Dołącz do nas

Siatkówka

Zwycięstwo GieKSy po kolejnym horrorze!

Avatar photo

Opublikowany

dnia

W porównaniu do ostatniego meczu, Czarni przystąpili do gry bez zmian w wyjściowej szóstce, natomiast Piotr Gruszka zgodnie z naszymi przypuszczeniami dał szansę na pokazanie się dwóm siatkarzom, którzy nie dostawali okazji do gry w większym wymiarze czasowym. Na rozegraniu Marco Falaschiego zastąpił Maciej Fijałek, natomiast na środku siatki w miejsce Tomasza Kalembki, mógł się wykazać Paweł Pietraszko.

 

Pierwszy punkt w meczu zdobył po kontrze Żaliński, a wyrównanie dał Kędzierski posyłając zagrywkę w siatkę. Kolejne akcje pokazały jak źle weszli w to spotkanie nasi siatkarze. Ziobrowski mocnym atakiem po skosie zdobył drugie oczko dla Czarnych, potem był show Żalińskiego na zagrywce posyłającego dwa asy, wpierw nie obronił piłki Stańczak, a potem przyjmujący gospodarzy trafił w sam róg boiska (4:1). Pierwszy punkt po własnej akcji dla GKS-u zdobył Butryn atakiem po rękach w aut, potem był dobry atak Ziobrowskiego ze skrzydła, a następnie Butryn posłał piłkę w aut (6:2), reklamujemy tę akcję challengem, ale bez zmian i trener naszego zespołu już musiał reagować wzięciem czasu. Po przerwie Ziobrowski skończył kolejną kontrę Czarnych uderzając po bloku w aut, a dodatkowo sędziowie odgwizdali dotknięcie siatki któremuś z naszych zawodników. Pietraszko zaatakował w aut, a chwilę potem Kędzierski zablokował atak Sobańskiego (10:3) i nasza gra wyglądała bardzo źle. Sygnał do odrabiania strat dał Krulicki, który zatrzymał na siatce atak Fornala, potem asa posłał Pietraszko, a Kędzierski przebił piłkę nad siatką w aut, po czym Pietraszko zaserwował w aut (11:7). Wynik wyglądał już troszkę lepiej, ale wciąż mieliśmy problem ze skończeniem pierwszej akcji. Po udanym ataku Sobańskiego (12:8), mieliśmy niesamowitą serię czterech bloków punktowych z rzędu! Zaczął Krulicki blokując akcję Ziobrowskiego, potem Fijałek zatrzymał Żalińskiego, następnie Kapelus dwa razy zablokował ataki Ziobrowskiego i szybko doprowadziliśmy do remisu po 13! Szkoda, że potem Sobański przekroczył linię dziewiątego metra przy serwisie, a wyrównał wynik atak Butryna po rękach Żalińsakiego (14:14). Dłuższy fragment seta to była gra punkt za punkt aż do stanu po 19. Wtedy to po błędzie na zagrywce Sobańskiego, w kolejnej akcji Rafał nie broni serwisu Kędzierskiego (21:19) i Piotr Gruszka prosi o time out. Po przerwie Kapelus posłał piłkę pod końcową linię boiska, następnie Żaliński zaatakował po prostej (22:20). Tym samy atakiem, tylko że z drugiej linii popisał się Butryn, a Ziobrowski obił nasz blok i piłka wylądowała na aucie (23:21). Smith zaserwował w aut, po czym wchodzi na parkiet Kalembka, oczywiście na zagrywkę i posłał piłkę na tyle mocno, że Pietraszko nie miał problemów ze skończeniem przechodzącej piłki i był remis po 23! Niestety kolejną zagrywkę Tomasz posłał w siatkę i gospodarze mieli pierwszą piłkę setową, którą wybronił nam… Ziobrowski również serwując w aut (24:24). W następnej akcji Krulicki zablokował Ziobrowskiego i wyszliśmy na pierwsze prowadzenie w meczu, ale za to w najważniejszym momencie (24:25). Pierwszą piłkę setową dla GieKSy mógł skończyć Kapelus na kontrze, na całe szczęście piłkę podbitą przez gospodarzy, Ziobrowski posłał atakiem po skosie daleko w aut (24:26) i troszkę szczęśliwie wygraliśmy pierwszego seta!

 

Drugą partię zaczął udanym atakiem ze środka Smith, a wyrównał Butryn atakując po skosie, po czym Karol nie skończył piłki na kontrze (2:1). Następnie Kapelus uderzył po bloku w aut, a zagrywkę posłał również w aut (3:2). Potem był bardzo dobry okres gry naszego zespołu. Wpierw Pietraszko ze środka trafił w środek boiska, potem Bołądź wyrzucony poza słupek nie zdołał przebić piłki na drugą stronę siatki, Serwuje Pietraszko i Krulicki kończy z przechodzącej piłki, a kontrę GKS-u wykorzystał Kapelus (challenge nie zmienił decyzji sędziów), po czym był autowy atak Fornala na kontrze (3:7) i czas dla Roberta Prygla. Po przerwie Pietraszko serwuje w aut, następnie Krulicki z krótkiej zaatakował idealnie w środek parkietu gospodarzy, a Fijałek zablokował atak Fornala (4:9) i nasza przewaga stawał się coraz wyraźniejsza. Niemoc Czarnych przełamał w końcu Kohut atakiem ze środka (5:9), ale po bloku Kapelusa na Smith’cie, ataku Pietraszki ze środka, następnie Sobański skończył kontrę pipem (7:14) i przewaga GieKSy rosła bardzo szybko. Po time oucie Smith trafił atakiem na środku siatki, a gra GKS-u była coraz skuteczniejsza, Kapelus zaatakował efektownie z drugiej linii, a Krulicki popisał się kolejnym blokiem zatrzymując atak Bołądzia (9:17). Następny atak skuteczny Sobańskiego po prostej i Kapelus mocnym zbiciem posłał piłkę po bloku w aut, po czym świetny serwis Sobańskiego i Krulicki skończył z przechodzącej piłki (11:21), nasza przewaga stała się już bardzo wyraźna i niezagrożona. Jeszcze Czarni próbują „wrócić” do meczu, Bołądź mocno uderzył po skosie, Butryn odpowiedział atakiem ze skrzydła w środek boiska, następnie był błąd dotknięcia siatki przez Smitha (12:23). Jeszcze Żaliński uderzył po bloku w aut, a Gonciarz posłał asa serwisowego (14:23) i raczej profilaktycznie Piotr Gruszka wziął czas. Po przerwie Pietraszko skutecznie zaatakował ze środka, a pierwszą piłkę setową wykorzystał Fijałek serwując asa (14:25). W tym secie kibice w hali oglądali koncert gry w wykonaniu naszych siatkarzy!

Po dziesięciominutowej przerwie GKS wciąż utrzymywał dobrą grę, szkoda tylko, że tak krótko. Zaczął Butryn atakiem po prostej na kontrze, kolejną bardzo długą wymianę skończył też Karol, w końcu dla gospodarzy Bołądź zdobył pierwsze oczko atakiem ze skrzydła (1:2). Potem Żaliński zaserwował w aut (challenge bez zmian), a następną długą akcję zakończył atakiem Urbanowicz (2:3). Kolejny atak Butryna po prostej i blok Karola na Urbanowiczu (2:5) dały już lekką przewagę. Festiwal bloków dopiero się zaczynał w tym spotkaniu. Wpierw blok Urbanowicza i Sobański nie zdołał podbić piłki, która spadła tuż przy siatce, potem były dwie zepsute zagrywki, najpierw Bołądź serwuje w aut, a potem Pietraszko trafił piłką po taśmie również w aut (4:6). Kędzierski zablokował atak Sobańskiego, następnie Żaliński zatrzymał Butryna po złym dograniu Rafała, potem Kohut blokuje atak Kapelusa z drugiej linii i jeszcze Żaliński powstrzymał na siatce akcję Butryna (8:6). Tak szybko straciliśmy tę przewagę punktową i nasza gra zaczęła wyglądać coraz gorzej. Znów problem ze skończeniem własnych akcji i po błędzie Kapelusa w ataku przegrywamy już 10:7. Blok Krulickiego oraz skuteczny atak Butryna wstrzymują na chwilę ten trend i nawet po asie serwisowym Kapelusa (13:12) niwelujemy straty. Butryn przerzucił piłkę przez siatkę w aut, następną bardzo długą akcję kończy atakiem z drugiej linii Żaliński, a Kohut dokłada dobry atak ze środka na kontrze (16:12) i zdenerwowany Piotr Gruszka musiał wziąć czas. Dwie skuteczne akcje Sobańskiego, wpierw po bloku w aut, a potem na kontrze atak po skosie (16:14) dawały jeszcze nadzieję na równą walkę w tej partii. Niestety obraz gry znów przybrał niewłaściwy obrót. Urbanowicz po ręce Butryna, Sobański trafił w antenkę, Żaliński blokuje Rafała, Butryn atakuje daleko w aut, a Stelmach nie przyjął serwisu Urbanowicza (21:14) i w ten sposób Czarni wracają do meczu. W końcu Urbanowicz zagrywkę posłał w aut, potem Kohut trafił ze środka (22:15). Małą nadzieję dały skuteczne akcje, Krulickiego z krótkiej, Kapelusa na kontrze po skosie oraz as serwisowy Stelmacha (22:18). Po time oucie dla Czarnych, mocny atak Bołądzia, blok Ostrowskiego na Butrynie i pomyłka Karola w ataku po skosie w aut (25:18) dały wygraną gospodarzom.

 

Czwarty set dobrze zaczął Kapelus przebijając piłkę lekkim plasem na stronę gospodarzy, potem Krulicki zaserwował w siatkę, po czym znów Ukrainiec kiwnął w środek boiska. Ostrowski wyrównał atakiem ze środka, a Pietraszko z krótkiej przesuniętej dal prowadzenie GKS-owi 2:3. Następnie Bołądź zaatakował mocno po prostej, Kohut skończył z przechodzącej piłki, Butryn po taśmie w aut oraz błąd podwójnego odbicia Kapelusa (6:3) i Czarni osiągają przewagę. Po przerwie na żądanie, Pietraszko skutecznie na środku z krótkiej, a  Butryn zablokował atak Urbanowicza (6:5). Następnie Bołądź przedarł się przez potrójny blok GieKSy i Sobański uderzył w aut (challenge bez zmian), potem znów Butryn wydawało się, że zaatakował w aut, na nasze szczęście kolejny challenge pokazał, że piłka przeszła po rękach siatkarzy Czarnych i było tylko 8:6. Krótki fragment gry punkt za punkt, z następnym blokiem GKS-u, tym razem w wykonaniu Butryna (11:10). Potem mieliśmy blok Ostrowskiego na Kapelusie, bardzo dobry atak Butryna po bloku w aut i as serwisowy Ukraińca (13:12). Bołądź zablokował Butryna, ale Karol atakował z bardzo trudnej piłki, po czym Sobański mocno po rękach siatkarzy z Radomia (14:13). Po asie Urbanowicza, Piotr Gruszka zarządził podwójną zmianę w GKS-ie, po czym przyjmujący Czarnych zagrywkę posyła w aut (17:15). Przy asie serwisowym Krulickiego na 18:17, pogubili się sędziowie, którzy po wziętym challengu dla gospodarzy, stwierdzili, że nie da się ocenić tej sytuacji na wideoweryfikacji i potem nie wiedzieć czemu arbiter główny zmienił swoją wcześniejszą decyzję i przyznał punkt Czarnym. Po ostrych protestach całej drużyny GKS-u wraz ze sztabem szkoleniowym, sędziowie po kolejnej naradzie podtrzymali (zgodnie z regulaminem o systemie challenge) wcześniejszą decyzję o przyznaniu punktu dla naszej drużyny. Dłuższa przerwa w grze niekorzystnie wpłynęła na radomian i w następnej bardzo długiej akcji Van Walle skutecznie zakończył kontrę (18:18), a zdenerwowany trener gospodarzy wziął przerwę na żądanie. Po niej Bołądź zaatakował mocno po rękach naszych siatkarzy, a Pietraszko atakiem ze środka trafił piłką w aut (20:18). Następnie Kędzierski zaserwował w aut, Sobański wykorzystał kontrę atakiem z drugiej linii i Bołądź zaatakował daleko w aut (20:21), wreszcie wychodzimy na prowadzenie stając przed szansą na zgarnięcie trzech punktów. Żaliński mocno po skosie wyrównał rezultat, by chwilę potem zaserwować w aut (21:22). Bołądź skutecznie za skrzydła, następnie Kapelus wydawało się, że zaatakował z drugiej linii po bloku w aut, niestety challenge dla Czarnych pokazał, że bloku nie było (23:22), choć Piotr Gruszka nie mógł pogodzić się z tą decyzją arbitrów i zażądał nie wiedzieć czemu jeszcze raz ten challenge, który przecież nie mógł pokazać niczego innego niż chwilkę wcześniej. Potem był atak Bołądzia po bloku i pierwszą piłkę setową dla Czarnych, którą wybronił Kapelus atakiem po bloku, ale znów potrzebny był challenge aby potwierdzić tę akcję (24:23). Niestety Pietraszko zaserwował w siatkę i tym sposobem musieliśmy grać już piąty tie-break z rzędu!

 

Mało kto mógł przypuszczać, że piąty set potrwa jak… „normalny” set w meczu. Już pierwsza bardzo długa wymiana zakończyła się mocnym atakiem Żalińskiego, po którym Kapelus obił sufit hali, wyrównał Butryn po bloku w aut. Żaliński przebił się przez blok Sobańskiego, potem Rafał przedarł się przez potrójny blok gospodarzy (2:2). Kolejna długa wymiana zakończyła się dobrym atakiem Urbanowicza, potem Sobański posłał piłkę po skosie w aut, Kohut wykorzystał kontrę na środku (5:2) i zrobiło się już źle z wynikiem na samym początku tie-breaka. Ostrowski zaserwował w aut, po czym znów Kohut skuteczny na środku (6:3). W następnej akcji wydawało się, że Kapelus zaatakował w aut, ale na szczęście challenge pokazał atak po bloku i arbiter musiał zmienić swą wcześniejszą decyzję o przyznaniu punktu Czarnym (6:4). Kalembka posłał asa serwisowego, a Kapelus wykorzystał kontrę mocnym atakiem po bloku (6:6). Następnie Tomasz zaserwował w siatkę i to samo zrobił Urbanowicz (7:7). Kohut skutecznie na środku i zmiana stron boiska (8:7). Kapelus zablokował Żalińskiego, potem Urbanowicz skuteczny z drugiej linii i Bołądź zablokował atak Sobańskiego (10:8), więc Piotr Gruszka musiał już zareagować czasem. Po przerwie Butryn po bloku w aut i as Pietraszki (10:10), tym razem przerwa na żądanie dla Czarnych. Żaliński przedarł się przez blok Kalembki, po czym zaserwował w siatkę (11:11). Znów punkt dla Żalińskiego w skutecznej akcji po dłuższej wymianie, a wyrównał Kapelus atakiem z pipe’a (12:12). Przypomniał się Kohut atakiem ze środka, po czym Butryn przedarł się przez potrójny blok radomian (13:13), następnie obie drużyny dokonały zmian w składach i jeszcze na koniec przerwa na żądanie dla Czarnych. Stelmach zablokował atak Kohuta i to GKS miał pierwszą piłkę meczową w tym spotkaniu (13:14). Urbanowicz zaatakował w aut, ale sędziowie odgwizdują dotknięcie siatki po naszej stronie, szkoda… Potem przyjmujący Czarnych zaserwował w siatkę (14:15) i mieliśmy drugą piłkę meczową. Kapelus miał piłkę w górze na zamknięcie tego meczu, ale gospodarze cudem się wybronili i akcję skończył atak Żalińskiego po naszym bloku, następnie Kohut zaserwował w siatkę (15:16) i była już trzecia piłka meczowa dla GieKSy. Wybronił ją skuteczny atak po bloku Żalińskiego, po czym Butryn zablokował atak przyjmującego radomian (16:17). Czwartą piłkę meczową psujemy sami, bo Pietraszko serwis posłał w aut, a co gorsza Bołądź zablokował atak Kapelusa z drugiej linii (wzięty challenge nic nie dał) i niespodziewanie gospodarze wychodzą na prowadzenie 18:17. Na szczęście Żaliński zaserwował daleko w aut, po czym Butryn kopiuje wyczyn rywala (19:18). Drugą piłkę meczową dla Czarnych wybronił mocnym atakiem po skosie Butryn, ale za to Sobański zepsuł zagrywkę posyłając piłkę w aut (20:19). Trzecią piłkę meczową dla gospodarzy wybronił Kapelus mocnym atakiem ze skrzydła, a potem Butryn wykorzystał kontrę mocnym atakiem po skosie, a dodatkowo sędziowie wskazali na dotknięcie siatki przez siatkarza Czarnych (20:21). Piątą piłkę meczową dla GKS-u obronił Bołądź atakiem po skosie, a potem Kapelus zaatakował po palcach Kohuta w aut (21:22). Szóstą piłkę meczową wybronił Kohut atakiem ze środka, po czym Pietraszko zrobił to samo (22:23). Wreszcie siódmą piłkę meczową wykorzystał Butryn na kontrze, trafiając piłką w sam narożnik boiska! Uff… 22:24, co za emocje, to był już jedenasty tie-break w sezonie i szósty wygrany, jesteśmy rekordzistami PlusLigi pod tym względem!

 

Cerrad Czarni Radom – GKS Katowice  2:3 (24:26, 14:25, 25:18, 25:23, 22:24)

Czarni: Kędzierski (3), Ziobrowski (5), Kohut (15), Smith (2), Żaliński (19), Fornal, Watten (libero) oraz Gonciarz (1), Bołądź (17), Ostrowski (5), Urbanowicz (11), Filipowicz (libero). Trener: Robert Prygiel.
GKS: Fijałek (3), Butryn (24), Krulicki (12), Pietraszko (9), Kapelus (20), Sobański (9), Stańczak (libero) oraz Falaschi, Van Walle (1), Kalembka (1), Stelmach (2), Mariański (libero). Trener: Piotr Gruszka.   MVP: Serhij Kapelus.

 

Przebieg meczu:
I:  5:2, 10:3, 15:14, 20:19, 24:26.
II:  3:5, 5:10, 8:15, 11:20, 14:25.
III:  2:5, 10:7, 15:12, 20:14, 25:18.
IV:  5:3, 10:7, 15:13, 20:18, 25:23)
V:  3:2, 6:3, 9:8, 12:11, 14:15, 18:17, 20:21, 22:24.

 

Czarni-GKS 2

 

Czarni-GKS 3

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!


Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kibice Piłka nożna

Zagłębie Lubin kibicowsko

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Kibice Zagłębia Lubin są starym wyjadaczem polskich trybun. Miło niewielkiej miejscowości dorobili się sporej rzeszy fanów, którzy świętowali: dwukrotnie Mistrzostwo Polski, inne miejsca na podium, grę w finale Pucharu Polski oraz w europejskich pucharach. Najbardziej pamiętany mecz na arenie międzynarodowej to zdecydowanie przyjazd AC Milan w 1995 roku. Lubinianie, jako nieliczni z polskich ekip, zobaczyli słynne San Siro na meczu swojej drużyny.

Ich pojawienie się na trybunach miało miejsce w latach 70,, a w latach 80. fani Zagłębia zaczęli tworzyć młyn oraz regularnie jeździć na wyjazdy. Zgoda z Arką Gdynia zapoczątkowana w 1983 roku trwa do dzisiaj, co z perspektywy stażu i odległości jest ewenementem. Arkowcy za każdym razem jadąc w stronę Dolnego Śląska, a zwłaszcza podejmując znienawidzony Śląsk Wrocław lub Miedź Legnica, mogą liczyć na wsparcie lubinian.

Podobnie w przypadku Odry Opole z którą się wspólnie trzymają od 1994 roku. Ta zgoda niedawno miała zachwianie poprzez romans OKS-u z Ruchem Chorzów, ale wszystko się utrzymało i trwają dalej ze sobą. Podobnie było między Odrą i Polonią Bytom, czyli ekipą która od 2016 roku ma układ chuligański z Zagłębiem. To właśnie fani z Opola byli łącznikiem tej relacji i zapoczątkowali ich dobre kontakty.

Ostatnią zgodą Zagłębia jest Zawisza Bydgoszcz. Sztama, która trwa bardzo długo, bo od 1989 roku. Również jedna ze starszych na kibicowskiej mapie Polski. Oba kluby w 2014 roku rozegrały finał Pucharu Polski na Stadionie Narodowym. Powinno to było być świętem, ale konflikt Zawiszy z pseudowłaścicielem oraz tym samym bojkot, doprowadził do solidarności fanów z Lubina, którzy także nie pojechali na swój mecz.

Nasza pierwsza wizyta w Lubinie miała miejsce jesienią 1985 roku. Zagłębie, jako beniaminek, zainaugurował ligę na świeżo wybudowanym stadionie, który zgromadził 28000 widzów. Na wyjazd wybrało się 40 trójkolorowych fanów, którzy w pierwszym kontakcie z fanami Zagłębia tak się polubili, że została przybita… zgoda. Nasza sztama przetrwała do finału Pucharu Polski w 1986 z Górnikiem Zabrze. KSG również miało sztamę z Zagłębiem, a Miedzowi postanowili zasiąść i wspierać Górnik, co zakończyło nasze relacje.

Jesienią 1986 roku podejmowaliśmy u siebie Zagłębie. Blaszok został świeżo oddany do użytku.

Od pierwszej wizyty w Lubinie nasza rywalizacja trwała już na dobre przez następne kilkanaście lat. Podczas kolejnego wyjazdu do Lubina jesienią 1989 roku nasi kibice natrafili na… Miedź walczącą z jednym z fan clubów Zagłębia. Dołączyli „do zabawy” i wspomogli legniczan. Od tego momentu zawiązany został układ, który po kolejnych butelkach alkoholu został w szybkim tempie przekształcony w zgodę. Zgoda upadła ostatecznie na finale Pucharu Polski w 1992 roku.

W lipcu 1991 roku został rozegrany między nami Superpuchar Polski we Włocławku. Zagłębie jako mistrz kraju podejmowało GieKSę, która zdobyła Puchar Polski. Obok 40 fanatyków GieKSy na daleki wyjazd do Włocławka wybrało się z nami także… 5 kibiców Ruchu. W Toruniu na peronie stali kibice Apatora, którzy zabrali Niebeskich (mieli już wtedy zgodę) na piwo. GieKSiarze zostali na peronie, a po chwili przyjechał pociąg, z którego wybiegło Zagłębie z Zawiszą. Nasza ekipa początkowo ewakuowała się do tunelu prowadzącego na miasto, ale kiedy dobiegł Apator z Ruchem, to… tak nietypowa koalicja przegoniła parę „ZZ”. Po całym zdarzeniu skład Apator-GKS-Ruch pojechał wspólnie na stadion i oglądał pierwszy Superpuchar Polski dla GKS Katowice.

W sierpniu 1991 graliśmy na wyjeździe, na który wybrało się 50 GieKSiarzy.

Jesienią 1992 roku graliśmy na Bukowej. Zawitała delegacja Zagłębia.

Wiosną 1993 roku do Lubina pojechało 50 GieKSiarzy z flagami. Podczas przesiadki w Legnicy, podbiła 15 osobowa delegacja Miedzi, która chciała odnowienia, zgody jednak z naszej strony zapadła stanowcza odmowa. GKS wygrał 1:0.

Jesienią 1993 roku podejmowaliśmy Zagłębie. Goście zawitali w 20 głów. GieKSa wygrała 1:0.

W marcu 1994 do Lubina wybrało się 23 fanatyków GieKSy. Piłkarze wywieźli zwycięstwo 2:1.

W sezonie 1994/1995 pierwszy mecz graliśmy na Bukowej. Goście zawitali w 52 osoby, dobrze obwieszając sektor gości. GieKSa pewnie zwyciężyła 3:1.

Wiosną 1995 do Lubina pojechaliśmy rekordowym składem liczącym 70 głów. Na dworcu w Legnicy ponownie pojawiła się delegacja Miedzi Legnica (w 4 osoby), chcąc odnowienia sztamy i gwarantując, że dadzą nam wsparcie 30 osób na meczu w Lubinie, ale ponownie spotkali się z odmową.

W sezon 1995/1996 roku goście zawitali na Bukową w 50 osób. Była z nimi Odra Opole, z którą wtedy świeżo utworzyli zgodę, krojąc na trasie flagę „Skinhead” Wisłoki Dębica. Na stadionie GieKSy euforia, bo wróciła nasza legenda Jan Furtok. GKS wygrał 1:0.

W czerwcu 1996 roku do Lubina wybierało się 40 GieKSiarzy. Podczas jazdy dostaliśmy cynk, że Śląsk czeka w 200 osób we Wrocławiu, więc pojechaliśmy przez Poznań, kończąc podróż w Rawiczu. Na mecz nie mieliśmy już szansy zdążyć, więc ekipa ruszyła w drogę powrotną. 5 naszych partyzantów, z flagą Żory w plecaku, nie dało jednak za wygraną i różnymi środkami transportu dojechało do Legnicy. Tam policja zapakowała ich do suki i zawiozła prosto na stadion Zagłębia. Skromna delegacja, po przegranym 0:1 meczu, próbowała wrócić z naszą drużyną, tłumacząc jakie już mieli przeboje i co może się wydarzyć, ale nie dostali zgody z klubu. Policja ponownie ich wywiozła na peron do Legnicy, a tam nasi zaliczyli starcie z Miedzią. Wybronili flagę, a później pociągiem udali się do Środy Śląskiej, gdzie do rana… spali na peronie, czekając na pociąg do Wrocławia, który już szczęśliwie dotarli do Katowic.

Ledwo sezon się nie skończył, a w lipcu 1996 roku ponownie trzeba było jechać do Lubina. Na wyjazd wybrało się 30 GieKSiarzy, którzy w Opolu stoczyli walkę z Odrą. Na stadionie Zagłębia, mimo tysięcznej widowni, wrażenie zrobiło świeżo uszyte potężne płótno „Hooligans Zagłębie”. Potem stało się ono znakiem firmowym lubinian. Na boisku skończyło się nietypowym remisem 4:4.

Wiosną 1997 roku podejmowaliśmy Zagłębie, a goście zawitali w 37 osób. Dwie osoby od nich na własną rękę podróżowały na Bukową… tramwajem, a zainteresowanie współpasażerów (kibiców GieKSy) wzbudził nabity plecak. Jak się okazało – miał w środku sporych rozmiarów flagę „Viking”. W kronice kibiców z Lubina można przeczytać ciekawą anegdotę związaną ze stratą tego płótna. Na kolejny mecz przyjechało 4 partyzantów z Zagłębia, którzy wmieszali się w kibiców GieKSy na Blaszoku i chcieli – w ramach rewanżu – zdobyć jakąś naszą flagę. W trakcie obcinki podeszły do nich dwie osoby i spytały się skąd są. Lubinianie pewni tego, jak skończy się sytuacja, unieśli się honorem i przyznali się, że są z Zagłębia. To natomiast zdziwiło pytających, bo okazało się, że byli to przedstawiciele…. Zagłębia Sosnowiec, którzy z tym samym zamiarem weszli na naszą trybunę. Owa czwórka z Lubina po meczu zaczęła gonić jedno nasze auto z flagą, ale nie znając górnośląskich uliczek, szybko straciła cel. Piłkarze przegrali 0:2.

Sezon 1997/1998 na mecz rozgrywany w Katowicach Zagłębie mocno się zmobilizowało i przyjechało w 80 osób, co było ich najlepszą liczbą na Bukowej. Blaszok naprzeciwko sektora gości wywiesił zdobycz i prowokacyjnie zaśpiewał „Wikingi! Wikingi!”. Na boisku skończyło się nudnym 0:0.

 

W czerwcu 1998 roku jechaliśmy do Lubina na ostatni wyjazd sezonu. Mimo wynajęcia pociągu specjalnego, ostatecznie wybrało się tylko… 58 fanatyków. GieKSiarze zostali nagrodzeni bramką Mariusza Muszalika w doliczonym czasie gry na 2:2, co mocno pomogło nam się utrzymać w lidze.

 

W sezonie 1998/1999 piłkarsko niestety było fatalnie. W Lubinie miejscowe Zagłębie nas nie oszczędziło i wygrało 4:0. Do Lubina dotarło 10 Szaleńców z Bukowej. Na powrocie we Wrocławiu miejscowy Śląsk zaatakował pociąg 100-osobową bandą z ciężkim arsenałem. Psy wysypały się pierwsze i dostały ciężkie lanie, a jeden funkcjonariusz… postrzelił chuligana Śląska w nogę.

 

Na ostatnim meczu sezonu było coś, co wisiało od dawna w powietrzu – spadek. Zagłębie Lubin przyjechało w 80 osób. My pożegnaliśmy się godnie i spaliliśmy płótno Viking, które zostało skrojone 2 lata wcześniej. Na murawie remis 2:2.

Po rocznej banici w sezonie 2000/2001 wróciliśmy do Ekstraklasy. Do Lubina wypadł nam wyjazd w październiku, na który wybrało się 83 GieKSiarzy. Po drodze ustawił się Ruch Chorzów, który na Batorym obrzucił nasz pociąg kamieniami, ale po zaciągnięciu hamulca ręcznego szybko rozgoniliśmy Niebieskich. GKS przegrał 0:1.

W maju 2001 roku podejmowaliśmy Lubinian w maju i doznaliśmy szoku, bo Zagłębie nie pojawiło się na trybunach (pierwszy raz w historii naszej kibicowskiej rywalizacji). Piłkarze przegrali 0:2.

Ledwo liga się nie zaczęła w sezonie 2001/2002 i ponownie podejmowaliśmy Zagłębie na Bukowej – tym razem w sierpniu. Goście zawitali w 45 osób. Były próby dogadania walki, ale ostatecznie do niczego nie doszło. GieKSa wygrała 1:0.

W sezonie 01/02 liga była podzielona na grupę A i B, a później wyłaniano zespoły grające w grupie mistrzowskiej i spadkowej. Na rewanż do Lubina pojechaliśmy w październiku. Skład liczył 58 głów i był nastawiony na harce, które miały odbyć się w maju. Była próba wyjechania bez obstawy, ale mundurowi byli niestety czujni. Na murawie padł wynik 2:2. Finalnie GKS wszedł do ligi mistrzowskiej, a Zagłębie musiało bić się o utrzymanie.

W sezonie 2002/2003 zaczęło się fatalnie. Dwa dni przed wyjazdem w Pucharze Polski, w którym trafiliśmy na Zagłębie, dowiedzieliśmy się, że Pisak (ważna osoba na naszych trybunach) zginął i 24 fanatyków, którzy pojechali na mec,z nie prowadziło dopingu. Zawisła jedynie zwykła czarna flaga na znak żałoby. Piłkarze zostali zdeklasowani 1:4 i odpadli z dalszej rywalizacji.

Po trzech dniach zagraliśmy z Zagłębiem…. ponownie. Tym razem mecz ligowy na Bukowej. Po awanturze z Widzewem Łódź (na starcie ligi) PZPN zamknął nam Blaszok na całą rundę jesienną. Na nieczynnej trybunie nasi kibice symbolicznie odpalili krzyż z rac oraz uszyli czarną flagę „Pisak”. Zagłębie przyjechało w 60 osób bez obstawy. Przed meczem w Bytomiu wysypali się na zbierających się Polonistów, których szybko obili. Podczas meczu uszanowali naszą żałobę i zasiadając na 6 sektorze nie prowadzili dopingu. Po meczu Polonia próbowała zrewanżować się w Bytomiu, ale policja ograniczyła konfrontację. GieKSa wygrała 1:0.

W kwietniu 2003 roku pojechaliśmy do Lubina w 72 osoby. Na meczu spokój – gospodarze wystawili skromny młyn. GKS przegrał 0:2. Po sezonie lubinianie grali baraż o utrzymanie, ale polegli z Górnikiem Łęczna.

W sezonie 2004/2005 Zagłębie wróciło po rocznej nieobecności do Ekstraklasy. W październiku graliśmy w Lubinie, gdzie pociągiem wybrało się 30 GieKSiarzy. We Wrocławiu policja poinformowała nas, że wobec braku identyfikatorów nikt nie wejdzie na stadion. Na stadonie jedna nasza fanka weszła do klatki i wywiesiła transparent o chipach (z którymi musieliśmy się użerać od poprzedniego sezonu), a część zajęła miejsca incognito na trybunach gospodarzy. Pozostałe osoby, mając już zapoczątkowane kontakty z Dynamem Drezno, pojechały do wschodnich Niemiec. GKS przegrał aż 0:7, co było najwyższą porażką w historii występów w Ekstraklasie, a nasz piłkarski los stawał się coraz bardziej przesądzony.

W maju 2005 roku walczyliśmy do ostatniej kolejki, ale tylko matematyka pozwalała nam wierzyć. Na Blaszok przyszła garstka najwierniejszych fanatyków, którzy byli świadkiem wywieszenia nowej, wówczas najdłuższej flagi w Polsce, która miała aż 72 metry: Nasze miasto – Nasza krew – Nasze życie – GKS Katowice. Goście zjawili się w 50 osób. GKS wygrał 2:0 i nadzieja na utrzymanie wciąż tliła, ale ostatecznie spadliśmy, a rywalizację zaczęliśmy od czwartego poziomu rozgrywkowego.

W 2006 roku, po awansie na trzeci poziom, zagraliśmy z Zagłębiem II Lubin. Kibiców gości nie mieliśmy prawa się spodziewać, ale moda na GKS była tak duża, że Blaszok wypełnił się szczelnie. Wygraliśmy 3:0.

Jeszcze w tym samym roku w listopadzie zagraliśmy rewanżowe spotkanie w Lubinie. HZL miało wówczas z bandą Psycho Fans układ chuligański. Ekipa 250 osób, w tym 30 Banik Ostrava, jechała w chuligańskim nastawieniu, ale ostatecznie na środowym wyjeździe wiało nudą.

W sezonie 2008/2009 spotkaliśmy się już z pierwszą drużyną Zagłębia, bo Miedziowi spadli z Ekstraklasy. Tak jak w 2002 roku, tak niestety 6 lat później, historia zatoczyła koło. Podczas wyjazdu na Koronę Kielce zginął nasz kibic z Witosa – Dura i to właśnie mecz z Zagłębiem był tym, na którym Blaszok miał żałobę. Na płocie zawisł transparent „Niech te race oświetlą Ci drogę – Dura – Do raju który będzie Twym domem” oraz zapłonęły race w kształcie krzyża. Fani z Lubina, po ogromnej mobilizacji, przyjechali w rekordowe 250 osób i nie prowadzili dopingu przez pierwsze 15 minut (z szacunku do naszej żałoby). Na boisku skończyło się 2:2, ale nasze relacje z piłkarzami były tak fatalne, że Blaszok ubliżał im przez większość spotkania.

W kwietniu 2009 roku pojechaliśmy pierwszy raz na nowy stadion Zagłębia. Niestety termin nam nie sprzyjał, bo graliśmy w środę, ale nie przeszkodziło zrobić to wtedy naszej najlepszej liczby w Lubinie – 274 osób.

Od tamtego czasu nie zmieniło się u nas wiele i utknęliśmy na dobre w pierwszej lidze. Zagłębie zdążyło wejść do Ekstraklasy i wrócić do nas w 2014 roku. Ze względu na zakazy jakie łapaliśmy w tamtych czasach wyjazd do Lubina był wyjazdem rundy, więc ciśnienie i chęć pokazania się była ogromna. Nasz najlepszy wyjazd w historii stał się faktem – pojechało nas równe 1000 osób! Piłkarze polegli 0:1.

Wiosną 2015 roku podejmowaliśmy rozpędzone Zagłębie, które przyjechało w 440 osób, będąc wspierane przez Falubaz Zielona Góra i Zawiszę Bydgoszcz. Blaszok zaprezentował w kierunku piłkarzy transparent: „Te barwy od lat z ambicją kojarzone – przez was grajki wszystko zniszczone”. Jakby tego było – na murawie dostaliśmy aż 0:5! Gole strzelali wtedy nam m.in. Adrian Błąd czy Arkadiusz Woźniak.

Po 10 letniej nieobecności w Lubinie, nikogo nie trzeba było specjalnie namawiać nam wyjazd. Pojechaliśmy w 1005 głów, bijąc swój rekord wyjazdowy sprzed 10 lat. W tej liczbie znalazła się delegacja 26 kibiców Górnika Zabrze i 12 Banika Ostrava.

W marcu 2025 roku zakończyła się przepiękna historia dla wielu pokoleń fanatyków GieKSy. Blaszok po 40 latach zakończył swoją misję. Tym razem zjawiło się 409 kibiców Zagłębia, którzy wykorzystali całą przyznaną pulę i przeszli do historii jako ostatnia kibicowska ekipa zasiadająca jako goście na legendarnej Bukowej.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Górak: Czuć to było z boiska

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po meczu GKS Katowice – Raków Częstochowa odbyła się konferencja prasowa, podczas której wypowiedzieli się trenerzy Rafał Górak i Marek Papszun. Poniżej główne wypowiedzi szkoleniowców, a na dole zapis audio całej konferencji.

Marek Papszun (trener Rakowa Częstochowa):
Zależało nam, żeby dobrze zacząć i wejść w sezon i to zrobiliśmy. Z wymagającym przeciwnikiem. W zeszłym sezonie dwa trudne spotkania, na starej Bukowej – nie byliśmy lepsi, ale wygraliśmy, a potem przegraliśmy u siebie, choć nasza gra była już lepsza. Więc te mecze z GKS były trudne. Dzisiaj też było trudno, ale pokazaliśmy już na starcie dojrzałość i dyscyplinę taktyczną. Momentami nawet taki performance. Jestem zadowolony i z optymizmem patrzymy w przyszłość. Teraz regeneracja, jutro jeszcze mamy sparing dosłownie dla kilku zawodników, których mamy w kadrze i tych z akademii. I szykujemy się do meczu pucharowego z Żiliną.

Rafał Górak (trener GKS Katowice):
Trudno zacząć od porażki, to nigdy nie jest fajna sprawa. Natomiast trzeba sobie bezapelacyjnie i szczerze powiedzieć, że trafiliśmy na mocny zespół, na pragmatyczną piłkę i ta gra Rakowa, która mi zawsze tak imponuje – dziś ją było czuć z boiska. Przyjmujemy z szacunkiem tę grę, teraz musimy wyciągnąć wnioski, a także doprowadzać do tego, żeby zespół był lepszy z każdym dniem. Musimy kalkulować, że jak trafimy na takiego przeciwnika, to może on postawić takie warunki, że będzie trudno stwarzać sytuację jakąś lawinową ilością lub tak przejąć inicjatywę, żeby to potem udokumentować golami. Był to trudny i wymagający mecz, natomiast sama pierwsza połowa była stabilna i graliśmy dobrze, mając na uwagę przeciwnika i trochę jestem niezadowolony z wejścia w drugą połowę, kiedy pierwsze dziesięć minut było najsłabsze w naszym wykonaniu w meczu i przeciwnik to wykorzystał, zdobywając bramkę. Nie chcemy robić z tego problemu, natomiast w każdym meczu chcemy zdobywać punkty. Teraz musimy się przygotować do następnego spotkania, które rozegramy tutaj w następny poniedziałek.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna Wywiady

Okiem rywala: z Lubina zaczyna wiać chłodem

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zarówno GieKSa, jak i Zagłębie rozpoczęły sezon od porażki 0:1. Pierwszej zdobyczy punktowej oba zespoły poszukają w poniedziałkowy wieczór na Nowej Bukowej. Z jakim nastawieniem na ten mecz przyjadą Miedziowi? Czy istnieją przesłanki, że w tym sezonie zaprezentują się lepiej  niż w poprzednim, kiedy długo bronili się przed spadkiem? O nastroje na Dolnym Śląsku zapytaliśmy Pawła Junorego, redaktora serwisu mkszaglebie.pl i współprowadzącego podkast MKSTalk.

Co słychać u „ciepłowodnych”? Ta woda nie wydaje wam się coraz zimniejsza?
Być może tak jest, bo w ostatnim czasie komfort pewnych osób systematycznie się pogarsza. Powiedziałbym nawet, że z Lubina zaczyna wiać chłodem, który zaczynają odczuwać zarówno zarządzający klubem, jak i kibice. Od kilku lat można zaobserwować proces zwijania Zagłębia z Ekstraklasy i obawiam się, że w tym sezonie będzie on kontynuowany. Gdy kilka lat temu Miedziowi regularnie zajmowali bezpieczne miejsca w środku ligowej tabeli, łatka „ciepłowodnych” jak najbardziej do nas pasowała. Teraz z pewnością jest chłodniej, ale mogę też odpowiedzieć przewrotnie, że jeśli nic się nie zmieni, to niektórym może zrobić się gorąco.

Niedawno słuchałem waszego podcastu i przyznam, że trudno było dostrzec jakiekolwiek pokłady optymizmu przed rozpoczynającym się sezonem. Taki stan oddaje ogólne nastroje panujące wśród kibiców w Lubinie?
Nie śmiałbym stawiać się w roli głosu wszystkich kibiców, bo nawet w naszej redakcji opinie są podzielone. Mimo to rzuca się w oczy ponury nastrój wśród sympatyków Zagłębia, który nie jest spowodowany tylko wynikami. W ostatnim czasie nabraliśmy więcej odporności na kiepskie wyniki sportowe, choć zdaję sobie sprawę, że wy w Katowicach moglibyście odbić piłeczkę, że postawa naszych piłkarzy to nic w porównaniu z wieloletnią banicją na zapleczu Ekstraklasy. Mimo wszystko w Lubinie nie dzieje się dobrze, a naszym większym zmartwieniem jest sposób zarządzania klubem, na który jak nigdzie indziej ma wpływ polityka. Po latach względnej stabilizacji dominuje poczucie tymczasowości i nikt nie jest zaskoczony, gdy między jednymi a drugimi wyborami dochodzi do kolejnej zmiany prezesa. Taki stan rzeczy nie pomaga w budowie silnej drużyny, dlatego nie może dziwić, że krytyka jest powszechna. Trudno znaleźć powody do optymizmu.

W ubiegłym sezonie zajęliście ostatnie bezpieczne miejsce w tabeli. Jak oceniasz szanse Zagłębia na uniknięcie scenariusza gorączkowej walki o utrzymanie?
Na finiszu poprzednich rozgrywek mieliśmy realne obawy o utrzymanie, a obecnie nastroje są jeszcze gorsze. Pozostaje mieć nadzieję, że zadziała „logika Ekstraklasy”, czyli skoro większość ekspertów stawia nas w gronie potencjalnych spadkowiczów, to na przekór temu będziemy punktować. W tej chwili trudno wyrokować, czy tak będzie, bo pierwszy mecz z Widzewem nie dał zbyt wielu odpowiedzi na pytania o formę piłkarzy. Sam mam obawy, czy zdołamy się utrzymać i wydaje mi się, że wielu kibicom udzielił się stan pewnego zobojętnienia na słabe wyniki sportowe i coraz bardziej realną wizję spadku, która jeśli się zrealizuje, nie będzie dla wielu zaskoczeniem. Niedawno z niezadowoleniem przyjmowaliśmy ósme miejsce w Ekstraklasie, dziś taki scenariusz bralibyśmy w ciemno.

Manewr z zatrudnieniem Leszka Ojrzyńskiego w roli „strażaka” okazał się skuteczny w poprzednim sezonie. Jak oceniasz jego możliwości w kontekście budowania trwałych fundamentów pod drużynę w obecnych rozgrywkach?
Trener Ojrzyński odegrał kluczową rolę w utrzymaniu Zagłębia, bo dzięki niemu uszczelniliśmy defensywę i przestaliśmy tracić głupie bramki, co pozwoliło nam odbić się od dna. Wspominając nasz ostatni pojedynek na Bukowej, jeszcze pod wodzą Marcina Włodarskiego, Zagłębie grało na zaciągniętym hamulcu ręcznym. Mieliśmy grać ofensywnie, tymczasem zupełnie nie było tego widać na boisku. Nowy trener podszedł do sprawy pragmatycznie – dopasował styl do zawodników, wykorzystując ich potencjał. To wystarczyło do spokojnego utrzymania, bo mimo że zajęliśmy ostatnią bezpieczną pozycję, to pewni swego byliśmy już na cztery kolejki przed końcem sezonu. Osobiście liczę, że metody pracy Leszka Ojrzyńskiego okażą się skuteczne także i w tym sezonie, choć dostrzegam, że drużyna nie została wzmocniona w stopniu, jakiego oczekiwałby trener. Z drugiej strony zatrudniono nowe osoby w sztabie, na co wcześniej nie dostał zgody Marcin Włodarski. Znamy historię trenera Ojrzyńskiego w poprzednich klubach, gdzie po skutecznym utrzymaniu dość szybko tracił pracę. Mam nadzieję, że u nas będzie inaczej, bo mimo wszystko Miedziowi mają większy potencjał. Liczę, że trener odklei łatkę zadaniowca i dokończy sezon na ławce Zagłębia.

Wiele dobrego mówi się o Zagłębiu w kontekście szkolenia młodzieży, a drużyna w dużym stopniu opiera się na wychowankach. Szlifowanie spójnego modelu gry od juniora do pierwszej drużyny, ofensywny styl, budowanie akcji od tyłu – na ile Leszek Ojrzyński będzie w stanie realizować tę filozofię?
Należy odpowiedzieć sobie na pytanie, czy taka filozofia była rzeczywiście realizowana, czy też mówienie o niej było zwyczajnym zagraniem „pod publiczkę”. Tuż przed zwolnieniem Marcina Włodarskiego, który był znany z pracy z młodzieżą, klub ogłosił strategię, że zespoły juniorskie przechodzą na system gry tożsamy z założeniami pierwszej drużyny. Nie minęło wiele czasu, gdy doszło do zmiany zarówno trenera, jak i systemu gry. Dziś nie dostrzegam wspólnego mianownika pomiędzy pierwszym zespołem a drużynami juniorów, tym bardziej, że za nami jeden z najgorszych sezonów w wykonaniu zarówno rezerw, które spadły, jak i juniorów w rozgrywkach CLJ. Mamy nowego dyrektora akademii, który będzie próbował poukładać te sprawy. Mam nadzieję, że mu się uda i nie skończy się tylko na ambitnych deklaracjach.

W naszym ostatnim meczu przy Bukowej szerokim echem odbił się fakt, że na boisko wybiegło aż dwudziestu Polaków. Tymczasem letnie transfery Zagłębia wskazują, że w tym sezonie nie będzie to regułą.
Rzeczywiście, latem do Lubina trafili między innymi obrońcy Roman Jakuba i Luka Lučić, a także napastnik Michális Kossídis. Do tego dochodzą sprowadzeni w zimie Szwed Ludvig Fritzson i Bośniak Josip Ćorluka. Nie liczę tu Jasia Burića, który jest już chyba bardziej polski niż bośniacki. Nie uważam takich ruchów za problem, a wręcz przeciwnie. W pewnym momencie Zagłębie stało się zakładnikiem popularnego bon motu o stawianiu na „młodych polskich Polaków z Polski”. Rynek transferowy działa jednak inaczej i należy szukać dobrych zawodników na miarę swoich możliwości zarówno w kraju, jak i za granicą. Trudno dziś znaleźć zdolnego polskiego zawodnika za relatywnie niewielkie pieniądze. Na tle całej ligi Zagłębie nie jest już potentatem finansowym. Dlatego należy stawiać na szkolenie młodzieży, a poszczególne pozycje uzupełniać graczami z zewnątrz, niezależnie od narodowości. Nie spodziewam się, że w poniedziałek zobaczymy w wyjściowym składzie Zagłębia aż tylu Polaków co ostatnio.

Na pewno nie zobaczymy za to Dawida Kurminowskiego i Tomasza Pieńki, którzy w tym okienku opuścili Lubin. Jak poważne są to osłabienia?
Obaj, będąc w formie, dodawali wiele jakości, nie tylko w kontekście Zagłębia, ale i całej ligi. Jeśli Tomasz Pieńko odnajdzie się w Rakowie, to może zostać klasowym piłkarzem i pokonywać kolejne szczeble kariery, bo nie ukrywajmy – trochę zasiedział się w Lubinie. Mam nadzieję, że nadal będzie się rozwijał i budował swoją wartość. Z kolei Dawid Kurminowski, gdy przezwycięży problemy natury osobistej, z którymi się zmaga, będzie jednym z wiodących napastników w lidze i Lechia będzie miała z niego wiele pożytku.

W mediach społecznościowych pojawiło się wideo, w którym na nasz mecz zaprasza nie kto inny, jak Adrian Błąd i Arkadiusz Woźniak. Lata mijają, a Wąski wciąż ma miejsce w waszej kadrze. Jakie są dziś jego zadania?
Nie wiem, czy zagra w poniedziałek, ale raczej znajdzie się w kadrze meczowej. Kibice GieKSy nie śledzili pewnie przygotowań Zagłębia do sezonu, więc na pewno zdziwi ich fakt, że w większości gier kontrolnych Arek występował jako stoper, momentami wręcz dyrygując poczynaniami defensywy. Jednak ważniejszą rolę Wąski odgrywa w szatni, będąc dużym wsparciem dla każdego trenera – od Stokowca, przez Fornalika i Włodarskiego, na Ojrzyńskim kończąc. Podobnie jak Jasmin Burić, Arek Woźniak jest powoli przygotowywany do nowej roli w strukturach akademii i jestem ciekaw, jak w tej roli się odnajdzie. Trzymam za niego kciuki, bo ma na swoim koncie kilkaset meczów w barwach Miedziowych i jest bardzo związany z regionem. Mecz z GKS-em na pewno będzie dla niego szczególnym wydarzeniem, bo po odejściu z Zagłębia odbudował się u was mentalnie i z pewnością zostawił po sobie dobre wspomnienia w Katowicach.

W tym okienku GKS rywalizował z Zagłębiem o pozyskanie z Puszczy Michálisa Kossídisa. Co twoim zdaniem zadecydowało, że ostatecznie wybrał Lubin?
Więcej na ten temat mógłby powiedzieć mój redakcyjny kolega Filip Trokielewicz, który toczył medialną wojenkę z działaczami Zagłębia po podaniu informacji o testach medycznych Kossídisa w Lubinie, którą klub w nieelegancki sposób dementował. Faktem jest, że oba nasze kluby były nim zainteresowane. Nie wiem, czym ostatecznie Zagłębie przekonało Greka, być może były to indywidualne warunki kontraktu, a być może większe szanse na grę w podstawowym składzie, bo na dziś Kossídis nie ma rywala do gry. Napiera na niego Marcel Reguła, nasz młody talent, który nie jest jednak nominalnym napastnikiem. Mam nadzieję, że ta rywalizacja wpłynie pozytywnie na postawę tak jednego, jak i drugiego. Niemniej warto pochwalić Zagłębie za sprowadzenie tego napastnika.

Nasze kibicowskie forum obiegła też plotka o zainteresowaniu GieKSy Bartoszem Białkiem, który jest wychowankiem Zagłębia. Jak oceniasz jego potencjał?
Trudno dzisiaj ocenić, na ile te poważne kontuzje, które ma za sobą, zahamowały jego rozwój. Odchodził z Zagłębia jako wielki talent. W przypadku takich zawodników śp. Franz Smuda lubił powtarzać, że „mają gola”, bo Białek potrafił zarówno odnaleźć się w polu karnym, jak i samemu wypracować sobie sytuację bramkową. Gdyby nie przeszkodziły mu kwestie zdrowotne, to jest to napastnik na miarę najlepszych klubów w Ekstraklasie. Trzymam kciuki, by odbudował się w SV Darmstadt.

Długo nie mogliśmy się pogodzić z porażką w Lubinie, bo w naszej opinii zaprezentowaliśmy się lepiej. Udało się wziąć rewanż w Katowicach, choć nie było to wielkie widowisko z obu stron. Jak wspominasz naszą rywalizację z ubiegłego sezonu?
Rzeczywiście, jesienią w Lubinie to GKS grał w piłkę, ale Zagłębie wyciągnęło asa w postaci Huberta Adamczyka, który w jednym z pierwszych kontaktów z piłką trafił do siatki. Co ciekawe, w kolejnych meczach piłkarz ten praktycznie nie podnosił się z ławki i zostało tak do dzisiaj. Poza kilkoma incydentami gra głównie w rezerwach. Wiosną natomiast oglądałem nasz pojedynek z trybun przy Bukowej. Był to dla nas mecz o dużym ciężarze gatunkowym, który piłkarze bardzo chcieli wygrać, bo na szali leżała posada trenera. Czasem mówi się, że zawodnicy graja przeciwko trenerowi, jednak nie w tym przypadku. Było widać ich złość po porażce w Katowicach. Mieliśmy swoje sytuacje, jednak zabrakło skuteczności. Podobnego scenariusza spodziewam się w poniedziałek. Mecz będzie wyrównany i zadecyduje konsekwencja w grze obronnej. Nie jest tajemnicą, że Leszek Ojrzyński stosuje taktykę późnego Piotra Stokowca, czyli na zero z tyłu, a z przodu może coś wpadnie. Ponadto, poniedziałkowe mecze w Ekstraklasie rzadko dostarczają wielu emocji, ale kto wie, może na przekór wszystkiemu w Katowicach będą fajerwerki.

Ostateczne rozstrzygnięcia w Ekstraklasie spowodowały, że w tym sezonie Zagłębie nie będzie „zapieprzać do Niepołomic”. Tymczasem w ten weekend będzie to robił autor tych pamiętnych słów.
Nigdy nie byłem ulubieńcem Piotra Stokowca w czasach naszej współpracy w Lubinie. Jak widać, los bywa przewrotny i w tej kolejce do Niepołomic „zapieprza” nie Zagłębie, ale Pogoń Grodzisk z Piotrem Stokowcem na ławce trenerskiej. Takie są czasem koleje losu…

Pokusisz się o wytypowanie wyniku?
Obstawiam skromne 1:0 dla Zagłębia po stałym fragmencie w 89. minucie.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga