Dołącz do nas

Hokej Kibice Piłka nożna Piłka nożna kobiet Prasówka Siatkówka

Tygodniowy przegląd mediów: Weekend pełen sukcesów

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów z ostatniego tygodnia, które dotyczą sekcji piłki nożnej, siatkówki i hokeja na lodzie. Prezentujemy najciekawsze z nich.

Kobieca drużyna przegrała z BK Häcken 1:3 (1:2) w ramach Pucharu Europy UEFA. Nasz zespół odpadł z tych rozgrywek. W sobotę piłkarki wygrały na wyjeździe z Respektem Myślenice 6:0 (4:0) w 1/32 finału Pucharu Polski. Losowanie kolejnej rundy Pucharu Polski odbędzie się 23 października o godzinie 11:00. Transmisja będzie można śledzić na kanale youtube Łączy Nas Piłka Kobieca. Najbliższe spotkane ligowe rozegramy 2 listopada na Bukowej z Grotem SMS Łódź. Piłkarze w piątek pokonali na wyjeździe Motor Lublin 5:2. Wracający z meczu w Lublinie kibice GieKSy oddali hołd ofiarom Rzezi Wołyńskiej. Następne spotkanie rozegramy w sobotę 25 października o 20:15 z Koroną Kielce na Arenie Katowice.

Siatkarze przegrali z Rekord Volley Jelcz-Laskowice 2:3 i odpadli z rozgrywek Pucharu Polski. W meczu ligowym nasz zespół pokonał MCKiS Jaworzno 3:1. W 7. kolejce 1PLS siatkarze zmierzą się w sobotę 25 października o 18:00 w Tomaszowie Mazowieckim z Lechią. Nasza drużyna prowadzi w tabeli.

Hokeiści rozegrali w ubiegłym tygodniu jedno spotkanie, w którym pokonali na wyjeździe JKH GKS Jastrzębie 2:1. Do niedzieli zespół rozegra trzy mecze – dzisiaj w Satelicie z Unią, w piątek z Energą Toruń oraz w niedzielę w Katowicach z Cracovią. Dwa pierwsze spotkania rozpoczną się o godzinie 18:30, a mecz niedzielny o 17:00.

 

PIŁKA NOŻNA

dziennikzachodni.pl – GieKSa pożegnała się z europejskimi pucharami meczem na Nowej Bukowej

W czwartek 16 października 2025 roku w meczu rewanżowym rundy finałowej kwalifikacji do Pucharu Europy GKS Katowice zagrał ze szwedzkim BK Hacken.

[…] GKS Katowice został mistrzem Polski w piłce nożnej kobiet, co oznaczało grę w europejskich pucharach. Zespół prowadzony przez Karolinę Koch odpadł w ostatniej rundzie kwalifikacji do Ligi Mistrzyń. Nie był to koniec pucharowej przygody, bo katowiczanki miały jeszcze możliwość gry w finale kwalifikacji Pucharu Europy. Trafiły na szwedzki BK Hacken i w pierwszym meczu rozegranym w Goeteborgu przegrały 0:4, choć do 71. minuty utrzymywał się bezbramkowy remis. Przed rewanżem na Arenie Katowice GieKSa pewnie myślała tylko o godnym pożegnaniu z Europą, choć wiadomo, że w piłce nożnej mogą zdarzać się cuda.

Meczowi GieKSy z BK Hacken towarzyszyła szczególna oprawa. Piłkarki GKS-u na rozgrzewkę wyszły w specjalnie przygotowanych różowych koszulkach z logotypami sponsora głównego kobiecej sekcji – Dalkii Polska Energia i Fundacji Oko w Oko z Rakiem. To symboliczne wsparcie dla wszystkich kobiet zmagających się z rakiem piersi oraz wyraz solidarności z działaniami fundacji, która od lat prowadzi edukację i kampanie uświadamiające w zakresie profilaktyki onkologicznej. W ramach akcji „Różowy Październik”, podczas czwartkowego meczu GieKSy na Nowej Bukowej, Fundacja Oko w Oko z Rakiem przygotował specjalne stanowisko edukacyjne.

Wejście piłkarek na murawę Areny Katowice odbyło się z przytupem – z odpowiednią grą świateł i fajerwerkami. Szwedzka drużyna była zdecydowanym faworytem, na co wskazywał nie tylko wynik pierwszego meczu. BK Hacken zajmuje 12. miejsce w rankingu UEFA, a GKS jest 79. w tym zestawieniu.

Wicemistrzyni Szwecji, niegrające w najmocniejszym składzie, od początku przejęli inicjatywę, a GieKSa skupiła się na tym, aby za szybko nie stracić bramki.

Udało się przetrwać bez strat przez kwadrans, ale w 17. minucie ekipa gości prowadziła 1:0. Monica Jusu Bah uderzyła lewą nogą sprzed pola karnego i Kinga Seweryn nie była w stanie odbić piłki zmierzającej do siatki.

Katowiczanki bardzo dobrze zareagowały po tym ciosie, bo szybko się podniosły i zaczęły szukać swojej szansy. No i w 23. minucie było 1:1. Klaudia Maciążka wbiegła z prawej strony w pole karne i wstrzeliła piłkę przed bramkę. Odbita od jednej z piłkarek BK Hacken trafiła pod nogi Dżesiki Jaszek, która z kilku metrów „na raty” umieściła ją w siatce, choć miała przed sobą i defensorki i bramkarkę Fanney Birkisdottir.

Szwedzki zespół w 40. minucie znów objął prowadzenie. Paulina Nystrom uderzyła sprzed linii pola karnego, w ten sam róg bramki, co Jusu Bah i bramkarka GieKSy została pokonana drugi raz.

Gospodynie znów ruszyły do przodu, ale tym razem nic nie wskórały i do szatni schodziły z wynikiem 1:2.

Wicemistrzynie Szwecji w drugiej połowie kontrolowały przebieg meczu, szukały trzeciego trafienia i bramkarka Seweryn miała pełne ręce roboty. W końcu w 73. minucie po rzucie rożnym Faith Chinzimu głową podwyższyła na 1:3, przy niepewnej postawie obrony i samej bramkarki GieKSy.

W końcówce Aleksandra Posiewka była bliska poprawienia wyniku dla katowiczanek, ale jej uderzenie głową świetnie obroniła bramkarka BK Hacken.

 

wkatowicach.eu – Weekend pełen sukcesów GKS-u Katowice. GieKSa wygrywa na murawie, na parkiecie i na lodzie

Perfekcyjny weekend zaliczył wielosekcyjny GKS Katowice. Piłkarze, piłkarki, siatkarze i hokeiści zwyciężyli swoje mecze w przedostatni weekend października. Tylko siatkarska sekcja GieKSy była gospodarzem spotkania, pozostałe sekcje zaliczyły zwycięstwa na wyjeździe.

W niedzielę, 19 października, spektakularny triumf w Myślenicach zaliczyły piłkarki GieKSy. W spotkaniu 1/32 Orlen Pucharu Polski podopieczne trener Karoliny Koch pokonały miejscowy Respekt 6-0. Oznacza to pewny awans do kolejnej rundy rozgrywek o krajowe trofeum.

 

kresy.pl – Kibice GKS Katowice oddali hołd Ofiarom Rzezi Wołyńskiej

Grupa kibiców GKS-u Katowice odwiedziła pomnik Rzezi Wołyńskiej w Domostawie, upamiętniając ofiary ludobójstwa dokonanego przez UPA.

Kibice GKS Katowice odwiedzili pomnik upamiętniający ofiary Rzezi Wołyńskiej w Domostawie w województwie podkarpackim. Wizyta miała charakter patriotyczny i upamiętniający ofiary ludobójstwa dokonanego przez nacjonalistów ukraińskich z UPA na Polakach w latach 1943–1945.

W mediach społecznościowych pojawiły się zdjęcia grupy fanów z Katowic stojących przed pomnikiem. Na fotografiach widać, że kibice rozwinęli klubowe flagi oraz odpalili race, tworząc pokaz pirotechniczny w barwach czerwieni.

 

SIATKÓWKA

gazetawroclawska.pl – Sensacja! Volley Jelcz-Laskowice wyrzucił z Pucharu Polski GKS Katowice

IM Rekord Volley Jelcz-Laskowice w II rundzie siatkarskiego Pucharu Polski niespodziewanie wyeliminował grający na co dzień w I lidze GKS Katowice. Jelczanie wygrali we własnej hali 3:2.

To chyba największa sensacja na tym etapie siatkarskiego Pucharu Polski. IM Rekord Volley Jelcz-Laskowice gra na co dzień w II lidze. GKS Katowice jest liderem 1. ligi. Jeszcze przed rokiem występował w Plus Lidze, gdzie bił się o ligowe punkty nieprzerwanie od sezonu 2016/17. Tymczasem w hali w Jelczu-Laskowicach musiał uznać wyższość drużyny prowadzonej przez Krzysztofa Janczaka.

GKS zaczął spotkanie rezerwowymi, potem jednak dokonywał zmian. Pierwszego seta pewnie wygrali gospodarze i to już był znak ostrzegawczy dla przyjezdnych, którzy jednak potem się zmobilizowali, wygrali dwie kolejne partie i postawili jelczan pod ścianą. Ci jednak się odgryźli i doprowadzili do tie-breaka. W nim lepsi byli gospodarze – zwyciężyli 15:12 kończąc spotkanie asem serwisowym. MVP meczu wybrany został Natan Wojtasik, zdobywca 29 punktów.

IM Rekord Volley Jelcz-Laskowice to klub założony w 2014 roku. Jego prezesem jest Piotr Piechota, który nie kryje, że ambicje drużyny są coraz większe.

– W tym roku nie muszę wiele mówić, bo kibice siatkówki, którzy od lat przychodzą na nasze mecze, widzą, że bardzo się wzmocniliśmy. (…) Nie będę więc ukrywał, że celem jest walka o awans – powiedział kilka tygodni temu Piechota w rozmowie z portalem tuOława. Trudno się jednak dziwić takim deklaracjom, skoro udało się do Jelcza-Laskowic ściągnąć m.in. rutynowanego 1-ligowca Arkadiusza Olczyka, czy Janusza Górskiego, który ma za sobą grę w Belgii, w Niemczech czy we Francji.

IM Rekord Volley Jelcz-Laskowice – GKS Katowice 3:2 (25:15, 15:25, 22:25, 25:23, 15:12)

 

siatka.org – Długa sobota w I lidze. Rekordowy set w Augustowie

Choć finalnie w sobotę rozegrano tylko dwa tie-breaki, to kibice byli świadkami wyjątkowo długich spotkań w PLS 1. Lidze mężczyzn. Wszystko przez to, że wiele setów kończyło się w granych na przewagi końcówkach. Rekord padł w Augustowie. Beniaminek wygrał 39:37, co jest trzecim wynikiem jeśli chodzi o długość seta w I lidze od sezonu 2018/2019.

[…] GKS Katowice wywiązał się z roli faworyta. Katowiczanie pokonali we własnej hali MCKiS Jaworzno. Spadkowicz kontynuuje serię zwycięstw. MCKiS Jaworzno nie był jednak łatwym przeciwnikiem. Każda z partii rozstrzygała się w końcówce. Jaworznianie postawili się rywalom, jednak wystarczyło to tylko na wygranie jednego seta. Co ciekawe to goście celniej zagrywali – w tym elemencie zdobyli 6 punktów (14 błędów), podczas gdy GKS posłał tylko 3 asy (18 błędów). W szeregach przyjezdnych pierwsze skrzypce grał były gracz katowickiego zespołu – Wiktor Mielczarek. Przyjmujący zdobył aż 23 punkty, utrzymując 55% skuteczności w ataku. Miał jednak tylko wsparcie w Patryku Strzeżku. GKS zagrał bardziej drużynowo – aż pięciu siatkarzy miało dwucyfrowy dorobek punktowy. Tradycyjnie liderem katowiczan był Michał Superlak. Atakujący posłał 2 asy, zdobył 2 punkty blokiem a atakowało z 47% skutecznością.

MVP: Grzegorz Pająk

GKS Katowice – MCKiS Jaworzno 3:1 (25:20, 23:25, 25:22, 25:23)

 

HOKEJ

hokej.net – Na myśl o dogrywce dostawali gęsiej skórki. Przełamali się

GKS Katowice w końcu odniósł zwycięstwo po dogrywce. Stało się to w niedzielę, w wyjazdowym meczu przeciwko JKH GKS-owi Jastrzębie. – Myślę, że każdy z nas cieszy się z tego, że w końcu udało nam się przełamać, bo we wcześniejszych próbach zawsze czegoś brakowało – powiedział Jacob Lundegård, który przesądził o losach spotkania.

Na słowo dogrywka zarówno kibice, jak i zawodnicy wicemistrzów Polski dostawali gęsiej skórki. Miało to związek z faktem, że do starcia z jastrzębianami podopieczni Jacka Płachty ponieśli w dodatkowym czasie gry aż pięć porażek.

– Odnoszę wrażenie, że w każdej dogrywce wszystko zależy od nas i to my dyktujemy warunki – wyjaśnił Lundegård.

GieKSa od końcówki drugiej odsłony przegrywała z jastrzębianami 0:1. Sposób na Michała Kielera znalazł Fredrik Forsberg, który popisał się kąśliwym uderzeniem z nadgarstka. W trzeciej odsłonie wyrównał Jean Dupuy i o losach spotkania musiała przesądzić dogrywka.

– Rywalom udało im się “zabić naszą energię” dobrą pracą w obronie i to był główny problem. Dopiero, gdy oni zdobyli gola to się odbudowaliśmy i zaczęliśmy mocniej atakować. Udało nam się stworzyć wiele dogodnych szans i jedną z nich wykorzystaliśmy – analizował obrońca GKS-u Katowice, który w dodatkowym czasie gry zadał decydujący cios. Dupuy dograł gumę przed bramkę, a 28-letni Szwed przekierował ją do bramki łyżwą. Według arbitrów, uczynił to w myśl obowiązujących przepisów.

– Z pewnością mogliśmy w tym meczu zainkasować trzy punkty, gdybyśmy skuteczniej zagrali w końcówce trzeciej tercji. Bierzemy dwa i walczymy dalej – zaznaczył.

Na lodowisku w Karwinie oprócz kibiców JKH GKS-u Jastrzębie pojawili się też fani GieKSy. Szwedzki obrońca docenił ich wsparcie.

– Szczerze mówiąc to słyszałem przede wszystkim wsparcie naszych kibiców – przyznał.

I dodał: – To jest niesamowite, że zawsze gdy gramy poza własnym lodowiskiem i oni mają szansę, by nas dopingować to są na trybunach i pomagają. To jest świetna sprawa i wiele dla nas znaczy.

Katowiczanie zajmują na razie czwarte miejsce w tabeli. Warto wspomnieć, że do liderującej Unii Oświęcim tracą zaledwie dwa punkty, ale rozegrali też o jeden mecz mniej. Podopieczni Jacka Płachty już we wtorek zmierzą się z biało-niebieskimi w „Satelicie”. Które elementy wymagają poprawy przed tym starciem?

– W ataku na pewno potrzebujemy więcej cierpliwości w naszych działaniach. Potrzebujemy bardziej zmęczyć rywala i wydłużyć nasze zmiany, by jedna piątka zostawała na lodzie trochę dłużej. Wtedy każda z formacji ma szansę na to, by grać skuteczniej. Mam nadzieję, że zaczniemy to poprawiać, by w każdej tercji budować swoją przewagę – zakończył 28-letni defensor.

Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna Wywiady

Okiem rywala: kibicowski boom na GieKSę zachwyca

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W ostatnich tygodniach relacje z Częstochowy zdominowały czołówki serwisów sportowych w Polsce. Sprawcą zamieszania był przede wszystkim trener Marek Papszun, ale forma sportowa Medalików również jest godna podkreślenia. Jak w tym wszystkim odnajdują się kibice pod Jasną Górą? Zapytałem Roberta Parkitnego ze stowarzyszenia „Wieczny Raków”, który po raz drugi odpowiedział na nasze zaproszenie. Jednocześnie zachęcam do lektury naszej poprzedniej rozmowy, w której poruszyliśmy wiele tematów związanych z historią Rakowa i naszych pojedynków.

Meczem w Częstochowie otwieramy rundę rewanżową. Jak podsumujesz postawę Rakowa w pierwszej części sezonu?
Na początku Raków stracił, ale później odrobił i teraz nasze miejsce jest mniej więcej takie, jak należy. Natomiast z kilku względów była to dla nas ciężka runda, stąd wiele osób wyraża się o Rakowie negatywnie, nie mając pełnej wiedzy o tym, co tak naprawdę dzieje się w klubie. Ja nie mam potrzeby mówić i pisać o wszystkim tylko po to, aby zebrać dodatkowe lajki. Przede wszystkim kadra nie była odpowiednio zestawiona, aby łapać punkty na wszystkich frontach. Niektórzy powiedzą, że doszły duże nazwiska, takie jak Bulat, Diaby-Fadiga czy Konstantópoulos, mimo to na początku nie grało to, jak należy. Moim zdaniem drużyna potrzebowała czasu, aby wszystko mogło się zazębić. Zmian w kadrze było dużo, do tego doszły kontuzje, dlatego początek sezonu był ciężki. W pewnym momencie pojawiały się nawet głosy nawołujące do zwolnienia trenera, ale kryzysy trzeba przezwyciężać i cała sztuka polega na tym, aby w takich momentach karta się odwróciła. Nam się to udało i dziś idziemy jak burza w Europie, a w lidze też wyglądamy coraz lepiej. Uważam, że tę rundę zakończymy jeszcze dwoma zwycięstwami, niestety m. in. waszym kosztem. Koniec końców runda jesienna w naszym wykonaniu była dobra, natomiast jako kibic polecam krytycznie podchodzić do informacji podawanych w Internecie. Czasem spotykam się z opiniami, że ktoś nie pamięta tak słabego meczu, odkąd kibicuje Rakowowi – wtedy wiem, że nie mamy o czym rozmawiać, bo sam doskonale pamiętam ciężkie czasy w naszej całkiem niedawnej historii.

A co sądzisz o formie GieKSy?
Wydaje się, że ten sezon jest dla was cięższy niż poprzedni, w roli beniaminka. Z drugiej strony takie mecze jak pucharowy z Jagiellonią pokazują, że w waszej drużynie jest potencjał i gdybyś zapytał mnie o kandydatów do spadku, to nie wskazałbym w tym gronie GieKSy. Myślę, że te niegdyś „ulubione” przez was pozycje 8-12 w 1. lidze są teraz w waszym zasięgu, jeśli chodzi o Ekstraklasę. Natomiast z zachwytem obserwuję kibicowski boom na GieKSę, spowodowany m.in. nowym stadionem. Miałem okazję być w waszym sklepie „Blaszok”, który wygląda okazale, co chwilę przychodzili ludzie nie tylko na zakupy, ale też pogadać i zapytać o bieżące sprawy. Gdyby taki stadion jak wasz powstał w Częstochowie, to również byłby to dla nas impuls do kibicowskiego rozwoju.

Pytając o GKS w tym sezonie, przeważały opinie, że głównym powodem słabszej formy na początku sezonu był transfer Oskara Repki. Jak ten zawodnik odnalazł się pod Jasną Górą?
Pierwsze wejście Repki do zespołu było bardzo dobre. Z czasem nieco przygasł, być może z tego względu, że Marek Papszun wymaga więcej niż w większości innych klubów, nie tyle w kwestii samego zaangażowania na boisku, ale przede wszystkim całej otoczki. Była taka sytuacja po naszym meczu z Górnikiem, przegranym u siebie 0:1, który był chyba najsłabszy w całej rundzie: gra była fatalna i gdy po meczu trener nie przebierał w słowach, to mocno oberwało się m. in. Repce. Oskar wylądował na ławce i było to trudne zderzenie z rzeczywistością Marka Papszuna. Być może w GieKSie wyglądało to inaczej – po porażce trener reagował w inny sposób, jak przystało na beniaminka, natomiast w Rakowie wylicza się każdy błąd. Sam nie zwracam dużej uwagi na aspekty piłkarskie, ale czytałem opinie, że w ostatnim meczu ze Śląskiem Repka był jednym z naszych najsłabszych ogniw. Dla mnie jest to piłkarz z ogromnym potencjałem, pozostaje jednak pytanie, czy na dłuższą metę dopasuje się do naszego stylu gry. Z drugiej strony za chwilę w Rakowie będzie nowy trener, więc rola Repki też może się zmienić.

Jest też piłkarz, który kiedyś próbował podbić Częstochowę, a dziś nie wyobrażamy sobie bez niego GieKSy. Uważasz, że patrząc na obecną formę Bartosza Nowaka, odpuszczenie go przez Raków było błędem?
Przede wszystkim Bartek jest fajnym człowiekiem – otwartym, uśmiechniętym, radosnym. Widać, że gra sprawia mu przyjemność. Trudno uważać jego transfer za błąd. Kiedyś przygotowałem dla trenera statystykę zawodników, którzy nie sprawdzili się w Rakowie – większość wylądowała w 2. lub 3. lidze. Tacy jak Nowak są wyjątkami, ale nie znam dokładnie kulis jego odejścia – może sam na to nalegał, a może naciskał agent. Ja widziałbym Bartka w Rakowie, ale w tamtym czasie rywalizacja na jego pozycji była ogromna. Ponadto czasem po prostu tak jest, że w jednym klubie zawodnik gaśnie, a gdzie indziej, przy innym trenerze rozkwita i taki transfer okazuje się strzałem w dziesiątkę.

Gdy pojawiła się informacja, że Papszun wraca, miałem mieszane uczucia, zastanawiając się, czy jest szansa po raz drugi napisać tę samą historię” – to twoje słowa z naszej poprzedniej rozmowy. Wszystko wskazuje na to, że twoje obawy były słuszne.
Mimo całego zamieszania, jakie od kilku tygodni trwa w Częstochowie, z Markiem Papszunem wciąż mam dobre relacje. Po jednym z ostatnich meczów porozmawiałem trochę dłużej z trenerem i poznałem jego punkt widzenia oraz odczucia co do obecnej sytuacji w klubie. Dlatego teraz, gdy spotykam się z innymi kibicami i słucham niepochlebnych opinii na temat trenera, to staram się tonować nastroje. Trener Papszun nie jest idealny ani bezbłędny, ale takie sprawy często mają drugie dno i nie inaczej jest w tym przypadku.

Po ewentualnym odejściu Marek Papszun zachowa status legendy?
Pod koniec jego pierwszej kadencji byłem wśród inicjatorów uroczystego pożegnania trenera w naszym kibicowskim lokalu, wręczyliśmy mu też piłkę z napisem „trener – legenda”. Żegnaliśmy go jak króla, tymczasem niedługo później on wrócił. To dowód na to, że zarząd nie był przygotowany na jego odejście, decydując się na Dawida Szwargę. Poza tym nastroje byłyby inne, gdyby w poprzednim sezonie Raków zdobył mistrzostwo. Nie każdemu pasuje praca z Markiem Papszunem, ale trzeba pamiętać, że w tym, co robi, jest profesjonalistą i nawet w sytuacji, gdy jedną nogą jest w Legii, to jego piłkarze wychodzą na boisko przygotowani i wygrywają kolejne mecze. Po pamiętnej konferencji wielu w to zwątpiło – pojawiły się głosy, że piłkarze będą grać przeciwko trenerowi. Z kolei po wysokich zwycięstwach z Rapidem i Arką ci sami ludzie mówili: wygrali, bo chcieli zrobić na złość Papszunowi. Można oszaleć…

Po deklaracji trenera o chęci trenowania Legii studziłeś na Twitterze gorące głowy częstochowskich kibiców. Jakie uczucia dominują – zawód czy zrozumienie?
Zdecydowanie negatywnie odebrano tę wypowiedź trenera, przede wszystkim co do miejsca i czasu. Natomiast ja patrzę na to w inny sposób. Owszem, trener mógł to rozegrać inaczej, ale z drugiej strony, gdyby tego nie zrobił, a niedługo później wypłynęłaby informacja o jego przejściu do Legii, to spotkałby się z zarzutem, że nas zdradził i ukrywał prawdę. Wszyscy wiemy, że Papszun jest Legionistą, warszawiakiem i prowadzenie stołecznych zawsze było jego marzeniem. W Częstochowie zrobił kawał dobrej roboty, dlatego nie widzę w jego słowach aż tak dużej sensacji, jak przedstawiają to media.

Kwestia „transferu” Papszuna do Legii jest już oficjalna?
Nie mam pojęcia. Oficjalne jest porozumienie Rakowa z Łukaszem Tomczykiem – trenerem Polonii Bytom. Było już wiele wersji rozwoju sytuacji, natomiast jeśli miałbym obstawiać, to moim zdaniem Papszun zostanie w Częstochowie do końca rundy (kilka godzin później taką informację podał Tomasz Włodarczyk w serwisie meczyki.pl – przyp. red.).

W ostatnich tygodniach forma zarówno Rakowa, jak i GKS-u wyraźnie poszła w górę. To, co jeszcze nas łączy, to lanie od ostatniego w tabeli Piasta Gliwice. Jak do tego doszło w Częstochowie?
Na ten temat nie powiem zbyt wiele, bo choć w ciągu ostatnich 18 sezonów opuściłem zaledwie siedem domowych meczów Rakowa, to właśnie z Piastem był jeden z nich. Ani go nie oglądałem, ani też nie analizowałem tej porażki. Po pierwsze, Daniel Myśliwiec jest dobrym trenerem i szybko odcisnął swoje piętno na drużynie, a po drugie liga jest mega wyrównana i nawet tak niskie miejsce w tabeli jak Piasta nie znaczy, że nie potrafią się odgryźć. Inna sprawa, że Rakowowi zawsze lepiej gra się z drużynami z czołówki – nie wiem, czy to kwestia motywacji, czy czegoś innego. Mimo że Piast zdobył 6 punktów z naszymi drużynami, to uważam, że w końcowym rozrachunku znajdzie się mimo wszystko w trójce spadkowiczów.

Jeśli natomiast chodzi o czołówkę ligi, to wielokrotnie podkreśla się w mediach postawę Jagiellonii, która dobrze prezentuje się we wszystkich rozgrywkach. Tymczasem Raków radzi sobie równie dobrze, o ile nie lepiej, bo w przeciwieństwie do Jagi nadal ma szansę na Puchar Polski. Cele na ten sezon pozostają niezmienne?
Zdecydowanie. Zarówno trener, jak i piłkarze zarabiają takie pieniądze, że nie ma innego celu jak mistrzostwo. Pochwały dla Jagiellonii przypominają mi laurki dla Rakowa przy okazji marszu z 1. ligi do Ekstraklasy – jak to wszystko było doskonale poukładane. Jaga wygląda nawet lepiej – ogromny stadion, odpowiednie zaplecze infrastrukturalne i kibicowskie. Z kolei Raków jest w Polsce wyśmiewany przede wszystkim za brak stadionu. Mieliśmy swoje pięć minut zachwytów w mediach, a teraz każdy gorszy moment jest dodatkowo rozdmuchiwany. Nic się jednak nie zmienia: zarówno mistrzostwo, jak i Puchar Polski są dla nas mega ważne. Do tego jak najdłuższa gra w Lidze Konferencji. Po to sztab liczy tylu ludzi, by odpowiednio przygotować zespół do wszystkich rozgrywek, a wyniki muszą przyjść. Tym bardziej że w Pucharze robi się powoli autostrada do finału.

Musicie tylko uważać, by nie utknąć na bramkach z napisem „GKS Katowice”, ale przy odpowiednim zrządzeniu losu być może jeszcze będzie okazja o tym porozmawiać. Tymczasem skupiacie się na lidze i rozgrywkach europejskich. Czujecie się już w Sosnowcu jak u siebie?
W żadnym wypadku. Nie było tak ani w Bełchatowie, ani teraz w Sosnowcu. Trzeba być wdzięcznym włodarzom obu miast, że Raków miał gdzie grać, ale nie da się czuć dobrze poza Częstochową. Niby to tylko 60 kilometrów, ale każdy mecz w Sosnowcu bardziej przypomina bliski wyjazd niż mecz u siebie. Ciężko przyciągnąć tłumy na takie mecze, szczególnie tych najmłodszych – w Częstochowie byłoby to dużo prostsze. Sam stadion jest kapitalny do oglądania meczu, natomiast u siebie będziemy tylko w Częstochowie, choć na ten moment jest to nierealne. I pewnie w ciągu najbliższych lat się to nie zmieni.

Mimo że spodziewam się odpowiedzi, to i tak zadam ci to samo pytanie, co ostatnio: co nowego dzieje się w sprawie stadionu dla Rakowa?
Odpowiadam tak samo: nic się nie dzieje. Jakieś rozmowy się toczą, ale dopóki nie zobaczymy łopat na terenie budowy, to nie uwierzymy w żadne obietnice. Nie da się ukryć, że blokuje to rozwój klubu i Marek Papszun musi czuć to samo. Za każdym razem słyszy od prezesa, że rozmowy z Miastem są w toku – po pięciu czy sześciu latach można mieć już tego dość.

W poprzednim sezonie typowałeś gładkie 3:0 dla Rakowa w Częstochowie, tymczasem mecz potoczył się zupełnie inaczej.
Rzeczywiście, mój typ się nie sprawdził i po meczu śmiałem się w duchu, co ze mnie za znawca. Moim zdaniem tym meczem przegraliśmy mistrzostwo Polski, więc po czasie zabolało podwójnie. Szczególnie nie lubię przegrywać z Legią, Widzewem czy Lechem, a tutaj przyszła porażka z beniaminkiem. Mówi się trudno, bo takie wpadki się zdarzają. Myślę, że w najbliższą niedzielę 3:0 dla nas już musi być. Raków jest w gazie, a GieKSa będzie delikatnie podmęczona pojedynkiem z Jagiellonią, który musiał was sporo kosztować. Raków też co prawda grał ze Śląskiem, ale moim zdaniem wyglądało to trochę tak, jakby grał na pół gwizdka. Dlatego forma fizyczna będzie działać na naszą korzyść.

Wiem, że byłeś na Nowej Bukowej w pierwszej kolejce tego sezonu. Jak wrażenia?
Jak wspominałem w naszej poprzedniej rozmowie, tylko raz miałem okazję być na starej Bukowej – załapałem się na ostatni wyjazd w ubiegłym roku. W tym sezonie wiedziałem, że z powodu narodzin dziecka będę musiał odpuścić część wyjazdów, dlatego ucieszyłem się, że do Katowic jechaliśmy na samym początku i zdążyłem się do was wybrać. Miałem podobne odczucia jak z meczu w Lublinie – imponujący stadion, wszyscy ubrani na żółto, mnóstwo ludzi i kapitalny doping. Wielokrotnie podkreślałem, że doping ekip ze Śląska, takich jak GieKSa czy Górnik, to ścisły top w Polsce. Co do samego meczu to nie powiem za wiele, bo nie należę do tych, którzy szczególnie skupiają się na analizie boiskowych wydarzeń, najważniejsze było zwycięstwo 1:0. Cały wyjazd wspominam więc bardzo dobrze, z wyjątkiem incydentu z rozpylonym gazem, który wprowadził trochę zamieszania.

Kontynuuj czytanie

Kibice Klub Piłka nożna

Puchar Polski dla wyjazdowiczów

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Wczoraj klub GKS Katowice ogłosił, że wszyscy wyjazdowicze (a było ich aż 1022!), którzy pojechali na mecz do Białegostoku, mają w systemie biletowym przypisany voucher, który można wymienić na darmowy bilet na pucharowe spotkanie z Jagiellonią.

Jak informuje na swojej stronie internetowej klub (tutaj): Wyjazdowicze na swoich profilach w Systemie Biletowym GieKSy otrzymali voucher rabatujący cenę biletu na mecz pucharowy do 0 zł. Z prezentu można skorzystać już teraz! Voucher nie obejmuje biletów parkingowych oraz VIP. Co ważne, jeśli któryś z wyjazdowiczów nabył już wcześniej bilet na mecz pucharowy, to wówczas może wykorzystać voucher przy zakupie biletu na mecz innej sekcji GKS-u w 2025 r.

To kolejny miły gest ze strony klubu w kierunku najwierniejszych kibiców GieKSy. Już w niedzielę, zaraz po decyzji o niegraniu, piłkarze GieKSy podeszli pod sektor gości, a część z nich się na nim znalazła. Tam podziękowali fanatykom za tak liczną obecność, wspomnieli, że zawsze grają w „12” i dziś też chcieli dla nas wygrać. Oprócz tego rozdali swoje koszulki najmłodszym kibicom GKS Katowice, którzy wybrali się do Białegostoku. O tej sytuacji piszą więcej sami kibice na Facebooku (tutaj).

Przypomnijmy, że mecz z Jagiellonią zostanie rozegrany w czwartek 4 grudnia o 17:00 na Arenie Katowice. Na ten mecz NIE obowiązują karnety – wszyscy kibice muszą zakupić bilety (lub wykorzystać wspomniany wcześniej voucher). Bilety dostępne są w internetowym systemie (tutaj).

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Nowa Bukowa pisze swoją historię

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Gdy wydaje nam się, że i tak dużo przeżyliśmy w tym roku, GieKSa dokłada kolejną cegiełkę. Do wspomnień. Do historii. Do legendy. Rok 2025 to kolejny, który będziemy mogli wspominać z rozrzewnieniem i dumą. To nie jest jeszcze podsumowanie, bo czeka nas niedzielny mecz z Rakowem Częstochowa. Ale to, jak szybko Nowa Bukowa zaczęła pisać swoją historię, jest po prostu ewenementem. Ten stadion to już nie nowość i ciekawostka. To miejsce, w którym JUŻ przeżyliśmy piękne chwile, o których będziemy pamiętać na zawsze.

Wczorajsze późne popołudnie i wieczór było magiczne. Nie pamiętam tak głośnych i długich podziękowań i świętowania po meczu. Mimo mniejszej niż na meczach ligowych frekwencji było w tym tyle esencji, a euforia utrzymująca się po bramce Bartosza Nowaka była ciągle wyczuwalna. Nasz zespół osiągnął naprawdę wielki sukces ogrywając – nie waham się tego określenia użyć – obecnie najlepszą drużynę w Polsce. Tak, Jaga mimo chwilowego zawahania (które i tak nie jest naznaczone porażkami), jest w mojej opinii najlepiej i najrówniej grającą drużyną naszej ekstraklasy. I co najlepsze – GieKSa wygrała ten mecz zasłużenie. Znów żelaznym realizowaniem taktyki i przede wszystkim efektywnością w działaniu. Piłkarze Jagi dwoili się i troili próbując wejść w nasze pole karne, a wręcz bramkowe, ale zaraz mieli naprzeciw siebie gąszcz nóg i tułowi katowickich rywali. Nasi piłkarze byli jak smok, któremu w momencie obcięcia jednej nogi (czytaj minięciu jednego przeciwnika), wyrastały trzy nowe. Przez to Jaga nie stworzyła sobie bardzo klarownych sytuacji. Było kilka zamieszań, kilka strzałów z dystansu, kilka interwencji Strączka. Ale summa summarum, podobnie, jak w meczu z Pogonią, zagrożenia wielkiego z tej ofensywy Jagi nie było.

Pan Piłkarz Bartosz Nowak… Boże. Przecież to jest obecnie najlepszy piłkarz ekstraklasy. Inteligencja i efektywność tego zawodnika sprawia, że śmiało może on kandydować do najlepszego piłkarza GKS w ostatnim dwudziestoleciu. Przy czym nie mówimy tu o dorobku, długiej grze, tylko walorach czysto piłkarskich. Uważam, że od czasu Przemysława Pitrego nie mieliśmy tak dobrego zawodnika, tyle że Bartek i od tego zawodnika jest dużo lepszy. To inny poziom, inna liga. Cieszmy się, że mamy takiego piłkarza w swoich szeregach. W poprzednim sezonie trochę kręciliśmy nosem, bo choć zawodnik imponował swoimi niekonwencjonalnymi zagraniami i również był efektywny, zaliczał asysty, to jakoś mieliśmy wrażenie, że jest tego za mało, jak na jego potencjał. Teraz ten potencjał wybuchł ze zdwojoną siłą. Zawodnik jest to wprost doskonały i dla takich ludzi dzieci zaczynają się interesować piłką nożną i wieszają plakaty nad łóżkiem. Po prostu mistrz.

W wywiadzie dla GieKSaTV Bartek powiedział, że pierwsza bramka to w zdecydowanej większości zasługa Marcela Wędrychowskiego. Mam z tym stwierdzeniem problem, bo zgadzam się, ale nie do końca. To znaczy uważam, że większość zasługi w tym golu jest i Marcela, i Bartka. Wiem, że to wbrew logice, ale trudno. Zaraz się skupię na Marcelu, ale to co zrobił Bartosz tym minięcie na spokoju przeciwnika to też był majstersztyk. Przecież gdyby uderzył od razu, ryzykowałby trafieniem w blokujących przeciwników. A tak zamarkował strzał, nawinął i już nie miał żadnych przeszkód, by trafić do siatki. To był jego kunszt. Wielu piłkarzy stosuje nadmierne dryblingi, nawet w takich sytuacjach, ale często są one zupełnie bez sensu. Tutaj było to działanie w ściśle określonym celu – zwiększenia prawdopodobieństwa zdobycia bramki. I to się udało perfekcyjnie.

W pierwszej połowie Bartek często stosował taki subtelny pressing, próbował przewidzieć błąd rywala, więc gdy Piekutowski miał piłkę, robił taki ruch, to w lewo, to w prawo, by ewentualnie przeciąć piłkę. Dosłownie pomyślałem sobie wtedy, że mało prawdopodobne jest, że coś takiego się uda, ale po chwili przyszła druga myśl: Pan Piłkarz Bartosz Nowak wie, co robi i skoro tak robi, to jest duża szansa, że w końcu będzie z tego efekt. I choć nie bezpośrednio, to jednak taki błąd przeciwnika wykorzystał właśnie Marcel Wędrychowski. To jak katowicki De Bruyne wyczuł i doskoczył do golkipera gości, to też była klasa. Liczyła się szybkość. I oczywiście geneza tego gola jest po stronie Marcela. A potem był już kunszt Nowego.

W ataku zagrał tym razem Ilja Szkurin. Zawodnik przepychał się z rywalami, walczył. Sytuacji przez sporą część meczu nie miał. Ale jak już przyszło do pokazania swoich umiejętności, to i tu Białorusin spisał się świetnie. Najpierw świetne przyjęcie klatką, potem asysta oczywiście od Nowaka, no i pozostało już pewne wykończenie. Choć przyznam, że bardziej niż ten gol, podobało mi się zachowanie Ilji, przy golu na 3:1. Poszedł jak ten dzik na Vitala i już sam nie wiem, czy nasz zawodnik dziubnął tę piłkę czy rywal, ale ta agresja to było coś wspaniałego i doprowadziła ona do tego, że piłka trafiła pod nogi Nowaka, a ten – znów w wybitny sposób – strzelił niczym bilą do łuzy. W ogóle mam wrażenie między Szkurinem, a Nowakiem jest jakaś chemia, to jak współpracują i cieszą się wspólnie po bramkach, ten uśmiech na ustach i radość – coś pięknego. A Ilja w ogóle jeszcze punktuje u mnie dodatkowo tym, że ma kota – ale to już prywata 😉

Około 80. minuty byłem też pod wrażeniem jednej rzeczy i bardzo ceniłem nasz zespół. Mianowicie za to, że nie cofnęliśmy się do głębokiej defensywy. Oczywiście kilka razy byliśmy bardzo głęboko, bo Jaga rzuciła na nas wszystkie siły, do Imaza dołączyli Pululu czy Pietuszewski i mając dwubramkową stratę, logicznym było, że ruszą na nas. I czasem zakotłuje się w polu karnym. Jednak GieKSa starała się jak tylko mogła oddalić grę i dość często to się udawało. Ceniłem to dlatego, bo nieraz w takiej sytuacji zespoły cofają się już na stałe w swoją szesnastkę i tylko czekają na wymiar kary. Zamiast po prostu grać swoje. Powiedziałem sobie wtedy w duchu – właśnie w tej 80. minucie – że jeśli GKS straci dwa gole, to nie będę miał żadnych pretensji za ten sposób gry, bo ostatecznie to zmniejsza ryzyko utraty bramek, a nie zwiększa. Ostatecznie Jagiellonia strzeliła gola z rzutu karnego, bo Rafał Strączek w drugim meczu z rzędu znokautował rywala (poprzednio Kuuska, teraz Pozo), ale to była jedyna bramka gości w tym spotkaniu. I Rafał się do tego przyczynił również, broniąc dobrze i pewnie.

Ten mecz miał kilka analogii ze spotkaniem z ekstraklasy z poprzedniego sezonu. Znów wygraliśmy 3:1. Znów gola strzelił Pululu. I znowu katowiczanie zdobyli bramkę po fatalnym błędzie rywali w wyprowadzaniu piłki. Wtedy Nowak odebrał piłkę Halitiemu i gola strzelił Adrian Błąd, tym razem to Nowy był egzekutorem po świetnym odebraniu od Piekutowskiego. I znów euforia.

Dodajmy, że to już druga bramka w tym sezonie, w której nasz piłkarz odbiera piłkę bramkarzowi przeciwnika. W Płocku Rafałowi Leszczyńskiemu futbolówkę sprzed nosa zgarnął Marcin Wasielewski. Pressing się opłaca!

Nie zapominajmy też o świetnej defensywie naszej drużyny. To była kontynuacja gry z meczu z Pogonią. Poświęcenie, żółty (w tym przypadku czarny) mur naszych piłkarzy, wślizgi, bloki i wybloki. To co było naszym mankamentem na początku sezonu, w dwóch ostatnich meczach stało się chlubą. Nasz zespół znakomicie gra w obronie. A jeśli dołożymy do tego fakt, że nie opieramy się tylko na kontrach, tylko budujemy ciekawie swoje akcje ofensywne, można powiedzieć, że rozwój tej drużyny trwa w najlepsze.

Kolejnym naszym problemem były tracone nałogowo bramki do szatni. Już o tym zapomnieliśmy, choć Pululu akurat trafił na kilka minut przed końcem. Ale ostatnio mamy mecze na zero z tyłu, tych goli do szatni też po prostu nie zaliczamy. A tymczasem trend się odwrócił. Gdy ja się cieszyłem, że mamy spokojne 0:0 do przerwy i jedna minuta doliczona, GieKSa przeprowadziła swoją skuteczną akcję. Dla mnie to był totalny bonus, bo mentalnie byłem przy remisie do przerwy. A potem w doliczonym czasie całego meczu Bartosz ponownie strzelił gola.

Euforia po tej bramce była niebywała. Z wszystkich spadło ciśnienie. Te okrzyki „GKS! GKS!” i „Loooo, lolo loooooooo” po bramce przypominały stare czasy, jeszcze z lat 90., kiedy właśnie tak celebrowało się bramki. Absolutnie piękna sprawa.

Trener oczywiście na konferencji jest „oficjalny”, więc gdy zapytałem go, czy ma satysfakcję, że utarli nosa Jagiellonii za ten mecz ligowy, który się nie odbył powiedział, że nie rozpatruje tego w takich kategoriach. Za to my, jako kibice możemy – bo to też jest kwintesencja kibicowania, takiego bym powiedział w stylu angielski, czyli takie prztyczki, docinki. Więc troszkę Jaga dostała za swoje za to, że nie przygotowali boiska i lekceważąco podeszli zarówno do naszej drużyny, jak i kibiców, którzy do Białegostoku przyjechali. Chytry traci. Więc nie było co kombinować, trzeba było w tamtą niedzielę zagrać. Choć może Jaga wiedziała, co ją czeka i po prostu się bała?…

Myślałem o takim performancie, żeby trenerowi Siemieńcowi wręczyć łopatę do odśnieżania po meczu, ale stwierdziłem, że nie będę takich cyrków robił, choć wydaje mi się to całkiem zabawne (ach, pamiętny Puchar Pepco). Jednak nawet gdybym już miał sprzęt przygotowany, to w ostatniej chwili bym zrezygnował. Widząc przybitego trenera gości, włączyłaby mi się empatia i po prostu bym mu już nie dowalał. Poza tym mógłbym z tej konfrontacji nie wyjść żywy 😉

Jesteśmy w ćwierćfinale. Po raz pierwszy od 21 lat. W końcu po latach upokorzeń, kompromitacji i pucharowych dramatów, przeszliśmy już trzy rundy i zagramy na wiosnę w tych rozgrywkach. Czy znów naszym przeciwnikiem będzie ekipa z ekstraklasy? A może jakaś drużyna z niższej ligi? W ósemce znalazły się Avia Świdnik, Zawisza Bydgoszcz i Chojniczanka. To byłyby bardzo ciekawe opcje. W każdym razie droga na Narodowy zrobiła się realna. Trzeba będzie walczyć o to ze wszystkich sił.

W niedzielę Raków. Na zakończenie roku. GKS Katowice ma obecnie sześć zwycięstw w siedmiu ostatnich meczach. Bilans to znakomity. Trochę osób wieszczyło, że po porażce z Piastem w pozostałych spotkaniach nie zdobędziemy już żadnych punktów, że wszystko przegramy. Tymczasem mecz w Białymstoku się nie odbył, a potem z Pogonią i Jagą GKS po bardzo dobrej grze odniósł zwycięstwa. Naprawdę – wierzmy w tę drużynę.

Oczywiście z Rakowem łatwo nie będzie, bo piłkarze Marka Papszuna złapali dobry rytm. Odprawili z kwitkiem Rapid Wiedeń i Arkę strzelając im po cztery gole, wyeliminowali także Śląsk Wrocław. Więc przeciwnik jest trudny, ale przecież w lutym pokonaliśmy go w Częstochowie. A GieKSa jest na tyle w dobrej dyspozycji, że nie ma powodów, by nie wierzyć, że przy Limanowskiego nasz zespół nie jest w stanie grać o zwycięstwo.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga