Piłka nożna
Emocjonujące spotkanie w Gliwicach
GieKSa pokazała, że potrafi zagrać z pomysłem na groźnych przeciwników, ale także nie przedstawiła rozwiązania na problemy z szybkim i dokładnym wyjściem z linii obrony. Pojedynek pomiędzy drużynami ze Śląska zakończył się remisem 2:2 po dwóch golach Adama Zrelaka.
W meczu przeciwko Piastowi trener Rafał Górak postawił na delikatnie zmieniony skład względem meczu z Rakowem. Na ławce zaczęli Lukas Klemenz oraz Adrian Błąd, a ich miejsce zastąpili odpowiednio Marten Kuusk i Bartosz Nowak, który ostatnio nie mógł wyjść na boisko ze względu na zapisy kontraktowe.
Zaszczyt rozpoczęcia spektaklu przypadł gospodarzom, jednak bardzo szybko wybili piłkę na aut niecelnym podaniem. Przez pierwsze kilka minut meczu spotkanie prowadzili piłkarze Piasta, co zaowocowało oddaniem dwóch strzałów – pierwszy został zablokowany, a drugi poleciał wysoko w trybuny. Po tym sygnale ostrzegawczym GieKSiarze wzięli sprawy w swoje ręce i rozpoczęli ataki na bramkę Frantiska Placha. Dwójkową akcją na prawym skrzydle Marcin Wasielewski z Bartoszem Nowakiem wywalczyli pierwszy rzut rożny, z którego jednak nic nie wyniknęło. W dziewiątej minucie na 25. metrze Mateusz Kowalczyk, młodzieżowiec przyjezdnych, sfaulował gracza Piasta, lecz wrzutka z rzutu wolnego okazała się niewystarczająco dokładna i obrona była w stanie oddelegować piłkę na aut. Pierwsze celne uderzenie dla GKS Katowice oddał Bartosz Nowak, lecz piłka poszybowała prosto w rękawice bramkarza gospodarzy. W okolicach 14 minuty Aleksander Komor zagrał ręką na styl Krychowiaka w meczu z Wyspami Owczymi. Na szczęście dla niego, obyło się bez konsekwencji. Po pięciu minutach spokojnej gry podaniem z prawej strony zaskoczył Kowalczyk, a akcję, wjeżdżając prawie że z piłką do bramki, wykończył Adam Zrelak, dla którego był to pierwszy gol w złoto-czarnej koszulce. Zawodnicy w niebiesko-czerwonych koszulkach, podrażnieni obrotem spraw, zaczęli zmasowane ataki na bramkę Dawida Kudły, jednak wszystkie dośrodkowania zostawały skutecznie wygłówkowane poza obręb pola karnego. Do groźnego dośrodkowania z rzutu rożnego doskoczył Jakub Czerwiński, lecz piłka poszybowała kilkanaście centymetrów nad poprzeczką. W 31. minucie Ameyaw doprowadził do wyrównania po stracie, wymuszając błąd w obronie i utratę kontroli nad piłką na Kowalczyku. Skrzydłowy nie dał golkiperowi szans na interwencję płaskim strzałem po długim słupku. Po wyrównaniu wyniku mecz odbywał się głównie w środkowej tercji boiska, gdzie obie ekipy walczyły o zaznaczenie dominacji, a graczom przez myśl nie przechodziło odstawienie nogi, co poskutkowało dużą liczbą fauli z obu stron. W 40. minucie piłkę na przeciwnej połowie przejął Nowak, a groźną kontrę katowiczan musiał przytrzymaniem przeciwnego zawodnika przerwać Jakub Czerwiński, za co otrzymał żółtą kartkę. Do końca połowy wynik nie uległ zmianie – do przerwy 1:1. W trakcie przerwy gospodarze podzielili się informacją, że na trybunach pojawiło 7805 osób, z czego niespełna tysiąc w sektorze gości.
Druga połowa została zainaugurowana niepewnym wyprowadzeniem akcji w wykonaniu Kuuska i Kudły oraz oddaniem piłki Piastowi. Zaledwie po 3 minutach od wznowienia spotkania po przerwie, futbolówka po raz drugi wylądowała w bramce bronionej przez Kudłę. Tym razem, po uderzeniu z 16. metra Michała Chrapka, piłka odbiła się od kolana Kowalczyka i wylądowała w siatce. Zaraz po zdobyciu prowadzenia strzelec pierwszej bramki dla gospodarzy chciał podwyższyć swój dorobek bramkowy, jednak z bliskiej odległości posłał uderzenie prawie ponad stadion. Bardzo niepewne spotkanie rozgrywał Kuusk. 28-letni Estończyk miał problemy z opanowaniem prostych sytuacji, czego efektem było dużo niemierzonych wybić w jego wykonaniu. W 60. minucie dobrym powrotem do obrony popisał się Mateusz Kowalczyk, który, mimo kilku niefortunnych sytuacji, rozgrywał tego dnia bardzo solidne spotkanie. W 62. minucie trener Piasta, Aleksandar Vuković, przeprowadził wymuszoną zmianę. Boisko opuścił Fabian Piasecki, natomiast na murawie pojawił się Maciej Rosołek. W 66. minucie trener Górak zdecydował się na wprowadzenie Adriana Błąda i Jakuba Antczaka, a boisko opuścili Mateusz Kowalczyk i Borja Galan. Niecałą minutę po zmianie, GieKSa wróciła do spotkania za sprawą drugiego trafienia Zrelaka. 30-letni napastnik zdobył drugą bramkę w tym sezonie. Gra znowu wróciła do wyrównanego stanu, zarówno na tablicy wyników, jak i na boisku. W 73. minucie po stronie gospodarzy boisko opuścili Czerwiński i Kądzior, a na murawie zameldowali się Tomas Huk i Tihomir Kostadinov. Chwilę potem z boiska zszedł strzelec trzeciej bramki w spotkaniu, Michał Chrapek, a pojawił się Miłosz Szczepański. Po zmianach zespół z Gliwic bardzo intensywnie atakował bramkę rywali, kilka razy przeprowadzając groźne akcje. Żółtą kartką za faul w środku pola w 80. minucie został ukarany bohater GKS Katowice – Adam Zrelak. Zaraz po przewinieniu, celny strzał idący w okienko oddali gospodarze, jednak piłka leciała na tyle wolno, żeby Kudła nie miał problemu ze sparowaniem piłki. Na 4 minuty przed końcem rozgrywki obiecujący atak przeprowadzili katowiczanie, lecz cała akcja spełzła na niczym, a w jej wyniku poszkodowani zostali Adrian Błąd i obrońca Piasta. Kibice obu drużyn głośno dopingowali swoich ulubieńców, nie oszczędzając swoich gardeł. W ostatniej akcji przed 90. minutą z opanowaniem niebezpiecznego dośrodkowania miał Dawid Kudła, lecz koniec końców piłka skończyła w jego rękawicach. Sędzia główny spotkania Tomasz Kwiatkowski zdecydował o przedłużeniu spotkania o 5 minut. Pierwszą akcję w doliczonym czasie gry przeprowadziła GieKSa, jednak wypchnięty na ostry kąt Grzegorz Rogala uderzył prosto w wysuniętą stopę bramkarza. Do końca spotkania wynik 2:2 nie uległ zmianie.
12.08.2024, Gliwice
Piast Gliwice – GKS Katowice 2:2 (1:1)
Bramki: Ameyaw (31), Chrapek (49) – Zrelak (19, 68).
Piast Gliwice: Placha – Mosór, Czerwiński (73. Huk), Chrapek (77. Szczepański), Piasecki (63. Rosołek), Dziczek, Ameyaw, Tomasiewicz, Drapiński (77. Munoz), Pyrka, Kądzior (73. Kostadinov).
GKS Katowice: Kudła – Wasielewski (90. Marzec), Kuusk, Jędrych, Komor, Rogala – Nowak (83. Milewski), Kowalczyk (67. Antczak), Repka, Galan (67. Błąd) – Zrelak (90. Arak).
Żółte kartki: Czerwiński – Zrelak.
Sędzia: Tomasz Kwiatkowski (Warszawa).
Widzów: 7805 (w tym 986 kibiców GKS Katowice).
Hokej
Kompromitacja w Tychach
W 20. kolejce THL nasza drużyna wyruszyła do Tychów żeby zmierzyć się z miejscowym GKS-em.
Pierwszą tercję rozpoczęliśmy od szarpanej gry w tercji neutralnej. Dopiero w 4. minucie strzał na bramkę Fucika zdołał oddać Wronka, ale jego uderzenie nie sprawiło problemów bramkarzowi gospodarzy. W 7. minucie miejscowi wyszli na prowadzenie. W drugiej połowie pierwszej odsłony nasza drużyna stanęła przed szansą wyrównania wyniku za sprawą liczebnej przewagi. Pomimo oddania kilku groźnych strzałów, to żaden z naszych zawodników nie zdołał pokonać Fucika. W 19. minucie fantastyczną interwencją popisał się Eliasson ratując nas przed utratą drugiej bramki. Chwilę przed syreną kończącą pierwszą tercję Eliasson ponownie zachował czujność i pewnie obronił kolejne strzały gospodarzy.
Drugą tercję rozpoczęliśmy od zdecydowanego ataku na bramkę Fucika, blisko zdobycia bramki był Wronka i Varttinen. W 24. minucie gospodarze zdobyli drugą bramkę, wykorzystując liczebną przewagę. Kilkanaście sekund później gospodarze ponownie podwyższyli. W 25. minucie nastąpiła zmiana bramkarza w naszej drużynie. W 28. minucie czwartą bramkę dla drużyny gospodarzy zdobył Drabik, wykorzystując bierną postawę naszych obrońców. W 33. minucie w sytuacji sam na sam z Fucikiem znalazł się Dupuy, ale jego strzał był za lekki, by pokonać bramkarza gospodarzy. Na sam koniec drugiej odsłony gospodarze po raz piąty wbili krążek do naszej bramki.
Trzecią odsłonę rozpoczęliśmy od kilku strzałów na bramkę Fucika. Jednak to gospodarze ponownie znaleźli drogę do naszej bramki, zdobywając szóstą bramkę w tym meczu. Minutę później po raz siódmy do bramki trafił Viinikainen. Na sam koniec meczu bramkę honorową dla naszej drużyny zdobył Jonasz Hofman.
GKS Tychy – GKS Katowice 7:1 (1:0, 4:0, 2:1)
1:0 Filip Komorski (Valtteri Kakkonen, Rafał Drabik) 06:16
2:0 Alan Łyszczarczyk (Rasmus Hejlanko, Valtteri Kakkonen) 23:23, 5/4
3:0 Mark Viitianen (Dominik Paś) 24:18
4:0 Rafał Drabik (Szymon Kucharski, Mateusz Bryk) 27:48
5:0 Mateusz Gościński (Hannu Kuru, Olli Kaskinen) 38:56
6:0 Hannu Kuru (Juuso Walli, Bartłomiej Pociecha) 45:23
7:0 Olli-Petteri Viinikainen (Alan Łyszczarczyk, Rasmus Hejlanko) 47:54
7:1 Jonasz Hofman
GKS Tychy: Fucik, Lewartowski – Viinikainen, Bryk, Łyszczarczyk, Komorski, Knuutinen – Kaskinen, Kakkonen, Jeziorski, Kuru, Heljanko- Walli, Pociecha, Karkkanen, Paś, Viitanen – Bizacki, Ubowski, Drabik, Kucharski, Gościński.
GKS Katowice: Eliasson, Kieler – Maciaś, Hoffman, Wronka, Pasiut, Fraszko – Varttinen, Verveda, Anderson, Monto, Dupuy – Runesson, Lundegard, Michalski, McNulty, Hofman Jo. – Chodor, Dawid, Hofman Ja.
Galeria Piłka nożna
Kurczaki odleciały z trzema punktami
Felietony Piłka nożna
Plagi gliwickie
No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?
Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.
Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.
Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.
Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).
Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…
Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.
A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.
Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.
Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.
Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.
Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.
Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.
Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.




1964
12 sierpnia 2024 at 22:48
Bardzo dobry mecz który Gieksa powinna wygrać gdyby nie błąd Kudły w pierwszej połowie. To już któreś takie beztroskie podanie tego zawodnika ważne że widać progres w zgraniu drużyny.
Achim
13 sierpnia 2024 at 12:57
W jakich rękawcach groł Dawid, że cały mecz poprawioł rzepy?