Dołącz do nas

Piłka nożna Prasówka

GieKSa gromi spadkowicza z ekstraklasy

Avatar photo

Opublikowany

dnia

 

Zapraszamy do przeczytania fragmentów doniesień mediów na temat wczorajszego meczu GKS Katowice – Wisła Płock 4:1 (2:0).

 

dziennikzachodni.pl – Kibice GKS Katowice zobaczyli festiwal na boisku. Zespół Rafała Góraka rozbił Wisłę Płock 4:1
GKS Katowice na mecz z Wisłą Płock zaprosił posiadaczy biletów na Fest Festival. Ci, którzy skorzystali na pewno nie żałowali, bo piłkarze odegrali niezły piątkowy koncert z pełnymi emocji zwrotami akcji.
Piątkowy wieczorny mecz GKS Katowice z Wisłą Płock rozpoczął się z pięciominutowym opóźnieniem spowodowanym transmisją z transmisją na Polsacie meczu siatkówki. Biorąc pod uwagę, że kibice na spotkanie tych drużyn czekali przez siedem lat, ta zwłoka nie miała już większego znaczenia.
Na trybunach od początku spotkania panował dość imprezowy klimat, co być może częściowo związane było z faktem, że klub zaoferował bezpłatne wejściówki posiadaczom biletów na odwołany niemal w ostatniej chwili Fest Festiwal.
Prawdziwy festiwal urządzili sobie jednak sami piłkarze. GKS rozgrywał świetne spotkanie i dostarczył widzom wielu wrażeń. W 17 minucie piłka po raz pierwszy wpadła do płockiej bramki, ale arbiter odgwizdał spalonego, który zamienił w analizę VAR, a tę w rzut karny za zagranie ręką przez jednego z obrońców. Do jedenastki podszedł Sebastian Bergier i trafił piłką w słupek (to drugi zmarnowany karny GieKSy w drugim kolejnym meczu), a dobitka Grzegorza Rogali zza pola karnego została wybroniona przez Krzysztofa Kamińskiego.
Dla bramkarza Wisły był to dopiero początek trudnych chwil i ostatni uśmiech szczęścia. W 28 minucie nie miał nic do powiedzenia przy główce Marcina Wasielewskiego po podaniu Oskara Repki, a kilkadziesiąt sekund później golkiper popełnił bardzo poważny błąd próbując piąstkować piłkę spadającą na poprzeczkę, a w efekcie zbijając ją pod nogi stojącego tuż przed linią bramkową Arkadiusza Jędrycha. Goście nie zamierzali jednak paść na łopatki i w doliczonym czasie gry pierwszej połowy dwukrotnie mógł się wykazać Dawid Kudła.
Jeśli fanom wrażeń mogło być za mało, to początek drugiej odslony musiał ich zadowolić w zupełności. W ciągu pięciu minut padły dwa kolejne gole – najpierw wynik podwyższyli katowiczanie po mocnym uderzeniu Grzegorza Rogali, a później skrócili dystans płocczanie strzałem głową Łukasza Sekulskiego. A potem akcje sunęły raz za razem w obie strony, ale to Wisła była bliższa złapania kontaktu.
Z tej wymiany akcji znów górą wyszła GieKSa. W 78 minucie Rafał Górak dokonał podwójnej zmiany. Na boisko weszli Alan Bród i Adrian Danek. Ten drugi od razu pobiegł w pole karne i potężnym strzałem strzelił dla gospodarzy gola numer cztery!
Dzięki efektownemu zwycięstwu GKS na początku czwartej kolejki awansował na drugie miejsce w tabeli!

 

sportdziennik.com – Moc GieKSy! „Nafciarze” rozgromieni
Drugie z rzędu domowe zwycięstwo katowiczan. Gładko rozprawili się ze spadkowiczem z Płocka.
Przez cały poprzedni sezon nie zdarzyło się, by GKS odniósł dwa z rzędu domowe zwycięstwa. W tym ledwie co rozpoczętym potrzebował do tego dwóch pierwszych spotkań. W drugiej kolejce pokonał 3:1 Chrobrego Głogów, dołującego, a w piątkowy wieczór poszedł za ciosem i z jeszcze wyższym kwitkiem odprawił płocczan. Dla spadkowicza była to pierwsza w sezonie porażka, wcześniej zanotował 3 remisy 1:1.
Na pierwszy plan wysunęli się obrońcy. To ich łupem padły wszystkie cztery bramki zdobyte przez GieKSę, autorstwa kolejno Marcina Wasielewskiego, Arkadiusza Jędrycha, Grzegorza Rogali i wprowadzonego z ławki Adriana Danka. Wasielewski, Rogala i Danek to wahadłowi. Trzeba przyznać, że dokonali niecodziennego wyczynu.
Skoro była mowa o golach obrońców, to drogę do siatki znalazł też Bartosz Jaroszek, ale wtedy skończyło się nie bramką, lecz rzutem karnym. GKS-u nie złamał, a został zmarnowany jeszcze przez Sebastiana Bergiera – i to przy stanie 0:0. Piłka po jego strzale odbiła się od słupka. Była to druga z rzędu (w Lublinie – Jakub Arak), a już piąta w tym roku niewykorzystana „jedenastka” przez katowiczan, także jakież ma to teraz znaczenie?
GieKSa na starcie sezonu może się podobać, ma na koncie 7 punktów… Trener Rafał Górak ma powody do zadowolenia, a patrząc statystycznie, to dla niego szczególny czas. Poprowadził katowiczan już po raz 226. i przebił najlepszego dotąd pod tym względem w dziejach Piotra Piekarczyka. Legendarnego „Orzecha” będzie teraz dystansować – kolejny występ za 10 dni, kiedy to jego drużyna zmierzy się na wyjeździe z beniaminkiem z Pruszkowa.

 

wisla-plock.pl – Pierwsza przegrana
Nieco lepiej w spotkanie weszła Wisła Płock. Nie były to co prawda bardzo groźne ataki, jednak można wyróżnić zablokowany strzał Beniamina Czajki z obrębu pola karnego, czy też zbyt lekką główkę Marcina Biernata. Nafciarze bardzo dobry, szybki kontratak przeprowadzili w dziesiątej minucie. Niestety Nikola Srećković uderzał niezbyt czysto, a piłka i tak została zablokowana. Gospodarze odpowiedzieli natomiast próbą z dystansu Oskara Repki. Zdecydowanie niecelną. Chwilę potem nasza kolejna akcja zaczęła się od doskonałego przerzutu Fabiana Hiszpańskiego. Na koniec Łukasz Sekulski wystawił futbolówkę do Mateusza Szwocha, jednak i on został zablokowany. Niestety mocniej zakotłowało się w naszym polu karnym po kwadransie. Krzysztof Kamiński dwukrotnie interweniował, ale piłka i tak wylądowała w siatce, choć gol ten nie został uznany. Przy tej samej akcji po analizie VAR arbiter podyktował jednak rzut karny dla gospodarzy po zagraniu ręką przez Beniamina Czajkę. Do ustawionej na jedenastym metrze piłki podszedł Sebastian Bergier. Napastnik trafił jednak w słupek, a zaraz potem kapitalną interwencją popisał się jeszcze nasz golkiper. Nie ma gola!
Zaraz potem widowiskowym zwodem popisał się Adrian Błąd, który został jednak pod polem karnym sfaulowany. Sam poszkodowany z tego stałego fragmentu gry uderzył. Płasko i prosto w Krzysztofa Kamińskiego. Niestety po niespełna pół godziny gry gospodarze wyszli już na prowadzenie. Oskar Repka miękko wrzucił w pole karne, gdzie ładnym wykończeniem popisał się Marcin Wasielewski. Kilka minut później GKS Katowice podwyższył to prowadzenie. Dośrodkowanie z rzutu wolnego, główka jednego z przeciwników i naszego niepewnie interweniującego golkipera pokonał Arkadiusz Jędrych. Nafciarze starali się do końca pierwszej połowy zaatakować, jednak brakowało nam albo konkretów, albo próby (jak na przykład Fryderyka Gerbowskiego) były blokowane. Groźniej było dopiero przed gwizdkiem. Dawid Kudła wybronił jednak strzał na bliższy słupek Nikoli Srećkovicia.
W drugą połowę, mimo aż trzech przeprowadzonych zmian, nie udało nam się wejść dobrze. Szybko bowiem gospodarze zdobyli trzecią bramkę. Dobrze rozprowadzony atak i mocnym strzałem po bliższym rogu Krzysztofa Kamińskiego zaskoczył Grzegorz Rogala. Na szczęście dosłownie chwilę potem zmniejszyliśmy straty. Z lewego skrzydła dośrodkował wprowadzony na boisko Paweł Chrupałła, a skutecznie główkował Łukasz Sekulski. W kolejnej akcji o włos od zdobycia kontaktowej bramki był Marcin Biernat, który uderzał głową po centrze Fabiana Hiszpańskiego. Świetną interwencją popisał się niestety Dawid Kudła. Po godzinie gry przed szansą stanął także David Niepsuj. Dobry kontratak Nafciarzy, jednak uderzenie bocznego defensora było zdecydowanie za lekkie, a w dodatku w sam środek bramki gospodarzy.
Przeciwnicy odpowiedzieli za to niezłym, jednak niecelnym wolejem Oskara Repki. W siedemdziesiątej minucie z dystansu potężnie uderzył natomiast Paweł Chrupałła. Niestety nad bramką. Następnie mieliśmy kilka akcji z obu stron, aż na kilkanaście minut przed ostatnim gwizdkiem gospodarze znów podwyższyli wynik. Z prawego skrzydła po bliższym rogu huknął wprowadzony z ławki Adrian Danek. Do końca nic już się nie zmieniło, także za sprawą interwencji naszego bramkarza (jak przy próbie Mateusza Marca). Ponieśliśmy więc pierwszą porażkę w tym sezonie.

 

portalplock.pl – Niezły początek, ale potem katastrofa. Wisła wysoko przegrywa w Katowicach
[…] To Wisła weszła lepiej w spotkanie, choć bardzo dobrej okazji do zdobycia bramki brakowało. Po kwadransie inicjatywę przejęli gospodarze i nawet strzelili bramkę, ale dobijający piłkę w zamieszaniu Bartosz Jaroszek był na wyraźnym spalonym. Do akcji wkroczył VAR, który wskazał zagranie ręką. Sędzia Krasny uznał, że Beniamin Czajka zagrał ręką i katowiczanie ustawili piłkę na 11. metrze. Strzał Sebastiana Bergiera zatrzymał się jednak na słupku, po chwili dobitkę Krzysztof Kamiński odbił dobitkę w bardzo dobrym stylu i było 0:0.
GieKSa przejęła jednak inicjatywę i po niespełna pół godziny gry strzeliła bramkę. Świetne dośrodkowanie Oskara Repki wykorzystał Marcin Wasielewski. Uprzedził Adama Chrzanowskiego i świetnym „szczupakiem” pokonał Kamińskiego. Koszmar bramkarza Wisły dopiero się rozpoczynał.
Zaledwie 4 minuty później było już 2:0. Gospodarze egzekwowali rzut wolny z dość daleka. Wbitą na skraj pola karnego piłkę podbił jeden z piłkarzy Gieksy. Futbolówka leniwie opadała w bramkę Wisły pod samą poprzeczkę. Wydaje się, że Kamiński nie potrafił się zdecydować – łapać czy przenosić futbolówkę nad poprzeczką. Skończyło się na odbiciu jej w siatkarskim stylu, ta spadła pod nogi Arkadiusza Jędrycha i było 2:0.
Wisła na kilka minut całkowicie zgasła, choć w doliczonym czasie gry podopieczni Marka Saganowskiego pokazali oznaki życia. Nikola Srećković uderzył groźnie, ale Dawid Kudła był na posterunku. Jeszcze lepszą interwencją popisał się przy strzale głową Łukasza Sekulskiego.
Szkoleniowiec Nafciarzy nie miał wielkiego wyboru. Musiał reagować, bo wydarzenia boiskowe kompletnie nie układały się po myśli jego podopiecznych. Na drugą połowę nie wyszli już Adam Chrzanowski, Filip Lesniak i Fryderyk Gerbowski. Na boisku zameldowali się Paweł Chrupałła, autor 2 bramek w meczu z KTS-em Weszło, Jakub Grić i Adrian Szczutowski. Nowi zawodnicy nie zdążyli dobrze dotknąć piłki, a było 3:1. Grzegorz Rogala huknął ze skraju pola karnego po krótkim słupku i zaskoczył Kamińskiego. Wydaje się, że i w tej sytuacji bramkarz Wisły powinien zachować się lepiej.
Nafciarze ruszyli do ataku i na kilkadziesiąt minut przejęli inicjatywę. Już w 50. minucie Łukasz Sekulski zdobył bramkę i wydawało się, że Wisła pójdzie za ciosem. Gotowało się w polu karnym GKS-u, ale nie udało się zdobyć drugiej bramki.
Gospodarze podwyższyli za to na 4:1. Kapitalnym strzałem, pod samą poprzeczkę, popisał się Adrian Danek i ustalił wynik spotkania. Bezradni goście nie byli w stanie już nic więcej zrobić. Warto jednak odnotować, że dwie świetne interwencje (już przy wyniku 4:1) odnotował Krzyszof Kamiński, choć to z żadnym stopniu nie zmazuje jego pomyłek, zwłaszcza przy drugiej bramce.

 

polsatsport.pl – GKS Katowice przerwał serię Wisły Płock. Pięć goli przy Bukowej
GKS Katowice przerwał serię remisów (trzy mecze po 1:1) Wisły Płock, pokonując „Nafciarzy” 4:1. Kuriozalną interwencją popisał się Krzysztof Kamiński przy bramce na 2:0 dla katowiczan.
Wydawało się, że gol, otwierający wynik meczu, padnie już w 17. minucie. Wszystko za sprawą ogromnego zamieszania pod bramką zespołu gości. Strzały oddawali Antoni Kozubal i Mateusz Mak – oba obronił Kamiński. Piłka w końcu wpadła do bramki płocczan po strzale Bartosza Jaroszka.
Po interwencji VAR sędzia Sebastian Krasny postanowił nie uznać trafienia, dyktując jednak „jedenastkę”. Ręką w polu karnym zagrał 23-letni obrońca Wisły Płock Beniamin Czajka. Rzutu karnego nie wykorzystał Sebastian Bergier. Wrocławianin trafił w słupek, jednak chwilę później piłka trafiła pod nogi Grzegorza Rogali. Świetną interwencją popisał się jednak Kamiński.
W 28. minucie spotkania GKS w końcu objął prowadzenie. Znajdujący się w okolicy 20. metra Oskar Repka świetnie odnalazł nabiegającego w polu karnym Marcina Wasielewskiego, który pokonał golkipera Wisły.
Zaledwie cztery minuty później padła bramka na 2:0. Kuriozalną interwencją popisał się Krzysztof Kamiński. Gdy wydawało się, że 32-latek mógł na spokojnie złapać wolno lecącą piłkę, ten postanowił sparować ją przed siebie. Nie trafił jednak czysto w „futbolówkę”, która trafiła pod nogi kapitana GKS Arkadiusza Jędrycha. Ten trafił do siatki, podwyższając prowadzenie swojego zespołu.
Już minutę po rozpoczęciu drugiej połowy silnym strzałem Kamińskiego zaskoczył Grzegorz Rogala. W 50. minucie honorową bramkę dla Wisły zdobył głową Łukasz Sekulski, obsłużony dobrym dośrodkowaniem Pawła Chrupałły. W 78. minucie w najlepszy możliwy sposób ze swoimi kibicami przywitał się wprowadzony z ławki rezerwowych Adrian Danek. Napastnik strzelił pięknego gola od poprzeczki.

 

infokatowice.pl – GieKSa gromi spadkowicza z ekstraklasy
GieKSa rozegrała kolejne bardzo dobre spotkanie na własnym stadionie i w pełni zasłużenie pokonała grającą jeszcze w zeszłym sezonie w ekstraklasie Wisłę Płock 4:1.
Od początku spotkania przewagę na boisku uzyskali gospodarze. Pierwszą okazję do zdobycia bramki katowiczanie mieli w 17 min. Co prawda Bartosz Jaroszek umieścił piłkę w siatce, gol nie został jednak uznany z powodu pozycji spalonej. W tej samej akcji sędzia dopatrzył się zagrania ręką jednego z obrońców i po konsultacji z VAR-em podyktował rzut karny. Do jedenastki podszedł Sebastian Bergier, trafił jednak w słupek. Ta sytuacja tylko podrażniła Trójkolorowych. W 26 min. ładną sztuczką techniczną przed polem karnym popisał się Błąd. Obrońcy ratowali się w tej sytuacji faulem, ale strzał z rzutu wolnego wykonany przez samego poszkodowanego trafił w ręce Kamińskiego. Dwie minuty później kibice na Bukowej w końcu doczekali się bramki dla swojej drużyny. Po dobrym dośrodkowaniu do piłki doskoczył Wasilewski i mocnym uderzeniem z głowy nie dał golkiperowi gości żadnych szans. Cztery minuty później Bukowa ponownie eksplodowała. Co prawda Kamiński odbił lecącą do bramki piłkę, ale trafiła ona pod nogi Jędrycha, który z najbliższej odległości wpakował ją do siatki. W doliczonym czasie gry dali o sobie znać także zawodnicy Wisły, którzy dwukrotnie byli blisko pokonania Kudły, ten jednak w obu przypadkach popisał się świetnymi interwencjami i po 45 minutach GieKSa zasłużenie prowadziła 2:0.
Druga odsłona nie mogła się zacząć dla GieKSy lepiej. Już w 47 min. dynamiczną akcją popisał się Kozubal, który odegrał do Rogali, a ten podwyższył wynik spotkania. W 49 min. blisko kontaktowego gola byli przyjezdni, futbolówkę lecąc w stronę bramki zablokował na szczęście Komor. Minutę później Kudła po trafieniu Sekulskiego musiał jednak wyciągać piłkę z siatki. W 57 min. mogło być już tylko 3:2, lecz tym razem bramkarz GieKSy nie dał się zaskoczyć. Kolejne minuty to przewaga gości, katowiczanie umiejętnie się jednak bronili, a w 78 min. przepiękną bramką popisał się wprowadzony kilkadziesiąt sekund wcześniej Adrian Danek i było już 4:1. Takim też wynikiem zakończyło się całe spotkanie, choć podopieczni trenera Rafała Góraka mieli jeszcze okazje do zdobycia kolejnych bramek.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!


Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kibice Piłka nożna

Arka Gdynia kibicowsko

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Fani Arki Gdynia są weteranami polskich trybun. Mogą pochwalić się zorganizowanym ruchem kibicowskim już w połowie lat 70. Kiedy w wielu polskich miastach nie istniał nawet zalążek kibicowania, to Arkowcy na początku lat 80. ściągali kibiców do Gdyni na Zjazd Klubów Kibica. Na początku lat 80. słynna „Górka” dopingowała już swoich zawodników. Wejście na legendarną trybunę było od strony lasu, w tyle Bałtyk – klimat nie do powtórzenia w dzisiejszych czasach. Później Arka przeniosła się w miejsce, w którym swój stadion miał Bałtyk Gdynia. Natomiast na Górce co roku spotykają się pokolenia fanów MZKS-u. 

Liczba zgód Arki jest ogromna. Ich najstarsza przyjaźń, która przetrwała do dziś, to Polonia Bytom (1974 rok). Inne bardzo stare zgody Arkowców to Zaglębie Lubin (1983), Cracovia (1988) czy Gwardia Koszalin (1989). W 1996 roku związali się sztamą z Lechem Poznań, co równolegle utworzyło tzw. Wielką Triadę. Najmłodsza przyjaźń to KSZO Ostrowiec Świętokrzyski (2004), choć z perspektywy czasu to już stara zgoda – ma przecież 21 lat. Arkowcy mają pod sobą również fan cluby, które działają prężnie pod skrzydłami Arki. Są to Gryf Wejherowo, Kaszubia Kościerzyna i Orkan Rumia.

W przypadku kibiców Gryfa warto na chwilę się zatrzymać. Jeszcze w 2004 roku dla naszego magazynu „Bukowa”, zaprezentowali się jako… kibice GieKSy. Obecnie działają już na innej płaszczyźnie, tworząc „sportowy” skład, dzięki któremu dorobili się zgody z Gwardi. Mimo tego, że Gwardia jest sztamą Arki, to wciąż są postrzegani jako fan club, ale czasy się zmieniają i coraz częsciej mówi się po prostu „rodzina”.

W pewnym okresie Arka posiadała tak wiele zgód równolegle, że powstała flaga „Arka Przymierza”, ale nie wszystkie relacje przetrwały próbę czasu. W przypadku Górnika Wałbrzych czy Polonii Warszawa to były również bardzo stare przyjaźnie.

Mieli również epizod jednej zagranicznej zgody, jakim było związanie się ze słynnym Olimpique Marsylia, co na tamte czasy (choć zapewne i w obecnych) było czymś głośnym.

Arka, oprócz wczesnego zapoczątkowania swojego kibicowskiego rzemiosła na trybunach, była również od samego początku organizatorem Zjazdów Klubu Kibica. Dbano na nich o swoich gości, a spotkanie nie kończyło się na wymianie pamiątek klubowych. Fani Arki zabierali przyjezdnych nad Morze Bałtyckie, pokazywali marynarkę wojenną czy udawali się pod pomnik Westerplatte.

Na początku 1995 roku Arka była inicjatorem turnieju kibiców, na którym utworzony został pakt na reprezentację. Ustalono wtedy:

„1. Na meczach reprezentacji następuje rozejm pomiędzy zwaśnionymi kibicami poszczególnych klubów. Dotyczy to zarówno spotkań wyjazdowych, jak i rozgrywanych w kraju.
2. Ustalenie to dotyczy również tras dojazdowych.
3. Na spotkaniach wyjazdowych z uwagi na ograniczoną ilość miejsca, fajni jednego klubu będą mieli prawo do wywieszania tylko jednej flagi.
4. Zaprzestaje się niszczenia pozostających na parkingach pojazdów fanów innych drużyn.
5. Kibice klubów, które nie zechcą zastosować się do powyższych ustaleń będą traktowani „po staremu” przez wszystkie umawiające się strony aż do chwili przyjęcia tych zasad.
6. Zebrani i uchwalający powyższe ustalenia zdają sobie sprawę, że podczas spotkań wyjazdowych reprezentacji ze ścisłym przestrzeganiem ustalonych reguł nie będzie kłopotów, choćby dlatego, że umawiający stanowią znaczny procent polskiej publiczności na trybunach. Z pewnością ustalenia te spotkają się z oporem w czasie rozgrywania meczów na terenie kraju, lecz będą one konsekwentnie wdrażane w życie.
7. Konflikt pomiędzy fanatykami Pogoni Szczecin i Cracovii zostanie uregulowany przez obie zainteresowane grupy bez wtrącania się szalikowców innych zespołów.
8. Wszystkie powyższe ustalenia dotyczą spotkań reprezentacji narodowej. W spotkaniach drużyn ligowych zachowanie kibiców nie ulegnie zmianie.”

Pakt nie przetrwał próby czasu, bo dojeżdżanie na kadrze cały czas trwało i co chwilę pojawiały się wzajemne zarzuty. Na meczach kadry działo się naprawdę wiele i Arka, zanim jeszcze przystąpiła do paktu i Wielkiej Triady, naprawdę tam namieszała, czym zyskała uznanie w całej Polsce. Ich fenomen polegał na tym, że jechali na mecz reprezentacji do Chorzowa lub Zabrza, i mimo odległości potrafili się znakomicie pokazać i zlać wiele ekip. Na meczu z Rumunią pojechało 300 osób do bicia, a ich flaga „Ultras Arka” wisiała obok naszej barwówki. Nie inaczej było na wyjazdach kadry. Później Polska rozgrywała mecze na stadionie Legii Warszawa i tam również wyjaśniano swoje waśnie, mając mocno na pieńku z Legią i Zagłębiem Sosnowic. Arka miała ten „problem”, że grając na poziomie obecnej drugiej ligi (trzecim poziom rozgrywkowy), nie miała za wiele możliwości do spotkań z ekipami z wyższych lig. Mecze reprezentacji stały się dla nich miejscem, gdzie mogli wyjaśniać swoje sprawy ze znienawidzonymi ekipami, między innymi Legią czy Śląskiem Wrocław.

W 1997 roku Polska grała w Ostravie. Na ten mecz wiele ekip ostrzyło sobie i coraz więcej z nich chciało trafić legendarną Arkę. Wyjątkowo ciśnienie miało na nich Zagłębie Sosnowiec, które stoczyło tam starcie z Arką&Lechem oraz nami. O nas było wyjątkowo głośno tego dnia. Nie było wówczas Internetu i szybkiego rozpowszechniania wieści, jakie mamy obecnie. Pod koniec 1996 roku powstała pierwsza międzynarodowa zgoda – GieKSy i Banika. W marcu na meczu Czechy – Polska ekipa GieKSy, która przyjechała w 80 głów, zasiadła wspólnie z Banikiem na jednym sektorze wywieszając flagę „GKS Katowice”. Dzięki temu pozostałe ekipy z naszego kraju dowiedziały się o nowej sztamie.

Co do naszej styczności z kibicami Arki, to była ona bardzo słaba. W połowie lat 80. przez zgodę z Górnikiem Zabrze, mieliśmy chwilową sztamę z Arkowcami, ale była to bardzo krótka relacja. Arka z Górnikiem do połowy lat 90. miała bardzo dobre relacje – w młynie MZKS-u przewijały się szale Górnika, a znana flaga „Hooligans From Arka” wisiała na Roosevelta. Na początku lat 90., kiedy Arkowcy przyjeżdżali do Tychów, Rydułtowy czy Wodzisławia Śląskiego, to właśnie KSG dawało wsparcie Arce. Wszystko zakończył miraż „Śląskiej siły”, czyli utworzenie zgody Górnika z Ruchem Chorzów na mecz kadry. Arka ostro na nim dymiła, co w Bytomiu przyjęto z ogromnym entuzjazmem.

Z Arką graliśmy wiele spotkań ze sobą w latach 70., ale świadomie (mimo przecinania się na meczach kadry w latach 90.), trafiliśmy ich w Pucharze Polski jesienią 1995 roku. Na 1/16 rozgrywek wyruszyło 8 fanatyków GieKSy, ale zostali rozkminieni i obici. Arka doceniła jednak ich poświęcenie i dała możliwość obejrzenia meczu. Gospodarze niespodziewanie wyeliminowali GKS i w następnej rundzie zagrali właśnie z Górnikiem Zabrze, na którym definitywnie zakończyła się zgoda MZKS i KSG.

Po 8 latach ponownie zagraliśmy z Arkowcami i znowu w Pucharze Polski. Jednak wtedy jechaliśmy już jako inna ekipa, która zaczynała budować swoją pozycję na Górnym Śląsku, słynąca z zaliczenia wszystkich wyjazdów. Przez renomę, jaką wówczas miała Arka, ciśnienie na wyjazd było potężne. We wrześniu 2003 roku do Gdyni pojechało 361 głów, co na środę było fenomenalnym wynikiem. Mało tego i dla porównania – w całym sezonie 2003/2004 naszym najlepszym wyjazdem był… Górnik Zabrze w 270 głów. To tylko pokazuje jaką rangę miał wyjazd Gdyni i to mimo meczu w środku tygodnia. Było o nas głośno na tym wyjeździe i to nie tylko przez liczbę. Wszystko za sprawą sytuacji po meczu rozgrywanym kilka dni wcześniej w Łęcznej, na którym nie mogliśmy się pojawić przez remont sektora gości. Piłkarze po laniu 1:4 zastali na parkingu klubowym komitet powitalny chuliganów. Wypłacono kilka strzałów, a TVN zrobił z tego ogólnopolską aferę. Ich dziennikarze dotarli do Gdyni, prosząc o wypowiedź do kamery, ale zostali z niczym. GKS wygrał 1:0 i awansował dalej.

W sezonie 2007/2008 spotkaliśmy się w pierwszej lidze. Wyjazd mimo środy cieszył się u nas sporym zainteresowaniem i do Trójmiasta wybrało się 334 fanatyków, w tym 13 Banik Ostrava. Rekordu sprzed 4 lat nie udało się pobić, ale Arkowcy chwalili nas za liczbę (to była środa), jak i całą prezentację. Piłkarze przegrali 2:3.

Wiosną 2008 graliśmy u siebie. W marcu niestety, podczas powrotu ze Stalowej Woli, miały miejsce w wydarzenia znane później jako „Mydlniki”. To właśnie na krakowskiej stacji kolejowej zostaliśmy skatowani przez policję, a kilkadziesiąt osób zostało aresztowanych na kilka miesięcy. Na wielu stadionach wisiały wtedy transparenty „Stop policyjnej prowokacji”. Nie inaczej było w sektorze gości, a kibice Arki zrobili zrzutkę we własnym gronie i przekazali nam pieniądze na pomoc prawną. Tego dnia zawitali w rekordowe 1000 głów, w tym 340 Polonia Bytom, co do dzisiaj jest ich najlepszą liczbą wyjazdową w Katowicach. Po meczu zgody się rozdzieliły  – Arka pomaszerowała na Stadion Śląski wspierać Lecha Poznań, który grał z Ruchem (wówczas też wynajmowali ten stadion). Piłkarze wygrali 3:2.

Kolejne nasze spotkanie to sezon 2011/2012. Te mecze odbyły się jedynie na murawie. Na Bukowej graliśmy w październiku 2011 roku, ale przez wyłączoną Trybunę Północną nie mogliśmy przyjmować kibiców gości i spotkania na Bukowej zaczynały tracić na wartości. Arki zabrakło, a na murawie dostaliśmy nudne 0:0.

W maju 2012 roku graliśmy w Gdyni, ale mecz nie miał charakteru święta na trybunach. Arka od dłuższego czasu walczyła z zarządem o dobro klubu (podobny scenariusz co my z Markiem Szczerbowskim), więc cały zorganizowany ruch kibicowski na Arce zawiesił działalność. GieKSiarze uszanowali sytuację Arki i nie pojechali do Trójmiasta. Na murawie było 1:1.

W październiku 2012 roku graliśmy ponownie w Gdyni. Początkowo mieliśmy informację, że sektor gości będzie zamknięty (Arka zakończyła bojkot, wróciła na trybuny), ale chwilę przed meczem okazało się, że zostaniemy wpuszczeni. Przełożyło się to na naszą liczbę – do Gdyni pojechało 140 fanatyków GieKSy, w tym 33 Górnik Zabrze i 3 JKS Jarosław. GieKSa niespodziewanie wygrała 2:1.

W maju 2013 roku ponownie zabrakło fanów Arki. Tym razem mieli zakaz wyjazdowy, a 3 przedstawicieli zasiadło gościnnie na naszych sektorach. Ultras GieKSa świętowała 10-lecie działalności i zaprezentowała oprawę: „Wszyscy jedziemy na wózku wspólnym, reprezentujemy GieKSę to powód do dumy”, z użyciem flag z nazwami dzielnic i fan clubów. GieKSa niestety przegrała 1:2.

Jesienią 2013 roku ponownie podejmowaliśmy Arkę. Goście mogli wreszcie przyjechać do Katowic. Środowy termin sprawił, że na stadionie pojawiło się tylko 2200 widzów. W tej liczbie było 220 kibiców gości, z czego 150 stanowiła Polonia Bytom. GKS wygrał 2:0.

Wiosną 2014 graliśmy z Arką na wyjeździe. Sobotni termin sprawił, że pobiliśmy nasz rekord wyjazdowy do Gdyni – pojawiliśmy się liczbie 425 osób, w tym 44 fanów Górnika Zabrze. Arkowcy świętowali tego dnia 40-lecie zgody z Polonią. Piłkarze gospodarzy zlali naszych 3:0.

W listopadzie 2014 roku graliśmy ponownie w Gdyni, ale po awanturze z GKS-em Tychy PZPN przywalił nam półroczny zakaz wyjazdowy, więc zabrakło nas nad Bałtykiem. Arka wygrała 2:1.

Z Arką kończyliśmy sezon 2014/2015, Na mecz przyszło 1900 fanatyków, z czego 100 Arkowców. Po problemach z ochroną, która nie pozwoliła wnieść płótna Pasów „Jude Gang” doszło kłótni i goście opuścili przedwcześnie stadion. Na murawie nudne 0:0.

Chwilę po rozpoczęciu ligi w sezonie 2015/2016 graliśmy w sierpniu w Gdyni, ale wciąż wiszący na nas zakaz wyjazdowy sprawił, że zabrakło tam kibiców GieKSy. GKS przegrała 0:1.

W marcu 2016 roku na inaugurację rundy wiosennej zmierzyliśmy z Arką. Do tego po blisko pół roku mogliśmy wrócić na Blaszok (awantura z Zagłębiem Sosnowiec), więc głód dopingu był ogromny. Ultras GieKSa stworzyła ogromną sektorówkę „GieKSiarze – Zawsze Wierni”, która była nawiązaniem do repliki flagi, mającej swój debiut na tym meczu. Arkowcy przyjechali w komplecie, wykorzystując pulę 409 biletów. W tej liczbie tradycyjnie znalazła się Polonia Bytom, tym razem w 100 osób. Arka wygrała pewnie 2:0 i ostatecznie zameldowała się w Ekstraklasie.

Nasza późniejsza rozłąka była dłuższa. Arka pograła w Ekstraklasie i spadła do pierwszej ligi, ale w tym czasie po nieudolnych podejściach i nadziejach, że w końcu się uda, spadliśmy do drugiej Ligi na dwa sezony. W 2021 roku, czyli po 7 latach, Arka znowu mogła zawitać do Katowic. Goście w tamtym okresie wpadli w spory kryzys wyjazdowy, ale mimo meczu w czwartek o 18:00 nikt nie pomyślałby, że ich zabraknie. Przyjęliśmy to ze sporym szokiem i postanowiliśmy wbić szpilkę nieobecnym, wywieszając transparent: „Mieliście być tutaj wy, a są tylko świnki trzy.”, a towarzyszyły temu powiewające trzy świnki Peppa. Arka pokonała nas 4:2, ale wyjazdowe „zero” będzie im wypominane przy każdej okazji. W trakcie tego meczu pojawił się transparent w kierunku zarządu, a relacje między kibicami a klubem zaczynały się psuć.

W marcu 2022 roku mogliśmy po 8 latach pojechać do Gdyni, choć wszystko stało pod znakiem zapytania. Był to czas covidowych obostrzeń. Na szczęście wszystko się udało i pojechaliśmy w 361 osób, w tym 10 Górnik Zabrze. Gospodarze w 89. minucie strzelili bramkę na 2:1, ale… w 97. minucie Arkadiusz Jędrych doprowadził do wyrównania.

W sezonie 2022/2023 wiele się u nas wydarzyło. Podjęliśmy decyzję o bojkocie (Szczerbowski ciągnął klub na dno) i na meczach domowych pojawialiśmy się jedynie pod stadionem. Arka przyjechała wspierać swoich zawodników – pojawili się w 470 osób, w tym 300 Polonia Bytom. Goście wygrali 1:0.

W kwietniu 2023 roku graliśmy w Gdyni. Początkowo dostaliśmy 300 biletów, ale dzięki uprzejmości kibiców Arki mogliśmy pojawić się w 621 osób, w tym 40 Górnik Zabrze, 12 Banik Ostrava i 4 JKS Jarosław, co było naszą najlepszą liczbą w historii wizyt w Trójmieście. Gospodarze uczcili 20. rocznicę śmierci śp. Mariego, który zginął w awanturze na Grabiszyńskiej. Na murawie 2:2.

W sezonie 2023/2024 wydarzło się coś niezwykłego. Podejmowaliśmy Arkę w grudniu, a goście mimo liderowania w tabeli i sobotniego terminu, zawitali tylko w… 8 osób. GKS, w akrtycznych warunkach, zremisował 1:1, a Dawid Kudła wybronił rzut karny. Osatecznie ten 1 punkt miał ogromny wpływ na mecz w Gdyni…

Ostatnia kolejka sezonu i wiedzieliśmy, że w najgorszej opcji czekają nas baraże. Do Gdyni pojechaliśmy w 724 osoby, w tym 9 Górnik Zabrze i 19 ROW Rybnik. GieKSa po golu Adriana Błąda wygrała 1:0 i po 19 latach wróciła do upragnionej Ekstraklasy.

Arka Gdynia po 5 latach wróciła do Ekstraklasy i pierwszy raz od 1980 roku zagramy ze sobą mecz ligowy na najwyższym ligowym poziomie.

Wracając na koniec do fanów Arki, nie można zapomnieć o ich ikonie ruchu kibicowskiego – Zbyszku Rybaku. Rybak to Arka, Arka to Rybak. Legenda nie tylko kibiców Arki, ale całej polskiej sceny kibicowskiej. Budził strach i szacunek, a jego występ w słynnym filmie „Pod napięciem” jest już nieśmiertelny i znany każdemu kibicowi bez względu na wiek. Miał ogromny wpływ na utworzenie sekcji rugby, która nie dość, że zbudowała mistrzowską ekipę w tej dyscyplinie, to dorobiła się również stadionu, na którym reprezentacja Polski rozgrywa mecze w rugby. Polecam dokument „To My, rugbiści”, w którym można wczuć się w klimat tej zajawki. Jego kibicowski dorobek oraz sportową pasję do rugby można również poznać w książce „Zbigniew Rybak Syn Józefa”, którą wydał w 2022 roku. Wspomniał w niej także o GieKSie:

”Jakiś czas temu miałem też fajne spotkanie z kilkoma chuliganami GKS-u Katowice. W zasadzie byli to znajomi mojego dobrego kumpla, z którym pojawili się u mnie na sali treningowej. W trakcie treningu łatwo można poznać, z kim ma się do czynienia. Wystarczy zobaczyć, jak ktoś się zachowuje. W tym wypadku z chłopakami nie było żadnych problemów. Kultura i szacunek.”

Niestety ledwo po premierze książki, w dniu 21 grudnia 2022 roku, 49-letnia kibicowska Legenda odeszła do Valhalli. Dla mnie była to ogromna strata, a dedykacja od ikony trybun w książce jest jedną z moich najcenniejszych pamiątek w kibicowskich zbiorach. Zbyszek Rybak – szacunek na zawsze!

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Szymon Marciniak w końcu sędzią El Clasico

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Sędzią sobotniego meczu Górnik Zabrze – GKS Katowice będzie Szymon Marciniak z Płocka. Śląski Klasyk odbędzie się w sobotę o godzinie 20.15.

Arbitra przedstawiać nie trzeba, ale jednak to zrobimy. Nasz sędzia międzynarodowy ma CV tak bogate, że ciężko objąć wszystko. Według portalu 90minut.pl pierwsze udokumentowane spotkanie to mecz Pucharu Polski w 2006 roku pomiędzy Spartą Augustów i Mrągowią Mrągowo. Szybko piął się po szczeblach kariery i już w kolejnym sezonie prowadził trzy mecze ówczesnej drugiej ligi, czyli zaplecza ekstraklasy.

Uwaga! Wówczas – 5 kwietnia 2008 poprowadził jedyny w swojej karierze mecz GKS Katowice, było to spotkanie w Turku, w którym GKS Katowice zremisował z miejscowym Turem 1:1. Poniżej możecie zobaczyć bramki z tego meczu, nakręcone przez autora niniejszego artykułu. Gola dla GKS zdobył wówczas Krzysztof Kaliciak, a wyrównał dobrze nam znany, grający później w GieKSie – Filip Burkhardt.

Już w sezonie 2008/09 zadebiutował w ekstraklasie, prowadząc mecz GKS Bełchatów z Odrą Wodzisław. Od następnego był już etatowym arbitrem w ekstraklasie, w której sędziuje nieprzerwanie od 15 lat.

W sezonie 2012/13 przyszedł debiut w europejskich pucharach, gdy w Lidze Europy sędziował mecz Lazio z Mariborem. Dwa lata później zadebiutował w Lidze Mistrzów spotkaniem Juventus – Malmo.

Wyliczanie wszystkich prowadzonych przez Marciniaka meczów byłoby dużym wyzwaniem. Spójrzmy po prostu na zbiorczą liczbę spotkań, które prowadził konkretnym europejskim drużynom na przestrzeni tych lat – głównie w Lidze Mistrzów, a także w minimalnym stopniu w Lidze Europy:

Inter Mediolan – 10
Real Madryt – 9
Atletico Madryt – 8
Liverpool, PSG – 7
Juventus, Barcelona, Milan – 6
Bayern, Manchester City, Tottenham, Lyon, Benfica – 4
Sevilla, Feyenoord, Napoli – 3

W mniejszej liczbie prowadził też mecze takich drużyn jak m.in. Lazio, Fiorentina, Manchester United, Roma, BVB, Ajax, Bayer Leverkusen, Lipsk, Atalanta, OM, FC Porto, Chelsea, Sporting, Galatasaray czy Arsenal. Dodajmy, że w zestawieniu nie są uwzględnione spotkaniach w ramach choćby Klubowych Mistrzostw Świata, gdzie dodatkowo dwukrotnie sędziował Realowi Madryt.

W 2013 sędziował swój pierwszy finał Pucharu Polski – pierwszy z dwóch meczów Śląska Wrocław z Legią Warszawa. Później jeszcze trzykrotnie prowadził mecz finałowy na Stadionie Narodowym.

W swojej europejskiej przygodzie był arbitrem kilku spotkań, które obrosły legendą. Na przykład w 2017 był rozjemcą pierwszego meczu 1/8 finału Ligi Mistrzów, w którym PSG pokonało Barcelonę 4:0. Ten mecz był preludium do historii z rewanżu, gdzie Blaugrana po niesamowitej remontadzie zwyciężyła 6:1. Rok później w tej samej fazie na Marciniaka posypała się lawina krytyki po meczu Tottenham – Juventus (1:2), w którym nasz arbiter popełnił duże błędy. W 2023 roku sędziował w półfinale pogrom Realu Madryt przez Manchester City, kiedy podopieczni Pepa Guardioli wygrali 4:0. A w zeszłym sezonie niesamowite spotkania w 1/8 i 1/2 finału pomiędzy Atletico i Realem oraz Interem i Barceloną – w obu przypadkach były to rewanże. W derbach Madrytu arbiter miał absolutnie nietypową sytuację, gdy w konkursie jedenastek Julian Alvarez dwa razy dotknął piłkę – co dopiero – i to w wielkich kontrowersjach – wykazał VAR. Znowuż w pojedynku na Giuseppe Meazza widzieliśmy prawdziwy spektakl piłki. Gdy w 87. minucie Raphinia trafiał na 3:2 dla Barcelony, wydawało się, że jest pozamiatane. Wyrównał w doliczonym czasie Acerbi, a w dogrywce Nero-Azurri za sparwą Frattesiego przechyli szalę na swoją korzyść.

Szymon Marciniak od dekady prowadzi też mecze reprezentacji. Prowadził spotkania na Mistrzostwach Europy i Świata. W 2016 roku był rozjemcą meczów Hiszpania – Czechy, Islandia – Austria i Niemcy – Słowacja. Podczas Mundialu w Rosji sędziował spotkania Argentyna – Islandia i Niemcy – Szwecja z fenomenalnym trafieniem Kroosa w doliczonym czasie z rzutu wolnego. Na Mistrzostwach Świata w Katarze prowadził spotkania Francja – Dania i Argentyna – Australia, a na Euro 2024 Belgia – Rumunia i Szwajcaria – Włochy.

Na deser zostawiliśmy oczywiście największe sukcesy polskiego sędziego. Czyli sędziowane finały. Najpierw finał Klubowych Mistrzostw Świata 2024, w którym Manchester City pokonał Fliminense 4:0. City zapewniło sobie udział w turnieju poprzez wygranie Ligi Mistrzów w 2023 roku, który również prowadził polski sędzia – Anglicy pokonali Inter Mediolan 1:0 po golu Rodriego. No i nade wszystko mecz meczów, najważniejsze wydarzenie w czteroleciu światowej piłki, czyli finał Mistrzostw Świata 2022 w Katarze: Argentyna – Francja. Finał niebanalny, bo z dwoma golami Leo Messiego i hat-trickiem Kyliana Mbappe. Marciniak był świadkiem ukoronowania Leo Messiego jako najlepszego piłkarza w historii futbolu, zwieńczającego swoją piękną karierę tytułem Mistrza Świata.

Ma w swoim dorobku także prowadzone finały Cypru, Grecji i Albanii oraz Superpuchar Europy.

Przechodząc do spraw przyziemnych – w obecnym sezonie Marciniak prowadził cztery spotkania ekstraklasy, w których pokazał 16 żółtych kartek (średnio 4 na mecz) i ani jednej czerwonej. Podyktował jeden rzut karny – dla Pogoni w meczu z Arką.

Oficjalnie prowadził tylko jedno wspomniane spotkanie GKS Katowice, natomiast na uwagę zasługuje fakt, że Marciniak był gościem specjalnym i sędzią podczas turniejów Spodek Super Cup 2024 i 2025. W obecnym roku zrobił też rzecz niesamowitą – prowadząc mecz w Arabii Saudyjskiej wieczorem dzień przed turniejem, sobie tylko znanymi sposobami przemieścił się do Katowic, by w Spodku już być około godziny 15.00 zwartym i gotowym do pracy.

Będzie to pierwszy Klasyk Szymona Marciniaka, bo mimo wielu wybitnych spotkań, nie udało mu się jeszcze poprowadzić hiszpańskiego El Clasico pomiędzy Realem Madryt i Barceloną.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Górak: Nie wziąć do autobusu marudnej niechęci

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po meczu Legii Warszawa z GKS Katowice tradycyjnie wypowiedzieli się trenerzy obu drużyn – Edward Iordanescu i Rafał Górak. Poniżej prezentujemy główne wypowiedzi szkoleniowców, a na dole można znaleźć zapis audio całej konferencji prasowej.

Edward Iordanescu (trener Legii Warszawa):
Wierzę, że to zasłużone trzy punkty. Gratuluję zespołowi, że pokazali charakter. Wolałbym jednak wygrać do zera. Jedyna dobra rzecz, że mieliśmy dwóch zawodników w końcówce, którzy strzelili bramki. Ale GKS grał z dobrą intensywnością, natomiast w drugiej połowie to była ich jedyna szansa i wyrównali. Byłoby niesprawiedliwe, gdyby ten mecz zakończył się remisem. Najważniejsze są trzy punkty. Gratuluję moim piłkarzom tego wysiłku. To bardzo ważny moment. Teraz musimy odpocząć, bo za trzy dni mamy bardzo ważny mecz w Europie i chcemy powalczyć o awans.

Rafał Górak (trener GKS Katowice):
Zdają sobie państwo sprawę, że gdy przegrywa się w 5. czy 7. minucie doliczonego czasu, to sportowej złości jest bardzo dużo. Nie zamierzam natomiast przepraszać za to, że graliśmy dobrze i zaklinać rzeczywistości i pochylać głowy. Będę wyciągał bardzo dużo dobrego, jeśli chodzi o morale mojego zespołu i tego, jak postawili się Legii, w jaki sposób grali i wykonywali zadania. Mogło się dużo więcej dla nas wydarzyć, niż się wydarzyło, a wydarzyło się to, że przegrywamy. Jednak nie zawsze tylko wynik trzeba brać do autobusu i taką marudną niechęć, że się przegrało. Taka jest piłka, ona czasem bardzo boli, czasem daje dużo szczęścia, też niejednokrotnie wygraliśmy w końcówce. Szkoda, bo byliśmy bardzo blisko, byliśmy solidni i zdyscyplinowani, mieliśmy swoje momenty i mogliśmy zdobyć nawet więcej bramek, gdyby ciut tej precyzji więcej było. Na razie na gorąco tak to odbieram, chcąc przygotowywać się do następnych spotkań, bo przed przerwą reprezentacyjną czekają nas trzy bardzo trudne spotkania i na bazie tego spotkania, chcemy być jak najlepiej przygotowani. Dzisiaj na pewno poboli i może być przykro, ale na bazie tego, jak drużyna się prezentowała, możemy z optymizmem patrzeć w przyszłość.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga