pokonaliśmy w Poznaniu 5:0. Z drugiej strony Kolejorz dobrze radzi sobie na wyjazdach, co może być złą wiadomością dla GieKSy przed naszym najbliższym meczem.

Macie za sobą pojedynki z zespołami takimi jak Korona, Górnik czy wspomniana Cracovia, które nieco wbrew oczekiwaniom rozdzielają między siebie czołowe lokaty w ligowej tabeli. Ekstraklasa się wyrównuje czy ligowi potentaci z Lechem na czele nie pokazali jeszcze pełni umiejętności?
Moim zdaniem niektóre zespoły korzystają z sytuacji, że „wielka czwórka” była uwikłana w kwalifikacje do europucharów. Czas pokaże, czy w dłuższej perspektywie będą w stanie utrzymać się w czubie. Nie można wykluczać, że któryś z zespołów powtórzy historię Jagiellonii sprzed dwóch sezonów, kiedy wszyscy czekali na moment, aż Jaga „spuchnie”, tymczasem piłkarze Adriana Siemieńca zrobili wszystkim psikusa i sięgnęli po mistrzostwo. Dla mnie największą niespodzianką jest postawa Cracovii, która po wielu latach wreszcie wydaje się być poukładana jak należy i Pasy mogą być rewelacją ligi. W przypadku Lecha zachowuję spokój, bo strata do lidera jest niewielka, a w zanadrzu mamy jeszcze zaległy mecz z Piastem. Czołówka jest więc w zasięgu i trzeba robić swoje w oczekiwaniu na powroty kontuzjowanych piłkarzy.

Kto będzie najgroźniejszym rywalem Lecha w walce o krajowy prymat?
Na pewno pucharowicze, a spośród obecnej czołówki ligi stawiam właśnie na Cracovię, że najdłużej będzie dotrzymywała kroku najlepszym.

Jest wielu piłkarzy, których drogi krzyżowały się zarówno z Lechem, jak i GKS-em. O niektórych, jak Mrozek czy Kozubal, sporo było w moich poprzednich rozmowach, Ciebie z kolei chciałbym zapytać o Marcina Wasielewskiego, który dopiero w Katowicach stał się ligowcem pełną gębą. Jak oceniasz jego postępy?
Swego czasu udostępniłem na Twitterze piękną bramkę Wasyla z Radomiakiem, podkreślając moje zaskoczenie, jak silną pozycję w Ekstraklasie wypracował sobie w ostatnich miesiącach ten zawodnik. Mam wrażenie, że był on piłkarzem, który nie do końca pasował do Lecha. Zawsze prezentował się solidnie, ale nie na tyle, aby wzbudzać uznanie poznańskich kibiców. W tamtym okresie wychowanków oceniano głównie przez pryzmat ich potencjału sprzedażowego, natomiast Wasyl nie wyróżniał się w tym aspekcie. Osobiście cieszę się, że znalazł swoje miejsce w Katowicach i udowadnia u was, że jest solidnym ligowcem.

W obecnej formie byłby w stanie podjąć rywalizację o miejsce w składzie Kolejorza?
Wydaje mi się, że pozycja prawego obrońcy w Lechu jest chyba najmocniej obsadzona w całej lidze, bo jest Joel Pereira i Robert Gumny. W takim układzie ciężko byłoby Wasylowi wygrać rywalizację. Mimo to jest on doskonałym przykładem dla innych wychowanków, że istnieje życie poza Lechem. Może się wydawać, że szansę na karierę mają tylko ci, którzy jako „perełki” przebiją się do pierwszego składu i odchodzą za granicę. Tymczasem Wasyl pokazuje, że nawet jeśli nie uda się w Lechu, to warto próbować swoich sił w Ekstraklasie w barwach innych klubów.

Lech Poznań słynie z umiejętnego szkolenia i wprowadzania wychowanków w świat poważnego futbolu. Jeszcze niedawno nie było okienka bez transferu poznańskiego młodzieżowca do zachodniego klubu. Jak to wygląda dzisiaj?
Lech jest dzisiaj w innym miejscu niż choćby 5-6 lat temu, kiedy po nieudanym sezonie ekip Ivana Đurđevicia, Adama Nawałki i Dariusza Żurawia podjęto decyzję o zmianie koncepcji prowadzenia klubu – w obliczu braku kwalifikacji do europejskich pucharów źródłem przychodów miało być szkolenie i sprzedaż wychowanków. Oddano szatnię młodzieży, spośród której pierwsze skrzypce zaczęli grać Jóźwiak, Gumny, wracający z wypożyczenia do Katowic Puchacz, a z Opola Moder, do tego Michał Skóraś i Jakub Kamiński. Dzięki temu udało się podnieść poziom sportowy i zarobić, zarówno na transferach, jak i na grze w europejskich pucharach. Tym samym w kolejnych latach można było sobie pozwolić na ściąganie jakościowych piłkarzy z zagranicy. Dziś jest bardzo niewiele pozycji, o które młodzi wychowankowie mogliby rywalizować. Mimo to Niels Frederiksen próbuje pchać młodzież do przodu, czego przykładem jest Kornel Lisman, który wprawdzie nie jest typowym wychowankiem, bo do akademii trafił w wieku 17 lat. Kolejnych nazwisk, które miałyby się przebijać, nie ma aż tak wiele. Wydaje mi się, że skończyły się czasy, że co chwilę z Wronek wypływał talent na miarę Dawida Kownackiego, Karola Linettego lub Filipa Marchwińskiego. Pozostaje pytanie, czy to wychowankowie są na niższym poziomie, czy też Lech poszedł do przodu na tyle, że wychowankom jest znacznie trudniej zrobić różnicę w pierwszym zespole.

Zanim wybiegniemy na boisko w Katowicach, Kolejorz podejmie przy Bułgarskiej Rapid Wiedeń w ramach Ligi Konferencji. Jakie ma to twoim zdaniem znaczenie dla naszego ligowego starcia?
Rzeczywiście, czasu na przygotowanie nie będzie dużo, bo gramy w czwartek wieczorem, piątek pewnie będzie luźniejszy, a w sobotę trzeba już jechać do Katowic. Gdyby po meczu z GKS-em nie było przerwy reprezentacyjnej, to byłbym pewien, że ci piłkarze, którzy zagrają mniej w czwartek, w niedzielę wyjdą w pierwszym składzie. Tymczasem dłuższy odpoczynek po naszym meczu może oznaczać, że najważniejsi piłkarze zagrają więcej i w jednym, i w drugim spotkaniu. W mojej opinii w tym tygodniu priorytetem jest Liga Konferencji, a wynik starcia z Rapidem na pewno wpłynie na nastawienie przed meczem z GieKSą.

Kibice będą wywierać dodatkową presję, aby zrewanżować się za wiosenne „ciężary” przy Nowej Bukowej?
Wcale bym się nie zdziwił, gdyby taka presja wyszła od samego trenera, który nie krył oburzenia sytuacją wokół tamtego meczu, związaną z plotkami o „motywowaniu” GieKSy przez Raków. Jako Duńczyk dziwił się, że takie informacje, nawet w formie pogłosek, nie są tematem numer jeden sportowych serwisów, a większość kwituje je wzruszeniem ramion. Czy Niels Frederiksen jeszcze o tym pamięta? Być może, bo myślałem, że nie przywiązuje wagi do takich rzeczy, tymczasem po meczu z Rakowem nie krył rozczarowania, że jeszcze nigdy nie pokonał Marka Papszuna. Skoro więc zwraca uwagę na podobne detale, to być może i w Katowicach będzie chciał coś udowodnić.

Pokusisz się o wytypowanie wyniku?
Patrząc na to, jak Lech radzi sobie w meczach wyjazdowych, to stawiam na naszą wygraną. Po meczu pucharowym nie liczę na fajerwerki, więc zadowoli mnie 1:0. Żałuję, że nie będę mógł zobaczyć naszego pojedynku z trybun Nowej Bukowej, bo jeszcze tam nie byłem, a z perspektywy telewizora mecze u was wydają się bardzo fajne w odbiorze. Utrzymajcie się w Ekstraklasie, to następnym razem na pewno się wybiorę!

Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Felietony Piłka nożna

Komu nie zależało, by zagrać?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Gdy wyjrzałem dziś za okno z pokoju hotelowego, zobaczyłem szron na pobliskich dachach. I tyle. Śniegu nie było ani grama, jedyne, co mogło nas przyprawiać o lekkie dreszcze to przymrozek i konieczność spędzenia tego meczu w tak niskiej temperaturze. Wiadomo jednak, że podczas dobrego widowiska można się porządnie rozgrzać i emocje sportowe niwelują jakiekolwiek atmosferyczne niedogodności. Głowiłem się, jak to jest, że w różnych rejonach Polski mamy atak zimy, a przecież okolice bieguna zimna, które teoretycznie najbardziej są narażone na popularny biały puch, tym razem są wolne od tego.

Gdy jechałem autobusem na mecz i zaczęło lekko prószyć – a było to o godz. 10.30 ani przez myśl nie przeszło mi, jak to się wszystko skończy. Po prostu – śnieg zaczął sobie padać, nie był to jakiś armagedon, a i same opady śniegu, choć były wyraźne, nie przypominały tych, które znamy z przeszłości.

Po wejściu na stadion zobaczyłem taką właśnie oprószoną murawę – niezasypaną. Białawo-zieloną lub zielonkawo-białą. Typowy widok, gdy mamy pierwsze opady śniegu w roku lub też szron po mroźnej nocy. Białe gunwo (że tak zejdziemy z romantycznej wersji o puchu) ciągle jednak z białostockiego nieba spadało. I w pewnym momencie rzeczywiście murawa stała się dość biała. Nie przeszkodziło to jednak obu drużynom oraz sędziom rozgrzewać się. Kibice wypełniali stadion, zwłaszcza ci z Jagiellonii jeszcze przed meczem głośno dopingując swój zespół. Sympatycy GieKSy powoli zaczęli wchodzić na sektor gości i też dali znać o sobie. Przyznam, że nie myślałem w ogóle o tym, że mecz może się nie odbyć. Nie miałem takiego konceptu w głowie.

Za łopaty wzięło się… kilka osób. Zaczęli odśnieżać pola karne. Wyglądało to tak, że na jednym skrzydle stało trzech chłopa i sami nie wiedzieli, jak się za to zabrać. „Gdzie kucharek sześć…” – powiedziałem Miśkowi. A na drugim skrzydle szesnastki jeden jegomość odśnieżył na kilka metrów szerokość pola karnego, pokazując, że „da się”. A tamci deliberowali. Do tej pory odśnieżone były tylko linie i wspomniany kawałek. Na drugim polu karnym natomiast jakiś artysta „odśnieżał” w taki sposób, że zagarniał, wręcz zdrapywał śnieg, zamiast go nabierać na łopatę. Nie trzeba być śnieżnym omnibusem, żeby wiedzieć, że średnio efektywna jest to metoda. Po niedługim czasie wszyscy położyli na to lachę i sobie poszli czy tam przestali działać.

Dopiero kilka minut przed meczem zorientowałem się, że sędzia się dziwnie zachowuje, wychodzi i sprawdza. Załączyłem Canal+, by nasłuchiwać wieści i tam było jasne, że arbiter Wojciech Myć sugerował, iż szanse na rozegranie tego spotkania są dość marne. Potem wyszedł na boisko jeszcze raz, ze swoimi asystentami i patrzyli, jak zachowuje się piłka. W moim odczuciu ta rzucana i turlana przez nich futbolówka reagowała normalnie, z odpowiednim odbiciem czy brakiem większego oporu przy toczeniu się po ziemi. Do końca miałem nadzieję, że mecz się odbędzie.

Sędzia jednak zadecydował inaczej. W wywiadzie dla Canal+ powiedział, że ze względu na zdrowie zawodników, a także ograniczoną widoczność – podejmuje decyzję o odwołaniu meczu. Podał też argument, że do pomarańczowej piłki przykleja się śnieg i tak jej nie widać. A linie, które zostały odśnieżone i tak za chwilę zostałyby zasypane.

Mecz się nie odbył.

Odniosę się więc najpierw do słów sędziego, bo już one są dla mnie kuriozalne. Odśnieżone linie po 40 minutach (także już po odwołaniu meczu) nadal były widoczne. I nie zanosiło się specjalnie na to, że mają zostać momentalnie zasypane. Nawet jeśli – to chwila przerwy w meczu lub po prostu w przerwie między dwiema połowami – pospolite ruszenie do łopat i gotowe. A argument o piłce to już kuriozum do kwadratu. Na Boga – przecież śnieg to nie jest jakiś klej czy oleista substancja. I nawet jeśli w statycznej sytuacji klei się do piłki, to jest ona cały czas KOPANA. Dla informacji pana Mycia – to powoduje drgania w futbolówce, a to (plus odbijanie się od ziemi) z piłki przyklejony kawałek śniegu strząsa. Więc naprawdę nie mówmy takich głodnych kawałków na głos, bo tylko wzmacniamy opinię o sędziach taką, a nie inną.

Trener Siemieniec już po decyzji mówił dla Canal Plus, że z punktu widzenia logistyki w rundzie jesiennej, nie na rękę jest im nie grać, w domyśle, że ten mecz trzeba będzie jeszcze gdzieś wcisnąć. Tylko przecież WIADOMO, że tego spotkania nie da się rozegrać jesienią, bo przecież po ostatnim meczu ligowym Jaga gra dwa razy w Lidze Europy plus jeszcze w środku grudnia zaległy mecz z Motorem. Więc z GKS musieliby zagrać tuż przed świętami, a przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie przedłuży rundy GieKSie o dwa tygodnie z powodu zaległego meczu. Niech więc trener Adrian nie robi ludziom wody z mózgu. Poza tym trener powiedział, że ze względu na stan boiska, była to jedyna i słuszna decyzja i trudno nie było odnieść wrażenia, że z powodu napiętego terminarza właśnie TERAZ, dłuższy oddech dla Jagiellonii to najlepsze, co może ich spotkać…

A Rafał Górak? Bardzo dyplomatycznie mówił, że rozumie decyzję sędziów, ale chyba trzy razy podczas wywiadu dał do zrozumienia, jakie miał zdanie… Panowie za zamkniętymi drzwiami rozmawiali, każdy dał swoje argumenty. Trener zwrócił uwagę, że ze względu na szczelnie wypełniony sektor gości mogło to wyglądać inaczej. Że białe linie widać i przy dobrej woli organizatora, boisko można byłoby doprowadzić do stanu używalności. Że taki wyjazd bez meczu to dodatkowe koszty dla klubu. Jakbym więc miał typować, to pewnie wyglądało to tak „ej Rafał, wiesz, jak jest, jaką mamy sytuację, wiem, że nie jest to wam na rękę, ale zgódź się na przełożenie meczu, odwdzięczymy się dobrym winkiem”… Być może więc ze względu na solidarność kolegów po fachu i gentelmen’s agreement, szkoleniowiec, mimo że wolałby zagrać – nie oponował.

No i właśnie. To jest pytanie – czy komuś zależało, żeby wykorzystać opady i meczu nie rozegrać? Powiem wprost – reakcja organizatora meczu na tę „zimę” jest mocno zastanawiająca i nie wiem, czy Jagiellonia nie powinna z tego tytułu ponieść konsekwencji. Powtórzę – klub nie zrobił absolutnie nic, żeby ten mecz rozegrać. Począwszy od prognoz – przecież atak zimy w Polsce był już wczoraj, więc nie można było nie zakładać, że podobna sytuacja powtórzy się w Białymstoku. A jeśli tak, to przygotowuje się zastępy ludzi – choćby na wszelki wypadek – do tego, żeby boisko odśnieżyć. Pamiętacie, co było w zeszłym sezonie w meczu Radomiaka z Zagłębiem? Momentalnie, w ciągu kilku minut płyta po nawałnicy zrobiła się biała. Tam też było ryzyko przerwania i odwołania meczu. Ale ludzie robili, co w swojej mocy, odśnieżali, jak tylko się da i spotkanie zostało dokończone. Wczoraj w Rzeszowie kompletnie zasypany stadion został odśnieżony i mecz również się odbył. A w Białymstoku? Nie było chętnych czy nie miało ich być? Mogli nawet tych żołnierzy wziąć, co to zawsze są na trybunach. Cokolwiek. A tutaj kilku ludzi z łopatą zaczęło nieskładnie machać, ale chyba ktoś im powiedział, że to bez sensu – no i przestali.

Nie będę wnikał, czy na takim boisku można grać czy nie. Jak bardzo wpływa to na zdrowie zawodników. Wiem, że w przeszłości takie mecze się odbywały i nikt nie płakał i nie zasłaniał się ani zdrowiem, ani terminarzem. GieKSa taki mecz rozgrywała z Arką Gdynia – pamiętny z niewykorzystanym karnym Adamczyka – i jakoś się dało. Nie jest to może najbardziej estetyczne widowisko, ale mecz jest rozegrany i jest z głowy.

Natomiast tu nie chodzi o to, czy na zaśnieżonym boisku można grać. Chodzi o to, że nikt nie zajął się odśnieżaniem. Dlatego cała ta sytuacja ostatecznie wydaje mi się po prostu skandaliczna. Dosłownie godzinkę śnieg poprószył – bez jakiejś większej nawałnicy – i odwołujemy mecz.

I tak – piłkarze pojechali sobie na drugi koniec polski, by pobiegać na murawie stadionu Jagiellonii. Klub zapłacił za hotel, wyżywienie, przejazd. Teraz będzie to musiał zrobić drugi raz – najpewniej na wiosnę. Kibice zrywali się o drugiej w nocy, niektórzy pewnie nawet nie poszli spać, by stawić się na zbiórkę w ciemnych Katowicach. Jechali w tak wielkiej liczbie przez cały kraj – też przecież zapłacili za bilety i przejazd. I dostali w bambuko, bo paru osobom nie chciało się wyjść i doprowadzić boisko do jako takiego stanu.

Uważam, że PZPN czy Ekstraklasa, czy kto tam zarządza tym całym grajdołkiem, nie powinien przyzwalać na taką fuszerkę. To jest kupa kasy i czas wielu ludzi, którzy zdecydowali się do Białegostoku przyjechać. To po prostu jest nie fair.

Nieraz bywały jakieś sytuacje czy to z pogodą, czy wybrykami kibiców i kapitanowie lub trenerzy obu drużyn zgodnie mówili – gramy/nie gramy. Była ta wyraźna jednogłośność. A czasem spór. Grano nawet po zapaści Christiana Eriksena – choć tam akurat uważam, że ta decyzja była fatalna (choć z drugiej strony to Euro, więc logistyka dużo trudniejsza). Tutaj zabrakło determinacji, żeby mecz rozegrać. Rozumiem trenera Góraka, że podszedł dyplomatycznie do sprawy. Ja tego protokołu dyplomatycznego trzymać nie muszę i wysuwam hipotezę, że komuś na rękę był ten niezbyt wielki opad śniegu.

Dotychczas wielokrotnie pisałem i mówiłem, że cenię Jagiellonię i Adriana Siemieńca za to, jak łączą ligę i puchary. Byłem pod wrażeniem, że rok temu Jaga nie przełożyła spotkania z GKS na jesień, gdy sama była pomiędzy meczami z Ajaxem – trener gospodarzy dzisiejszego niedoszłego pojedynku mówił, że poważna drużyna musi umieć grać co trzy dni. Tym razem jednak w obliczu meczu z KuPS i końcówki ligi, takie zdanie przestało już zobowiązywać.

Nam nie pozostaje nic innego, jak przygotować się do sobotniego spotkania z Pogonią. Oby piłkarze GKS również wykorzystali fakt, że nie będą mieli Jagi w nogach i jak najlepiej mentalnie i fizycznie przygotowali się do spotkania z Portowcami. A z Jagiellonią i tak się już niedługo zmierzymy, bo za jedenaście dni w Pucharze Polski.

Kups!

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Mecz z Jagiellonią odwołany!

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W związku z atakiem zimy w Białymstoku i niezdatnymi według sędziego warunkami do gry mecz Jagiellonia Białystok – GKS Katowice został odwołany.

Kontynuuj czytanie

Kibice Klub Piłka nożna

Puchar Polski dla wyjazdowiczów

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Wczoraj klub GKS Katowice ogłosił, że wszyscy wyjazdowicze (a było ich aż 1022!), którzy pojechali na mecz do Białegostoku, mają w systemie biletowym przypisany voucher, który można wymienić na darmowy bilet na pucharowe spotkanie z Jagiellonią.

Jak informuje na swojej stronie internetowej klub (tutaj): Wyjazdowicze na swoich profilach w Systemie Biletowym GieKSy otrzymali voucher rabatujący cenę biletu na mecz pucharowy do 0 zł. Z prezentu można skorzystać już teraz! Voucher nie obejmuje biletów parkingowych oraz VIP. Co ważne, jeśli któryś z wyjazdowiczów nabył już wcześniej bilet na mecz pucharowy, to wówczas może wykorzystać voucher przy zakupie biletu na mecz innej sekcji GKS-u w 2025 r.

To kolejny miły gest ze strony klubu w kierunku najwierniejszych kibiców GieKSy. Już w niedzielę, zaraz po decyzji o niegraniu, piłkarze GieKSy podeszli pod sektor gości, a część z nich się na nim znalazła. Tam podziękowali fanatykom za tak liczną obecność, wspomnieli, że zawsze grają w „12” i dziś też chcieli dla nas wygrać. Oprócz tego rozdali swoje koszulki najmłodszym kibicom GKS Katowice, którzy wybrali się do Białegostoku. O tej sytuacji piszą więcej sami kibice na Facebooku (tutaj).

Przypomnijmy, że mecz z Jagiellonią zostanie rozegrany w czwartek 4 grudnia o 17:00 na Arenie Katowice. Na ten mecz NIE obowiązują karnety – wszyscy kibice muszą zakupić bilety (lub wykorzystać wspomniany wcześniej voucher). Bilety dostępne są w internetowym systemie (tutaj).

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga