Dołącz do nas

Piłka nożna Prasówka

Media o GieKSa – Śląsk: Czyste konto, szkoda, że z obu stron

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania fragmentów doniesień mediów na temat wczorajszego spotkania GKS Katowice – Śląsk Wrocław 0:0.

 

slasknet.com – Podział punktów po rozczarowującym występie

Śląsk Wrocław jedynie zremisował na wyjeździe z GKS-em Katowice (0:0), przez co wciąż musi czekać na pierwsze ligowe zwycięstwo. Podział punktów na terenie beniaminka tylko nieznacznie poprawił fatalną sytuację Trójkolorowych.

[…] Gospodarze od samego początku chcieli podporządkować spotkanie na swoją korzyść. Już w 2. minucie Mateusz Kowalczyk oddał pierwsze uderzenie, które było wynikiem nieporozumienia Piotra Samca-Talara z Petrem Schwarzem. Ponadto podopieczni trenera Góraka dłużej operowali piłką oraz pokazywali większą intensywność.

Choć w kolejnych minutach spotkanie nieco się wyrównało, to więcej groźnych sytuacji stworzyli sobie katowiczanie, którzy w 19. minucie byli niezwykle bliscy objęcia prowadzenia. Tuż przed szesnastką Simeon Petrow nieodpowiedzialnie sfaulował gracza GieKSy, przez co sędzia bez żadnych wątpliwości odgwizdał przewinienie. Atomowe uderzenie z rzutu wolnego oddał Bartosz Nowak, lecz ostatecznie piłka trafiła w poprzeczkę.

Mimo bezbramkowego remisu, wrocławianie byli w pierwszej połowie zdecydowanie słabszą stroną. Podopieczni Jacka Magiery czekali niemal wyłącznie na kontrataki oraz nader często próbowali dośrodkowań z bocznych stref boiska, nie przynoszących żadnych korzyści. Trójkolorowi pierwszą dogodną okazję strzelecką stworzyli sobie dopiero w 43. minucie, kiedy to groźny strzał Petrowa obronił Dawid Kudła. Chwilę wcześniej bardzo bliski strzelenia bramki samobójczej był Oskar Repka, na którego skutecznie naciskali Tudor Baluta i Piotr Samiec-Talar.

Choć do przerwy stroną dominującą byli katowiczanie, to po przerwie krajobraz meczowy uległ nieznacznej modyfikacji. Obudzili się Trójkolorowi, którzy coraz częściej zagrażali bramce GKS-u. W 52. minucie na listę strzelców mógł wpisać się Petr Schwarz – piłka po ekwilibrystycznym uderzeniu Czecha trafiła jednak zaledwie w słupek.

W kolejnych minutach podopieczni Jacka Magiery utrzymywali pozytywną tendencję, wypychając gospodarzy z własnej połowy. Lepiej radzili sobie wahadłowi, którzy rozrywali defensywę rywali. Więcej podań otrzymywał także Sebastian Musiolik, a cała drużyna otworzyła się na odważniejszą grę w ofensywie.

Ożywienie na połowie rywali wprowadził również Jakub Świerczok, który w 64. minucie wszedł na pozycję środkowego napastnika. Były reprezentant Polski wyróżniał się aktywnością w polu karnym Kudły, a zaledwie sześć minut później mógł strzelić gola. Zawodnik dobrze opanował piłkę w towarzystwie naciskającego Lukasa Klemenza, jednak jego uderzenie zostało sparowane za linię boczną przez golkipera GKS-u.

Pomimo lepszej gry Śląska, w 77. minucie niezwykle bliscy objęcia prowadzenia byli katowiczanie, którzy w drugiej połowie wyraźnie obniżyli loty. Dogodną pozycję strzelecką po dośrodkowaniu z rzutu wolnego wypracował sobie Adam Zrelak, lecz na posterunku był Rafał Leszczyński. Bramkarz dobrze obronił groźne uderzenie, dzięki czemu uratował swoją drużynę.

W 86. minucie z groźną kontrą ponownie wyszli gospodarze. Adam Zrelak ruszył prawą stroną boiska, zagrał do niepilnowanego Bartosza Nowaka, jednak były gracz Rakowa Częstochowa fatalnie sfinalizował akcję. Ostatecznie żadna ze stron nie dała rady przesądzić szali zwycięstwa na własną korzyść. Zarówno katowiczanie, jak i wrocławianie, byli zbyt niedokładni w poczynaniach ofensywnych, co poskutkowało bezbramkowym remisem, który można uznać za sprawiedliwy wynik.

 

gazetawroclawska.pl – Czyste konto, szkoda, że z obu stron. Remis Śląska na Śląsku

[…] Początek spotkania zwiastował niespodziankę, bo goście rzucili się na rywali, momentami zamykali ich na własnej połowie, ale szwankowała decyzyjność i tzw. ostatnie podanie, dlatego dogodnych okazji praktycznie nie było. GKS się otrząsnął, ale także do przerwy nie zmusił Rafała Leszczyńskiego do większego wysiłku. Jeśli trzeba byłoby wyróżnić za coś pierwszą połowę, to zdecydowanie jest to atmosfera panująca na starym stadionie rodem z lat 80′.

W przerwie żaden z trenerów nie zdecydował się na zmiany w składzie. Tę część gry zdominowali wrocławianie, częściej utrzymywali się przy piłce i często gościli z nią pod polem karnym gospodarzy, ale cały czas brakowało celnych strzałów. Najbliżej szczęścia po uderzeniu efektownymi nożycami był Petr Schwarz, ale futbolówka odbiła się od obramowania i wróciła na boisko.

GKS dopiero w końcowym fragmencie meczu ponownie zagroził bramce Leszczyńskiego, ale ten ostatni był na posterunku i spotkanie zakończyło się bezbramkowym remisem. Śląsk z jednej strony może się cieszyć, bo uszczelnił defensywę i zachował czyste konto na trudnym terenie, ale z drugiej – nie wygrał 10. ligowego spotkania z rzędu, więc wielkich powodów do radości nie ma.

 

dziennikzachodni.pl – Bezbramkowy remis GKS Katowice mocno rozczarował kibiców. Brak goli na meczu ze Śląskiem Wrocław

GKS Katowice bezbramkowo zremisował ze Śląskiem Wrocław. Zespół Rafała Góraka ma czego żałować, ale mecz w niedzielne samo południe nie był porywającym widowiskiem. Po serii pasjonujących widowisk tym razem na Bukowej było mocno przeciętnie.

Wyższość piłkarska GKS-u była jednak widoczna od pierwszych minut. Gospodarze narzucili swoje warunki gry, podczas gdy zespół Mariusza Magiery posługiwał się najprostszymi metodami, z „lagą” od Rafała Leszczyńskiego do Sebastiana Musiolika na czele. Taka taktyka, podporządkowana jedynie uniknięciu porażki, która z dużym prawdopodobieństwem skutkowałaby w Śląsku zmianą szkoleniowca, stanowiła dla katowiczan duże wyzwanie operacyjne. Dość szybko stało się jasne, że kluczem do sukcesu mogą okazać się stałe fragmenty gry.

Po 20 minutach katowiczanom dwa razy zabrakło centymetrów do pełni szczęścia. Najpierw Mateusz Kowalczyk został sfaulowany przez Simeona Petrowa tuż przed linią pola karnego, a potem z rzutu wolnego będącego efektem tego przewinienia Bartosz Nowak trafił piłką w poprzeczkę nad głową Rafała Leszczyńskiego.

Przedłużające się oczekiwanie na znalezienie sposobu na przełamanie wrocławskiego oporu najwyraźniej zdekoncentrowało piłkarzy Rafała Góraka bo w końcówce pierwszej połowy zaczęli irracjonalnie zachowywać się przed własną bramką. Oskar Repka i MarcinWasielewski wdawali się w dryblingi, które niosły ze sobą olbrzymie zagrożenie i niewiele brakowało, by Śląsk schodził do szatni z prowadzeniem. Na szczęście dla katowiczan Dawid Kudła kapitalnie obronił strzał głową Petrowa.

W przerwie spotkania na Bukową zajrzało szczęście. Po raz pierwszy w historii konkursu dwóch kibiców trafiło w poprzeczkę strzałem z linii pola karnego i zgarnęło sponsorskie czeki na 10.000 zł. Pozostali fani mieli nadzieję, że to dobra wróżba na finałową odsłonę spotkania ze Śląskiem.

A tę goście zaczęli w sposób zaskakujący. W 52 minucie Lukas Klemenz dał się łatwo „objechać” Mateuszowi Żukowskiemu, którego dośrodkowanie nożycami zamknął Petr Schwarz i GieKSę uratował słupek! Wrocławianie poczuli nieoczekiwaną szansę na lepszy wynik i przełączyli się na tryb bardziej ofensywny. GKS nie za bardzo potrafił sobie z tą zmianą poradzić i na murawie nastąpił impas, na który kibice zareagowali mocniejszym dopingiem. Piłkarze też przyspieszyli, ale koniec końców bezbramkowy remis jednak się zmaterializował.

 

weszlo.com – Śląsku Wrocław, czy ty zamierzasz kiedyś wygrać mecz? Amatorów nie liczymy

Śląsk Wrocław potrafi wygrać 16:0 z połączonymi amatorskimi drużynami, ale Ekstraklasa go ciągle brutalnie weryfikuje. Jacek Magiera mówi dziennikarzom, że chciałby znów wprowadzić zespół do europejskich pucharów, tymczasem w lidze jego ekipa uzbierała w tym sezonie pięć punktów na 30 możliwych. Dziś tylko bezbramkowo zremisowała w Katowicach z GKS-em, grając nieźle jedynie przez jakieś 20 minut drugiej połowy. Czy oglądaliśmy ostatni mecz Magiery w roli trenera Śląska?

GKS w poprzedniej kolejce wygrał w Krakowie aż 6:0 z Puszczą Niepołomice. Był dla rywala bezlitosny, wykorzystywał każdy bardzo poważny błąd. W klubie z Katowic przed meczem ze Śląskiem dało się wyczuć, że tak wysokie zwycięstwo było dla wszystkich zaskoczeniem. W GKS-ie, mimo dobrych wyników w obecnych rozgrywkach, nikt nie nosi głowy przesadnie wysoko, czego dowodem było trzeźwe spojrzenie Rafała Góraka. – Mierzymy się z czerwoną latarnią ligi, ale Śląsk nie jest tam dlatego, że jest najsłabszym zespołem. Pamiętajmy, że oni mają dwa mecze do rozegrania mniej i w Katowicach na pewno będą bardzo zdeterminowani – powiedział przed spotkaniem ze Śląskiem trener beniaminka.

Goście, zwłaszcza w drugiej połowie, byli zdeterminowani, ale, żeby wygrać, zabrakło im umiejętności.

W pierwszej połowie długo nie działo się zbyt wiele, ale kiedy GKS miał rzut wolny z 17 metrów, do piłki podszedł Bartosz Nowak i trafił w poprzeczkę. Gospodarze zaczęli dominować, grając kombinacyjnie. Trener Górak zdecydował się na pierwszy skład bez klasycznego napastnika, a ustawiony najbardziej z przodu Borja Galan próbował pokazywać się do gry. W jednej z akcji Hiszpan efektywnie, piętką, zgrywał piłkę koledze. W środku pola po raz kolejny dobrze radził sobie Mateusz Kowalczyk. Do przerwy kibice przy Bukowej nie oglądali jednak goli.

Zespół Jacka Magiery jako jedyna ekipa nie odniósł jeszcze wygranej w lidze. Magiera przed meczem w Katowicach miał we wrocławskim ratuszu spotkanie z prezydentem miasta. Później szkoleniowiec mówił dziennikarzom o piłkarzach, którzy zostali przesunięci do rezerw – Juniorze Eyambie oraz Jakubie Jezierskim. Magiera próbował wstrząsnąć zespołem, zmieniając m. in. kapitana, którym został Petr Pokorny. Stwierdził też przed meczem, że chciałby jeszcze raz wprowadzić zespół z Wrocławia do europejskich pucharów. Na razie radzilibyśmy jednak skupić się na walce o utrzymanie, która nie będzie łatwa.

W pierwszej połowie gra Śląska wyglądała na zasadzie: bronimy się, jesteśmy niepewni, a jeśli już mamy piłkę, to ją zaraz tracimy. Coś na kształt zagrożenia pod bramką GKS-u powstawało tylko wtedy, gdy proste błędy popełniali rywale: a to głupio faulujący Arkadiusz Jędrych, a to niedokładnie podający Lukas Klemenz, a to Marcin Wasielewski, który bez sensu kiwał się przed własnym polem karnym.

W drugiej części gry Śląsk, to mu trzeba oddać, przez pewien czas zdominował gospodarzy. Po ładnej akcji prawą stronę efektownymi nożycami popisał się najlepszy w ekipie gości Petr Schwarz, ale Czech trafił w słupek. Kolejne minuty? Mający inicjatywę goście, dochodzący pod pole karne, ale najczęściej strzelający niecelnie. Gdy do końca został kwadrans, znów lepiej zaczął grać GKS, ale strzał Marcina Wasielewskiego po rzucie wolnym nie znalazł drogi do bramki, a później Bartosz Nowak źle trafił w piłkę.

 

gol24.pl – GKS Katowice zagrał na remis ze Śląskiem Wrocław. Wicemistrz Polski wciąż bez zwycięstwa w tym sezonie

W pierwszym niedzielnym meczu 12. kolejki PKO Ekstraklasy GKS Katowice bezbramkowo zremisował ze Śląskiem Wrocław. Oba zespoły mogły strzelił po efektownym golu, ale za każdym razem bramkarzy ratowało obramowanie bramki.

[…] Spotkanie lepiej zaczął GKS Katowice, który w tym sezonie świetnie spisuje się na własnym stadionie. Jednak GieKSa nie potrafiła znaleźć sposobu, by zaskoczyć defensywę wrocławian. Beniaminek PKO Ekstraklasy w pierwszej połowie najbliżej objęcia prowadzenia był Bartosz Nowak, który z rzutu wolnego trafił tylko w poprzeczkę. Gospodarze mogli mieć nawet lepszą okazję do zdobycia gola. Centymetry uchroniły przyjezdnych, by sędzia podyktował rzut karny.

W pierwszej połowie oba zespoły miały jeszcze po jednej dobrej sytuacji, by otworzyć wynik meczu. Lukas Klemez pokusił się o indywidualny rajd, którego wykończenie było nieskuteczne, a tuż przed przerwą do strzału głową doszedł Simeon Petrow, ale świetnie interweniował Dawid Kudła.

Kilka minut po przerwie mogła paść jedna z najpiękniejszych bramek tego sezonu. Po dośrodkowaniu ze skrzydła Mateusza Żukowskiego, do strzału „nożycami” złożył Się Petr Schwarz, ale futbolówka trafiła tylko w słupek, a bramkarz GieKSy nie miałby zupełnie nic do powiedzenia.

Więcej dogodnych sytuacji do zdobycia bramek praktycznie nie było i oba zespoły musiały zadowolić się podziałem punktów, co zapewne nie jest satysfakcjonujące dla nikogo.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!


Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Szymon Marciniak w końcu sędzią El Clasico

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Sędzią sobotniego meczu Górnik Zabrze – GKS Katowice będzie Szymon Marciniak z Płocka. Śląski Klasyk odbędzie się w sobotę o godzinie 20.15.

Arbitra przedstawiać nie trzeba, ale jednak to zrobimy. Nasz sędzia międzynarodowy ma CV tak bogate, że ciężko objąć wszystko. Według portalu 90minut.pl pierwsze udokumentowane spotkanie to mecz Pucharu Polski w 2006 roku pomiędzy Spartą Augustów i Mrągowią Mrągowo. Szybko piął się po szczeblach kariery i już w kolejnym sezonie prowadził trzy mecze ówczesnej drugiej ligi, czyli zaplecza ekstraklasy.

Uwaga! Wówczas – 5 kwietnia 2008 poprowadził jedyny w swojej karierze mecz GKS Katowice, było to spotkanie w Turku, w którym GKS Katowice zremisował z miejscowym Turem 1:1. Poniżej możecie zobaczyć bramki z tego meczu, nakręcone przez autora niniejszego artykułu. Gola dla GKS zdobył wówczas Krzysztof Kaliciak, a wyrównał dobrze nam znany, grający później w GieKSie – Filip Burkhardt.

Już w sezonie 2008/09 zadebiutował w ekstraklasie, prowadząc mecz GKS Bełchatów z Odrą Wodzisław. Od następnego był już etatowym arbitrem w ekstraklasie, w której sędziuje nieprzerwanie od 15 lat.

W sezonie 2012/13 przyszedł debiut w europejskich pucharach, gdy w Lidze Europy sędziował mecz Lazio z Mariborem. Dwa lata później zadebiutował w Lidze Mistrzów spotkaniem Juventus – Malmo.

Wyliczanie wszystkich prowadzonych przez Marciniaka meczów byłoby dużym wyzwaniem. Spójrzmy po prostu na zbiorczą liczbę spotkań, które prowadził konkretnym europejskim drużynom na przestrzeni tych lat – głównie w Lidze Mistrzów, a także w minimalnym stopniu w Lidze Europy:

Inter Mediolan – 10
Real Madryt – 9
Atletico Madryt – 8
Liverpool, PSG – 7
Juventus, Barcelona, Milan – 6
Bayern, Manchester City, Tottenham, Lyon, Benfica – 4
Sevilla, Feyenoord, Napoli – 3

W mniejszej liczbie prowadził też mecze takich drużyn jak m.in. Lazio, Fiorentina, Manchester United, Roma, BVB, Ajax, Bayer Leverkusen, Lipsk, Atalanta, OM, FC Porto, Chelsea, Sporting, Galatasaray czy Arsenal. Dodajmy, że w zestawieniu nie są uwzględnione spotkaniach w ramach choćby Klubowych Mistrzostw Świata, gdzie dodatkowo dwukrotnie sędziował Realowi Madryt.

W 2013 sędziował swój pierwszy finał Pucharu Polski – pierwszy z dwóch meczów Śląska Wrocław z Legią Warszawa. Później jeszcze trzykrotnie prowadził mecz finałowy na Stadionie Narodowym.

W swojej europejskiej przygodzie był arbitrem kilku spotkań, które obrosły legendą. Na przykład w 2017 był rozjemcą pierwszego meczu 1/8 finału Ligi Mistrzów, w którym PSG pokonało Barcelonę 4:0. Ten mecz był preludium do historii z rewanżu, gdzie Blaugrana po niesamowitej remontadzie zwyciężyła 6:1. Rok później w tej samej fazie na Marciniaka posypała się lawina krytyki po meczu Tottenham – Juventus (1:2), w którym nasz arbiter popełnił duże błędy. W 2023 roku sędziował w półfinale pogrom Realu Madryt przez Manchester City, kiedy podopieczni Pepa Guardioli wygrali 4:0. A w zeszłym sezonie niesamowite spotkania w 1/8 i 1/2 finału pomiędzy Atletico i Realem oraz Interem i Barceloną – w obu przypadkach były to rewanże. W derbach Madrytu arbiter miał absolutnie nietypową sytuację, gdy w konkursie jedenastek Julian Alvarez dwa razy dotknął piłkę – co dopiero – i to w wielkich kontrowersjach – wykazał VAR. Znowuż w pojedynku na Giuseppe Meazza widzieliśmy prawdziwy spektakl piłki. Gdy w 87. minucie Raphinia trafiał na 3:2 dla Barcelony, wydawało się, że jest pozamiatane. Wyrównał w doliczonym czasie Acerbi, a w dogrywce Nero-Azurri za sparwą Frattesiego przechyli szalę na swoją korzyść.

Szymon Marciniak od dekady prowadzi też mecze reprezentacji. Prowadził spotkania na Mistrzostwach Europy i Świata. W 2016 roku był rozjemcą meczów Hiszpania – Czechy, Islandia – Austria i Niemcy – Słowacja. Podczas Mundialu w Rosji sędziował spotkania Argentyna – Islandia i Niemcy – Szwecja z fenomenalnym trafieniem Kroosa w doliczonym czasie z rzutu wolnego. Na Mistrzostwach Świata w Katarze prowadził spotkania Francja – Dania i Argentyna – Australia, a na Euro 2024 Belgia – Rumunia i Szwajcaria – Włochy.

Na deser zostawiliśmy oczywiście największe sukcesy polskiego sędziego. Czyli sędziowane finały. Najpierw finał Klubowych Mistrzostw Świata 2024, w którym Manchester City pokonał Fliminense 4:0. City zapewniło sobie udział w turnieju poprzez wygranie Ligi Mistrzów w 2023 roku, który również prowadził polski sędzia – Anglicy pokonali Inter Mediolan 1:0 po golu Rodriego. No i nade wszystko mecz meczów, najważniejsze wydarzenie w czteroleciu światowej piłki, czyli finał Mistrzostw Świata 2022 w Katarze: Argentyna – Francja. Finał niebanalny, bo z dwoma golami Leo Messiego i hat-trickiem Kyliana Mbappe. Marciniak był świadkiem ukoronowania Leo Messiego jako najlepszego piłkarza w historii futbolu, zwieńczającego swoją piękną karierę tytułem Mistrza Świata.

Ma w swoim dorobku także prowadzone finały Cypru, Grecji i Albanii oraz Superpuchar Europy.

Przechodząc do spraw przyziemnych – w obecnym sezonie Marciniak prowadził cztery spotkania ekstraklasy, w których pokazał 16 żółtych kartek (średnio 4 na mecz) i ani jednej czerwonej. Podyktował jeden rzut karny – dla Pogoni w meczu z Arką.

Oficjalnie prowadził tylko jedno wspomniane spotkanie GKS Katowice, natomiast na uwagę zasługuje fakt, że Marciniak był gościem specjalnym i sędzią podczas turniejów Spodek Super Cup 2024 i 2025. W obecnym roku zrobił też rzecz niesamowitą – prowadząc mecz w Arabii Saudyjskiej wieczorem dzień przed turniejem, sobie tylko znanymi sposobami przemieścił się do Katowic, by w Spodku już być około godziny 15.00 zwartym i gotowym do pracy.

Będzie to pierwszy Klasyk Szymona Marciniaka, bo mimo wielu wybitnych spotkań, nie udało mu się jeszcze poprowadzić hiszpańskiego El Clasico pomiędzy Realem Madryt i Barceloną.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Kompromitacja

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po ostatnim meczu z Arką Gdynia, humory w Katowicach były bardzo dobre. GieKSa odbiła się od dna i w fantastycznym stylu pokonała gdynian. Piłkarze Rafała Góraka chcieli podtrzymać tę passę. Ten sam plan miał jednak Górnik Zabrze, który również efektownie odprawił z kwitkiem Pogoń Szczecin. Przy Roosevelta zapowiadało się naprawdę świetne widowisko, przy rekordowej – 28-tysięcznej – frekwencji.

W GieKSie nastąpiła jedna zmiana w porównaniu z meczem z Arką. Kontuzjowanego Alana Czerwińskiego zastąpił Lukas Klemenz, czyli bohater meczu z gdynianami. W składzie zabrzan ponownie zabrakło Lukasa Podolskiego (ale był już na ławce), mogliśmy natomiast obawiać się dynamicznych Ousmane Sowa i Tofeeka Ismaheela.

Początek meczu był wyrównany, ale drużyny nie stwarzały sobie sytuacji bramkowych, choć gdyby w 5. minucie Adam Zrelak dobrze przyjął piłkę wyszedłby sam na sam od połowy boiska z Łubikiem. W 11. minucie lekko uciekał Klemenzowi Tofeek Ismaheel, który wbiegł w pole karne i nawijał naszego obrońcę, ale Lukas ostatecznie zablokował ten strzał. W 19. minucie Kubicki bardzo dobrze obsłużył prostopadłym podaniem Ambrosa, który kąśliwie uderzał, ale Dawid Kudła bardzo dobrze obronił ten strzał. Pięć minut później w pole karne próbował wdzierał się Borja Galan, ale jego strzał został zamortyzowany. W pierwszych trzydziestu minutach nieco lepiej prezentował się Górnik i mógł to przypieczętować bramką, gdy fatalną stratę przed polem karnym zaliczył Kacper Łukasiak, ale po wygarnięciu piłki przez Kubickiego nie doszedł do niej Liseth. Niestety cofnięta gra GKS nie opłaciła się. Galan dał bardzo dużo miejsca w polu karnym rywalowi, a Ousmane Sow skrzętnie to wykorzystał, wycofując piłkę na 16. metr do Patrika Hellebranda, który pewnym strzałem pokonał Kudłę. W końcówce GKS miał kilka stałych fragmentów gry, ale w przeciwieństwie do meczu z Arką, tutaj nie było z tego żadnego zagrożenia.

Początek drugiej połowy mógł być fatalny. Klemenz wyprowadzał tak, że podał do przeciwnika, piłka zaraz poszła do niepilnowanego Janży, ten wycofał do Sowa, analogicznie jak ten zawodnik w pierwszej połowie, jednak Sow strzelił technicznie obok słupka. Po chwili, w zamieszaniu w polu karnym po wrzucie z autu Kowalczyka, ekwilibrystycznie do piłki próbował dopaść Kuusk, ale nic z tego nie wyszło. Po chwili i tak było 2:0. W 53. minucie piłkarze GKS zagrali niebywale statycznie w polu karnym. Dośrodkowywał Ambros, a kompletnie niepilnowany, choć wśród tłumu naszych (!) zawodników Liseth z bliska skierował piłkę do siatki. W 61. minucie znów rozmontowali naszą dziurawą obronę rywale, Janża znów mając lotnisko na skrzydle, popędził i wycofał po ziemi, a Sow tym razem strzelił niecelnie. Po chwili mieliśmy zmiany, weszli na boisko Aleksander Buksa i debiutujący w GKS Jesse Bosch. Trzy minuty później było po meczu, gdy doszło do absolutnie kuriozalnej sytuacji. Marten Kuusk zagrywał do Kudły. Problem w tym, że naszego bramkarza nie było w bramce i piłka wpadła do siatki ku rozpaczy estońskiego defensora. Kilka minut później swoją szansę miał Ismaheel, ale po dośrodkowaniu z prawej stroną i strzale zawodnika bardzo dobrze interweniował Kudła. W 81. minucie z dystansu uderzał wprowadzony na boisko Lukas Podolski, ale znów obronił bramkarz. W 88. minucie na strzał zdecydował się Kuusk, a piłka musnęła górną stronę poprzeczki. Po chwili była powtórka, uderzał z daleka Gruszkowski i również piłka otarła obramowanie, tym razem spojenie.

Wygląda na to, że GKS przegrał to spotkanie już przed meczem, ewentualnie w trakcie pierwszej połowy. Nie da się z Górnikiem Zabrze, grając tak asekuracyjnie, liczyć na cud i to, że rywale nie strzelą bramki. Dodatkowo po utracie bramki posypało się całkowicie wszystko i nie dość, że nadal nie mieliśmy nic z przodu, to jeszcze popełnialiśmy katastrofalne błędy z tyłu, a gospodarze skrzętnie to wykorzystali. Był to najsłabszy mecz GKS w tym sezonie. Nie chodzi o wynik. Sposób gry był nieprzystający ekstraklasowej drużynie.

23.08.2025, Zabrze
Górnik Zabrze – GKS Katowice 3:0 (1:0)
Bramki: Hellebrand (40), Liseth (53), Kuusk (64-s).
Górnik: Łubik – Kmet (70. Szcześniak), Janicki, Josema (76. Pingot), Janża, Kubicki, Hellebrand, Ambros (70. Podolski), Sow (69. Dzięgielewski), Liseth, Ismaheel (76. Lukoszek).
GKS: Kudła – Wasielewski, Klemenz, Jędrych, Kuusk, Galan (70. Gruszkowski) – Błąd (70. Łukowski), Kowalczyk, Łukasiak (61. Bosch), Nowak (78. Wędrychowski) – Zrelak (61. Buksa).
Żółte kartki: Nowak.
Sędzia: Szymon Marciniak (Płock).
Widzów: 28236 (w tym 4300 kibiców GieKSy).

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Czego chcieć więcej?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Pamiętamy otwarcie Nowej Bukowej i spektakularnie wygrany mecz z Górnikiem Zabrze. Wtedy to katowiczanie przełamali złą passę z zabrskim rywalem i w doliczonym czasie gry po golu Filipa Szymczaka po raz pierwszy Arena Katowice odleciała w szale radości. Jednocześnie jak dotychczas był to najbardziej efektowny i spektakularny moment tego stadionu.

Teraz czeka nas kolejne starcie z Górnikiem, tym razem jednak przy Roosevelta. Z tym stadionem nie mamy dobrych wspomnień. Od czasu spadku z ekstraklasy 20 lat temu, katowiczanie trzy razy grali oficjalne mecze w Zabrzu. Wyniki to 0:2, 0:1 i 0:3. Najświeższym wspomnieniem jest mecz z zeszłego sezonu, który GKS gładko przegrał 0:3, tracąc gola już w czwartej minucie po uderzeniu Lukasa Podolskiego. To był jeden z niewielu pojedynków zeszłej jesieni, w którym katowiczanie nie wyglądali na równorzędnego rywala i to mimo tego, że Górnik wcale nie grał jakiegoś wybitnego spotkania. Tak, ekstraklasa nas „przywitała” w środku rundy z przytupem.

Na co stać teraz nasz zespół w jutrzejszych derbach – nie wiadomo. Nie wiadomo do końca, w jakiej formie jest ekipa Rafała Góraka, choć trzeba przyznać, że od początku meczu z Legią ta dyspozycja daje wrażenie, że rośnie. Rzeczywiście pierwsza połowa przy Łazienkowskiej była bardzo dobra, cały mecz niezły, a kolejne spotkania – z Arką Gdynia – było już bardzo dobre. Można więc mieć nadzieję, że po początkowym blackoucie, nasza ekipa w końcu się obudziła i wskoczyła na właściwe tory drużyny środka tabeli.

Problem w tym, że stajemy naprzeciw silnej w tym sezonie drużyny. Zespół Michala Gasparika najpierw wygrał z Lechią, a potem na wyjeździe z Piastem. Być może – patrząc na ten sezon – nie są to jakieś wielkie sukcesy, ale każdy punkt, a zwłaszcza komplet należy cenić. Potem była porażka w Poznaniu i niezasłużona przegrana u siebie z Termaliką. Górnik w tym meczu dominował, ale to goście okazali się lepsi o jedną bramkę. Za to w meczu z Pogonią było do pewnego momentu odwrotnie – to Portowcy cisnęli, cisnęli, ale piłka nie chciała wpaść do siatki. Wkrótce więc sprawy w swoje ręce wzięli zabrzanie i trzykrotnie pokonali bramkarza ze Szczecina.

Jakby więc nie patrzeć – obie ekipy wygrały ostatnie swoje mecze trzema bramkami i to nie z ligowymi leszczami. To znamionuje naprawdę świetne widowisko jutro.

Ciekawi jesteśmy zestawienia GKS na ten mecz. Lukas Klemenz zasłużył się dwiema bramkami – pytanie, czy Alan Czerwiński będzie zdolny do gry, a może znów na ławce zasiądzie Marten Kuusk? No i kwestia środka boiska ciągle jest otwarta. Nie wydaje się, żeby miejsca nie zachował Kacper Łukasiak, bo w końcu zagrał dobry mecz z Arką. Pytanie, co z Adrianem Błądem, czy trener będzie nadal konsekwentnie stawiał na niego czy może szansę dostanie kolejny aspirujący zawodnik. Co do ataku, to nie mamy wątpliwości – Adam Zrelak musi być i już.

Śląski Klasyk to również święto na trybunach. Znów do Zabrza przyjedzie kilkutysięczna armia kibiców GKS Katowice. Rok temu mieliśmy świetne widowisko właśnie na trybunach, trochę gorsze na boisku, przede wszystkim za sprawą GKS. Ale drugi raz z rzędu chyba tak nie będzie. Pięknie by było odczarować ten stadion i zapewnić sobie drugie zwycięstwo w sezonie. Tak jak rok temu w szóstej kolejce. Skazywany na pożarcie GKS wygrał wówczas z Mistrzem Polski – Jagiellonią Białystok.

Sobota wieczór, primetime, jupitery, dwadzieścia kilka tysięcy kibiców, dwie drużyny w gazie, Szymon Marciniak z gwizdkiem. Czego chcieć więcej?

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga