Dołącz do nas

Siatkówka

Spodkowa wpadka GKS-u

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Obie drużyny przystąpiły bez zmian w wyjściowych szóstkach w porównaniu do poprzednich spotkań ligowych. To był szósty mecz GieKSy w Spodku i najsłabsza frekwencja z dotychczasowych. Niestety, ale późna godzina meczu (znów telewizja w akcji), środek tygodnia oraz mało atrakcyjny przeciwnik, to wszystko zrobiło swoje.

 

Mecze świetnie zaczął się dla GieKSy, od mocnego ataku Butryna po rękach rywali z prawego skrzydła, potrójnego bloku GKS-u na Batagimie (skutecznie Pietraszko) i udanej kontry Butryna po dłuższej wymianie (3:0). Co prawda potem był błąd Kapelusa, który przy siatce nie przebił piłki, a atakujący bydgoszczan Gryc uderzył na kontrze pod końcową linię (3:2), ale katowiczanie kontynuowali skuteczną grę. Pietraszko skutecznie ze środka, Butryn mocno po prostej i dwa bloki Pietraszki na Batagimie i Grycu, kończą bardzo dobry okres gry GKS-u (7:3). Po przerwie na żądanie Bednaruka, dwie akcje skutecznie zakończył Gryc mocnym zbiciem po prostej oraz po rękach naszych zawodników (7:5). Wreszcie Pietraszko przełamuje dłonie rywali i zdobywa punkt ze środka. Po bloku Jurkiewicza na Butrynie oraz autowym ataku po prostej Quirogi na tablicy pojawił się remis po 8. Po autowym ataku Gryca, Kohut zatrzymuje atak Batagima i znów mamy dwa oczka więcej (10:8). Następny okres gry to akcje punkt za punkt, gdzie udane dwa ataki Butryna oraz jeden Kapelusa przeplatane są zepsutymi zagrywkami (13:12). Na blok Komendy, odpowiada dwoma atakami Gryc, następnie Butryn uderzył mocno ze skrzydła, a Szalacha skończył piłkę na środku (15:15) i raczej niespodziewanie Piotr Gruszka wziął czas, aby bardziej pobudzić katowiczan do lepszej gry. Po time oucie GKS zdobywa punkty tylko po zepsutych zagrywkach gości, a po bloku Jurkiewicza na Kohucie, Łuczniczka pierwszy raz wychodzi na prowadzenie 17:18. Kolejny blok bydgoszczan, tym razem Szalachy na Butrynie (18:20) i gra GieKSy wyglądała coraz gorzej. Niemoc w ataku katowiczan przełamuje atakiem ze środka Pietraszko, a Gryc skutecznie po rękach naszych siatkarzy i mamy wynik 19:21. Goas serwuje w siatkę, a Szalacha zablokował atak Quirogi na kontrze (20:22). Efektowny atak Kapelusa z drugiej linii, po nim kluczowy moment tego seta, gdy nie wykorzystujemy aż trzech kontr, bo w końcu Szalacha zatrzymał na siatce atak Kohuta (21:23), bierzemy challenge, ale nic to nie zmieniło. Kapitan naszej drużyny Witczak zaatakował mocno, ale piłka trafiła w antenkę (21:24) i pierwszą piłkę setową wybronił nam… Szalacha serwując w siatkę. Drugą skończył Gryc przepchnięciem piłki na siatce (22:25) i przegrywamy pierwszego seta w Spodku.

Drugą partię lepiej zaczęli bydgoszczanie, gdy Batagim przedziera się przez nasz blok, a Gryc uderza mocno na kontrze (0:2). Szybko wyrównujemy za sprawą ataku Quirogi po rękach i Kohuta ze środka. Obie drużyny w tym fragmencie świetnie radziły sobie w ataku – po naszej stronie Quiroga, dwa razy Kapelus, Pietraszko i Butryn, a po stronie gości Gryc, Szalacha i Batagim (7:7). Po bloku Komendy na Batagimie i udanej kontrze Quirogi po bloku, wreszcie wychodzimy na prowadzenie w tej partii (9:7). Batagim mocno po dłoniach katowiczan, Quiroga kończy z przechodzącej piłki, następnie nie do zatrzymania ataki Gryca oraz Butryna (11:10) i wynik wciąż na styku. Słabszy okres gry GKS-u i mieliśmy kolejny atak Gryca, dwa mocne zbicia Ananiewa na kontrze i po prostej oraz as serwisowy Szalachy, co dało wynik 12:14 i czas dla GieKSy. Po nim trafia Pietraszko ze środka, a Kapelus obija blok rywali po dłuższej wymianie i mamy remis po 14. Po ataku ze środka Jurkiewicza, znów ratuje sprawę Ukrainiec atakiem na potrójnym bloku oraz kończy kontrę akcją z drugiej linii (16:15) i tym razem to Bednaruk bierze przerwę na żądanie. Po niej była długa wymiana i w końcu Gryc kończy zabawę, następnie Kapelus udanie kiwnął tuż za siatkę, potem znów Gryc mocno po rękach i piłka ląduje na antence (17:17). Wreszcie Butryn uderzył mocno po prostej, a Quiroga skutecznie na kontrze, ale goście wywołują challenge, który wykazał dotknięcie siatki po naszej stronie, co oznaczało zmianę decyzji sędziów (18:18). W następnej akcji kontrę gości kończy, a jakże Paweł Gryc, potem Butryn posyła piłkę w aut (18:20) i znów trzeba gonić wynik. Quiroga po bloku rywali, znów Gryc po skosie w linię, potem był błąd podwójnego odbicia u bydgoszczan i kolejny raz Gryc w akcji, gdy Witczak jeszcze próbował ratować piłkę (20:22). Specjalista od kończenia trudnych piłek, czyli Kapelus punktuje, niestety w następnej akcji dotykamy siatki (21:23) i wynik ani drgnie. Gryc w końcu się myli, ale tylko na zagrywce posyłając piłkę w aut, potem Ananiew uderzył po skosie (22:24) co dało piłkę setową dla Łuczniczki. Pierwszą broni Quiroga, po dłuższej wymianie plasuje piłkę w puste pole gry, a w drugiej Jurkiewicz zablokował atak Witczaka na kontrze, jakżeż szkoda… jeszcze bierzemy challenge, ale bez zmiany decyzji arbitrów (23:25) i goście już mają punkt meczowy w kieszeni.

 

Po dziesięciominutowej przerwie trener Gruszka zdecydował się na zmiany w wyjściowej szóstce i na rozegraniu zaczął Fijałek, a na środku zagrał Krulicki. Początek tego seta bardzo wyrównany z udanymi atakami z obu stron – Butryn i Quiroga po dwa razy oraz Krulicki, u rywali Gryc dwa razy oraz Rohnka, Szalacha i Ananiew (5:6). Przy akcji Bułgara sędziowie pokazali piłkę w aucie, czego nie potwierdził challenge, następnie znów „pomyłka” arbitrów po akcji Butryna w aut, bo challenge pokazał piłkę w boisku. Kolejna dłuższa wymiana kończy się atakiem Kapelusa, a Pietraszko zablokował atak Ananiewa (8:6) i wychodzimy na prowadzenie. Na ataki Pietraszki ze środka, Butryna ze skrzydła oraz Kapelusa po następnej dłuższej wymianie (12:9) bydgoszczanie nie mają odpowiedzi i Bednaruk bierze time out. Po skutecznych akcjach w ataku przeplatanych zepsutymi zagrywkami z obu stron, utrzymuje się nasze prowadzenie 16:15. Z przechodzącej piłki skończył Rohnka i to goście obejmują prowadzenie 16:17, potem Butryn i znów Rohnka ze skrzydeł i mamy 17:18. Następnie Quiroga bezbłędnie ze skrzydła, potem posłał asa i znów GKS na prowadzeniu (19:18). Wyrównuje Gryc atakiem z lewego skrzydła, potem Butryn z prawego po skosie i znów Paweł Gryc pod końcowe centymetry boiska (20:20). Jeszcze raz Kapelus załatwia sprawę z trudnej piłki, potem Butryn nie wykorzystał kontry posyłając piłkę w aut, za to Karol rehabilituje się w kolejnej akcji uderzając mocno po rękach gości (22:21). Wreszcie udało się zablokować zbicie Gryca przez Quirogę i goście proszą o czas. Po przerwie Butryn na kontrze trafił w siatkę, a Gryc nie przebił piłki na naszą stronę (24:22) i mieliśmy pierwszą piłkę setową. Tę podarował Pietraszko serwując w aut i Piotr Gruszka wziął czas przed następną, jakże ważną akcją. Seta zakończył niezawodny Quiroga spokojnym zbiciem na stronę rywali (25:23) i wracamy do gry w tym meczu.

Czwarty set otwiera udany atak Rohnki ze skrzydła, wyrównał kiwką Fijałek, po czym zaserwował w aut (1:2). Potem były dwa ataki, Quirogi po bloku oraz przepchnięcie piłki przez Kapelusa po dłoniach rywali oraz serial zepsutych zagrywek z obu stron siatki, łącznie siedem w tym fragmencie spotkania, co dało wynik 6:7. Wreszcie wracamy do gry w siatkówkę i mieliśmy na zmianę, Kapelus skutecznie z drugiej linii, Gryc mocno ze skrzydła, to samo Butryn po skosie, Szalacha ze środka, rewanż w wykonaniu Krulickiego, kiwka Szalachy i kontra Ananiewa po bloku (9:11). Po bloku Gryca na Kapelusie był czas dla GieKSy, a po nim Quiroga skończył z drugiej linii (10:12). Po bardzo mocnym ataku Gryca, podbija piłkę w górę nasz libero Stańczak i… piłka przechodząc nad siatką wpadła w pole gry gości! Niestety potem znów nie kończymy kontry, bo Ananiew zablokował Butryna, a potem gracz rywali trafił piłką w antenkę (12:13). Następnie Quiroga ze skrzydła po bloku i kolejna zmarnowana kontra przez GKS i Goas wrzuca nam piłkę w boisko, potem ponownie Argentyńczyk uderzył po skosie, ale przypomniał o sobie Gryc uderzając mocno po dłoniach w aut (14:16). I jeszcze raz atakujący Łuczniczki po skosie z lewego skrzydła, błąd Butryna podwójnego odbicia i wściekły Karol atomowe uderzenie ze skrzydła (16:18). Po ataku Szalachy ze środka oraz udanej kontrze Ananiewa (16:20) już mało kto na widowni wierzył w wygranie tej partii. Następnie Sobański po bloku gości, Ananiew wpada w siatkę po swoim ataku i wreszcie bardzo długa wymiana, kiedy Komenda wybronił piłkę będącą po stronie bydgoszczan już przy ławce rezerwowych, którą zakończył Butryn (20:21) dała nadzieję na odwrócenie losów tego meczu. I znów była zmiana nastroju, bo po ataku Kalembki ze środka, Rohnka wrzuca nam piłkę tuż za blok, a my nie wykorzystujemy aż dwóch kontr w jednej akcji gdy Butryn dostawał zbyt krótkie piłki na skrzydło (21:24). Czas dla Piotra Gruszki, a po nim pierwszą piłkę meczową broni skutecznym atakiem z drugiej linii Sobański, drugą Butryn po długiej wymianie skończył atak po rękach rywali i tym razem przerwa na żądanie dla Bednaruka (23:24), a w Spodku kipi od emocji! Trzecią piłkę meczową wybronił Butryn blokiem na najlepszym graczu rywali, czyli Pawle Grycu i mamy remis!. Szalacha ze środka po rękach GieKSiarzy i znów na prowadzeniu Łuczniczka (24:25). Czwartą piłkę meczową obronił Quiroga mocnym zbiciem po dłoniach, a potem Sobański zablokował atak Rohnki i wychodzimy na prowadzenie 26:25, a kibice stoją i obserwują w napięciu co się dalej stanie! Przed tie-breakiem bydgoszczan ratuje… a jakże Gryc bardzo mocnym atakiem po rękach, niestety potem Rohnka posłał asa serwisowego (26:27) i znów musimy bronić piłek meczowych. Piątą piłkę meczową (nie) broni Butryn posyłając piłkę daleko w aut, a taniec radości gości przerywa… challenge, który wskazał piłkę po bloku i wciąż byliśmy w grze! Uff, co za emocje (27:27). W następnej akcji Ananiew zablokował atak Sobańskiego, a w szóstej piłce meczowej znów Rafała zatrzymał na siatce Jurkiewicz. Bydgoszczanie się cieszą, a tu znów challenge i… tym razem bez happy endu (27:29) i raczej niespodziewanie to Łuczniczka zgarnia w tym meczu trzy punkty do tabeli. Zgadnijcie kto został MVP tego spotkania? niejaki Paweł G…

 

4 października (środa) – hala Spodek – Widzów 1850

GKS Katowice – Łuczniczka Bydgoszcz 1:3 (22:25, 23:25, 25:23, 27:29)

GKS: Komenda (2), Butryn (23), Pietraszko (10), Kohut (1), Kapelus (14), Quiroga (18), Stańczak (libero) oraz Fijałek (1), Witczak, Krulicki (2), Kalembka (1), Stelmach, Sobański (3). Trener: Piotr Gruszka.
Łuczniczka: Goas (2), Gryc (29), Jurkiewicz (7), Szalacha (11), Ananiew (11), Batagim (3), A. Kowalski (libero) oraz Filipiak, Rohnka (7), W. Kowalski (libero). Trener: Jakub Bednaruk. MVP: Paweł Gryc.

 

Przebieg meczu:
I: 5:3, 10:8, 15:14, 18:20, 22:25.
II: 4:5, 10:8, 14:15, 18:20, 23;25.
III: 4:5, 10:8, 15:13, 20:19, 25:23.
IV: 4:5, 9:10, 13:15, 16:20, 24:25, 27:29.

 

 

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Popłynęli w Szczecinie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W niedzielne popołudnie piłkarze GKS-u Katowice pojechali na wyjazdowe spotkanie do Szczecina w ramach 27. kolejki PKO BP Ekstraklasy. W wyjściowej jedenastce doszło do czterech zmian i od pierwszej minuty zagrali Szymczak, Kuusk, Drachal i Gruszkowski.

Pierwszą połowę zaczęli zawodnicy GieKSy, ale nie stworzyli realnego zagrożenia. W trzeciej minucie Filip Szymczak wyszedł sam na sam z bramkarzem i mimo tego, że i tak był na spalonym, to nie zdołał pokonać Cojocaru. Chwilę później Alan Czerwiński ruszył prawą stroną boiska aż do linii końcowej i wrzucił piłkę w pole karne. Obrońca gospodarzy strącił futbolówkę wprost pod nogi Oskara Repki, który pokusił się o strzał zza pola karnego, ale został on zablokowany. Pierwszy kwadrans spotkania nie porwał piłkarsko, ale GieKSa częściej zapędzała się pod bramkę Pogoni i dłużej utrzymywała się przy piłce. W 15. minucie Kudła źle wybił piłkę i zrobiło się groźnie pod bramką GieKSy, na szczęście nasz bramkarz zdołał się zrehabilitować i wybronił strzał Kolourisa. Chwilę później znów Pogoń była bliska zdobycia bramki, ale zawodnik gospodarzy uderzył niecelnie. W 19. minucie zrobiło się sporo zamieszania w polu karnym Cojocaru, gdy Mateusz Kowalczyk delikatnie trącił piłkę głowa, zmieniając jej tor lotu, ale nic z tego nie wyszło. W kolejnych minutach gra przeniosła się głównie w środkową strefę boiska i żadna drużyna nie była w stanie skonstruować składnej akcji. W 33. minucie Koutris przeniósł piłkę nad bramką Kudły, uderzając lewą nogą. Chwilę później Drachal był bliski zdobycia bramki, ale w ostatnim momencie piłka mu odskoczyła. W 42. minucie Loncar uderzył głową z bliskiej odległości, ale Kudła zdołał ją wybić końcówkami palców. Po wznowieniu z rzutu rożnego Dawid Drachal chciał oddalić zagrożenie i w momenciem gdy wybijał piłkę, to podbiegł Kurzawa, który dostał prosto w skroń i potrzebował pomocy medycznej. W doliczonym czasie pierwszej połowy Gruszkowski rzucił się, aby zablokować strzał Koutrisa i piłka niefortunnie odbiła mu się od ręki. Po długiej przerwie i analizie VAR sędzia wskazał na jedenastkę, którą  pewnie wykorzystał Koulouris. Po tej bramce arbiter zakończył pierwszą połowę.

Na drugą połowę GieKSa wyszła w takim samym składzie, natomiast w drużynie Pogoni doszło do jednej zmiany. Po czterech minutach drugiej połowy Koulouris znów wpisał się na listę strzelców – tym razem pokonał Kudłę z bardzo bliskiej odległości, a piłkę wrzucił Kamil Grosicki, który przepchał i objechał bezradnego Alana Czerwińskiego. W kolejnych minutach GieKSa, chcąc odrabiać straty, odsłoniła się jeszcze bardziej, co próbował wykorzystać Wahlqvist, ale uderzył bardzo niecelnie. Po upływie godziny gry trener Rafał Górak pokusił się o potrójną zmianę. Na boisko weszli Błąd, Bergier i Galan. Chwilę późnej Arkadiusz Jędrych wpuścił swojego bramkarza na minę. Źle obliczył odległość do Kudły i zagrał zbyt lekko i niedokładnie do tyłu. Kudła musiał opuścić bramkę, aby ratować sytuację i po serii niefortunnych podań piłka trafiła pod nogi Grosickiego, jednak jego strzał został zablokowany przez naszego bramkarza. W 68. minucie Sebastian Bergier wyszedł sam na sam z bramkarzem, ale nie trafił w światło bramki, była to idealna okazja na złapanie kontaktu. Chwilę później Loncar został sfaulowany przez Kuuska, ale sędzia puścił akcję i do piłki dobiegł Sebastian Bergier, który zaliczył… soczysty upadek. W kolejnych minutach gra zrobiła się bardzo rwana i było dużo niedokładności w obu zespołach. W 82. minucie Kacper Łukasiak pokonał Dawida Kudłę strzałem na dalszy słupek. Warto zaznaczyć, że ten zawodnik wszedł na boisko… minutę wcześniej. Pięć minut później Koulouris trzeci raz wpisał się na listę strzelców, pokonując Kudłę strzałem na długi róg. Chwilę później sędzia zakończył spotkanie.

6.04.2025, Szczecin
Pogoń Szczecin – GKS Katowice 4:0 (1:0)
Bramki: Koulouris (45-k, 49, 87), Łukasiak (82).
Pogoń Szczecin: Cojocaru – Wahlqvist, Loncar, Borges, Koutris (86. Lis), Gamboa, Ulvestad, Kurzawa (80. Smoliński), Przyborek (46. Wędrychowski), Grosicki (81. Łukasiak), Kolouris (88. Paryzek).
GKS Katowice: Kudła – Gruszkowski (62. Galan), Czerwiński, Jędrych, Kuusk (80. Komor), Wasielewski – Drachal (62. Błąd), Kowalczyk, Repka, Nowak (88. Marzec) – Szymczak (62. Bergier).
Żółte kartki: Kowalczyk.
Sędzia: Paweł Raczkowski (Warszawa).
Widzów: 19 938.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Nie schodźcie z obranej drogi

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Co GKS Katowice wraca na swój stadion po nieudanym wyjeździe to wygrywa. Podobnie było tym razem. Po wysokiej porażce w Szczecinie (choć zbyt wysokiej patrząc na samą grę), katowiczanie mieli zmierzyć się z walczącą o życie Puszczą Niepołomice.

W końcówce sezonu takie mecze zawsze są trudniejsze niż – po pierwsze wcześniej, a po drugie – niż wskazywałaby na to tabela. Zazwyczaj drużyny z dołu się po prostu budzą – wcześniej czy później. Nie zawsze i nie wszystkie – te które pobudki nie zrobią lub nie zrobią jej odpowiednio wcześnie – spadają z ligi. Mamy w tym sezonie aż nadto przykładów. Obudziła się Korona – na samym początku rundy wiosennej – i dziś jest praktycznie pewna utrzymania. Niedawno na wysokie obroty wskoczył Radomiak – i choć przegrał ostatnio dwa mecze – również ma niezłą pozycję w tabeli, a przecież startowali od 0:5 do przerwy w Białymstoku. Skazywane na pożarcie Zagłębie Lubin wygrało dwa mecze i znacząco poprawiło swoją sytuację. A Śląsk Wrocław? Ci to dopiero zaczęli grać. Zagrzebani na ostatnim miejscu, pod wodzą Alana Simundzy zaczęli punktować aż miło i po wielu, wielu kolejkach w końcu osiemnaste miejsce opuścili i są na styku jeśli chodzi o bezpieczną strefę!

Zamieszana w walkę o utrzymanie Puszcza również czeka na to przebudzenie. Był jeden moment, w którym wydawało się, że podopieczni Tomasza Tułacza wskoczyli na właściwe tory. Mowa o wygranej w Gdańsku 2:0. Ta wygrana z zespołem z dołu tabeli, ale też dobrze wówczas grającą Lechią, była pewna i wydawało się, że Puszcza może stać się takim Radomiakiem czy Koroną. Nic z tych rzeczy. Co prawda potem zdarzyło się jeszcze zwycięstwo z Piastem, ale poza tym było słabiutko. Sytuację mógł też trochę uratować Puchar Polski, gdzie niepołomiczanie wygrali na Konwiktorskiej, ale potem Pogoń zmiotła ich w półfinale. Tym motywacyjnym drygiem mógł być też uratowany w doliczonym czasie gry z Rakowem remis. Nie wyszło. Puszcza przegrała w Katowicach i choć jest minimalnie nad kreską, czeka ich niebywała i ciężka batalia o pozostanie w lidze. Za tydzień grają z niezłym Radomiakiem, potem mają Pogoń i Lecha, będą też bezpośrednie potyczki ze Stalą i Śląskiem. Oj, nie będzie u Żubrów nudno.

To jednak problemy naszych ligowych rywali. GieKSa z tą walczącą o życie drużyną sobie poradziła i to przegrywając do przerwy. Nawet trener Tułacz – zasadniczo nieszczędzący swoim podopiecznym słów krytyki – dziwił się, że nie było aż takiej determinacji. Za to w Lidze Plus eksperci mówili, że z Puszczą narzucającą swój styl gry, przejąć tę rolę jest trudno – a GieKSie się to udało. Nie da się ukryć, katowiczanie zdominowali rywali i w tym kontekście był to jeden z najlepszych meczów w tym sezonie – no, powiedzmy druga połowa, bo do pierwszej można się przyczepić.

To był pierwszy mecz w obecnych rozgrywkach, w którym GieKSa przegrywała i przechyliła szalę zwycięstwa na swoją korzyść. W 28. kolejce. Dla porównania powiedzmy, że w ostatnich pięciu meczach poprzedniego sezonu, taka sytuacja miała miejsce… trzy razy (z Polonią, Tychami i Wisłą). Dlatego nawet jeśli taka sytuacja zdarza się raz na jakiś czas, to jednak tyle meczów bez odwrócenia ich losów to sporo. W drugą stronę mieliśmy to trzy razy – z Legią, Koroną i Motorem. A jedynymi drużynami, które pozostają bez przechylenia szali na swoją korzyść są Piast, Puszcza, Śląsk, Lechia.

Żeby dołożyć łyżeczkę dziegciu co do wczorajszego spotkania, to trzeba przyznać, że do pewnego momentu aspirowało ono do jednego z najbardziej frustrujących w tym sezonie. Mam tu na myśli taką niemoc, pewnego rodzaju bezsilność, która – wydawało się – może mieć miejsce. Bo jak przegrywaliśmy wysoko, to GieKSa była ewidentnie słabsza. Jak przegrywaliśmy mecze, których nie powinniśmy przegrać, bo graliśmy dobrze, była irytacja i złość. Ale wczoraj to było jeszcze coś innego. GieKSa niby atakowała, niby stwarzała sytuacje, ale ostatecznie wszystko szło w ręce Komara, ewentualnie było niecelne, tak jak strzał Dawida Drachala z początku meczu. Dodatkowo było widać dużą determinację i dynamikę. To nie był chodzony mecz. Z jednej strony można było myśleć, że taka gra daje szansę na pozytywny rezultat, z drugiej te wykończenia były dość mizerne. No i przede wszystkim Puszcza prowadziła po naszym dość dużym błędzie. Więc trzeba było zdobyć nie jedną, a dwie bramki. Niewiadomą było, jak się to wszystko potoczy.

Ta łyżka dziegciu się zdematerializowała, bo ostatecznie GKS w drugiej połowie grał podobnie jak w pierwszej, a dodatkowo wzmocnił ten sposób gry i w końcu zaczęło wychodzić. Czyli wchodzić. Trzy bramki zdobyte po przerwie mają swoją wymowę. Najpierw Alan Czerwiński dosłownie wypatrzył Sebastiana Bergiera, który po prostu nie mógł tego zmarnować. Potem swoje firmowe zagranie zaliczył Bartosz Nowak i Bergi a la „Franek – łowca bramek” (skoro jesteśmy już przy wiślackich porównaniach trenera) podcinką trafił do siatki. Mało się mówi o trzecim golu, a to co zrobił Marcin Wasielewski przecież było bardzo klasowe. Minął rywala delikatnym podbiciem piłki, a potem to podbicie powtórzył nad bramkarzem, wystawiając piłkę do pustej bramki. To było doprawdy doskonałe i jeśli mówimy o Tsubasie Dawida Drachala w jego kapitalnej akcji w pierwszej połowie, to nie można tego japońskiego bohatera kreskówek nie przyrównać do Wasyla, przy czym Wasyl zrobił to błyskawicznie, a nie jak Tsubasa biegł z piłką przez boisko przez pół odcinka okrążając niemal całą kulę ziemską 😉

Swój sposób gry – to było coś, co trener powtarzał w rundzie jesiennej. Można powiedzieć, że jesienią to wychodziło w bardziej spektakularny sposób, choć nadal musimy pamiętać, że dawało to mniej punktów niż obecnie. Ale pod względem wizualnym, spotkanie z Puszczą rzeczywiście pokazało bardzo dużą dominację nad rywalem.

GieKSa jest w środku tabeli dlatego, że… nie zawsze nam wychodzi. Bartosz Nowak ma potencjał na to, by dawać jeszcze więcej. I ostatecznie coś mu w tych meczach zawsze wyjdzie – jakieś idealne podanie i asysta – bo to po prostu bardzo jakościowy zawodnik. Ale tu może być jeszcze lepiej. Sebastian Bergier nastrzelał już trochę tych bramek, ale ich też może być jeszcze więcej. Coraz lepiej prezentuje się Dawid Drachal i jakby tylko udało się wyciągnąć go z Rakowa, byłoby doskonale, bo ten zawodnik to bardzo duży talent. Naprawdę w tej drużynie drzemie spory potencjał. Na ten moment jest bardzo dobrze. A może być jeszcze lepiej. Tylko prośba do trenera – nie schodźcie z obranej drogi. Wychodźcie z założenia, że rozwój jak najbardziej, ale lepsze czasem jest wrogiem dobrego. Można i trzeba ulepszać i poprawiać, ale nie na siłę. Naprawdę jest dobrze.

Osiągnęliśmy magiczną granicę 38 punktów. Można już mieć absolutnie spokojną głowę. GieKSa w przyszłym sezonie będzie grać w ekstraklasie i dalej sławić Katowice w ligowej piłce. Nie mogliśmy sobie wymarzyć na początku sezonu – a już zwłaszcza po pierwszej kolejce z Radomiakiem – w jakim miejscu będziemy na sześć kolejek przed końcem. Pięknie.

A Dawid Abramowicz, ani żaden inny Craciun czy Atanasov nie okazali się Kojiro 😉

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Budujemy nową twierdzę

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W dzisiejszym spotkaniu nasza drużyna pokonała 3:1 Puszczę Niepołomice. Zapraszamy na drugą galerię z tego meczu, którą przygotował dla Was Kazik.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga