Dołącz do nas

Piłka nożna

Bez boków i środka nic nie da się wygrać

Avatar photo

Opublikowany

dnia

W opisie pomocników tym razem nie będziemy kierować się dokładnymi pozycjami zawodników, a ich wkładem w drużynę w rundzie wiosennej. Nie mylić z wkładem do koszulek. Albo w sumie w większości przypadków można. Podzieliliśmy zawodników na tych, którzy grali przez większość rundy, osobno potraktowaliśmy młodzieżowców, a potem im mniej – tym schodziliśmy coraz niżej w hierarchii, aż skończyliśmy na dwóch dzieciakach, którzy zagrali z Łęczną.

Kluczowi zawodnicy
Tak się składa, że trzech z czterech zawodników z tej kategorii miała swoje miejsce w środku boiska. Mowa o Bartłomieju Poczobucie, Łukaszu Zejdlerze i Andreji Prokiću. Czwartym do brydża jest Adrian Błąd, występujący na boku.

Jednym z bardzo nielicznych zawodników, do których nie możemy mieć zastrzeżeń po rundzie wiosennej jest Bartłomiej Poczobut. Zawodnik z marszu bardzo dobrze wkomponował się w drużynę (choć można zastanawiać się, czy jest to pozytyw). Grał pewnie w destrukcji, agresywnie i w zasadzie był zaporą nie do przejścia. To dzięki jego grze, obrońcy mieli często ułatwione zadanie, bo akcje rywali były niwelowane już w środku pola. Jednak o ile to wystarczało w pierwszej fazie rundy, to w drugiej części uwidoczniło się, że zawodnik ma problemy z sensownym rozegraniem piłki poza tym do najbliższego. W momencie, kiedy Zejdler kaleczył grę, a Prokić myślami był wszędzie, tylko nie na boisku – przydałoby się właśnie coś więcej od Poczobuta. Niestety również z czasem zaczął robić błędy w defensywie, raczej wynikające z braku koncentracji niż umiejętności. Nie kończyły się one raczej groźnymi sytuacjami rywali, jednak nieco zaniżyły jego ocenę w tej rundzie. Nie zmienia to jednak faktu, że był w przekroju wiosny może nawet najlepszym zawodnikiem. Za wcześnie mówić, że to wielki ekstraklasowy zawodnik, co już wiele osób ogłosiło – czekamy na potwierdzenie tego w rundzie wiosennej – mamy nadzieję, że z bardziej poważnymi partnerami.

Łukasz Zejdler miał być takim łącznikiem między defensywą, a ofensywą. Wiele już na naszej stronie napisaliśmy na temat tego zawodnika. Poza meczem z Odra Opole (w zasadzie drugą połową), grał fatalnie. Nawet wtedy, gdy GKS wygrywał i grał dobrze, Zejdler odstawał – był albo niewidoczny, albo kompletnie nieefektywny. Dwa lata temu po rundzie jesiennej wydawało się, że mamy defensywnego pomocnika z prawdziwego zdarzenia, dobrego w destrukcji i kreatywnego dodatkowo w ofensywie. Niestety kolejne trzy rundy pokazały, że zawodnik nie umie grać w piłkę i większość meczów z jego udziałem to gra w osłabieniu. Trzy rundy z rzędu, w których mamy problem z wymienieniem dwóch dobrych meczów, to obraz nędzy i rozpaczy. Tak naprawdę dostał już za dużo szans i również powinien opuścić klub, bo z nim wiele nie osiągniemy.

Andreja Prokić – rok temu napisaliśmy, że powinien pozostać w klubie. Jakiż to był błąd. Niestety druga połowa (a nawet wcześniej) pokazały, jak niepoważny to jest zawodnik, jak bardzo nie ma charakteru i tak naprawdę powinien zostać odstawiony od składu już w momencie, gdy okazało się, że odejdzie do Stali. Zamydlił nam oczy swoimi pierwszymi spotkaniami na wiosnę, gdy mu się jeszcze chciało. Tak – chciało się i razem z Błądem pociągnął tę drużynę do kilku zwycięstw. Jego błyski, rajdy dawały bramki, asysty czy rzuty karne. Niestety już mecz ze Stalą Mielec pokazał, że wiele już z tego nie będzie, choć wówczas jeszcze liczyliśmy, że to przypadek. Niestety na tle swoich przyszłych pracodawców zawodnik pokazał się, jako jeden z najlepszych piłkarzy drużyny właśnie przeciwnej. Zero ambicji, zero jakości, mecz przechodzony. I choć potem w dwóch wyjazdach był znów efektywny, to od meczu z Puszczą zaczął się koszmar. Zawodnik notował tak skandaliczne pojedyncze zagrania, nieprzystające żadnemu piłkarzowi na tym poziomie. Kiksy popełniał z niechlujstwa, nieprzykładania się do obowiązków, z widocznego gołym okiem olewactwa. Z Puszczą po jednym z takich zachowań był rzut rożny i gol dla rywali. W ofensywie przestał dawać cokolwiek, nie miał ani sytuacji, ani podań, nie angażował się w grę. I tylko liczyliśmy dni do końca sezonu, żeby ten sabotaż, którego zdawał się nie widzieć trener, skończył się. I tak się stało.

Adrian Błąd to zawodnik fenomen. Gdybyśmy mieli oceniać jego grę jako taką w całej rundzie to musielibyśmy powiedzieć, że było…fatalnie. Okej już od meczu z Puszczą nie ma co pisać, bo i wyniki, i gra większości była żenująca. Ale Adrian nawet w wygranych meczach grał po prostu słabo i kilkukrotnie mówiliśmy, że czas na zmianę. I w tych momentach właśnie zawodnik zaczynał swoje szaleństwa. Rajd w Opolu, strzał z Zagłębiem, karny w Suwałkach. Bramka w Chojnicach, asysta w Głogowie. I to były sytuacje, dzięki którym zachwycaliśmy się – bo w piłce liczy się efektywność. Nikt więc nawet nic nie mówił o słabej grze. Problem pojawił się, kiedy Błąd przestał dawać liczby, a gra nie drgnęła ani trochę, no chyba że jeszcze bardziej w dół. Druga część rundy była więc do zapomnienia. Można sobie zadawać pytanie, co się takiego stało, że zawodnik „zrezygnował” z tych swoich zrywów.

Młodzieżowcy
Krój, lupa i beztalencia kupa. Nawet w wywiadzie na GieKSa.pl trener dał do zrozumienia, że czasem musiał wybierać „najmniejsze zło”. Cała trójka, dodatkowo na jednej pozycji, pokazała, że przepis o młodzieżowcu jest głupi i wiąże ręce trenerom. Paszulewicz musiał wystawiać słabego Słomkę, słabego Mandrysza lub słabego Skrzecza. Praktycznie poza golem Słomki, ci zawodnicy kompletnie nic nie dali drużyny. Okej, mieliśmy pretensje do trenera, że zdjął Skrzecza w Niepołomicach, a potem go w ogóle nie wystawił w kolejnym meczu. Jednak patrząc na statystyki Skrzecza to jednak mając cały sezon – mniej lub więcej – do dyspozycji, pokazał, że nazywanie go talentem jest jednak na wyrost. Na razie to przeciętny grajek, a w GKS wręcz słaby. I jeśli się nie ogarnie, to jego kariera nie będzie dotyczyć boisk co najmniej pierwszoligowych.

Mandrysz to idealny przykład, jak można cofać się w rozwoju. Gdy przyszedł do GKS był żwawy, ambitny, ale przede wszystkim niebojący się podejmować ryzyka (z efektami było różnie). W tym sezonie na początku był jedynym ciągnącym tę drużynę. Ale im dalej w las, tym gorzej. Słaby, ale przede wszystkim strachliwy. W kilku meczach miał możliwość wejścia w pole karne, oddania strzału, a decydował się na asekuranckie zagrania, które niwelowały szanse na sukces. Niestety, ale z taką grą również i czas Mandrysza się w GKS skończył. Jak na razie druga liga to idealny poziom dla niego.

Wojciech Słomka – podobnie jak Zejdler, najlepiej pokazał się chyba w Opolu. Tam grał zdecydowanie, nie bał się strzałów. Ale to był przebłysk, podobnie jak drugi w Głogowie. Reszta wiosny to przeciętniactwo. Coś tam próbował ze stałych fragmentów, ale koniec końców – bez efektu. Słabizna i potrzebujemy kogoś lepszego.

Mały udział
Tomasz Foszmańczyk i Bartłomiej Kalinkowski – obaj swoją przygodę z GieKSą już zakończyli. O rok za późno. Tym razem nie grali już kluczowych ról. Foszmańczyk dochodził do siebie po urazach i od wejścia z Puszczą Niepołomice nie dał nic zespołowi, grał przeciętnie lub słabo. Chyba jego najlepszy mecz to ostatni z Łęczną.

Kalinkowski zaczął częściej pojawiać się w końcówce rundy i nawet zaskakująco nie wyglądało to najgorzej. Oczywiście rewelacji nie było, bo być nie mogło, ale można było spodziewać się, że będzie gorzej.

Symbolicznie
Armin Cerimagić rozegrał dwie połowy w dwóch meczach. Po dość niezrozumiałych decyzjach trenera zagrał ze Bytovią i Ruchem. Niezrozumiałe było najpierw to, że szkoleniowiec nie wystawił go na Podbeskidzie, ale wytłumaczył to później faktem, że to były derby, więc musiał wystawić walczaków, a Armin nie jest. Więc dał go na mecz z Ruchem. I również zdjął go po pierwszej połowie. Gdzie tu sens i gdzie logika? Na tym przygoda Bośniaka z GieKSą się zakończyła.

Dawid Plizga zagrał tylko połowę meczu ze Stomilem. Dodajmy – połowę bardzo przyzwoitą. To wystarczyło, żeby zrezygnować z jego usług.

Dzieciaki
Odnotujmy, że w ostatnim meczu na boisku pojawili się Kordian Podstawa na kilkanaście minut i Wojciech Szczyrba – na doliczony czas gry. Niezależnie od ich pozycji – rocznik 2000. Mamy nadzieję, że trener będzie więcej stawiał na młodych.

Podsumowanie
Tak naprawdę to tylko należy w nim ująć zawodników z kategorii „kluczowi” oraz młodzieżowców, bo cała reszta to były epizody. Młodzieżowcy łagodnie mówiąc – nie spełnili oczekiwań – żaden z nich nie pokazał poziomu pierwszoligowego z czołówki – co najwyżej z dolnych rejonów. Nie nadrabiali braków piłkarskich walką. Jeśli chodzi o „najważniejszych” zawodników, to jedynie do Poczobuta nie ma co mieć większych pretensji. Błąd w którymś momencie przestał dawać liczby i cokolwiek innego. Prokić na początku wiosny był świetny, potem olał temat. A Zejdler – szkoda się powtarzać, żenada.

Jeśli trener nie wymyśli czegoś sensownego w środku pola, to będziemy w czarnej dziurze. Potrzeba nie jednego, a dwóch zawodników. Jeden do pomocy Poczobutowi, drugi do w końcu kreowania gry (bo tego akurat Prokić nigdy nie potrafił). Potrzebujemy jakości na skrzydłach, zwłaszcza tym, gdzie byli ci słabi młodzieżowcy. I Błąd musi się ogarnąć, bo więcej takich meczów i będziemy się zastanawiali się nad jego przydatnością.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna Wywiady

Górak: Zdaliśmy egzamin

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po wygranym 3:0 sparingu ze Stalą Rzeszów porozmawialiśmy z trenerem Rafałem Górakiem. Zapytaliśmy o ubiegły i nadchodzący sezon, uchylony przepis o młodzieżowcu, a także o nowego napastnika.

Wakacje spędził pan aktywnie?

Rafał Górak: Aktywnie, byłem bardzo aktywny: chodziłem po górach, dużo pływałem, siedziałem trochę nad morzem. Fajnie nam się udało pojechać trochę w nieznane, zatrzymywaliśmy się tam, gdzie nas kierowała intuicja. Byliśmy trochę tam, to tu. Wszędzie aktywnie – rowerki i spacery.

Pan jest w stanie odciąć się od piłki?

Wy to doskonale wiecie – piłka to jest całe moje życie, nigdy się nie odetnę. Próbuję się resetować, natomiast piłka mnie nie zabija. Nie powoduje, że jak coś robię, to mnie to męczy. Lubię odpoczywać, np. czytając, ale bez piłki się nie da.

Jak żyje się cały czas pod okiem kamer?

Powiem szczerze, że bardzo mocno zaryzykowałem. Byłem odważny, żeby ten serial „Trenerzy” tyle pokazał od środka. Starałem się nic nie wycinać i w zasadzie mogliście zobaczyć mnie takiego, jakim jestem. To na pewno jest całkiem inny wymiar, bo pierwsza czy druga liga to jest zupełnie inne zainteresowanie medialne. Wydaje mi się, że to, co można w tym wszystkim zobaczyć, to że praca w GKS-ie Katowice idzie bardzo dobrym nurtem. Nie mamy się czego wstydzić, wprost przeciwnie – wykonujemy świetną pracę jako sztab, piłkarze i zespół.

Zostanie jakiś przebłysk po sezonie?

Nie, cały sezon został mi w pamięci. To jest pierwszy sezon od dawna dla GKS-u Katowice w Ekstraklasie, a mój debiutancki. Każdy moment, każda chwila dla mnie była wyjątkowa i zostanie w mojej pamięci bardzo mocno. Ale to już jest za nami, trzeba patrzeć do przodu.

Jaki był najtrudniejszy moment?

Szukałem czegoś takiego, ale powiem szczerze: dobrze rozwiązywaliśmy te nasze problemy. Nawet ten moment, gdy przegraliśmy tę drugą połowę w Zabrzu i zastanawiałem się, w jaki sposób będziemy gotowi w następnych meczach. Okazało się, że drużyna świetnie reagowała na wszystko. Zdaliśmy egzamin tego debiutanckiego sezonu i ważne jest to, że nie dopuściliśmy do sytuacji, gdzie moglibyśmy się naprawdę trwożyć. Bardzo mocno pracowaliśmy, żeby drużynę ciągnąć, oni też byli świetni. To dało takie, a nie inne efekty.

Udało się sprostać założeniom i można oceniać sezon pozytywnie?

Na pewno nie możemy mówić, że „się udało”. To byśmy musieli mówić o jakimś elemencie przypadkowości. Wydaje mi się, że właśnie wypracowaliśmy to ogromną, ciężką robotą, że dziś w Katowicach mamy takie żółte serca. Kibice się zbudzili, kochają ten zespół, Klub, stadion, wszystko, co się wydarzyło. To jest piękne, że wstaliśmy z tego mułu, w którym byliśmy wszyscy razem.

Wasze dobre występy podniosły poprzeczkę?

Także nas rozwinęły, jesteśmy dzisiaj lepsi. To też jest ważne, bo wszystko na plus, jeśli człowiek jest ambitny, to nie może po prostu powiedzieć: „to było takie świetne, teraz jestem najlepszy”. Nie, nas to rozwinęło i w związku tym trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie: czy we mnie, w Rafale Góraku, jeszcze jest miejsce na rozwój? No jest! Ja to zawsze mówię moim piłkarzom, tu nie ma co myśleć, że się jest 32-letnim piłkarzem, czas na rozwój jest zawsze. Nie wolno stanąć, bo wtedy momentalnie jest regres, a nam chodzi o progres.

Drugi sezon dla beniaminka podobno jest najtrudniejszy, a niektórzy kibice rozmarzyli się o pucharach.

Bardzo bym tonował rozważania o europejskich pucharach. One są na pewno czymś pięknym i byłyby czymś wyjątkowym, natomiast Ekstraklasa jest bardzo silna i ma mocne zespoły. Poziom idzie do góry, trzeba z respektem i szacunkiem podchodzić do tego wszystkiego. Tamten sezon był dobry, ale też bardzo trudny, a w ostatnich latach beniaminkowie wylatywali z hukiem. Myśmy się w niej dobrze usadowili, trzeba kontynuować pracę.

Połowa drużyn bije się o rozgrywki międzynarodowe.

To świadczy o tym, że nie stało się to, co często dzieje się na świecie, że są te siły. U nas trzeba szczerze powiedzieć, że jest te pięć zespołów, które będą się o to biły i tam jest ich miejsce. Czy my dzisiaj o tę piątkę walczymy? Ja bym powiedział, że po prostu musimy dążyć do tego krok po kroku, by wiele lat GKS grał w Ekstraklasie. Być może przyjdzie taki moment, gdy powiem z otwartym sercem, że jestem gotowy na walkę o czołowe lokaty.

Co będzie największym wyzwaniem?

Każdy sezon jest inny. Dzisiaj jesteśmy bez Sebastiana i Oskara – to są wyrwy, poważne ubytki w drużynie. Każdemu, kto mnie pyta o naszą największą siłą, odpowiadam: zespołowość. To Sebastian się zbudował w GKS-ie, to Oskar się zbudował w GKS-ie, to my ich wyprodukowaliśmy. U nas eksplodował Antek Kozubal, świetnie zaczął grać Mateusz Kowalczyk. Dawid Kudła stał się bardzo porządnym bramkarzem. Ta zespołowość jest siłą tego zespołu, ja bym chciał w tym kierunku iść, by ci dochodzący stawali się coraz lepszymi zawodnikami. Stąd pomysł na to okienko, by byli to zawodnicy trochę po prostu młodsi.

Zawodnicy muszą się lubić, czy wystarczy po prostu kultura i szacunek?

Nie, nie muszą się wcale lubić. Muszą mieć kult rozmawiania o piłce nożnej. Nie chodzi mi o to, że mają czytać gazetę albo oglądać mecze, tylko rozmawiać o tym, w jaki sposób chcą realizować swoje zadania na boisku, jak my mamy grać. Ty słuchasz heavy metalu, a ja disco-polo, tu mamy dwa inne światy – ale piłka nas łączy i musimy w klubie rozmawiać o piłce, bo to jest miejsce naszej pracy, pasji. Na wczasy może ze sobą nie pojedziemy i możemy nie pałać do siebie miłością, natomiast o piłce musimy umieć rozmawiać, to jest nasz obowiązek. My reprezentujemy klub, a klub jest ważniejszy niż nasze ego. Te disco-polo lub metal nie są istotne, najważniejszy jest GKS.

Są jakieś zmiany w przygotowaniach, czy trzyma się pan wypracowanych przez lata schematów?

Staramy się być coraz bardziej intensywni. W naszym zespole intensywność jest, a ona wynika z rozumienia gry. Chciałbym, aby GieKSa była jeszcze bardziej zażarta, jeszcze bardziej upierdliwa dla przeciwników i jeszcze bardziej spektakularna w atakowaniu. W pierwszym sezonie pokazaliśmy dużo dobrego, daliśmy dużo radości – o to chodzi. Nie chcemy być drużyną, która w Ekstraklasie cierpi. Chcemy, by mówiono o nas, że jesteśmy po prostu jacyś, bo to już znaczy, że mamy kulturę gry. To jest dla mnie istotne.

Czyli na to będzie pan zwracał uwagę, że macie walczyć i zostawić serce na murawie?

Nie da się walczyć, jeśli nie rozumie się gry. Powoduje to masę czerwonych kartek i zamieszania, ja to trochę inaczej rozumiem. Mamy walczyć, ale rozumiejąc, co chcemy zrobić. Jeśli będziemy realizować założenia, oddamy serducho, do tego umiejętności piłkarskie – mamy szansę być spektakularnymi i wygrywać, po prostu.

Jak dotąd wszystko idzie zgodnie z planem?

W miarę idzie zgodnie z przewidywaniami. Wiadomo, są trochę przemęczeniowe sprawy, mniejsze i większe urazy, dopinamy kwestie dojść samych zawodników. Obóz w Opalenicy był naprawdę na najwyższym poziomie i jestem bardzo zadowolony.

Do zespołu dołączyli młodzi zawodnicy. To część strategii?

Po awansie chciałem piłkarzy bardzo doświadczonych, którzy przyjdą i dadzą nam w szatni uspokojenie emocji. Zrelak, Czerwiński i Nowak, to byli dla mnie bardzo ważni zawodnicy. Przyszli i dali w szatni bufor bezpieczeństwa, że w trudnym momencie powiedzą: spokojnie, wychodzimy z tego. Zawodnicy ze sobą rozmawiają. Wiadomo, nie możemy iść tylko w takich zawodników, bo wszyscy jesteśmy coraz starsi, dlatego planowaliśmy to, by przyszli do nas piłkarze z dużymi umiejętnościami i „dwójką” z przodu. O takich zawodnikach myślałem najbardziej.

Przepis o młodzieżowcu się zmienił.

Dla mnie to upiorny przepis, niemający nic wspólnego z logiką i grą fair play. Drużyny niekorzystające z tego były karane. To jest dla mnie chore. Nie mam nic przeciwko Pro Junior System i nagradzaniu drużyn za stawianie na młodych Polaków. Nie powinien to być jednak przepis, który daje mi nakaz wystawienia na boisko zawodnika, który ma jakiś rocznik. Dla mnie wskazanie, że młodzieżowiec musi być z rocznika 2003, to jakby powiedziano: „ale musisz mieć też jednego z 1973!”. No i co, ja zagram? Dla mnie to jest bez sensu, nie wolno nakazywać, trzeba po prostu promować młodych ludzi. GKS jest oparty o polskich zawodników i daje sobie radę. Ja tego nie rozumiem, jeszcze trzeba zapłacić karę. Pro Junior System świetny, a ten przepis o młodzieżowcu to dobrze, że zniknął.

To był problem, że ktoś na przykład wiedział, że gra tylko przez ten przepis?

Właśnie, to również mogło doprowadzać do tego, że dochodziło do takich absurdów. Zawodnicy starsi mogli czuć się pokrzywdzeni, że młodzieżowiec musi grać. My zawsze mieliśmy w składzie młodzieżowców pełną gębą, bardzo się z tego cieszyłem. Każdy z nich był świetnym zawodnikiem, ale nie wszyscy taki komfort mieli.

Wielu kibiców podchodzi z dużą rezerwą do sprowadzenia Macieja Rosołka.

Na pewno do nas pasuje, takiego nieoczywistego zawodnika szukaliśmy. Na rynku jest wielu zawodników, natomiast trzeba być racjonalnym. Nie zawodziliśmy się na zawodnikach, którzy nie byli tymi z topu na tej pozycji. Przychodzili piłkarze, o których wiedziałem, że ich sposób gry może nam pomóc. Maciej jest właśnie takim piłkarzem.

Jakie są cele na ten sezon?

Ekstraklasa w Katowicach ma być na lata – to jest moje motto pracy z tą drużyną. Chciałbym być maksymalnie przygotowany do pierwszego meczu i wyjść na Raków z pewnością, że możemy wygrać.

Najbardziej wyczekiwany mecz to… 

Chyba zawsze tak będzie: każdy kolejny. Naprawdę się nie mogę doczekać spotkania z Rakowem.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Panie! Do ligi jest siedem dni!

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Sezon – proszę państwa – za pasem. W zasadzie można powiedzieć, że „polskie granie” już się rozpoczęło – czwartkowym meczem Legii z Aktobe. Za chwilę Superpuchar, a za tydzień wraca ekstraklasa. Szybko zleciało. Dla nas zacznie się podobno „najtrudniejszy sezon dla beniaminka”, czyli drugi sezon. Choć beniaminkiem już nie jesteśmy, tylko pełnoprawnym ligowcem. No – może prawie pełnoprawnym, zobaczymy, jak te rozgrywki się potoczą i czy GieKSa zaliczy sezon zbliżony do poprzedniego, a jak wiemy, ten poprzedni przyniósł nam sporo radości i dumy.

Co nas czeka – tego nie wie nikt. Nie ukrywajmy, że poprzednie rozgrywki i postawa w nich GKS były zaskoczeniem. Katowiczanie zaprezentowali się bardzo dobrze, pokazali swój styl, waleczność, ofensywną piłkę. Na palcach jednej ręki można by policzyć mecze, w których nasz zespół był zdecydowanie słabszy od rywala. Dwa spotkania z Legią, Lech w Poznaniu, Górnik w Zabrzu, Pogoń w Szczecinie. A poza tym? Może by się znalazła jakaś Jaga na wyjeździe, ale tak naprawdę nawet w przegranych meczach katowiczanie nie odbiegali bardzo od rywali. Czasem nawet byli lepsi. A przecież oprócz tego było też sporo zwycięstw.

Mogliśmy się zastanawiać, jak GKS będzie się spisywał, mając zapewnione utrzymanie. I spisywał się nadal bardzo dobrze. Po zadyszce z Legią i Koroną przyszło siedem punktów w ostatnich trzech meczach.

Sezon jest niewiadomą choćby z powodu zmian kadrowych, które zawsze między sezonami mają miejsce. Straciliśmy bardzo ważną postać, czyli Oskara Repkę, który po fenomenalnej końcówce sezonu bardzo mocno podwyższył swoje noty, trafił do kadry i odszedł do Rakowa Częstochowa. Szkoda bardzo tego zawodnika, ale taka jest kolej rzeczy. Oskar grał w GKS przez kilka lat i nikt się nim nie interesował, ale promocja na boiskach ekstraklasy jest tak wielka, że ta scena plus jego kapitalne występy zaowocowały transferem do wicemistrza Polski. Wcześniej odszedł też Sebastian Bergier, za którym w Katowicach nikt nie płacze, choć sam Seba trochę płacze, że nie był w Katowicach traktowany jak należy (nie przez kibiców). Napastnik dał nam więcej goli, niż sobie wyobrażaliśmy i godnie zastąpił Adama Zrelaka. Natomiast nie jest to piłkarz, którego nie da się zastąpić.

Z ważnych piłkarzy to jedyne odejścia, więc mimo wszystko ta kadra nie została mocno przetrzebiona. Przede wszystkim udało się wykupić Mateusza Kowalczyka, co było celem numer jeden. Wokół tego zawodnika zapewne będzie się kręcić gra naszego zespołu. Utrzymanie tego piłkarza to wielki sukces i naprawdę optymistyczna sprawa, bo teraz proszę sobie wyobrazić utratę i Repki, i Kowalczyka. To byłby już mały sportowy dramat. Został Kowal – więc jest nieźle.

A piłkarze, którzy przyszli? Różne są opinię o naszym mercato. I wszystko wyjdzie w praniu. Pozyskani zawodnicy nie są z czołówki ligi, ale nie oszukujmy się – tacy piłkarze w pierwszej lidze do nas nie przychodzili. Praktycznie w komplecie są to zawodnicy, którzy odgrywali może nie wszyscy pierwszoplanowe, ale jednak ważne role w swoich zespołach – i co najważniejsze – w ekstraklasie! Zaczęliśmy od dwójki z Pogoni Szczecin. Kacper Łukasiak regularnie wchodził w meczach Portowców, Marcel Wędrychowski zresztą również, a i kilka spotkań zagrał od pierwszej minuty. Aleksander Paluszek wiosną w wielu meczach Śląska był podstawowym zawodnikiem. Jakuba Łukowskiego pamiętamy przede wszystkim z doliczonego czasu gry i bramki na Bukowej – w strugach deszczu – dla Widzewa. A Maciej Rosołek – piłkarz, który w ostatnich dwóch latach obniżył nieco loty, ale to zawodnik z potencjałem, a GieKSa jest miejscem, w którym tacy gracze się odbudowują.

Przede wszystkim jednak to, co powinno nas napawać optymizmem to po prostu praca zespołu – praca sztabu szkoleniowego, który stworzył, wykreował ten zespół od zera. Praca metodyczna, konsekwentna i z pasją, co choćby było widać w serialu Canal Plus. Dlaczego więc miałoby być gorzej? Dobra praca zawsze się broni i – choć wiadomo, że to jest sport i wahania mogą być – to ten atut GieKSy jest ewenementem w ekstraklasie. Puszcza spadła, więc nie ma już Tomasza Tułacza, jako rekordzisty pod względem stażu. Teraz to Rafał Górak dzierży tę palmę pierwszeństwa i to z olbrzymią przewagą. Po nim najdłuższy stań ma Adrian Siemieniec, ale to jest tylko… 2023 rok. Reszta trenerów jest od 2024 lub później! Abstrahując od… wszystkiego, jest to dramat polskiej piłki i brak jakiejkolwiek ciągłości. Naprawdę więc doceniajmy to, że mamy zespół budowany przez lata, nawet jeśli po drodze wszyscy – piłkarze, trener, cały sztab szkoleniowy i kibice, musieli przetoczyć wielki, potężny, monstrualny głaz. Wszystkim się to opłaciło.

Katowiczanie postawili wysoko poprzeczkę w poprzednim sezonie. I teraz są dwie szkoły. Jedna mówi o tym, że musimy piąć się do góry, walczyć o wyższe miejsca i zdobyć większą liczbę punktów. Z drugiej strony, naprawdę ta postawa w ostatnich rozgrywkach była nad wyraz dobra, więc może być tak, że liczba punktów w tych nadchodzących – będzie mniejsza. Nie sposób przewidzieć, w którą stronę to pójdzie. Dlatego tak ważne jest wsparcie i ta cała otoczka, która była w poprzednim sezonie. Przecież to, co GieKSa zrobiła, punktując z marszu na nowym stadionie, to też było coś spektakularnego. Obawialiśmy się, że katowiczanie będą przez chwilę grać na Nowej Bukowej, jak na wyjeździe. A gdzie tam. Od razu był to ICH stadion. W aspekcie psychologicznym to, że od razu zaczęli wygrywać na nowym obiekcie, jest bardzo ważne, bo po prostu oni znają, my znamy i ten stadion zna smak zwycięstwa.

Nawet Kolejorz zna smak „zwycięstwa” na Nowej Bukowej, bo choć dość rozpaczliwie wywalczyli remis, to po meczu byli w takiej euforii, jakby wygrali, bo przecież przybliżyli się tym punktem do mistrzostwa.

Ostatnie chwile ligowego odpoczynku przed nami kibicami. A od przyszłej soboty się zacznie znów – co tydzień kibicowskie i piłkarskie święto, czyli GieKSa w ekstraklasie!

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Repka opuszcza GieKSę

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Oskar Repka zdecydował się na przejście do Rakowa i podpisał tam 5-letnią umowę. Klub z Częstochowy aktywował klauzulę wykupu zawodnika.

Repka odchodzi na zasadzie transferu definitywnego. GieKSa z tytułu transferu otrzyma rekordową kwotę, według medialnych spekulacji będzie to około 3 milionów złotych (700 tys. euro).

Pomocnik dołączył do GKS Katowice w 2021 roku. W sezonie 2023/24 pomógł w awansie do Ekstraklasy, a następnie na najwyższym szczeblu rozgrywkowym rozegrał 33 spotkania, w których strzelił 8 bramek. Ogółem koszulkę GieKSy zakładał 113 razy, zdobywając 13 bramek. W czerwcu po raz pierwszy został powołany do reprezentacji Polski, ale nie wystąpił w oficjalnym spotkaniu.

Zawodnikowi życzymy powodzenia w nowych barwach i dziękujemy za grę w naszym klubie.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga