Dołącz do nas

Hokej Piłka nożna Piłka nożna kobiet Prasówka Siatkówka

Tygodniowy przegląd mediów: Mistrzowie przystępują do obrony tytułu

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów z ostatniego tygodnia, które dotyczą sekcji piłki nożnej, siatkówki oraz hokeja GieKSy. Prezentujemy, naszym zdaniem, najciekawsze z nich.

W piętnastej kolejce rozgrywek Orlen Ekstraligi nasza kobieca drużyna pokonała lidera rozgrywek drużynę Pogoni Szczecin 1:0 (1:0). Następną kolejkę rozgrywek, ze względu na występy reprezentacji, zaplanowano na weekend 13-14 kwietnia. Wcześniej, bo jutro (27 marca) nasz zespół zmierzy się na Bukowej w ¼ finału Pucharu Polski z Górnikiem Łęczna. Mecz rozpocznie się o godzinie 17:00. Drużyna męska korzystając z przerwy w rozgrywkach zmierzyła się w spotkaniu sparingowym z Podbeskidziem Bielsko-Biała. Spotkanie zakończyło się zwycięstwem GieKSy 1:0 (0:0). Kolejne spotkanie ligowe zespół rozegra pierwszego kwietnia, na wyjeździe z Zagłębiem Sosnowiec. Początek spotkania o godzinie 15:00.

Wczoraj (25 marca) siatkarze przegrali na wyjeździe z Czarnymi Radom 0:3. Następne spotkanie zaplanowano na najbliższy czwartek (28 marca) od godziny 20:30. Przeciwnikiem w hali w Szopienicach będzie VC Barkom Każany Lwów.

Hokeiści w półfinale THL pokonali JKH GKS Jastrzębie i awansowali do finału rozgrywek. Przeciwnikiem będzie Unia Oświęcim. Pierwsze mecze finałowe zostaną rozegrane w przyszły wtorek i środę (drugiego i trzeciego kwietnia) w Satelicie.

 

PIŁKA NOŻNA

kobiecyfutbol.pl – Hitowe spotkanie dla Mistrzyń Polski, słaby występ liderek

W sobotnie południe na stadionie przy ulicy Bukowej w Katowicach odbyło się spotkanie dwóch najpoważniejszych kandydatów do tytułu Mistrza Polski w tym sezonie. Pogoń zaliczyła drugą porażkę w tym sezonie.

Katowiczanki rozpoczęły mecz z animuszem i już w 4. minucie Dżesika Jaszek była bliska zdobycia bramki, jednak po jej strzale piłka trafiła w słupek. Oba zespoły jednak dość asekuracyjnie i kolejnych szans na strzelenie bramki przez długi czas nie było. W 23. minucie kibice zgromadzeni doczekali się pierwszej bramki. Karolina Bednarz z lewej strony wrzuciła piłkę w pole karne, w zamieszaniu znalazła najlepiej się Aleksandra Nieciąg i trafiła do siatki. W 29. minucie w starciu między Bińkowską, a Litwiniec ucierpiała Anna Palińska. Uraz był na tyle poważny, że bramkarka ze Szczecina nie była w stanie kontynuować spotkania i w jej miejsce pojawiła się Natalia Radkiewicz. Tuż przed przerwą Aleksandra Nieciąg stanęła przed szansą zdobycia drugiej bramki, jednak zabrakło celnego strzału. Do przerwy wynik spotkania się nie zmienił i to mistrzynie Polski schodziły do szatni w lepszych humorach.

Druga połowa rozpoczęła się pod dyktando gospodyń, ale mimo przewagi nie potrafiły stworzyć groźnych sytuacji pod bramką .W 63. minucie boisko opuściła Klaudia Maciążka, która doznała kontuzji i nie była w stanie kontynuować gry. Tempo meczu spadło, z obu stron pojawiało się coraz więcej fauli. Mimo upływających minut ani wynik, ani obraz gry nie zmienił się. Pogoń przegrała drugi mecz z rzędu i obie drużyny zrównały się liczbą punktów.

 

dziennikzachodni.pl – Kibice GKS Katowice zadowoleni, ale nie szczęśliwi. Piłkarki wygrały mecz z Pogonią, jednak wciąż są za rywalkami

Piłkarki GKS Katowice wygrały mecz z Pogonią Szczecin, ale jeden gol nie pozwolił im na wyprzedzenie rywalek. Zespół Karoliny Koch znalazł się więc w bardzo trudnej sytuacji w walce o obronę tytułu.

Broniące tytułu mistrzowskiego piłkarki GKS Katowice w meczu na szczycie pokonały Pogoń Szczecin 1:0, rewanżując się rywalkom za jesienną porażkę na ich terenie. Zwycięstwo powinno być wyższe, a nieskuteczność gospodyń może mieć brzemienne skutki dla całych rozgrywek.

Pogoń i GKS mają bowiem w tabeli tyle samo punktów i remisowy bilans bezpośrednich spotkań. Różnica bramek zdecydowanie jest po stronie szczecinianek, więc ekipa Karoliny Koch w ostatnich siedmiu kolejkach musi zdobyć więcej punktów niż sobotnie rywalki.

W środę na Bukowej piłkarki GKS-u rozegrają mecz ćwierćfinałowy Pucharu Polski z Górnikiem Łęczna. Początek o godzinie 17.

 

tspodbeskidzie.pl – [Sparing] Podbeskidzie – GKS Katowice 0:1

Mecz kontrolny Podbeskidzia z GKS-em Katowice, zakończył się jednobramkowym zwycięstwem gości.

Pierwszą próbę w meczu oglądaliśmy w 5. minucie spotkania, składną akcję naszego zespołu kończył strzał testowanego zawodnika, ale piłka powędrowała nad poprzeczką.

Po chwili pierwszą dogodną akcję oglądaliśmy po stronie gości, prostopadłym podaniem obsłużony został Arak, który skierował piłkę do siatki, ale sędzia zasygnalizował pozycję spaloną napastnika.

W następnych minutach nasi zawodnicy stworzyli dobre okazje, najpierw po dobrej kontrze piłka powędrowała przed pole karne do Banaszewskiego, ale jego strzał został zablokowany. Chwilę później, po kolejnej składnej akcji i szybko wymienionych podaniach, piłka została wystawiona do Ziółkowskiego, ale jego strzał z lewej nogi zza szesnastki przeszedł obok bramki

W 20. minucie do głosu ponownie i praktycznie po raz ostatni w pierwszej połowie, doszli goście, Arak oddał mocny strzał ze skraju pola karnego, ale między słupkami czujny był Krzepisz, który sparował uderzenie napastnika.

Przed upływem pół godziny gry 29, dobrą prostopadłą piłkę od Tomasika otrzymał Sitek, który wystawił ją testowanemu zawodnikowi, jego strzał został zablokowany, a do odbitej piłki dopadł jeszcze Ziółkowski, ale ostatecznie bramkarz GKS-u zdołał wypiąstkować piłkę poza pole karne.

Dobra pierwsza połowa w wykonaniu naszego zespołu mogła zostać zwieńczona klasyczną bramką do szatni, jednak najpierw, w 43. minucie obiecująca kontrę Sitka, nieprzepisowo zatrzymał Janiszewski, za co został ukarany żółtą kartką, a tuż przed opuszczeniem placu gry strzały oddawali Misztal i Maks, jednak mocne uderzenie Marcela z dystansu, na rzut rożny sparował Szczuka, a tuż przed końcowym gwizdkiem, po szybkim rozegraniu stałego fragmentu gry, jeden z obrońców ofiarnie zablokował próbę Sitka.

Od początku pierwszej połowy Górale cały czas próbowali zdobyć bramkę, po rzucie rożnym do szansy doszedł Hlavica, ale jego strzał przeszedł nad poprzeczką.

Autorem następnej okazji był już GKS, po dośrodkowaniu z lewej strony, strzał z woleja oddał Arak, ale piłka po jego strzale wpadła w kozioł i bez problemu złapał ją Krzepisz.

Po upływie godziny gry, nasz zespół przeprowadził dobrą akcję na prawej stronie boiska, krótkie podania wymienili ze sobą Willmann i Zając, piłka wystawiona została przed pole karne do Kisiela, ale strzał Kuby wylądował tylko na bocznej siatce.

Wynik spotkania otworzył się w 66. minucie. Precyzyjne dośrodkowanie z rzutu rożnego na krótki słupek, walkę w powietrzu wygrał Aleksander Komor i precyzyjnym strzałem głową, skierował piłkę do siatki poza zasięgiem Wieczorka.

W 75. minucie oglądaliśmy prawdziwe oblężenie bramki gości, dwa rzuty rożne, liczne dośrodkowania i blokowane strzały, ale ostatecznie GKS-owi udało się przetrwać i skutecznie wyekspediować piłkę poza własną szesnastkę.

Minutę później przed kapitalną szansą stanęli nasi młodzieżowcy. Najpierw walkę bark w bark wygrał Stempniewicz, jego strzał obronił bramkarz, a dobitkę Zająca, na wślizgu zablokował Komor.

Do końca spotkania nasz zespół próbował zdobyć bramkę i wyrównać stan rywalizacji, niestety ostatecznie piłki nie udało się skierować do siatki.

 

SIATKÓWKA

siatka.org – Czarni walczą do końca! Pewnie pokonali GKS

Choć niewielkie, to jednak są – szanse Czarnych Radom na utrzymanie w PlusLidze. Radomianie walczą o to do końca. Dowodem na to jest wygrana z GKS-em Katowice. Czarni nie dali rywalom szans i wygrali w minimalnej liczbie setów.

W pierwszych akcjach swoją siłę uderzenia w polu zagrywki pokazywał Meljanac. Radomianie wykorzystywali to m.in. w bloku, odskakując na 5:1. Goście szybko jednak złapali rytm, dobrze atakował Jakub Jarosz i GKS wyrównał po 8. Dołączył do niego też Lukas Vasina, ale Czarni nadal wykorzystywali swój serwis. Skuteczny był Konrad Formela i miejscowi prowadzili 14:12. Przy zagrywkach Rajsnera radomianie uciekli jeszcze bardziej (18:13), a do punktowania włączył się Rafał Buszek. Choć po drugiej stronie robił, co mógł Vasina, miejscowi grali swoje i zamknęli partię premierową wygraną.

Po powrocie do gry nie brakowało długich wymian i gdy jedną z nich atakiem skończył Vasina, GKS prowadził 6:4. W kolejnych akcjach obie ekipy pokazywały też swoją siłę w bloku. Po akcjach Sebastiana Adamczyka GKS prowadził nadal dwoma punktami. Starania Czarnych nie ustępowały. Przy zagrywce Formeli, goście zaczęli sie mylić, radomianie byli na fali i po jego asie serwisowym prowadzili 15:12. W ostatniej części seta kontynuowali dobrą grę i wygrali także tę odsłonę.

Katowickiej ekipie nadal było trudno punktować atakiem, ale ratowała się blokiem i wyszła na dwupunktowe prowadzenie. Długo go jednak nie utrzymała Meljanac dobrze atakował, blokował. Gdy w tym drugim elemencie zaprezentował się Todorović, miejscowi przejęli prowadzenie (11:10). W połowie seta Czarni nadal świetnie atakowali i blokowali, a GKS miał problemy. To dało miejscowym przewagę (17:12). Jeszcze Vasina podjął walkę, ale rywale byli nakręceni i pewnie zmierzali do sukcesu w tym meczu. Ostatnie akcje należały do Bartosza Gomułki.

Enea Czarni Radom – GKS Katowice 3:0 (25:21, 25:20, 25: 20)

 

HOKEJ

hokej.net – Dwie polskie drużyny w europejskich pucharach. Jedną z nich GKS Katowice

Wiemy już, że mistrz Polski zagra w Hokejowej Lidze Mistrzów. Ta decyzja, podjęta przez szefostwo CHL, otworzyła też furtkę GKS-owi Katowice, który wygrywając sezon zasadniczy zapewnił sobie udział w Pucharze Kontynentalnym. Zespół dowodzony przez Jacka Płachtę ma jednak chrapkę na mistrzowskiego hat tricka.

Przypomnijmy, że 10 sierpnia zarząd Polskiego Związku Hokeja na Lodzie przyjął uchwałę dotyczącą gry polskich klubów w europejskich rozgrywkach.

Według jej postanowień, w przypadku przyznania Polsce miejsca w CHL, do rozgrywek Pucharu Kontynentalnego przystąpi najlepsza drużyna sezonu zasadniczego. Oznacza to mniej więcej tyle, że w europejskich pucharach na pewno zobaczymy ekipę z Katowic.

Jeśli podopieczni Jacka Płachta po raz trzeci z rzędu sięgną po tytuł mistrzowski, awansują do Hokejowej Ligi Mistrzów. W Pucharze Kontynentalnym zobaczymy wówczas wicemistrza Polski.

 

GieKSa wygrywa w Jastrzębiu-Zdroju. Mistrz Polski wychodzi na prowadzenie w półfinale

Po raz pierwszy w półfinale TAURON Hokej Ligi aktualni mistrzowie Polski wychodzą na prowadzenie w rywalizacji z JKH GKS Jastrzębie. W czwartkowym spotkaniu GieKSa w wyjazdowym spotkaniu zwyciężyła 4:1.

Przeniesienie półfinałowej rywalizacji z Katowic do Jastrzębia, w żaden sposób nie wpłynęło na obraz wydarzeń na lodowej tafli. Kolejny raz naprzeciwko siebie stanęły dwa wyrównane zespoły, spośród których ciężko wskazać jednoznacznego faworyta. W pierwszej tercji kibice otrzymali wszystkie składowe dobrego widowiska hokejowego. Nie brakowało twardego rozbijania po bandach, a ciężar gry w ekspresowym tempie przenosił się z jednej strony na tafli na drugą. Do ciężkiej pracy zaprzęgani byli bramkarze, jednak dla fachowców pokroju Murraya i Lackoviča okres wzmożonej pracy nie stanowił większego wyzwania. W 15. minucie fauli w tercji rywala dopuścił się Dominik Paś. Mistrzowie Polski zdołali wykorzystać już pierwszą grę w przewadze. Sam Marklund kolejny raz dał popis swojej zwrotności, prezentując jastrzębskiej publiczności swój popisowy „Marklund move”. Grając plecami do bramkarza na małej przestrzeni niesygnalizowanie zabrał się z krążkiem, próbując z obrotu zaskoczyć Lackoviča. W tej sytuacji słowacki bramkarz zdołał jeszcze interweniować parkanem, jednak wobec dobitki Bena Sokaya był bezradny.

Tak jak w pierwszej tak i w drugiej tercji działaliśmy od bramki do bramki. W 30. minucie katowiczanie zaprezentowali raz jeszcze jak ważna jest konsekwentna i żmudna praca na bramkarzu rywala. Noah Delmas pokusił się o strzał z niebieskiej linii, o jego skierowanie do bramki starał się Hampus Olsson, któremu co prawda ta sztuka się nie udała, lecz ustrzelił on na tyle niefortunnie jednego z defensorów JKH, że guma ostatecznie znalazła się w siatce. Ważną rolę przy tej bramce odegrał kolejny raz Sokay, który do końca naciskał na jastrzębską obronę. Choć gospodarze otrzymali spory prezent od katowiczan w postaci dwukrotnej sposobności gry w przewadze, do końca drugiej tercji wynik nie uległ zmianie.

W trzeciej odsłonie jastrzębianie nie zamierzali zwlekać z odrabianiem strat, przechodząc do wysokiej pracy na rywalu, gdy ten utrzymywał się w posiadaniu krążka. Zdobycie kontaktowej bramki podopiecznych Róberta Kalábera kosztowało jednak aż 14 cennych minut. Tym razem szczęście uśmiechnęło się do gospodarzy i po zamieszaniu to Noah Delmas dał się trafić krążkiem w taki sposób, że skierował go do własnej bramki. Nadzieje na rychłe wyrównanie ostudził Ben Sokay, który półtorej minuty później w sytuacji „sam na sam” oszukał Lackoviča. Na ponad 3 minuty przed końcem trener Kaláber postanowił wycofać bramkarza, manewr ten nie przyniósł jednak kontaktowej bramki, a niemalże równo z końcową syreną, wynik strzałem do pustej bramki ustanowił Olli Iisakka.

 

Do finału jeden krok! Trzecie zwycięstwo GieKSy w serii

Z kompletem wyjazdowych zwycięstw opuszczają Jastrzębie-Zdrój hokeiści GKS-u Katowice. Podopieczni Jacka Płachty w czwartym meczu pokonali JKH GKS Jastrzębie 4:1, czym zapewnili sobie trzecie zwycięstwo w półfinałowej rywalizacji. Już w najbliższą niedzielę mistrzowie Polski będą mogli zagwarantować sobie przepustkę do gry w trzecim finale z rzędu.

Już od pierwszego wznowienia wydarzenia na lodzie potwierdzały, że będziemy świadkami dobrego widowiska. Obie ekipy wyszły z założenia, że na próżno myśleć o wygranej, bez zdobywania bramek. Podopieczni Róberta Kalábera znajdując się w tercji rywala korzystali z każdej okazji by sprawdzić dyspozycje w bramce Johna Murraya. Kolejny raz świetnym wyszkoleniem technicznym popisał się Benjamin Sokay, który z niemal przyklejonym do kija krążkiem zdobył tercję rywala, w wykończeniu akcji górą był jednak Jakub Lackovič. W 12. minucie GKS Katowice wygrał wznowienie w jastrzębskiej tercji. Kacper Maciaś wrzucił krążek na bramkę, który spod opieki obrony próbował wyłuskać Ben Sokay. Ostatecznie bezpańska guma padła łupem Hampusa Olssona, który przy samym słupku umieścił ją w bramce. Bliski wyrównania był Dominik Paś, jednak po jego strzale z prawego bulika wybrzmiał jedynie słupek. Wydarzenia pierwszej tercji zwieńczyła indywidualna akcja Filipa Starzyńskiego, ten jednak faulowany przez Joone Monto, nie dał rady zaskoczyć Johna Murraya by po chwili z impetem staranować katowickiego bramkarza. Wobec takiego obrotu spraw, nie mogli bierni pozostać obrońcy GieKSy, którzy momentalnie dopadli do Starzyńskiego, starając się mu wyartykułować nietykalność bramkarza. Choć posypały się wykluczenia, to obyło się bez osłabień w formacjach, gdyż były one nakładane obustronnie.

Po wznowieniu gry, obserwowaliśmy ponownie obustronne chęci do zdobycia bramki. W 27. minucie Tuukka Rajamäki oddał strzał, który został zatrzymany przez jednego z katowickich obrońców. Najwięcej sprytu w walce o krążek wykazał Dominik Paś, który przejął krążek i ulokował go w bramce. Wyrównująca bramka wyraźnie napędziła tempo spotkania, jednak już po 4. minutach entuzjazm gospodarzy ostudził Ryan Cook, który pociągnął soczyste uderzenie z koła bulikowego, zaskakując Jakuba Lackoviča. Jednobramkowe prowadzenie w żaden sposób nie zaspokoiło apetytu mistrzów Polski, którzy ani myśleli o cofnięciu się do obrony. W 35. minucie walka o krążek skupiała się wokół bandy, ten w końcu został wywalczony przez Olliego Iisakkę, który widząc otwartą autostradę do jastrzębskiej bramki, zabrał się z gumą i popisał się najwyższej klasy uderzeniem, nie dając Lackovičowi najmniejszych szans na podjęcie skutecznej obrony.

Mając wypracowaną dwubramkową przewagę, katowiczanie mądrze i odpowiedzialnie podeszli do rozgrywania kolejnych minut. W myśl zasady, że najlepszą obroną jest atak podopieczni Jacka Płachty kontynuowali konsekwentną grę w obronie, nie odmawiając sobie jednak sposobności do wykreowania własnych okazji. Pod koniec drugiej tercji katowiczanie dwukrotnie mieli możliwość rozgrywania przewag, jednak pomimo dobrej pracy na krążku nie zdołali z tych sposobności wykreować bramek.

W momencie gdy jastrzębianie próbowali zdobyć tercję rywala, Jakub Ižacký dopuścił się faulu na Kacprze Maciasiu. Za przewinienie, oraz późniejsze niesportowe zachowanie, został ukarany karami 2+2. Podczas nieobecności czeskiego napastnika, katowiczanie zdołali wykorzystać liczebną przewagę. Po otrzymaniu podania od Grzegorza Pasiuta, z krążkiem zabrał się Benjamin Sokay, by po chwili przy krótkim słupku zaskoczyć Lackoviča. Po stracie czwartej bramki trener Róbert Kaláber podjął decyzję o zmianie bramkarzy, dysponując między słupki Macieja Miarkę. Ostatnie minuty upłynęły już w okolicznościach nie zagrażających zmianie wyniku.

 

Mistrzowie przystępują do obrony tytułu, GKS Katowice melduje się w finale!

GKS Katowice odniósł czwarte z rzędu zwycięstwo w serii nad JKH GKS-em Jastrzębie, czym przypieczętował swój awans do finału play-off. Podopieczni Jacka Płachty zagrają po raz trzeci z rzędu w wielkim finale, stając przed szansą na mistrzowski hat trick.

Początek wydarzeń pierwszej odsłony upłynął pod znakiem gry w liczebnej przewadze. Już w pierwszej minucie sędziowie zasygnalizowali opóźnienie kary po przewinieniu Joony Monto. Jastrzębianie grając sześciu na pięciu starali się zamknąć gospodarzy. Nie zdołali jednak wypracować okazji strzeleckiej, a podbramkowe starcie pomiędzy Varttinenem oraz Starzyńskim spowodowało, że ta dwójka również została oddelegowana do boksów kar. Po powrocie Varttinena na lód, jedynie nieco ponad 3 minuty dane było mistrzom Polski występować w pełnym zestawieniu. W 7. minucie kolejną dwuminutową karą został wykluczony Joona Monto. Podczas kolejnej sposobności rozgrywania przewagi zespół Róberta Kalábera dużo sprawniej radził sobie w tercji rywala. Szczelnie blokujący defensorzy oraz dobrze dysponowany John Murray nie pozwolili rywalom na otwarcie wyniku spotkania. Katowiczanie dążyli do przyspieszania w rozegraniu krążka jednak czujne formacje obronne jastrzębian w pełni nadążały nad wydarzeniami na lodzie. W 18. minucie raz jeszcze zaiskrzyło pod bramką Murraya. Tym razem wymiana uprzejmości nastąpiła pomiędzy Ryanem Cookiem a jak zawsze będącym w centrum takich wydarzeń Filipem Starzyńskim. Te zachowania arbitrzy wycenili obustronnymi wykluczeniami 2+2 za ostrość oraz za atak kijem trzymanym oburącz.

Również w drugiej tercji nie obyło się bez szybkiego wykluczenia. 50 sekund po wznowieniu gry na ławce kar zasiadł Olli-Petteri Viinikainen. Po wyrównaniu formacji utrzymywała się wysoka intensywność pojedynku, jednak nieco więcej argumentów zdawali się przedstawiać gospodarze. Podopieczni Jacka Płachty dłużej od jastrzębian pozostawali na krążku, regularnie angażując Jakuba Lackoviča. Otwarcie wyniku nastąpiło w 38. minucie. Po wygranym wznowieniu, krążek został wycofany do Ryana Cooka, który imponując spokojem zgubił blokującego rywala, a następnie oddał mocny strzał na bramkę. Lackovič zdołał to uderzenie zbić parkanem, jednak wobec dobitki Miro Lehtimäkiego był już bezradny. Na 28 sekund przed końcem drugiej tercji, trybuny „Satelity” zamilkły, gdy krążek wylądował w katowickiej bramce. Arbitrzy podczas analizy video podjęli jednak decyzję o nieuznaniu bramki, dopatrując się gry wysokim kijem, pracującego na bramkarzu Dominika Pasia.

Pomimo upływającego czasu goście nie potrafili znaleźć drogi, która mogły by ich zbliżyć do wyrównania wyniku. W dalszym ciągu grę kreowali katowiczanie, którzy pomimo jednobramkowego prowadzenia zdawali się mieć wydarzenia na lodzie pod pełną kontrolą. Pojedyncze zrywy i próby strzałów, to było zbyt mało aby pokusić się o zaskoczenie Johna Murraya. W ostatnich minutach prowadząca grę GieKSa uniemożliwiała Lackovičowi zjazd do boksu. Wycofanie bramkarza możliwe było dopiero na 75 sekund przed końcem spotkania. Liczebna przewaga ożywiła poczynania ofensywne zawodników JKH, którzy stanęli przed dobrą sposobnością do zdobycia bramki, marzenia o wyrównaniu wyniku zagrodził jednak parkan Johna Murraya. Na 44 sekundy przed końcem na ławkę kar został odesłany jeszcze Noah Delmas. Liczebna przewaga jastrzębian nie przyniosła jednak przedłużającego play-offowy żywot remisu, a strzałem do pustej bramki, trzeci z rzędu finał dla GieKSy przypieczętował Bartosz Fraszko.

 

Gdzie i kiedy mecze finałowe?

Poznaliśmy dziś finalistów TAURON Hokej Ligi. Wiemy już, że o tytuł mistrzowski powalczą hokeiści GKS-u Katowice i Re-Plast Unii Oświęcim. Wszystkie spotkania pokaże TVP Sport, a my postanowiliśmy zaprezentować dokładny terminarz finałów wraz z godzinami rozgrywania spotkań.

Podopieczni Jacka Płachty stają przed szansą, aby po raz trzeci z rzędu sięgnąć po złoty medal. Z kolei biało-niebiescy na tytuł mistrzowski czekają równe20 lat.

Poniżej prezentujemy dokładny terminarz finału wraz z godzinami rozgrywania spotkań. Rywalizacja ruszy tuż po Świętach Wielkanocnych, a dwa pierwsze spotkania zostaną rozegrane 2 i 3 kwietnia w Katowicach. 6 i 7 kwietnia rywalizacja przeniesie się do Oświęcimia.

TERMINARZ FINAŁU

2 kwietnia 18:30, GKS Katowice – Re-Plast Unia Oświęcim

3 kwietnia 18:30, GKS Katowice – Re-Plast Unia Oświęcim

6 kwietnia 17:30, Re-Plast Unia Oświęcim – GKS Katowice

7 kwietnia 20:30, Re-Plast Unia Oświęcim – GKS Katowice

Ewentualnie:

10 kwietnia 18:30, GKS Katowice – Re-Plast Unia Oświęcim

12 kwietnia 20:30, Re-Plast Unia Oświęcim – GKS Katowice

14 kwietnia 20:30, GKS Katowice – Re-Plast Unia Oświęcim

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kibice Piłka nożna

Radomiak Radom kibicowsko

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Warchoły, bo tak potocznie nazywa się kibiców Radomiaka Radom, są naprawdę starą i solidną ekipą kibicowską na piłkarskiej mapie Polski. Ich wizerunkowy problem polegał na tym, że nie grali 36 lat w Ekstraklasie, więc nie było za bardzo możliwości, by o nich usłyszeć. W latach 90., kiedy kształtowały się wszystkie chuligańskie składy, Zieloni grali na poziomie obecnej II i III ligi, siejąc spustoszenie po okolicznych miejscowościach.

Ich żywot na trybunach zapoczątkował się pod koniec lat 70., a na dobre weszli w kibicowską mapę Polski w latach 80. Od zawsze byli pozytywni nastawieni do Legii Warszawa, natomiast wzajemna nienawiść między miastami Kielce – Radom, sprawiła, że z Koroniarzami mają do dziś największą kosę.

W sezonie 1984/1985, który był ich wtedy jednosezonowym epizodem, a my graliśmy ze sobą ostatni raz, zawarli zgodę z Legią, jadąc do stolicy w 1000 głów. Przyjaźń ta nie przetrwała ze względu na ostatnią kolejkę sezonu, w której Legia zremisowała  z Pogonią Szczecin, przez co Portowcy utrzymali się w elicie, zaś Warchoły spadli z ligi.

W 1994 roku była ponowna próba nawiązania sztamy z Legią, jednak kością niezgody była Pogoń, z którą Legioniści kilka miesięcy wcześniej odnowili zgodę i fani z Radomia mieli w pamięci, przez kogo spadli z ligi, więc temat poszedł w zapomnienie.

Przez cały kolejny okres kibicowski fani Radomiaka związali się jedynie układem chuligańskim z GKS-em Bełchatów i Stalą Rzeszów, ale czas zweryfikował, że do siebie nie pasowali i relacje zostały zakończone. Okres bycia osamotnioną ekipą nie oznaczał, że stali w miejscu. Klub się piął w górę i grali na zapleczu Ekstraklasy, a dzięki temu, że polska scena kibicowska się mocno rozwijała, to dorobili się solidnych fan clubów takich ekip jak: Polonia Iłża, Proch Pionki czy Szydłowianka Szydłowiec (wszystkie już wymarły), które w swoim „primie” mocno się udzielały w regionie i trwała ciekawa regionalna rywalizacja z koalicją Broni Radom i Powiślanki Lipsko.

Odnośnie do derbowego rywala – Chłopców z placu Broni, którzy w latach 90. mieli naprawdę solidną bandę i dobrze funkcjonowali. W 2004 roku było apogeum wyjaśnienia kto „nosi spodnie” w mieście. Podczas derbów Broń – Radomiak, Zieloni wjechali na stadion gospodarzy i zajęli ich młyn, śpiewając: „Nie ma już Broni, w Radomiu nie ma już Broni”. Na uratowanie honoru gospodarzy wybiegła garstka kibiców Broni na przegrane starcie, ale było już po wszystkim. Po tym meczu ówczesna zgoda Broni – Hutnik Kraków podziękował im za przyjaźń.

Wiosną 2016 roku Radomiak zawarł układ chuligański z warszawską Legią, a finałem był mecz Radomiak – Siarka Tarnobrzeg jesienią 2017 roku, gdzie ogłoszono kibicowskiej Polsce, że Radom i Warszawę łączy sztama.

Nasze relacje z Radomiakiem ciężko opisać… Ostatni mecz ligowy na Bukowej graliśmy w październiku 1984 roku, czyli chwilę po tym jak Blaszok został oddany do użytku. Wtedy „luksusowa” trybuna i nikt nie zakładał, że będzie to siedlisko jednych z najwierniejszych grup kibicowskich w Polsce, które wyznaczą standardy, czym jest niezłomność w walce o swój klub.

W maju 1996 roku podczas meczu z Legią Warszawa, kiedy dostaliśmy sromotne lanie 0:5, doszło do zakończenia zgody z Avią Świdnik, która przyjeżdżając, usłyszała, że nic już nas nie łączy i nieświadoma tego dnia ekipa Radomiaka zawitała „po zgodę”, ale nie znalazła uznania ani chętnych do przybicia tej relacji, mimo bycia goszczonym wielokrotnie w Katowicach.

Jesienią 1996 roku na Bukowej odbył się mecz reprezentacji Polski z Mołdawią, który wygraliśmy 2:1, a samo spotkanie miało historyczny moment na naszym obiekcie, gdyż został wprowadzony przepis, że na meczach reprezentacji mogą obowiązywać tylko i wyłącznie biało-czerwone barwy, do których oczywiście nie wszyscy się zastosowali. Na Blaszoku (przy pełnym stadionie) zasiadło mnóstwo ekip, ale to chuligani GieKSy byli w tym dniu gospodarzami swojej trybuny i widząc 50-osobową ekipę Radomiaka w sektorze A, stojącą razem ze Stomilem Olsztyn i Polonią Bydgoszcz, wpadli w nich, przez co doszło do mocnej awantury, zaś „goście” musieli zostać wyprowadzeni przez policję ze stadionu. Na „pożegnanie” nasi chuligani wybili szyby w ich autokarze i niemal go wywrócili.

Jesienią 2016 roku los skrzyżował nas w Pucharze Polski, ale wtedy Szaleńcy z Bukowej nie mogli zawitać z powodu „remontu sektora gości”, co w późniejszych latach stało się mottem działaczy z Radomia. Obecnie Radomiak posiada nowy obiekt, powstał sektor gości, ale… nikt na nim nie zasiada. Miasto jest specyficznie uzależnione politycznie od służb mundurowych, które skutecznie wpływają na działaczy, przez co fani Radomiaka na meczach domowych bawią się sami. Jedynie mecz zgodowy z Legią Warszawa ma inny charakter widowiska, przez wspólny doping na jednej trybunie.

Do zobaczenia na Bukowej, bo Warchoły pierwszy i ostatni raz usłyszą huk z Blaszoka!

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Ekstraklasa zawitała na Bukową

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Ekstraklasa znowu na Bukowej. Pierwszy mecz GieKSa niestety przegrała z Radomiakiem Radom. Zapraszamy do fotorelacji z tego spotkania.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Pierwsze śliwki – robaczywki

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

No i wielki mecz za nami. Doświadczyliśmy tego – niektórzy po raz pierwszy w życiu, inni po niemal jednej piątej wieku. Na Bukową zawitała ekstraklasa. Wspomniani w felietonie przedmeczowym Marcin Rosłoń i Kamil Kosowski musieli przeżyć niezły szok zasiadając na szczycie Trybuny Głównej, na miejscach prasowych. Obdrapanych z farby, z powiewem oldchoolu.

– To jest Bukowa, tu się żyje! – powiedział ten pierwszy na zakończenie transmisji Canal Plus, dając do zrozumienia, że poczuł ten już tak rzadki klimat dawnych czasów.

Morze ludzi na stadionie już długo przed meczem, ta żółta armia kibiców spragnionych wielkiego futbolu. Historia za chwilę miała dziać się na naszych oczach. Wielu kibiców spotykało dawno niewidziane twarze. Jak choćby autor tegoż felietonu, który mecz obserwował w towarzystwie swojego kolegi z podstawówki, z którym to przecież onegdaj na mecze ligowe się jeździło regularnie (pozdro Krzysiu!).

Piękna oprawa spotkania i mogliśmy grać. Niespotykane było to, że w początkowej fazie meczu nawet Główna stała, dopiero potem zaczęliśmy siadać. Czuć było, że to coś zupełnie innego niż te początki wszystkich poprzednich sezonów z 19 lat. No, może poza spotkaniem ze… Źródłem Kromołów w 2005 roku. Jakkolwiek by to dziwnie nie brzmiało, wtedy mieliśmy narodziny nowej GieKSy, które podczas tego czwartoligowego meczu zostały godnie uczczone.

Teraz to było ukoronowanie tego całego okresu i nagroda za te wszystkie lata. Będę utrzymywał, że wynik tego meczu miał drugorzędne znaczenie. Oczywiście punkty w lidze będą na pierwszy miejscu, ale ta inauguracja była po to, by ją po prostu przeżyć. Poczuć zapach ekstraklasy, poczuć klimat wielkiej piłki w Katowicach.

Dlatego apeluję o rozwagę przy ocenach za to spotkanie, bo czytając na forum wypowiedzi pomeczowe kibiców – oczy trochę więdły. Zasłużona krytyka po tym meczu – jak najbardziej, jednak defetystyczna narracja i rozprzestrzenianie widma bezdyskusyjnego spadku powodowała, że można było sobie zadać pytanie, czy niektórzy odnotowali w ogóle fakt awansu. Narracja ta niczym się bowiem nie różniła od wieloletnich na zapleczu elity. Można wręcz odnieść wrażenie, że choćbyśmy grali z Realem Madryt i przegrali np. 0:4, to psioczenie na tego czy tamtego, że się nie nadaje, że błędy trenera, byłoby wyraźne.

Nie chodzi o to, że chcę i zamierzam bronić kogokolwiek. Chodzi mi tylko o tę narrację. W meczu z Radomiakiem mieliśmy aspekty pozytywne i negatywne. I choć przed meczem mogliśmy oczekiwać wygranej z podobno zkryzysowanym Radomiakiem, to jednak ostatecznie – mimo przegranej – mecz ten pokazał, że z drużynami tego pokroju jesteśmy w stanie rywalizować.

Katowiczanie wykreowali sobie okazje bramkowe, stworzyli kilka dynamicznych, ciekawych akcji, a indywidualne wejście Rogali ze skrzydła było wręcz spektakularne. W drugiej połowie GKS zdominował Radomiak i przy odrobinie szczęścia mógł doprowadzić do wyrównania. Gra na czas rywali także dowodziła tego, że po prostu boją się o wynik. Choć i w ofensywie mogło być lepiej, to trzeba przyznać, że było całkiem nieźle.

Gorzej było z defensywą. Nasz zespół dawał się stłamsić i wepchnąć we własne pole karne, zawodnicy nie potrafili wybić piłki i zażegnać nawałnicy piłkarzy Baltazara. W zasadzie obie bramki padły po tego typu sytuacjach. Coraz bardziej pachniało bramką dla rywali, ten wskaźnik dochodził do czerwoności – aż następowało przesilenie – gol.

Nie chcę dywagować o personaliach, bo każdy widział, co się działo. Trener też starał się reagować (już w przerwie) i zapewne sam musi zobaczyć, kto się sprawdza na ekstraklasowym poziomie, a kto nie. Faktem jest, że na pierwszy mecz w ekstraklasie wyszliśmy tylko dwoma nowymi zawodnikami – Klemenzem i Galanem. No może trzema, bo Baranowicz był tak jakby nowy. Czy to była forma nagrody dla poszczególnych piłkarzy za awans – nie wiadomo. W kolejnych meczach jednak najprawdopodobniej proporcje nowych i starych zawodników będą już bardziej zbalansowane.

Widać było, że ekstraklasowe granie to inna para butów. W pierwszej połowie Radomiak pokazał ogranie, technicznie też byli niczego sobie. Trzeba się przystosować do nowych okoliczności. Pierwsza liga to był styl życia, Ekstraklasa też nim będzie – tylko innego rodzaju.

Nie ma co psioczyć, tylko zakasać rękawy i działać. Następne spotkanie gramy ze Stalą Mielec, rywalem wydaje się w naszym zasięgu. Ale to wszystko kwestia względna. Nie wiemy tak naprawdę, jaki poziom względem GKS mają rywale. Musimy więc organoleptycznie się o tym przekonać.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga