Dołącz do nas

Piłka nożna

Dlaczego Rogalski strzela bramki?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Jak to powiedział Dawid Szwarga w niedawnym wywiadzie na naszej stronie – cały świat szuka napastników strzelających gole. Wydaje się, że GKS ma właśnie kogoś takiego w osobie Dawida Rogalskiego.

Wynik 8 bramek (w tym jedna z rzutu karnego) może nie rzuca na kolana, ale biorąc pod uwagę jego czas na boisku – średnia około 0.61 gola z gry na mecz wygląda co najmniej solidnie. Jeśli grałby w każdym meczu po 90 minut – powinien zakręcić się w okolicach 20 bramek w sezonie. W zeszłym sezonie tylko Adrian Błąd dobił do ,,dwucyfrówki”, ale z gry strzelał tylko 8 razy, a na boisku spędził 2747 minuty. O napastnikach z sezonu 18/19 nawet nie ma co wspominać, a rok wcześniej 10-krotnie do bramki rywala trafiał Wojciech Kędziora, ale 3 razy z karnego. Nawet Grzegorz Goncerz w sezonie 14/15 z gry strzelał rzadziej. W każdym przypadku mówimy oczywiście o lidze wyżej, nie zmienia to jednak faktu, że bramkostrzelność Rogalskiego jest warta docenienia.

Pytanie zatem brzmi: co wyróżnia Dawida Rogalskiego, czemu tak często strzela? Czy dzięki swojej szybkości urywa się obrońcom rywali? Czy dzięki swojej posturze wygrywa walkę o pozycję i dominuje w powietrzu? Czy jego strzały są tak precyzyjne i silne, że bramkarze nie mają nic do powiedzenia? Ciężko na którekolwiek z tych pytań odpowiedzieć twierdząco. Gdzie więc szukać przyczyny jego skuteczności?

Myślę, że nie będzie wielką przesadą jeśli powiem, że nikt w GKS-ie nie porusza się po boisku tak inteligentnie, jak Rogalski, a biorąc pod uwagę całą ligę, byłby pewnie w czołówce. Mamy zawodników, którzy potrafią minąć przeciwnika dryblingiem, dobrze uderzyć czy podać, ale gra w piłkę to przede wszystkim… gra bez piłki. Czasami odnoszę wrażenie, że Rogalski wykonuje tak drobne manewry, że… rywale zapominają o jego istnieniu. Postanowiłem przedstawić na przykładzie kilkunastu akcji, czym według mnie nasz napastnik zyskuje przewagę na boisku.

Zacznijmy od pierwszego meczu, w którym wyszedł w pierwszym składzie i zdobył pierwsze dwa gole dla GieKSy, ale to nie na akcje bramkowe chciałem zwrócić uwagę. Widać tu zachowanie, które jeszcze kilkukrotnie przedstawię później, by pokazać, że to nie przypadek. Podczas akcji skrzydłem Rogalski ustawia się tuż za plecami prawego środkowego obrońcy. Jest to bardzo trudna sytuacja dla defensora – musi jednocześnie kontrolować, co się dzieje przed nim, bo to tam aktualnie jest akcja, jak i czającego się za nim przeciwnika. Rogalski idealnie wyczuwa tempo i w momencie dogrania ze skrzydła wbiega w przestrzeń pomiędzy środkowymi obrońcami. Wygrywa pozycję, ale piłka zostaje zagrana za jego plecy, przez co próba oddania strzału nie miałaby większego sensu, więc po skupieniu na sobie uwagi wszystkich zawodników Skry w polu karnym odgrywa do niepilnowanego Kiebzaka. Warto także zwrócić uwagę na czwarte zdjęcie – zaledwie kilkoma krokami w bok znów uwolnił się od obrońców i gdyby Kiebzak go zauważył i wykonał podanie zwrotne – Rogalski mógłby oddać znacznie groźniejszy strzał niż ten, na który zdecydował się będący pod presją rywali skrzydłowy.

Od 2.1 sytuacja z tego samego meczu – ponownie akcja lewym skrzydłem, tym razem prostopadłe podanie Woźniaka doprowadza do sytuacji 4vs4. Rogalski znów chowa się za plecami środkowego obrońcy, który przed sobą widzi i kontroluje Mateusza Kompanickiego. Rogalski ucieka prawemu obrońcy (często korzysta z braków w grze obronnej u bocznych defensorów) i stwarza przewagę 2vs1 wraz z Kompanickim przeciwko jednemu ŚO. Na ostatnim zdjęciu widać, że gestem ręki prosi o piłkę za linię obrony, ale podanie nie dotarło do adresata.

(Zdjęcia powiększą się po kliknięciu)

Przenieśmy się teraz do meczu z Garbarnią Kraków i do pierwszej bramki dla GieKSy. Woźniak biegnie z szybkim atakiem prawym skrzydle, natomiast Rogalski przez sporą odległość biegnie dosyć blisko. Wydawałoby się, że ułatwia tym samym zadanie defensywie, ale sytuacja szybko się zmienia. Gdy Woźniak jest już na tyle blisko bramki, że może oddać strzał, wówczas cała obrona skupia się tylko na nim i Rogalski to wykorzystuje, dopiero wtedy uciekając na długi słupek. Warto zauważyć, jak ustawił się do tego strzału z najbliższej odległości do pustej bramki – będąc całym ciałem tuż przy słupku, zminimalizował szanse na to, że piłka przejdzie obok niego.

Teraz czas na mecz z rezerwami Lecha. W pierwszej akcji nawet nie zaliczył kontaktu z piłką, a szkoda. Na pierwszym zdjęciu piłkę zaraz przyjmie Kiebzak, a nasz napastnik, naciskając na środkowych obrońców, uniemożliwił im podejście wyżej, tym samym Kiebzak ma przed sobą sporo przestrzeni. Gdy zbliżył się do bramki na tyle, by móc pokusić się o strzał, Rogalski znów sprawił, że obrońcy o nim zapomnieli i był idealnie ustawiony do przyjęcia podania. Kiebzak niestety kolejny raz zdecydował się na strzał z dystansu – gdyby wybrał podanie, szansa na strzelenie gola wzrosłaby mniej-więcej trzykrotnie.

W meczu z Widzewem ponownie to nie na akcji bramkowej chciałem się skupić. Piłka jest na tyle daleko od bramki gospodarzy, że trzymanie się blisko środkowych obrońców nie miało tu większego sensu, więc Rogalski schodzi pomiędzy linie rywala i znów możemy zaobserwować gest prośby o piłkę. Ta jednak najpierw trafia do Błąda, a następnie na skrzydło i Rogalski szybko dostosowuje się do nowej sytuacji. Tradycyjnie ustawia się za plecami środkowego obrońcy, a przed bocznym defensorem i za przy odpowiednim dograniu za linię obrony znalazłby się w idealnej sytuacji.

Druga sytuacja z Łodzi – kolejny raz przy piłce Rogala, a Rogalski ustawiony na tyle głęboko, by między parą środkowych obrońców powstała przestrzeń do wykorzystania. Znów dosyć dobrze ,,trafia” z wybiegnięciem do piłki i zabrakło mu paru centymetrów, by oddać czyste uderzenie.

Wracamy na Bukową – mecz z Pogonią Siedlce. Kiebzak biegnie z kontrą, ale jest jeszcze na tyle daleko od bramki rywala, że ci nie muszą koniecznie zatrzymywać ataku w tym momencie. Na jakąkolwiek zmianę kierunku biegu czy podanie zdążyliby zareagować, a przecież nie o to chodzi. Rogalski czeka więc, aż Kiebzak przebiegnie jeszcze kilkanaście metrów i to na nim skupi się uwaga obrońców. Napastnik znów wykorzystał moment nieuwagi przeciwników i wtedy uciekł w wolną przestrzeń. Tym razem otrzymał podanie, lecz nie zamienił go na bramkę, choć chyba powinien.

Do wyjaśnienia tego, jak zdobył bramkę, wystarczy właściwie jedno ujęcie – środkowi obrońcy rywala są ustawieni dosyć wąsko, więc żeby zmaksymalizować przestrzeń, którą mógłby wykorzystać, ustawia się tuż przy jednym z nich. Znów możemy zaobserwować gest prośby o dogranie piłki.

Jeszcze jedna akcja z tego meczu – ponownie Kiebzak przy piłce, Rogalski ładnych parę metrów za obrońcami. Kiezbak spowalnia akcję, zwalnia więc także pilnujący go obrońca… więc to był idealny moment dla Rogalskiego, żeby przyspieszyć i tak też właśnie zrobił, ponownie wykorzystując przestrzeń za plecami zdezorientowanego obrońcy.

Spotkanie ligowe ze Stalą Stalowa Wola. Tak jak mecz wcześniej – Kiezbak biegnie z piłką skrzydłem. Rogalski swoim ustawieniem rozciąga środek obrony rywala, jednak tym razem to nie on wykorzystuje stworzoną przestrzeń, a kolejni nadbiegający zawodnicy GieKSy. Nie trzeba mieć kontaktu z piłką, by pomóc w stworzeniu dobrej sytuacji. Kiebzak wypuścił Michalskiego, a Rogalski znów dobrze się zorientował w sytuacji i kolejny raz w polu karnym znalazł się bez krycia. Gdyby Michalski dopadł do piłki nieco wcześniej i zerknął w pole karne – dostrzegłby tam naszego napastnika, któremu po dobrym podaniu pozostałoby skierować piłkę do pustej bramki.

O drugiej sytuacji nie ma co się rozpisywać – choć Rogalski nie dysponuje wybitną szybkością, to wykorzystując chwilę, w której rywal go nie kontroluje wzrokiem, z łatwością mu się urywa.

Na koniec bramka z tego spotkania. Rogalski znów był lepiej zorientowany w sytuacji od przeciwników, dzięki czemu biegł samemu na wprost bramki. Wślizg rywala nieco spowolnił akcję, więc i Rogalski musiał nieco zwolnić i przeciwnicy go dogonili, więc… zwolnił jeszcze bardziej i pozwolił się wyprzedzić. Sekunda bycia za ich plecami pozwoliła mu zniknąć z ich radarów i chwilę później strzelić do pustej bramki.

Starcie z Resovią i dwie sytuacje, gdzie był bardzo blisko drugiej i trzeciej bramki w tym meczu. W pierwszej sytuacji subtelnie zaczął chować się za plecami obrońców, jednak do dośrodkowania minęło jeszcze tyle czasu, że jeden z rywali zdążył do niego dojść. Rogalski zamarkował ruch na długi słupek, po czym się zatrzymał… a rywal pobiegł dalej. Jedno krótkie przyśpieszenie i hamowanie wystarczyło, by strzał głową oddać bez krycia.

Druga sytuacja pokazuje, jak czujny jest na boisku. Choć był osamotniony, a rywali było dwóch, to właśnie on najszybciej zareagował i dopadł do piłki wyplutej przez bramkarza. Cóż, tu też powinien być gol.

Kończymy jego ostatnią, póki co bramką w tym sezonie. To chyba właśnie tu widać najlepiej to, co było tu opisywane. Rogalski ustawił się za wszystkimi zawodnikami w polu karnym, dzięki czemu on widział wszystko, a jego nie widział nikt. Idealnie wyczucie tempa przy wyprzedzeniu obrońcy i to wystarczyło, by mieć pełną swobodę przy oddaniu strzału z samego pola bramkowego. Po samym uderzeniu ręce może nie składały się same do oklasków, ale składają się, widząc to, jak znalazł się w takiej sytuacji.

Idealnym podsumowaniem tego, z czego żyje Rogalski, jest jego mapa strzałów ze strony Wyscout. Tylko dwa strzały zza pola karnego, za to cztery bramki z pola bramkowego. Często można usłyszeć narzekania na próby ,,wejścia do bramki”. Przykład naszego napastnika pokazuje, że te próby są jak najbardziej uzasadnione, tylko trzeba się odpowiednio zachować, a on to potrafi. Mówi się, że jak będzie się strzelać, to w końcu wpadnie, a ja powiem – jak będzie się dobrze ustawiać i poruszać, to w końcu wpadnie.


Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Felietony Piłka nożna

8:8 i bal pękła

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Tego jeszcze nie grali. GieKSa chyba lubi być pionierem. We współpracy z drugą Gieksą, która Gieksą oczywiście nie jest, bo „GieKSa je yno jedna”, jak mawiał niegdysiejszy prezes GKS Katowice Jacek Krysiak. Więc ten drugi klub to Gie Ka Es Tychy. Klub z ulicy Edukacji. W Tychach.

Miesiąc temu katowiczanie rozegrali sparing z Górnikiem Zabrze. Ten towarzyski Śląski Klasyk przyciągnął na Bukową rekordową liczbę kilku dziennikarzy. Był zamknięty dla kibiców, do czego się już przyzwyczailiśmy w przeszłości, natomiast nie było żadnych problemów z relacjonowaniem, pojawiły się nawet później na telewizji klubowej bramki.

Teraz we wtorek czy środę klub poinformował, że GieKSa zagra z Tychami mecz kontrolny w czwartek. Mecz zamknięty dla publiczności i przedstawicieli mediów. Okej – pomyślałem. Choć nadal wydaje mi się to dość absurdalnym rozwiązaniem, to tak jak wspomniałem – przywykliśmy.

Każdy jednak w tenże czwartek był ciekawy, jaki wynik padł w tych niesamowitych sparingowych bojach. Ja sprawdzałem sobie co jakiś czas w internecie, czy jest już podany rezultat. Dzień mijał, mijał, a wyniku nie było. Pomyślałem – kurde, może grają o 20.45 jak Polska z Nową Zelandią. Przy jupiterach, bo wiadomo, derby, mecz na noże i tak dalej. Odświętna atmosfera, tyle że bez kibiców i mediów.

No ale i po zakończeniu meczu „Orłów Urbana” z finalistą przyszłorocznego Mundialu, wyniku nie było. Kibicie już zaczęli się zastanawiać, czy sparing w ogóle się odbył. Zaczęły się pierwsze „śmiechy , chichy”. Że grają dogrywkę. Potem, że strzelają karne. Potem, że grają tak długo, aż ktoś strzeli bramkę, ale nikt nie może trafić do siatki… to akurat byłoby bardzo pozytywne, bo w końcu kilka godzin umielibyśmy zachować zero z tyłu.

No i nie doczekaliśmy się.

Za to w piątek po południu czy wczesnym wieczorem na Facebooku klubowym w KOMENTARZU do informacji zapowiadającej sparing kilka dni temu, czyli nawet nie w nowym, osobnym wpisie, pojawiła się informacja, że oba kluby uzgodniły, że nie będą do wiadomości publicznej podawały wyniku oraz składów.

I szczęka mi opadła i leży na podłodze do teraz.

W czasach czwartej czy trzeciej ligi trener Henryk Górnik prosił nas lub miał pretensje (już nie pamiętam dokładnie), że napisaliśmy o jakiejś czerwonej kartce, którą nasz piłkarz dostał w sparingu. Innym razem któryś trener w klubie miał pretensje, że wrzucamy bramki – chyba nawet z meczów ligowych (sic!), jak jeszcze prawa telewizyjne w niższych ligach nie były określone i była wolna amerykanka z tym. Trener Górnik na jednej z konferencji mówił, że gdzieś tam „może i nawet być k… sto kamer i coś tam”… Spoglądaliśmy na siebie wtedy z ludźmi z GKS porozumiewawczo. Już wtedy wygłaszałem twierdzenia, że przecież taka „Barcelona i Real znają się jak łyse konie, a my próbujemy ukryć, jak kopiemy się po czołach – i to jeszcze nieudanie”.

Żeby nie było – trener Górnik to legenda i GieKSiarz z krwi i kości, a wspomnianą sytuację przypominam z lekkim uśmiechem na tamte dziwne czasy.

Nie sądziłem, że w czasach nowoczesnych, w ekstraklasie, po tylu latach, jeszcze coś przebije tamten pomysł.

Jak po meczu z Lechem napisałem krytyczny wobec kibiców tekst dotyczący zbyt dużej „jazdy” po zespole i trenerze, tak tutaj trudno decyzję o niepodawaniu wyniku ocenić inaczej niż kabaret. Przecież tu nawet nikt nie oczekiwałby szczegółów przebiegu meczu czy materiału filmowego. Po prostu kibic jeśli wie, że jego drużyna gra mecz, chce poznać przynajmniej wynik i strzelców bramek. Ewentualnie składy. Nawet jakby był jakiś testowany zawodnik, to można to jakoś ukryć i po prostu dać info, że „zawodnik testowany”. Też śmieszne, ale to absolutnie nie ten kaliber, co całkowite odcięcie wiedzy o wyniku.

I tu nawet nie chodzi o sam fakt podania czy niepodania rezultatu. Tu chodzi o całą otoczkę i PR tej sytuacji. Przecież to jest tak absurdalne, że za chwilę wszystkie Paczule i Weszło będą miały niesamowite używanie po naszym klubie. To się kwalifikuje do czegoś, co jest określane „polskim uniwersum piłkarskim”, czyli wszelkie kradzieże znaków przez sędziów z ekstraklasy, dyskusje Haditagiego czy Królewskiego z kibicami i wiele innych.

Kibice już zaczęli drwić, że pewnie „Rosołek strzelił cztery bramki i żeby Legia go z powrotem nie wzięła, zrobiliśmy blokadę wyniku”. Ktoś inny, że zagraniczne kluby zaraz wykupią nam zawodników po tym wybitnym występie. Przecież taka informacja o… braku informacji to pożywka dla szyderców. Co przecież w kontekście słabych wyników w tym sezonie jest oczywiste, bo jakby GKS był w czubie tabeli, to wszyscy by machnęli ręką.

Strategia klubu też jest jakaś pomylona, bo przecież można byłoby o tym sparingu nie informować w ogóle. Wtedy nikt by o niczym nie wiedział, chyba że jakiś piłkarz by się pochwalił na swoich social mediach. A tak poszła jedna informacja o meczu, który się odbędzie i druga, że nie podamy wyniku. PR-owy strzał w stopę. Naprawdę chcemy w ekstraklasie klubu poważnego, ale też poważnego sztabu trenerskiego i piłkarzy.

Teraz można snuć domysły, dlaczego nie chcą podawać wyniku. Czy znów ktoś odniósł bardzo poważną kontuzję, tak jak Aleksander Paluszek ostatnio? A może GKS przegrał 0:5 i nie chcą podgrzewać negatywnych nastrojów? A może jeszcze coś innego? Tego na razie nie wiemy. Co może być tak istotnego w suchym wyniku spotkania, że aż trzeba go ukryć?

Mnie osobiście takie akcje niepokoją. Już mówię, dlaczego. Mam wrażenie i poczucie, że w futbolu, cokolwiek by się nie działo, czynnikiem, który pomaga, jest transparentność, a to, co zdecydowanie przeszkadza – tej transparentności brak. Ja nie mówię, że my musimy wszystko wiedzieć. Wiadomo, że są kwestie choćby taktyczne, które dla kibica i przede wszystkim przeciwników – mają być tajemnicą. Nikt też nie wymaga ujawniania rozmów transferowych z piłkarzami. Jednak są pewne podstawy.

I właśnie to mnie niepokoi, bo takie ukrycie wyniku dla mnie świadczy o dużej nerwowości, która panuje w zespole. Że po prostu to jest taki poziom lęku czy spięcia, że zaczynamy wymyślać jakieś dziwne zabiegi, w swojej istocie kuriozalne. To mało kiedy się kończy dobrze. Ostatnio zademonstrował to mistrz strategii Eduard Iordanescu, który wystawił mocno rezerwowy skład w Lidze Konferencji i efekt był taki, że co prawda z Samsunsporem przegrał, ale za to nie wygrał, ani nie zremisował z Górnikiem.

Nie oceniam tego komunikatu jako złego samego w sobie. Sam ten fakt niewiele zmienia w życiu piłkarzy, trenerów i kibiców. Bardziej chodzi o kuriozalność tej sytuacji i przyczynek do spekulacji. Kompletnie niepotrzebnych, bo ta drużyna przede wszystkim potrzebuje spokoju. Z Wisłą Płock i Lechem Poznań zagrali naprawdę niezłe mecze w porównaniu z poprzednimi. Po co to psuć głupotami?

Wiadomo, że jak GKS wygra z Motorem, to nie będzie tematu i wszyscy o tym zapomną. Ale jeśli naszemu zespołowi powinie się noga, to jestem przekonany, że ci kibice, którzy tak mocno jechali ostatnio po zespole i szkoleniowcu, teraz znów będą mieli mocne używanie.

Nie tędy droga.

Czekamy na piątek i to arcyważne starcie w Lublinie. Oby mimo wszystko ten sparing – cokolwiek się w nim nie wydarzyło – miał pozytywne przełożenie na mecz z Motorem. Punktów potrzebujemy jak tlenu.

PS Tytuł tego felietonu zapożyczony oczywiście od kibica GieKSy – Krista. Pasuje idealnie!

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Post scriptum do meczu… z Tychami

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Z alfabetycznego obowiązku (czyli jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B) zamieszczamy wytłumaczenie zaistniałej sytuacji ze sparingiem z GKS Tychy. Po wczorajszym artykule na GieKSa.pl (tutaj) do sprawy odniósł się Michał Kajzerek – rzecznik prasowy klubu.


Błędy zdarzają się każdemu, a rzecznik GieKSy – jak wyjaśnił w twitcie, kierował się dobrą współpracą z tyskim klubem na poziomie klubowych mediów. Też został de facto postawiony w niezbyt komfortowej sytuacji.

Dlatego jeśli chodzi o naszą stronę sportową, czyli sztab szkoleniowy, uznajemy temat za zamknięty. I mamy nadzieję, że nigdy naszemu pionowi sportowemu nie przyjedzie do głowy zatajać tego typu rzeczy. Jednocześnie, jeśli istnieje jakiś tyski Shellu, to mógłby spokojnie artykuł w podobnym tonie, jak nasz, napisać w stosunku do swojego klubu. Mogą sobie nawet skopiować, tylko zmienić nazwę klubu. To taki żart.

Co prawda nadal istnieją niedomówienia i podejrzenia co do wyniku, choć idą one w drugą stronę – być może to Tychy mogły sromotnie ten mecz przegrać, co w kontekście fatalnej atmosfery naszego sparingowego derbowego rywala, mogło być przyczynkiem do zatajenia wyniku. Ale to tylko takie luźne domysły. I w zasadzie sportowo, nie ma to żadnego znaczenia.

Tak więc, działamy dalej i – to się akurat w kontekście wczorajszego artykułu nie zmienia – z niecierpliwością czekamy na piątkowy mecz z Motorem!

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna kobiet

Trzy punkty z Dolnego Śląska

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

GieKSa po ułożonym taktycznie występie wraca z Wrocławia z trzema punktami i poprawiła sobie humory przed nadchodzącym spotkaniem z BK Hacken.

W trakcie spotkania arbiter główna spotkania miała założoną kamerę (tzw. GoPro „RefCam”), co jest czymś zupełnie nowym na boiskach Ekstraligi i jest związane z bardzo dobrym odbiorem tego typu rozwiązania w niedawnych meczach. W najbliższym czasie na kanale Łączy Nas Piłka pojawi się materiał wideo z tego spotkania.

Już w 1. minucie Kinga Seweryn musiała interweniować po zdublowaniu pozycji przez Jaszek i Kalaberovą, na szczęście nasza golkiperka nie dała się zaskoczyć. Pierwszego gola zaskakująco szybko zdobyła za to Aleksandra Nieciąg, z łatwością przepychając pilnującą ją defensorkę i mierzonym strzałem przy słupku pokonała byłą koleżankę z klubu. Napastniczka wykorzystała udane zgranie Nicoli Brzęczek wysokiej piłki posłanej przez Marcjannę Zawadzką z głębi pola. Szybko mogło paść wyrównanie po spóźnionym powrocie Kalaberovej, ale i tym razem interweniowała skutecznie Seweryn. W 11. minucie Zuzanna Błaszczyk zupełnie spanikowała pod naciskiem ze strony Aleksandry Nieciąg, szczęśliwie dla niej z odsieczą nadeszła jedna z defensorek i zablokowała uderzenie. Poza wspomnianymi dwiema akcjami ze strony wrocławianek w pierwszym kwadransie GieKSa miała wszystko pod zupełną kontrolą. W 16. minucie tylko poprzeczka uratowała Błaszczyk przed utratą kuriozalnej bramki po lobie Klaudii Maciążki zza pola karnego, a wszystko rozpoczęło się udanym przejęciem Dżesiki Jaszek w trzeciej tercji. Groźnie było w 23. minucie po kontrataku i zagraniu prostopadłym Joanny Wróblewskiej, Natalia Sitarz została jednak  wzorowo powstrzymana wślizgiem przez Katarzynę Nowak. Odważniejsze poczynania Śląska w drugim kwadransie odzwierciedlał strzał Sokołowskiej z okolic 25. metra, gdy piłka minimalnie minęła bramkę katowiczanek. 35. minuta znów należała do Kingi Seweryn, tym razem wykazała się umiejętnościami po strzale Guzik z rzutu wolnego wprost w okienko. Pięć minut później oglądaliśmy dwa szybkie ataki GieKSy, każdorazowo główną postacią była Nicola Brzęczek: raz dobrze podawała, a raz zdawała się być faulowaną w szesnastce – gwizdek arbiter milczał. W 41. minucie Jagoda Cyraniak postanowiła wziąć sprawy we własne nogi, samodzielnie przedarła się flanką i oddała mocny strzał, który niemal przełamał ręce Błaszczyk. Dwie minuty później tercet Hmirova-Brzęczek-Włodarczyk popisowo stworzył sobie okazję do zdobycia bramki grą na jeden kontakt, jednak przechwyt pierwszej z listy zmarnowała Włodarczyk zbyt lekkim uderzeniem. Pierwszą połowę z hukiem zamknęła Joanna Wróblewska, wybijając futbolówkę daleko poza teren stadionu przy próbie uderzenia z dystansu.

Drugą połowę przebojowo chciała rozpocząć Marcelina Buś, jednak Jagoda Cyraniak bezproblemowo wygrała pojedynek fizyczny w polu karnym. Napór wrocławianek trwał, a w 48. minucie Martyna Guzik była o ułamek sekundy spóźniona do dośrodkowania – stanęłaby oko w oko z Kingą Seweryn. Kolejną dobrą sytuację miały pięć minut później, jednak dwie próby uderzeń skończyły się na błędach technicznych. Odpowiedziały Jaszek z Maciążką dwójkową akcją skrzydłem, ta druga posłała niestety zbyt lekkie dośrodkowanie w ostatniej fazie. Po godzinie gry mocno poturbowana z murawy zeszła Julia Włodarczyk, oby to nie było nic poważniejszego. Wejście z futryną mogła zanotować Santa Sanija Vuskane, bowiem po podniesieniu się z ławki nawet nie zdążyła się zatrzymać, a już uderzała po dośrodkowaniu z prawej flanki – niestety z minimalnej odległości mocno chybiła. W 81. minucie kontratak finalizowała Karolina Gec, na szczęście dla Kingi Seweryn na drodze stanęła Marcjanna Zawadzka. W 86. minucie Patricia Hmirova zapoczątkowała dobry kontratak podaniem do Oliwii Malesy, ta z kolei o kilka milimetrów przeceniła pozycję Aleksandry Nieciąg i na strachu się skończyło. 120 sekund później Santa Vuskane wykorzystała chwilę nieuwagi Sokołowskiej i po odbiorze piłki ruszyła na bramkę Zuzanny Błaszczyk, niestety zbyt długo musiała czekać na odsiecz swoich koleżanek. W doliczonym czasie gry czujność golkiperki z ostrego kąta sprawdziła Oliwia Malesa po rajdzie Maciążki, a dobrym odbiorem popisała się Hmirova.

Dwie połówki dominacji, mnóstwo przepychanek i niewiele klarownych sytuacji strzeleckich dla obu zespołów – GieKSa znacznie lepiej odnalazła się w meczu o takich cechach, nadrabiając dwa punkty do Czarnych Sosnowiec i Górnika Łęczna.

Śląsk Wrocław – GKS Katowice 0:1 (0:1)
Bramki: Nieciąg (2).
Śląsk Wrocław:
Błaszczyk – Marcelina Buś (60. Ziemba), Martyna Buś (60. Gec), Żurek (79. Białoszewska), Piksa, Sitarz (79. Stasiak), Sokołowska, Wróblewska, Szkwarek, Jędrzejewska, Guzik.
GKS Katowice: Seweryn – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Jaszek (75. Malesa), Kalaberova (63. Kozarzewska), Hmirova, Włodarczyk (63. Michalczyk) – Maciążka, Nieciąg, Brzęczek (75. Vuskane).
Kartki: Martyna Buś – Jaszek, Kozarzewska.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga