Dołącz do nas

Siatkówka

Spodkowa wpadka GKS-u

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Obie drużyny przystąpiły bez zmian w wyjściowych szóstkach w porównaniu do poprzednich spotkań ligowych. To był szósty mecz GieKSy w Spodku i najsłabsza frekwencja z dotychczasowych. Niestety, ale późna godzina meczu (znów telewizja w akcji), środek tygodnia oraz mało atrakcyjny przeciwnik, to wszystko zrobiło swoje.

 

Mecze świetnie zaczął się dla GieKSy, od mocnego ataku Butryna po rękach rywali z prawego skrzydła, potrójnego bloku GKS-u na Batagimie (skutecznie Pietraszko) i udanej kontry Butryna po dłuższej wymianie (3:0). Co prawda potem był błąd Kapelusa, który przy siatce nie przebił piłki, a atakujący bydgoszczan Gryc uderzył na kontrze pod końcową linię (3:2), ale katowiczanie kontynuowali skuteczną grę. Pietraszko skutecznie ze środka, Butryn mocno po prostej i dwa bloki Pietraszki na Batagimie i Grycu, kończą bardzo dobry okres gry GKS-u (7:3). Po przerwie na żądanie Bednaruka, dwie akcje skutecznie zakończył Gryc mocnym zbiciem po prostej oraz po rękach naszych zawodników (7:5). Wreszcie Pietraszko przełamuje dłonie rywali i zdobywa punkt ze środka. Po bloku Jurkiewicza na Butrynie oraz autowym ataku po prostej Quirogi na tablicy pojawił się remis po 8. Po autowym ataku Gryca, Kohut zatrzymuje atak Batagima i znów mamy dwa oczka więcej (10:8). Następny okres gry to akcje punkt za punkt, gdzie udane dwa ataki Butryna oraz jeden Kapelusa przeplatane są zepsutymi zagrywkami (13:12). Na blok Komendy, odpowiada dwoma atakami Gryc, następnie Butryn uderzył mocno ze skrzydła, a Szalacha skończył piłkę na środku (15:15) i raczej niespodziewanie Piotr Gruszka wziął czas, aby bardziej pobudzić katowiczan do lepszej gry. Po time oucie GKS zdobywa punkty tylko po zepsutych zagrywkach gości, a po bloku Jurkiewicza na Kohucie, Łuczniczka pierwszy raz wychodzi na prowadzenie 17:18. Kolejny blok bydgoszczan, tym razem Szalachy na Butrynie (18:20) i gra GieKSy wyglądała coraz gorzej. Niemoc w ataku katowiczan przełamuje atakiem ze środka Pietraszko, a Gryc skutecznie po rękach naszych siatkarzy i mamy wynik 19:21. Goas serwuje w siatkę, a Szalacha zablokował atak Quirogi na kontrze (20:22). Efektowny atak Kapelusa z drugiej linii, po nim kluczowy moment tego seta, gdy nie wykorzystujemy aż trzech kontr, bo w końcu Szalacha zatrzymał na siatce atak Kohuta (21:23), bierzemy challenge, ale nic to nie zmieniło. Kapitan naszej drużyny Witczak zaatakował mocno, ale piłka trafiła w antenkę (21:24) i pierwszą piłkę setową wybronił nam… Szalacha serwując w siatkę. Drugą skończył Gryc przepchnięciem piłki na siatce (22:25) i przegrywamy pierwszego seta w Spodku.

Drugą partię lepiej zaczęli bydgoszczanie, gdy Batagim przedziera się przez nasz blok, a Gryc uderza mocno na kontrze (0:2). Szybko wyrównujemy za sprawą ataku Quirogi po rękach i Kohuta ze środka. Obie drużyny w tym fragmencie świetnie radziły sobie w ataku – po naszej stronie Quiroga, dwa razy Kapelus, Pietraszko i Butryn, a po stronie gości Gryc, Szalacha i Batagim (7:7). Po bloku Komendy na Batagimie i udanej kontrze Quirogi po bloku, wreszcie wychodzimy na prowadzenie w tej partii (9:7). Batagim mocno po dłoniach katowiczan, Quiroga kończy z przechodzącej piłki, następnie nie do zatrzymania ataki Gryca oraz Butryna (11:10) i wynik wciąż na styku. Słabszy okres gry GKS-u i mieliśmy kolejny atak Gryca, dwa mocne zbicia Ananiewa na kontrze i po prostej oraz as serwisowy Szalachy, co dało wynik 12:14 i czas dla GieKSy. Po nim trafia Pietraszko ze środka, a Kapelus obija blok rywali po dłuższej wymianie i mamy remis po 14. Po ataku ze środka Jurkiewicza, znów ratuje sprawę Ukrainiec atakiem na potrójnym bloku oraz kończy kontrę akcją z drugiej linii (16:15) i tym razem to Bednaruk bierze przerwę na żądanie. Po niej była długa wymiana i w końcu Gryc kończy zabawę, następnie Kapelus udanie kiwnął tuż za siatkę, potem znów Gryc mocno po rękach i piłka ląduje na antence (17:17). Wreszcie Butryn uderzył mocno po prostej, a Quiroga skutecznie na kontrze, ale goście wywołują challenge, który wykazał dotknięcie siatki po naszej stronie, co oznaczało zmianę decyzji sędziów (18:18). W następnej akcji kontrę gości kończy, a jakże Paweł Gryc, potem Butryn posyła piłkę w aut (18:20) i znów trzeba gonić wynik. Quiroga po bloku rywali, znów Gryc po skosie w linię, potem był błąd podwójnego odbicia u bydgoszczan i kolejny raz Gryc w akcji, gdy Witczak jeszcze próbował ratować piłkę (20:22). Specjalista od kończenia trudnych piłek, czyli Kapelus punktuje, niestety w następnej akcji dotykamy siatki (21:23) i wynik ani drgnie. Gryc w końcu się myli, ale tylko na zagrywce posyłając piłkę w aut, potem Ananiew uderzył po skosie (22:24) co dało piłkę setową dla Łuczniczki. Pierwszą broni Quiroga, po dłuższej wymianie plasuje piłkę w puste pole gry, a w drugiej Jurkiewicz zablokował atak Witczaka na kontrze, jakżeż szkoda… jeszcze bierzemy challenge, ale bez zmiany decyzji arbitrów (23:25) i goście już mają punkt meczowy w kieszeni.

 

Po dziesięciominutowej przerwie trener Gruszka zdecydował się na zmiany w wyjściowej szóstce i na rozegraniu zaczął Fijałek, a na środku zagrał Krulicki. Początek tego seta bardzo wyrównany z udanymi atakami z obu stron – Butryn i Quiroga po dwa razy oraz Krulicki, u rywali Gryc dwa razy oraz Rohnka, Szalacha i Ananiew (5:6). Przy akcji Bułgara sędziowie pokazali piłkę w aucie, czego nie potwierdził challenge, następnie znów „pomyłka” arbitrów po akcji Butryna w aut, bo challenge pokazał piłkę w boisku. Kolejna dłuższa wymiana kończy się atakiem Kapelusa, a Pietraszko zablokował atak Ananiewa (8:6) i wychodzimy na prowadzenie. Na ataki Pietraszki ze środka, Butryna ze skrzydła oraz Kapelusa po następnej dłuższej wymianie (12:9) bydgoszczanie nie mają odpowiedzi i Bednaruk bierze time out. Po skutecznych akcjach w ataku przeplatanych zepsutymi zagrywkami z obu stron, utrzymuje się nasze prowadzenie 16:15. Z przechodzącej piłki skończył Rohnka i to goście obejmują prowadzenie 16:17, potem Butryn i znów Rohnka ze skrzydeł i mamy 17:18. Następnie Quiroga bezbłędnie ze skrzydła, potem posłał asa i znów GKS na prowadzeniu (19:18). Wyrównuje Gryc atakiem z lewego skrzydła, potem Butryn z prawego po skosie i znów Paweł Gryc pod końcowe centymetry boiska (20:20). Jeszcze raz Kapelus załatwia sprawę z trudnej piłki, potem Butryn nie wykorzystał kontry posyłając piłkę w aut, za to Karol rehabilituje się w kolejnej akcji uderzając mocno po rękach gości (22:21). Wreszcie udało się zablokować zbicie Gryca przez Quirogę i goście proszą o czas. Po przerwie Butryn na kontrze trafił w siatkę, a Gryc nie przebił piłki na naszą stronę (24:22) i mieliśmy pierwszą piłkę setową. Tę podarował Pietraszko serwując w aut i Piotr Gruszka wziął czas przed następną, jakże ważną akcją. Seta zakończył niezawodny Quiroga spokojnym zbiciem na stronę rywali (25:23) i wracamy do gry w tym meczu.

Czwarty set otwiera udany atak Rohnki ze skrzydła, wyrównał kiwką Fijałek, po czym zaserwował w aut (1:2). Potem były dwa ataki, Quirogi po bloku oraz przepchnięcie piłki przez Kapelusa po dłoniach rywali oraz serial zepsutych zagrywek z obu stron siatki, łącznie siedem w tym fragmencie spotkania, co dało wynik 6:7. Wreszcie wracamy do gry w siatkówkę i mieliśmy na zmianę, Kapelus skutecznie z drugiej linii, Gryc mocno ze skrzydła, to samo Butryn po skosie, Szalacha ze środka, rewanż w wykonaniu Krulickiego, kiwka Szalachy i kontra Ananiewa po bloku (9:11). Po bloku Gryca na Kapelusie był czas dla GieKSy, a po nim Quiroga skończył z drugiej linii (10:12). Po bardzo mocnym ataku Gryca, podbija piłkę w górę nasz libero Stańczak i… piłka przechodząc nad siatką wpadła w pole gry gości! Niestety potem znów nie kończymy kontry, bo Ananiew zablokował Butryna, a potem gracz rywali trafił piłką w antenkę (12:13). Następnie Quiroga ze skrzydła po bloku i kolejna zmarnowana kontra przez GKS i Goas wrzuca nam piłkę w boisko, potem ponownie Argentyńczyk uderzył po skosie, ale przypomniał o sobie Gryc uderzając mocno po dłoniach w aut (14:16). I jeszcze raz atakujący Łuczniczki po skosie z lewego skrzydła, błąd Butryna podwójnego odbicia i wściekły Karol atomowe uderzenie ze skrzydła (16:18). Po ataku Szalachy ze środka oraz udanej kontrze Ananiewa (16:20) już mało kto na widowni wierzył w wygranie tej partii. Następnie Sobański po bloku gości, Ananiew wpada w siatkę po swoim ataku i wreszcie bardzo długa wymiana, kiedy Komenda wybronił piłkę będącą po stronie bydgoszczan już przy ławce rezerwowych, którą zakończył Butryn (20:21) dała nadzieję na odwrócenie losów tego meczu. I znów była zmiana nastroju, bo po ataku Kalembki ze środka, Rohnka wrzuca nam piłkę tuż za blok, a my nie wykorzystujemy aż dwóch kontr w jednej akcji gdy Butryn dostawał zbyt krótkie piłki na skrzydło (21:24). Czas dla Piotra Gruszki, a po nim pierwszą piłkę meczową broni skutecznym atakiem z drugiej linii Sobański, drugą Butryn po długiej wymianie skończył atak po rękach rywali i tym razem przerwa na żądanie dla Bednaruka (23:24), a w Spodku kipi od emocji! Trzecią piłkę meczową wybronił Butryn blokiem na najlepszym graczu rywali, czyli Pawle Grycu i mamy remis!. Szalacha ze środka po rękach GieKSiarzy i znów na prowadzeniu Łuczniczka (24:25). Czwartą piłkę meczową obronił Quiroga mocnym zbiciem po dłoniach, a potem Sobański zablokował atak Rohnki i wychodzimy na prowadzenie 26:25, a kibice stoją i obserwują w napięciu co się dalej stanie! Przed tie-breakiem bydgoszczan ratuje… a jakże Gryc bardzo mocnym atakiem po rękach, niestety potem Rohnka posłał asa serwisowego (26:27) i znów musimy bronić piłek meczowych. Piątą piłkę meczową (nie) broni Butryn posyłając piłkę daleko w aut, a taniec radości gości przerywa… challenge, który wskazał piłkę po bloku i wciąż byliśmy w grze! Uff, co za emocje (27:27). W następnej akcji Ananiew zablokował atak Sobańskiego, a w szóstej piłce meczowej znów Rafała zatrzymał na siatce Jurkiewicz. Bydgoszczanie się cieszą, a tu znów challenge i… tym razem bez happy endu (27:29) i raczej niespodziewanie to Łuczniczka zgarnia w tym meczu trzy punkty do tabeli. Zgadnijcie kto został MVP tego spotkania? niejaki Paweł G…

 

4 października (środa) – hala Spodek – Widzów 1850

GKS Katowice – Łuczniczka Bydgoszcz 1:3 (22:25, 23:25, 25:23, 27:29)

GKS: Komenda (2), Butryn (23), Pietraszko (10), Kohut (1), Kapelus (14), Quiroga (18), Stańczak (libero) oraz Fijałek (1), Witczak, Krulicki (2), Kalembka (1), Stelmach, Sobański (3). Trener: Piotr Gruszka.
Łuczniczka: Goas (2), Gryc (29), Jurkiewicz (7), Szalacha (11), Ananiew (11), Batagim (3), A. Kowalski (libero) oraz Filipiak, Rohnka (7), W. Kowalski (libero). Trener: Jakub Bednaruk. MVP: Paweł Gryc.

 

Przebieg meczu:
I: 5:3, 10:8, 15:14, 18:20, 22:25.
II: 4:5, 10:8, 14:15, 18:20, 23;25.
III: 4:5, 10:8, 15:13, 20:19, 25:23.
IV: 4:5, 9:10, 13:15, 16:20, 24:25, 27:29.

 

 

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kibice Piłka nożna

Radomiak Radom kibicowsko

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Warchoły, bo tak potocznie nazywa się kibiców Radomiaka Radom, są naprawdę starą i solidną ekipą kibicowską na piłkarskiej mapie Polski. Ich wizerunkowy problem polegał na tym, że nie grali 36 lat w Ekstraklasie, więc nie było za bardzo możliwości, by o nich usłyszeć. W latach 90., kiedy kształtowały się wszystkie chuligańskie składy, Zieloni grali na poziomie obecnej II i III ligi, siejąc spustoszenie po okolicznych miejscowościach.

Ich żywot na trybunach zapoczątkował się pod koniec lat 70., a na dobre weszli w kibicowską mapę Polski w latach 80. Od zawsze byli pozytywni nastawieni do Legii Warszawa, natomiast wzajemna nienawiść między miastami Kielce – Radom, sprawiła, że z Koroniarzami mają do dziś największą kosę.

W sezonie 1984/1985, który był ich wtedy jednosezonowym epizodem, a my graliśmy ze sobą ostatni raz, zawarli zgodę z Legią, jadąc do stolicy w 1000 głów. Przyjaźń ta nie przetrwała ze względu na ostatnią kolejkę sezonu, w której Legia zremisowała  z Pogonią Szczecin, przez co Portowcy utrzymali się w elicie, zaś Warchoły spadli z ligi.

W 1994 roku była ponowna próba nawiązania sztamy z Legią, jednak kością niezgody była Pogoń, z którą Legioniści kilka miesięcy wcześniej odnowili zgodę i fani z Radomia mieli w pamięci, przez kogo spadli z ligi, więc temat poszedł w zapomnienie.

Przez cały kolejny okres kibicowski fani Radomiaka związali się jedynie układem chuligańskim z GKS-em Bełchatów i Stalą Rzeszów, ale czas zweryfikował, że do siebie nie pasowali i relacje zostały zakończone. Okres bycia osamotnioną ekipą nie oznaczał, że stali w miejscu. Klub się piął w górę i grali na zapleczu Ekstraklasy, a dzięki temu, że polska scena kibicowska się mocno rozwijała, to dorobili się solidnych fan clubów takich ekip jak: Polonia Iłża, Proch Pionki czy Szydłowianka Szydłowiec (wszystkie już wymarły), które w swoim „primie” mocno się udzielały w regionie i trwała ciekawa regionalna rywalizacja z koalicją Broni Radom i Powiślanki Lipsko.

Odnośnie do derbowego rywala – Chłopców z placu Broni, którzy w latach 90. mieli naprawdę solidną bandę i dobrze funkcjonowali. W 2004 roku było apogeum wyjaśnienia kto „nosi spodnie” w mieście. Podczas derbów Broń – Radomiak, Zieloni wjechali na stadion gospodarzy i zajęli ich młyn, śpiewając: „Nie ma już Broni, w Radomiu nie ma już Broni”. Na uratowanie honoru gospodarzy wybiegła garstka kibiców Broni na przegrane starcie, ale było już po wszystkim. Po tym meczu ówczesna zgoda Broni – Hutnik Kraków podziękował im za przyjaźń.

Wiosną 2016 roku Radomiak zawarł układ chuligański z warszawską Legią, a finałem był mecz Radomiak – Siarka Tarnobrzeg jesienią 2017 roku, gdzie ogłoszono kibicowskiej Polsce, że Radom i Warszawę łączy sztama.

Nasze relacje z Radomiakiem ciężko opisać… Ostatni mecz ligowy na Bukowej graliśmy w październiku 1984 roku, czyli chwilę po tym jak Blaszok został oddany do użytku. Wtedy „luksusowa” trybuna i nikt nie zakładał, że będzie to siedlisko jednych z najwierniejszych grup kibicowskich w Polsce, które wyznaczą standardy, czym jest niezłomność w walce o swój klub.

W maju 1996 roku podczas meczu z Legią Warszawa, kiedy dostaliśmy sromotne lanie 0:5, doszło do zakończenia zgody z Avią Świdnik, która przyjeżdżając, usłyszała, że nic już nas nie łączy i nieświadoma tego dnia ekipa Radomiaka zawitała „po zgodę”, ale nie znalazła uznania ani chętnych do przybicia tej relacji, mimo bycia goszczonym wielokrotnie w Katowicach.

Jesienią 1996 roku na Bukowej odbył się mecz reprezentacji Polski z Mołdawią, który wygraliśmy 2:1, a samo spotkanie miało historyczny moment na naszym obiekcie, gdyż został wprowadzony przepis, że na meczach reprezentacji mogą obowiązywać tylko i wyłącznie biało-czerwone barwy, do których oczywiście nie wszyscy się zastosowali. Na Blaszoku (przy pełnym stadionie) zasiadło mnóstwo ekip, ale to chuligani GieKSy byli w tym dniu gospodarzami swojej trybuny i widząc 50-osobową ekipę Radomiaka w sektorze A, stojącą razem ze Stomilem Olsztyn i Polonią Bydgoszcz, wpadli w nich, przez co doszło do mocnej awantury, zaś „goście” musieli zostać wyprowadzeni przez policję ze stadionu. Na „pożegnanie” nasi chuligani wybili szyby w ich autokarze i niemal go wywrócili.

Jesienią 2016 roku los skrzyżował nas w Pucharze Polski, ale wtedy Szaleńcy z Bukowej nie mogli zawitać z powodu „remontu sektora gości”, co w późniejszych latach stało się mottem działaczy z Radomia. Obecnie Radomiak posiada nowy obiekt, powstał sektor gości, ale… nikt na nim nie zasiada. Miasto jest specyficznie uzależnione politycznie od służb mundurowych, które skutecznie wpływają na działaczy, przez co fani Radomiaka na meczach domowych bawią się sami. Jedynie mecz zgodowy z Legią Warszawa ma inny charakter widowiska, przez wspólny doping na jednej trybunie.

Do zobaczenia na Bukowej, bo Warchoły pierwszy i ostatni raz usłyszą huk z Blaszoka!

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Ekstraklasa zawitała na Bukową

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Ekstraklasa znowu na Bukowej. Pierwszy mecz GieKSa niestety przegrała z Radomiakiem Radom. Zapraszamy do fotorelacji z tego spotkania.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Pierwsze śliwki – robaczywki

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

No i wielki mecz za nami. Doświadczyliśmy tego – niektórzy po raz pierwszy w życiu, inni po niemal jednej piątej wieku. Na Bukową zawitała ekstraklasa. Wspomniani w felietonie przedmeczowym Marcin Rosłoń i Kamil Kosowski musieli przeżyć niezły szok zasiadając na szczycie Trybuny Głównej, na miejscach prasowych. Obdrapanych z farby, z powiewem oldchoolu.

– To jest Bukowa, tu się żyje! – powiedział ten pierwszy na zakończenie transmisji Canal Plus, dając do zrozumienia, że poczuł ten już tak rzadki klimat dawnych czasów.

Morze ludzi na stadionie już długo przed meczem, ta żółta armia kibiców spragnionych wielkiego futbolu. Historia za chwilę miała dziać się na naszych oczach. Wielu kibiców spotykało dawno niewidziane twarze. Jak choćby autor tegoż felietonu, który mecz obserwował w towarzystwie swojego kolegi z podstawówki, z którym to przecież onegdaj na mecze ligowe się jeździło regularnie (pozdro Krzysiu!).

Piękna oprawa spotkania i mogliśmy grać. Niespotykane było to, że w początkowej fazie meczu nawet Główna stała, dopiero potem zaczęliśmy siadać. Czuć było, że to coś zupełnie innego niż te początki wszystkich poprzednich sezonów z 19 lat. No, może poza spotkaniem ze… Źródłem Kromołów w 2005 roku. Jakkolwiek by to dziwnie nie brzmiało, wtedy mieliśmy narodziny nowej GieKSy, które podczas tego czwartoligowego meczu zostały godnie uczczone.

Teraz to było ukoronowanie tego całego okresu i nagroda za te wszystkie lata. Będę utrzymywał, że wynik tego meczu miał drugorzędne znaczenie. Oczywiście punkty w lidze będą na pierwszy miejscu, ale ta inauguracja była po to, by ją po prostu przeżyć. Poczuć zapach ekstraklasy, poczuć klimat wielkiej piłki w Katowicach.

Dlatego apeluję o rozwagę przy ocenach za to spotkanie, bo czytając na forum wypowiedzi pomeczowe kibiców – oczy trochę więdły. Zasłużona krytyka po tym meczu – jak najbardziej, jednak defetystyczna narracja i rozprzestrzenianie widma bezdyskusyjnego spadku powodowała, że można było sobie zadać pytanie, czy niektórzy odnotowali w ogóle fakt awansu. Narracja ta niczym się bowiem nie różniła od wieloletnich na zapleczu elity. Można wręcz odnieść wrażenie, że choćbyśmy grali z Realem Madryt i przegrali np. 0:4, to psioczenie na tego czy tamtego, że się nie nadaje, że błędy trenera, byłoby wyraźne.

Nie chodzi o to, że chcę i zamierzam bronić kogokolwiek. Chodzi mi tylko o tę narrację. W meczu z Radomiakiem mieliśmy aspekty pozytywne i negatywne. I choć przed meczem mogliśmy oczekiwać wygranej z podobno zkryzysowanym Radomiakiem, to jednak ostatecznie – mimo przegranej – mecz ten pokazał, że z drużynami tego pokroju jesteśmy w stanie rywalizować.

Katowiczanie wykreowali sobie okazje bramkowe, stworzyli kilka dynamicznych, ciekawych akcji, a indywidualne wejście Rogali ze skrzydła było wręcz spektakularne. W drugiej połowie GKS zdominował Radomiak i przy odrobinie szczęścia mógł doprowadzić do wyrównania. Gra na czas rywali także dowodziła tego, że po prostu boją się o wynik. Choć i w ofensywie mogło być lepiej, to trzeba przyznać, że było całkiem nieźle.

Gorzej było z defensywą. Nasz zespół dawał się stłamsić i wepchnąć we własne pole karne, zawodnicy nie potrafili wybić piłki i zażegnać nawałnicy piłkarzy Baltazara. W zasadzie obie bramki padły po tego typu sytuacjach. Coraz bardziej pachniało bramką dla rywali, ten wskaźnik dochodził do czerwoności – aż następowało przesilenie – gol.

Nie chcę dywagować o personaliach, bo każdy widział, co się działo. Trener też starał się reagować (już w przerwie) i zapewne sam musi zobaczyć, kto się sprawdza na ekstraklasowym poziomie, a kto nie. Faktem jest, że na pierwszy mecz w ekstraklasie wyszliśmy tylko dwoma nowymi zawodnikami – Klemenzem i Galanem. No może trzema, bo Baranowicz był tak jakby nowy. Czy to była forma nagrody dla poszczególnych piłkarzy za awans – nie wiadomo. W kolejnych meczach jednak najprawdopodobniej proporcje nowych i starych zawodników będą już bardziej zbalansowane.

Widać było, że ekstraklasowe granie to inna para butów. W pierwszej połowie Radomiak pokazał ogranie, technicznie też byli niczego sobie. Trzeba się przystosować do nowych okoliczności. Pierwsza liga to był styl życia, Ekstraklasa też nim będzie – tylko innego rodzaju.

Nie ma co psioczyć, tylko zakasać rękawy i działać. Następne spotkanie gramy ze Stalą Mielec, rywalem wydaje się w naszym zasięgu. Ale to wszystko kwestia względna. Nie wiemy tak naprawdę, jaki poziom względem GKS mają rywale. Musimy więc organoleptycznie się o tym przekonać.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga