Kibice SK 1964 Społecznie
Szlachetna Paczka 2025
Stowarzyszenie Kibiców GKS-u Katowice „SK 1964”, Female Elite’64 oraz klub GKS Katowice po raz kolejny jednoczą siły, aby w ramach Szlachetnej Paczki wesprzeć osoby, które znalazły się w bardzo trudnej sytuacji życiowej.
W tym roku chcemy pomóc dwóm rodzinom, które mimo ogromnych przeciwności wciąż walczą o godne życie. Razem możemy odmienić ich codzienność.
W tym celu została założona zbiórka pieniędzy na portalu zrzutka (tutaj). Zbierane są także dary rzeczowe (na dole wpisu szczegółowa lista potrzeb obu rodzin), które można przynosić do sklepu kibiców GieKSy Blaszok (ul. Św. Stanisława) oraz na Stadion Miejski przy Bukowej 1a. Zbiórka darów oraz pieniędzy potrwa do 3 grudnia. Na internetowym forum kibiców (tutaj) założono także dedykowany temat, w którym można deklarować swoje zakupy. Jak piszą organizatorzy:
Szlachetna Paczka to nie tylko dary. To przede wszystkim szansa na godne życie, poczucie wsparcia i odzyskanie wiary, że ktoś o nich pamięta. Jako środowisko GieKSy od lat pokazujemy, że potrafimy pomagać – razem robimy rzeczy wielkie. Dziś możemy odmienić życie Pani Rozalii, Pani Reginy i Miłosza. Dziękujemy za każde udostępnienie, każdą wpłatę i każde dobre słowo. Razem możemy zrobić coś naprawdę wielkiego!
Szczegółowy opis obu rodzin oraz wszystkich potrzeb:
Pani Rozalia l.71
Jest starszą kobietą, która w swoim życiu doświadczyła wielu trudnych i bolesnych sytuacji. Po ukończeniu szkoły zawodowej wyszła za mąż. Małżeństwo to nie należało jednak do udanych — mąż znęcał się nad panią Rozalią zarówno psychicznie, jak i fizycznie, co doprowadziło ją do poważnych problemów emocjonalnych. W przeszłości kobieta miewała myśli i próby samobójcze, wynikające z wieloletniej przemocy i poczucia bezradności. Z małżeństwa pani Rozalia ma pięcioro dzieci, które dają jej siłę. Obecnie jej sytuacja życiowa jest trudna — choruje przewlekle, porusza się o kuli i zmaga się z brakiem funduszy na życie.
Miesięczny przychód stanowi emerytura i zasiłek pielęgnacyjny w łącznej kwocie 2150 zł. Po odliczeniu kosztów mieszkaniowych i wydatków na leki – razem 1635 zł, na życie pozostaje jej 515 zł miesięcznie. Sama przyznaje, że nie zawsze wykupuje wszystkie potrzebne leki. Mimo wielu ciężkich doświadczeń życiowych, pani Rozalia pozostaje osobą silną, wrażliwą i pełną ciepła. Jej największą siłą są dzieci i wnuki, które dają jej motywację do codziennego zmagania się z trudnościami. Mimo przeciwności losu, zachowuje pogodę ducha, dobroć i determinację, które pozwalają jej przetrwać nawet najtrudniejsze momenty. Marzy o tym, by pojechać do Krakowa – miasta, które zawsze ją fascynowało i kojarzy się jej z chwilą wytchnienia oraz pięknem.
Trzy kluczowe potrzeby
1. Żywność długoterminowa
2. Środki czystości
3. Mikrofalówka
Pani Rozalia często nie ma siły stać w kuchni i przygotowywać posiłków, dlatego jest zdana na gotowe dania, które mogłaby samodzielnie odgrzewać w kuchence mikrofalowej.
Żywność trwała: herbata, cukier, kawa, olej, ryż, kasza, makaron, mąka, konserwy mięsne i rybne, owoce i warzywa w puszkach
Ważne: nie je za dużo słodyczy oraz rzeczy zawierających cukier – spowodowane stanem zdrowia.
Środki czystości: mydło/żel myjący, szampon, płyn do płukania tkanin, proszek do prania, płyn do mycia naczyń, pasta do zębów, papier toaletowy,
Inne: podkłady higieniczne na łóżku 90×170 cm, pieluchomajtki rozmiar XL, pampersy dla dorosłych
Wyposażenie mieszkania: kołdra wymiar: 160×200 cm, zestaw: taboret kąpielowy i uchwyt do brodzika, mikrofalówka
Szczególne upominki: ciepły szlafrok, rozmiar L, kolor jasny
Pani Regina l.61 lat i syn Miłosz l.28
Pani Regina to uśmiechnięta, aczkolwiek doświadczona przez życie emerytka, która samotnie wychowała troje dzieci. Dwoje z nich nie utrzymuje już z kontaktu. Z mamą, w domu pozostał jedynie najmłodszy syn Miłosz, który ze względu na niepełnosprawność ma kłopoty z rozpoczęciem samodzielnego życia. Oboje kochają zwierzęta i wspólnie kibicują GKS Katowice oraz tzw. „Górnikowi”. Jak powiedziała nam pani Regina, to od zawsze było w Rodzinie. Niestety w tej samej Rodzinie nigdy też się nie przelewało, a obecnie sytuacja jest naprawdę trudna. Rodzina utrzymuje się jedynie z emerytury pani Reginy, która ledwo starcza na podstawowe potrzeby. Czas umila rodzinie towarzystwo kota, psa i jaszczurki, którą przygarnęli wiele temu od sąsiadki. Pani Reginy i jej syna nie stać na węgiel, więc zbierają w okolicy resztki palet i suche gałęzie. W dodatku ostatnio przestała działać pralka, jak również grzałka do wody. Kiedy dochód na jednego członka rodziny wynosi po 69 złotych miesięcznie, często trzeba wybrać między workiem węgla, a zakupami spożywczymi. Emerytura i zasiłek pielęgnacyjny to ich jedyny dochód – 2015 zł, z czego 1877 zł pochłaniają wydatki na opłaty.
Trzy kluczowe potrzeby Rodziny
1. Pralka szer.60, wys.100, gł, 60, ładowana od przodu
2. Węgiel (opał)
3. Piec gazowy do grzania wody
Rodzinie brakuje ciepłej wody, którą mogą obecnie zagrzać jedynie na piecu kaflowym. Piec ogrzewający wodę nie działa od dłuższego czasu.
Żywność trwała: herbata, kawa, dżem (lubiony dżem to truskawkowy, a kawa zbożowa), mleko, ryż, kasza, makaron, konserwy mięsne i rybne, owoce i warzywa w puszkach, płatki śniadaniowe
Środki czystości: mydło/żel myjący, szampon, asta do zębów, płyn do mycia naczyń, płyn do płukania tkanin, płyny czyszczące (uniwersalne), proszek do prania, szczoteczka do zębów, papier toaletowy
Inne: Chusteczki higieniczne
Odzież:
Regina: ciemna kurtka krótka zimowa XL z kapturem, spodnie całoroczne dresowe XL, bluza całoroczna XL na wzrost164 cm
Miłosz: ciemna kurtka zimowa S (szczupła sylwetka), spodnie całoroczne S, bluza całoroczna S wzrost 165cm
Obuwie:
Regina: rozm. 39: kapcie, kozaki/buty zimowe (szerokie, niskie, wciągane, wkładka 25cm)
Miłosz: rozm. 38: kozaki/buty zimowe sznurowane
Wyposażenie mieszkania: pościel 160×200 + prześcieradło, koc 180×200, ręczniki w każdym rozmiarze, poduszki do spania rozmiar standardowy
Brakujące bądź wadliwe sprzęty gospodarstwa domowego: lodówka (szer. 80 gł. 75, zamrażarka na dole), pralka, piec ogrzewający wodę gazowy
Dodatkowo: opał Węgiel (1 tona), karma dla zwierząt
Potrzeby niematerialne: okulary +3 dla pani Brygidy (mógłby to być kupon do optyka)
Szczególne upominki: perfumy: Pani Brygida lubi waniliowo – cynamonowy zapach, a syn bardziej męski, sportow.
Hokej
Kompromitacja w Tychach
W 20. kolejce THL nasza drużyna wyruszyła do Tychów żeby zmierzyć się z miejscowym GKS-em.
Pierwszą tercję rozpoczęliśmy od szarpanej gry w tercji neutralnej. Dopiero w 4. minucie strzał na bramkę Fucika zdołał oddać Wronka, ale jego uderzenie nie sprawiło problemów bramkarzowi gospodarzy. W 7. minucie miejscowi wyszli na prowadzenie. W drugiej połowie pierwszej odsłony nasza drużyna stanęła przed szansą wyrównania wyniku za sprawą liczebnej przewagi. Pomimo oddania kilku groźnych strzałów, to żaden z naszych zawodników nie zdołał pokonać Fucika. W 19. minucie fantastyczną interwencją popisał się Eliasson ratując nas przed utratą drugiej bramki. Chwilę przed syreną kończącą pierwszą tercję Eliasson ponownie zachował czujność i pewnie obronił kolejne strzały gospodarzy.
Drugą tercję rozpoczęliśmy od zdecydowanego ataku na bramkę Fucika, blisko zdobycia bramki był Wronka i Varttinen. W 24. minucie gospodarze zdobyli drugą bramkę, wykorzystując liczebną przewagę. Kilkanaście sekund później gospodarze ponownie podwyższyli. W 25. minucie nastąpiła zmiana bramkarza w naszej drużynie. W 28. minucie czwartą bramkę dla drużyny gospodarzy zdobył Drabik, wykorzystując bierną postawę naszych obrońców. W 33. minucie w sytuacji sam na sam z Fucikiem znalazł się Dupuy, ale jego strzał był za lekki, by pokonać bramkarza gospodarzy. Na sam koniec drugiej odsłony gospodarze po raz piąty wbili krążek do naszej bramki.
Trzecią odsłonę rozpoczęliśmy od kilku strzałów na bramkę Fucika. Jednak to gospodarze ponownie znaleźli drogę do naszej bramki, zdobywając szóstą bramkę w tym meczu. Minutę później po raz siódmy do bramki trafił Viinikainen. Na sam koniec meczu bramkę honorową dla naszej drużyny zdobył Jonasz Hofman.
GKS Tychy – GKS Katowice 7:1 (1:0, 4:0, 2:1)
1:0 Filip Komorski (Valtteri Kakkonen, Rafał Drabik) 06:16
2:0 Alan Łyszczarczyk (Rasmus Hejlanko, Valtteri Kakkonen) 23:23, 5/4
3:0 Mark Viitianen (Dominik Paś) 24:18
4:0 Rafał Drabik (Szymon Kucharski, Mateusz Bryk) 27:48
5:0 Mateusz Gościński (Hannu Kuru, Olli Kaskinen) 38:56
6:0 Hannu Kuru (Juuso Walli, Bartłomiej Pociecha) 45:23
7:0 Olli-Petteri Viinikainen (Alan Łyszczarczyk, Rasmus Hejlanko) 47:54
7:1 Jonasz Hofman
GKS Tychy: Fucik, Lewartowski – Viinikainen, Bryk, Łyszczarczyk, Komorski, Knuutinen – Kaskinen, Kakkonen, Jeziorski, Kuru, Heljanko- Walli, Pociecha, Karkkanen, Paś, Viitanen – Bizacki, Ubowski, Drabik, Kucharski, Gościński.
GKS Katowice: Eliasson, Kieler – Maciaś, Hoffman, Wronka, Pasiut, Fraszko – Varttinen, Verveda, Anderson, Monto, Dupuy – Runesson, Lundegard, Michalski, McNulty, Hofman Jo. – Chodor, Dawid, Hofman Ja.
Galeria Piłka nożna
Kurczaki odleciały z trzema punktami
Felietony Piłka nożna
Plagi gliwickie
No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?
Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.
Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.
Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.
Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).
Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…
Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.
A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.
Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.
Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.
Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.
Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.
Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.
Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.




Najnowsze komentarze