Tak siedziałem sobie dzisiaj i wspominałem. Pierwszy mecz… jak dawno to było. GieKSa grała w 1996 roku z Wisłą Kraków. To jeszcze były czasy przed Telefoniką i generalnie krakowian się raczej lało niż od nich dostawało. Na mecz namówił mnie kumpel. Wcześniej kilka razy byłem na Rozwoju i podobało mi się, ale GieKSa to miało być coś zupełnie innego.
Pamiętam jak kilka dni wcześniej spacerowalismy – mieliśmy wówczas po 13 lat – na nieistniejącym już boisku Sparty Katowice i tłumaczył mi zawiłości kibicowskich spraw. Ja wtedy wiedziałem tylko, że na czele ligi jest Legia i Widzew i zasmucił mnie, że z tymi rywalami na Bukowej zagrany dopiero późną wiosną. Opowiadał mi o stadionie, wrażenie robiło na mnie to, że najmniejsza trybuna jest tak wysoka jak sala gimnastyczna w naszej szkole i ogólnie cała ta otoczka.
Nadszedł ten niedzielny dzień, słoneczny, a mecz był o jakiejś wczesnej porze. Chyba zajechaliśmy tam 296 i pamiętam, jak szliśmy Szczecinską i wyłaniała mi się kolorowa Trybuna Północna… Bilecik kupiony i na sektor B.
Pamiętam jak to Wisła powinna grać w dziesiątkę, bo Sarnat obronił rękami poza polem karnym. Pamiętam jak wydawało się, że będzie karny dla nas, ale sędzia podyktował wolnego tuż sprzed linii, a Jasiu Furtok trafił w okienko. Kilka minut później Grzegorz Borawski trafił na 2:0.
Pamiętam jak na ławce trenerskiej wypatrywałem Henryka Apostela, trenera Wisły i byłego selekcjonera. Wydawało mi się takie fajne, żeby znane osoby zobaczyć na żywo.
A po meczu piątki z piłkarzami, jak z Ledkiem, Kuczem, Januszem Jojko, który mówił „dzięki chłopaki”, a inny kolega mówił mu „dobrze Janusz”.
Dużo takich impresji z tego pierwszego meczu. Radość, że było się na GieKSie i to podniecenie przed następnym spotkaniem ze Śląskiem Wrocław. A wieczorem oczekiwanie na Magazyn GOL i wypatrywanie, czy gdzieś tam mnie nie widać przy płocie…
Piękna sprawa…
Najnowsze komentarze