Siatkówka
Podsumowanie I rundy sezonu 2016/17 – część 1
Podsumowanie pierwszej rundy sezonu 2016/17 zacznijmy oczywiście od oceny występów GKS-u.
Przed jego rozpoczęciem wielu sympatyków GieKSy liczyło na dobrą grę naszego zespołu oraz miejsce w środku ligowej stawki. I po części to się sprawdziło, po części… Bilans sześciu zwycięstw do dziewięciu porażek byłby do przyjęcia gdyby zwycięstwa odniesione zostałyby tylko z ekipami o podobnym potencjale do naszego. Niestety, a właściwie to stety, udało się GKS-owi wygrać i to na wyjazdach z wicemistrzem Polski – Resovią 3:2 oraz z czołowym klubem poprzedniego sezonu – LOTOS-em Treflem Gdańsk 3:0. Obie te wygrane zgodnie uznano w środowisku siatkarskim jako duże niespodzianki. Gdyby odliczyć te dwie wygrane to dorobek zwycięstw GKS-u byłby nad wyraz skromny.
I rundę fazy zasadniczej można podzielić na takie trzy części. W pierwszej GKS mierzył się z przeciwnikami o zbliżonym potencjale i w tych sześciu kolejkach odniósł trzy zwycięstwa. Pewne wygrane u siebie z Łuczniczką i Częstochową oraz na wyjeździe z BBTS-em. Z przegranych ogromny żal był po spotkaniu z Effectorem, który jako jedyny mecz odbył się w Spodku i szkoda niewykorzystania tej całej otoczki i zainteresowania jakie towarzyszyło temu wydarzeniu. Przegrana tym bardziej boli, bo jak pokazał koniec tej rundy, to kielczanie grają po prostu przeciętnie i był to rywal absolutnie w naszym zasięgu. Podobnie w przypadku porażki z MKS-em Będzin 1:3, nawet w spotkaniu wyjazdowym GKS powinien pokusić się o jakąś zdobycz punktową. I tylko przegrana w Olsztynie 0:3 nie podlegała żadnej dyskusji, był to pierwszy mecz na obcym parkiecie w PlusLidze GKS-u, więc można zrzucić to na karb braku doświadczenia. Za tę część ligową GieKSie należy się ocena „trójki z plusem”.
Druga część terminarza składała się z meczów z absolutną czołówką polskich drużyn plus starcie z drugim z beniaminków. Do tych spotkań przystępowaliśmy z pewnymi obawami licząc tak realnie na wygraną tylko z Espadonem. Ten mecz udało się, nie bez kłopotów wygrać za trzy punkty. Za to w starciu z najlepszą czwórką drużyn w Polsce, GKS odniósł dwie sensacyjne wygrane z Resovią oraz LOTOS-em, będąc na ustach całej siatkarskiej Polski. Przegrane z ZAKSĄ oraz ze Skrą (oba mecze jako jedyne pokazywane w telewizji „na żywo”) nie podlegały żadnej dyskusji, w nich można było zobaczyć jak spora różnica dzieli nasz zespół o czołowych ekip w kraju. Po wygranej w Gdańsku – GKS z bilansem 6 zwycięstw i 5 porażek – był na 7 miejscu w tabeli, co świetnie rokowało na kolejne spotkania. Za tę część ligową można dać GieKSie ocenę „czwórkę” za oczywiście dwie niespodziewane wygrane i sam styl gry zaprezentowany w tych meczach.
Trzecia część rundy to cztery spotkania z ekipami z potencjałem oraz w naszym zasięgu. O ile jeszcze w Lubinie GieKSa przegrała 2:3 po walce – tu też była realna szansa na doniesienie zwycięstwa, to już ostatnie trzy mecze to równia pochyła, gdzie było widać już troszkę zmęczenia trudami rozgrywek, porażki z Czarnymi oraz Jastrzębskim były poniesione naprawdę w kiepskim stylu. Przegrane spotkanie z Politechniką to już zostało stracone na własne życzenie, mając ten mecz przy prowadzeniu 2:1 pod kontrolą, a również i klasa sportowa tego przeciwnika dawała realną szansę na ich pokonanie. I tak w sumie korzystne wrażenie jakie pozostawił po sobie nasz zespół (po 11 kolejkach) zostało tymi czterema porażkami zatarte, szkoda… Za ten okres ligowy należy się GieKSie ocena „dwójka” zamiast mimo wszystko „jedynki” ponieważ GKS zdobył w tych meczach choć dwa punkty.
Ogólnie można całą te rundę ocenić na „trójkę z plusem”. Gdybyśmy mieli bilans 8 zwycięstw do 7 porażek to moglibyśmy być zadowoleni z postawy naszych siatkarzy, a na pewno były szanse na wygranie i nawet jeszcze trzech meczów z tych dziewięciu przegranych. Jeśli chodzi o sam poziom gry, to zabrakło GKS-owi stabilizacji formy i to nawet nie w przekroju następujących po sobie meczów, ale nawet w czasie jednego rozgrywanego spotkania. Część siatkarzy oczywiście dopiero zaczynała stawiać swoje pierwsze kroki na parkietach PlusLigowych, ale z drugiej strony więcej można było się spodziewać po grze tych bardziej doświadczonych. W porównaniu do występów na parkietach pierwszoligowych, nie funkcjonowała już tak dobrze zagrywka, choć z drugiej strony na parkietach PlusLigi są zapewne lepsi przyjmujący i tyle. Poprawiła się za to gra blokiem, coś co szwankowało w 1 lidze, to tutaj osiągnięto progres, aczkolwiek wciąż są spore rezerwy w tym elemencie gry. Skuteczność w ataku też mogłaby być na wyższym poziomie, to głównie z tego powodu mieliśmy problemy z wygrywaniem poszczególnych setów. Do rozegrania też można by mieć pewne zastrzeżenia, choć tu należy się rozgrzeszenie, ponieważ rozgrywający nie miał często łatwego zadania z uwagi na słabe, by nie powiedzieć wprost, na żenująco słabe przyjęcie. Do różnego rodzaju statystyk należy mieć troszkę dystansu, ale trudno przejść do porządku dziennego nad faktem, że GKS ma najgorsze przyjęcie z całej ligi! Przyjęcie perfekcyjne na poziomie 17% oraz skuteczność przyjęcia na poziomie 10%, to kompromitująco słaby wynik. Tylko dwie drużyny ligowe miały bardzo zbliżony poziom tego elementu siatkarskiego, mianowicie AZS Olsztyn oraz Cuprum Lubin, co nie przeszkodziło im to w odniesieniu po 10 zwycięstw, ponieważ ten niedostatek nadrabiały mocno skutecznym atakiem. Bez wątpienia słabe przyjęcie GieKSy to pięta achillesowa tego zespołu.
Oceny poszczególnych pozycji:
rozgrywający – na barkach naszego kapitana Marco Falaschiego spoczywało odpowiednie rozgrywanie, co różnie to w poszczególnych spotkaniach wyglądało, ale tak jak napisałem wyżej, troszkę usprawiedliwia to słabe przyjęcie swoich kolegów, co nie ułatwiało mu zadania. Włoch dobrze prezentował się również w bloku zatrzymując od czasu do czasu akcje przeciwnika. Maciej Fijałek wchodził raczej tylko na podwójną zmianę, którą stosował często trener Piotr Gruszka i starał się wtedy maksymalnie pomóc drużynie, bez żadnych fajerwerków.
atakujący – z uwagi na przyjazd do Katowic z niezaleczoną kontuzją Belga, Gerta Van Walle, od początku sezonu szansę gry dostał Karol Butryn. I o dziwo, młody, niedoświadczony zawodnik wykorzystał swoją szansę stanowiąc o sile ataku GieKSy. Oczywiście nie był wstanie utrzymać równej i wysokiej formy przez całą rundę, ale i tak należą się mu słowa pochwały za swą postawę. Natomiast Belg ściągany z myślą o grze w pierwszej szóstce, z czasem grywał coraz więcej i zastępował w słabszych okresach Karola, aż w samej końcówce rundy grał już na tyle solidnie, że można było być zadowolonym z jego gry, szczególnie w spotkaniu z Politechniką. Oczywiście w takim siatkarzu, z jego doświadczeniem międzynarodowym oraz umiejętnościami należy pokładać większe oczekiwania i tu jest na pewno jeszcze sporo rezerw, jeśli chodzi o to co może dać naszej drużynie.
środkowi – zarówno Tomasz Kalembka jak i Bartłomiej Krulicki słabsze spotkania przeplatali dobrymi i niestety najczęściej w meczu tylko jeden z nich prezentował odpowiedni poziom. Obaj zaliczyli podobną ilość punktowych bloków, ponadto Kalembka dokładał dobrą zagrywkę. Zabrakło więcej gry wyblokiem na siatce, co ułatwiłoby partnerom z drużyny w lepszej grze obronnej. Zmiennik Paweł Pietraszko grywał mało, z rzadka opuszczając kwadrat dla rezerwowych, potem dostawał więcej szans od trenera zaczynając nawet w pierwszej szóstce, ale na pewno nie może być zadowolony ze swojej postawy na parkiecie. Pod koniec rundy zmagał się z urazem, wchodząc tylko zadaniowo na boisko, jako joker na zagrywkę, więc graliśmy wtedy tylko dwójką graczy na tej pozycji. Niestety zabrakło jeszcze jednego siatkarza na tej pozycji (każdy klub w PlusLidze ma czterech środkowych w swojej kadrze), aby zwiększyć możliwość rotacji.
przyjmujący – najlepiej należy ocenić grę Serhija Kapelusa, naszego najwięcej punktującego siatkarza. Ukrainiec od początku do końca rundy był szóstkowym graczem GieKSy i w przekroju tych piętnastu spotkań, był najrówniej grającym zawodnikiem GKS-u. Kapelus zdobył najwięcej punktów, ale i tak jego skuteczność w ataku mogłaby być na wyższym poziomie – na 389 ataków skończył zaledwie 163 co daje 42% skuteczności. Widać jak na dłoni, że tkwią tu spore rezerwy w grze Ukraińca. Michał Błoński oraz Rafał Sobański na zmianę partnerowali na boisku Kapelusowi. Na początku sezonu oraz na końcu grywał Michał, a w środkowej części grał Rafał. Obaj siatkarze dobre spotkania przeplatali słabszymi i również u nich skuteczność w ataku mogłaby i powinna być większa. Osobna kwestia to zadanie za którą są ci siatkarze rozliczani w pierwszej kolejności czyli przyjęcie i gra w obronie. Tak jak wspomniałem wyżej, najsłabsze przyjęcie pod względem statystycznym z całej ligi, chluby naszym zawodnikom nie przynosi i tu jest największy problem w naszym zespole. Jak temu zaradzić? Nie jestem przekonany czy nawet nasz sztab szkoleniowy zna odpowiedź na to pytanie.
libero – trener Piotr Gruszka dawał szansę gry obu graczom na tej pozycji. Sezon zaczął Bartosz Mariański grając na przyjęciu i w obronie. Potem wszedł do gry, ale tylko w obronie Adrian Stańczak. Następnie całe mecze rozgrywał Stańczak, by ponownie wrócić do gry opcją na obu libero. Ogólnie obaj gracze zaprezentowali się solidnie, ale bez fajerwerków, nie było jakiegoś spotkania, gdzie kluczową rolę odegrał któryś z nich. Zresztą przeciwnicy GKS-u również potrafią czytać statystyki i w czasie meczów starali się w zagrywce omijać naszych libero, serwując głównie na przyjmujących, wiedząc gdzie jest problem GKS-u w tym elemencie gry.
Krótkie podsumowanie całej ligi
Faworyci rozgrywek mają się dobrze i nic nie wskazuje na to aby miało się to zmienić. Medaliści z zeszłego sezonu przewyższają pozostałą stawkę drużyn o klasę, ale trudno się dziwić biorąc pod uwagę ich budżety oraz siatkarzy jakich posiadają w swoich kadrach. Zamiast czwartego w poprzednim roku gdańskiego LOTOS-u, do ścisłej czołówki dołączył troszkę niespodziewanie Jastrzębski Węgiel. Gra jastrzębian oparta jest w głównej mierze na skuteczności Salvadora Olivy, który zdobył najwięcej punktów z całej ligi – aż 330 oczek! – oraz Macieja Muzaja, ostatnio nie występującego z uwagi na kontuzję. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można założyć, że właśnie klub z Jastrzębia wraz z ZAKSĄ, Skrą oraz Resovią zagra w play-offie o medale mistrzostw Polski.
Z czołówką próbują utrzymać kontakt drużyny AZS-u Olsztyn, Cuprum Lubin oraz LOTOS-u Trefla Gdańsk. Tylko wygrane mecze z pierwszą czwórką ekip może dać szansę na realne powalczenie o strefę medalową. Czy jest to możliwe? Śmiem wątpić. Kolejna czwórka drużyn wydaje się tworzyć taki solidny środek tabeli. Czarni Radom, GKS Katowice, MKS Będzin oraz Politechnika Warszawska będą walczyć „tylko” albo „aż” o jak najwyższe miejsce w tabeli.
Reszta stawki czyli Effector Kielce, BBTS Bielsko-Biała, Espadon Szczecin, Łuczniczka Bydgoszcz oraz AZS Częstochowa musi się skupić nad tym, jak nie zając ostatniego miejsca w tabeli, zmuszające do gry w barażach o utrzymanie w PlusLidze z przeciwnikiem pierwszoligowym. W takim starciu zapewne dużą rolę będą odgrywały nerwowość i lepsze radzenie sobie ze stresem, a że umiejętności tych ekip nie są najwyższe i forma przeciętna, to różnie taka konfrontacja może się zakończyć. Kogo może spotkać ten los? Na dziś ciężko wytypować tego nieszczęśnika, kluczowe dla tej rywalizacji będą zapewne mecze bezpośrednie, zaryzykuję twierdzenie, że w barażach zagra Espadon.
Piłka nożna
Losowanie PP: Koncert życzeń GieKSa.pl
Już jutro o godzinie 12:00 w siedzibie TVP Sport odbędzie się losowanie 1/8 finału Pucharu Polski. W stawce pozostało już tylko 16 drużyn: 10 ekip z ekstraklasy, 4 drużyny z I ligi, 1 z II ligi oraz 2 z III ligi. Postanowiliśmy podzielić się z Wami naszymi typami i marzeniami dotyczącymi rywala w nadchodzącej rundzie. A co przyniesie los? Zobaczymy już we wtorkowe południe.
Fonfara
Ciekawym pojedynkiem bez wątpienia byłby mecz z Polonią Bytom i możliwość spotkania Jakuba Araka, który właśnie w naszym klubie się przecież odblokował. Najgorszymi opcjami wydają się być Raków Częstochowa i Piast Gliwice, bowiem rywale o takim podejściu do piłki nożnej dodatkowo zabierają kibicom chęć przychodzenia na mecze w środku tygodnia.
Kosa
Na pewno chciałbym uniknąć (dokładnie w takiej kolejności): Górnika, Jagiellonii, Rakowa i Lecha. Z pozostałymi ekstraklasowiczami możemy zagrać, choć oczywiście preferowałbym wtedy domowe spotkanie.
Natomiast z pewnych wyjazdów, czyli wylosowania drużyn z niższych lig, to ciekawie wyglądałaby Avia (niedaleko, niska liga) oraz Polonia Bytom (lokalnie, dawno nie graliśmy). Wyjazdowicze nie obraziliby się zapewne także na Śląsk we Wrocławiu.
Ciekawostką jest to, że jeśli wylosujemy na wyjeździe Raków, Widzew, Jagiellonię lub Lechię, to… w 2025 roku zagralibyśmy aż trzy wyjazdowe spotkania z tymi rywalami.
Flifen
Najśmieszniej byłoby zagrać przeciwko Wiśle Kraków lub Pogoni Szczecin. W przypadku wygrania z jakimikolwiek kontrowersjami, z którymkolwiek z tych klubów, content na Twitterze Alexa Haditaghiego bądź Jarka Królewskiego byłby nieziemski. Natomiast pod względem poziomu sportowego i kibicowskiego dobrym losowaniem byłaby Polonia Bytom, która powinna być na spokojnie do ogrania, a i frekwencja w takim meczu nie powinna zawieść.
Misiek
Najbardziej chciałbym zagrać z Avią Świdnik lub Zawiszą Bydgoszcz lub Polonią Bytom, ponieważ to są stadiony, na których jeszcze nie byłem. Najbardziej nie chciałbym zagrać z Rakowem Częstochowa, ponieważ znów byłyby dwa mecze koło siebie w pucharze i w lidze, oraz nie widzi mi się wyjazd do Chojnic w środku tygodnia z powodu mało atrakcyjnego rywala i odległości.
Kazik
Z osobistych pobudek to Śląsk Wrocław, w zeszłym sezonie nie było mi dane tam pojechać, a teraz może się uda. Nie wiem, gdzie Polonia Bytom będzie grała ewentualnie ten mecz, ale jechać tam na ten orlik ze sztuczną trawą i granulatem niespecjalnie mi się uśmiecha… jeszcze Jakub Arak coś strzeli, a lubię go i nie chcę tego zmieniać 🙂
Marek
Przez tyle lat czekaliśmy na Puchar Polski jak na okno do Ekstraklasy z nadzieją, aby uchyliło się chociaż odrobinę i pozwoliło oddychać tym samym powietrzem co krajowa elita… Dzisiaj tuzy Ekstraklasy otwierają listę drużyn, z którymi nie chcemy grać na tym etapie. To najlepszy dowód na to, jaki skok wykonaliśmy przez ostatnie dwa lata: nomen omen lata świetlne! Z uwagi na zależności rodzinne (kuzyni z Dolnego Śląska kibicujący Śląskowi) najbardziej chciałbym trafić Śląsk na wyjeździe. U siebie zdążyliśmy zagrać i razem z kuzynami oglądaliśmy to „widowisko” na starej Bukowej. We Wrocławiu z uwagi na Święta nie mieliśmy szans się spotkać. Poza tym z uwagi na cykl „Okiem rywala” łapię kontakt z przedstawicielami innych klubów – z jednymi gorszy, z drugimi lepszy i czasem wbijamy sobie różne szpilki 😉 Tym kluczem chciałbym trafić na Widzew (pozdrawiam Michał) lub Koronę (piona Michał i marxokow). Górnik za to dopiero w finale, najlepiej na Śląskim, bo 3 maja córka ma komunię, więc logistyka byłaby łatwiejsza 😂 Rywali z niższych lig trochę się boję, z uwagi na stan boiska w grudniowe popołudnie, ale bytomski orlik powinien być wtedy jak najbardziej zdatny do użytku 😜 Tak czy inaczej, sam fakt, że w listopadzie rozmawiamy jeszcze o GieKSie w Pucharze Polski jest dla mnie powodem do uśmiechu. Czas na kolejny krok w stronę Narodowego.
Błażej
Przede wszystkim dla mnie zawsze liczy się awans, a będzie łatwiej o kolejną rundę, grając z niżej notowanym rywalem. By nie jeździć daleko, życzyłbym sobie Avię Świdnik. Polonia Bytom niby fajny rywal, ale chyba tylko jeśli mielibyśmy grać na Śląskim. Granie na Orliku w grudniu z rywalem, który dobrze się prezentuje, może nie być takie proste. Jak mamy grać z kimś z Ekstraklasy to najlepiej u siebie z Piastem. Widać po wywiadach, że trenerowi Górakowi zależy mocno by w tym roku grać w PP na wiosnę, pewnie taki cel postawili sobie przed drużyną i chcą go skutecznie realizować. Fajnie byłoby to zrealizować, bo granie na wiosnę w PP byłoby małą nowością dla nas.
Jaśka
Ja napiszę króciutko: wszyscy byle nie Górnik, mamy ostatnio złe wspomnienia z nimi odnośnie pucharu Polski.
Shellu
Na pewno nie chciałbym trafić na Wisłę Kraków. Nie dość, że mecz na wyjeździe, to jeszcze z piekielnie mocnym i rozpędzonym rywalem. Spokojnie – zmierzymy się z nimi w ekstraklasie. Zdecydowanie chciałbym też uniknąć Korony czy Górnika. Jeśli chodzi o zespoły z ekstraklasy, to nie pogardziłbym Widzewem, nawet jeśli byłby na wyjeździe. Musimy tę ekipę w końcu przełamać. Polonia Bytom i Śląsk Wrocław nie byłyby złe. Nie pogardziłbym także powrotem do Chojnic, z uwagi na ładnie położony stadion i dobre wspomnienia. A najbardziej kuriozalnym losowaniem będzie Raków na wyjeździe i dwa mecze przy Limanowskiego w grudniowym mrozie – na tym najzimniejszym stadionie w Polsce 😉
Felietony
I co, niedowiarki?
Mam satysfakcję, nie powiem. Może to i małostkowe, bo stwierdzenie „a nie mówiłem?”, często dotyczy jakichś utarczek, sporów, w których jedna strona chce coś udowodnić drugiej. Często jednak ta chęć „żeby było po mojemu” dotyczy pokazania, że coś poszło źle (tak jak przewidywałem), że ktoś nie dał rady (tak jak mówiłem). Tutaj jest inaczej. Mam satysfakcję, że zaraz po meczu z Lechem Poznań, kiedy wielu kibiców zmieszało drużynę i trenera z błotem – napisałem felieton przypominający, w jakim jeszcze niedawno byliśmy miejscu, jakie mieliśmy kryzysy i z jakiego bagna udawało nam się wygrzebać. I że teraz nie należy odtrąbiać sportowego upadku GieKSy i desperacko nawoływać do zmiany trenera. Kazimierz Greń mówił kiedyś „ruda małpo, ja jeszcze żyję”. Widziałem nie światełko, a duże światło. Widziałem, że GieKSa w końcu zaczęła grać swoje w Płocku, a i mecz z Lechem był dobry, choć przegrany. I poszło.
Oczywiście po felietonie czytałem standardowe opinie, że nie można żyć przeszłością, nie ma nic za zasługi i tak dalej. Że Górak słaby i należy go zmienić. Tyle, że ja nie pisałem o zasługach i obojętnym przechodzeniu obok porażek. Pisałem o tym, że ten trener, z tymi (niektórymi) zawodnikami był w kryzysie i potrafił z niego – nawet spektakularnie – wychodzić. I że słabszy początek sezonu, który i tak nie jest dramatyczny, bo jesteśmy „jedynie” na pograniczu strefy spadkowej, absolutnie nie jest momentem na zburzenie wszystkiego i drastyczne ruchy. Nie będę już przytaczał inwektyw w kierunku szkoleniowca i nazwijmy to – bezceremonialnego nawoływania, żeby opuścił nasz klub. Bo osoby, które wygłaszają takie tezy w taki sposób pokazują, że nie mają krzty szacunku. Nie wiem ile tych osób jest, bo mocno rozmija się to, co widzę na stadionie z tym, co w internecie. Może te moje artykuły są bezzasadne, bo może to są boty lub jakaś cyberwojna i podstawieni ludzie przez jakieś konkurujące kluby. Ale pisząc poważnie – skala tego, co w słabszym okresie GieKSy czytam w komentarzach i opiniach, jest porażająca. Na szczęście nie dotyczy to trybun.
O tym, że niektóre osoby są niereformowalne napiszę dalej. Większość kibiców bowiem się cieszy. Cieszy z tego, że od meczu z Lechem Poznań, GieKSa wskoczyła na jakieś niebywałe obroty i wygrała cztery kolejne mecze – trzy w lidze, jeden w Pucharze Polski. Jeśli chodzi o ekstraklasę to pierwszy taki wyczyn od 22 lat. W poprzednim, tak radosnym przecież sezonie, katowiczanom nie udało się triumfować w trzech kolejnych meczach. I tu dochodzimy do pewnych mitów, powielanych przez wielu. Te mity obowiązywały już na wiosnę, obowiązują i teraz.
Otóż utarło się, jaka to jesień zeszłego roku była wspaniała. Banda zakapiorów i tak dalej. GieKSa grająca z polotem, bezkompromisowo i bez kompleksów. I przede wszystkim – wygrywająca w bardzo dobrym stylu z Jagiellonią i Pogonią. I to wystarczyło by na koniec roku cieszyć się z 23 punktów. Na wiosnę pojawiły się narzekania na słabszą grę GKS, że to już nie jest taka postawa jak jesienią. Tymczasem GKS punktował na tyle solidnie, że do końca sezonu zapewnił sobie jeszcze 26 oczek i to w mniejszej liczbie spotkań, bo przecież jesienią jedno było awansem. Szybkie utrzymanie na pięć kolejek przed końcem. Ale nie – trzeba było ponarzekać, że jest słabiej.
Od początku obecnego sezonu niepokoiliśmy się o nasz zespół. GieKSa punktowała bardzo słabo i po czterech kolejkach miała na koncie tylko jeden remis u siebie z Zagłębiem. Media i wszelkiej maści specjaliści ochrzciły nas głównym kandydatem do spadku. Uwierzyli też w to chyba niektórzy kibice. Będzie ciężko wygrać choćby jeden mecz i tak dalej, bo w ogóle zobaczcie na ten świetny Radomiak. Potem było nieco lepiej i nawet katowiczanie wygrali z Arką czy tymże Radomiakiem, ale na wyjazdach nasz zespół nadal grał fatalnie i przegrał cztery mecze. To jednak ciągle powodowało zaledwie balansowanie na granicy bezpiecznej strefy i dopiero w którymś momencie GKS znalazł się pod kreską. Nie poprawiło na długo nastrojów zwycięstwo w Pucharze Polski z Wisłą Płock (może dlatego, że tak mało ludzi to widziało) i remis z płocczanami. Po porażce z Lechem wiadro pomyj się wylało.
Minęły trzy kolejki. I teraz – po czternastej serii gier i tej kapitalnej… serii – warto odnotować, że GKS Katowice ma o jeden punkt więcej niż w analogicznym momencie poprzedniego sezonu! Tak – już byliśmy wówczas i po wspomnianych triumfach z Jagą i Portowcami, byliśmy również po rozgromieniu Puszczy 6:0. I nadal mieliśmy punkt mniej niż teraz. Więc ja się pytam – do czego my porównujemy i dlaczego mityzujemy poprzednią jesień. Tak – była pełna emocji i kapitalnych wrażeń. Ale patrzmy przede wszystkim na matematykę. I w żadnym wypadku nie chodzi mi o to, by teraz tamten okres zdewaluować. Chodzi o to, by się teraz otrząsnąć i spojrzeć na obecną sytuację bardziej rzetelnie. A wygląda to tak, że na początku sezonu było fatalnie, potem trochę lepiej, ale nadal źle, w końcu pojawiły się nadzieję na lepsze jutro w grze, choć jeszcze niekoniecznie w wynikach. Ale te też przyszły i wystarczyły dwa tygodnie od Motoru do Niecieczy, aby obecną sytuacją prześcignąć punktowo tamtą jesień. I dodać bonus w postaci Pucharu Polski.
Na całokształt wpływają poszczególne mecze, jak i cała runda. Ale wpływają także serie. I tak się składa, że rok temu w tym momencie byliśmy po remisie ze słabym Śląskiem oraz porażkach z Legią i Koroną Kielce, do tego po wtopie z Unią Skierniewice. To był najgorszy moment rundy, a pewnie i całego sezonu. Teraz wydaje się – miejmy nadzieję – że najgorszy punktowo okres mieliśmy we wrześniu. Ale te składowe rok temu i teraz sumują się na lekki plus obecnego sezonu. Oczywiście jest to dynamiczne – bo za kolejkę może się ten bilans zmienić. Rok temu w piętnastej serii wygraliśmy z Cracovią. Teraz gramy z Piastem.
Jednak wczoraj – o zgrozo – zobaczyłem kolejne komentarze. Halloween ma swoje przerażające prawa. I tu mi ręce i witki opadły już zupełnie. Może byłem naiwny, ale chyba jednak łudziłem się, że niektórych da się zadowolić. W trakcie meczu w Niecieczy, po pierwszej połowie, widziałem kolejne lamenty, jak to GKS nie ma pomysłu na grę i dał się zdominować. Boże… po trzech zwycięskich meczach, przy prowadzeniu do przerwy na wyjeździe z bezpośrednim rywalem do utrzymania, jeden czy drugi płacze w necie, że GKS dał się zdominować Termalice. Pamiętajcie panowie piłkarze i trenerzy – nie możecie się nisko bronić. Musicie ciągle bez ustanku atakować, być na połowie rywala, najlepiej mieć posiadanie piłki w okolicach 80 procent. Wtedy kibic GKS będzie zadowolony. A jeśli taka Termalica nas przyatakuje – bijmy na alarm. To nic, że niecieczanie mieli na tyle niewiele jakości, że jakoś szczególnie nie zagrozili bramce Strączka. Ważne, że okresowo mieli trochę więcej piłki na naszej połowie, oddali kilka strzałów z dystansu czy wątpliwej jakości strzały z pola karnego, które chyba z litości statystycy zsumowali do xG 1,70, bo nijak nie miało się to do obrazu tych uderzeń i rzeczywistego zagrożenia.
Utrata kontroli to była w Lublinie. Utrata była w końcówce w Łodzi. Tutaj – z perspektywy trybuny – nie miałem jakiejś wielkiej obawy o nasz zespół. Taką obawę miewam często, tym bardziej, że na stadionie dynamikę rywala odbiera się jakoś bardziej niż w telewizji. Więc bałem się jak cholera, że Korona w końcówce wyrówna, bałem się trochę, że do remisu doprowadzi ŁKS. W Niecieczy tego stresu nie miałem. Oczywiście różne rzeczy się w piłce dzieją i jak pisałem ostatnio – GKS lubi coś zmajstrować – ale widziałem dużo pewności w poczynaniach defensywnych naszych zawodników, którym najwidoczniej coś „kliknęło” i przestali robić głupie błędy. Za głowę złapałem się tylko raz – gdy Marcel Wędrychowski zrobił Marcela Wędrychowskiego, czyli poszedł bez głowy ze swojego pola karnego i stracił piłkę, po czym była groźna sytuacja. No dobra, kręciłem też głową przy Rafale Strączku, który musi trochę lepszym klejem smarować rękawice, bo ten obecnie używany jest chyba przeterminowany i nie ma właściwości klejących. Poza tym jednak golkiper swoje strzały wybronił, a obrona spisała się na tyle dobrze, że bez większych błędów zaliczyła drugie z rzędu czyste konto w lidze.
W porównaniu z tym co było na początku sezonu, obecnie jest ekstremalnie dobrze. Zróbmy eksperyment myślowy. Wyobraźmy sobie, że taka Legia wygrywa na wyjeździe z Motorem 5:2, u siebie z Koroną 1:0, na wyjeździe w Niecieczy 3:0 i z tym ŁKS w Pucharze Polski 2:1. Może nie byłoby wybitnych zachwytów, ale w Warszawie wszyscy byliby zadowoleni. Mateusz Borek z uznaniem mówiłby, że Legia w końcu złapała dobry, solidny rytm i temu czy tamtemu trenerowi przy Łazienkowskiej należy dać spokojnie pracować. A gdyby na przykład te wyniki osiągnął Piast, Radomiak czy Arka? Wtedy jestem pewien, że kibice GKS spoglądaliby z zazdrością i mówili – czemu u nas nie może się stworzyć taka efektowna i skuteczna ekipa?
Trener i drużyna po raz kolejny udowadniają, że można na nich liczyć i potrafią się wygrzebać z mniejszych czy większych tarapatów. Widać, że to extra ekipa ludzi wiedzących, co mają robić. Ale nie tylko chodzi tu o piłkarzy. Można odnieść wrażenie, że i trenerzy odnaleźli swoje miejsce na ziemi i ta ekipa to naprawdę Sztab przez duże „S”. Rafał Górak dobrał sobie tych ludzi i razem z nimi przechodził trudne czasy. Dariusz Mrózek, Dariusz Okoń, Marek Stepnowski czy Jarosław Salachna oraz cała reszta nie-piłkarzy w drużynie robią świetną robotę, która skutkuje tym, że – mimo że czasem jest ciężko – GKS wychodzi na prostą. To oni wyprowadzają GieKSę na prostą w naprawdę trudnych okolicznościach, w tych trudach ekstraklasy, w której poziom się podnosi permanentnie, a GKS – z tymi samymi ludźmi – jeszcze niedawno był w piłkarskiej otchłani.
Dalej mogę nawiązać do czasów pierwszej ligi i zapytać – czy jeszcze dwa lata temu spodziewalibyśmy się, że GKS rozegra dwa mecze z rzędu na wyjeździe wygrywając różnicą trzech bramek? Przecież w dwóch ostatnich sezonach w pierwszej lidze w sumie były tylko trzy takie mecze. Czy spodziewalibyśmy się, że w jakiejkolwiek konfiguracji (zaległe mecze, środek kolejki) będziemy w tabeli nad Legią? Przecież bralibyśmy to absolutnie w ciemno.
Trener mówił o tym, jaki mecz z Lechem był w jego oczach dobry. Wiadomo, że liczy się wynik, ale już w poprzednich sezonach w gorszych momentach twierdził, że widzi dobrą grę i to powinno zacząć przynosić punkty. Dokładnie to samo przerabiamy teraz. GKS we wcześniejszych meczach potracił punkty czasem tam, gdzie nie powinien. Teraz to się wszystko wyrównuje, choć każde ostatnie zwycięstwo jest zasłużone, no – może z Koroną z przebiegu bardziej adekwatny był remis, ale zawsze mówię, że jeśli w takim meczu któraś drużyna wygra jedną bramką – to jest to jednak zasłużone.
Tabela jest niebywale spłaszczona. GieKSa w trakcie kolejki podskoczyła aż o pięć miejsc. Wiadomo, że ktoś nas wyprzedzi, choć… nadal jeszcze my możemy też przeskoczyć Pogoń czy Raków, bo tam liczy się bilans bramkowy. Najważniejsze w tym momencie jest zyskiwać przewagę nad drużynami ze strefy spadkowej oraz nie dawać odskoczyć innym w pobliżu. W meczach o sześć punktów katowiczanie wygrali z Motorem i Termaliką, zdobyli też bonusowe trzy oczka z Koroną. Mamy już dużą przewagę nad Piastem i Termaliką, a jeśli w kolejnym spotkaniu nasz zespół wygra z ekipą z Gliwic – możemy mieć dwie drużyny odsadzone już tak daleko, że tylko kataklizm będzie mógł doprowadzić do tego, żeby GieKSę dogoniły.
Poświęcę jeszcze dwa słowa piłkarzom. Defensywa naprawdę zrobiła się solidna, nie robi już głupich błędów, piłkarze grają pewnie i odpowiedzialnie. Po raz kolejny chcę wyróżnić Lukasa Klemenza, nie tylko za gola, bo to oczywiście ważny dodatek, ale za postawę w defensywie. Zawodnik gra twardo, z poświęceniem i odpowiedzialnie. Dobrze się na to patrzy. Marten Kuusk też swoje robi. Obrona zrobiła progres i to jest kluczowe w osiąganiu dobrych wyników.
Walczy o to swoje miejsce Marcel i mam nadzieję, że w końcu strzeli swojego upragnionego gola. Kacper Łukasiak też próbuje, próbuje się wstrzelić od początku sezonu, ale jeszcze nie może. Natomiast patrząc na to, że dublet zaliczył Eman Marković, który w końcu dał efekt, myślę, że dwójka „szczecinian” wkrótce również trafi do siatki.
O Panu Piłkarzu Bartku Nowaku to za chwilę stanie się nudne, żeby pisać. Zawodnik po prostu co mecz daje takie piłki, że naprawdę można się zastanawiać od ilu lat to najlepszy piłkarz w barwach GKS Katowice. W poprzednim sezonie zawodnik miał trochę przebłysków, dawał już takie „ciasteczka”, ale często mieliśmy zastrzeżenia, że za rzadko. A teraz co mecz po prostu wiąże krawaty na ekstraklasowych boiskach. Teraz po prostu będzie dla mnie szokiem, jeśli trener Jan Urban nie powoła go do reprezentacji. Jestem pewien, że Bartek na najbliższe zgrupowanie kadry pojedzie!
Trochę błędów nasz sztab popełnił – nikt bezbłędny nie jest. Postawienie na początku sezonu i oparcie ataku na Macieju Rosołku i Aleksandrze Buksie to była fatalna decyzja. To jednak odróżnia nasz sztab od innych, że szybko reagują. O Macieju i Aleksandrze nikt już nie pamięta, choć wiadomo Rosołek zmaga się z urazami. Natomiast teraz jedyną i słuszną koncepcją w ataku jest Adam Zrelak i Ilja Szkurin. Na Adama trzeba chuchać i dmuchać, bo to świetny piłkarz i znów miał udział przy golu. A Ilja jako zmiennik i strzela bramki, i asystuje – tak jak przy drugim trafieniu Markovića. Do tego naprawdę miło widzieć, jak zawodnik się cieszy po golach i meczach – powtórzę to, co po ŁKS – mam nadzieję, że Białorusin znalazł swoje piłkarskie miejsce na ziemi.
Oczywiście sezon trwa i w piłce nic – w tym przede wszystkim forma – nie jest dana raz na zawsze. Poza tym to tylko i aż sport. Statystyka też robi swoje. Więc może się zdarzyć tak, że GKS z Piastem nie wygra. Bo zagra słabszy mecz, bo coś nie wyjdzie, bo dostaniemy czerwoną kartkę, czy właśnie zadziała statystyka, w której cztery zwycięstwa z rzędu w lidze to jakaś anomalia. Należy się z tym liczyć i nie wpadać znów w minorowe nastroje w przypadku braku wygranej. Przede wszystkim liczy się trend. Wiadomo, że wszystkiego się nie wygra, ale chodzi o to, by wygrywać dość często i przegrywać dość rzadko. Wtedy naprawdę wszystko będzie w jak najlepszym porządku.
Jednak to GieKSa jest w gazie, a Piast ma swoje potężne problemy. Piast gra o życie i o to, by nie stać się takim Śląskiem z zeszłego sezonu, który tak okopał się na ostatnim miejscu, że nawet bardzo dobre wyniki na wiosnę nie uchroniły wrocławian przed spadkiem. Nóż na gardle to jednak jedno, a drugie to po prostu obecna forma, mental i jakość piłkarska. Gliwiczanie grają po prostu bardzo źle i na ten moment piłkarsko to GKS jest o dwie klasy lepszy. Jeśli nasz zespół utrzyma swoją dyspozycję, będziemy faworytem w tym spotkaniu. Tylko ten ciężar trzeba unieść.
GKS wytrzymał fizycznie i piłkarsko tę siedmiodniówkę świetnie. Były zwycięstwa, była jakość, nie było słaniania się na nogach. Logistycznie, kadrowo i realizacyjnie – majstersztyk. Zadanie nie tylko piłkarzy, ale przede wszystkim trenerów i sztabu medycznego zostało wykonane celująco.
Doceniajmy więc cały czas to, co mamy, bo mamy ekipę fajnych ludzi, którzy walczą na tej piłkarskiej wojnie zarówno w pokojach trenerów, w szatni, jak i na boisku. Nie ma ani jednego powodu, by w przypadku słabszych meczów dokonywać gwałtownych ruchów i postponować zespół w komentarzach w internecie. Ta drużyna zasługuje na to, by ją wspierać. I rozwija się na naszych oczach, mimo że momenty są ciężkie. Grajmy. Kibicujmy. Projekt GKS Katowice Rafała Góraka trwa w najlepsze.
A zabawa kibiców i piłkarzy po wygranych meczach to coś, co jest jedną z kwintesencji i esencji piłki. Na trybunach, jak i na boisku – wzór. Piłkarze grają tak, jak kibice dopingują i odwrotnie. Dostroili się do siebie i pięknie to się odbywa z meczu na mecz.
Mamy dobry czas. Piękna jest ta ekstraklasa.
Galeria Piłka nożna
Coraz bliżej… Narodowy
Zapraszamy do galerii z wyjazdu do Łodzi. GieKSa po bramkach Jędrycha i Szkurina zapewniła sobie awans do 1/8 STS Pucharu Polski.



Najnowsze komentarze