Dołącz do nas

Siatkówka

Podsumowanie I rundy sezonu 2016/17 – część 1

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Podsumowanie pierwszej rundy sezonu 2016/17 zacznijmy oczywiście od oceny występów GKS-u.

Przed jego rozpoczęciem wielu sympatyków GieKSy liczyło na dobrą grę naszego zespołu oraz miejsce w środku ligowej stawki. I po części to się sprawdziło, po części… Bilans sześciu zwycięstw do dziewięciu porażek byłby do przyjęcia gdyby zwycięstwa odniesione zostałyby tylko z ekipami o podobnym potencjale do naszego. Niestety, a właściwie to stety, udało się GKS-owi wygrać i to na wyjazdach z wicemistrzem Polski – Resovią 3:2 oraz z czołowym klubem poprzedniego sezonu – LOTOS-em Treflem Gdańsk 3:0. Obie te wygrane zgodnie uznano w środowisku siatkarskim jako duże niespodzianki. Gdyby odliczyć te dwie wygrane to dorobek zwycięstw GKS-u byłby nad wyraz skromny.

I rundę fazy zasadniczej można podzielić na takie trzy części. W pierwszej GKS mierzył się z przeciwnikami o zbliżonym potencjale i w tych sześciu kolejkach odniósł trzy zwycięstwa. Pewne wygrane u siebie z Łuczniczką i Częstochową oraz na wyjeździe z BBTS-em. Z przegranych ogromny żal był po spotkaniu z Effectorem, który jako jedyny mecz odbył się w Spodku i szkoda niewykorzystania tej całej otoczki i zainteresowania jakie towarzyszyło temu wydarzeniu. Przegrana tym bardziej boli, bo jak pokazał koniec tej rundy, to kielczanie grają po prostu przeciętnie i był to rywal absolutnie w naszym zasięgu. Podobnie w przypadku porażki z MKS-em Będzin 1:3, nawet w spotkaniu wyjazdowym GKS powinien pokusić się o jakąś zdobycz punktową. I tylko przegrana w Olsztynie 0:3 nie podlegała żadnej dyskusji, był to pierwszy mecz na obcym parkiecie w PlusLidze GKS-u, więc można zrzucić to na karb braku doświadczenia. Za tę część ligową GieKSie należy się ocena „trójki z plusem”.

Druga część terminarza składała się z meczów z absolutną czołówką polskich drużyn plus starcie z drugim z beniaminków. Do tych spotkań przystępowaliśmy z pewnymi obawami licząc tak realnie na wygraną tylko z Espadonem. Ten mecz udało się, nie bez kłopotów wygrać za trzy punkty. Za to w starciu z najlepszą czwórką drużyn w Polsce, GKS odniósł dwie sensacyjne wygrane z Resovią oraz LOTOS-em, będąc na ustach całej siatkarskiej Polski. Przegrane z ZAKSĄ oraz ze Skrą (oba mecze jako jedyne pokazywane w telewizji „na żywo”) nie podlegały żadnej dyskusji, w nich można było zobaczyć jak spora różnica dzieli nasz zespół o czołowych ekip w kraju. Po wygranej w Gdańsku – GKS z bilansem 6 zwycięstw i 5 porażek – był na 7 miejscu w tabeli, co świetnie rokowało na kolejne spotkania. Za tę część ligową można dać GieKSie ocenę „czwórkę” za oczywiście dwie niespodziewane wygrane i sam styl gry zaprezentowany w tych meczach.

 

Trzecia część rundy to cztery spotkania z ekipami z potencjałem oraz w naszym zasięgu. O ile jeszcze w Lubinie GieKSa przegrała 2:3 po walce – tu też była realna szansa na doniesienie zwycięstwa, to już ostatnie trzy mecze to równia pochyła, gdzie było widać już troszkę zmęczenia trudami rozgrywek, porażki z Czarnymi oraz Jastrzębskim były poniesione naprawdę w kiepskim stylu. Przegrane spotkanie z Politechniką to już zostało stracone na własne życzenie, mając ten mecz przy prowadzeniu 2:1 pod kontrolą, a również i klasa sportowa tego przeciwnika dawała realną szansę na ich pokonanie. I tak w sumie korzystne wrażenie jakie pozostawił po sobie nasz zespół (po 11 kolejkach) zostało tymi czterema porażkami zatarte, szkoda… Za ten okres ligowy należy się GieKSie ocena „dwójka” zamiast mimo wszystko „jedynki” ponieważ GKS zdobył w tych meczach choć dwa punkty.

Ogólnie można całą te rundę ocenić na „trójkę z plusem”. Gdybyśmy mieli bilans 8 zwycięstw do 7 porażek to moglibyśmy być zadowoleni z postawy naszych siatkarzy, a na pewno były szanse na wygranie i nawet jeszcze trzech meczów z tych dziewięciu przegranych. Jeśli chodzi o sam poziom gry, to zabrakło GKS-owi stabilizacji formy i to nawet nie w przekroju następujących po sobie meczów, ale nawet w czasie jednego rozgrywanego spotkania. Część siatkarzy oczywiście dopiero zaczynała stawiać swoje pierwsze kroki na parkietach PlusLigowych, ale z drugiej strony więcej można było się spodziewać po grze tych bardziej doświadczonych. W porównaniu do występów na parkietach pierwszoligowych, nie funkcjonowała już tak dobrze zagrywka, choć z drugiej strony na parkietach PlusLigi są zapewne lepsi przyjmujący i tyle. Poprawiła się za to gra blokiem, coś co szwankowało w 1 lidze, to tutaj osiągnięto progres, aczkolwiek wciąż są spore rezerwy w tym elemencie gry. Skuteczność w ataku też mogłaby być na wyższym poziomie, to głównie z tego powodu mieliśmy problemy z wygrywaniem poszczególnych setów. Do rozegrania też można by mieć pewne zastrzeżenia, choć tu należy się rozgrzeszenie, ponieważ rozgrywający nie miał często łatwego zadania z uwagi na słabe, by nie powiedzieć wprost, na żenująco słabe przyjęcie. Do różnego rodzaju statystyk należy mieć troszkę dystansu, ale trudno przejść do porządku dziennego nad faktem, że GKS ma najgorsze przyjęcie z całej ligi! Przyjęcie perfekcyjne na poziomie 17% oraz skuteczność przyjęcia na poziomie 10%, to kompromitująco słaby wynik. Tylko dwie drużyny ligowe miały bardzo zbliżony poziom tego elementu siatkarskiego, mianowicie AZS Olsztyn oraz Cuprum Lubin, co nie przeszkodziło im to w odniesieniu po 10 zwycięstw, ponieważ ten niedostatek nadrabiały mocno skutecznym atakiem. Bez wątpienia słabe przyjęcie GieKSy to pięta achillesowa tego zespołu.

 

Oceny poszczególnych pozycji:

rozgrywający – na barkach naszego kapitana Marco Falaschiego spoczywało odpowiednie rozgrywanie, co różnie to w poszczególnych spotkaniach wyglądało, ale tak jak napisałem wyżej, troszkę usprawiedliwia to słabe przyjęcie swoich kolegów, co nie ułatwiało mu zadania. Włoch dobrze prezentował się również w bloku zatrzymując od czasu do czasu akcje przeciwnika. Maciej Fijałek wchodził raczej tylko na podwójną zmianę, którą stosował często trener Piotr Gruszka i starał się wtedy maksymalnie pomóc drużynie, bez żadnych fajerwerków.

atakujący – z uwagi na przyjazd do Katowic z niezaleczoną kontuzją Belga, Gerta Van Walle, od początku sezonu szansę gry dostał Karol Butryn. I o dziwo, młody, niedoświadczony zawodnik wykorzystał swoją szansę stanowiąc o sile ataku GieKSy. Oczywiście nie był wstanie utrzymać równej i wysokiej formy przez całą rundę, ale i tak należą się mu słowa pochwały za swą postawę. Natomiast Belg ściągany z myślą o grze w pierwszej szóstce, z czasem grywał coraz więcej i zastępował w słabszych okresach Karola, aż w samej końcówce rundy grał już na tyle solidnie, że można było być zadowolonym z jego gry, szczególnie w spotkaniu z Politechniką. Oczywiście w takim siatkarzu, z jego doświadczeniem międzynarodowym oraz umiejętnościami należy pokładać większe oczekiwania i tu jest na pewno jeszcze sporo rezerw, jeśli chodzi o to co może dać naszej drużynie.

środkowi – zarówno Tomasz Kalembka jak i Bartłomiej Krulicki słabsze spotkania przeplatali dobrymi i niestety najczęściej w meczu tylko jeden z nich prezentował odpowiedni poziom. Obaj zaliczyli podobną ilość punktowych bloków, ponadto Kalembka dokładał dobrą zagrywkę. Zabrakło więcej gry wyblokiem na siatce, co ułatwiłoby partnerom z drużyny w lepszej grze obronnej. Zmiennik Paweł Pietraszko grywał mało, z rzadka opuszczając kwadrat dla rezerwowych, potem dostawał więcej szans od trenera zaczynając nawet w pierwszej szóstce, ale na pewno nie może być zadowolony ze swojej postawy na parkiecie. Pod koniec rundy zmagał się z urazem, wchodząc tylko zadaniowo na boisko, jako joker na zagrywkę, więc graliśmy wtedy tylko dwójką graczy na tej pozycji. Niestety zabrakło jeszcze jednego siatkarza na tej pozycji (każdy klub w PlusLidze ma czterech środkowych w swojej kadrze), aby zwiększyć możliwość rotacji.

przyjmujący – najlepiej należy ocenić grę Serhija Kapelusa, naszego najwięcej punktującego siatkarza. Ukrainiec od początku do końca rundy był szóstkowym graczem GieKSy i w przekroju tych piętnastu spotkań, był najrówniej grającym zawodnikiem GKS-u. Kapelus zdobył najwięcej punktów, ale i tak jego skuteczność w ataku mogłaby być na wyższym poziomie – na 389 ataków skończył zaledwie 163 co daje 42% skuteczności. Widać jak na dłoni, że tkwią tu spore rezerwy w grze Ukraińca. Michał Błoński oraz Rafał Sobański na zmianę partnerowali na boisku Kapelusowi. Na początku sezonu oraz na końcu grywał Michał, a w środkowej części grał Rafał. Obaj siatkarze dobre spotkania przeplatali słabszymi i również u nich skuteczność w ataku mogłaby i powinna być większa. Osobna kwestia to zadanie za którą są ci siatkarze rozliczani w pierwszej kolejności czyli przyjęcie i gra w obronie. Tak jak wspomniałem wyżej, najsłabsze przyjęcie pod względem statystycznym z całej ligi, chluby naszym zawodnikom nie przynosi i tu jest największy problem w naszym zespole. Jak temu zaradzić? Nie jestem przekonany czy nawet nasz sztab szkoleniowy zna odpowiedź na to pytanie.

libero – trener Piotr Gruszka dawał szansę gry obu graczom na tej pozycji. Sezon zaczął Bartosz Mariański grając na przyjęciu i w obronie. Potem wszedł do gry, ale tylko w obronie Adrian Stańczak. Następnie całe mecze rozgrywał Stańczak, by ponownie wrócić do gry opcją na obu libero. Ogólnie obaj gracze zaprezentowali się solidnie, ale bez fajerwerków, nie było jakiegoś spotkania, gdzie kluczową rolę odegrał któryś z nich. Zresztą przeciwnicy GKS-u również potrafią czytać statystyki i w czasie meczów starali się w zagrywce omijać naszych libero, serwując głównie na przyjmujących, wiedząc gdzie jest problem GKS-u w tym elemencie gry.

 

Krótkie podsumowanie całej ligi

Faworyci rozgrywek mają się dobrze i nic nie wskazuje na to aby miało się to zmienić. Medaliści z zeszłego sezonu przewyższają pozostałą stawkę drużyn o klasę, ale trudno się dziwić biorąc pod uwagę ich budżety oraz siatkarzy jakich posiadają w swoich kadrach. Zamiast czwartego w poprzednim roku gdańskiego LOTOS-u, do ścisłej czołówki dołączył troszkę niespodziewanie Jastrzębski Węgiel. Gra jastrzębian oparta jest w głównej mierze na skuteczności Salvadora Olivy, który zdobył najwięcej punktów z całej ligi – aż 330 oczek! – oraz Macieja Muzaja, ostatnio nie występującego z uwagi na kontuzję. Z dużą dozą prawdopodobieństwa można założyć, że właśnie klub z Jastrzębia wraz z ZAKSĄ, Skrą oraz Resovią zagra w play-offie o medale mistrzostw Polski.

Z czołówką próbują utrzymać kontakt drużyny AZS-u Olsztyn, Cuprum Lubin oraz LOTOS-u Trefla Gdańsk. Tylko wygrane mecze z pierwszą czwórką ekip może dać szansę na realne powalczenie o strefę medalową. Czy jest to możliwe? Śmiem wątpić. Kolejna czwórka drużyn wydaje się tworzyć taki solidny środek tabeli. Czarni Radom, GKS Katowice, MKS Będzin oraz Politechnika Warszawska będą walczyć „tylko” albo „aż” o jak najwyższe miejsce w tabeli.

Reszta stawki czyli Effector Kielce, BBTS Bielsko-Biała, Espadon Szczecin, Łuczniczka Bydgoszcz oraz AZS Częstochowa musi się skupić nad tym, jak nie zając ostatniego miejsca w tabeli, zmuszające do gry w barażach o utrzymanie w PlusLidze z przeciwnikiem pierwszoligowym. W takim starciu zapewne dużą rolę będą odgrywały nerwowość i lepsze radzenie sobie ze stresem, a że umiejętności tych ekip nie są najwyższe i forma przeciętna, to różnie taka konfrontacja może się zakończyć. Kogo może spotkać ten los? Na dziś ciężko wytypować tego nieszczęśnika, kluczowe dla tej rywalizacji będą zapewne mecze bezpośrednie, zaryzykuję twierdzenie, że w barażach zagra Espadon.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Popłynęli w Szczecinie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W niedzielne popołudnie piłkarze GKS-u Katowice pojechali na wyjazdowe spotkanie do Szczecina w ramach 27. kolejki PKO BP Ekstraklasy. W wyjściowej jedenastce doszło do czterech zmian i od pierwszej minuty zagrali Szymczak, Kuusk, Drachal i Gruszkowski.

Pierwszą połowę zaczęli zawodnicy GieKSy, ale nie stworzyli realnego zagrożenia. W trzeciej minucie Filip Szymczak wyszedł sam na sam z bramkarzem i mimo tego, że i tak był na spalonym, to nie zdołał pokonać Cojocaru. Chwilę później Alan Czerwiński ruszył prawą stroną boiska aż do linii końcowej i wrzucił piłkę w pole karne. Obrońca gospodarzy strącił futbolówkę wprost pod nogi Oskara Repki, który pokusił się o strzał zza pola karnego, ale został on zablokowany. Pierwszy kwadrans spotkania nie porwał piłkarsko, ale GieKSa częściej zapędzała się pod bramkę Pogoni i dłużej utrzymywała się przy piłce. W 15. minucie Kudła źle wybił piłkę i zrobiło się groźnie pod bramką GieKSy, na szczęście nasz bramkarz zdołał się zrehabilitować i wybronił strzał Kolourisa. Chwilę później znów Pogoń była bliska zdobycia bramki, ale zawodnik gospodarzy uderzył niecelnie. W 19. minucie zrobiło się sporo zamieszania w polu karnym Cojocaru, gdy Mateusz Kowalczyk delikatnie trącił piłkę głowa, zmieniając jej tor lotu, ale nic z tego nie wyszło. W kolejnych minutach gra przeniosła się głównie w środkową strefę boiska i żadna drużyna nie była w stanie skonstruować składnej akcji. W 33. minucie Koutris przeniósł piłkę nad bramką Kudły, uderzając lewą nogą. Chwilę później Drachal był bliski zdobycia bramki, ale w ostatnim momencie piłka mu odskoczyła. W 42. minucie Loncar uderzył głową z bliskiej odległości, ale Kudła zdołał ją wybić końcówkami palców. Po wznowieniu z rzutu rożnego Dawid Drachal chciał oddalić zagrożenie i w momenciem gdy wybijał piłkę, to podbiegł Kurzawa, który dostał prosto w skroń i potrzebował pomocy medycznej. W doliczonym czasie pierwszej połowy Gruszkowski rzucił się, aby zablokować strzał Koutrisa i piłka niefortunnie odbiła mu się od ręki. Po długiej przerwie i analizie VAR sędzia wskazał na jedenastkę, którą  pewnie wykorzystał Koulouris. Po tej bramce arbiter zakończył pierwszą połowę.

Na drugą połowę GieKSa wyszła w takim samym składzie, natomiast w drużynie Pogoni doszło do jednej zmiany. Po czterech minutach drugiej połowy Koulouris znów wpisał się na listę strzelców – tym razem pokonał Kudłę z bardzo bliskiej odległości, a piłkę wrzucił Kamil Grosicki, który przepchał i objechał bezradnego Alana Czerwińskiego. W kolejnych minutach GieKSa, chcąc odrabiać straty, odsłoniła się jeszcze bardziej, co próbował wykorzystać Wahlqvist, ale uderzył bardzo niecelnie. Po upływie godziny gry trener Rafał Górak pokusił się o potrójną zmianę. Na boisko weszli Błąd, Bergier i Galan. Chwilę późnej Arkadiusz Jędrych wpuścił swojego bramkarza na minę. Źle obliczył odległość do Kudły i zagrał zbyt lekko i niedokładnie do tyłu. Kudła musiał opuścić bramkę, aby ratować sytuację i po serii niefortunnych podań piłka trafiła pod nogi Grosickiego, jednak jego strzał został zablokowany przez naszego bramkarza. W 68. minucie Sebastian Bergier wyszedł sam na sam z bramkarzem, ale nie trafił w światło bramki, była to idealna okazja na złapanie kontaktu. Chwilę później Loncar został sfaulowany przez Kuuska, ale sędzia puścił akcję i do piłki dobiegł Sebastian Bergier, który zaliczył… soczysty upadek. W kolejnych minutach gra zrobiła się bardzo rwana i było dużo niedokładności w obu zespołach. W 82. minucie Kacper Łukasiak pokonał Dawida Kudłę strzałem na dalszy słupek. Warto zaznaczyć, że ten zawodnik wszedł na boisko… minutę wcześniej. Pięć minut później Koulouris trzeci raz wpisał się na listę strzelców, pokonując Kudłę strzałem na długi róg. Chwilę później sędzia zakończył spotkanie.

6.04.2025, Szczecin
Pogoń Szczecin – GKS Katowice 4:0 (1:0)
Bramki: Koulouris (45-k, 49, 87), Łukasiak (82).
Pogoń Szczecin: Cojocaru – Wahlqvist, Loncar, Borges, Koutris (86. Lis), Gamboa, Ulvestad, Kurzawa (80. Smoliński), Przyborek (46. Wędrychowski), Grosicki (81. Łukasiak), Kolouris (88. Paryzek).
GKS Katowice: Kudła – Gruszkowski (62. Galan), Czerwiński, Jędrych, Kuusk (80. Komor), Wasielewski – Drachal (62. Błąd), Kowalczyk, Repka, Nowak (88. Marzec) – Szymczak (62. Bergier).
Żółte kartki: Kowalczyk.
Sędzia: Paweł Raczkowski (Warszawa).
Widzów: 19 938.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Nie schodźcie z obranej drogi

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Co GKS Katowice wraca na swój stadion po nieudanym wyjeździe to wygrywa. Podobnie było tym razem. Po wysokiej porażce w Szczecinie (choć zbyt wysokiej patrząc na samą grę), katowiczanie mieli zmierzyć się z walczącą o życie Puszczą Niepołomice.

W końcówce sezonu takie mecze zawsze są trudniejsze niż – po pierwsze wcześniej, a po drugie – niż wskazywałaby na to tabela. Zazwyczaj drużyny z dołu się po prostu budzą – wcześniej czy później. Nie zawsze i nie wszystkie – te które pobudki nie zrobią lub nie zrobią jej odpowiednio wcześnie – spadają z ligi. Mamy w tym sezonie aż nadto przykładów. Obudziła się Korona – na samym początku rundy wiosennej – i dziś jest praktycznie pewna utrzymania. Niedawno na wysokie obroty wskoczył Radomiak – i choć przegrał ostatnio dwa mecze – również ma niezłą pozycję w tabeli, a przecież startowali od 0:5 do przerwy w Białymstoku. Skazywane na pożarcie Zagłębie Lubin wygrało dwa mecze i znacząco poprawiło swoją sytuację. A Śląsk Wrocław? Ci to dopiero zaczęli grać. Zagrzebani na ostatnim miejscu, pod wodzą Alana Simundzy zaczęli punktować aż miło i po wielu, wielu kolejkach w końcu osiemnaste miejsce opuścili i są na styku jeśli chodzi o bezpieczną strefę!

Zamieszana w walkę o utrzymanie Puszcza również czeka na to przebudzenie. Był jeden moment, w którym wydawało się, że podopieczni Tomasza Tułacza wskoczyli na właściwe tory. Mowa o wygranej w Gdańsku 2:0. Ta wygrana z zespołem z dołu tabeli, ale też dobrze wówczas grającą Lechią, była pewna i wydawało się, że Puszcza może stać się takim Radomiakiem czy Koroną. Nic z tych rzeczy. Co prawda potem zdarzyło się jeszcze zwycięstwo z Piastem, ale poza tym było słabiutko. Sytuację mógł też trochę uratować Puchar Polski, gdzie niepołomiczanie wygrali na Konwiktorskiej, ale potem Pogoń zmiotła ich w półfinale. Tym motywacyjnym drygiem mógł być też uratowany w doliczonym czasie gry z Rakowem remis. Nie wyszło. Puszcza przegrała w Katowicach i choć jest minimalnie nad kreską, czeka ich niebywała i ciężka batalia o pozostanie w lidze. Za tydzień grają z niezłym Radomiakiem, potem mają Pogoń i Lecha, będą też bezpośrednie potyczki ze Stalą i Śląskiem. Oj, nie będzie u Żubrów nudno.

To jednak problemy naszych ligowych rywali. GieKSa z tą walczącą o życie drużyną sobie poradziła i to przegrywając do przerwy. Nawet trener Tułacz – zasadniczo nieszczędzący swoim podopiecznym słów krytyki – dziwił się, że nie było aż takiej determinacji. Za to w Lidze Plus eksperci mówili, że z Puszczą narzucającą swój styl gry, przejąć tę rolę jest trudno – a GieKSie się to udało. Nie da się ukryć, katowiczanie zdominowali rywali i w tym kontekście był to jeden z najlepszych meczów w tym sezonie – no, powiedzmy druga połowa, bo do pierwszej można się przyczepić.

To był pierwszy mecz w obecnych rozgrywkach, w którym GieKSa przegrywała i przechyliła szalę zwycięstwa na swoją korzyść. W 28. kolejce. Dla porównania powiedzmy, że w ostatnich pięciu meczach poprzedniego sezonu, taka sytuacja miała miejsce… trzy razy (z Polonią, Tychami i Wisłą). Dlatego nawet jeśli taka sytuacja zdarza się raz na jakiś czas, to jednak tyle meczów bez odwrócenia ich losów to sporo. W drugą stronę mieliśmy to trzy razy – z Legią, Koroną i Motorem. A jedynymi drużynami, które pozostają bez przechylenia szali na swoją korzyść są Piast, Puszcza, Śląsk, Lechia.

Żeby dołożyć łyżeczkę dziegciu co do wczorajszego spotkania, to trzeba przyznać, że do pewnego momentu aspirowało ono do jednego z najbardziej frustrujących w tym sezonie. Mam tu na myśli taką niemoc, pewnego rodzaju bezsilność, która – wydawało się – może mieć miejsce. Bo jak przegrywaliśmy wysoko, to GieKSa była ewidentnie słabsza. Jak przegrywaliśmy mecze, których nie powinniśmy przegrać, bo graliśmy dobrze, była irytacja i złość. Ale wczoraj to było jeszcze coś innego. GieKSa niby atakowała, niby stwarzała sytuacje, ale ostatecznie wszystko szło w ręce Komara, ewentualnie było niecelne, tak jak strzał Dawida Drachala z początku meczu. Dodatkowo było widać dużą determinację i dynamikę. To nie był chodzony mecz. Z jednej strony można było myśleć, że taka gra daje szansę na pozytywny rezultat, z drugiej te wykończenia były dość mizerne. No i przede wszystkim Puszcza prowadziła po naszym dość dużym błędzie. Więc trzeba było zdobyć nie jedną, a dwie bramki. Niewiadomą było, jak się to wszystko potoczy.

Ta łyżka dziegciu się zdematerializowała, bo ostatecznie GKS w drugiej połowie grał podobnie jak w pierwszej, a dodatkowo wzmocnił ten sposób gry i w końcu zaczęło wychodzić. Czyli wchodzić. Trzy bramki zdobyte po przerwie mają swoją wymowę. Najpierw Alan Czerwiński dosłownie wypatrzył Sebastiana Bergiera, który po prostu nie mógł tego zmarnować. Potem swoje firmowe zagranie zaliczył Bartosz Nowak i Bergi a la „Franek – łowca bramek” (skoro jesteśmy już przy wiślackich porównaniach trenera) podcinką trafił do siatki. Mało się mówi o trzecim golu, a to co zrobił Marcin Wasielewski przecież było bardzo klasowe. Minął rywala delikatnym podbiciem piłki, a potem to podbicie powtórzył nad bramkarzem, wystawiając piłkę do pustej bramki. To było doprawdy doskonałe i jeśli mówimy o Tsubasie Dawida Drachala w jego kapitalnej akcji w pierwszej połowie, to nie można tego japońskiego bohatera kreskówek nie przyrównać do Wasyla, przy czym Wasyl zrobił to błyskawicznie, a nie jak Tsubasa biegł z piłką przez boisko przez pół odcinka okrążając niemal całą kulę ziemską 😉

Swój sposób gry – to było coś, co trener powtarzał w rundzie jesiennej. Można powiedzieć, że jesienią to wychodziło w bardziej spektakularny sposób, choć nadal musimy pamiętać, że dawało to mniej punktów niż obecnie. Ale pod względem wizualnym, spotkanie z Puszczą rzeczywiście pokazało bardzo dużą dominację nad rywalem.

GieKSa jest w środku tabeli dlatego, że… nie zawsze nam wychodzi. Bartosz Nowak ma potencjał na to, by dawać jeszcze więcej. I ostatecznie coś mu w tych meczach zawsze wyjdzie – jakieś idealne podanie i asysta – bo to po prostu bardzo jakościowy zawodnik. Ale tu może być jeszcze lepiej. Sebastian Bergier nastrzelał już trochę tych bramek, ale ich też może być jeszcze więcej. Coraz lepiej prezentuje się Dawid Drachal i jakby tylko udało się wyciągnąć go z Rakowa, byłoby doskonale, bo ten zawodnik to bardzo duży talent. Naprawdę w tej drużynie drzemie spory potencjał. Na ten moment jest bardzo dobrze. A może być jeszcze lepiej. Tylko prośba do trenera – nie schodźcie z obranej drogi. Wychodźcie z założenia, że rozwój jak najbardziej, ale lepsze czasem jest wrogiem dobrego. Można i trzeba ulepszać i poprawiać, ale nie na siłę. Naprawdę jest dobrze.

Osiągnęliśmy magiczną granicę 38 punktów. Można już mieć absolutnie spokojną głowę. GieKSa w przyszłym sezonie będzie grać w ekstraklasie i dalej sławić Katowice w ligowej piłce. Nie mogliśmy sobie wymarzyć na początku sezonu – a już zwłaszcza po pierwszej kolejce z Radomiakiem – w jakim miejscu będziemy na sześć kolejek przed końcem. Pięknie.

A Dawid Abramowicz, ani żaden inny Craciun czy Atanasov nie okazali się Kojiro 😉

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Budujemy nową twierdzę

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W dzisiejszym spotkaniu nasza drużyna pokonała 3:1 Puszczę Niepołomice. Zapraszamy na drugą galerię z tego meczu, którą przygotował dla Was Kazik.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga