Siatkówka
Siatkarska czapa czyli – Co słychać w sieci?
Po trzech porażkach z rzędu GKS-u, coraz trudniej o optymizm, starcie z Jastrzębskim pokazało jak wiele brakuje naszemu zespołowi do czołówki polskich drużyn.
katowickisport.pl – Kapitan stanął na wysokości zadania. Jastrzębie wygrywa z GieKSą
Jastrzębianie źle zagrali w drugim secie, ale ostatecznie udało im się wywalczyć trzy punkty. Pierwsza odsłona w zasadzie nie miała historii. Jastrzębianom do zwycięstwa wystarczyły dwie serie w polu zagrywki. Najpierw kilka soczystych serwisów posłał Salvador Hidalgo Oliva, a chwilę później swoje dołożył Lukas Kampa. Katowiczanie w partii tej nie pokazali niczego poza blokiem. Dość powiedzieć, że takich punktowych akcji wykonali aż pięć. A na przestrzeni całej partii „uciułali” zaledwie piętnaście punktów. Nic zatem nie zapowiadało tego, co wydarzyło się w secie numer dwa. Wydawało się, że gospodarze kontrolują sytuację. Do momentu, kiedy na zagrywce pojawił się Paweł Pietraszko. Miejscowi nie byli wtedy w stanie przyjąć trzech zagrywanych przez środkowego GKS-u piłek i w efekcie przegrali seta. Z szatni, przed partią trzecią, wyszli jednak „Pomarańczowi” z mocnym postanowieniem poprawy. I pomimo kilku turbulencji w trakcie tej rozgrywki, udało się im plan wprowadzić w życie. Katowiczanie mieli spore problemy w przyjęciu, przez co ich atak w zasadzie nie funkcjonował. A dodatkowo osamotniony w tym elemencie siatkarskiego rzemiosła był Sierhij Kapelus. Doświadczony zawodnik próbował wziąć ciężar gry na siebie, ale nie przyniosło to spodziewanych efektów. Tymczasem Lukas Kampa wiedząc o tym, że Salvador Hidalgo Oliva ma problemy z kolanem, postanowił poszukać innych rozwiązań. Tym razem się powiodło, bo zdecydowanie lepiej niż w poprzednich spotkaniach zagrał Patryk Strzeżek. Kapitan „Pomarańczowych” pojawił się na parkiecie w pierwszej szóstce, bo z urazem barku ciągle zmaga się Maciej Muzaj. I stanął na wysokości zadania prowadząc zespół Jastrzębskiego Węgla do zwycięstwa. Można powiedzieć, że wczorajszy dzień był podwójnie szczęśliwy dla Marka Lebedewa, szkoleniowca jastrzębskiego zespołu. Jego podopieczni wygrali mecz, a on sam został właśnie selekcjonerem reprezentacji Australii. (…)
siatka.org – PL: Śląski pojedynek dla jastrzębian, beniaminek walczył
Można było się spodziewać, że złaknieni zwycięstwa siatkarze GKS-u Katowice będą chcieli powalczyć z Jastrzębskim Węglem. Mimo tego w dwóch partiach dali się całkowicie podporządkować gospodarzom, którzy mądrze korzystali z ich potknięć. Tym samym zespół z Jastrzębia-Zdroju w końcu sięgnął po ligowe zwycięstwo bez większych problemów i (dla odmiany) w czterech setach. (…)
Podenerwowani porażką w drugim secie jastrzębianie mocnym akcentem otworzyli partię kolejną. W tej części spotkania celne zagrania na siatce przeplatały błędy popełniane w polu serwisowym. Dłużej niż w odsłonach wcześniejszych utrzymywała się też gra na styku (7:6). Dopiero kontratak w wykonaniu atakującego jastrzębian i autowe zagrania Sobańskiego odmieniły nieco sytuację i miejscowi prowadzili 9:6. Nie był to koniec błędów GKS-u, nerwowe zagrania kończyły ataki w aut i przy stanie 10:6 Piotr Gruszka musiał wykorzystać przerwę na żądanie. Po wznowieniu gry przyjezdni popisali się blokiem na Olivie, chwilę później zagrywając w aut. Tym razem trudno było wypatrywać zrywu przyjezdnych, pojedyncze skuteczne zagrania podopiecznych Piotra Gruszki były jedynie tłem dla punktów seriami zdobywanych przez zawodników z Jastrzębia-Zdroju. Patryk Strzeżek nie miał większych problemów z omijaniem bloku rywali, podczas gdy Gert van Valle w zagraniach z sytuacyjnych piłek atakował w środek siatki, nawet bez bloku przeciwnika. Te dysproporcje pozwoliły drużynie Marka Lebedewa kontrolować rywalizację (18:12). Jastrzębianie wyciągnęli wnioski z odsłony poprzedniej, utrzymując kilkupunktową zaliczkę i nie doprowadzając do serii punktowej w ekipie rywala (21:17). W końcówce seta swoje noty poprawił jeszcze Jason DeRocco i Jastrzębski Węgiel wygrał 25:19.
Przy grze punkt za punkt w początkowej fazie czwartego seta o krok dalej byli siatkarze Jastrzębskiego Węgla. Do dobrej gry na skrzydłach swoich kolegów Lucas Kampa dodał punktowe kiwki z drugiej piłki. To był dopiero pierwszy sygnał ze strony gospodarzy. Prawdziwą serię punktową przyniosło gospodarzom ustawienie z rozgrywającym w polu serwisowym. Ten siatkarz ekipy z Jastrzębia-Zdroju skutecznie odrzucił rywali od siatki, a potrójny blok miejscowych okazał się dla katowiczan ścianą nie do przejścia. I tak w ekspresowym tempie prowadzenie jastrzębian wzrosło do pięciu oczek (10:5). W tej części spotkania nie brakowało dłuższych wymian i widowiskowych obron. Bezbłędnie intencje rozgrywającego rywali, Macieja Fijałka, odczytywał Grzegorz Kosok, jastrzębianie dominowali we wszystkich elementach siatkarskiego rzemiosła i ta przewaga miała odzwierciedlenie na tablicy wyników (13:6). Katowiczanie nie byli w stanie już zbyt wiele zdziałać w tej części spotkania, zagrywki przyjmowane na drugą stronę siatki były bezbłędnie wykorzystywane przez czujnego na siatce Damiana Borucha i przy stanie 16:8 Piotr Gruszka musiał ratować się kolejną przerwą na żądanie. Pauza nie wybiła z rytmu pewnie zmierzających do końca seta i spotkania jastrzębian (18:11). Tej straty goście nie zdołali odrobić, przy grze punkt za punkt Jastrzębski Węgiel wygrał 25:16 i w całym meczu 3:1, zgarniając pełną pulę punktów. (…)
sportowefakty.wp.pl – Jastrzębski – GKS: jedenaste w sezonie zwycięstwo jastrzębian
W spotkaniu 14 kolejki PlusLigi 2016/2017, Jastrzębski Węgiel po czterosetowym boju okazał się lepszy od GKS-u Katowice, odnosząc jedenaste zwycięstwo w sezonie.
Faworytem środowego pojedynku był Jastrzębski, który w tym sezonie prezentuje efektowną i efektywną siatkówkę. Jednakże beniaminek z Katowic z Marco Falaschim na czele chciał się pokusić o sprawienie niespodzianki i zrehabilitować za ostatnie porażki z Cerrad Czarnymi Radom oraz Cuprum Lubin. Początkowo katowiczanie potrafili dotrzymywać kroku jastrzębianom, a nieźle w ich szeregach poczynał sobie przyjmujący Serhiy Kapelus (10:10). Z czasem zaczęli przyspieszać gospodarze, zaś ciężar zdobywania punktów brał na swoje barki Patryk Strzeżek, który wyprowadził swój zespół na prowadzenie 16:12. Swoje trzy grosze dorzucił również Salvador Hidalgo Oliva i siatkarze JW byli coraz bliżej triumfu w inauguracyjnym secie (20:14). Pomarańczowi już nie dali się dogonić, zwyciężając do 15. Jastrzębscy zawodnicy byli na fali po wygranej w pierwszej partii, a na środku dobrze współpracował duet Lukas Kampa – Damian Boruch (12:8). Pewnym punktem był Scott Touzinsky i wydawało się, że również i w tej odsłonie pewną wiktorię odniosą podopieczni Marka Lebedewa (19:16). Taki obrót spraw nie podłamał GieKSy, która popisała się skutecznym finiszem i najpierw doprowadziła do gry na przewagi, by ostatecznie triumfować 26:24. Porażka w II secie bardzo podrażniła Pomarańczowych, którzy od startu trzeciej części potyczki wzięli się mocno do pracy, zaś ich silną stroną był blok (10:6). W ofensywie brylował Strzeżek, który był praktycznie nie do zatrzymania dla przeciwników (18:13). GKS Katowice nie miał argumentów do skutecznej walki i poległ w tej partii 19:25. Niesieni dopingiem swoich kibiców miejscowi gracze nie zamierzali zwalniać tempa, a umiejętnie poczynaniami swojego zespołu kierował Kampa (9:5). Z rywalem starał się walczyć Gert van Walle, ale nie miał zbyt dużego wsparcia ze strony klubowych kolegów (17:9). Ostatecznie Jastrzębski wygrał czwartą odsłonę 25:16, natomiast cały mecz 3:1. (…)
siatkowka24.com – PlusLiga: GKS powalczył, ale punkty zostają w Jastrzębiu
W śląski pojedynku nie obyło się bez niespodzianki i choć GKS Katowice zawzięcie walczył, to Jastrzębski Węgiel wyszedł zwycięsko z tego czterosetowego pojedynku. Podopieczni Marka Lebedewa zagrali mądrze i bardzo cierpliwie, choć na boisku musieli radzić sobie bez Maćka Muzaja.
Spotkanie rozpoczęło się od skutecznego bloku Grzegorza Kosoka. Następnie toczyła się wyrównana gra punkt za punkt. Świetnie wszedł w mecz Salvador Hidalgo Oliva, który najpierw skutecznie atakował, potem dołożył asa serwisowego. Na uwagę zasługiwał blok przyjezdnych, którzy do wyniku 11:10 tym elementem zdobyli aż 4 pukty. Po błędach w polu zagrywki Karola Butryna i Rafała Sobańskiego i asie serwisowym Olivy w środkowej fazie seta Jastrzębianie odskoczyli na prowadzenie 15:12. Świetnie radzili sobie w ataku oprócz wspomnianego Kubańczyka Patryk Strzeżek oraz Scott Touzinsky, swoje w bloku i polu serwisowym dołożył Lukas Kampa i pierwszego seta gospodarze zwyciężyli do 15. Druga odsłona meczu to ponownie wyrównane otwarcie. Tym razem punktowymi blokami popisywali się miejscowi gracze. Wyrównana gra toczyła się do wyniku 8:8. Wtedy Jastrzębianie odskoczyli na czteropunktowe prowadzenie i wydawało się, że kontrolują przebieg rywalizacji na boisku. Skuteczni byli po stronie gospodarzy Touzinsky i Oliva, a po stronie przyjezdnych Gert van Walle, który zastąpił na boisku Butryna. Choć Belg skutecznie zagrywał i atakował to na tablicy dalej utrzymywała się trzypunktowa przewaga. W końcówce partii podopieczni Piotra Gruszki zaczęli punktowo blokować – najpierw Tomasz Kalembka, później Serhiy Kapelus. Gospodarze co prawda mieli piłkę setową przy stanie 24:22, ale wtedy skutecznym blokiem na atakującym z przechodzącej piłki Damianie Boruchu popisał się Maciej Fijałek. Następnie asa serwisowego dołożył Paweł Pietraszko i wynik się odwrócił. W ostatniej akcji seta pomylił się w ataku Scott Touzinsky i na tablicy wyników widniał remis 1:1. (…)
jastrzebskiwegiel.pl – Wygrywamy śląskie derby za trzy punkty!
Pierwszy punkt w środowym meczu zdobył skutecznym blokiem Patryk Strzeżek. Autowy atak Rafała Sobańskiego oznaczał rezultat 3:1. Katowiczanie szybko wyrównali (3:3). (…)
Drugą partię nasi siatkarze otworzyli punktowym blokiem autorstwa Grzegorza Kosoka. W początkowym fragmencie tej partii Oliva dwukrotnie popisał się skutecznymi blokami na Butrynie. Akcje ze środka w wykonaniu Damiana Borucha skutkowały rezultatem 8:6. Po kolejnym bloku na Butrynie (11:7) trener Gruszka dokonał zmiany na pozycji atakującego. Na placu gry pojawił się Gert Van Walle. Belg nieźle wprowadził się na boisko. Po jego punktowej zagrywce rywale zbliżyli się na różnicę jednego punktu (14:13). Nasza drużyna znakomicie prezentowała się w kontrataku. Ilekroć piłka wracała na naszą stronę, potrafiliśmy zrobić z tego użytek. Trener Lebedew na chwilę wpuścił na plac gry Radosława Gila oraz Jasona De Rocco. Wkrótce katowiczanie po raz kolejny niebezpiecznie skrócli dystans punktowy (21:20), co skłoniło naszego trenera do wzięcia przerwy na żądanie. Po niej, „na posterunku” był Kosok, który potężnie zaatakował ze środka (22:20). W końcówce było nerwowo, ale akcja kapitana JW. dała nam pierwsze setbole w tej partii (24:22). Za moment wrócił niepokój, bo w polu serwisowym gości zameldował się Paweł Pietraszko i asem wyprowadził swój zespół na prowadzenie (25:24). Potem Touzinsky pomylił się w ataku, a to oznaczało koniec seta i remis w meczu (1:1). (…)
Początek czwartego seta to seria popsutych zagrywek z obu stron. Po wyrównanym wstępie, od stanu 5:5 zaczęliśmy budować przewagę. Duża w tym zasługa świetnie serwującego Kampy, ale i naszych blokujących, którzy raz po raz zatrzymywali Belga Van Walle. Trener gości ratował się przerwami na żądanie, ale na szczęście nie przynosiły one katowiczanom zamierzonego skutku (10:5). Blok Jastrzębskiego Węgla funkcjonował perfekcyjnie. Trener Gruszka powrócił do gry z Butrynem na ataku. Ale Pomarańczowi byli w takim „gazie”, że w pewnym momencie prowadzili już 14:7. Kiedy przewaga naszej drużyny wzrosła do ośmiu „oczek” szkoleniowiec GKS-u zareagował kolejnym czasem dla swoje ekipy. Nasza ekipa nie zamierzała jednak zwalniać tempa i nadal regularnie punktowała. Na końcówkę seta trener wpuścił na plac gry Gila oraz Bachmatiuka. Pierwsze piłki meczowe zyskaliśmy za sprawą zepsutej zagrywki Sobańskiego. Za pierwszym razem rywale jeszcze się obronili, ale wobec potężnego ataku Olivy okazali się bezradni. (…)
Piłka nożna
Losowanie PP: Koncert życzeń GieKSa.pl
Już jutro o godzinie 12:00 w siedzibie TVP Sport odbędzie się losowanie 1/8 finału Pucharu Polski. W stawce pozostało już tylko 16 drużyn: 10 ekip z ekstraklasy, 4 drużyny z I ligi, 1 z II ligi oraz 2 z III ligi. Postanowiliśmy podzielić się z Wami naszymi typami i marzeniami dotyczącymi rywala w nadchodzącej rundzie. A co przyniesie los? Zobaczymy już we wtorkowe południe.
Fonfara
Ciekawym pojedynkiem bez wątpienia byłby mecz z Polonią Bytom i możliwość spotkania Jakuba Araka, który właśnie w naszym klubie się przecież odblokował. Najgorszymi opcjami wydają się być Raków Częstochowa i Piast Gliwice, bowiem rywale o takim podejściu do piłki nożnej dodatkowo zabierają kibicom chęć przychodzenia na mecze w środku tygodnia.
Kosa
Na pewno chciałbym uniknąć (dokładnie w takiej kolejności): Górnika, Jagiellonii, Rakowa i Lecha. Z pozostałymi ekstraklasowiczami możemy zagrać, choć oczywiście preferowałbym wtedy domowe spotkanie.
Natomiast z pewnych wyjazdów, czyli wylosowania drużyn z niższych lig, to ciekawie wyglądałaby Avia (niedaleko, niska liga) oraz Polonia Bytom (lokalnie, dawno nie graliśmy). Wyjazdowicze nie obraziliby się zapewne także na Śląsk we Wrocławiu.
Ciekawostką jest to, że jeśli wylosujemy na wyjeździe Raków, Widzew, Jagiellonię lub Lechię, to… w 2025 roku zagralibyśmy aż trzy wyjazdowe spotkania z tymi rywalami.
Flifen
Najśmieszniej byłoby zagrać przeciwko Wiśle Kraków lub Pogoni Szczecin. W przypadku wygrania z jakimikolwiek kontrowersjami, z którymkolwiek z tych klubów, content na Twitterze Alexa Haditaghiego bądź Jarka Królewskiego byłby nieziemski. Natomiast pod względem poziomu sportowego i kibicowskiego dobrym losowaniem byłaby Polonia Bytom, która powinna być na spokojnie do ogrania, a i frekwencja w takim meczu nie powinna zawieść.
Misiek
Najbardziej chciałbym zagrać z Avią Świdnik lub Zawiszą Bydgoszcz lub Polonią Bytom, ponieważ to są stadiony, na których jeszcze nie byłem. Najbardziej nie chciałbym zagrać z Rakowem Częstochowa, ponieważ znów byłyby dwa mecze koło siebie w pucharze i w lidze, oraz nie widzi mi się wyjazd do Chojnic w środku tygodnia z powodu mało atrakcyjnego rywala i odległości.
Kazik
Z osobistych pobudek to Śląsk Wrocław, w zeszłym sezonie nie było mi dane tam pojechać, a teraz może się uda. Nie wiem, gdzie Polonia Bytom będzie grała ewentualnie ten mecz, ale jechać tam na ten orlik ze sztuczną trawą i granulatem niespecjalnie mi się uśmiecha… jeszcze Jakub Arak coś strzeli, a lubię go i nie chcę tego zmieniać 🙂
Marek
Przez tyle lat czekaliśmy na Puchar Polski jak na okno do Ekstraklasy z nadzieją, aby uchyliło się chociaż odrobinę i pozwoliło oddychać tym samym powietrzem co krajowa elita… Dzisiaj tuzy Ekstraklasy otwierają listę drużyn, z którymi nie chcemy grać na tym etapie. To najlepszy dowód na to, jaki skok wykonaliśmy przez ostatnie dwa lata: nomen omen lata świetlne! Z uwagi na zależności rodzinne (kuzyni z Dolnego Śląska kibicujący Śląskowi) najbardziej chciałbym trafić Śląsk na wyjeździe. U siebie zdążyliśmy zagrać i razem z kuzynami oglądaliśmy to „widowisko” na starej Bukowej. We Wrocławiu z uwagi na Święta nie mieliśmy szans się spotkać. Poza tym z uwagi na cykl „Okiem rywala” łapię kontakt z przedstawicielami innych klubów – z jednymi gorszy, z drugimi lepszy i czasem wbijamy sobie różne szpilki 😉 Tym kluczem chciałbym trafić na Widzew (pozdrawiam Michał) lub Koronę (piona Michał i marxokow). Górnik za to dopiero w finale, najlepiej na Śląskim, bo 3 maja córka ma komunię, więc logistyka byłaby łatwiejsza 😂 Rywali z niższych lig trochę się boję, z uwagi na stan boiska w grudniowe popołudnie, ale bytomski orlik powinien być wtedy jak najbardziej zdatny do użytku 😜 Tak czy inaczej, sam fakt, że w listopadzie rozmawiamy jeszcze o GieKSie w Pucharze Polski jest dla mnie powodem do uśmiechu. Czas na kolejny krok w stronę Narodowego.
Błażej
Przede wszystkim dla mnie zawsze liczy się awans, a będzie łatwiej o kolejną rundę, grając z niżej notowanym rywalem. By nie jeździć daleko, życzyłbym sobie Avię Świdnik. Polonia Bytom niby fajny rywal, ale chyba tylko jeśli mielibyśmy grać na Śląskim. Granie na Orliku w grudniu z rywalem, który dobrze się prezentuje, może nie być takie proste. Jak mamy grać z kimś z Ekstraklasy to najlepiej u siebie z Piastem. Widać po wywiadach, że trenerowi Górakowi zależy mocno by w tym roku grać w PP na wiosnę, pewnie taki cel postawili sobie przed drużyną i chcą go skutecznie realizować. Fajnie byłoby to zrealizować, bo granie na wiosnę w PP byłoby małą nowością dla nas.
Jaśka
Ja napiszę króciutko: wszyscy byle nie Górnik, mamy ostatnio złe wspomnienia z nimi odnośnie pucharu Polski.
Shellu
Na pewno nie chciałbym trafić na Wisłę Kraków. Nie dość, że mecz na wyjeździe, to jeszcze z piekielnie mocnym i rozpędzonym rywalem. Spokojnie – zmierzymy się z nimi w ekstraklasie. Zdecydowanie chciałbym też uniknąć Korony czy Górnika. Jeśli chodzi o zespoły z ekstraklasy, to nie pogardziłbym Widzewem, nawet jeśli byłby na wyjeździe. Musimy tę ekipę w końcu przełamać. Polonia Bytom i Śląsk Wrocław nie byłyby złe. Nie pogardziłbym także powrotem do Chojnic, z uwagi na ładnie położony stadion i dobre wspomnienia. A najbardziej kuriozalnym losowaniem będzie Raków na wyjeździe i dwa mecze przy Limanowskiego w grudniowym mrozie – na tym najzimniejszym stadionie w Polsce 😉
Felietony
I co, niedowiarki?
Mam satysfakcję, nie powiem. Może to i małostkowe, bo stwierdzenie „a nie mówiłem?”, często dotyczy jakichś utarczek, sporów, w których jedna strona chce coś udowodnić drugiej. Często jednak ta chęć „żeby było po mojemu” dotyczy pokazania, że coś poszło źle (tak jak przewidywałem), że ktoś nie dał rady (tak jak mówiłem). Tutaj jest inaczej. Mam satysfakcję, że zaraz po meczu z Lechem Poznań, kiedy wielu kibiców zmieszało drużynę i trenera z błotem – napisałem felieton przypominający, w jakim jeszcze niedawno byliśmy miejscu, jakie mieliśmy kryzysy i z jakiego bagna udawało nam się wygrzebać. I że teraz nie należy odtrąbiać sportowego upadku GieKSy i desperacko nawoływać do zmiany trenera. Kazimierz Greń mówił kiedyś „ruda małpo, ja jeszcze żyję”. Widziałem nie światełko, a duże światło. Widziałem, że GieKSa w końcu zaczęła grać swoje w Płocku, a i mecz z Lechem był dobry, choć przegrany. I poszło.
Oczywiście po felietonie czytałem standardowe opinie, że nie można żyć przeszłością, nie ma nic za zasługi i tak dalej. Że Górak słaby i należy go zmienić. Tyle, że ja nie pisałem o zasługach i obojętnym przechodzeniu obok porażek. Pisałem o tym, że ten trener, z tymi (niektórymi) zawodnikami był w kryzysie i potrafił z niego – nawet spektakularnie – wychodzić. I że słabszy początek sezonu, który i tak nie jest dramatyczny, bo jesteśmy „jedynie” na pograniczu strefy spadkowej, absolutnie nie jest momentem na zburzenie wszystkiego i drastyczne ruchy. Nie będę już przytaczał inwektyw w kierunku szkoleniowca i nazwijmy to – bezceremonialnego nawoływania, żeby opuścił nasz klub. Bo osoby, które wygłaszają takie tezy w taki sposób pokazują, że nie mają krzty szacunku. Nie wiem ile tych osób jest, bo mocno rozmija się to, co widzę na stadionie z tym, co w internecie. Może te moje artykuły są bezzasadne, bo może to są boty lub jakaś cyberwojna i podstawieni ludzie przez jakieś konkurujące kluby. Ale pisząc poważnie – skala tego, co w słabszym okresie GieKSy czytam w komentarzach i opiniach, jest porażająca. Na szczęście nie dotyczy to trybun.
O tym, że niektóre osoby są niereformowalne napiszę dalej. Większość kibiców bowiem się cieszy. Cieszy z tego, że od meczu z Lechem Poznań, GieKSa wskoczyła na jakieś niebywałe obroty i wygrała cztery kolejne mecze – trzy w lidze, jeden w Pucharze Polski. Jeśli chodzi o ekstraklasę to pierwszy taki wyczyn od 22 lat. W poprzednim, tak radosnym przecież sezonie, katowiczanom nie udało się triumfować w trzech kolejnych meczach. I tu dochodzimy do pewnych mitów, powielanych przez wielu. Te mity obowiązywały już na wiosnę, obowiązują i teraz.
Otóż utarło się, jaka to jesień zeszłego roku była wspaniała. Banda zakapiorów i tak dalej. GieKSa grająca z polotem, bezkompromisowo i bez kompleksów. I przede wszystkim – wygrywająca w bardzo dobrym stylu z Jagiellonią i Pogonią. I to wystarczyło by na koniec roku cieszyć się z 23 punktów. Na wiosnę pojawiły się narzekania na słabszą grę GKS, że to już nie jest taka postawa jak jesienią. Tymczasem GKS punktował na tyle solidnie, że do końca sezonu zapewnił sobie jeszcze 26 oczek i to w mniejszej liczbie spotkań, bo przecież jesienią jedno było awansem. Szybkie utrzymanie na pięć kolejek przed końcem. Ale nie – trzeba było ponarzekać, że jest słabiej.
Od początku obecnego sezonu niepokoiliśmy się o nasz zespół. GieKSa punktowała bardzo słabo i po czterech kolejkach miała na koncie tylko jeden remis u siebie z Zagłębiem. Media i wszelkiej maści specjaliści ochrzciły nas głównym kandydatem do spadku. Uwierzyli też w to chyba niektórzy kibice. Będzie ciężko wygrać choćby jeden mecz i tak dalej, bo w ogóle zobaczcie na ten świetny Radomiak. Potem było nieco lepiej i nawet katowiczanie wygrali z Arką czy tymże Radomiakiem, ale na wyjazdach nasz zespół nadal grał fatalnie i przegrał cztery mecze. To jednak ciągle powodowało zaledwie balansowanie na granicy bezpiecznej strefy i dopiero w którymś momencie GKS znalazł się pod kreską. Nie poprawiło na długo nastrojów zwycięstwo w Pucharze Polski z Wisłą Płock (może dlatego, że tak mało ludzi to widziało) i remis z płocczanami. Po porażce z Lechem wiadro pomyj się wylało.
Minęły trzy kolejki. I teraz – po czternastej serii gier i tej kapitalnej… serii – warto odnotować, że GKS Katowice ma o jeden punkt więcej niż w analogicznym momencie poprzedniego sezonu! Tak – już byliśmy wówczas i po wspomnianych triumfach z Jagą i Portowcami, byliśmy również po rozgromieniu Puszczy 6:0. I nadal mieliśmy punkt mniej niż teraz. Więc ja się pytam – do czego my porównujemy i dlaczego mityzujemy poprzednią jesień. Tak – była pełna emocji i kapitalnych wrażeń. Ale patrzmy przede wszystkim na matematykę. I w żadnym wypadku nie chodzi mi o to, by teraz tamten okres zdewaluować. Chodzi o to, by się teraz otrząsnąć i spojrzeć na obecną sytuację bardziej rzetelnie. A wygląda to tak, że na początku sezonu było fatalnie, potem trochę lepiej, ale nadal źle, w końcu pojawiły się nadzieję na lepsze jutro w grze, choć jeszcze niekoniecznie w wynikach. Ale te też przyszły i wystarczyły dwa tygodnie od Motoru do Niecieczy, aby obecną sytuacją prześcignąć punktowo tamtą jesień. I dodać bonus w postaci Pucharu Polski.
Na całokształt wpływają poszczególne mecze, jak i cała runda. Ale wpływają także serie. I tak się składa, że rok temu w tym momencie byliśmy po remisie ze słabym Śląskiem oraz porażkach z Legią i Koroną Kielce, do tego po wtopie z Unią Skierniewice. To był najgorszy moment rundy, a pewnie i całego sezonu. Teraz wydaje się – miejmy nadzieję – że najgorszy punktowo okres mieliśmy we wrześniu. Ale te składowe rok temu i teraz sumują się na lekki plus obecnego sezonu. Oczywiście jest to dynamiczne – bo za kolejkę może się ten bilans zmienić. Rok temu w piętnastej serii wygraliśmy z Cracovią. Teraz gramy z Piastem.
Jednak wczoraj – o zgrozo – zobaczyłem kolejne komentarze. Halloween ma swoje przerażające prawa. I tu mi ręce i witki opadły już zupełnie. Może byłem naiwny, ale chyba jednak łudziłem się, że niektórych da się zadowolić. W trakcie meczu w Niecieczy, po pierwszej połowie, widziałem kolejne lamenty, jak to GKS nie ma pomysłu na grę i dał się zdominować. Boże… po trzech zwycięskich meczach, przy prowadzeniu do przerwy na wyjeździe z bezpośrednim rywalem do utrzymania, jeden czy drugi płacze w necie, że GKS dał się zdominować Termalice. Pamiętajcie panowie piłkarze i trenerzy – nie możecie się nisko bronić. Musicie ciągle bez ustanku atakować, być na połowie rywala, najlepiej mieć posiadanie piłki w okolicach 80 procent. Wtedy kibic GKS będzie zadowolony. A jeśli taka Termalica nas przyatakuje – bijmy na alarm. To nic, że niecieczanie mieli na tyle niewiele jakości, że jakoś szczególnie nie zagrozili bramce Strączka. Ważne, że okresowo mieli trochę więcej piłki na naszej połowie, oddali kilka strzałów z dystansu czy wątpliwej jakości strzały z pola karnego, które chyba z litości statystycy zsumowali do xG 1,70, bo nijak nie miało się to do obrazu tych uderzeń i rzeczywistego zagrożenia.
Utrata kontroli to była w Lublinie. Utrata była w końcówce w Łodzi. Tutaj – z perspektywy trybuny – nie miałem jakiejś wielkiej obawy o nasz zespół. Taką obawę miewam często, tym bardziej, że na stadionie dynamikę rywala odbiera się jakoś bardziej niż w telewizji. Więc bałem się jak cholera, że Korona w końcówce wyrówna, bałem się trochę, że do remisu doprowadzi ŁKS. W Niecieczy tego stresu nie miałem. Oczywiście różne rzeczy się w piłce dzieją i jak pisałem ostatnio – GKS lubi coś zmajstrować – ale widziałem dużo pewności w poczynaniach defensywnych naszych zawodników, którym najwidoczniej coś „kliknęło” i przestali robić głupie błędy. Za głowę złapałem się tylko raz – gdy Marcel Wędrychowski zrobił Marcela Wędrychowskiego, czyli poszedł bez głowy ze swojego pola karnego i stracił piłkę, po czym była groźna sytuacja. No dobra, kręciłem też głową przy Rafale Strączku, który musi trochę lepszym klejem smarować rękawice, bo ten obecnie używany jest chyba przeterminowany i nie ma właściwości klejących. Poza tym jednak golkiper swoje strzały wybronił, a obrona spisała się na tyle dobrze, że bez większych błędów zaliczyła drugie z rzędu czyste konto w lidze.
W porównaniu z tym co było na początku sezonu, obecnie jest ekstremalnie dobrze. Zróbmy eksperyment myślowy. Wyobraźmy sobie, że taka Legia wygrywa na wyjeździe z Motorem 5:2, u siebie z Koroną 1:0, na wyjeździe w Niecieczy 3:0 i z tym ŁKS w Pucharze Polski 2:1. Może nie byłoby wybitnych zachwytów, ale w Warszawie wszyscy byliby zadowoleni. Mateusz Borek z uznaniem mówiłby, że Legia w końcu złapała dobry, solidny rytm i temu czy tamtemu trenerowi przy Łazienkowskiej należy dać spokojnie pracować. A gdyby na przykład te wyniki osiągnął Piast, Radomiak czy Arka? Wtedy jestem pewien, że kibice GKS spoglądaliby z zazdrością i mówili – czemu u nas nie może się stworzyć taka efektowna i skuteczna ekipa?
Trener i drużyna po raz kolejny udowadniają, że można na nich liczyć i potrafią się wygrzebać z mniejszych czy większych tarapatów. Widać, że to extra ekipa ludzi wiedzących, co mają robić. Ale nie tylko chodzi tu o piłkarzy. Można odnieść wrażenie, że i trenerzy odnaleźli swoje miejsce na ziemi i ta ekipa to naprawdę Sztab przez duże „S”. Rafał Górak dobrał sobie tych ludzi i razem z nimi przechodził trudne czasy. Dariusz Mrózek, Dariusz Okoń, Marek Stepnowski czy Jarosław Salachna oraz cała reszta nie-piłkarzy w drużynie robią świetną robotę, która skutkuje tym, że – mimo że czasem jest ciężko – GKS wychodzi na prostą. To oni wyprowadzają GieKSę na prostą w naprawdę trudnych okolicznościach, w tych trudach ekstraklasy, w której poziom się podnosi permanentnie, a GKS – z tymi samymi ludźmi – jeszcze niedawno był w piłkarskiej otchłani.
Dalej mogę nawiązać do czasów pierwszej ligi i zapytać – czy jeszcze dwa lata temu spodziewalibyśmy się, że GKS rozegra dwa mecze z rzędu na wyjeździe wygrywając różnicą trzech bramek? Przecież w dwóch ostatnich sezonach w pierwszej lidze w sumie były tylko trzy takie mecze. Czy spodziewalibyśmy się, że w jakiejkolwiek konfiguracji (zaległe mecze, środek kolejki) będziemy w tabeli nad Legią? Przecież bralibyśmy to absolutnie w ciemno.
Trener mówił o tym, jaki mecz z Lechem był w jego oczach dobry. Wiadomo, że liczy się wynik, ale już w poprzednich sezonach w gorszych momentach twierdził, że widzi dobrą grę i to powinno zacząć przynosić punkty. Dokładnie to samo przerabiamy teraz. GKS we wcześniejszych meczach potracił punkty czasem tam, gdzie nie powinien. Teraz to się wszystko wyrównuje, choć każde ostatnie zwycięstwo jest zasłużone, no – może z Koroną z przebiegu bardziej adekwatny był remis, ale zawsze mówię, że jeśli w takim meczu któraś drużyna wygra jedną bramką – to jest to jednak zasłużone.
Tabela jest niebywale spłaszczona. GieKSa w trakcie kolejki podskoczyła aż o pięć miejsc. Wiadomo, że ktoś nas wyprzedzi, choć… nadal jeszcze my możemy też przeskoczyć Pogoń czy Raków, bo tam liczy się bilans bramkowy. Najważniejsze w tym momencie jest zyskiwać przewagę nad drużynami ze strefy spadkowej oraz nie dawać odskoczyć innym w pobliżu. W meczach o sześć punktów katowiczanie wygrali z Motorem i Termaliką, zdobyli też bonusowe trzy oczka z Koroną. Mamy już dużą przewagę nad Piastem i Termaliką, a jeśli w kolejnym spotkaniu nasz zespół wygra z ekipą z Gliwic – możemy mieć dwie drużyny odsadzone już tak daleko, że tylko kataklizm będzie mógł doprowadzić do tego, żeby GieKSę dogoniły.
Poświęcę jeszcze dwa słowa piłkarzom. Defensywa naprawdę zrobiła się solidna, nie robi już głupich błędów, piłkarze grają pewnie i odpowiedzialnie. Po raz kolejny chcę wyróżnić Lukasa Klemenza, nie tylko za gola, bo to oczywiście ważny dodatek, ale za postawę w defensywie. Zawodnik gra twardo, z poświęceniem i odpowiedzialnie. Dobrze się na to patrzy. Marten Kuusk też swoje robi. Obrona zrobiła progres i to jest kluczowe w osiąganiu dobrych wyników.
Walczy o to swoje miejsce Marcel i mam nadzieję, że w końcu strzeli swojego upragnionego gola. Kacper Łukasiak też próbuje, próbuje się wstrzelić od początku sezonu, ale jeszcze nie może. Natomiast patrząc na to, że dublet zaliczył Eman Marković, który w końcu dał efekt, myślę, że dwójka „szczecinian” wkrótce również trafi do siatki.
O Panu Piłkarzu Bartku Nowaku to za chwilę stanie się nudne, żeby pisać. Zawodnik po prostu co mecz daje takie piłki, że naprawdę można się zastanawiać od ilu lat to najlepszy piłkarz w barwach GKS Katowice. W poprzednim sezonie zawodnik miał trochę przebłysków, dawał już takie „ciasteczka”, ale często mieliśmy zastrzeżenia, że za rzadko. A teraz co mecz po prostu wiąże krawaty na ekstraklasowych boiskach. Teraz po prostu będzie dla mnie szokiem, jeśli trener Jan Urban nie powoła go do reprezentacji. Jestem pewien, że Bartek na najbliższe zgrupowanie kadry pojedzie!
Trochę błędów nasz sztab popełnił – nikt bezbłędny nie jest. Postawienie na początku sezonu i oparcie ataku na Macieju Rosołku i Aleksandrze Buksie to była fatalna decyzja. To jednak odróżnia nasz sztab od innych, że szybko reagują. O Macieju i Aleksandrze nikt już nie pamięta, choć wiadomo Rosołek zmaga się z urazami. Natomiast teraz jedyną i słuszną koncepcją w ataku jest Adam Zrelak i Ilja Szkurin. Na Adama trzeba chuchać i dmuchać, bo to świetny piłkarz i znów miał udział przy golu. A Ilja jako zmiennik i strzela bramki, i asystuje – tak jak przy drugim trafieniu Markovića. Do tego naprawdę miło widzieć, jak zawodnik się cieszy po golach i meczach – powtórzę to, co po ŁKS – mam nadzieję, że Białorusin znalazł swoje piłkarskie miejsce na ziemi.
Oczywiście sezon trwa i w piłce nic – w tym przede wszystkim forma – nie jest dana raz na zawsze. Poza tym to tylko i aż sport. Statystyka też robi swoje. Więc może się zdarzyć tak, że GKS z Piastem nie wygra. Bo zagra słabszy mecz, bo coś nie wyjdzie, bo dostaniemy czerwoną kartkę, czy właśnie zadziała statystyka, w której cztery zwycięstwa z rzędu w lidze to jakaś anomalia. Należy się z tym liczyć i nie wpadać znów w minorowe nastroje w przypadku braku wygranej. Przede wszystkim liczy się trend. Wiadomo, że wszystkiego się nie wygra, ale chodzi o to, by wygrywać dość często i przegrywać dość rzadko. Wtedy naprawdę wszystko będzie w jak najlepszym porządku.
Jednak to GieKSa jest w gazie, a Piast ma swoje potężne problemy. Piast gra o życie i o to, by nie stać się takim Śląskiem z zeszłego sezonu, który tak okopał się na ostatnim miejscu, że nawet bardzo dobre wyniki na wiosnę nie uchroniły wrocławian przed spadkiem. Nóż na gardle to jednak jedno, a drugie to po prostu obecna forma, mental i jakość piłkarska. Gliwiczanie grają po prostu bardzo źle i na ten moment piłkarsko to GKS jest o dwie klasy lepszy. Jeśli nasz zespół utrzyma swoją dyspozycję, będziemy faworytem w tym spotkaniu. Tylko ten ciężar trzeba unieść.
GKS wytrzymał fizycznie i piłkarsko tę siedmiodniówkę świetnie. Były zwycięstwa, była jakość, nie było słaniania się na nogach. Logistycznie, kadrowo i realizacyjnie – majstersztyk. Zadanie nie tylko piłkarzy, ale przede wszystkim trenerów i sztabu medycznego zostało wykonane celująco.
Doceniajmy więc cały czas to, co mamy, bo mamy ekipę fajnych ludzi, którzy walczą na tej piłkarskiej wojnie zarówno w pokojach trenerów, w szatni, jak i na boisku. Nie ma ani jednego powodu, by w przypadku słabszych meczów dokonywać gwałtownych ruchów i postponować zespół w komentarzach w internecie. Ta drużyna zasługuje na to, by ją wspierać. I rozwija się na naszych oczach, mimo że momenty są ciężkie. Grajmy. Kibicujmy. Projekt GKS Katowice Rafała Góraka trwa w najlepsze.
A zabawa kibiców i piłkarzy po wygranych meczach to coś, co jest jedną z kwintesencji i esencji piłki. Na trybunach, jak i na boisku – wzór. Piłkarze grają tak, jak kibice dopingują i odwrotnie. Dostroili się do siebie i pięknie to się odbywa z meczu na mecz.
Mamy dobry czas. Piękna jest ta ekstraklasa.
Galeria Piłka nożna
Coraz bliżej… Narodowy
Zapraszamy do galerii z wyjazdu do Łodzi. GieKSa po bramkach Jędrycha i Szkurina zapewniła sobie awans do 1/8 STS Pucharu Polski.



Najnowsze komentarze