Piłka nożna Prasówka
Takie derby to rzadkość. Było w nich wszystko: olśnienie, piękno, dzikość-media o meczu Ruch-GieKSa
Zapraszamy do przeczytania fragmentów doniesień mediów na temat spotkania Ruch Chorzów – GKS Katowice.
1liga.org – 1 Liga Stats: Zapowiedź 16. Kolejki
Rusza szesnasta kolejka w Fortuna 1 Lidze. Poprzednia runda dostarczyła nam sporo trafień, ale my liczymy na jeszcze więcej goli i podkręcenie i tak już wysokiej średniej rozgrywek, która wynosi 2,72 trafienia w każdym ze spotkań. A nie ma wątpliwości, że nadchodzące spotkania mają potencjał, aby przynieść sporo bramek.
[…] Ruch Chorzów – GKS Katowice (29 październik, sobota, 17:30)
Sobotnie popołudnie także minie nam pod znakiem wielkiego hitu, a zarazem starcia derbowego. W Chorzowie Ruch podejmie jednego z największych rywali w regionie, GKS Katowice. Zarówno chorzowianie na własnym stadionie, jak i katowiczanie na wyjazdach, mają bardzo podobne statystyki i zdobywają podobną średnią liczbę punktów na mecz. Wygląda zatem na to, że czeka nas bardzo wyrównane widowisko.
Fantasy 1 Liga: Zapowiedź 16. Kolejki
W obecnej rundzie pozostały do rozegrania jeszcze trzy serie spotkań. Dla graczy Fantasy będą to decydujące kolejki, dlatego warto pomyśleć już teraz o dzikiej karcie (w przypadku osób, które mają jeszcze taką możliwość) i przygotowaniu swojego zespołu na końcówkę rundy. W tej kolejce czeka nas hitowe starcie na Górnym Śląsku, gdzie w meczu derbowym Niebiescy zagrają z GieKSą.
[…] Ruch Chorzów – GKS Katowice
Derby rządzą się swoimi prawami. Starcie Ruchu z GieKSą ma swoją historię i ciężar gatunkowy. W takim meczu każdy wynik jest możliwy, a zawodnicy często wznoszą się na szczyt swoich umiejętności. Ruch po remisie w Opolu wypadł poza ligowe podium. trener Skrobacz nie widzi analogii do wcześniejszych sezonów, ale trudno nie zauważyć, że Niebiescy kolejny raz łapią delikatną zadyszkę pod koniec rundy. Ruch stał się bardziej przewidywalny dla swoich rywali, a teraz jego piłkarzom przyjdzie zmierzyć się z najlepszą defensywą ligi. Szczepan i Swędrowski będą musieli sporo się napracować, aby rozmontować zasieki przygotowane przez trenera Góraka. Do składu wraca Kasolik. Jego obecność powinna być decydująca przy powstrzymywaniu kontrataków GKS-u. A w tych wiele będzie zleżało od dyspozycji Błąda, Araka oraz Rogali. GKS miał problem ze złapaniem właściwego rytmu w spotkaniu ze Stalą. Zabrakło adrenaliny, o której na pomeczowej konferencji wspominał trener Górak. jednego możemy być pewni. Jego zespół będzie idealnie przygotowany na derby pod względem taktycznym. Jeśli piłkarze GieKSy zrealizują plan swojego sztabu na to spotkanie, mogą pokusić się o zwycięstwo. Ostatni raz Niebiescy rywalizowali z GieKSą przy Cichej 12 maja 2018 roku i wygrali 1:0.
sportowefakty.wp.pl – Ruch Chorzów zagra w derbach. Starcie blisko szczytu Fortuna I ligi
Przedostatnia kolejka przed półmetkiem sezonu zapowiada się bardzo dobrze. Ruch Chorzów podejmie także walczący o awans GKS Katowice. W Łodzi wicelider ŁKS powalczy z trzecią w tabeli Arką Gdynia.
Dla Ruchu Chorzów będzie to druga tej jesieni wyczekiwana konfrontacja z regionalnym przeciwnikiem. W Fortuna Pucharze Polski wpadł na Górnika Zabrze i w Wielkich Derbach Śląska przegrał 0:1. Zresztą Górnik w następnej rundzie trafił na GKS Katowice i pokonał również tego pierwszoligowca 2:1. Tym samym bohaterom sobotniego meczu pozostała gra w lidze, a w niej są kandydatami do awansu do PKO Ekstraklasy.
Przed rozpoczęciem kolejki czwarty w tabeli Ruch ma o trzy punkty więcej niż piąty GKS Katowice. Beniaminek nie zwyciężył od trzech meczów, co kosztowało go stratę miejsca premiowanego awansem. Podopieczni Rafała Góraka zdobyli w analogicznym fragmencie sezonu o trzy punkty więcej, dlatego zbliżyli się do Niebieskich. W bezpośrednim meczu mogą ich dogonić.
Oba zespoły z województwa śląskiego dobrze bronią. GKS stracił 12 goli w 15 kolejkach, dzięki czemu ma statystycznie najlepszą defensywę w lidze. Na drugim miejscu w takim rankingu jest ŁKS Łódź, a na trzecim Ruch, który stracił 15 bramek. Gorzej idzie obu drużynom atakowanie.
Od 2003 roku, czyli przez blisko dwie dekady, Ruch walczył z katowiczanami w jednej lidze tylko raz. Także wtedy było to zaplecze PKO Ekstraklasy. Rywalizacja derbowa przebiegła że wskazaniem na Ruch. Zespół z Chorzowa wygrał przy Bukowej 2:1 w październiku 2017 roku, a przy Cichej zwyciężył 1:0 w maju następnego roku. Do rozstania na kolejne cztery lata doszło z powodu spadku Ruchu.
sport.interia.pl – Takie derby to rzadkość. Było w nich wszystko: olśnienie, piękno, dzikość
Wiecie co w derbach Ruchu z GieKSą lubię najbardziej? Że nigdy niczego nie można być pewnym do końca. Nawet jeśli jedna z drużyn pewnie prowadziła, a jej zwycięstwo wydawało się niezagrożone, to druga potrafiła często odwrócić losy meczu. Jednego można było być zawsze pewnym. Piłkarze dawali z siebie wszystko, a hałas na trybunach był jedyny
[…] I. Lata 60. Czasy gdy gwiazdy olśniewały publiczność
Ruch przez wiele lat był jedynym klubem, który nigdy nie spadł z ekstraklasy. GKS po powstaniu w 1964 roku, musiał do niej dopiero dostać. Doszło do tego bardzo szybko! Pierwszy mecz między sąsiadami odbył się już w sierpniu 1965 roku. GieKSa grała przecież od razu w II lidze, jako spadkobierca Rapidu Wełnowiec.
Los sprawił, że pierwszy wyjazdowy mecz GieKSy w ekstraklasie odbył się właśnie w Chorzowie, na Cichej. Przeszłość łączy się z teraźniejszością: mecz wzbudził gigantyczne. Nie było gdzie zaparkować w dużej odległości od stadionu. Każdą wolną przestrzeń zajmowały samochody i motocykle (było lato). Na stadionie miało ugnieść się aż 40 tysięcy kibiców. Najbardziej zdumiewające było to, że fani obu zespołów oglądali ten mecz przemieszani (choć większość z Katowic stała pod zegarem) i nikomu nic się nie stało. Nie było takiej nienawiści jak dziś.
Na boisku padł remis, a najbardziej zachwycił napastnik gości. Gerard Rother, który strzelił dwa gole dla GieKSy. Reporter barwnie napisał, że sprawiał wrażenie Garrinchy albo Gento. Ruch jednak mógł wygrać. W przedostatniej minucie lewoskrzydłowy Eugeniusz Faber posłał dwie petardy w krótkim odstępie dwie petardy, które zazwyczaj wpadały do bramki: tym razem najpierw trafił w obrońcę, potem piłka wyszła na aut tuż obok słupka.
[…] II. Pierwsze ligowe zwycięstwo Katowic
Wydarzyło się w 1966 roku. Ruch do przerwy prowadził po golu wspaniałego „Ojgi” Fabera , ale po przerwie wyrównał Eryk Anczok (brat „Zygi”, gracza Polonii i Górnika), a mecz rozstrzygnęła fenomenalna bomba Gerarda Rothera. Jak donosiła prasa, „Nikt nie byłby w stanie tego obronić”. Dobrze w bramce GieKSy spisywał się Piotr Czaja, który potem stanie się jednym z symboli chorzowskiego Ruchu.
[…] III. Rodzi się wielka GieKSa, ale lepszy Ruch
Przeskakujemy do innej epoki. W połowie lat 80. właśnie rodziła się, powstawała najlepsza GieKSa. Mecz był charakterystyczny, dla tego okresu, bardzo ostry. Dziennikarze podkreślali, że toczył się w angielskim stylu – nikt nie odpuszczał. „Na Bukowej zawsze walczyło się dynamicznie, często leciały iskry, a że tym razem poleciał również Krzysztof Hetmański, to już inna sprawa” – podkreślał sprawozdawca „Sportu”. Już po półgodzinie katowiczanie grali w osłabieniu: czerwoną kartkę za faul zobaczył właśnie Hetmański. To była niecodzienna sytuacja: w pewnym momencie razem z Dariuszem Fornalakiem padli na ziemię, ale starcie się nie skończyło! Gracz GieKSy jeszcze na leżąco zaczął wymierzać sprawiedliwość. Skończyło się czerwoną kartką dla niego i żółtą dla Fornalaka.
Ruch prowadził, ale po przerwie katowiczanie w dziesiątkę zdołali wyrównać dzięki pięknej bramce Jana Furtoka z rzutu wolnego. Ruch miał jednak w swoich szeregach „Gucia” Warzychę, który był „świetnie dysponowany, łatwo uwalniał się spod opieki i wszystko widział”. To on zdobył zwycięską bramkę dla Ruchu.
[…] IV. Derby we Wrocławiu, kto pamięta?
Latem 1989 roku, po pamiętnym, ostatnim jak dotąd mistrzostwie Ruchu, derby odbyły się na Stadionie Olimpijskim we Wrocławiu. Powodem była to kara za zbyt fanatyczne wyrażanie radości przez kibiców po zdobyciu tytułu. W efekcie chorzowianie musieli trzy mecze na początku nowego sezonu rozegrać jako gospodarz we Wrocławiu. Ktoś wyliczył, że kosztowało ich to 24 miliony starych złotych.
Ruch był wówczas liderem, wygrał trzy wcześniejsze mecze sezonu (dwa z nich za trzy punkty, czyli co najmniej trzema bramkami, taki był wówczas przepis). Był w gazie, ale – jak zwykle – na GKS-ie nie robiło to wtedy wrażenia w myśl zasady: „Jesteś tak dobry jak twój ostatni mecz”. Wspaniale grał wówczas Janusz Nawrocki. Sędzia dwa razy pokazał „jedenastkę” za faule na nim, ale Wiktor Morcinek wykorzystał tylko jedną. Katowiczanie i tak wygrali jednak za trzy punkty.
[…] V. Nie poddawaj się nigdy
Skok w kolejną dekadę. Niezwykły mecz, który dobrze pamiętam. W tamtym meczu grał obecny prezes Ruchu Seweryn Siemianowski. GKS Katowice właśnie zwolnił trenera Piotra Piekarczyka, którego zastąpił Jacek Góralczyk. Goście mieli ambicje, byli faworytem, a Ruch miał trochę gorszy okres, chciał uciec przed strefą spadkową. Spotkanie rozpoczęło się wystrzałem: GieKSa po efektownym rajdzie Zdzisława Strojka prowadziła zaledwie po 72 sekundach! Jeszcze do przerwy katowicki stoper Kazimierz Węgrzyn zdobył drugiego gola.
Piętnaście minut w szatni zmieniło wszystko. W drugiej połowie Ruch złapał jakiś czarodziejski wiatr w żagle. Kontaktowego gola strzeli „Gitara” Wawrzyczek, człowiek o najdłuższej stopie w lidze. Potem Janusz Jojko, odbijając piłkę, trafił w Marka Świerczewskiego. Samobój… Kibice Ruchu musieli mieć satysfakcję… Kiedy mecz już się kończył podanie Mariusza Śrutwy wykorzystał Krzysztof Bizacki. Stadion – wyjątkiem sektora gości za bramką – oszalał ze szczęścia.
[…] VI. Triumf chuligaństwa
Lata 90. to okres największego rozwydrzenia na ligowych stadionach w Polsce. Często co kolejkę dochodziło do zamieszek i awantur. Przykładem może być mecz między GKS-em, a Ruchem z 1998 roku. Spotkanie zostało przerwany po 45 minutach z powodu gorszących zajść. To też widziałem to na własne oczy… Do pierwszych bijatyk doszło już pół godziny przed meczem. W pewnym momencie przy biernej postawie służb porządkowych kilkudziesięciu szalikowców z obu stron starło się na środku boiska. Fani Ruchu wyłamali część ogrodzenia oddzielającego trybuny od płyty boiska. Na murawę leciały kamienie, deski i petardy. Wtedy na stadion wjechały dwa opancerzone wozy z armatkami wodnymi. Mecz rozpoczął się z 20-minutowym opóźnieniem. Po 25 znowu zaczęły się zamieszki. Sędzia znowu przerwał spotkanie. Do katowickich kibiców podbiegli piłkarze GKS i próbowali ich uspokoić. Także napastnik Ruchu Mariusz Śrutwa apelował do chorzowskich kibiców o spokój.
Udało się być spokojnym przez 12 minut. Kiedy sędzia wznowił spotkanie, kibice Ruchu rzucili na murawę świecę dymną. Arbiter znowu przerwał mecz. W przerwie policjanci ustawili kordony oddzielające szalikowców obu drużyn od boiska. Sędzia w porozumieniu z obserwatorem odgwizdał koniec zawodów. Rannych zostało 18 kibiców i 15 policjantów. 53 pseudokibiców, w tym 24 nieletnich, zatrzymała policja. Dwóch ochroniarzy trafiło do szpitala. Uszkodzono 4 radiowozy i 8 tramwajów (jeden doszczętnie). Miesiąc później mecz powtórzono, już bez udziału publiczności. Wygrała GieKSa po samobójczym golu Tomasza Szuflity w 58. minucie.
[…] VII. Wodospad – najpiękniejszy, choć nielegalny wyczyn trybun
Ostatni wspólny mecz w ekstraklasie. Katowice grały wtedy jako Dospel, były rewelacją sezonu. Jedyną bramkę zdobył uderzeniem z przewrotki Jacek Kowalczyk, choć goście z oburzeniem protestowali, że noga przy strzale była podniesiona niebezpiecznie wysoko. Mecz przeszedł też do historii z powodu niezwykłej oprawy. Słynny wodospad na Blaszoku (kaskada ze sztucznych ogni z dachu) był jedyny w swoim rodzaju. Jestem przeciwnikiem pirotechniki na stadionach, ale nie mogę być obojętnym na piękno. To było najpiękniejsze widowisko pirotechniczne, jakie widziałem w życiu.
[…] VIII. Ostatni raz
Ostatni raz oba zespoły spotkały się w lidze w 2018 roku. Do śląskich derbów doszło tuż przed końcem sezonu, w 31. kolejce. Niebieskim odjęto 6 punktów za zaległości finansowe i zajmowali ostatnie miejsce. GKS grał o awans do ekstraklasy i był wiceliderem. Mimo to mecz wygrał Ruch po bramce Macieja Urbańczyka z rzutu karnego. Z piłkarzy, którzy wtedy pojawili się na boisku zostali do dziś już tylko Patryk Sikora w Ruchu i Adrian Błąd w GKS-ie. Ruch zakończył wtedy jednak ligę na ostatnim miejscu zaliczając drugi spadek z rzędu. Z kolei GKS Katowice nie awansował – zajął 5. miejsce, a promocję wywalczyły Miedź Legnica i Zagłębie Sosnowiec.
[…] IX. Dziś: kolejny rozdział wspaniałej historii
29 października 2022: czas na kolejna odsłonę tej niecodziennej historii. Trzy lata temu kibice GKS-u Katowice zrzucili z chorzowskiej estakady na rynek kilkaset ulotek informujących o śmierci Ruchu Chorzów. Na szczęście oba kluby istnieją, działają, rozpalają emocje. Niech wygra sport. O nic więcej nie proszę.
sportdziennik.com – Ruch znów z GieKSą – trzy lata po nekrologach. Co łączy, a co dzieli…
Dziś o 17:30 przy Cichej 6 rozpocznie się jeden z hitów jesieni w Fortuna 1. Lidze, czyli pierwsze od 4,5 sezonu derby Ruchu Chorzów z GKS-em Katowice, które z trybun obejrzy komplet widzów, ale bez grupy fanatyków gości.
Niesamowite, jak piłkarska fortuna kołem się toczy. Nieco ponad trzy lata temu kibice GKS-u Katowice zrzucili z chorzowskiej estakady na rynek kilkaset ulotek stylizowanych – jeśli dobrze pamiętamy – na nekrolog, informując o śmierci Ruchu Chorzów. Sąsiedzi byli wtedy po trzech z rzędu spadkach, a na rynku spotkali się, by dyskutować o trwającym już bojkocie i liście postulatów do spełnienia, bez których nie dogadają się z udziałowcami i nie zaczną wspierać spółki mającej klub w trzeciej lidze, tylko kumulować energię wokół UKS-u. Dziś swój bojkot ma GieKSa. Jej kibiców zabraknie przy Cichej – mimo że przeciwwskazań nie miał wojewoda, policja, PZPN, sam Ruch – co jest pokłosiem konfliktu fanatyków z prezesem Markiem Szczerbowskim. Oba kluby po tych nieco ponad trzech latach są pierwszoligowcami, a to chorzowianie – wtedy już grzebani przez sąsiadów – przystąpią dziś do derbów z wyższej, bo czwartej pozycji w tabeli. GKS jest piąty z 3 punktami straty.
CO DZIELI?
KSZTAŁT TABELI. Algorytmy „expected points” (punktów oczekiwanych) programu analitycznego WyScout wskazują, że miejsce Ruchu jest niedoszacowane bo zasłużył na pierwsze! – przed Arką Gdynia i Zagłębiem Sosnowiec. Beniaminek punktuje zatem poniżej tego, na co zasłużył na boisku. GKS – wręcz przeciwnie. Tu algorytm daje znać, że u katowiczan jest ponad stan. Są w pierwszej piątce, a w klasyfikacji ułożonej według „expected points” – dopiero 11.
TERMINARZ. Ruch do derbów miał aż 8 dni przygotowań, bo tyle minęło od ostatniego spotkania w Opolu z Odrą (1:1). GKS miał go dużo bardziej napięty. 9 dni temu, w czwartek, grał pucharowe derby z Górnikiem Zabrze (1:2), z kolei w poniedziałek bezbramkowo zremisował ze Stalą Rzeszów. Okoliczność łagodząca i ułatwiająca regenerację to fakt, że oba te mecze odbyły się przy Bukowej. Ale w Chorzowie raczej nie biorą pod uwagę, by sfera fizyczna, motoryczna, mogła być wskutek terminarza tego popołudnia problemem GieKSy.
PARK. No i – zależy, którędy się pojedzie – jeszcze Klimzowiec. Stadiony obu klubów dzieli raptem 6 kilometrów Drogowej Trasy Średnicowej oraz ul. Złotej, które autem pokona się bez korków w 8 minut. Rowerem to jakieś 20 minut. Trudno wyobrazić sobie bliżej położone stadiony, jeśli mówimy o drużynach z innych miast.
NAJŚWIEŻSZE WSPOMNIENIA. W 2018 roku Ruch przegrywał wiosną niemalże jak leci. Od Miedzi Legnica, Pogoni Siedlce czy Wigier Suwałki dostawał baty 0:6 czy 1:6. GKS przyjechał na Cichą jako drużyna walcząca o awans i mogąca przypieczętować spadek „Niebieskich” – historyczny, pierwszy na trzeci poziom rozgrywkowy. Trener Dariusz Fornalak wystawił bardzo młody skład i doszło do sensacji. Po bramce Macieja Urbańczyka z rzutu karnego chorzowianie wygrali 1:0. GieKSa nie awansowała, Ruch i tak spadł, choć w tamtym sezonie odniósł dwa derbowe zwycięstwa, bo przy Bukowej było 2:1 po golach Vilima Posinkovicia i Michała Walskiego (dla katowiczan trafił Armin Cerimagić).
AKTUALNE SERIE. Ruch – dopiero drugi raz w tym sezonie – ma na koncie 3 mecze bez wygranej (1:1 w Rzeszowie, 2:4 z Arką, 1:1 w Opolu), zaś GKS legitymuje się passą 7 spotkań bez ligowej porażki (1:0 w Opolu, 2:2 w Łęcznej, 1:1 z Tychami, 1:0 ze Skrą, 1:0 z Chrobrym, 1:1 w Niepołomicach, 0:0 ze Stalą).
PERSPEKTYWY. Nie chodzi już tylko o nowy stadion, choć to oczywiście niezmiernie istotne. W Katowicach buduje się on od niemal dokładnie roku, w Chorzowie mówi się, że „trzeba, kiedyś, jak nas będzie stać”. To miasta jak z dwóch galaktyk. Chorzów nie ma pomysłu (może to niemożliwe?) , jak uczynić błogosławieństwo, a nie przekleństwo z bliskości Katowic, stolicy kilkumilionowej metropolii. Ciekawa była niedawna rozmowa red. Marcina Zasady z Marcinem Krupą na antenie „Radia Piekary”. Prezydent Katowic wprost dawał do zrozumienia, że powinno się dążyć w ramach metropolii do stworzenia mniejszej liczby miast, może wręcz jednego. Chorzów dzielnicą Katowic? Brzmi to teraz zupełnie abstrakcyjnie, ale kto wie, co przyniesie przyszłość. Bogaty katowicki samorząd po wybudowaniu nowego stadionu będzie miał narzędzia, by robić tu dużą piłkę, spróbować ściągnąć inwestora, a na trybuny – nową grupę kibiców, którzy na Bukowej nie bywają. To perspektywa zupełnie inna niż ta w Chorzowie, gdzie już teraz klub dochodzi do ściany i bez większego budżetu ani stadionu przebić będzie ją bardzo trudno.
AKCJONARIAT. Właścicielem większościowym GKS-u – jak innych klubów województwa: Podbeskidzia, Piasta, Górnika, Zagłębia, Tychów – jest samorząd, podczas gdy w Ruchu jest trzech około 25-procentowych akcjonariuszy: Zdzisław Bik, Aleksander Kurczyk i miasto, jako jedyne z tego grona wspierające żywą gotówką. W Chorzowie klub musi wykazywać miastu, czemu zasługuje na dotację, na pieniądze. Na ten i poprzedni rok dotacje wynosiły niespełna 2 miliony złotych. Można odnieść wrażenie, że w Katowicach jest odwrotnie i to włodarze miasta czasem powinni przekonywać mieszkańców, czemu znów tak hojnie sypią na GKS. Dotacja na 2022 rok wyniosła 17,5 mln zł, choć oczywiście kwota ta dzielona jest jeszcze na sekcje piłki nożnej kobiet, siatkówki czy hokeja. Sama piłka kobieca (dane za 2021 r.) została doinwestowana kwotą ponad 1 mln zł, czyli ponad połową tego, na co Ruch może liczyć w Chorzowie. I kolejna rzecz dająca do myślenia – wkrótce Katowice dokapitalizują GKS kwotą 2,5 mln zł, jeszcze w tym roku, acz nie są to środki związane bezpośrednio z sekcją piłkarską.
ŚLĄSKOŚĆ W SZATNI. Przed sezonem pisząc o transferach Ruchu wskazywaliśmy, że trener Jarosław Skrobacz – Ślązak, mający śląski sztab – mógłby wystawić jedenastkę złożoną wyłącznie ze Ślązaków. W GKS-ie tych regionalnych akcentów jest znacznie mniej; z zawodników podstawowych, to de facto jedynie Dawid Kudła, Bartosz Jaroszek i – choć ostatnio występuje nieco rzadziej – Marcin Urynowicz. Nie ma co kryć – szatnia chorzowska, z katowiczanami Tomaszem Wójtowiczem i Jakubem Witkiem, klimat derbów ma pod skórą mocniej niż ta katowicka.
WYCHOWANKOWIE. Ruch wypuścił w ostatnich latach w świat niejednego zawodnika, niejeden też w Ruchu nabierał rozpędu. Ale mówmy o wychowankach – Kamilu Grabarze, Michale Heliku, Mateuszu Boguszu… GKS dorobił się de facto tylko Tomasza Hołoty i kilku pierwszoligowych wyrobników, jak Krzysztof Wołkowicz, Bartosz Sobotka.
POŁOWY. Układaliśmy niedawno w „Sporcie” taki ranking. GKS okazał się w nim pierwszoligowcem najlepszym w pierwszych połowach, Ruch – w drugich. Ciekawe, czy dziś przy Cichej też się to potwierdzi.
CO ŁĄCZY?
BOJKOT. Jedni go poczuli, drudzy czują. Tyle tylko, że – mimo niedawnej medialnej ofensywy, otwarciu się na rozmowy ze „Sportem” – nadal wiele postronnych osób może nie rozumieć, o co tak naprawdę chodzi kibicom GKS-u, którzy nie chodzą na domowe mecze w ramach protestu przeciw rządom Marka Szczerbowskiego. W 2019 roku bojkot Ruchu był klarowniejszy, a pytania o jego powody – retoryczne, skoro klub był po trzech z rzędu spadkach. Klarowniejszy i krótszy, potrwał od początku sezonu do połowy października. Dziś nie doczekamy się pierwszej od 20 lat wizyty kibiców GieKSy w Chorzowie, ale… może lepiej było nie ryzykować? Prawdopodobieństwo ekscesów byłoby wysokie, a te nie są dziś potrzebne ani Ruchowi, walczącemu o dotację z miasta (w czwartek zarząd wystąpił przed radnymi), ani samym kibicom GKS-u, próbującym przedstawiać opinii publicznej swoje racje w gestii bojkotu.
KILKA ZNANYCH TWARZY. Po stronie GieKSy występy w Ruchu w CV mają Michał Kołodziejski (w Młodej Ekstraklasie) oraz Jakub Arak, który przy Cichej stawiał pierwsze kroki w ekstraklasie. Prezes Marek Szczerbowski jako dyrektor Stadionu Śląskiego szefował przed laty grupie roboczej mającej przygotować „Niebieskich” do przenosin na „Kocioł czarownic”, a wizja ta – ówczesnego prezesa Dariusza Smagorowicza – jak wiemy nie spełniła się. Po stronie Ruchu znajdujemy kierownika Andrzeja Urbańczyka, byłego bramkarza GKS-u (lata 2005-07), czy – zostając przy sztabie – przede wszystkim Jarosława Skrobacza, który w latach 2011-13 był drugim trenerem GieKSy, asystentem trenera Rafała Góraka. Kilkanaście lat temu z Chorzowa do Katowic wypożyczony był Łukasz Janoszka, nie tak dawno, bo w drugiej lidze, grał tam Kacper Michalski. Ale pisząc o zawodniczych związkach katowicko-chorzowskich na pierwszy plan rzuca się i tak Tomasz Foszmańczyk. W Ruchu – kapitan, jedna z twarzy „Czasu odbudowy”. Dla wielu fanatyków GieKSy – jedna z twarzy lat niepowodzeń w walce o ekstraklasę, na którego zrzuca się sporą odpowiedzialność zwłaszcza za nieudany finisz wiosny 2018 i do dziś mu to wypomina. Kto wie, może piłkarskie życie chce tu jeszcze napisać jakąś historię? I to nie przypadek, że rewanż, przy Bukowej, odbędzie się w przedostatniej kolejce sezonu? Ileż on może ważyć…
DEFENSYWA. Jedni i drudzy są pod tym względem w top3. GKS stracił 12 bramek, ŁKS – 14, a Ruch – 15. To znamionuje, że m.in. z tego powodu trudno dziś spodziewać się przy Bukowej otwartego meczu.
KATOWICE. Choć na co dzień nie jest to w przestrzeni miejskiej tak widoczne, jak kiedyś, Katowice to nadal bardzo duży fan-club Ruchu. W stowarzyszeniu kibiców „Wielki Ruch” więcej członków, niż z Katowic, jest jedynie z Chorzowa i Rudy Śląskiej. Z medialnej wścibskości trochę ubolewamy, że Ruch nigdy nie zdecydował się policzyć po którymś meczu kibiców z Katowic i opublikować te dane. Mamy wrażenie, że – w odniesieniu do frekwencji przy Bukowej (naturalnie tej sprzed bojkotu) – byłyby bardzo interesujące.
GIEŁDA. Oba kluby są spółkami notowanymi na giełdzie NewConnect, zobowiązane do przedstawiania kwartalnych raportów, dlatego są transparentne, a każdy ciekawski może co kilka miesięcy próbować wyłuskać coś dla siebie.
Ruch gra dziś ostatni domowy mecz udanego dla siebie roku, zwieńczonego awansem, stojącego pod znakiem pamiętnych baraży z Radunią czy Motorem. Dziś chorzowianie – którzy na dobę przed meczem rzucili jeszcze do sprzedaży pulę biletów zarezerwowaną pierwotnie dla GieKSy – liczą zapewne na kolejne magiczne popołudnie przy Cichej 6. W ważnych meczach ostatnio nie zawodzili, podobnie jak GKS od momentu powrotu Rafała Góraka, wygrywając w poprzednim sezonie tabelę ułożoną tylko dla województwa śląskiego. Tej jesieni też nie uległ lokalnym rywalom – imiennikowi z Tychów czy Zagłębiu. Jak będzie dziś? Ognia!
Grajmy tak, jak zawsze. I dołóżmy kilka procent!
Rozmowa z Sewerynem Siemianowskim, prezesem Ruchu Chorzów, który dziś po 4,5-letniej przerwie rozegra derby z GKS-em Katowice.
Jakie ma pan wspomnienia z derbów z GieKSą?
Seweryn SIEMIANOWSKI: – Z GieKSą to ja debiutowałem! W 1994 roku, w Katowicach, rozegrałem swój pierwszy mecz w ekstraklasie. Przegraliśmy 0:1, po bramce Krzysztofa Walczaka, bodaj w 81 minucie. W katowickim „Sporcie” dostałem za ten mecz „ósemkę”. I to jeszcze przy żółtej kartce! Był to więc dobry debiut, choć niestety bez efektu w postaci punktów Ruchu. W rewanżu przegrywaliśmy już do przerwy 0:2, a ostatecznie wygraliśmy 3:2, działo się to za trenera Albina Wiry. Potem – wiadomo – nasze drogi z GKS-em przecinały się jeszcze kilka razy. W 1999 roku, gdy spadał z ekstraklasy, na Bukowej skończyło się 1:0 dla nas po golu Włodarczyka z karnego. Na jakimś filmie z tego meczu wypatrzyłem samego siebie, z numerem 11… Te derby zawsze były na poziomie.
W przerwie zimowej grywaliśmy turnieje w „Spodku”, to była fajna impreza, potem została zawieszona. Jako trener grup młodzieżowych, z dzieciakami wielokrotnie gra się mecze z GKS-em. Mają klimat, emocji bywa więcej niż u seniorów. Wszyscy to czują, każdy podchodzi do takiego spotkania, jakby grał o mistrzostwo świata. Dlatego śląskie ligi juniorów na każdym szczeblu mają tak wysoki poziom, porównując do reszty kraju. U nas zagęszczenie klubów jest bardzo duże, społeczności mają tu wpojony w krew futbol od wielu lat, takie starcia w cotygodniowych rozgrywkach są dobre dla wszystkich. Chłopaki przyzwyczajają się do pewnego stresu, grając potem w seniorskiej piłce podobne derby są już w pewnym stopniu uodpornieni, czują mniejszy stres.
[…] Rozmawiamy w momencie, gdy nie jest to jeszcze oficjalnie potwierdzone, ale niemal przesądzone, że zabraknie na Cichej kibiców GieKSy.
Seweryn SIEMIANOWSKI: – Ze swojej strony jako Ruch robiliśmy wszystko, by u nas zagościli – ryzykując tym, że na 24 godziny przed meczem nie zdążymy sprzedać reszty biletów. A walczymy o każdy pojedynczy bilet, każdą złotówkę! To też oczywiste, że bardziej kosztowna jest też ochrona na takich meczach i trudno, byśmy na to spoglądali. Dlatego ewentualny brak kibiców GKS-u nie może być zrzucony na nas. Wszelkie niesnaski panujące w GKS-ie nie są naszą sprawą. My bojkot mieliśmy trzy lata temu, jako społeczność poradziliśmy sobie z tym w bardzo dobry sposób, złą energię przekuwając w coś dobrego. Nie wiem, jak potoczy się to w GKS-ie. To inny klub, ma inne problemy, do których nie chcę się odnosić.
ksruch.com – „Koncentracja przez cały czas”
[…] GKS Katowice to drużyna, która bardzo dobrze radzi sobie w pierwszych połowach ligowych meczów, w których dużo bramek strzela i mało traci. Ponad połowa goli zdobytych przez katowiczan padło w pierwszych 30. minutach spotkań. Bramkowy bilans drugich połów jest natomiast ujemny. W Ruchu odwrotnie. „Niebiescy” dużo lepiej grają w drugich częściach, w których strzelili 14 bramek, tracąc tylko sześć.
[…] – Dużo lepiej wyglądają też ich pierwsze połowy. Wynika to też ze sposobu gry – idą bardzo wysoko, odważnie, doskakują, nawet jeśli te odległości są większe, idą na dużej szybkości. To wymaga sporo sił i z czasem zespół poddawany tak agresywnej grze, jeśli potrafi utrzymać się przy piłce, to tempo siada, stąd takie drugie połowy. Może to być złudne. Trzeba być skoncentrowanym cały czas – mówi trener Jarosław Skrobacz.
Piłka nożna Wywiady
Okiem rywala: kibicowski boom na GieKSę zachwyca
W ostatnich tygodniach relacje z Częstochowy zdominowały czołówki serwisów sportowych w Polsce. Sprawcą zamieszania był przede wszystkim trener Marek Papszun, ale forma sportowa Medalików również jest godna podkreślenia. Jak w tym wszystkim odnajdują się kibice pod Jasną Górą? Zapytałem Roberta Parkitnego ze stowarzyszenia „Wieczny Raków”, który po raz drugi odpowiedział na nasze zaproszenie. Jednocześnie zachęcam do lektury naszej poprzedniej rozmowy, w której poruszyliśmy wiele tematów związanych z historią Rakowa i naszych pojedynków.
Meczem w Częstochowie otwieramy rundę rewanżową. Jak podsumujesz postawę Rakowa w pierwszej części sezonu?
Na początku Raków stracił, ale później odrobił i teraz nasze miejsce jest mniej więcej takie, jak należy. Natomiast z kilku względów była to dla nas ciężka runda, stąd wiele osób wyraża się o Rakowie negatywnie, nie mając pełnej wiedzy o tym, co tak naprawdę dzieje się w klubie. Ja nie mam potrzeby mówić i pisać o wszystkim tylko po to, aby zebrać dodatkowe lajki. Przede wszystkim kadra nie była odpowiednio zestawiona, aby łapać punkty na wszystkich frontach. Niektórzy powiedzą, że doszły duże nazwiska, takie jak Bulat, Diaby-Fadiga czy Konstantópoulos, mimo to na początku nie grało to, jak należy. Moim zdaniem drużyna potrzebowała czasu, aby wszystko mogło się zazębić. Zmian w kadrze było dużo, do tego doszły kontuzje, dlatego początek sezonu był ciężki. W pewnym momencie pojawiały się nawet głosy nawołujące do zwolnienia trenera, ale kryzysy trzeba przezwyciężać i cała sztuka polega na tym, aby w takich momentach karta się odwróciła. Nam się to udało i dziś idziemy jak burza w Europie, a w lidze też wyglądamy coraz lepiej. Uważam, że tę rundę zakończymy jeszcze dwoma zwycięstwami, niestety m. in. waszym kosztem. Koniec końców runda jesienna w naszym wykonaniu była dobra, natomiast jako kibic polecam krytycznie podchodzić do informacji podawanych w Internecie. Czasem spotykam się z opiniami, że ktoś nie pamięta tak słabego meczu, odkąd kibicuje Rakowowi – wtedy wiem, że nie mamy o czym rozmawiać, bo sam doskonale pamiętam ciężkie czasy w naszej całkiem niedawnej historii.
A co sądzisz o formie GieKSy?
Wydaje się, że ten sezon jest dla was cięższy niż poprzedni, w roli beniaminka. Z drugiej strony takie mecze jak pucharowy z Jagiellonią pokazują, że w waszej drużynie jest potencjał i gdybyś zapytał mnie o kandydatów do spadku, to nie wskazałbym w tym gronie GieKSy. Myślę, że te niegdyś „ulubione” przez was pozycje 8-12 w 1. lidze są teraz w waszym zasięgu, jeśli chodzi o Ekstraklasę. Natomiast z zachwytem obserwuję kibicowski boom na GieKSę, spowodowany m.in. nowym stadionem. Miałem okazję być w waszym sklepie „Blaszok”, który wygląda okazale, co chwilę przychodzili ludzie nie tylko na zakupy, ale też pogadać i zapytać o bieżące sprawy. Gdyby taki stadion jak wasz powstał w Częstochowie, to również byłby to dla nas impuls do kibicowskiego rozwoju.
Pytając o GKS w tym sezonie, przeważały opinie, że głównym powodem słabszej formy na początku sezonu był transfer Oskara Repki. Jak ten zawodnik odnalazł się pod Jasną Górą?
Pierwsze wejście Repki do zespołu było bardzo dobre. Z czasem nieco przygasł, być może z tego względu, że Marek Papszun wymaga więcej niż w większości innych klubów, nie tyle w kwestii samego zaangażowania na boisku, ale przede wszystkim całej otoczki. Była taka sytuacja po naszym meczu z Górnikiem, przegranym u siebie 0:1, który był chyba najsłabszy w całej rundzie: gra była fatalna i gdy po meczu trener nie przebierał w słowach, to mocno oberwało się m. in. Repce. Oskar wylądował na ławce i było to trudne zderzenie z rzeczywistością Marka Papszuna. Być może w GieKSie wyglądało to inaczej – po porażce trener reagował w inny sposób, jak przystało na beniaminka, natomiast w Rakowie wylicza się każdy błąd. Sam nie zwracam dużej uwagi na aspekty piłkarskie, ale czytałem opinie, że w ostatnim meczu ze Śląskiem Repka był jednym z naszych najsłabszych ogniw. Dla mnie jest to piłkarz z ogromnym potencjałem, pozostaje jednak pytanie, czy na dłuższą metę dopasuje się do naszego stylu gry. Z drugiej strony za chwilę w Rakowie będzie nowy trener, więc rola Repki też może się zmienić.
Jest też piłkarz, który kiedyś próbował podbić Częstochowę, a dziś nie wyobrażamy sobie bez niego GieKSy. Uważasz, że patrząc na obecną formę Bartosza Nowaka, odpuszczenie go przez Raków było błędem?
Przede wszystkim Bartek jest fajnym człowiekiem – otwartym, uśmiechniętym, radosnym. Widać, że gra sprawia mu przyjemność. Trudno uważać jego transfer za błąd. Kiedyś przygotowałem dla trenera statystykę zawodników, którzy nie sprawdzili się w Rakowie – większość wylądowała w 2. lub 3. lidze. Tacy jak Nowak są wyjątkami, ale nie znam dokładnie kulis jego odejścia – może sam na to nalegał, a może naciskał agent. Ja widziałbym Bartka w Rakowie, ale w tamtym czasie rywalizacja na jego pozycji była ogromna. Ponadto czasem po prostu tak jest, że w jednym klubie zawodnik gaśnie, a gdzie indziej, przy innym trenerze rozkwita i taki transfer okazuje się strzałem w dziesiątkę.
„Gdy pojawiła się informacja, że Papszun wraca, miałem mieszane uczucia, zastanawiając się, czy jest szansa po raz drugi napisać tę samą historię” – to twoje słowa z naszej poprzedniej rozmowy. Wszystko wskazuje na to, że twoje obawy były słuszne.
Mimo całego zamieszania, jakie od kilku tygodni trwa w Częstochowie, z Markiem Papszunem wciąż mam dobre relacje. Po jednym z ostatnich meczów porozmawiałem trochę dłużej z trenerem i poznałem jego punkt widzenia oraz odczucia co do obecnej sytuacji w klubie. Dlatego teraz, gdy spotykam się z innymi kibicami i słucham niepochlebnych opinii na temat trenera, to staram się tonować nastroje. Trener Papszun nie jest idealny ani bezbłędny, ale takie sprawy często mają drugie dno i nie inaczej jest w tym przypadku.
Po ewentualnym odejściu Marek Papszun zachowa status legendy?
Pod koniec jego pierwszej kadencji byłem wśród inicjatorów uroczystego pożegnania trenera w naszym kibicowskim lokalu, wręczyliśmy mu też piłkę z napisem „trener – legenda”. Żegnaliśmy go jak króla, tymczasem niedługo później on wrócił. To dowód na to, że zarząd nie był przygotowany na jego odejście, decydując się na Dawida Szwargę. Poza tym nastroje byłyby inne, gdyby w poprzednim sezonie Raków zdobył mistrzostwo. Nie każdemu pasuje praca z Markiem Papszunem, ale trzeba pamiętać, że w tym, co robi, jest profesjonalistą i nawet w sytuacji, gdy jedną nogą jest w Legii, to jego piłkarze wychodzą na boisko przygotowani i wygrywają kolejne mecze. Po pamiętnej konferencji wielu w to zwątpiło – pojawiły się głosy, że piłkarze będą grać przeciwko trenerowi. Z kolei po wysokich zwycięstwach z Rapidem i Arką ci sami ludzie mówili: wygrali, bo chcieli zrobić na złość Papszunowi. Można oszaleć…
Po deklaracji trenera o chęci trenowania Legii studziłeś na Twitterze gorące głowy częstochowskich kibiców. Jakie uczucia dominują – zawód czy zrozumienie?
Zdecydowanie negatywnie odebrano tę wypowiedź trenera, przede wszystkim co do miejsca i czasu. Natomiast ja patrzę na to w inny sposób. Owszem, trener mógł to rozegrać inaczej, ale z drugiej strony, gdyby tego nie zrobił, a niedługo później wypłynęłaby informacja o jego przejściu do Legii, to spotkałby się z zarzutem, że nas zdradził i ukrywał prawdę. Wszyscy wiemy, że Papszun jest Legionistą, warszawiakiem i prowadzenie stołecznych zawsze było jego marzeniem. W Częstochowie zrobił kawał dobrej roboty, dlatego nie widzę w jego słowach aż tak dużej sensacji, jak przedstawiają to media.
Kwestia „transferu” Papszuna do Legii jest już oficjalna?
Nie mam pojęcia. Oficjalne jest porozumienie Rakowa z Łukaszem Tomczykiem – trenerem Polonii Bytom. Było już wiele wersji rozwoju sytuacji, natomiast jeśli miałbym obstawiać, to moim zdaniem Papszun zostanie w Częstochowie do końca rundy (kilka godzin później taką informację podał Tomasz Włodarczyk w serwisie meczyki.pl – przyp. red.).
W ostatnich tygodniach forma zarówno Rakowa, jak i GKS-u wyraźnie poszła w górę. To, co jeszcze nas łączy, to lanie od ostatniego w tabeli Piasta Gliwice. Jak do tego doszło w Częstochowie?
Na ten temat nie powiem zbyt wiele, bo choć w ciągu ostatnich 18 sezonów opuściłem zaledwie siedem domowych meczów Rakowa, to właśnie z Piastem był jeden z nich. Ani go nie oglądałem, ani też nie analizowałem tej porażki. Po pierwsze, Daniel Myśliwiec jest dobrym trenerem i szybko odcisnął swoje piętno na drużynie, a po drugie liga jest mega wyrównana i nawet tak niskie miejsce w tabeli jak Piasta nie znaczy, że nie potrafią się odgryźć. Inna sprawa, że Rakowowi zawsze lepiej gra się z drużynami z czołówki – nie wiem, czy to kwestia motywacji, czy czegoś innego. Mimo że Piast zdobył 6 punktów z naszymi drużynami, to uważam, że w końcowym rozrachunku znajdzie się mimo wszystko w trójce spadkowiczów.
Jeśli natomiast chodzi o czołówkę ligi, to wielokrotnie podkreśla się w mediach postawę Jagiellonii, która dobrze prezentuje się we wszystkich rozgrywkach. Tymczasem Raków radzi sobie równie dobrze, o ile nie lepiej, bo w przeciwieństwie do Jagi nadal ma szansę na Puchar Polski. Cele na ten sezon pozostają niezmienne?
Zdecydowanie. Zarówno trener, jak i piłkarze zarabiają takie pieniądze, że nie ma innego celu jak mistrzostwo. Pochwały dla Jagiellonii przypominają mi laurki dla Rakowa przy okazji marszu z 1. ligi do Ekstraklasy – jak to wszystko było doskonale poukładane. Jaga wygląda nawet lepiej – ogromny stadion, odpowiednie zaplecze infrastrukturalne i kibicowskie. Z kolei Raków jest w Polsce wyśmiewany przede wszystkim za brak stadionu. Mieliśmy swoje pięć minut zachwytów w mediach, a teraz każdy gorszy moment jest dodatkowo rozdmuchiwany. Nic się jednak nie zmienia: zarówno mistrzostwo, jak i Puchar Polski są dla nas mega ważne. Do tego jak najdłuższa gra w Lidze Konferencji. Po to sztab liczy tylu ludzi, by odpowiednio przygotować zespół do wszystkich rozgrywek, a wyniki muszą przyjść. Tym bardziej że w Pucharze robi się powoli autostrada do finału.
Musicie tylko uważać, by nie utknąć na bramkach z napisem „GKS Katowice”, ale przy odpowiednim zrządzeniu losu być może jeszcze będzie okazja o tym porozmawiać. Tymczasem skupiacie się na lidze i rozgrywkach europejskich. Czujecie się już w Sosnowcu jak u siebie?
W żadnym wypadku. Nie było tak ani w Bełchatowie, ani teraz w Sosnowcu. Trzeba być wdzięcznym włodarzom obu miast, że Raków miał gdzie grać, ale nie da się czuć dobrze poza Częstochową. Niby to tylko 60 kilometrów, ale każdy mecz w Sosnowcu bardziej przypomina bliski wyjazd niż mecz u siebie. Ciężko przyciągnąć tłumy na takie mecze, szczególnie tych najmłodszych – w Częstochowie byłoby to dużo prostsze. Sam stadion jest kapitalny do oglądania meczu, natomiast u siebie będziemy tylko w Częstochowie, choć na ten moment jest to nierealne. I pewnie w ciągu najbliższych lat się to nie zmieni.
Mimo że spodziewam się odpowiedzi, to i tak zadam ci to samo pytanie, co ostatnio: co nowego dzieje się w sprawie stadionu dla Rakowa?
Odpowiadam tak samo: nic się nie dzieje. Jakieś rozmowy się toczą, ale dopóki nie zobaczymy łopat na terenie budowy, to nie uwierzymy w żadne obietnice. Nie da się ukryć, że blokuje to rozwój klubu i Marek Papszun musi czuć to samo. Za każdym razem słyszy od prezesa, że rozmowy z Miastem są w toku – po pięciu czy sześciu latach można mieć już tego dość.
W poprzednim sezonie typowałeś gładkie 3:0 dla Rakowa w Częstochowie, tymczasem mecz potoczył się zupełnie inaczej.
Rzeczywiście, mój typ się nie sprawdził i po meczu śmiałem się w duchu, co ze mnie za znawca. Moim zdaniem tym meczem przegraliśmy mistrzostwo Polski, więc po czasie zabolało podwójnie. Szczególnie nie lubię przegrywać z Legią, Widzewem czy Lechem, a tutaj przyszła porażka z beniaminkiem. Mówi się trudno, bo takie wpadki się zdarzają. Myślę, że w najbliższą niedzielę 3:0 dla nas już musi być. Raków jest w gazie, a GieKSa będzie delikatnie podmęczona pojedynkiem z Jagiellonią, który musiał was sporo kosztować. Raków też co prawda grał ze Śląskiem, ale moim zdaniem wyglądało to trochę tak, jakby grał na pół gwizdka. Dlatego forma fizyczna będzie działać na naszą korzyść.
Wiem, że byłeś na Nowej Bukowej w pierwszej kolejce tego sezonu. Jak wrażenia?
Jak wspominałem w naszej poprzedniej rozmowie, tylko raz miałem okazję być na starej Bukowej – załapałem się na ostatni wyjazd w ubiegłym roku. W tym sezonie wiedziałem, że z powodu narodzin dziecka będę musiał odpuścić część wyjazdów, dlatego ucieszyłem się, że do Katowic jechaliśmy na samym początku i zdążyłem się do was wybrać. Miałem podobne odczucia jak z meczu w Lublinie – imponujący stadion, wszyscy ubrani na żółto, mnóstwo ludzi i kapitalny doping. Wielokrotnie podkreślałem, że doping ekip ze Śląska, takich jak GieKSa czy Górnik, to ścisły top w Polsce. Co do samego meczu to nie powiem za wiele, bo nie należę do tych, którzy szczególnie skupiają się na analizie boiskowych wydarzeń, najważniejsze było zwycięstwo 1:0. Cały wyjazd wspominam więc bardzo dobrze, z wyjątkiem incydentu z rozpylonym gazem, który wprowadził trochę zamieszania.
Felietony Piłka nożna
Plusy i minusy po Rakowie
Po meczu z Rakowem można było odnieść wrażenie, że ktoś przewinął taśmę o kilka kolejek wstecz i z powrotem wrzucił GieKSę w tryb „mecz do ukłucia, ale nie do wygrania”. To nie był występ fatalny, ale zdecydowanie taki, który pozostawia po sobie uczucie niedosytu.
Kilka naprawdę obiecujących momentów w pierwszej połowie, trzy sytuacje, które aż prosiły się o lepsze ostatnie podanie lub dokładniejszy strzał, a jednocześnie za mało konsekwencji, by z Częstochowy wywieźć choćby punkt. Raków – drużyna w formie, w gazie, z szeroką kadrą – przycisnął po przerwie i to wystarczyło na jedno trafienie. Problem w tym, że my nie wykorzystaliśmy swoich szans wtedy, gdy mieliśmy ku temu przestrzeń. Zapraszam na plusy i minusy po meczu z Rakowem.
Plusy:
+ Pomysł na mecz w pierwszej połowie
Raków nie dominował od początku. GieKSa bardzo dobrze wyglądała w pressingu i w szybkim wyprowadzaniu piłki. Były momenty, w których to katowiczanie wyglądali dojrzalej – szczególnie do 30. minuty. Szkoda tylko, że z tego pomysłu nie udało się „wcisnąć” bramki.
+ Jędrych i Klemenz
W pierwszych 30 minutach GieKSa miała sytuacje… po stałych fragmentach i dobitkach właśnie środkowych obrońców. Jędrych dwa razy huknął z powietrza tak, że gdyby piłka zeszła, choć o pół metra, mielibyśmy kandydata do gola kolejki. Klemenz czyścił kluczowe akcje Rakowa – chociażby Makucha z 19. minuty. Solidny występ tej dwójki, szczególnie w pierwszej połowie.
Minusy:
– Niewykorzystane setki
To jest największy grzech tego meczu. Sytuacja 3 na 1 w 37. minucie – Zrel’ák mógł strzelić albo wystawić, a nie zrobił… niczego. W drugiej połowie Marković z pięciu metrów trafił w poprzeczkę, mając przed sobą pół bramki. W takim spotkaniu, jeśli masz 2-3 okazje, to musisz coś z nich zrobić, jeśli chcesz myśleć o wygranej.
– Statyczna reakcja przy straconej bramce
To był gol, którego można było uniknąć, bo sama akcja nie była wybitnie skomplikowana. Niestety Galan był spóźniony, a Brunes zupełnie niekryty. Raków przyspieszył w drugiej połowie, ale to nie był jakiś huragan – po prostu konsekwentna i cierpliwa gra.
– Głęboko i chaotycznie w drugiej połowie
Po 60. minucie w zasadzie przestaliśmy utrzymywać piłkę. Oderwane akcje, straty, chaos, brak wyjścia do pressingu. Raków to wykorzystał i zamknął GieKSę na długie minuty. Paradoksalnie – nie tworzyli sytuacji seryjnie, ale całkowicie przejęli inicjatywę. A my nie potrafiliśmy odpowiedzieć.
Podsumowanie:
GKS nie zagrał w Częstochowie meczu złego. Zagrał mecz… do wzięcia. I właśnie dlatego jest tyle rozczarowania.
To spotkanie nie zmienia obrazu całej jesieni. Wręcz przeciwnie – potwierdza, że ta drużyna gra dobrze. 6 zwycięstw w 7 ostatnich meczach przed Rakowem to nie przypadek. 20 punktów po jesieni w tak spłaszczonej tabeli to naprawdę solidny wynik. GieKSa po fatalnym starcie wróciła do ligi z jakością.
Ten mecz można było zremisować. Można było nawet wygrać. Nie udało się – ale też nie ma tu powodu, by bić na alarm. Przy takiej dyspozycji, jak z Motoru, Korony, Niecieczy, Jagiellonii, Pogoni czy w pierwszej połowie z Rakowem – GKS będzie punktował. Wiosna zacznie się praktycznie od zera, bo cała dolna połowa tabeli wciągnęła się w walkę o utrzymanie.
GieKSiarz
Piłka nożna
Nowa Bukowa pisze swoją historię
Gdy wydaje nam się, że i tak dużo przeżyliśmy w tym roku, GieKSa dokłada kolejną cegiełkę. Do wspomnień. Do historii. Do legendy. Rok 2025 to kolejny, który będziemy mogli wspominać z rozrzewnieniem i dumą. To nie jest jeszcze podsumowanie, bo czeka nas niedzielny mecz z Rakowem Częstochowa. Ale to, jak szybko Nowa Bukowa zaczęła pisać swoją historię, jest po prostu ewenementem. Ten stadion to już nie nowość i ciekawostka. To miejsce, w którym JUŻ przeżyliśmy piękne chwile, o których będziemy pamiętać na zawsze.
Wczorajsze późne popołudnie i wieczór było magiczne. Nie pamiętam tak głośnych i długich podziękowań i świętowania po meczu. Mimo mniejszej niż na meczach ligowych frekwencji było w tym tyle esencji, a euforia utrzymująca się po bramce Bartosza Nowaka była ciągle wyczuwalna. Nasz zespół osiągnął naprawdę wielki sukces ogrywając – nie waham się tego określenia użyć – obecnie najlepszą drużynę w Polsce. Tak, Jaga mimo chwilowego zawahania (które i tak nie jest naznaczone porażkami), jest w mojej opinii najlepiej i najrówniej grającą drużyną naszej ekstraklasy. I co najlepsze – GieKSa wygrała ten mecz zasłużenie. Znów żelaznym realizowaniem taktyki i przede wszystkim efektywnością w działaniu. Piłkarze Jagi dwoili się i troili próbując wejść w nasze pole karne, a wręcz bramkowe, ale zaraz mieli naprzeciw siebie gąszcz nóg i tułowi katowickich rywali. Nasi piłkarze byli jak smok, któremu w momencie obcięcia jednej nogi (czytaj minięciu jednego przeciwnika), wyrastały trzy nowe. Przez to Jaga nie stworzyła sobie bardzo klarownych sytuacji. Było kilka zamieszań, kilka strzałów z dystansu, kilka interwencji Strączka. Ale summa summarum, podobnie, jak w meczu z Pogonią, zagrożenia wielkiego z tej ofensywy Jagi nie było.
Pan Piłkarz Bartosz Nowak… Boże. Przecież to jest obecnie najlepszy piłkarz ekstraklasy. Inteligencja i efektywność tego zawodnika sprawia, że śmiało może on kandydować do najlepszego piłkarza GKS w ostatnim dwudziestoleciu. Przy czym nie mówimy tu o dorobku, długiej grze, tylko walorach czysto piłkarskich. Uważam, że od czasu Przemysława Pitrego nie mieliśmy tak dobrego zawodnika, tyle że Bartek i od tego zawodnika jest dużo lepszy. To inny poziom, inna liga. Cieszmy się, że mamy takiego piłkarza w swoich szeregach. W poprzednim sezonie trochę kręciliśmy nosem, bo choć zawodnik imponował swoimi niekonwencjonalnymi zagraniami i również był efektywny, zaliczał asysty, to jakoś mieliśmy wrażenie, że jest tego za mało, jak na jego potencjał. Teraz ten potencjał wybuchł ze zdwojoną siłą. Zawodnik jest to wprost doskonały i dla takich ludzi dzieci zaczynają się interesować piłką nożną i wieszają plakaty nad łóżkiem. Po prostu mistrz.
W wywiadzie dla GieKSaTV Bartek powiedział, że pierwsza bramka to w zdecydowanej większości zasługa Marcela Wędrychowskiego. Mam z tym stwierdzeniem problem, bo zgadzam się, ale nie do końca. To znaczy uważam, że większość zasługi w tym golu jest i Marcela, i Bartka. Wiem, że to wbrew logice, ale trudno. Zaraz się skupię na Marcelu, ale to co zrobił Bartosz tym minięcie na spokoju przeciwnika to też był majstersztyk. Przecież gdyby uderzył od razu, ryzykowałby trafieniem w blokujących przeciwników. A tak zamarkował strzał, nawinął i już nie miał żadnych przeszkód, by trafić do siatki. To był jego kunszt. Wielu piłkarzy stosuje nadmierne dryblingi, nawet w takich sytuacjach, ale często są one zupełnie bez sensu. Tutaj było to działanie w ściśle określonym celu – zwiększenia prawdopodobieństwa zdobycia bramki. I to się udało perfekcyjnie.
W pierwszej połowie Bartek często stosował taki subtelny pressing, próbował przewidzieć błąd rywala, więc gdy Piekutowski miał piłkę, robił taki ruch, to w lewo, to w prawo, by ewentualnie przeciąć piłkę. Dosłownie pomyślałem sobie wtedy, że mało prawdopodobne jest, że coś takiego się uda, ale po chwili przyszła druga myśl: Pan Piłkarz Bartosz Nowak wie, co robi i skoro tak robi, to jest duża szansa, że w końcu będzie z tego efekt. I choć nie bezpośrednio, to jednak taki błąd przeciwnika wykorzystał właśnie Marcel Wędrychowski. To jak katowicki De Bruyne wyczuł i doskoczył do golkipera gości, to też była klasa. Liczyła się szybkość. I oczywiście geneza tego gola jest po stronie Marcela. A potem był już kunszt Nowego.
W ataku zagrał tym razem Ilja Szkurin. Zawodnik przepychał się z rywalami, walczył. Sytuacji przez sporą część meczu nie miał. Ale jak już przyszło do pokazania swoich umiejętności, to i tu Białorusin spisał się świetnie. Najpierw świetne przyjęcie klatką, potem asysta oczywiście od Nowaka, no i pozostało już pewne wykończenie. Choć przyznam, że bardziej niż ten gol, podobało mi się zachowanie Ilji, przy golu na 3:1. Poszedł jak ten dzik na Vitala i już sam nie wiem, czy nasz zawodnik dziubnął tę piłkę czy rywal, ale ta agresja to było coś wspaniałego i doprowadziła ona do tego, że piłka trafiła pod nogi Nowaka, a ten – znów w wybitny sposób – strzelił niczym bilą do łuzy. W ogóle mam wrażenie między Szkurinem, a Nowakiem jest jakaś chemia, to jak współpracują i cieszą się wspólnie po bramkach, ten uśmiech na ustach i radość – coś pięknego. A Ilja w ogóle jeszcze punktuje u mnie dodatkowo tym, że ma kota – ale to już prywata 😉
Około 80. minuty byłem też pod wrażeniem jednej rzeczy i bardzo ceniłem nasz zespół. Mianowicie za to, że nie cofnęliśmy się do głębokiej defensywy. Oczywiście kilka razy byliśmy bardzo głęboko, bo Jaga rzuciła na nas wszystkie siły, do Imaza dołączyli Pululu czy Pietuszewski i mając dwubramkową stratę, logicznym było, że ruszą na nas. I czasem zakotłuje się w polu karnym. Jednak GieKSa starała się jak tylko mogła oddalić grę i dość często to się udawało. Ceniłem to dlatego, bo nieraz w takiej sytuacji zespoły cofają się już na stałe w swoją szesnastkę i tylko czekają na wymiar kary. Zamiast po prostu grać swoje. Powiedziałem sobie wtedy w duchu – właśnie w tej 80. minucie – że jeśli GKS straci dwa gole, to nie będę miał żadnych pretensji za ten sposób gry, bo ostatecznie to zmniejsza ryzyko utraty bramek, a nie zwiększa. Ostatecznie Jagiellonia strzeliła gola z rzutu karnego, bo Rafał Strączek w drugim meczu z rzędu znokautował rywala (poprzednio Kuuska, teraz Pozo), ale to była jedyna bramka gości w tym spotkaniu. I Rafał się do tego przyczynił również, broniąc dobrze i pewnie.
Ten mecz miał kilka analogii ze spotkaniem z ekstraklasy z poprzedniego sezonu. Znów wygraliśmy 3:1. Znów gola strzelił Pululu. I znowu katowiczanie zdobyli bramkę po fatalnym błędzie rywali w wyprowadzaniu piłki. Wtedy Nowak odebrał piłkę Halitiemu i gola strzelił Adrian Błąd, tym razem to Nowy był egzekutorem po świetnym odebraniu od Piekutowskiego. I znów euforia.
Dodajmy, że to już druga bramka w tym sezonie, w której nasz piłkarz odbiera piłkę bramkarzowi przeciwnika. W Płocku Rafałowi Leszczyńskiemu futbolówkę sprzed nosa zgarnął Marcin Wasielewski. Pressing się opłaca!
Nie zapominajmy też o świetnej defensywie naszej drużyny. To była kontynuacja gry z meczu z Pogonią. Poświęcenie, żółty (w tym przypadku czarny) mur naszych piłkarzy, wślizgi, bloki i wybloki. To co było naszym mankamentem na początku sezonu, w dwóch ostatnich meczach stało się chlubą. Nasz zespół znakomicie gra w obronie. A jeśli dołożymy do tego fakt, że nie opieramy się tylko na kontrach, tylko budujemy ciekawie swoje akcje ofensywne, można powiedzieć, że rozwój tej drużyny trwa w najlepsze.
Kolejnym naszym problemem były tracone nałogowo bramki do szatni. Już o tym zapomnieliśmy, choć Pululu akurat trafił na kilka minut przed końcem. Ale ostatnio mamy mecze na zero z tyłu, tych goli do szatni też po prostu nie zaliczamy. A tymczasem trend się odwrócił. Gdy ja się cieszyłem, że mamy spokojne 0:0 do przerwy i jedna minuta doliczona, GieKSa przeprowadziła swoją skuteczną akcję. Dla mnie to był totalny bonus, bo mentalnie byłem przy remisie do przerwy. A potem w doliczonym czasie całego meczu Bartosz ponownie strzelił gola.
Euforia po tej bramce była niebywała. Z wszystkich spadło ciśnienie. Te okrzyki „GKS! GKS!” i „Loooo, lolo loooooooo” po bramce przypominały stare czasy, jeszcze z lat 90., kiedy właśnie tak celebrowało się bramki. Absolutnie piękna sprawa.
Trener oczywiście na konferencji jest „oficjalny”, więc gdy zapytałem go, czy ma satysfakcję, że utarli nosa Jagiellonii za ten mecz ligowy, który się nie odbył powiedział, że nie rozpatruje tego w takich kategoriach. Za to my, jako kibice możemy – bo to też jest kwintesencja kibicowania, takiego bym powiedział w stylu angielski, czyli takie prztyczki, docinki. Więc troszkę Jaga dostała za swoje za to, że nie przygotowali boiska i lekceważąco podeszli zarówno do naszej drużyny, jak i kibiców, którzy do Białegostoku przyjechali. Chytry traci. Więc nie było co kombinować, trzeba było w tamtą niedzielę zagrać. Choć może Jaga wiedziała, co ją czeka i po prostu się bała?…
Myślałem o takim performancie, żeby trenerowi Siemieńcowi wręczyć łopatę do odśnieżania po meczu, ale stwierdziłem, że nie będę takich cyrków robił, choć wydaje mi się to całkiem zabawne (ach, pamiętny Puchar Pepco). Jednak nawet gdybym już miał sprzęt przygotowany, to w ostatniej chwili bym zrezygnował. Widząc przybitego trenera gości, włączyłaby mi się empatia i po prostu bym mu już nie dowalał. Poza tym mógłbym z tej konfrontacji nie wyjść żywy 😉
Jesteśmy w ćwierćfinale. Po raz pierwszy od 21 lat. W końcu po latach upokorzeń, kompromitacji i pucharowych dramatów, przeszliśmy już trzy rundy i zagramy na wiosnę w tych rozgrywkach. Czy znów naszym przeciwnikiem będzie ekipa z ekstraklasy? A może jakaś drużyna z niższej ligi? W ósemce znalazły się Avia Świdnik, Zawisza Bydgoszcz i Chojniczanka. To byłyby bardzo ciekawe opcje. W każdym razie droga na Narodowy zrobiła się realna. Trzeba będzie walczyć o to ze wszystkich sił.
W niedzielę Raków. Na zakończenie roku. GKS Katowice ma obecnie sześć zwycięstw w siedmiu ostatnich meczach. Bilans to znakomity. Trochę osób wieszczyło, że po porażce z Piastem w pozostałych spotkaniach nie zdobędziemy już żadnych punktów, że wszystko przegramy. Tymczasem mecz w Białymstoku się nie odbył, a potem z Pogonią i Jagą GKS po bardzo dobrej grze odniósł zwycięstwa. Naprawdę – wierzmy w tę drużynę.
Oczywiście z Rakowem łatwo nie będzie, bo piłkarze Marka Papszuna złapali dobry rytm. Odprawili z kwitkiem Rapid Wiedeń i Arkę strzelając im po cztery gole, wyeliminowali także Śląsk Wrocław. Więc przeciwnik jest trudny, ale przecież w lutym pokonaliśmy go w Częstochowie. A GieKSa jest na tyle w dobrej dyspozycji, że nie ma powodów, by nie wierzyć, że przy Limanowskiego nasz zespół nie jest w stanie grać o zwycięstwo.


Najnowsze komentarze