Dołącz do nas

Siatkówka

Siatkarska czapa czyli – Co słychać w sieci?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

To był już jedenasty tie-break w sezonie GKS-u Katowice i szósty zwycięski. Jastrzębski ma ten sam bilans i tylko Skra wygrała siedem pięciosetówek, ale przy ośmiu tie-breakach.

 

katowickisport.pl – Cenne punkty powędrowały do Katowic

To był niezwykle trudny mecz nie tylko dla GKS-u, ale również jego trenera. Ale się udało! To był trudny tydzień dla siatkarzy i trenera GKS-u Katowice, bo ciągle wokół nich coś się dzieje. Piotr Gruszka, opiekun zespołu, negocjował umowę z klubem i… na dodatek dowiedział się, że został najbliższym współpracownikiem selekcjonera, Włocha Ferdinando De Giorigiego. Natychmiast zareagował w mediach społecznościowych, działacze związkowi mętnie się tłumaczyli, zaś w klubie podpisał nowy, 2-letni kontrakt. W dolnych rejonach niby wszystko zostało poukładane, ale nie dla trenera GKS-u, bo on zawsze walczy o pełną pulę. W Radomiu skończyło się zaledwie po tie-braku i niezwykle emocjonującym meczu. Punkt są niezwykle cenne.  Trener Gruszka zaskoczył wszystkich ustawieniem w podstawowej „6”, bowiem rozgrywającym nr 1 został Maciej Fijałek. Spełnił oczekiwania, ale pozostaje tajemnica… Czy Marco Falaschi zamierza zmienić klub? O tym przekonamy się po zakończeniu sezonu. Niemniej zobaczyliśmy katowicki zespół walczący, a pierwsze dwa sety nie wskazywały, że będzie tyle emocji. Siatkarze z Katowic grali wręcz koncertowo i prowadzili 2:0. Po 10-miutowej przewie stracili jednak rezon. Kolejne odsłony padły jednak łupem gospodarzy i o zwycięstwie musiał zadecydować tie-break. Ten był niezwykle emocjonujący i stał na wysokim poziomie. Prowadzenie zmieniało się jak kalejdoskopie, a skończyło się grą na przewagi. Czy Piotr Gruszka i jego siatkarze zasłużyli na punkty? Nikt nie ma wątpliwości, bo katowiczanie byli bardziej agresywni i zmotywowani. Trener Gruszka odetchnął z ulgą, bo osiągnął sukces.  (…)

siatka.org – PlusLiga: Nierówny mecz w Radomiu

Chociaż siatkarze Cerradu Czarnych Radom z wysokiego C rozpoczęli piątkowy pojedynek przeciwko GKS-owi Katowice, przegrali zarówno pierwszą, jak i drugą partię. Odmiana przyszła po dziesięciominutowej przerwie i o ostatecznym wyniku decydował tie-break. W nim  dłuższy czas minimalną przewagę utrzymywali gospodarze, jednak ostatecznie po zwycięstwo sięgnęli katowiczanie, dla których był to kolejny mecz skończony dopiero po pięciu setach. Pojedynek udanymi zagrywkami otworzył Wojciech Żaliński, który nie tylko bezpośrednio punktował, ale również zmusił do błędu Adriana Stańczaka (4:1). Po tym, jak Karol Butryn zaatakował bez bloku w aut, co dodatkowo potwierdził challenge, Piotr Gruszka musiał szybko poprosić o czas (6:2). Jego podopieczni potrzebowali chwili na wejście w mecz, straty udało się zniwelować dzięki skutecznym serwisom Pawła Pietraszki, a także powstrzymaniu na siatce Jakuba Ziobrowskiego (12:9). Przyjezdni sprawiali ogromne problemy swoją zagrywką, dlatego co chwilę Michał Kędzierski posyłał swoich kolegów na blok, a w tym elemencie królował Bartłomiej Krulicki. Nie mogli się przedrzeć ani Jakub Ziobrowski, ani Wojciech Żaliński i ze stanu 10:3 zrobiło się 13:13. Od tego momentu gra się wyrównała, choć głównie z powodu oddawania sobie punktów po błędach w zagrywce. Po stronie Cerrad Czarnych zawodnikiem, który utrzymywał poziom, był praktycznie tylko Emanuel Kohut, w ekipie rywali Maciej Fijałek mógł liczyć na Karola Butryna. Kolejny raz sprawdziło się powiedzenie „kto zagrywa, ten wygrywa” – po floacie Michała Kędzierskiego, z którym nie poradził sobie Rafał Sobański, kolejny czas wykorzystał Piotr Gruszka (21:19). Wydawało się, że wojskowi złapali właściwy rytm, ale wynik był na styku. Wystarczył moment nieuwagi, gdy Paweł Pietraszko wykorzystał przechodzącą, to Robert Prygiel musiał poprosić o czas (23:23). Końcówki nie wytrzymał Jakub Ziobrowski, najpierw został zablokowany, później posłał piłkę w aut (24:26).  (…)

 

polsatsport.pl – PlusLiga: 22:24 w tie-breaku! Siatkarski dreszczowiec w Radomiu

(…)  Czwarty set długo toczył się przy przewadze gospodarzy (8:6, 16:14). Katowiczanie zdołali wyrównać (18:18), a później wyjść na prowadzenie po błędzie Bartłomieja Bołądzia (20:21). Końcówka miała zacięty i bardzo emocjonujący przebieg, a niektóre decyzje arbitrów spotykały się z reakcją trenerów obu ekip. Gospodarze mieli piłkę setową przy stanie 24:22 po ataku Bołądzia, w kolejnej akcji Serhiy Kapelus przedłużył nadzieje gości, ale po chwili Pietraszko zaserwował w siatkę, kończąc seta. W tie-breaku nadal oglądaliśmy zaciętą walkę obu ekip. Przy zmianie stron punkt zaliczki mieli gospodarze, po niej obie ekipy walczyły punkt za punkt. Siatkarze GKS pierwsi mieli piłkę meczową (13:14), ale Czarni doprowadzili do rywalizacji na przewagi. W niej obie kipy zafundowały kibicom rzadko spotykane emocje. Zarówno siatkarze z Radomia, jak i GKS mieli piłki meczowe w górze. Dopiero skuteczny atak Karola Butryna ustalił wynik seta na 22:24 i zakończył to ekscytujące starcie!  (…)

sportowefakty.wp.pl – Czarni Radom – GKS Katowice: emocje, kontrowersje i wygrana Ślązaków na trudnym terenie

(…)  Poirytowani porażką Ślązacy zaczęli kolejną odsłonę od kilku błędów własnych. To tylko dodało pewności graczom z Radomia. Czarni utrzymywali dwupunktową przewagę, głównie dzięki dobrej postawie Jakuba Urbanowicza i środkowych (16:14). Na pochwały zasłużył też Bartłomiej Bołądź, który co chwila forsował katowicki blok. Przyjezdnym udało się jednak doprowadzić do remisu, więc w końcówce emocje sięgnęły zenitu. Walka toczyła się punkt za punkt. Trenerzy brali wideoweryfikację za wideoweryfikacją. Nic dziwnego, bo sędziowie podejmowali kontrowersyjne decyzje. W końcu zagrywkę zepsuł Pietraszko i było po odsłonie (25:23). Tie-breaka otworzyły długie wymiany, w których skuteczniejsi byli gospodarze. Goście nie potrafili uporządkować swojej gry, ale na zagrywce wciąż byli mocni. Po zagraniach Kalembki doprowadzili do remisu (6:6). Od tego czasu gra toczyła się punkt za punkt. Na kontrach lepiej radzili sobie jednak Czarni. Ślązacy za to wciąż byli groźni na bloku. To właśnie punkt zdobyty tym elementem przez Kacpra Stelmacha dał katowiczanom piłkę meczową. Przyjezdni jej jednak nie wykorzystali. Ostatecznie o wygranej decydowała gra na przewagi, każdy z zespołów miał szanse na zakończenie spotkania, ale ostatecznie to Butryn skończył mecz piekielnie mocnym atakiem (22:24).  (…)

 

siatkowka24.com – PlusLiga: Zacięty mecz w Radomiu dla GKS-u!

(…)  Drugi set to ponownie prowadzenie gospodarzy, jednak już nie tak spektakularne i szybko odrobione przez gości (3:3), którzy po chwili prowadzili dwoma punktami po tym jak Krulicki atakował z przechodzącej piłki po zagrywce Pietraszki. W szeregi gospodarzy wkradła się pewna nerwowość i po chwili przewaga drużyny Piotra Gruszki wynosiła już 5 punktów (4:9). Świetne bloki gości pozwalały im w pełni kontrolować przebieg tej partii. Po kolejnym bloku Krulickiego tym razem na Bołądziu przyjezdni prowadzili 9:17. W końcówce nie było emocji – drużyna ze Śląska miała 10 piłek setowych – wykorzystali pierwszą za sprawą asa serwisowego Macieja Fijałka. Po 10 minutach przerwy wydawało się, że w trzeciej odsłonie nic się nie zmieni i Katowiczanie wygrają mecz za 3 punkty, bo początkowo prowadzili 2:5. Dwa punktowe bloki i błędy własne gości pozwoliły odrobić im straty (6:6). Seria bloków gospodarzy trwała i pozwoliła im prowadzić 8:6. Miejscowi uciekli ostatecznie na trzypunktowe prowadzenie 10:7 i choć przez pewien czas je utrzymywali to rywalom udało się zniwelować je do jednego punktu. W tym momencie załamała się jednak gra śląskiej drużyny, za to gospodarze jak poczuli że mogą zdobyć kontaktowego seta w tym starciu przycisnęli jeszcze bardziej. W końcówce goście zdobyli co prawda cztery punkty z rzędu jednak przewaga miejscowych była już za duża. Autowy atak Butryna zakończył tego seta.  (…)

wksczarni.pl – Po emocjonującym meczu tie break dla gości

(…)  Drugą partię otworzył remis (2:2). W szeregi Cerrad Czarnych Radom wkradła się niepewność i gospodarze zaczęli popełniać błąd za błędem (3:7). Gdy na tablicy świetlnej widniał wynik 7:14, trener Robert Prygiel zmuszony był poprosić o czas dla swoich zawodników. Siatkarze z Katowic prezentowali lepszą skuteczność (11:21) i nie oddali prowadzenia już do końca tej odsłony (14:25).

Na początku trzeciego seta prowadzenie objęli goście (1:3). Podrażnionych radomian ciężko było jednak ograć (10:7). Po doskonałym ataku Emanuela Kohuta, Wojskowi wyszli na czteropunktowe prowadzenie (16:12). Radomianie nie dali sobie już odebrać tego zwycięstwa (25:18).  (…)

 

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Popłynęli w Szczecinie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W niedzielne popołudnie piłkarze GKS-u Katowice pojechali na wyjazdowe spotkanie do Szczecina w ramach 27. kolejki PKO BP Ekstraklasy. W wyjściowej jedenastce doszło do czterech zmian i od pierwszej minuty zagrali Szymczak, Kuusk, Drachal i Gruszkowski.

Pierwszą połowę zaczęli zawodnicy GieKSy, ale nie stworzyli realnego zagrożenia. W trzeciej minucie Filip Szymczak wyszedł sam na sam z bramkarzem i mimo tego, że i tak był na spalonym, to nie zdołał pokonać Cojocaru. Chwilę później Alan Czerwiński ruszył prawą stroną boiska aż do linii końcowej i wrzucił piłkę w pole karne. Obrońca gospodarzy strącił futbolówkę wprost pod nogi Oskara Repki, który pokusił się o strzał zza pola karnego, ale został on zablokowany. Pierwszy kwadrans spotkania nie porwał piłkarsko, ale GieKSa częściej zapędzała się pod bramkę Pogoni i dłużej utrzymywała się przy piłce. W 15. minucie Kudła źle wybił piłkę i zrobiło się groźnie pod bramką GieKSy, na szczęście nasz bramkarz zdołał się zrehabilitować i wybronił strzał Kolourisa. Chwilę później znów Pogoń była bliska zdobycia bramki, ale zawodnik gospodarzy uderzył niecelnie. W 19. minucie zrobiło się sporo zamieszania w polu karnym Cojocaru, gdy Mateusz Kowalczyk delikatnie trącił piłkę głowa, zmieniając jej tor lotu, ale nic z tego nie wyszło. W kolejnych minutach gra przeniosła się głównie w środkową strefę boiska i żadna drużyna nie była w stanie skonstruować składnej akcji. W 33. minucie Koutris przeniósł piłkę nad bramką Kudły, uderzając lewą nogą. Chwilę później Drachal był bliski zdobycia bramki, ale w ostatnim momencie piłka mu odskoczyła. W 42. minucie Loncar uderzył głową z bliskiej odległości, ale Kudła zdołał ją wybić końcówkami palców. Po wznowieniu z rzutu rożnego Dawid Drachal chciał oddalić zagrożenie i w momenciem gdy wybijał piłkę, to podbiegł Kurzawa, który dostał prosto w skroń i potrzebował pomocy medycznej. W doliczonym czasie pierwszej połowy Gruszkowski rzucił się, aby zablokować strzał Koutrisa i piłka niefortunnie odbiła mu się od ręki. Po długiej przerwie i analizie VAR sędzia wskazał na jedenastkę, którą  pewnie wykorzystał Koulouris. Po tej bramce arbiter zakończył pierwszą połowę.

Na drugą połowę GieKSa wyszła w takim samym składzie, natomiast w drużynie Pogoni doszło do jednej zmiany. Po czterech minutach drugiej połowy Koulouris znów wpisał się na listę strzelców – tym razem pokonał Kudłę z bardzo bliskiej odległości, a piłkę wrzucił Kamil Grosicki, który przepchał i objechał bezradnego Alana Czerwińskiego. W kolejnych minutach GieKSa, chcąc odrabiać straty, odsłoniła się jeszcze bardziej, co próbował wykorzystać Wahlqvist, ale uderzył bardzo niecelnie. Po upływie godziny gry trener Rafał Górak pokusił się o potrójną zmianę. Na boisko weszli Błąd, Bergier i Galan. Chwilę późnej Arkadiusz Jędrych wpuścił swojego bramkarza na minę. Źle obliczył odległość do Kudły i zagrał zbyt lekko i niedokładnie do tyłu. Kudła musiał opuścić bramkę, aby ratować sytuację i po serii niefortunnych podań piłka trafiła pod nogi Grosickiego, jednak jego strzał został zablokowany przez naszego bramkarza. W 68. minucie Sebastian Bergier wyszedł sam na sam z bramkarzem, ale nie trafił w światło bramki, była to idealna okazja na złapanie kontaktu. Chwilę później Loncar został sfaulowany przez Kuuska, ale sędzia puścił akcję i do piłki dobiegł Sebastian Bergier, który zaliczył… soczysty upadek. W kolejnych minutach gra zrobiła się bardzo rwana i było dużo niedokładności w obu zespołach. W 82. minucie Kacper Łukasiak pokonał Dawida Kudłę strzałem na dalszy słupek. Warto zaznaczyć, że ten zawodnik wszedł na boisko… minutę wcześniej. Pięć minut później Koulouris trzeci raz wpisał się na listę strzelców, pokonując Kudłę strzałem na długi róg. Chwilę później sędzia zakończył spotkanie.

6.04.2025, Szczecin
Pogoń Szczecin – GKS Katowice 4:0 (1:0)
Bramki: Koulouris (45-k, 49, 87), Łukasiak (82).
Pogoń Szczecin: Cojocaru – Wahlqvist, Loncar, Borges, Koutris (86. Lis), Gamboa, Ulvestad, Kurzawa (80. Smoliński), Przyborek (46. Wędrychowski), Grosicki (81. Łukasiak), Kolouris (88. Paryzek).
GKS Katowice: Kudła – Gruszkowski (62. Galan), Czerwiński, Jędrych, Kuusk (80. Komor), Wasielewski – Drachal (62. Błąd), Kowalczyk, Repka, Nowak (88. Marzec) – Szymczak (62. Bergier).
Żółte kartki: Kowalczyk.
Sędzia: Paweł Raczkowski (Warszawa).
Widzów: 19 938.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Nie schodźcie z obranej drogi

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Co GKS Katowice wraca na swój stadion po nieudanym wyjeździe to wygrywa. Podobnie było tym razem. Po wysokiej porażce w Szczecinie (choć zbyt wysokiej patrząc na samą grę), katowiczanie mieli zmierzyć się z walczącą o życie Puszczą Niepołomice.

W końcówce sezonu takie mecze zawsze są trudniejsze niż – po pierwsze wcześniej, a po drugie – niż wskazywałaby na to tabela. Zazwyczaj drużyny z dołu się po prostu budzą – wcześniej czy później. Nie zawsze i nie wszystkie – te które pobudki nie zrobią lub nie zrobią jej odpowiednio wcześnie – spadają z ligi. Mamy w tym sezonie aż nadto przykładów. Obudziła się Korona – na samym początku rundy wiosennej – i dziś jest praktycznie pewna utrzymania. Niedawno na wysokie obroty wskoczył Radomiak – i choć przegrał ostatnio dwa mecze – również ma niezłą pozycję w tabeli, a przecież startowali od 0:5 do przerwy w Białymstoku. Skazywane na pożarcie Zagłębie Lubin wygrało dwa mecze i znacząco poprawiło swoją sytuację. A Śląsk Wrocław? Ci to dopiero zaczęli grać. Zagrzebani na ostatnim miejscu, pod wodzą Alana Simundzy zaczęli punktować aż miło i po wielu, wielu kolejkach w końcu osiemnaste miejsce opuścili i są na styku jeśli chodzi o bezpieczną strefę!

Zamieszana w walkę o utrzymanie Puszcza również czeka na to przebudzenie. Był jeden moment, w którym wydawało się, że podopieczni Tomasza Tułacza wskoczyli na właściwe tory. Mowa o wygranej w Gdańsku 2:0. Ta wygrana z zespołem z dołu tabeli, ale też dobrze wówczas grającą Lechią, była pewna i wydawało się, że Puszcza może stać się takim Radomiakiem czy Koroną. Nic z tych rzeczy. Co prawda potem zdarzyło się jeszcze zwycięstwo z Piastem, ale poza tym było słabiutko. Sytuację mógł też trochę uratować Puchar Polski, gdzie niepołomiczanie wygrali na Konwiktorskiej, ale potem Pogoń zmiotła ich w półfinale. Tym motywacyjnym drygiem mógł być też uratowany w doliczonym czasie gry z Rakowem remis. Nie wyszło. Puszcza przegrała w Katowicach i choć jest minimalnie nad kreską, czeka ich niebywała i ciężka batalia o pozostanie w lidze. Za tydzień grają z niezłym Radomiakiem, potem mają Pogoń i Lecha, będą też bezpośrednie potyczki ze Stalą i Śląskiem. Oj, nie będzie u Żubrów nudno.

To jednak problemy naszych ligowych rywali. GieKSa z tą walczącą o życie drużyną sobie poradziła i to przegrywając do przerwy. Nawet trener Tułacz – zasadniczo nieszczędzący swoim podopiecznym słów krytyki – dziwił się, że nie było aż takiej determinacji. Za to w Lidze Plus eksperci mówili, że z Puszczą narzucającą swój styl gry, przejąć tę rolę jest trudno – a GieKSie się to udało. Nie da się ukryć, katowiczanie zdominowali rywali i w tym kontekście był to jeden z najlepszych meczów w tym sezonie – no, powiedzmy druga połowa, bo do pierwszej można się przyczepić.

To był pierwszy mecz w obecnych rozgrywkach, w którym GieKSa przegrywała i przechyliła szalę zwycięstwa na swoją korzyść. W 28. kolejce. Dla porównania powiedzmy, że w ostatnich pięciu meczach poprzedniego sezonu, taka sytuacja miała miejsce… trzy razy (z Polonią, Tychami i Wisłą). Dlatego nawet jeśli taka sytuacja zdarza się raz na jakiś czas, to jednak tyle meczów bez odwrócenia ich losów to sporo. W drugą stronę mieliśmy to trzy razy – z Legią, Koroną i Motorem. A jedynymi drużynami, które pozostają bez przechylenia szali na swoją korzyść są Piast, Puszcza, Śląsk, Lechia.

Żeby dołożyć łyżeczkę dziegciu co do wczorajszego spotkania, to trzeba przyznać, że do pewnego momentu aspirowało ono do jednego z najbardziej frustrujących w tym sezonie. Mam tu na myśli taką niemoc, pewnego rodzaju bezsilność, która – wydawało się – może mieć miejsce. Bo jak przegrywaliśmy wysoko, to GieKSa była ewidentnie słabsza. Jak przegrywaliśmy mecze, których nie powinniśmy przegrać, bo graliśmy dobrze, była irytacja i złość. Ale wczoraj to było jeszcze coś innego. GieKSa niby atakowała, niby stwarzała sytuacje, ale ostatecznie wszystko szło w ręce Komara, ewentualnie było niecelne, tak jak strzał Dawida Drachala z początku meczu. Dodatkowo było widać dużą determinację i dynamikę. To nie był chodzony mecz. Z jednej strony można było myśleć, że taka gra daje szansę na pozytywny rezultat, z drugiej te wykończenia były dość mizerne. No i przede wszystkim Puszcza prowadziła po naszym dość dużym błędzie. Więc trzeba było zdobyć nie jedną, a dwie bramki. Niewiadomą było, jak się to wszystko potoczy.

Ta łyżka dziegciu się zdematerializowała, bo ostatecznie GKS w drugiej połowie grał podobnie jak w pierwszej, a dodatkowo wzmocnił ten sposób gry i w końcu zaczęło wychodzić. Czyli wchodzić. Trzy bramki zdobyte po przerwie mają swoją wymowę. Najpierw Alan Czerwiński dosłownie wypatrzył Sebastiana Bergiera, który po prostu nie mógł tego zmarnować. Potem swoje firmowe zagranie zaliczył Bartosz Nowak i Bergi a la „Franek – łowca bramek” (skoro jesteśmy już przy wiślackich porównaniach trenera) podcinką trafił do siatki. Mało się mówi o trzecim golu, a to co zrobił Marcin Wasielewski przecież było bardzo klasowe. Minął rywala delikatnym podbiciem piłki, a potem to podbicie powtórzył nad bramkarzem, wystawiając piłkę do pustej bramki. To było doprawdy doskonałe i jeśli mówimy o Tsubasie Dawida Drachala w jego kapitalnej akcji w pierwszej połowie, to nie można tego japońskiego bohatera kreskówek nie przyrównać do Wasyla, przy czym Wasyl zrobił to błyskawicznie, a nie jak Tsubasa biegł z piłką przez boisko przez pół odcinka okrążając niemal całą kulę ziemską 😉

Swój sposób gry – to było coś, co trener powtarzał w rundzie jesiennej. Można powiedzieć, że jesienią to wychodziło w bardziej spektakularny sposób, choć nadal musimy pamiętać, że dawało to mniej punktów niż obecnie. Ale pod względem wizualnym, spotkanie z Puszczą rzeczywiście pokazało bardzo dużą dominację nad rywalem.

GieKSa jest w środku tabeli dlatego, że… nie zawsze nam wychodzi. Bartosz Nowak ma potencjał na to, by dawać jeszcze więcej. I ostatecznie coś mu w tych meczach zawsze wyjdzie – jakieś idealne podanie i asysta – bo to po prostu bardzo jakościowy zawodnik. Ale tu może być jeszcze lepiej. Sebastian Bergier nastrzelał już trochę tych bramek, ale ich też może być jeszcze więcej. Coraz lepiej prezentuje się Dawid Drachal i jakby tylko udało się wyciągnąć go z Rakowa, byłoby doskonale, bo ten zawodnik to bardzo duży talent. Naprawdę w tej drużynie drzemie spory potencjał. Na ten moment jest bardzo dobrze. A może być jeszcze lepiej. Tylko prośba do trenera – nie schodźcie z obranej drogi. Wychodźcie z założenia, że rozwój jak najbardziej, ale lepsze czasem jest wrogiem dobrego. Można i trzeba ulepszać i poprawiać, ale nie na siłę. Naprawdę jest dobrze.

Osiągnęliśmy magiczną granicę 38 punktów. Można już mieć absolutnie spokojną głowę. GieKSa w przyszłym sezonie będzie grać w ekstraklasie i dalej sławić Katowice w ligowej piłce. Nie mogliśmy sobie wymarzyć na początku sezonu – a już zwłaszcza po pierwszej kolejce z Radomiakiem – w jakim miejscu będziemy na sześć kolejek przed końcem. Pięknie.

A Dawid Abramowicz, ani żaden inny Craciun czy Atanasov nie okazali się Kojiro 😉

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Budujemy nową twierdzę

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W dzisiejszym spotkaniu nasza drużyna pokonała 3:1 Puszczę Niepołomice. Zapraszamy na drugą galerię z tego meczu, którą przygotował dla Was Kazik.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga