Dołącz do nas

Siatkówka

Siatkarska czapa czyli – Co słychać w sieci?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Po trzech porażkach z rzędu GKS-u, coraz trudniej o optymizm, starcie z Jastrzębskim pokazało jak wiele brakuje naszemu zespołowi do czołówki polskich drużyn.

 

katowickisport.pl – Kapitan stanął na wysokości zadania. Jastrzębie wygrywa z GieKSą

Jastrzębianie źle zagrali w drugim secie, ale ostatecznie udało im się wywalczyć trzy punkty. Pierwsza odsłona w zasadzie nie miała historii. Jastrzębianom do zwycięstwa wystarczyły dwie serie w polu zagrywki. Najpierw kilka soczystych serwisów posłał Salvador Hidalgo Oliva, a chwilę później swoje dołożył Lukas Kampa. Katowiczanie w partii tej nie pokazali niczego poza blokiem. Dość powiedzieć, że takich punktowych akcji wykonali aż pięć. A na przestrzeni całej partii „uciułali” zaledwie piętnaście punktów. Nic zatem nie zapowiadało tego, co wydarzyło się w secie numer dwa. Wydawało się, że gospodarze kontrolują sytuację. Do momentu, kiedy na zagrywce pojawił się Paweł Pietraszko. Miejscowi nie byli wtedy w stanie przyjąć trzech zagrywanych przez środkowego GKS-u piłek i w efekcie przegrali seta. Z szatni, przed partią trzecią, wyszli jednak „Pomarańczowi” z mocnym postanowieniem poprawy. I pomimo kilku turbulencji w trakcie tej rozgrywki, udało się im plan wprowadzić w życie. Katowiczanie mieli spore problemy w przyjęciu, przez co ich atak w zasadzie nie funkcjonował. A dodatkowo osamotniony w tym elemencie siatkarskiego rzemiosła był Sierhij Kapelus. Doświadczony zawodnik próbował wziąć ciężar gry na siebie, ale nie przyniosło to spodziewanych efektów. Tymczasem Lukas Kampa wiedząc o tym, że Salvador Hidalgo Oliva ma problemy z kolanem, postanowił poszukać innych rozwiązań. Tym razem się powiodło, bo zdecydowanie lepiej niż w poprzednich spotkaniach zagrał Patryk Strzeżek. Kapitan „Pomarańczowych” pojawił się na parkiecie w pierwszej szóstce, bo z urazem barku ciągle zmaga się Maciej Muzaj. I stanął na wysokości zadania prowadząc zespół Jastrzębskiego Węgla do zwycięstwa. Można powiedzieć, że wczorajszy dzień był podwójnie szczęśliwy dla Marka Lebedewa, szkoleniowca jastrzębskiego zespołu. Jego podopieczni wygrali mecz, a on sam został właśnie selekcjonerem reprezentacji Australii.  (…)

siatka.org – PL: Śląski pojedynek dla jastrzębian, beniaminek walczył

Można było się spodziewać, że złaknieni zwycięstwa siatkarze GKS-u Katowice będą chcieli powalczyć z Jastrzębskim Węglem. Mimo tego w dwóch partiach dali się całkowicie podporządkować gospodarzom, którzy mądrze korzystali z ich potknięć. Tym samym zespół z Jastrzębia-Zdroju w końcu sięgnął po ligowe zwycięstwo bez większych problemów i (dla odmiany) w czterech setach.  (…)

Podenerwowani porażką w drugim secie jastrzębianie mocnym akcentem otworzyli partię kolejną. W tej części spotkania celne zagrania na siatce przeplatały błędy popełniane w polu serwisowym. Dłużej niż w odsłonach wcześniejszych utrzymywała się też gra na styku (7:6). Dopiero kontratak w wykonaniu atakującego jastrzębian i autowe zagrania Sobańskiego odmieniły nieco sytuację i miejscowi prowadzili 9:6. Nie był to koniec błędów GKS-u, nerwowe zagrania kończyły ataki w aut i przy stanie 10:6 Piotr Gruszka musiał wykorzystać przerwę na żądanie. Po wznowieniu gry przyjezdni popisali się blokiem na Olivie, chwilę później zagrywając w aut. Tym razem trudno było wypatrywać zrywu przyjezdnych, pojedyncze skuteczne zagrania podopiecznych Piotra Gruszki były jedynie tłem dla punktów seriami zdobywanych przez zawodników z Jastrzębia-Zdroju. Patryk Strzeżek nie miał większych problemów z omijaniem bloku rywali, podczas gdy Gert van Valle w zagraniach z sytuacyjnych piłek atakował w środek siatki, nawet bez bloku przeciwnika. Te dysproporcje pozwoliły drużynie Marka Lebedewa kontrolować rywalizację (18:12). Jastrzębianie wyciągnęli wnioski z odsłony poprzedniej, utrzymując kilkupunktową zaliczkę i nie doprowadzając do serii punktowej w ekipie rywala (21:17). W końcówce seta swoje noty poprawił jeszcze Jason DeRocco i Jastrzębski Węgiel wygrał 25:19.

Przy grze punkt za punkt w początkowej fazie czwartego seta o krok dalej byli siatkarze Jastrzębskiego Węgla. Do dobrej gry na skrzydłach swoich kolegów Lucas Kampa dodał punktowe kiwki z drugiej piłki. To był dopiero pierwszy sygnał ze strony gospodarzy. Prawdziwą serię punktową przyniosło gospodarzom ustawienie z rozgrywającym w polu serwisowym. Ten siatkarz ekipy z Jastrzębia-Zdroju skutecznie odrzucił rywali od siatki, a potrójny blok miejscowych okazał się dla katowiczan ścianą nie do przejścia. I tak w ekspresowym tempie prowadzenie jastrzębian wzrosło do pięciu oczek (10:5). W tej części spotkania nie brakowało dłuższych wymian i widowiskowych obron. Bezbłędnie intencje rozgrywającego rywali, Macieja Fijałka, odczytywał Grzegorz Kosok, jastrzębianie dominowali we wszystkich elementach siatkarskiego rzemiosła i ta przewaga miała odzwierciedlenie na tablicy wyników (13:6). Katowiczanie nie byli w stanie już zbyt wiele zdziałać w tej części spotkania, zagrywki przyjmowane na drugą stronę siatki były bezbłędnie wykorzystywane przez czujnego na siatce Damiana Borucha i przy stanie 16:8 Piotr Gruszka musiał ratować się kolejną przerwą na żądanie. Pauza nie wybiła z rytmu pewnie zmierzających do końca seta i spotkania jastrzębian (18:11). Tej straty goście nie zdołali odrobić, przy grze punkt za punkt Jastrzębski Węgiel wygrał 25:16 i w całym meczu 3:1, zgarniając pełną pulę punktów.  (…)

 

sportowefakty.wp.pl – Jastrzębski – GKS: jedenaste w sezonie zwycięstwo jastrzębian

W spotkaniu 14 kolejki PlusLigi 2016/2017, Jastrzębski Węgiel po czterosetowym boju okazał się lepszy od GKS-u Katowice, odnosząc jedenaste zwycięstwo w sezonie.

Faworytem środowego pojedynku był Jastrzębski, który w tym sezonie prezentuje efektowną i efektywną siatkówkę. Jednakże beniaminek z Katowic z Marco Falaschim na czele chciał się pokusić o sprawienie niespodzianki i zrehabilitować za ostatnie porażki z Cerrad Czarnymi Radom oraz Cuprum Lubin. Początkowo katowiczanie potrafili dotrzymywać kroku jastrzębianom, a nieźle w ich szeregach poczynał sobie przyjmujący Serhiy Kapelus (10:10). Z czasem zaczęli przyspieszać gospodarze, zaś ciężar zdobywania punktów brał na swoje barki Patryk Strzeżek, który wyprowadził swój zespół na prowadzenie 16:12. Swoje trzy grosze dorzucił również Salvador Hidalgo Oliva i siatkarze JW byli coraz bliżej triumfu w inauguracyjnym secie (20:14). Pomarańczowi już nie dali się dogonić, zwyciężając do 15.  Jastrzębscy zawodnicy byli na fali po wygranej w pierwszej partii, a na środku dobrze współpracował duet Lukas Kampa – Damian Boruch (12:8). Pewnym punktem był Scott Touzinsky i wydawało się, że również i w tej odsłonie pewną wiktorię odniosą podopieczni Marka Lebedewa (19:16). Taki obrót spraw nie podłamał GieKSy, która popisała się skutecznym finiszem i najpierw doprowadziła do gry na przewagi, by ostatecznie triumfować 26:24. Porażka w II secie bardzo podrażniła Pomarańczowych, którzy od startu trzeciej części potyczki wzięli się mocno do pracy, zaś ich silną stroną był blok (10:6). W ofensywie brylował Strzeżek, który był praktycznie nie do zatrzymania dla przeciwników (18:13). GKS Katowice nie miał argumentów do skutecznej walki i poległ w tej partii 19:25. Niesieni dopingiem swoich kibiców miejscowi gracze nie zamierzali zwalniać tempa, a umiejętnie poczynaniami swojego zespołu kierował Kampa (9:5). Z rywalem starał się walczyć Gert van Walle, ale nie miał zbyt dużego wsparcia ze strony klubowych kolegów (17:9). Ostatecznie Jastrzębski wygrał czwartą odsłonę 25:16, natomiast cały mecz 3:1.  (…)

siatkowka24.com – PlusLiga: GKS powalczył, ale punkty zostają w Jastrzębiu

W śląski pojedynku nie obyło się bez niespodzianki i choć GKS Katowice zawzięcie walczył, to Jastrzębski Węgiel wyszedł zwycięsko z tego czterosetowego pojedynku. Podopieczni Marka Lebedewa zagrali mądrze i bardzo cierpliwie, choć na boisku musieli radzić sobie bez Maćka Muzaja.

Spotkanie rozpoczęło się od skutecznego bloku Grzegorza Kosoka. Następnie toczyła się wyrównana gra punkt za punkt. Świetnie wszedł w mecz Salvador Hidalgo Oliva, który najpierw skutecznie atakował, potem dołożył asa serwisowego. Na uwagę zasługiwał blok przyjezdnych, którzy do wyniku 11:10 tym elementem zdobyli aż 4 pukty. Po błędach w polu zagrywki Karola Butryna i Rafała Sobańskiego i asie serwisowym Olivy w środkowej fazie seta Jastrzębianie odskoczyli na prowadzenie 15:12. Świetnie radzili sobie w ataku oprócz wspomnianego Kubańczyka Patryk Strzeżek oraz Scott Touzinsky, swoje w bloku i polu serwisowym dołożył Lukas Kampa i pierwszego seta gospodarze zwyciężyli do 15. Druga odsłona meczu to ponownie wyrównane otwarcie. Tym razem punktowymi blokami popisywali się miejscowi gracze. Wyrównana gra toczyła się do wyniku 8:8. Wtedy Jastrzębianie odskoczyli na czteropunktowe prowadzenie i wydawało się, że kontrolują przebieg rywalizacji na boisku. Skuteczni byli po stronie gospodarzy Touzinsky i Oliva, a po stronie przyjezdnych Gert van Walle, który zastąpił na boisku Butryna. Choć Belg skutecznie zagrywał i atakował to na tablicy dalej utrzymywała się trzypunktowa przewaga. W końcówce partii podopieczni Piotra Gruszki zaczęli punktowo blokować – najpierw Tomasz Kalembka, później Serhiy Kapelus. Gospodarze co prawda mieli piłkę setową przy stanie 24:22, ale wtedy skutecznym blokiem na atakującym z przechodzącej piłki Damianie Boruchu popisał się Maciej Fijałek. Następnie asa serwisowego dołożył Paweł Pietraszko i wynik się odwrócił. W ostatniej akcji seta pomylił się w ataku Scott Touzinsky i na tablicy wyników widniał remis 1:1.  (…)

 

jastrzebskiwegiel.pl – Wygrywamy śląskie derby za trzy punkty!

Pierwszy punkt w środowym meczu zdobył skutecznym blokiem Patryk Strzeżek. Autowy atak Rafała Sobańskiego oznaczał rezultat 3:1. Katowiczanie szybko wyrównali (3:3).  (…)

Drugą partię nasi siatkarze otworzyli punktowym blokiem autorstwa Grzegorza Kosoka. W początkowym fragmencie tej partii Oliva dwukrotnie popisał się skutecznymi blokami na Butrynie. Akcje ze środka w wykonaniu Damiana Borucha skutkowały rezultatem 8:6. Po kolejnym bloku na Butrynie (11:7) trener Gruszka dokonał zmiany na pozycji atakującego. Na placu gry pojawił się Gert Van Walle. Belg nieźle wprowadził się na boisko. Po jego punktowej zagrywce rywale zbliżyli się na różnicę jednego punktu (14:13). Nasza drużyna znakomicie prezentowała się w kontrataku. Ilekroć piłka wracała na naszą stronę, potrafiliśmy zrobić z tego użytek. Trener Lebedew na chwilę wpuścił na plac gry Radosława Gila oraz Jasona De Rocco. Wkrótce katowiczanie po raz kolejny niebezpiecznie skrócli dystans punktowy (21:20), co skłoniło naszego trenera do wzięcia przerwy na żądanie. Po niej, „na posterunku” był Kosok, który potężnie zaatakował ze środka (22:20). W końcówce było nerwowo, ale akcja kapitana JW. dała nam pierwsze setbole w tej partii (24:22). Za moment wrócił niepokój, bo w polu serwisowym gości zameldował się Paweł Pietraszko i asem wyprowadził swój zespół na prowadzenie (25:24). Potem Touzinsky pomylił się w ataku, a to oznaczało koniec seta i remis w meczu (1:1).  (…)

Początek czwartego seta to seria popsutych zagrywek z obu stron. Po wyrównanym wstępie, od stanu 5:5 zaczęliśmy budować przewagę. Duża w tym zasługa świetnie serwującego Kampy, ale i naszych blokujących, którzy raz po raz zatrzymywali Belga Van Walle. Trener gości ratował się przerwami na żądanie, ale na szczęście nie przynosiły one katowiczanom zamierzonego skutku (10:5). Blok Jastrzębskiego Węgla funkcjonował perfekcyjnie. Trener Gruszka powrócił do gry z Butrynem na ataku. Ale Pomarańczowi byli w takim „gazie”, że w pewnym momencie prowadzili już 14:7. Kiedy przewaga naszej drużyny wzrosła do ośmiu „oczek” szkoleniowiec GKS-u zareagował kolejnym czasem dla swoje ekipy. Nasza ekipa nie zamierzała jednak zwalniać tempa i nadal regularnie punktowała. Na końcówkę seta trener wpuścił na plac gry Gila oraz Bachmatiuka. Pierwsze piłki meczowe zyskaliśmy za sprawą zepsutej zagrywki Sobańskiego. Za pierwszym razem rywale jeszcze się obronili, ale wobec potężnego ataku Olivy okazali się bezradni.  (…)

 

 

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!


Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Felietony Piłka nożna

Balon de GieKS’or

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Tak, tak, Shellu wrócił do działalności redakcyjnej rok temu i faktom nie da się zaprzeczyć. Mianowicie od tego czasu byłem na 17 meczach wyjazdowych. Bilans: 3-1-13. Z różnych powodów nie zawitałem na czterech meczach w delegacji. Bilans: 3-0-1. Niech to szlag!

Miejmy więc te heheszki, że Shellu przynosi pecha za sobą. Pośmialiśmy się, fajnie. Teraz przejdźmy do rzeczy poważnych.

To co oglądamy w tym sezonie na wyjeździe, to co widzieliśmy wczoraj w Gdańsku, to jest jakiś jeden wielki koszmar. W zasadzie nawet nie wiem, co pisać, bo jestem zażenowany. Przede wszystkim dysproporcją pomiędzy meczami u siebie i na wyjeździe. Dysproporcja, w której GieKSa u siebie od przerwy meczu z Zagłębiem walczy, gra agresywnie, zmiata tego przeciwnika i nawet jeśli pojawiają się błędy w defensywie, to nadrabiamy grą ofensywną i strzelanymi bramkami. Na wyjazdach nie ma ani ofensywy, ani defensywny. Jest jedno wielkie nic.

Mecz z Lechią został oddany. Nie mam na myśli, że bez walki, choć tej determinacji mogło być zdecydowanie więcej. Ale został oddany bez jakichkolwiek atutów piłkarskich. Był to absolutnie beznadziejny mecz, który jakby potrwał drugie 90 minut, to GKS i tak by bramki nie strzelił. Nie da się strzelić gola, gdy nie potrafi się stworzyć dogodnej sytuacji do zdobycia bramki. Bramkarz Lechii Paulsen został zatrudniony w zasadzie tylko przy strzale dystansu Nowaka. I kilka razy wyłapał, względnie wypiąstkował piłkę po bardzo słabych dośrodkowaniach. Najlepszą akcję katowiczanie przeprowadzili wtedy, gdy Galan wypuścił Nowaka, ten zrobił zwód i uderzał, ale został zablokowany. Poza tym – nie było nic.

Strasznie się na to patrzyło. Na pierwszą połowę nasz zespół nie dojechał w ogóle. Tam to nawet i tej determinacji nie było widocznej. I myślę, że raz na zawsze warto między bajki z mchu i paproci włożyć krążące w piłce historię o tym, jak to jest ciężko, gdy gra się co trzy dni. Tym razem bowiem były dwa tygodnie przerwy i w żaden sposób nie wpłynęło to pozytywnie na zespół. Katowiczanie byli ospali, bez pomysłu, bez widocznej chęci przyciśnięcia przeciwnika.

Zawsze na meczach posiłkuję się transmisją z Canal+, czy to odpalając na laptopie i oglądając powtórki, czy zapuszczając żurawia w monitory komentatorów stacji, tym razem Bartosza Glenia i Michała Żyro (na monitorach zawsze jest od razu, nie trzeba czekać „poślizgu”). Gdy około 36. minut zobaczyłem, że GKS nie oddał nawet jednego strzałów, choćby niecelnego, nie mogłem uwierzyć. Oto gramy z najsłabszą obroną w lidze, której Zagłębie Leszka Ojrzyńskiego potrafi wklupać sześć bramek, a my nie potrafimy choćby postraszyć bramkarza gospodarzy. Po prostu koszmar. Na koniec połowy był już jeden celny strzał o xG… 0,01. Ja bym to jeszcze na części tysięczne rozłożył, żeby zobaczyć, czy nie było to 0,001. Natomiast sytuację, w której Galan zagrał – co by nie mówić – kapitalną piłkę do Wasyla, a Wasyl zamiast albo przyjąć i strzelić, albo poczekać, albo zrobić cokolwiek innego, odgrywał z pierwszej do tyłu, do nikogo, zakwalifikowałbym jako ujemne xG. No, po prostu tak nie można.

Mimo wszystko coś tam w końcówce pierwszej połowy leciutko zaczęło się dziać i dawało to jakąś nadzieję na grę po przerwie. I rzeczywiście, GKS miał dużo więcej posiadania piłki w drugiej części gry. Z 52-48 dla Lechii w pierwszej połowie, cały mecz skończyliśmy z bilansem 58-42 na korzyść GKS, czyli po przerwie GKS musiał mieć piłkę przez 68 procent czasu. I choć na koniec meczu to xG było już na poziomie 0,76, to nadal bardzo słabo. Nie mieliśmy groźnych sytuacji.

Zapytałem trenera na konferencji o kwestię braku prostoty w grze, tylko zbyt dużego kombinowania. Trener zaprzeczył mówiąc, że w tym spotkaniu było być może najwięcej dośrodkowań w całym sezonie, bo około czterdziestu i chodzi o jakość. Nie doprecyzowałem, więc doprecyzuję teraz – bardziej chodzi mi o sytuacje, w których naprawdę można już próbować oddać strzał, czy może nawet trochę popróbować zrobić coś na aferę, jakieś zamieszanie itd. A my kombinujemy, tak jak wspomniany Wasyl, tak jak Bartek Nowak w jednej sytuacji, gdzie się wygonił i został zablokowany. Kilka takich sytuacji by się jeszcze znalazło. Natomiast faktem jest, tak jak stwierdził szkoleniowiec, że chodzi też o samą jakość dośrodkowań, a ta była bardzo słaba. Nawet komentatorzy określili centry GieKSy jako „baloniaste”. Golkiper gospodarzy nie miał z reguły z nimi problemów, a jak kilka razy nasi zawodnicy doszli do główki, to po prostu odbili piłkę gdzieś do góry czy nie wiadomo gdzie. Zagrożenia żadnego. Po francusku i hiszpańsku piłka to „balon”. Piłkarze GKS za bardzo chyba wzięli sobie to do serca.

Piszę o tej aferce, bo GKS potrafi taką grać. Ja wiem, że Jacek Gmoch kiedyś chciał zmatematyzować piłkę i dziś wielu szkoleniowców to robi – to znaczy chcą jak najmniej pozostawić przypadkowi. I ja to rozumiem. Natomiast wydaje się, że potrzebny jest w tym wszystkim balans, po ostatecznie piłka to taki kulisty przedmiot, który w dużej prędkości zachowuje się nieprzewidywalnie, gdy napotka na przeszkodę taką, czy owaką – tu się odbije, tu podskoczy, tu zakręci i po prostu trzeba mieć refleks i dołożyć nogę. Przecież strzelaliśmy takie bramki – Marten Kuusk w poprzednim sezonie z Cracovią czy Lukas Klemenz niedawno z Arką. Więc i to GKS potrafi.

Jeśli miałbym wyróżnić jakiegokolwiek zawodnika w tym meczu, to pewnie postawiłbym na Galana, choć widząc po opiniach kibiców, moglibyśmy się w tych opiniach rozminąć. Ale Borja coś tam próbował i zagrał dwie bardzo dobre piłki w pole karne. Poza tym mizeria i raczej kilku bohaterów negatywnych.

Trener pokombinował ze składem, więc mogliśmy obejrzeć zaskakujące zestawienie. Jak przyznał na konferencji, zmasakrowani po wyjazdach na reprezentacje byli Kuusk i Kowalczyk. Tego pierwszego zabrakło nawet na ławce, Mateusz wszedł w drugiej połowie. I okej, może podróż z Armenii, może kadra, ale kurka wodna, tak przegrać pojedynek biegowy z Meną, który grał od początku. Nie godzi się.

I znów ta cholerna bramka w końcówce. Znów zapytam – ileż można? I mam gdzieś, że to kontra wynikająca z odkrycia się. Bramka to bramka. Z jednej strony nie pozwalamy Kudle polecieć w pole karne przeciwnika w 107. minucie meczu, z drugiej dajemy sobie w taki sposób wbić bramkę. W siódmym meczu z rzędu tracimy gola w końcówce połowy. W tym sezonie to już dziesięć (!) takich goli. A w ostatnich szesnastu meczach – szesnaście!

A’propos Camilo Meny – po meczu, gdy wychodziliśmy ze stadionu, wychodził też Kolumbijczyk, więc stwierdziłem, że to idealna okazja podziękować mu za gola z Arką Gdynia, który dał naszemu klubowi możliwość walki o awans do ekstraklasy w maju rok temu. Co uczyniłem. Camilo był zdziwiony, dlaczego jakiś gość dziękuje mu za tego akurat gola, gdy przecież przed chwilą strzelił. Ale wyjaśniłem mu wszystko, tak więc w imieniu kibiców GieKSy osobiste podziękowania zostały złożone. Dzięki Camilo!

Wracając do składu. W miejsce Kuuska na boisku pojawił się po raz pierwszy od wielu miesięcy Grzegorz Rogala. Kibice łapali się za głowy, ale myślałem sobie – dajmy mu szansę. Po meczu mam taką myśl, która by mi jeszcze niedawno do głowy nie przyszła… królestwo za Klemenza! Rozumiem brak ogrania, ale na Boga – czy to przeszkadza w tym, żeby prosto i mocno kopnąć piłkę? Zawodnik udzielał się w ofensywie, ale kopał tak, jakby to była piłka lekarska, względnie nie jadł śniadania, ni obiadu. I po takiej dwukrotnej próbie kopnięcia piłki, została ona wybita i padła pierwsza bramka.

No i z bólem serca muszę też powiedzieć, że Dawid Kudła w tym sezonie nie pomaga. Absolutnie. Nie wybronił żadnego meczu, nie jest pewnym punktem, a ta bramka obciąża go strasznie. To nie jest zły bramkarz, ale jeśli nie poprawi się w najbliższym czasie, to nie zdziwię się, jeśli trener postawi na Rafała Strączka. W pucharowym meczu z Wisłą na pewno. Ale też w lidze. Mimo wszystko jestem fanem Dawida i mam nadzieję, że się ogarnie i wróci do formy z poprzedniego sezonu.

Zagrali Milewski i Bosch, i z ich gry nic kompletnie nie wynikało. Sebastian generalnie niewiele wnosi do zespołu, jedynie raz na jakiś czas zagra dobry mecz. Jesse na razie wystąpił w Zabrzu i w Gdańsku i na razie cienizna totalna.

Adam Zrelak niewidzialny, podobnie jak Ilja Szkurin, który wszedł w drugiej połowie, choć Białorusin wypadł minimalnie lepiej niż Słowak, coś tam próbował powalczyć. Ale bez efektu.

Wprowadzony na boisko w drugiej połowie Adrian Błąd też już młodszy nie będzie. Z całym szacunkiem – także za poprzedni sezon, gdzie dawał radę, w tym zawodnik już piłkarsko po prostu nie pomaga. Kompletnie.

Reszta nie dała po prostu nic dobrego zespołowi i jako całość, zagraliśmy po prostu ultra beznadziejne zawody. Wiadomo też, że była przerwa z powodu zadymienia, ale psychologicznie, gdy sędzia pokazał doliczonych 16 minut, to powinniśmy natrzeć na tego rywala i po prostu go stłamsić. I trochę tej aferki zrobić, tak jak Wszołek z Jędzą zrobili nam w Warszawie. Oczywiście jakościowo – z idealną centrą i strzałem.

0-0-4, bramki 1:11. Bilans na wyjazdach tragiczny. Problem w tym, że ten bilans jest adekwatny do gry. W Łodzi było po prostu słabo, na Legii całkiem nieźle, za to na Górniku i Lechii totalnie beznadziejnie i dramatycznie. Jeśli trener chciał coś zmienić na wyjazdach, to na razie efektów nie ma. Jest tak samo źle jak było. Natomiast swoją drogą piłkarze muszą się ogarnąć, bo to naprawdę niemożliwe, że u siebie można, a na wyjeździe nie można. Nie wiem, może mówcie sobie do lustra przed wyjazdami: „O, ale fajnie, znów gramy na Nowej Bukowej, znów gramy na Arenie Katowice”. Taką mini ściemkę róbcie, żeby wydawało wam się, że gracie u siebie. Nie wiem.

W każdym razie znów robi się nieciekawie. My przegrywamy bezdyskusyjnie z Lechią, a takie Zagłębie jedzie do Poznania i wygrywa. Musimy jak ognia pilnować tej bezpiecznej strefy. A łatwo przecież nie będzie, bo zaraz czeka nas mecz z obecnie drugą i pierwszą drużyną w tabeli. Jeśli nie wygramy choćby jednego z tych dwóch meczów – będzie gorąco.

Niezależnie od tego i tej całej krytyki – będę powtarzał – wspieramy! Będę powtarzał, że ta drużyna zasłużyła już nieraz na to, by ją wspierać w trudnym momencie. Dali nam ekstraklasę, to teraz zróbmy wszystko – także my, jako kibice – żeby tę ekstraklasę utrzymać. Wszyscy na Cracovię!

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Powaga drużyny zachowana

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po emocjach – dodajmy bardzo pozytywnych – związanych z meczami reprezentacji, czas wrócić do ligowej piłki. Oj działo się, działo, mimo że to tylko dwa tygodnie. Najmniej w tym wszystkim istotnym był chyba mecz z Górnikiem Zabrze, sparingowy Śląski Klasyk, który GKS Katowice wygrał w samej końcówce 2:1. Bohaterem spotkania – o ile w ogóle określenie „bohater” pasuje (nie pasuje) do meczu kontrolnego, był zawodnik, którego w GieKSie już nie ma. Aleksandrowi Buksie skrócono wypożyczenie z Górnika i zawodnik poszedł dalej – do Polonii Warszawa. Nie pierwszy i nie ostatni raz okazało się, że to, co mówią kibice o piłkarzu – opierając się na swoich obserwacjach i opiniach – materializuje się w związku z danym zawodnikiem. Od początku wiedzieliśmy, że Olek to „odrzut” z Górnika, a nie realne wzmocnienie i raczej nic z tego nie będzie. To nic personalnego do zawodnika. Po prostu są piłkarze, którzy tym realnym wzmocnieniem są (później się sprawdzają lub zawodzą), a są tacy, gdzie jakaś metamorfoza na plus rozpatrywana jest raczej w kategorii wielkiego zaskoczenia.

Pojawiły się jednak też solidne wzmocnienia, przynajmniej tak się wydaje. Emana Markovića widziałem podczas meczu z Górnikiem i zaprezentował się bardzo przyzwoicie, strzelił bramkę, był aktywny. Cały czas czekamy na wejście do składu Jesse Boscha, który co prawda w GKS już zadebiutował, ale jeszcze nie wywarł żadnego piętna na grze zespołu. No i transfer niemal last minute – Ilja Szkurin i to wydaje się być wyjściowo kapitalne wzmocnienie. Co prawda w Legii zawodnik zawiódł i tam się go pozbyli – uważam zbyt pochopnie – ale przecież w Stali Mielec ten piłkarz wiązał krawaty. Choć marnował w warszawskim klubie sytuacje na potęgę (także w meczu w Katowicach), to przecież trafiał do siatki w finale Pucharu Polski, w superpucharze, na Nowej Bukowej mimo wszystko również, kiedy to aż uklęknął i schował twarz w dłoniach z ulgi po odblokowaniu i celebrował tym swoją radość.

Doszło też do jednego oczywistego wzmocnienia, które jest sytuacją nieoczywistą. Mianowicie, do GKS… nie trafił Tymoteusz Puchacz. Większości kibiców spadł kamień z serca. Nie wiemy, co do głowy przyszło trenerowi, że chciał mieć w drużynie tego hm… celebrytę. Można mówić o ambicji tego chłopaka, walorach czysto piłkarskich i na siłę unikać jak ognia tego, co sobą prezentuje… generalnie. Człowiek, który swoją „karierę” zbudował na farmazonie i JBL-ach, bo tak naprawdę nigdy się nie wyróżniał niczym poza szybkością. Wielu było w światowej piłce piłkarzy, którzy wydawali się wielkimi odkryciami, bo robili te efektowne sprinty. Tyle, że później okazywało się, że gdy przeciwnicy ich przeczytali, poza szybkością nie mieli nic do zaoferowania.

GieKSa potrzebuje piłkarzy, którzy są poważni i poważnie podchodzą do tego wszystkiego. Trzeba patrzeć na konteksty. To, że Afrykanie przyjeżdżają na Mundialu na mecze i wchodzą na stadion tańcząc i śpiewając to zupełnie inny kulturowo schemat niż w Europie. I tam to pasuje. Tutaj nie. Jeśli jeden piłkarz będzie traktował ten sport tylko jako głównie zabawę i taką czystą radość z życia, to w naszej kulturze to po prostu będzie wyraz braku profesjonalizmu. Nie będzie to „dostrojone” do całości. Nie zrozumcie mnie źle – nie mówię, że piłkarze mają się nie cieszyć z uprawiania tego sportu, nie czerpać radości z gry, ze zwycięstw, z tego, że być może mają najlepszą pracę świata. Mają się cieszyć, jak najbardziej. Tylko jest różnica pomiędzy tym cieszeniem się i utrzymywanie profesjonalizmu – nie tylko na boisku, ale także poza nim – a zwykłym… pajacowaniem.

Byli tacy pajacujący piłkarze, którzy dobrze się zapowiadali, mieli piłkarsko papiery może nawet na Złotą Piłkę, a skończyli na peryferiach futbolu. Pierwszy do głowy przychodzi taki Mario Balotelli, który przecież talent miał wybitny, ale rozmienił go na drobne swoimi głupotami typu puszczanie fajerwerków w łazience czy wjeżdżanie na teren więzienia dla kobiet.

Może Puszka aż tak spektakularnych ekscesów nie miał, ale te różne celebryckie historie z Julią Wieniawą, wypisywanie do Dody na Instagramie czy jakieś akcje z tym Slow Speedem, czy ja tak się zwie ten osioł (WTF?) to po prostu taka błazenada, że nie przystoi to piłkarzowi czy kandydatowi na piłkarza GieKSy. Wystarczy spojrzeć na takiego Arka Jędrycha, normalny spokojny facet i jako kapitan wzór. I zestawcie go w drużynie z Puszkinem… aaaaa, szkoda gadać. A dziw, że kiedyś grali razem.

W czasach, kiedy jeszcze nie gryzłem się w język (teraz jestem kilka lat dojrzalszy) napisałem zaraz po meczu z Bytovią:

Więc spadaj sobie Puczi „zapierdalać tak jak Kante” do Poznania, bo ostatnio pogwiazdorzyłeś i jeśli nie opanujesz sodówki, to nici z kariery.

Cóż… Przez te sześć lat na farmazonie wycisnął maxa. Szacun. To też jest umiejętność. Ale prawda gwiazdorzenia prędzej czy później wychodzi.

Puchacz był jedną z twarzy spadku do drugiej ligi. Ktoś powie, że Arkadiusz Jędrych i Adrian Błąd też byli. No byli – i nawet sam miałem zdanie, że z tymi zawodnikami wiele nie osiągniemy i powinni odejść. Ale zostali w GieKSie przez tyle lat i awansowali – do pierwszej ligi i do ekstraklasy. I jakkolwiek dalej uważam, że od czasu, kiedy na GieKSie się udzielam, czyli przez te 20 lat większość moich przewidywań się sprawdzała, to tutaj akurat nie. Co do Arka i Adriana mogę powiedzieć jedynie – sorry panowie, pomyliłem się.

Nie sądzę, że cokolwiek takiego mogłoby się przydarzyć przy Tymoteuszu. Choć mimo wszystko mu tego życzę, bo ciągle chłopak jest młody, ma 26 lat i jeśli rzeczywiście by się ogarnął, to coś jeszcze może w tę piłkę pograć. Nie na najwyższym poziomie, ale jakiś klub z ekstraklasy może go przygarnąć.

Podsumowując więc – bo już dajmy spokój Puchaczowi – to naprawdę świetna wiadomość, że do nas nie trafił. Nie wiem, co tam się podziało, czy GieKSę wyd… wymanewrował, ale sama ta historia z wysypaniem się jego transferu przecież do niego bardzo pasuje. Niech się kopie po czołach z Azerami, krzyżyk na drogę i obyśmy już nigdy więcej nie mieli pomysłów ściągania takich „gwiazdorów” do naszego klubu. Bądźmy poważni.

Napisałem wcześniej, że mecz z Górnikiem, sparing sparingiem… Niestety wydarzyła się rzecz, której najmniej byśmy chcieli. Aleksander Paluszek zerwał więzadła w kolanie i na wiele miesięcy z jego gry będą nici. Jak to dobrze ktoś napisał – szkoda, że zagrał z Radomiakiem, bo tylko narobił nadziei… To prawda, debiut zawodnika w katowickich barwach był bardzo obiecujący. Nie pozostaje nic innego, jak trzymać kciuki za zawodnika i życzyć szybkiego powrotu do zdrowia.

Niestety w związku z tym skomplikowała się nasza sytuacja w obronie. Nie pozyskaliśmy dodatkowego obrońcy i GieKSa będzie musiała rzeźbić w tym, co ma. Póki co nasza defensywa nie spisuje się dobrze w lidze, tracimy mnóstwo bramek, a ostatni mecz na zero z tyłu rozegraliśmy prawie pięć miesięcy temu. Jeśli chcemy się utrzymać i punktować w lidze, ten aspekt musi być poprawiony. Nie zawsze bowiem będziemy strzelać cztery gole, jak z Arką, i trzy – jak z Radomiakiem. Tak więc Arek Jędrych, Marten Kuusk, Lukas Klemenz i Alan Czerwiński będą musieli wziąć tę odpowiedzialność i praktycznie w tym kwartecie zamykają się nasze możliwości. Problem się pojawi, gdy przyjdą kartki czy nawet drobne urazy. Choć Bartek Jaroszek to fajny chłop, ratowanie się nim będzie aktem desperacji. Ale pozdro Bartek 😉

Jutro czeka nas starcie z Lechią Gdańsk. Wyjazdy, ach te nieszczęsne wyjazdy. Mamy z nimi potężny problem i to nie od dziś. Choć w tym roku katowiczanie wygrali przecież w Częstochowie, Wrocławiu czy Gdańsku właśnie, to seria czterech porażek z rzędu na wiosnę czy trzech w obecnym sezonie jest niepokojąca. Dodatkowo przyglądając się tym spotkaniom – w większości GKS nie miał czego szukać. Patrząc jeszcze na wiosnę, najlepszy był mecz z Motorem, ale pozostałe przegrane to była lipa. Teraz bardzo słabe występy w Łodzi i Zabrzu, niezły w Warszawie. To za mało. Trener na konferencji po Górniku mówił o tym, że możliwa jest jakaś zmiana, jeśli chodzi o delegacje. Na czym będzie ona polegać – zobaczymy.

Nadal wielkim problemem są też bramki tracące w końcówkach połów. Od tych pięciu miesięcy w dwunastu meczach GKS stracił trzynaście bramek w ostatnich pięciu minutach pierwszej lub drugiej połowy. I z Radomiakiem tak było, a gdyby sędzia uznał gola w końcówce meczu – mielibyśmy tego jeszcze więcej. Fatalna statystyka i ja naprawdę łapię się na tym, że marzę, żebyśmy w pierwszej połowie dociągnęli choćby do 0:0. W obecnym sezonie udało się to tylko raz – w pierwszej kolejce.

Lechia to nie będzie łatwy przeciwnik, ale nie jest to rywal nie do ogrania. Co prawda słynął z tego, że strzelał i tracił mnóstwo bramek, ale ostatnio się to trochę zmniejszyło. Bo ultrabezbarwnym i nudnym meczu Lechiści pokonali w derbach Arkę 1:0, a w Białymstoku przegrali 0:2. A wiemy, że wcześniej dostali oklep w Lubinie 2:6. Można więc tej ekipie strzelać bramki, zresztą GKS w ostatniej kolejce poprzedniego sezonu trafił w Gdańsku trzy razy, natomiast jak uruchomi się Bobcek z Wiunnykiem, to naprawdę trzeba się mieć na baczności i nasza obrona musi być zwarta i zwrotna.

Mecz z Radomiakiem był epicki. Pod kątem emocji to było jedno z najlepszych spotkań od wielu lat, niektórzy kibice musieli do siebie dochodzić po nim przez kilka dni. Dużo dało to jednak pozytywnej adrenaliny i nakręcania się na dalsze losy naszego zespołu.

Jednak kochani – Lechia jest dopiero jutro. Teraz i dzisiaj najważniejszy jest inny mecz GieKSy. Wszyscy o 18:00 trzymamy kciuki za dziewczyny w boju z Twente Enschede. Dajcie z siebie Dziołszki wszystko, żeby przed rewanżem mieć jak najlepszą sytuację wyjściową!

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Ilja Szkurin w GieKSie!

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Ilja Szkurin został nowym zawodnikiem GKS Katowice. Napastnik będzie występować w klubie przez trzy kolejne sezony, a umowa zawiera opcję przedłużenia kontraktu. 26-letni Białorusin reprezentował do tej pory Legię Warszawa. 

Szkurin w przeszłości występował między innymi w CSKA Moskwa, Dynamo Kijów, Hapolel Petah Tikawa. Udane występy w tym ostatnim klubie zaowocowały transferem do Stali Mielec. W sezonie 2023/24 zdobył 16 bramek i został wicekrólem strzelców Ekstraklasy. W trakcie kolejnej kampanii, w lutym bieżącego roku, został kupiony przez Legię Warszawa. W ostatnim sezonie Ekstraklasy Szkurin wystąpił w 33 spotkaniach (20 w Stali Mielec i 13 w Legii Warszawa) i strzelił 7 bramek (odpowiednio: 5 i 2). Do tego dołożył dwa trafienia w Pucharze Polski dla Legii, w tym jedno w finale. W trwającym sezonie wystąpił w 9 meczach (3 Ekstraklasa, 4 Liga Europy, 1 Liga Konferencji i 1 Superpuchar Polski), w których zdobył jedną bramkę – w finale Superpucharu Polski, dając tym samym Legii kolejne trofeum. 

Życzymy powodzenia w naszych barwach!

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga