Dołącz do nas

Kibice

Zagłębie Sosnowiec kibicowsko

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zagłębie Sosnowiec jest jednym z najstarszych klubów w Polsce, który swój początek datuje na 1906 rok. Sosnowiczanie mieli swoją dekadę między 1955 a 1965 rokiem, kiedy trzykrotnie zdobyli wicemistrzostwo, trzykrotnie brązowy medal i dwukrotnie triumfowali w Pucharze Polski. Jeszcze w latach 70. piłkarze Zagłębia ponownie spróbowali walki o mistrzostwo Polski, ale ostatecznie zajęli drugie miejsce. Oprócz tego wygrali dwukrotnie Puchar Polski i mają łącznie cztery takie tytuły w swojej gablocie.

Trochę historii

Będąc najlepszym klubem w Zagłębiu Dąbrowskim w latach ostatnich wymienionych sukcesów, pojawili się pierwsi zorganizowani fani Zagłębia. Już wtedy przez wątki historyczne relacja między całym Zagłębiem a resztą śląskich klubów (Górnik Zabrze, Polonia Bytom czy Ruch Chorzów), sprawiły, że mecze miały swój klimat, choć nie można było go nazwać „derbowym”.

Nasza historia piłkarskich spotkań jest naprawdę bardzo długa. Od samego początku, gdy pojawiliśmy się na piłkarskiej mapie Polski, debiutując w ekstraklasie od 1965 roku do praktycznie do 1991/1992 roku rywalizowaliśmy ze sobą non stop (nie tylko na murawie).

W sezonie 1992/1993 piłkarze Zagłębia zanotowali kolejny spadek i klub został rozwiązany. Był to bardzo smutny dzień dla kibiców Zagłębia, ponieważ nie posiadali swojego klubu. Podczas meczu CKS Czeladź – Ruch Radzionków, fani Zagłębia wykopali wielki dół na murawie na znak wycofania ich klubu z ligi, ponieważ ich miejsce zajęły właśnie Cidry. Gdy pracownicy klubu zakopali wykopalisko i mecz miał się rozpocząć, kibice Zagłębia tym razem wpadli na murawę i sprawili, że spotkanie się nie odbyło.

Znikając na dwa lata z piłkarskiej mapy Polski z nudów i przez brak udziału na meczach piłkarskich, zaczęli uczęszczać na mecze hokeja i koszykówki odbywające się w Sosnowcu, wypatrując czy nie przyjeżdżają inni kibice do ich miasta. Od sezonu 1994/1995 fani Zagłębia wrócili na trybuny. Na bazie rozwiązanej młodzieżowej drużyny Zagłębia, powstał zespół MOSiR Sosnowiec, ale dla Zagłębia była to okazja do powrotu na trybuny i jeżdżenia za swoim klubem. Zespół co prawda gra na poziomie 5. ligi, jednak nie przeszkadzało im to robić najazdów do lokalnych miejscowości.

Aktualne i byłe zgody i układy Zagłębia Sosnowiec 

BKS Stal Bielsko-Biała – jest to zgoda powstała w 1982 roku i obecnie jest jedną z najdłuższych i najlepiej pielęgnowanych sztam w Polsce, która nigdy nie miała „przestoju”.

Legia Warszawa – zgoda powstała w 1970 roku i gdyby nie dwukrotne przestoje, byłaby to jedna z najdłużej trwających zgód w Polsce. Pierwsze zerwanie nastąpiło na samym początku lat 80., a drugie pod koniec tej samej dekady. W 1991 roku graliśmy w Piotrkowie Trybunalskim finał Pucharu Polski z Legią Warszawa, na którym pojawiło się po 2000 głów z każdej ze stron. Był to dosyć ciekawy mecz pod kątem kibicowskim, ponieważ Legia z Zagłębiem odnowiła zgodę, która w tym roku świętuje 30-lecie, z kolei wśród naszej załogi obecna była delegacja… GKS-u Tychy i… Ruchu Chorzów. Takie były to czasy, dziś dla młodego fana GieKSy jest to nieprawdopodobne.

..

Olimpia Elbląg – zgoda została zapoczątkowana w latach 80. i nigdy nie została zerwana, jednak przez brak kontaktów „wygasła”. Po odnowieniu kontaktów Legii z Olimpią ponownie Zagłębie z Olimpią także wróciło do starych czasów i zgoda trwa do dnia dzisiejszego.

Czuwaj Przemyśl – układ chuligański od 2018 roku.

Jest jeszcze kilka ekip, z którymi mają pozytywne relacje, jednak ciężko o precyzyjną nazwę w dzisiejszych czasach, bo niektóre „układy” (zwłaszcza WRWE) wyglądają jak zgody. Dobre relacje mają z Beskidem Andrychów, ADO Den Haag (rodzina Legii) i od niedawna ze Slavią Praga, wraz z którą stoczyli ustawkę przeciw z Banikowi i GieKSie.

Dawne zgody: Góral Żywiec, Lechia Gdańsk, ŁKS Łódź, Motor Lublin, Polonia Bytom, Resovia Rzeszów, Śląsk Wrocław, Unia Oświęcim, Widzew Łódź, Wisła Kraków.

Pogoń Szczecin potrzebuje osobnego rozdziału, ponieważ Blaszok wiele razy intonował „Legia, Pogoń, Zagłębie…”. Pozytywne relacje między Zagłębiem a Pogonią także nastąpiły w latach 80. – oczywiście mostem przyjaźni była warszawska Legia. W sezonie 1994/1995 została odnowiona zgoda Legia – Pogoń, więc legioniści postanowili „pilotować” ponowne przybicie zgody (kwiecień 1995) Pogoni z Zagłębiem. Jak wszyscy potem przyznawali, zostało to zrobione na siłę. Momentem przełomowym kończącym zgodę Szczecin – Sosnowiec było (według kibiców Zagłębia) wykrojenie z flagi Zawiszy Bydgoszcz przez Zagłębie, które przywłaszczyła sobie Pogoń jako swoją zdobycz. W kolejnych latach, po wykrojeniu flagi „FC Jaworzno” przez Zagłębie w czasach „nowożytnych”, nienawiść między obiema ekipami wskoczyła na wyższy poziom i do dziś mimo ogromnej odległości obu miast, kosa jest potężna. Doszło nawet do sytuacji, że Zagłębie pofatygowało się aż do Szczecina, gdzie… morsowała Pogoń i skroiła ich z flagi.

Nasze mecze

Jak wspominałem, Zagłębie do 1992 roku mocno z nami rywalizowało. Pierwszą datą, którą mam ze wspomnień starej gwardii, kiedy na Stadionie Ludowym zameldowali się fani GieKSy, była jesień 1984 rok. Obecnych było wtedy 250 naszych fanów. Były to jednak nasze początki organizacji na trybunach.

Jesienią 1989 roku do Sosnowca wybrało się aż 1500 fanów GieKSy. Na stadionie fani Zagłębia wówczas wystawili 500-osobowy młyn i fani GKS-u Katowice wiedli prym na trybunach. Podczas powrotu jadąca na hokej do Katowic Polonia Bytom napotkała kilku fanów GieKSy wystawionych na przynętę. Po gonitwie za GieKSiarzami przywitał ich komitet powitalny w liczbie półtora tysiąca fanów GieKSy. Resztę sami znacie.

.

Nasza ostatnia wizyta na stadionie Zagłębia miała miejsce aż 30 lat temu. Jesienią 1991 roku wybrało się również 1500 kibiców GieKSy.

W latach 90. nasze „mecze” przeniosły się na hale, gdzie ekipy regularnie widywały się na hokeju i przy każdych nadarzających się okazjach dochodziło do awantur.

Głównymi „spektaklami” były jednak mecze z Legią Warszawa, którą Zagłębie zawsze wspierało przy meczach z GKS-em Katowice.

.

W późniejszych latach, kiedy ostatecznie spadliśmy z ekstraklasy, lądując w odpowiedniku 4. ligi, walka z Zagłębiem to już typowe zasadzki i starcia o wpływy w poszczególnych miejscowościach. Z jednej i z drugiej strony, wielokrotnie dochodziło do ataków na trasie, czy niekiedy walki na ubitej ziemi. Żebym zdążył wyliczyć wszystkie incydenty na linii GKS – Zagłębie do dnia dzisiejszego, mecz musiałby być rozegrany w listopadzie.

W 2015 roku nadeszła okazja do pierwszego meczu od 23 lat. W sierpniu został rozegrany nasz mecz przy pełnym stadionie, Blaszok zaprezentował znakomitą oprawę, sporej ilości pirotechnikę i oczywiście konkretne wsparcie wokalne. Piłkarze nie udźwignęli presji, co stawało się w tamtym okresie już normą. Zagłębie pomimo otrzymania 409 biletów, sprawiło, że do sektora gości weszło ostatecznie 500 osób. W tej liczbie znajdowało się: 70 BKS Stal Bielsko-Biała, 30 Legia Warszawa, 17 Czuwaj Przemyśl i 9 Olimpia Elbląg. W trakcie spotkania, kiedy Blaszok odpalił piro, race zaczęły lądować w sektorze Zagłębia, które zaczęło je nam „oddawać”. Obie zwaśniony strony próbowały sforsować płot, ale do niczego nie doszło.

......

Wiosną 2017 roku oczywistym było i tak się stało, że na wniosek wojewody, mecz został rozegrany bez naszej obecności. Jesienią tego samego roku ponownie mecz odbył się w Sosnowcu i nikt już nie miał złudzeń, że pojawimy się w sektorze gości. Wiosną 2018 roku pomimo nieobecności Zagłębia, stadion został wypełniony przez kolejną próbę walki o ekstraklasę, a towarzyszyła temu oprawa „Zawieszeni w czasoprzestrzeni”. Piłkarze wygrali 1:0 i myśleliśmy, to będzie „ten sezon”, ale ostatecznie to… Zagłębie mogło świętować upragniony awans do ekstraklasy.

.

Do zobaczenia na Blaszoku!

Eric Cantona

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kibice Piłka nożna

Radomiak Radom kibicowsko

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Warchoły, bo tak potocznie nazywa się kibiców Radomiaka Radom, są naprawdę starą i solidną ekipą kibicowską na piłkarskiej mapie Polski. Ich wizerunkowy problem polegał na tym, że nie grali 36 lat w Ekstraklasie, więc nie było za bardzo możliwości, by o nich usłyszeć. W latach 90., kiedy kształtowały się wszystkie chuligańskie składy, Zieloni grali na poziomie obecnej II i III ligi, siejąc spustoszenie po okolicznych miejscowościach.

Ich żywot na trybunach zapoczątkował się pod koniec lat 70., a na dobre weszli w kibicowską mapę Polski w latach 80. Od zawsze byli pozytywni nastawieni do Legii Warszawa, natomiast wzajemna nienawiść między miastami Kielce – Radom, sprawiła, że z Koroniarzami mają do dziś największą kosę.

W sezonie 1984/1985, który był ich wtedy jednosezonowym epizodem, a my graliśmy ze sobą ostatni raz, zawarli zgodę z Legią, jadąc do stolicy w 1000 głów. Przyjaźń ta nie przetrwała ze względu na ostatnią kolejkę sezonu, w której Legia zremisowała  z Pogonią Szczecin, przez co Portowcy utrzymali się w elicie, zaś Warchoły spadli z ligi.

W 1994 roku była ponowna próba nawiązania sztamy z Legią, jednak kością niezgody była Pogoń, z którą Legioniści kilka miesięcy wcześniej odnowili zgodę i fani z Radomia mieli w pamięci, przez kogo spadli z ligi, więc temat poszedł w zapomnienie.

Przez cały kolejny okres kibicowski fani Radomiaka związali się jedynie układem chuligańskim z GKS-em Bełchatów i Stalą Rzeszów, ale czas zweryfikował, że do siebie nie pasowali i relacje zostały zakończone. Okres bycia osamotnioną ekipą nie oznaczał, że stali w miejscu. Klub się piął w górę i grali na zapleczu Ekstraklasy, a dzięki temu, że polska scena kibicowska się mocno rozwijała, to dorobili się solidnych fan clubów takich ekip jak: Polonia Iłża, Proch Pionki czy Szydłowianka Szydłowiec (wszystkie już wymarły), które w swoim „primie” mocno się udzielały w regionie i trwała ciekawa regionalna rywalizacja z koalicją Broni Radom i Powiślanki Lipsko.

Odnośnie do derbowego rywala – Chłopców z placu Broni, którzy w latach 90. mieli naprawdę solidną bandę i dobrze funkcjonowali. W 2004 roku było apogeum wyjaśnienia kto „nosi spodnie” w mieście. Podczas derbów Broń – Radomiak, Zieloni wjechali na stadion gospodarzy i zajęli ich młyn, śpiewając: „Nie ma już Broni, w Radomiu nie ma już Broni”. Na uratowanie honoru gospodarzy wybiegła garstka kibiców Broni na przegrane starcie, ale było już po wszystkim. Po tym meczu ówczesna zgoda Broni – Hutnik Kraków podziękował im za przyjaźń.

Wiosną 2016 roku Radomiak zawarł układ chuligański z warszawską Legią, a finałem był mecz Radomiak – Siarka Tarnobrzeg jesienią 2017 roku, gdzie ogłoszono kibicowskiej Polsce, że Radom i Warszawę łączy sztama.

Nasze relacje z Radomiakiem ciężko opisać… Ostatni mecz ligowy na Bukowej graliśmy w październiku 1984 roku, czyli chwilę po tym jak Blaszok został oddany do użytku. Wtedy „luksusowa” trybuna i nikt nie zakładał, że będzie to siedlisko jednych z najwierniejszych grup kibicowskich w Polsce, które wyznaczą standardy, czym jest niezłomność w walce o swój klub.

W maju 1996 roku podczas meczu z Legią Warszawa, kiedy dostaliśmy sromotne lanie 0:5, doszło do zakończenia zgody z Avią Świdnik, która przyjeżdżając, usłyszała, że nic już nas nie łączy i nieświadoma tego dnia ekipa Radomiaka zawitała „po zgodę”, ale nie znalazła uznania ani chętnych do przybicia tej relacji, mimo bycia goszczonym wielokrotnie w Katowicach.

Jesienią 1996 roku na Bukowej odbył się mecz reprezentacji Polski z Mołdawią, który wygraliśmy 2:1, a samo spotkanie miało historyczny moment na naszym obiekcie, gdyż został wprowadzony przepis, że na meczach reprezentacji mogą obowiązywać tylko i wyłącznie biało-czerwone barwy, do których oczywiście nie wszyscy się zastosowali. Na Blaszoku (przy pełnym stadionie) zasiadło mnóstwo ekip, ale to chuligani GieKSy byli w tym dniu gospodarzami swojej trybuny i widząc 50-osobową ekipę Radomiaka w sektorze A, stojącą razem ze Stomilem Olsztyn i Polonią Bydgoszcz, wpadli w nich, przez co doszło do mocnej awantury, zaś „goście” musieli zostać wyprowadzeni przez policję ze stadionu. Na „pożegnanie” nasi chuligani wybili szyby w ich autokarze i niemal go wywrócili.

Jesienią 2016 roku los skrzyżował nas w Pucharze Polski, ale wtedy Szaleńcy z Bukowej nie mogli zawitać z powodu „remontu sektora gości”, co w późniejszych latach stało się mottem działaczy z Radomia. Obecnie Radomiak posiada nowy obiekt, powstał sektor gości, ale… nikt na nim nie zasiada. Miasto jest specyficznie uzależnione politycznie od służb mundurowych, które skutecznie wpływają na działaczy, przez co fani Radomiaka na meczach domowych bawią się sami. Jedynie mecz zgodowy z Legią Warszawa ma inny charakter widowiska, przez wspólny doping na jednej trybunie.

Do zobaczenia na Bukowej, bo Warchoły pierwszy i ostatni raz usłyszą huk z Blaszoka!

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Ekstraklasa zawitała na Bukową

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Ekstraklasa znowu na Bukowej. Pierwszy mecz GieKSa niestety przegrała z Radomiakiem Radom. Zapraszamy do fotorelacji z tego spotkania.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Pierwsze śliwki – robaczywki

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

No i wielki mecz za nami. Doświadczyliśmy tego – niektórzy po raz pierwszy w życiu, inni po niemal jednej piątej wieku. Na Bukową zawitała ekstraklasa. Wspomniani w felietonie przedmeczowym Marcin Rosłoń i Kamil Kosowski musieli przeżyć niezły szok zasiadając na szczycie Trybuny Głównej, na miejscach prasowych. Obdrapanych z farby, z powiewem oldchoolu.

– To jest Bukowa, tu się żyje! – powiedział ten pierwszy na zakończenie transmisji Canal Plus, dając do zrozumienia, że poczuł ten już tak rzadki klimat dawnych czasów.

Morze ludzi na stadionie już długo przed meczem, ta żółta armia kibiców spragnionych wielkiego futbolu. Historia za chwilę miała dziać się na naszych oczach. Wielu kibiców spotykało dawno niewidziane twarze. Jak choćby autor tegoż felietonu, który mecz obserwował w towarzystwie swojego kolegi z podstawówki, z którym to przecież onegdaj na mecze ligowe się jeździło regularnie (pozdro Krzysiu!).

Piękna oprawa spotkania i mogliśmy grać. Niespotykane było to, że w początkowej fazie meczu nawet Główna stała, dopiero potem zaczęliśmy siadać. Czuć było, że to coś zupełnie innego niż te początki wszystkich poprzednich sezonów z 19 lat. No, może poza spotkaniem ze… Źródłem Kromołów w 2005 roku. Jakkolwiek by to dziwnie nie brzmiało, wtedy mieliśmy narodziny nowej GieKSy, które podczas tego czwartoligowego meczu zostały godnie uczczone.

Teraz to było ukoronowanie tego całego okresu i nagroda za te wszystkie lata. Będę utrzymywał, że wynik tego meczu miał drugorzędne znaczenie. Oczywiście punkty w lidze będą na pierwszy miejscu, ale ta inauguracja była po to, by ją po prostu przeżyć. Poczuć zapach ekstraklasy, poczuć klimat wielkiej piłki w Katowicach.

Dlatego apeluję o rozwagę przy ocenach za to spotkanie, bo czytając na forum wypowiedzi pomeczowe kibiców – oczy trochę więdły. Zasłużona krytyka po tym meczu – jak najbardziej, jednak defetystyczna narracja i rozprzestrzenianie widma bezdyskusyjnego spadku powodowała, że można było sobie zadać pytanie, czy niektórzy odnotowali w ogóle fakt awansu. Narracja ta niczym się bowiem nie różniła od wieloletnich na zapleczu elity. Można wręcz odnieść wrażenie, że choćbyśmy grali z Realem Madryt i przegrali np. 0:4, to psioczenie na tego czy tamtego, że się nie nadaje, że błędy trenera, byłoby wyraźne.

Nie chodzi o to, że chcę i zamierzam bronić kogokolwiek. Chodzi mi tylko o tę narrację. W meczu z Radomiakiem mieliśmy aspekty pozytywne i negatywne. I choć przed meczem mogliśmy oczekiwać wygranej z podobno zkryzysowanym Radomiakiem, to jednak ostatecznie – mimo przegranej – mecz ten pokazał, że z drużynami tego pokroju jesteśmy w stanie rywalizować.

Katowiczanie wykreowali sobie okazje bramkowe, stworzyli kilka dynamicznych, ciekawych akcji, a indywidualne wejście Rogali ze skrzydła było wręcz spektakularne. W drugiej połowie GKS zdominował Radomiak i przy odrobinie szczęścia mógł doprowadzić do wyrównania. Gra na czas rywali także dowodziła tego, że po prostu boją się o wynik. Choć i w ofensywie mogło być lepiej, to trzeba przyznać, że było całkiem nieźle.

Gorzej było z defensywą. Nasz zespół dawał się stłamsić i wepchnąć we własne pole karne, zawodnicy nie potrafili wybić piłki i zażegnać nawałnicy piłkarzy Baltazara. W zasadzie obie bramki padły po tego typu sytuacjach. Coraz bardziej pachniało bramką dla rywali, ten wskaźnik dochodził do czerwoności – aż następowało przesilenie – gol.

Nie chcę dywagować o personaliach, bo każdy widział, co się działo. Trener też starał się reagować (już w przerwie) i zapewne sam musi zobaczyć, kto się sprawdza na ekstraklasowym poziomie, a kto nie. Faktem jest, że na pierwszy mecz w ekstraklasie wyszliśmy tylko dwoma nowymi zawodnikami – Klemenzem i Galanem. No może trzema, bo Baranowicz był tak jakby nowy. Czy to była forma nagrody dla poszczególnych piłkarzy za awans – nie wiadomo. W kolejnych meczach jednak najprawdopodobniej proporcje nowych i starych zawodników będą już bardziej zbalansowane.

Widać było, że ekstraklasowe granie to inna para butów. W pierwszej połowie Radomiak pokazał ogranie, technicznie też byli niczego sobie. Trzeba się przystosować do nowych okoliczności. Pierwsza liga to był styl życia, Ekstraklasa też nim będzie – tylko innego rodzaju.

Nie ma co psioczyć, tylko zakasać rękawy i działać. Następne spotkanie gramy ze Stalą Mielec, rywalem wydaje się w naszym zasięgu. Ale to wszystko kwestia względna. Nie wiemy tak naprawdę, jaki poziom względem GKS mają rywale. Musimy więc organoleptycznie się o tym przekonać.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga