Piłka nożna kobiet Wywiady
Okiem rywalek: BK Häcken
O rywalkach GieKSy w dwumeczu o awans do Pucharu Europy porozmawialiśmy z Jackiem Balonem, twórcą konta Szwedzka Kobieca, pełniącym również rolę redaktora w Futbol Po Skandynawsku. Dziękujemy za poświęcony czas.
Co mógłbyś opowiedzieć o mieście i okolicy, w której mecze rozgrywa BK Häcken?
Jest to Göteborg, czyli drugie największe miasto w Szwecji. Konkretnie Häcken jest z obszaru Hisingen i jeśli chodzi konkretnie o ten region, on słynie z walorów artystycznych i jest inspiracją dla wielu twórców, na przykład dla jednego z najbardziej znanych szwedzkich piosenkarzy, Håkan Hellström. Napisał on kiedyś odę do tego miasta, więc region jest znany właśnie z takich walorów i licznych odwołań. Jeśli chodzi o sam Göteborg, jest to po prostu drugie największe miasto, a na przykład firma Volvo ma tam swoją siedzibę.
Czy fani planują podróż za swoją drużyną do Katowic?
Kibiców będzie najprawdopodobniej mało, o ile w ogóle ktoś przyjedzie. Nie słyszałem o żadnej zorganizowanej grupie, która szykowałaby się na wyjazd. Häcken raczej w kwestii ekipy kibicowskiej nie słynie w Szwecji, ponieważ jest to stosunkowo nowy klub w Göteborgu i znacznie większymi są choćby IFK czy GAIS. W świetle tej sytuacji nie spodziewałbym się wielkiego nalotu, raczej pojedyncze osoby i tak bardziej turystycznie. Biorąc pod uwagę środek tygodnia i pogodę, szczerze mówiąc, nie spodziewałbym się nikogo.
Jak klub prezentuje się strukturalnie, dysponuje profesjonalnym zapleczem?
Klub jest spadkobiercą jednego z największych klubów w Szwecji. Co tu dużo mówić – jeśli chodzi o kraj, a także Europę jest to ścisła czołówka. Szkolenie stoi na bardzo wysokim poziomie i pod tym kątem polskie kluby powinny zdecydowanie brać ze szwedzkich przykład. Flagowym przykładem dobrej organizacji w Szwecji, obok Hammarby czy Malmö, ostatnio jest to właśnie Häcken.
Historia klubu to coś, czym może się pochwalić?
Warto wziąć pod uwagę jedynie fuzję w 2021 roku z Kopparberg FC Göteborg. Mieli małe problemy organizacyjne i zostali wtedy przejęci przez BK Häcken, zostali włączeni w struktury dużego piłkarskiego klubu i to jedyne ciekawsze wydarzenie.
Obecnie zespół spisuje się zgodnie z oczekiwaniami?
Aktualny poziom jest najwyższy w Szwecji, porównywalny z Hammarby, zresztą to właśnie te dwie drużyny biją się o mistrzowski tytuł, forma jest w porządku. Jeśli chodzi o starcie z GieKSą, to na pewno będą zdecydowanymi faworytkami (rozmawialiśmy tuż przed meczem w Szwecji – przyp. red.). Na przestrzeni ostatnich lat zespół był jednak zdecydowanie mocniejszy i ciężko powiedzieć, żeby to była drużyna kompletna, bo w poszczególnych etapach sezonu dało się zauważyć mankamenty.
Jaki futbol prezentuje Häcken? Felicia Schroder to kluczowa postać?
Styl gry jest zdecydowanie ofensywny, gra oparta na rozgrywaniu piłki w ataku pozycyjnym. Liderką środka pola jest Johanna Sorensen – reprezentntka Danii pochodzenia farerskiego. Ma już spore doświadczenie, grała już w Lidze Mistrzyń w sezonie, w którym Häcken awansowało do ćwierćfinału, co jest sporym osiągnięciem jak na drużynę tego pokroju. Cierpliwe rozgrywanie, ale też agresywny atak i ta drużyna zawsze dąży do tego, by tych bramek jak najwięcej ustrzelić. Felicia Schroeder to z kolei po prostu liderka całego zespołu i ofensywy, może teraz wyśrubować rekord strzelecki w lidze. Dawno nie było tutaj takiej osobowości wśród młodych piłkarek, a w zasadzie po prostu piłkarek. Jest to największy talent w Skandynawii i już niedługo będzie to najbardziej pożądana piłkarka.
Kto jest najpopularniejszą zawodniczką wśród fanów?
Jennifer Falk albo Elin Rubensson. Są to reprezentantki Szwecji, Falk miała swoje pięć minut w ćwierćfinale z Anglią, gdy obroniła cztery karne, a i tak odpadła. To ewenement na skalę światową, bo nie kojarzę takiej serii jedenastek, w której coś takiego by się zdarzyło. Jest bramkarką numer jeden w Szwecji, więc jej wskazanie byłoby najrozsądniejsze.
System wiosna-jesień pomaga w osiąganiu europejskich celów?
W jakiś sposób to na pewno premiuje te drużyny szwedzkie i norweskie, są wtedy w środku sezonu. Dlatego też ta forma jest nieco wyższa i często przekłada się to na wyniki, choć nie w tym sezonie. Później, już w wiosennej części rozgrywek, to jednak sporo je kosztuje – zamaist odpocząć, muszą cały czas trenować i podtrzymywać formę. Ten brak ogrania wtedy często wychodzi i to skutkuje rozgrywaniem meczów towarzyskich, a to oczywiście nie to samo co mecze o stawkę. Podsumowując: i tak i nie – na tym etapie to jeszcze pomaga, ale później może okazać się, że nie mamy żadnych argumentów na poparcie tego systemu.
Postęp kobiecego futbolu w Szwecji jest zauważalny?
Rozwija się wraz z globalnym skokiem, ale nie jest to proporcjonalne do reszty Europy. Na przykład w Anglii ten rozwój jest dużo bardziej równomierny, a tutaj skupia się głównie na reprezentacji i ewentualnie na największych klubach. Zespoły z dołu rozgrywek cierpią, brakuje pieniędzy i też zainteresowanie sponsorów jest mniejsze, przez co dyscyplina jest niedofinansowana. Ciężko cokolwiek pozytywnego o tym rozwoju powiedzieć, nie jest aż tak kolorowo, jak może się wydawać.
Jest to liga, która zapoczątkowała boom na kobiecą piłkę, pierwsza profesjonalna liga i stąd udało się wyrobić tak duży dystans na samym początku. Dopiero później inne kraje zaczęły te rozgrywki wyprzedzać, natomiast Polsce czy Belgii potrzebne jest jeszcze trochę czasu. Wygląda to tam jednak dużo bardziej dynamicznie i rozwojowo niż w Szwecji.
Liga jest faktycznie wyrównana?
Coraz bardziej, choć ciężko powiedzieć, czy mocniejsza. Häcken rywalizowało z Rosengard, które aktualnie ma znacznie gorszy sezon i znajduje się w strefie spadkowej po kompletnej przebudowie, oraz wspomnianym Hammarby. Rozgrywki są w grupie pościgowej za Top 5, razem z Norwegią, Portugalią i Holandią. Tego się trzymamy, by do Top 5 doskoczyć. Czy zmierza to w dobrym kierunku? Doskok Malmö do czołówki bardzo pomaga wzmocnić poziom ligi. Jest coraz więcej drużyn, które budują równy poziom rozgrywek i mam taką nadzieję, że w przyszłości będzie o wiele lepiej.
Udział w kwalifikacjach buduje zainteresowanie zespołem?
Niekoniecznie, ponieważ same kwalifikacje nie są w Szwecji postrzegane jako coś tak w męskiej, jak i kobiecej piłce przede wszystkim. Bardzo często te mecze cieszą się znikomym zainteresowaniem, media zaczynają pisać dopiero po osiągnięciu sukcesu i wtedy ludzie się tym interesują. W kwestii meczu z GieKSą trzeba się naprawdę naszukać, żeby jakiekolwiek informacje znaleźć. Sportbladet ma prawo do transmisji ze spotkań i prawdopodobnie tylko przez to o tym piszą, reszta mediów publikuje krótkie notki o dacie spotkania.
Jakie są cele na Puchar Europy?
Moim zdaniem chodzi o to, żeby go wygrać. Häcken i Hammarby są jednymi z mocniejszych zespołów i uważam, choć może się narażam, że Häcken GieKSę przejdzie i będzie jednym z faworytów. Hammarby ma pechowe losowanie, bo zmierzy się z SK Brann i jeden z tych faworytów odpadnie. Häcken to jedna z najmocniejszych drużyn w stawce i będzie chciała ten puchar wygrać.
Czy Szwedzi interesują się w jakimkolwiek stopniu polskimi drużynami?
Podobnie jak Pucharem Europy – w zasadzie w ogóle, raczej reprezentacją. Były miłe słowa po ostatnim Euro i meczu ze Szwecją czy Danią, odnośnie Niny Patalon i Ewy Pajor. O lidze się praktycznie nie słyszy, więc ciężko mi cokolwiek powiedzieć – jest to po prostu kwestia zainteresowania całą dyscypliną, a nie wyraz lekceważenia.
Felietony Piłka nożna
Komu nie zależało, by zagrać?
Gdy wyjrzałem dziś za okno z pokoju hotelowego, zobaczyłem szron na pobliskich dachach. I tyle. Śniegu nie było ani grama, jedyne, co mogło nas przyprawiać o lekkie dreszcze to przymrozek i konieczność spędzenia tego meczu w tak niskiej temperaturze. Wiadomo jednak, że podczas dobrego widowiska można się porządnie rozgrzać i emocje sportowe niwelują jakiekolwiek atmosferyczne niedogodności. Głowiłem się, jak to jest, że w różnych rejonach Polski mamy atak zimy, a przecież okolice bieguna zimna, które teoretycznie najbardziej są narażone na popularny biały puch, tym razem są wolne od tego.
Gdy jechałem autobusem na mecz i zaczęło lekko prószyć – a było to o godz. 10.30 ani przez myśl nie przeszło mi, jak to się wszystko skończy. Po prostu – śnieg zaczął sobie padać, nie był to jakiś armagedon, a i same opady śniegu, choć były wyraźne, nie przypominały tych, które znamy z przeszłości.
Po wejściu na stadion zobaczyłem taką właśnie oprószoną murawę – niezasypaną. Białawo-zieloną lub zielonkawo-białą. Typowy widok, gdy mamy pierwsze opady śniegu w roku lub też szron po mroźnej nocy. Białe gunwo (że tak zejdziemy z romantycznej wersji o puchu) ciągle jednak z białostockiego nieba spadało. I w pewnym momencie rzeczywiście murawa stała się dość biała. Nie przeszkodziło to jednak obu drużynom oraz sędziom rozgrzewać się. Kibice wypełniali stadion, zwłaszcza ci z Jagiellonii jeszcze przed meczem głośno dopingując swój zespół. Sympatycy GieKSy powoli zaczęli wchodzić na sektor gości i też dali znać o sobie. Przyznam, że nie myślałem w ogóle o tym, że mecz może się nie odbyć. Nie miałem takiego konceptu w głowie.
Za łopaty wzięło się… kilka osób. Zaczęli odśnieżać pola karne. Wyglądało to tak, że na jednym skrzydle stało trzech chłopa i sami nie wiedzieli, jak się za to zabrać. „Gdzie kucharek sześć…” – powiedziałem Miśkowi. A na drugim skrzydle szesnastki jeden jegomość odśnieżył na kilka metrów szerokość pola karnego, pokazując, że „da się”. A tamci deliberowali. Do tej pory odśnieżone były tylko linie i wspomniany kawałek. Na drugim polu karnym natomiast jakiś artysta „odśnieżał” w taki sposób, że zagarniał, wręcz zdrapywał śnieg, zamiast go nabierać na łopatę. Nie trzeba być śnieżnym omnibusem, żeby wiedzieć, że średnio efektywna jest to metoda. Po niedługim czasie wszyscy położyli na to lachę i sobie poszli czy tam przestali działać.
Dopiero kilka minut przed meczem zorientowałem się, że sędzia się dziwnie zachowuje, wychodzi i sprawdza. Załączyłem Canal+, by nasłuchiwać wieści i tam było jasne, że arbiter Wojciech Myć sugerował, iż szanse na rozegranie tego spotkania są dość marne. Potem wyszedł na boisko jeszcze raz, ze swoimi asystentami i patrzyli, jak zachowuje się piłka. W moim odczuciu ta rzucana i turlana przez nich futbolówka reagowała normalnie, z odpowiednim odbiciem czy brakiem większego oporu przy toczeniu się po ziemi. Do końca miałem nadzieję, że mecz się odbędzie.
Sędzia jednak zadecydował inaczej. W wywiadzie dla Canal+ powiedział, że ze względu na zdrowie zawodników, a także ograniczoną widoczność – podejmuje decyzję o odwołaniu meczu. Podał też argument, że do pomarańczowej piłki przykleja się śnieg i tak jej nie widać. A linie, które zostały odśnieżone i tak za chwilę zostałyby zasypane.
Mecz się nie odbył.
Odniosę się więc najpierw do słów sędziego, bo już one są dla mnie kuriozalne. Odśnieżone linie po 40 minutach (także już po odwołaniu meczu) nadal były widoczne. I nie zanosiło się specjalnie na to, że mają zostać momentalnie zasypane. Nawet jeśli – to chwila przerwy w meczu lub po prostu w przerwie między dwiema połowami – pospolite ruszenie do łopat i gotowe. A argument o piłce to już kuriozum do kwadratu. Na Boga – przecież śnieg to nie jest jakiś klej czy oleista substancja. I nawet jeśli w statycznej sytuacji klei się do piłki, to jest ona cały czas KOPANA. Dla informacji pana Mycia – to powoduje drgania w futbolówce, a to (plus odbijanie się od ziemi) z piłki przyklejony kawałek śniegu strząsa. Więc naprawdę nie mówmy takich głodnych kawałków na głos, bo tylko wzmacniamy opinię o sędziach taką, a nie inną.
Trener Siemieniec już po decyzji mówił dla Canal Plus, że z punktu widzenia logistyki w rundzie jesiennej, nie na rękę jest im nie grać, w domyśle, że ten mecz trzeba będzie jeszcze gdzieś wcisnąć. Tylko przecież WIADOMO, że tego spotkania nie da się rozegrać jesienią, bo przecież po ostatnim meczu ligowym Jaga gra dwa razy w Lidze Europy plus jeszcze w środku grudnia zaległy mecz z Motorem. Więc z GKS musieliby zagrać tuż przed świętami, a przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie przedłuży rundy GieKSie o dwa tygodnie z powodu zaległego meczu. Niech więc trener Adrian nie robi ludziom wody z mózgu. Poza tym trener powiedział, że ze względu na stan boiska, była to jedyna i słuszna decyzja i trudno nie było odnieść wrażenia, że z powodu napiętego terminarza właśnie TERAZ, dłuższy oddech dla Jagiellonii to najlepsze, co może ich spotkać…
A Rafał Górak? Bardzo dyplomatycznie mówił, że rozumie decyzję sędziów, ale chyba trzy razy podczas wywiadu dał do zrozumienia, jakie miał zdanie… Panowie za zamkniętymi drzwiami rozmawiali, każdy dał swoje argumenty. Trener zwrócił uwagę, że ze względu na szczelnie wypełniony sektor gości mogło to wyglądać inaczej. Że białe linie widać i przy dobrej woli organizatora, boisko można byłoby doprowadzić do stanu używalności. Że taki wyjazd bez meczu to dodatkowe koszty dla klubu. Jakbym więc miał typować, to pewnie wyglądało to tak „ej Rafał, wiesz, jak jest, jaką mamy sytuację, wiem, że nie jest to wam na rękę, ale zgódź się na przełożenie meczu, odwdzięczymy się dobrym winkiem”… Być może więc ze względu na solidarność kolegów po fachu i gentelmen’s agreement, szkoleniowiec, mimo że wolałby zagrać – nie oponował.
No i właśnie. To jest pytanie – czy komuś zależało, żeby wykorzystać opady i meczu nie rozegrać? Powiem wprost – reakcja organizatora meczu na tę „zimę” jest mocno zastanawiająca i nie wiem, czy Jagiellonia nie powinna z tego tytułu ponieść konsekwencji. Powtórzę – klub nie zrobił absolutnie nic, żeby ten mecz rozegrać. Począwszy od prognoz – przecież atak zimy w Polsce był już wczoraj, więc nie można było nie zakładać, że podobna sytuacja powtórzy się w Białymstoku. A jeśli tak, to przygotowuje się zastępy ludzi – choćby na wszelki wypadek – do tego, żeby boisko odśnieżyć. Pamiętacie, co było w zeszłym sezonie w meczu Radomiaka z Zagłębiem? Momentalnie, w ciągu kilku minut płyta po nawałnicy zrobiła się biała. Tam też było ryzyko przerwania i odwołania meczu. Ale ludzie robili, co w swojej mocy, odśnieżali, jak tylko się da i spotkanie zostało dokończone. Wczoraj w Rzeszowie kompletnie zasypany stadion został odśnieżony i mecz również się odbył. A w Białymstoku? Nie było chętnych czy nie miało ich być? Mogli nawet tych żołnierzy wziąć, co to zawsze są na trybunach. Cokolwiek. A tutaj kilku ludzi z łopatą zaczęło nieskładnie machać, ale chyba ktoś im powiedział, że to bez sensu – no i przestali.
Nie będę wnikał, czy na takim boisku można grać czy nie. Jak bardzo wpływa to na zdrowie zawodników. Wiem, że w przeszłości takie mecze się odbywały i nikt nie płakał i nie zasłaniał się ani zdrowiem, ani terminarzem. GieKSa taki mecz rozgrywała z Arką Gdynia – pamiętny z niewykorzystanym karnym Adamczyka – i jakoś się dało. Nie jest to może najbardziej estetyczne widowisko, ale mecz jest rozegrany i jest z głowy.
Natomiast tu nie chodzi o to, czy na zaśnieżonym boisku można grać. Chodzi o to, że nikt nie zajął się odśnieżaniem. Dlatego cała ta sytuacja ostatecznie wydaje mi się po prostu skandaliczna. Dosłownie godzinkę śnieg poprószył – bez jakiejś większej nawałnicy – i odwołujemy mecz.
I tak – piłkarze pojechali sobie na drugi koniec polski, by pobiegać na murawie stadionu Jagiellonii. Klub zapłacił za hotel, wyżywienie, przejazd. Teraz będzie to musiał zrobić drugi raz – najpewniej na wiosnę. Kibice zrywali się o drugiej w nocy, niektórzy pewnie nawet nie poszli spać, by stawić się na zbiórkę w ciemnych Katowicach. Jechali w tak wielkiej liczbie przez cały kraj – też przecież zapłacili za bilety i przejazd. I dostali w bambuko, bo paru osobom nie chciało się wyjść i doprowadzić boisko do jako takiego stanu.
Uważam, że PZPN czy Ekstraklasa, czy kto tam zarządza tym całym grajdołkiem, nie powinien przyzwalać na taką fuszerkę. To jest kupa kasy i czas wielu ludzi, którzy zdecydowali się do Białegostoku przyjechać. To po prostu jest nie fair.
Nieraz bywały jakieś sytuacje czy to z pogodą, czy wybrykami kibiców i kapitanowie lub trenerzy obu drużyn zgodnie mówili – gramy/nie gramy. Była ta wyraźna jednogłośność. A czasem spór. Grano nawet po zapaści Christiana Eriksena – choć tam akurat uważam, że ta decyzja była fatalna (choć z drugiej strony to Euro, więc logistyka dużo trudniejsza). Tutaj zabrakło determinacji, żeby mecz rozegrać. Rozumiem trenera Góraka, że podszedł dyplomatycznie do sprawy. Ja tego protokołu dyplomatycznego trzymać nie muszę i wysuwam hipotezę, że komuś na rękę był ten niezbyt wielki opad śniegu.
Dotychczas wielokrotnie pisałem i mówiłem, że cenię Jagiellonię i Adriana Siemieńca za to, jak łączą ligę i puchary. Byłem pod wrażeniem, że rok temu Jaga nie przełożyła spotkania z GKS na jesień, gdy sama była pomiędzy meczami z Ajaxem – trener gospodarzy dzisiejszego niedoszłego pojedynku mówił, że poważna drużyna musi umieć grać co trzy dni. Tym razem jednak w obliczu meczu z KuPS i końcówki ligi, takie zdanie przestało już zobowiązywać.
Nam nie pozostaje nic innego, jak przygotować się do sobotniego spotkania z Pogonią. Oby piłkarze GKS również wykorzystali fakt, że nie będą mieli Jagi w nogach i jak najlepiej mentalnie i fizycznie przygotowali się do spotkania z Portowcami. A z Jagiellonią i tak się już niedługo zmierzymy, bo za jedenaście dni w Pucharze Polski.
Kups!
Piłka nożna
Mecz z Jagiellonią odwołany!
W związku z atakiem zimy w Białymstoku i niezdatnymi według sędziego warunkami do gry mecz Jagiellonia Białystok – GKS Katowice został odwołany.
Kibice Klub Piłka nożna
Puchar Polski dla wyjazdowiczów
Wczoraj klub GKS Katowice ogłosił, że wszyscy wyjazdowicze (a było ich aż 1022!), którzy pojechali na mecz do Białegostoku, mają w systemie biletowym przypisany voucher, który można wymienić na darmowy bilet na pucharowe spotkanie z Jagiellonią.
Jak informuje na swojej stronie internetowej klub (tutaj): Wyjazdowicze na swoich profilach w Systemie Biletowym GieKSy otrzymali voucher rabatujący cenę biletu na mecz pucharowy do 0 zł. Z prezentu można skorzystać już teraz! Voucher nie obejmuje biletów parkingowych oraz VIP. Co ważne, jeśli któryś z wyjazdowiczów nabył już wcześniej bilet na mecz pucharowy, to wówczas może wykorzystać voucher przy zakupie biletu na mecz innej sekcji GKS-u w 2025 r.
To kolejny miły gest ze strony klubu w kierunku najwierniejszych kibiców GieKSy. Już w niedzielę, zaraz po decyzji o niegraniu, piłkarze GieKSy podeszli pod sektor gości, a część z nich się na nim znalazła. Tam podziękowali fanatykom za tak liczną obecność, wspomnieli, że zawsze grają w „12” i dziś też chcieli dla nas wygrać. Oprócz tego rozdali swoje koszulki najmłodszym kibicom GKS Katowice, którzy wybrali się do Białegostoku. O tej sytuacji piszą więcej sami kibice na Facebooku (tutaj).
Przypomnijmy, że mecz z Jagiellonią zostanie rozegrany w czwartek 4 grudnia o 17:00 na Arenie Katowice. Na ten mecz NIE obowiązują karnety – wszyscy kibice muszą zakupić bilety (lub wykorzystać wspomniany wcześniej voucher). Bilety dostępne są w internetowym systemie (tutaj).



Najnowsze komentarze