Dołącz do nas

Siatkówka

GieKSa wygrywa po tie-breaku w Szczecinie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zgodnie z naszymi prognozami Espadon rozpoczął mecz bez zmian w wyjściowej szóstce, a w GKS-ie na pozycji atakującego Karol Butryn zastąpił Dominika Witczaka.

Mecz zaczął się od wyrównanej gry z obu stron. W pierwszej akcji Butryn przełamał ręce rywali, potem Duff udanie kiwnął w środek boiska, następnie tym samym odpowiedział Pietraszko, a Quiroga zaserwował w aut (2:2). W kolejnej sytuacji Pietraszko wygrał przepychankę na siatce, potem Gawryszewski skutecznie ze środka, następnie Kluth serwuje w siatkę, a Wika uderzył mocno po naszym bloku (4:4). Pierwszą dwupunktową przewagę mieliśmy za sprawą Kohuta, który wpierw trafił ze środka, a potem po jego bloku gospodarze wyrzucili piłkę w aut (4:6). Następna akcja to mocny atak Klutha po prostej, potem Quiroga trafił po skosie, następnie Kohut przekroczył linię boiska przy zagrywce, a Butryn uderzył po prostej (6:8). Ten początkowy dobry okres gry zakończył asem Komenda (6:9) i trener Gogol wziął przerwę na żądanie. Po bloku Klutha na Kapelusie (9:10) Espadon szybko odrobił straty, a gdy po bardzo mocnym serwisie Malinowskiego, Duff wykończył kontrę, na tablicy już był remis po 13. Kolejny fragment seta to prócz dobrych ataków ze skrzydła Butryna oraz Kapelusa przez potrójny blok, obie ekipy zepsuły po dwa serwisy i na dodatek Quiroga nie wykorzystał na kontrze prostej piłki na siatce, trafiając w aut (16:17). Po bloku Gawryszewskiego na Kapelusie, Wika wykorzystał nasze złe przyjęcie na drugą stronę siatki i uderzył mocno na kontrze (18:17) dając pierwsze prowadzenie w meczu szczecinianom. Na szczęście szybko odzyskujemy przewagę za sprawą błędu w zagrywce Klutha, potem po ostrym serwisie Butryna, Wika wpadł w siatkę wrzucony przez swojego rozgrywającego (18:19). Następnie mieliśmy Butryn show, wpierw jego as, potem po świetnej obronie piłki przez katowiczan Witczak rozegrał do Karola, który był skuteczny na kontrze, w kolejnej akcji ponownie udana kontra w wykonaniu Butryna, mimo złego dogrania na siatkę, aż wreszcie serię swą Karol skończył serwisem w aut (19:22). Następnie sędziowie odgwizdują gospodarzom błąd czterech odbić po trafieniu piłką w taśmę, ale wywołany challenge pokazał jednak że piłka uderzyła w nasz blok i arbitrzy zmienili swą decyzję (20:22). Potem Wika zaserwował w siatkę, a po świetnym serwisie Kapelusa, Kohut skończył z przechodzącej piłki (20:24) i mieliśmy pierwszą piłkę setową. Na zagrywkę poszedł Kapelus i asem kończy tego seta na naszą korzyść (20:25).

 

W drugi set lepiej weszli gospodarze, bo na dwa ataki Klutha (po prostej i z wykorzystaniem bloku), Wiki też po naszych rękach oraz bloku Gawryszewskiego na Pietraszce, odpowiedzieliśmy tylko pewnym atakiem ze środka Kohuta plus błąd w zagrywce Klutha (4:2). Szybko katowiczanie opanowują sytuację na parkiecie. Quiroga mocno uderzył po dłoniach rywali, następnie Kapelus skończył kontrę, po bardzo dobrej obronie piłki przez Mariańskiego, potem mieliśmy „innego” Butryna, który wpierw lekko uderzył za blok rywali oraz kapitalnie na kontrze trafił lekko po skosie tuż za siatkę (5:6). Po zepsutej zagrywce Pietraszki, gospodarze rewanżują się tym samym błędem (Tervaportti trafia w aut), a potem dłuższą wymianę kończy na kontrze Kapelus trafiając po rękach rywali i na dodatek Komenda przebił „drugą” piłkę, po złym dograniu kolegi z drużyny, co dało wynik 6:9 i czas na żądanie dla Espadonu. Szczecinianie nie poddają się tak szybko i za sprawą Klutha, który uderzył po bloku w aut oraz Wiki na kontrze było już tylko 8:9. Po dwóch zepsutych serwisach z obu stron, mieliśmy po dwa udane ataki obu ekip. Kohut i Gawryszewski ze środka, a Quiroga i Wika za skrzydeł (11:12). Autowy atak gracza gospodarzy miał dać nam prowadzenie 13:16, ale znów challenge pokazał coś innego, trafienie piłką w nasz blok i sytuacja się od razu odwróciła, bo Amerykanin Menzel zaserwował asa i już był remis po 15. Dobry fragment gry w ataku katowiczan, gdy Kohut trafia ze środka, Quiroga mocno ze skrzydła, Butryn na kontrze mimo nieporozumienia przy rozegraniu naszych siatkarzy i jeszcze raz Karol mocno przez ręce rywali, na co Espadon odpowiedział tylko akcją Duffa ze środka i Klutha po ostrym skosie (17:19). Po ataku Quirogi przez potrójny blok, autowym uderzeniu Menzela oraz kolejnym Butryna sprytnym oparciu piłki o blok, jeszcze Amerykanin po ponowieniu ataku szczecinian zdobył… ostatnie oczko dla Espadonu po własnej akcji w tym secie (19:22). W końcówce Kapelus zablokował na kontrze Klutha, Quiroga mocno uderzył po naszej kontrze (19:24) i set był już praktycznie nasz. Jeszcze Pietraszko zaserwował w siatkę, Butryn ze skrzydła trafił po taśmie w aut i dopiero przy trzeciej piłce setowej Kohut zablokował atak Menzela (21:25), co dało nam już w tym momencie jeden „duży” punkt do tabeli.

W trzecią partię lepiej weszli gospodarze. Zaczęło się od dłuższej wymiany zakończonej atakiem Menzela po bloku, potem Gałązka skutecznie ze środka po naszym przyjęciu na stronę rywala, następnie Wika posłał asa i już było 3:0. Szybko odrabiamy straty za sprawą ataku Quirogi po skosie, Pietraszki ze środka i dwóch asów serwisowych Argentyńczyka plus autowy atak Menzela i prowadzimy już 4:5. Następny fragment gry, to dobre akcje w ataku przeplatamy zepsutymi zagrywkami, a było ich wtedy aż cztery. Quiroga uderzył kapitalnie z drugiej linii na czystej siatce, potem Kohut udanie ze środka, następnie Butryn po bloku w aut oraz dwa razy Kapelus też z drugiej linii, na co Espadon odpowiedział atakami Klutha i Wiki (10:11). Następnie trafił nam się spory przestój w grze, gdzie mieliśmy spore problemy ze skończeniem własnych akcji. Zaczęło się od asa Klutha gdy piłka przetoczyła się po taśmie, potem Menzel trafił ze skrzydła, na co odpowiedzieliśmy tylko blokiem Komendy na Wice (13:14). Wyrównał Kluth, następnie Wika zablokował atak Butryna, potem Wika wykorzystał kontrę uderzeniem po skosie i jeszcze błąd przebicia naszego rozgrywającego, po nieskończeniu ataku przez Butryna (17:14). To spowodowało wzięcie czasu i ostrą reprymendę zdenerwowanego tak słabą grą trenera Gruszki. Po przerwie Komenda znów popełnił błąd w rozegraniu po złym przyjęciu katowiczan. Udane ataki Klutha mocno po prostej, Quirogi lekko po prostej, Wiki ze skrzydła po skosie oraz Witczaka mocno po bloku w aut, nie dały zmiany przewagi gospodarzy (20:17). Po serwisie naszego kapitana w aut, Sobański dotknął siatki w następnej akcji, po czym skończył atak kiwką,a Tervaportti popełnił błąd przełożenia ręki na naszą stronę przy rozegraniu (22:19) i czas dla Espadonu. Po przerwie Butryn nie wykorzystał kontry trafiając w aut i tym razem czas dla GKS-u (23:19). Po nim Kluth zaserwował w aut, a Pietraszko posłał asa (23:21) i partii szachów ciąg dalszy, bo tym razem time out dla gospodarzy. Amerykanin Menzel uderzył mocno po bloku w aut, po czym zaserwował w siatkę, a Komenda zablokował akcję Wiki (24:23). I jeszcze tliła się nadzieja na wygranie tej partii, ale ta szybko zgasła za sprawą dalekiego autu z zagrywki Butryna i przegrywamy 25:23.

 

Czwarty set lepiej zaczęli gospodarze, a my znów mamy kłopoty ze skończeniem własnych ataków. Punkty dla Espadonu zdobywali Menzel ze skrzydła, Kluth również mocno ze skrzydła, znów Menzel na kontrze po naszym bloku, ponownie Kluth mocno po skosie i Gawryszewski ze środka. I ratują nas tylko błędy w zagrywce szczecinian, bo wynik mógł być o wiele wyższy niż 6:4. Po asie Butryna, Quiroga skończył kontrę po bloku, a Komenda zablokował atak Wiki (6:7) i wszystko wracało do normy. Na krótko niestety. Jeszcze na dwa ataki Menzela z drugiej linii, Gałązki ze środka oraz jego bloku na Pietraszce i skończenie dłuższej wymiany przez Klutha mocnym atakiem po bloku, odpowiadamy zbiciem Quirogi po bloku, Butryna po prostej oraz odgwizdanym podwójnym odbiciem u szczecinian po serwisie Komendy (11:10). Potem mieliśmy trzy zepsute zagrywki, następnie po nieskończeniu akcji przez Kapelusa, to Wika wykorzystał kontrę, a Menzel posłał asa, gdy piłka przeszła po taśmie (15;12). Przypomniał o sobie Krulicki dwoma blokami z rzędu, wpierw na Wice, a potem przy potrójnym bloku na Kluthcie, a Butryn był skuteczny uderzając po prostej po kierunku i był remis po 16. Od tego momentu dopadł nas kolejny kryzys w grze i nie zdobywamy już do końca tej partii, ani jednego punktu po własnej akcji! Punktują nas po kolei, Tervaportti asem po złym przyjęciu Quirogi, Gałązka blokiem na Butrynie, Wika na kontrze po bloku, Kluth blokiem na Sobańskim, Gałązka na kontrze ze środka, Kluth mocnym zbiciem w boisko, Wika asem i na koniec Gałązka blokiem znów na Sobańskim (25:17). Końcówkę tego seta GieKSa zagrała bardzo słabo.

Tie-breaka zaczął Butryn atakiem… w aut po siatce, my wywołujemy challenge i pokazał on piłkę po bloku, co dało nam zmianę decyzji arbitrów, potem Krulicki zaserwował daleko w aut (1:1). Na atak Kohuta ze środka, odpowiedział Gałązka blokiem na Butrynie, gdy wcześniej gospodarze obronili niesamowitą piłkę po ataku Karola (2:2). Znów udanie Kohut ze środka, po czym Kapelus zaserwował w siatkę (3:3). Tym razem na serwisie myli się Kluth trafiając w aut, ale potem się rehabilituje mocnym zbiciem po bloku (4:4). Atak Quirogi z drugiej piłki i mocny atak Butryna po bloku z bardzo trudnej piłki po dłuższej wymianie, dały nam prowadzenie (4:6). Po serwisie Komendy w siatkę, Kapelus udanie zaatakował z drugiej linii (5:7). Następnie Wika przebił się przez nasz blok, a Tervaportti posłał po zagrywce piłkę w aut (6:8). Ciąg dalszy zagrywkowych błędów, tym razem Krulicki i Wika w aut, a Butryn w siatkę i mamy 8:9. Potem Kapelus uderzył po bloku Espadonu, a Menzel mocno ze skrzydła (9:10). Kowalski zaserwował w aut, a Kohut powielił ten błąd (10:11). Teraz nadszedł czas na Quirogę, wpierw udanie kiwnął, a potem zablokował Klutha (10:13). Butryn wykorzystując kontrę mocnym zbiciem po bloku (10:14) dał pierwszą piłkę meczową GKS-owi. Po time oucie dla gospodarzy, sędziowie odgwizdują podwójne odbicie Komendzie, następnie Menzel wykorzystał kontrę atakiem z drugiej linii (12;14) i niepotrzebnie zrobiło się troszkę nerwowo. Po czasie na żądanie dla trenera Gruszki, wreszcie trzecią piłkę meczową skończył Kapelus udanym atakiem z drugiej linii (12:15) i wygrywamy po raz trzeci z Espadonem!

 

22 października (niedziela) – Arena Szczecin – Widzów 940

Espadon Szczecin – GKS Katowice 2:3 (20:25, 21:25, 25;23, 25;17, 12:15)

Espadon: Tervaportti (1), Kluth (20), Duff (4), Gawryszewski (6), Ruciak, Wika (16), Mihułka (libero) oraz Jaskuła (libero), Kowalski, Malinowski, Gałązka (8), Menzel (14). Trener: Michal Gogol.
GKS: Komenda (6), Butryn (20), Pietraszko (5), Kohut (10), Kapelus (11), Quiroga (17), Mariański (libero) oraz Fijałek, Witczak (1), Krulicki (2), Stelmach, Sobański (1), Stańczak (libero). Trener: Piotr Gruszka. MVP: Karol Butryn.

 

Przebieg meczu:
I: 4:5, 7:10, 14:15, 18:20, 20:25.
II: 5:4, 8:10, 13:15, 18:20, 21:25.
III: 4:5, 9:10, 15:14, 20:16, 25:23.
IV: 5:2, 10:8, 15;12, 20:16, 25;17.
V: 2:3, 4:6, 7:9, 10:12, 12:15.

 

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

1 Komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

1 Komentarz

  1. Avatar photo

    psz

    23 października 2017 at 00:44

    Chuj z tym, liczy się fusbal!

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Popłynęli w Szczecinie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W niedzielne popołudnie piłkarze GKS-u Katowice pojechali na wyjazdowe spotkanie do Szczecina w ramach 27. kolejki PKO BP Ekstraklasy. W wyjściowej jedenastce doszło do czterech zmian i od pierwszej minuty zagrali Szymczak, Kuusk, Drachal i Gruszkowski.

Pierwszą połowę zaczęli zawodnicy GieKSy, ale nie stworzyli realnego zagrożenia. W trzeciej minucie Filip Szymczak wyszedł sam na sam z bramkarzem i mimo tego, że i tak był na spalonym, to nie zdołał pokonać Cojocaru. Chwilę później Alan Czerwiński ruszył prawą stroną boiska aż do linii końcowej i wrzucił piłkę w pole karne. Obrońca gospodarzy strącił futbolówkę wprost pod nogi Oskara Repki, który pokusił się o strzał zza pola karnego, ale został on zablokowany. Pierwszy kwadrans spotkania nie porwał piłkarsko, ale GieKSa częściej zapędzała się pod bramkę Pogoni i dłużej utrzymywała się przy piłce. W 15. minucie Kudła źle wybił piłkę i zrobiło się groźnie pod bramką GieKSy, na szczęście nasz bramkarz zdołał się zrehabilitować i wybronił strzał Kolourisa. Chwilę później znów Pogoń była bliska zdobycia bramki, ale zawodnik gospodarzy uderzył niecelnie. W 19. minucie zrobiło się sporo zamieszania w polu karnym Cojocaru, gdy Mateusz Kowalczyk delikatnie trącił piłkę głowa, zmieniając jej tor lotu, ale nic z tego nie wyszło. W kolejnych minutach gra przeniosła się głównie w środkową strefę boiska i żadna drużyna nie była w stanie skonstruować składnej akcji. W 33. minucie Koutris przeniósł piłkę nad bramką Kudły, uderzając lewą nogą. Chwilę później Drachal był bliski zdobycia bramki, ale w ostatnim momencie piłka mu odskoczyła. W 42. minucie Loncar uderzył głową z bliskiej odległości, ale Kudła zdołał ją wybić końcówkami palców. Po wznowieniu z rzutu rożnego Dawid Drachal chciał oddalić zagrożenie i w momenciem gdy wybijał piłkę, to podbiegł Kurzawa, który dostał prosto w skroń i potrzebował pomocy medycznej. W doliczonym czasie pierwszej połowy Gruszkowski rzucił się, aby zablokować strzał Koutrisa i piłka niefortunnie odbiła mu się od ręki. Po długiej przerwie i analizie VAR sędzia wskazał na jedenastkę, którą  pewnie wykorzystał Koulouris. Po tej bramce arbiter zakończył pierwszą połowę.

Na drugą połowę GieKSa wyszła w takim samym składzie, natomiast w drużynie Pogoni doszło do jednej zmiany. Po czterech minutach drugiej połowy Koulouris znów wpisał się na listę strzelców – tym razem pokonał Kudłę z bardzo bliskiej odległości, a piłkę wrzucił Kamil Grosicki, który przepchał i objechał bezradnego Alana Czerwińskiego. W kolejnych minutach GieKSa, chcąc odrabiać straty, odsłoniła się jeszcze bardziej, co próbował wykorzystać Wahlqvist, ale uderzył bardzo niecelnie. Po upływie godziny gry trener Rafał Górak pokusił się o potrójną zmianę. Na boisko weszli Błąd, Bergier i Galan. Chwilę późnej Arkadiusz Jędrych wpuścił swojego bramkarza na minę. Źle obliczył odległość do Kudły i zagrał zbyt lekko i niedokładnie do tyłu. Kudła musiał opuścić bramkę, aby ratować sytuację i po serii niefortunnych podań piłka trafiła pod nogi Grosickiego, jednak jego strzał został zablokowany przez naszego bramkarza. W 68. minucie Sebastian Bergier wyszedł sam na sam z bramkarzem, ale nie trafił w światło bramki, była to idealna okazja na złapanie kontaktu. Chwilę później Loncar został sfaulowany przez Kuuska, ale sędzia puścił akcję i do piłki dobiegł Sebastian Bergier, który zaliczył… soczysty upadek. W kolejnych minutach gra zrobiła się bardzo rwana i było dużo niedokładności w obu zespołach. W 82. minucie Kacper Łukasiak pokonał Dawida Kudłę strzałem na dalszy słupek. Warto zaznaczyć, że ten zawodnik wszedł na boisko… minutę wcześniej. Pięć minut później Koulouris trzeci raz wpisał się na listę strzelców, pokonując Kudłę strzałem na długi róg. Chwilę później sędzia zakończył spotkanie.

6.04.2025, Szczecin
Pogoń Szczecin – GKS Katowice 4:0 (1:0)
Bramki: Koulouris (45-k, 49, 87), Łukasiak (82).
Pogoń Szczecin: Cojocaru – Wahlqvist, Loncar, Borges, Koutris (86. Lis), Gamboa, Ulvestad, Kurzawa (80. Smoliński), Przyborek (46. Wędrychowski), Grosicki (81. Łukasiak), Kolouris (88. Paryzek).
GKS Katowice: Kudła – Gruszkowski (62. Galan), Czerwiński, Jędrych, Kuusk (80. Komor), Wasielewski – Drachal (62. Błąd), Kowalczyk, Repka, Nowak (88. Marzec) – Szymczak (62. Bergier).
Żółte kartki: Kowalczyk.
Sędzia: Paweł Raczkowski (Warszawa).
Widzów: 19 938.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Nie schodźcie z obranej drogi

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Co GKS Katowice wraca na swój stadion po nieudanym wyjeździe to wygrywa. Podobnie było tym razem. Po wysokiej porażce w Szczecinie (choć zbyt wysokiej patrząc na samą grę), katowiczanie mieli zmierzyć się z walczącą o życie Puszczą Niepołomice.

W końcówce sezonu takie mecze zawsze są trudniejsze niż – po pierwsze wcześniej, a po drugie – niż wskazywałaby na to tabela. Zazwyczaj drużyny z dołu się po prostu budzą – wcześniej czy później. Nie zawsze i nie wszystkie – te które pobudki nie zrobią lub nie zrobią jej odpowiednio wcześnie – spadają z ligi. Mamy w tym sezonie aż nadto przykładów. Obudziła się Korona – na samym początku rundy wiosennej – i dziś jest praktycznie pewna utrzymania. Niedawno na wysokie obroty wskoczył Radomiak – i choć przegrał ostatnio dwa mecze – również ma niezłą pozycję w tabeli, a przecież startowali od 0:5 do przerwy w Białymstoku. Skazywane na pożarcie Zagłębie Lubin wygrało dwa mecze i znacząco poprawiło swoją sytuację. A Śląsk Wrocław? Ci to dopiero zaczęli grać. Zagrzebani na ostatnim miejscu, pod wodzą Alana Simundzy zaczęli punktować aż miło i po wielu, wielu kolejkach w końcu osiemnaste miejsce opuścili i są na styku jeśli chodzi o bezpieczną strefę!

Zamieszana w walkę o utrzymanie Puszcza również czeka na to przebudzenie. Był jeden moment, w którym wydawało się, że podopieczni Tomasza Tułacza wskoczyli na właściwe tory. Mowa o wygranej w Gdańsku 2:0. Ta wygrana z zespołem z dołu tabeli, ale też dobrze wówczas grającą Lechią, była pewna i wydawało się, że Puszcza może stać się takim Radomiakiem czy Koroną. Nic z tych rzeczy. Co prawda potem zdarzyło się jeszcze zwycięstwo z Piastem, ale poza tym było słabiutko. Sytuację mógł też trochę uratować Puchar Polski, gdzie niepołomiczanie wygrali na Konwiktorskiej, ale potem Pogoń zmiotła ich w półfinale. Tym motywacyjnym drygiem mógł być też uratowany w doliczonym czasie gry z Rakowem remis. Nie wyszło. Puszcza przegrała w Katowicach i choć jest minimalnie nad kreską, czeka ich niebywała i ciężka batalia o pozostanie w lidze. Za tydzień grają z niezłym Radomiakiem, potem mają Pogoń i Lecha, będą też bezpośrednie potyczki ze Stalą i Śląskiem. Oj, nie będzie u Żubrów nudno.

To jednak problemy naszych ligowych rywali. GieKSa z tą walczącą o życie drużyną sobie poradziła i to przegrywając do przerwy. Nawet trener Tułacz – zasadniczo nieszczędzący swoim podopiecznym słów krytyki – dziwił się, że nie było aż takiej determinacji. Za to w Lidze Plus eksperci mówili, że z Puszczą narzucającą swój styl gry, przejąć tę rolę jest trudno – a GieKSie się to udało. Nie da się ukryć, katowiczanie zdominowali rywali i w tym kontekście był to jeden z najlepszych meczów w tym sezonie – no, powiedzmy druga połowa, bo do pierwszej można się przyczepić.

To był pierwszy mecz w obecnych rozgrywkach, w którym GieKSa przegrywała i przechyliła szalę zwycięstwa na swoją korzyść. W 28. kolejce. Dla porównania powiedzmy, że w ostatnich pięciu meczach poprzedniego sezonu, taka sytuacja miała miejsce… trzy razy (z Polonią, Tychami i Wisłą). Dlatego nawet jeśli taka sytuacja zdarza się raz na jakiś czas, to jednak tyle meczów bez odwrócenia ich losów to sporo. W drugą stronę mieliśmy to trzy razy – z Legią, Koroną i Motorem. A jedynymi drużynami, które pozostają bez przechylenia szali na swoją korzyść są Piast, Puszcza, Śląsk, Lechia.

Żeby dołożyć łyżeczkę dziegciu co do wczorajszego spotkania, to trzeba przyznać, że do pewnego momentu aspirowało ono do jednego z najbardziej frustrujących w tym sezonie. Mam tu na myśli taką niemoc, pewnego rodzaju bezsilność, która – wydawało się – może mieć miejsce. Bo jak przegrywaliśmy wysoko, to GieKSa była ewidentnie słabsza. Jak przegrywaliśmy mecze, których nie powinniśmy przegrać, bo graliśmy dobrze, była irytacja i złość. Ale wczoraj to było jeszcze coś innego. GieKSa niby atakowała, niby stwarzała sytuacje, ale ostatecznie wszystko szło w ręce Komara, ewentualnie było niecelne, tak jak strzał Dawida Drachala z początku meczu. Dodatkowo było widać dużą determinację i dynamikę. To nie był chodzony mecz. Z jednej strony można było myśleć, że taka gra daje szansę na pozytywny rezultat, z drugiej te wykończenia były dość mizerne. No i przede wszystkim Puszcza prowadziła po naszym dość dużym błędzie. Więc trzeba było zdobyć nie jedną, a dwie bramki. Niewiadomą było, jak się to wszystko potoczy.

Ta łyżka dziegciu się zdematerializowała, bo ostatecznie GKS w drugiej połowie grał podobnie jak w pierwszej, a dodatkowo wzmocnił ten sposób gry i w końcu zaczęło wychodzić. Czyli wchodzić. Trzy bramki zdobyte po przerwie mają swoją wymowę. Najpierw Alan Czerwiński dosłownie wypatrzył Sebastiana Bergiera, który po prostu nie mógł tego zmarnować. Potem swoje firmowe zagranie zaliczył Bartosz Nowak i Bergi a la „Franek – łowca bramek” (skoro jesteśmy już przy wiślackich porównaniach trenera) podcinką trafił do siatki. Mało się mówi o trzecim golu, a to co zrobił Marcin Wasielewski przecież było bardzo klasowe. Minął rywala delikatnym podbiciem piłki, a potem to podbicie powtórzył nad bramkarzem, wystawiając piłkę do pustej bramki. To było doprawdy doskonałe i jeśli mówimy o Tsubasie Dawida Drachala w jego kapitalnej akcji w pierwszej połowie, to nie można tego japońskiego bohatera kreskówek nie przyrównać do Wasyla, przy czym Wasyl zrobił to błyskawicznie, a nie jak Tsubasa biegł z piłką przez boisko przez pół odcinka okrążając niemal całą kulę ziemską 😉

Swój sposób gry – to było coś, co trener powtarzał w rundzie jesiennej. Można powiedzieć, że jesienią to wychodziło w bardziej spektakularny sposób, choć nadal musimy pamiętać, że dawało to mniej punktów niż obecnie. Ale pod względem wizualnym, spotkanie z Puszczą rzeczywiście pokazało bardzo dużą dominację nad rywalem.

GieKSa jest w środku tabeli dlatego, że… nie zawsze nam wychodzi. Bartosz Nowak ma potencjał na to, by dawać jeszcze więcej. I ostatecznie coś mu w tych meczach zawsze wyjdzie – jakieś idealne podanie i asysta – bo to po prostu bardzo jakościowy zawodnik. Ale tu może być jeszcze lepiej. Sebastian Bergier nastrzelał już trochę tych bramek, ale ich też może być jeszcze więcej. Coraz lepiej prezentuje się Dawid Drachal i jakby tylko udało się wyciągnąć go z Rakowa, byłoby doskonale, bo ten zawodnik to bardzo duży talent. Naprawdę w tej drużynie drzemie spory potencjał. Na ten moment jest bardzo dobrze. A może być jeszcze lepiej. Tylko prośba do trenera – nie schodźcie z obranej drogi. Wychodźcie z założenia, że rozwój jak najbardziej, ale lepsze czasem jest wrogiem dobrego. Można i trzeba ulepszać i poprawiać, ale nie na siłę. Naprawdę jest dobrze.

Osiągnęliśmy magiczną granicę 38 punktów. Można już mieć absolutnie spokojną głowę. GieKSa w przyszłym sezonie będzie grać w ekstraklasie i dalej sławić Katowice w ligowej piłce. Nie mogliśmy sobie wymarzyć na początku sezonu – a już zwłaszcza po pierwszej kolejce z Radomiakiem – w jakim miejscu będziemy na sześć kolejek przed końcem. Pięknie.

A Dawid Abramowicz, ani żaden inny Craciun czy Atanasov nie okazali się Kojiro 😉

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Budujemy nową twierdzę

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W dzisiejszym spotkaniu nasza drużyna pokonała 3:1 Puszczę Niepołomice. Zapraszamy na drugą galerię z tego meczu, którą przygotował dla Was Kazik.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga