Mecz w Chojnicach to już przeszłość. Do prawie nadmorskiej miejscowości postanowiliśmy jechać i wracać jednym ciągiem. Cała wyprawa trwała więc niemal 19 godzin.
1. Do Chojnic wyruszyliśmy przed 6, a na miejscu byliśmy ok. 12.30. Mnóstwo czasu do meczu poświęciliśmy najpierw na wizytę w stadionowej restauracji (ale nie mieli nic, co było w menu), a potem przeszliśmy się po mieście. Malowniczy ryneczek itd. Ale ogólnie ponuro.
2. Sympatyczny ochroniarz pozwolił nam bez niczego wjechać na stadionowy parking. To zdecydowanie ułatwiło sprawę.
3. W budynku natomiast byli mocno nadgorliwi pracownicy ochrony, ale uprzejmi. Gdzieś tam nas gonili, że tu można być, ale tu już nie. Ale ostatecznie, jak wiedzieli, że mamy samochód na stadionie, odpuścili.
4. Kazali zawiesić akredytację na szyi, tylko był jeden problem – nie dali nam smyczy, więc chowaliśmy je po kieszeniach.
5. Na stadionie Chojniczanki gościliśmy pierwszy raz. Stadion kameralny, w miarę schludny, ale taki aż do bólu prosty. Jedna mała kryta trybunka, reszta odkryta, kibice gospodarzy na zakolu, kibice gości po przeciwległej stronie.
6. Trzeba przyznać, że sympatycy Chojnic prowadzili całkiem dobry doping. Widać, że dla nich gra w pierwszej lidze to duże wydarzenie.
7. Fatalnie natomiast jest umiejscowiona loża prasowa. Pośrodku – dosłownie – normalnego sektora kibiców. Z tyłu, z przodu, po lewej i po prawej byli sympatycy Chojniczanki, z którymi praktycznie byliśmy wymieszani. Nie było żadnego odgrodzenia. Co prawda dla nas to żadnej problem, ale jednak mocno momentami zasłaniali widoczność.
8. Jeden jegomość siedział po prawej stronie mojej skromnej osoby i gdy komentowałem mecz przez bite 90 minut słuchał z najwyższym zainteresowaniem. Cóż za splendor!
9. Ogólnie jakoś ponuro było tak w Chojnicach, jak i na stadionie. Do tego senna druga połowa nie ożywiała. Zimno, a dodatkowo pod koniec było naprawdę już tak szaro, ciemno, że niełatwo było rozpoznawać zawodników.
10. A’propos rozpoznawania zawodników, winni jesteśmy jeszcze wyjaśnić sytuację z Dudą i Pitrym, przy strzeleniu gola. Z naszej pozycji wyglądało to tak, że piłka już po pierwszym uderzeniu mogła wpaść do bramki, a dobitka była formalnością. Tajemnicą pozostaje, jak to się stało, że uznaliśmy, że strzelał Duda, a dobijał Pitry 🙂 nie ma to jak się zamotać przy szybkiej sytuacji, ale nasz operator kamery też uznał Pitrego za strzelca gola 🙂 ujęcia z przeciwległej strony pokazały jednak, że stuprocentowym autorem bramki był Duda…
11. …Sebastian Duda… jak go nazwał podczas konferencji prasowej rzecznik Chojniczanki. Najlepsza była mina trenera Moskala, który pomyłkę chyba wychwycił, nie prostował, ale wyraz twarzy mówił: „Przecież to Sławomir” 🙂
12. Ogólnie Chojnice jakoś nam nie zapadną w pamięć i nie będziemy specjalnie z nostalgią wracać do tego miasteczka. Chyba lepsze Stróże. Żartuję. A może i nie? 😉
13. Ale dość już tych dywagacji. Liczy się tylko Zawisza. „Z Zawiszą tylko zwycięstwo” – przekazywali zawodnikom kibice GieKSy po meczu. Oby się to ziściło.
14. Żeby nie było pechowej „13”.
dzp
14 października 2013 at 21:41
„..przekazywali zawodnikom piłkarze gospodarzy po meczu.” chyba kibice gości piłkarzom ??
Shellu
14 października 2013 at 21:56
Co za nonsens wymyśliłem z tymi piłkarzami gospodarzy 🙂
Shellu
14 października 2013 at 21:57
Swoją drogą wyobraziłem sobie właśnie, jak piłkarze Chojniczanki stają przed zawodnikami GKS po meczu i krzyczą „Tylko zwycięstwo, z Zawiszą tylko zwycięstwo” 🙂