Po remisie 2:2 z Zagłębiem Lubin porozmawialiśmy z Marcelem Wędrychowskim, który latem dołączył do naszej drużyny.
Jak ocenisz to spotkanie?
Marcel Wędrychowski: Z perspektywy ławki – pierwsza połowa nie pod nasze dyktando, nie potrafiliśmy wyprowadzać piłek i postawić się Zagłębiu. Wiedzieliśmy, jak grają. Grali dłuższe piłki za nasze plecy i dobrze im to wychodziło. Druga połowa na pewno była lepsza, zaczęliśmy stwarzać sobie sytuacje. Pierwsza bramka Nowego z wolnego, potem… druga bramka Nowego, co mogę powiedzieć? (śmiech). Bardzo mało miejsca było, chapeau bas dla niego. Graliśmy już bardziej swojo, utrzymywaliśmy się na ich połowie, stwarzaliśmy sobie okazje. Po tej drugiej bramce trochę brakło mi tego, by pójść za ciosem. Czułem, że możemy strzelić trzecią bramkę i ostatecznie wygrać spotkanie. Nie udało się, ale wydaje mi się, że można szanować ten punkt. Niedosyt na pewno jest, bo był taki moment gdy wszyscy czuli, że można to jeszcze wygrać. Nie udało się, szkoda. To jest pierwszy punkt, warto wyciągnąć wnioski i pojechać na Widzew mądrzejszym.
Liga będzie jeszcze silniejsza i wymagająca?
Na pewno. My jako drużyna musimy wymagać od siebie jeszcze więcej, przykładać się do treningów jeszcze bardziej, analizować mecze. Żaden mecz nie będzie łatwy i nie będzie można obok żadnego tak po prostu przejść. Trzeba będzie wycisnąć z siebie po prostu wszystko, żeby zdobywać punkty. Jestem spokojny o GieKSę i uważam, że to w dobrą stronę idzie. Musimy po prostu usiąść ze sobą, zobaczyć, co nie grało w pierwszej połowie i szybciej reagować. Krzyknąć, jeśli coś jest nie tak.
Pozycja ofensywnego pomocnika i system gry są dla ciebie czymś nowym?
To w ogóle nie jest podobny system, to jest zupełnie inne granie. Ja się dalej tego uczę. Adrian Błąd mi mówił, że jest tutaj 7 lat i dalej się uczy wszystkiego, więc na pewno dużo nauki przede mną. Podoba mi się ta pozycja, z każdym meczem będę lepiej łapał momenty, gdzie łapać przestrzeń, ustawiać się i w którą stronę przyjmować piłkę. Czuję, że to jeszcze nie jest mój maks, jaki mogę dać. Wymagam od siebie bardzo dużo i mam nadzieję, że następne mecze przyniosą jakieś konkrety liczbowe, asystę czy lepsze granie pozycyjne.
Dzisiaj oddałeś piękny strzał. Widziałeś już oczami wyobraźni piłkę w siatce?
Tak, widziałem. Szkoda na pewno tej sytuacji, szkoda też drugiej, gdy Nowy wyłożył mi piłkę. Teraz trening strzelecki, będzie dobrze, następnej bramkarz nie wyciągnie.
Przejąłeś numer „10”. To ciąży?
Drużyna bardzo mi pomogła, bo nie czuję presji nałożonej na mnie. Presję głównie nakładam sobie sam. Ta „10” była wzięta nie z myślą, że to ciężki numer, tylko po prostu mi się podoba. Od małego chciałem z nim grać. Totalnie nie myślę o nim, że to coś ciężkiego, to tworzy niepotrzebną presję. Uważam, że trzeba się poprawiać z meczu na mecz i stawać się lepszą wersją siebie.
Masz w sobie coś z bandy zakapiorów?
(śmiech) Uważam, że jestem bardziej właśnie zakapiorem: iść i nie kalkulować czasami. Wstawić nogę, zrobić wślizg i agresywnie powalczyć o piłkę. Jeszcze w tej roli najmocniejszej mnie nie widzieliście, więc wszystko przede mną.
Rozmawiacie o trudnym terminarzu?
Nie, nie ma takich rozmów. Każdy zdaje sobie sprawę, że każdy mecz jest ciężki. Dzisiaj przykład Zagłębia, które wygrywa 2:0, kontroluje mecz, a w drugiej połowie świetnie sobie radzimy i remisujemy to spotkanie, a mogliśmy jeszcze wygrać. Do każdego meczu trzeba się inaczej przygotować, na każdy mecz trzeba wyjść z jak największą motywacją.
Jak wygląda proces aklimatyzacji? Zwiedzałeś już coś?
Nie, niedużo. Aż się dziwię, bo ja lubię zobaczyć miasto, restauracje. Częściej siedzę tutaj w domu, ale na pewno będzie jeszcze na to okazja.
Jak wyglądały kulisy przeprowadzki?
W momencie, gdy Kacper (Łukasiak – przyp. red.) miał dołączyć do GKS-u, były podejmowane rozmowy ze mną. Dyrektor zapytał się, czy przyjadę z Kacprem obejrzeć stadion. Przyjechałem, zobaczyłem ten obiekt, zrobił duże wrażenie. Tak samo zainteresowanie dyrektora i trenera, walka o zawodnika. Zdecydowałem się na GKS i uważam, że była to najlepsza decyzja. Chłopcy bardzo pozytywnie nas przyjęli.
Obandażowana stopa, to coś poważnego?
Nie, zwykłe zbicie. Teraz stoję i już mi lepiej.
Jak ocenisz stan murawy?
Dzisiaj wszyscy dali z siebie wszystko, byśmy mogli zagrać ten mecz. Piłka w pierwszej połowie spadała i się nie odbijała, było ciężko na to patrzeć i był lekki strach. W drugiej połowie było trochę lepiej, ja się bardzo dobrze czuję na murawie. Mnie się podoba.
Najnowsze komentarze