Dołącz do nas

Piłka nożna

Bramki i asysty – bogactwo w środku pola

Avatar photo

Opublikowany

dnia

dsc_6484Dzisiaj w naszym podsumowaniu zajmiemy się pomocnikami, czyli formacją najbardziej rotowaną w GKS Katowice od dłuższego czasu. Zarówno trener Rafał Górak, jak i Kazimierz Moskal dokonywali zmian praktycznie z meczu na mecz – choć trzeba przyznać, że środek był dużo bardziej stabilny niż skrzydła, a także, że obecny szkoleniowiec GKS zdecydował się na kilka pokerowych zagrywek, które w większości okazały się skuteczne. W niniejszym artykule niektóre przyporządkowania zawodników do pozycji mogą być bardzo umowne, ze względu na to, że nawet w trakcie jednego meczu, połowy albo nawet krótkiego okresu następowały w tym temacie zmiany.

Defensywny pomocnicy
Jako piłkarze w zasadzie od „czarnej roboty”, występowali głównie Sławomir Duda, Grzegorz Fonfara i Kamil Cholerzyński. Ta trójka grała dość wymiennie, choć w dalszej części sezonu dzięki pewnemu manewrowi trenera Moskala, mogli w komplecie występować na boisku. Początkowo – podobnie jak w poprzednim sezonie – dwójkę defensywnych mieli stanowić Duda i Fonfara i tego chciał się trzymać trener Rafał Górak. Jednak już w pojedynku Pucharu Polski z Wigrami Suwałki kontuzji nabawił się Fonfara i musiał przez kilka meczów pauzować. Na domiar złego przed meczem I kolejki z Flotą zatruł się Duda i katowiczanie pozostali bez dwóch podstawowych zawodników.

Za Fonfarę w Suwałkach na boisko wszedł Kamil Cholerzyński i on również od początku wystąpił z Flotą. Z braku zawodników defensywnych Przemysław Pitry pomagał w tym meczu Kuflowi. Niestety o ile Cholerzyński dał dobrą zmianę z Wigrami, to z Flotą spisał się dość słabo.

Fonfara pauzował aż do meczu z Podbeskidziem, Duda wykurował się na szczęście już na drugą kolejkę. Sam jednak zarówno w okresie przygotowawczym, jak i na początku ligi nie był w najlepszej formie, notował dość dużo prostych niecelnych podań. W składzie jednak pozostał, a w Krakowie nieoczekiwanie pomagał mu Rafał Figiel. To była nagroda za bardzo dobrą zmianę Figiela w meczu z Sandecją. I z Okocimskim młody zawodnik rozegrał świetne zawody. Był bardzo waleczny, rozgrywał akcje, podawał i strzelał. Startował z głębi pola, ale z dużymi inklinacjami ofensywnymi. Wkrótce to właśnie do przodu został przesunięty, aby mieć więcej okazji do wykazania się w ofensywie.

Na mecz z Podbeskidziem wrócił Fonfara i z Dudą stworzyli niezły duet na bardzo ważny mecz Pucharu Polski. Przede wszystkim z przeciętności wyszedł Duda, który zwłaszcza w drugiej połowie spisał się bardzo dobrze i nie dość, że solidnie czyścił akcje rywali, to sam strzelił gola z rzutu karnego (wcześniej „dostał” od Franka Adu Kwame, za co została podyktowana „jedenastka”). Fonfara zagrał w tym spotkaniu… zróżnicowanie – raz lepiej – raz gorzej.

Obaj wystąpili w meczu z Bełchatowem, który był najsłabszy w tym sezonie. Obaj nie zachwycili, choć akurat w przypadku Dudy można było powiedzieć, że zagrał „najmniej źle”.

W meczu z Miedzią nieoczekiwanie zamiast Dudy wyszedł Cholerzyński. Zmiana była o tyle dziwna, że Kufel we wcześniejszych meczach, w których grał, prezentował się źle i tak też było z legniczanami. Jeżeli po Bełchatowie miało dojść do zmian, to na pewno nie Dudy. Faktem jest jednak, że tu już nie decydował trener Górak, który rozstał się z klubem, a Tomasz Owczarek i Piotr Piekarczyk. Duda za to wszedł w drugiej połowie i podniósł jakość zespołu, a do tego wykorzystał znów rzut karny.

Od meczu w Łęcznej – czyli debiutu trenera Moskala – nastał czas Dudy i Fonfary jako występujących w duecie. Cholerzyński wchodził zaledwie na końcówki. O ile jeszcze spotkanie na Lubelszczyznie było dość przeciętne, to potem było już coraz lepiej – choć z ROW jeszcze nie jakoś spektakularnie, to z Arką było dobrze, a z Dolcanem już bardzo dobrze. Forma obu zawodników zwyżkowała, ale znów opadła w spotkaniach z Kolejarzem i Puszczą. Nie były to jednak bardzo złe występy, tylko po prostu średnie lub przeciętne.

Cholerzyński wrócił – ale na stopera w meczu z Chojniczanką – natomiast szokiem była absencja Fonfary w bardzo ważnym meczu z Zawiszą. To właśnie na Kufla oraz Dudę zdecydował się w tym meczu trener Moskal. Było to przeciętne spotkanie w wykonaniu tego duetu.

Wkrótce trener znalazł na boisku miejsce dla wszystkich trzech. Manewr z przesunięciem Grzegorza Fonfary na pozycję ofensywnego pomocnika okazał się świetny, ale tym zajmiemy się w dalszej części artykułu. Na dłużej parę defensywnych pomocników utworzyli Duda z Cholerzyńskim. Wszystko zaczęło się od meczu z Olimpią Grudziądz. Obaj wypadli bardzo dobrze, oprócz gry w destrukcji próbowali rozgrywać akcje, a Duda strzelił nawet gola, który na wtorkowej gali Złotych Buków zyskał miano Bramki Roku. Jako strzelec w kolejnym meczu błysnął Kufel, który po kapitalnym rajdzie w Niecieczy otworzył wynik spotkania i śmiało można powiedzieć, że Duda sprzątnął Kamilowi tytuł autora Bramki Roku sprzed nosa, bo trafienie było iście klasowe. Troszkę słabiej obaj zawodnicy zagrali w kolejnym spotkaniu ze Stomilem. Wobec tego Duda trafił na ławkę na derby z Tychami, a „wycofał się” na wyjściową pozycję Fonfara. Obaj zawodnicy grali bardzo dobrze przed przerwą i słabo po niej. Cholerzyński znów strzelił bramkę, a Fonfara miał dobre sytuacje. Po zmianie stron już nie radzili sobie z rywalami. Na Wisłę Płock szkoleniowiec ustawił zawodników tak jak z Olimpią i Niecieczą, czyli znów Fonfara poszedł do przodu. Duda z Cholerzyńskim zaliczyli niezłe spotkanie, podobnie jak w ostatnim meczu z Flotą, jednak w obu fajerwerków nie było.

Jeśli chodzi o duet defensywnych pomocników to można powiedzieć, że były dwa okresy – przed przesunięciem Fonfary na dziesiątkę i po tej roszadzie. Wcześniej wymiennie grali Duda, Fonfara i Cholerzyński, potem na boisku występowali wszyscy trzej. Duda miał przez całą rundę wahania formy, raz było lepiej, raz gorzej, Kamil rozkręcał się, a Fonfara też ze słabszymi momentami, ale jednak więcej miał dobrych i kilka błysków, które dawały GieKSie punkty – choć głównie właśnie na pozycji ofensywnego pomocnika.

Ofensywna pomoc
Ta pozycja wyjściowo była zarezerwowana dla Przemysława Pitrego. Ten zawodnik w GieKSie jako ofensywny pomocnik, ustawiony za napastnikiem, notował swoje najlepsze występy i najwięcej dawał drużynie. Jednak na dziesiątce było sporo rotacji. Pitry zapewne by tam grał cały czas, jednak słaba forma napastników spowodowała, że zawodnik w większości meczów grał właśnie na szpicy – mocno z konieczności, ale według trenerów to było rozsądne rozwiązanie, a na miejsce Pitrego w środku próbowali oni kilku kolejnych zawodników. Sam Pitry gdy grał jako „podwieszony” już w pierwszym meczu z Wigrami strzelił bramkę, choć było to po stałym fragmencie. Ogólnie początek sezonu miał stosunkowo udany, nawet w słabym meczu z Flotą był wyróżniającym się zawodnikiem, choć wtedy mieliśmy sporo zastrzeżeń o nadmierne spowalnianie gry. Potem przeszedł do ataku, a kolejny raz na podstawowej pozycji zobaczyliśmy go w Łęcznej, choć jest to bardzo umowne, bo pojawiał się często jako zawodnik najbardziej wysunięty. Również i w Łęcznej na tle słabszych kolegów wyróżniał się, zaliczył m.in. kapitalny strzał w poprzeczkę. W meczu z ROW mieliśmy „Pitry show”, kiedy to zaliczył dwa gole spoza pola karnego, w tym jednego z rzutu wolnego. Gola dołożył w meczu z Arką, wówczas jednak był już w ataku, choć w pierwszej połowie grał w pomocy. W słabym meczu z Zawiszą Pitry robił różnicę. Ten mecz miał dwie „połowy” – z Pitrym i bez niego. Po zejściu zawodnika dobra gra siadła i GKS był bezradny. Piłkarz odniósł kontuzje i baliśmy się jak będzie wyglądać gra bez niego. Tymczasem z Olimpią Grudziądz katowiczanie rozegrali najlepsze zawody w sezonie. Potem zawodnik wrócił znów do ataku, ale w Niecieczy grając na tej pozycji świetnie spisał się właśnie jako… asystujący (szerzej o tym w „napastnikach”). Ze Stomilem zaczął jako napastnik, ale po wejściu na boisku Grzegorza Goncerza, cofnął się na pozycję rozgrywającego i w doliczonym czasie gry zagrał kapitalną i niekonwencjonalną piłkę do Pietrzaka, a w efekcie padła zwycięska bramka. W spotkaniu z Tychami nie zaimponował.

Gdy w początkowej fazie sezonu na pozycję napastnika został przesunięty Pitry, trzeba było szukać jego zastępcy. Trener Rafał Górak zapewne miał kilka pomysłów, ale z formą w poprzednich meczach – z Sandecją i Okocimskim – błysnął Rafał Figiel. W meczu z Podbeskidziem to właśnie ten młody zawodnik dostał szansę kreowania gry. I z bielszczanami spisał się kapitalnie, rozgrywał, wygrywał pojedynki jeden na jeden, był aktywny i skuteczny w podaniach. Oprócz środka, pokazywał się także na skrzydłach, szedł na obiegi. Wydawało się, że ten zawodnik będzie miał pewne miejsce w podstawowej jedenastce. Niestety nie udało mu się tej formy utrzymać. W meczach z Bełchatowem i Miedzią zagrał słabo i jego pozycja zaczęła słabnąć. W meczu z Łęczną po czerwonej kartce Łukasza Budziłka to właśnie Figiel został zmieniony, choć akurat wtedy grał na skrzydle.

Wkrótce do środka powrócił Pitry, ale w meczu z Dolcanem szkoleniowiec zdecydował się na przesunięcie ze skrzydła Tomasza Wróbla. To właśnie na tej pozycji po raz pierwszy zawodnik zabłysnął. Wcześniej bowiem grając na skrzydle notował bardzo przeciętne występy. Z Dolcanem zagrał wspaniale, strzelając dwa gole i notując asystę prostopadłym podaniem. Zawodnik jeszcze jako dziesiątka zagrał z Kolejarzem czy Chojniczanką, ale to były słabsze mecze całego zespołu i jego samego. Znakomite zawody zagrał jeszcze z Olimpią Grudziądz, wtedy wyjściowo był napastnikiem, ale najlepsze zagrania zaliczał ze środka boiska.

Ze względu na kontuzję Pitrego w meczu z Zawiszą oraz słabą dyspozycją napastników – do ataku z Olimpią powędrował Wróbel, a na pozycji ofensywnego pomocnika pojawił się Grzegorz Fonfara. To był strzał w dziesiątkę trenera Moskala. Fonfara bardzo dobrze zagrał z zespołem z Grudziądza (choć błyszczeli inni), ale wielkie zawody zaliczył w Niecieczy. Paradoks polegał na tym, że strzelił tam… dwa gole wychodząc sam na sam i przez chwilę będąc w roli napastnika. To był klasyczny przykład wymienności pozycji, o której napiszemy w osobnym artykule. W meczu ze Stomilem był zamieszany w akcje, po której padły bramki, a przy pierwszym golu zaliczył asystę. Także i z Wisłą Płock zawodnik był efektywny, bo strzelił gola. Trzeba powiedzieć, że więcej zadań ofensywnych dla zawodnika ogranego w ekstraklasie okazało się bardzo dobrym pomysłem trenera i były z tego wymierne efekty.

Na chwilę obecną ciężko powiedzieć, kto będzie grał na dziesiątce. Teoretycznie – gdy GKS pozyska klasowego napastnika – wróci tutaj Pitry. Trzeba powiedzieć, że zarówno on, jak i Wróbel potrafią zagrywać kapitalne prostopadłe piłki, a i Fonfara nie ustępuje w rozegraniu akcji. Tak naprawdę wychodzi bogactwo wyboru – Wróbel jednak może grać na skrzydle, a Fonfara na pozycji defensywnego pomocnika – na boisku więc spokojnie jest miejsce dla wszystkich trzech.

Skrzydłowi pomocnicy
Tutaj to był już prawdziwy galimatias. Grało tutaj wielu zawodników i tak naprawdę to żaden – poza Tomaszem Wróblem – nie wywalczył sobie podstawowego miejsca w składzie, mimo że grali więcej lub mniej. Drugim głównym zawodnikiem skrzydeł był Krzysztof Wołkowicz, ale on już miał większe perypetie z grą w podstawowym składzie.

To właśnie Tomasz Wróbel na chwilę obecną jest podstawowym prawym pomocnikiem. Początek w GKS jednak nie był łatwy, bo zawodnik zawodził. Owszem zaliczył asystę już w debiucie z Wigrami, miał też udział w akcjach bramkowych z Sandecją, ale brakowało jakiegoś błysku. Z czasem zawodnik grał na tyle przeciętnie, że wręcz stracił miejsce w składzie. Wrócił na Łęczną i spisał się słabo, ale trylogia meczów przy Bukowej należała do niego. Najpierw – jeszcze jako rezerwowy – wniósł sporo ożywienia w meczu z ROW, z Arką zaliczył niekonwencjonalną asystę przy bramce Pitrego, a z Dolcanem dał koncert, ale to już jako ofensywny pomocnik, o czym pisaliśmy wcześniej. Faktem jest jednak, że z Arką mimo gry na skrzydle asystę zaliczył ze środka pola, a dla odmiany z Dolcanem – ze skrzydła, mimo że grał w środku. Tak samo zaliczył asystę przy bramce Janusza Gancarczyka w meczu z Puszczą, kiedy to po akcji wszerz boiska – tym razem z lewej strony – wypuścił partnera na drugim skrzydle na dobrą pozycję. Potem przez chwilę grał słabiej, ale zaliczył bardzo dobry mecz z Olimpią – tym razem w napadzie, o czym pisaliśmy wcześniej (poprzez zmienność pozycji naszych zawodników, nie sposób się nie powtarzać w tym artykule). Niestety potem zawodnik odniósł kontuzję i pauzował przez dwa mecze. Wrócił dopiero jako zmiennik w meczu z Tychami, ale wiele do gry nie wniósł. Za to z Wisłą zaliczył piękną asystę przy golu Fonfary. Rozegrał także dobry mecz z Flotą.

Drugim zawodnikiem, który grał najczęściej na skrzydle był Krzysztof Wołkowicz. Dla tego zawodnika zarezerwowana była lewa strona. Piłkarz jest młody i w trakcie rundy prezentuje znaczne wahania formy. Na początku w zasadzie był rezerwowym, który wchodził na końcówki, szansę od początku dostał z Podbeskidziem i zagrał dobrze. Jak i inni zawodnicy zaliczył bardzo dobre występy w trójmeczu na Bukowej. Z ROW-em jako zmiennik, a potem z Arką spisywał się dobrze, a już bardzo dobrze było w meczu z Dolcanem, w którym strzelił bramkę i zaliczył asystę przy golu Wróbla. To był okres w którym zawodnik nieoczekiwanie dochodził do sytuacji bramkowych i tak było też w meczu z Kolejarzem, ale tam niestety nie wykorzystał szansy. Wydawało się, że w swojej przygodzie z piłką Wołkowicz wchodzi na szczebel wyżej. Kapitalne zawody zaliczył z Olimpią Grudziądz, strzelił bramkę, ale też… nie wykorzystał dobrych sytuacji. Potem było już jednak coraz słabiej, zawodnik miał jeden błysk, czyli dobry strzał z dystansu w meczu z Wisłą Płock, kiedy w efekcie padła bramka, jednak jego forma była niska. I wspomnijmy też o dwóch meczach, w których został wystawiony na prawej pomocy – ten pomysł wśród wielu dobrych trenera Moskala okazał się niefortunny, bo piłkarz był cieniem samego siebie i notorycznie szukał lewej nogi. W Niecieczy udało mu się w ten sposób oddać dwa mocne – ale w środek bramki – strzały z dystansu, ale z gry wynikało bardzo niewiele. Wołkowicz musi grać na lewej stronie, a na prawą – owszem, chwilowo może zbiegać na kilkuminutową zamianę z prawym pomocnikiem.

Zawodnikiem, z którym wiązaliśmy przed sezonem nadzieje, a który ciągle nie pokazał się z najlepszej strony był Janusz Gancarczyk. Zawodnik ten ciągle balansuje między podstawowym składem, a ławką rezerwowych. Piłkarz jest na tyle specyficzny, że raz na jakiś czas pokazuje swój spory potencjał, ale brakuje udokumentowania tego w kolejnych meczach. Nawet na przestrzeni jednego meczu potrafi rozbudzić apetyty, by potem grać słabo lub odwrotnie. Z Sandecją wywalczył rzut karny i strzelił gola z jedenastki. Analogiczna sytuacja miała miejsce z Podbeskidziem, kiedy jednak karnego nie strzelił. Wcześniej z Okocimski trafił w słupek, a skuteczną dobitkę zaliczył Michał Zieliński. Zawodnik z Podbeskidziem spisał się dobrze, ale całe wrażenie zatarł już w pierwszej połowie meczu w Bełchatowie, kiedy za faul bez piłki dostał czerwoną kartkę. Zespół w osłabieniu przegrał 0:5. Z tego też powodu zawodnik pauzował przez dwa mecze, a wrócił na ROW Rybnik i był efektywny – zaliczył asystę, a po faulu na nim Pitry strzelił gola z rzutu wolnego. Potem w meczu z Arka wypadł słabo, dlatego w spotkaniu z Dolcanem usiadł na ławce. Wszedł w końcówce meczu i miał udział przy dwóch golach. Jako zmiennik wszedł także z Puszczą i zdobył wyrównującego gola. Potem zawodnik raz grał, raz nie (wchodził z ławki) – z reguły spisywał się nieźle, ale bez błysku. Zaliczył asystę przy zwycięskim golu Goncerza ze Stomilem. Cały czas czekamy na błysk geniuszu tego zawodnika, jest szybki, potrafi wygrywać pojedynki 1 na 1, ale już od roku ma tylko przebłyski, a nie ma stałej tendencji. Piłkarz ten ma predyspozycje, żeby rywali na skrzydle zjadać na śniadanie. Ciągle jednak czegoś brakuje, choć chyba jednak są to kwestie bardziej mentalne niż piłkarskie.

Pozostali zawodnicy grali raczej incydentalnie na skrzydłach. Z Kolejarzem zainaugurował sezon Grzegorz Goncerz, który wszedł na kwadrans przed końcem i rozruszał niesamowicie grę GKS. W następnym meczu dostał szansę w ataku. Na prawej pomocy zagrał znów w Chojnicach, ale słabo. To były jednak incydenty, bo wkrótce Grzegorz był wystawiany w ataku z dobrym skutkiem, choć ten skutek był tylko, gdy grał jako zmiennik. Tak naprawdę na skrzydle w tej rundzie nie zaistniał.

W początkowej fazie sezonu były też takie mecze, w których na skrzydle grał Rafał Figiel. Tak było w meczu z Łęczną, ale zanim zdołał coś pokazać, musiał zejść z boiska w wyniku czerwonej kartki Budziłka i konieczności zmiany.

Epizod na prawej pomocy zaliczył Alan Czerwiński w meczu z Miedzią, ale to był słaby mecz całego zespołu i Alana również. Bardzo się starał, ale nie był w tym meczu efektywny.

Na lewą pomoc w trakcie meczu z Olimpią z ławki wszedł Rafał Pietrzak i spisał się świetnie. Zawodnik ma dryg do gry ofensywnej i asysta przy bramce Tomasza Wróbla była klasowa. Potem zagrał na tej pozycji w Niecieczy i również spisał się nieźle, po jego wyrzucie z autu Kamil Cholerzyński przeprowadził akcję bramkową. Potem jednak wrócił na obronę i to jest jego wyjściowa pozycja, z której również może udzielać się często z przodu, jak ze Stomilem, kiedy dośrodkował w pole karne i po zgraniu Gancarczyka do Goncerza padła zwycięska bramka.

Bartłomiej Chwalibogowski również zaliczył kilka momentów w pomocy. Najpierw w spotkaniu z Podbeskidziem, gdzie miał całą dogrywkę z hakiem i zagrał nieźle. Dość spektakularne było jego pojawienie się w pomocy w meczu z Łęczną, kiedy to momentami nawet był na pozycji… środkowego napastnika. Nie można mu było odmówić chęci. Natomiast po wejściu na boisko w meczu z Arką zagrał znakomite zawody okraszone bramką. Zupełną klapą okazał się natomiast występ w Jaworznie przeciwko Tychom i po tym spotkaniu piłkarz już w tej rundzie nie zagrał.

Dodajmy, że na początku sezonu w trzech meczach ligowych wystąpił w GKS również Arkadiusz Kowalczyk, ale jako napastnik. Natomiast nieoczekiwanie w spotkaniu z Wisłą Płock dostał szansę przez ponad pół godziny na… lewej pomocy. Po Wołkowiczu to drugi nietrafiony pomysł trenera, bo na lewej flance ten prawonożny zawodnik kompletnie sobie nie prowadził i zepsuł niemal wszystkie akcje.

Nadal nie ma pewnych i stałych skrzydłowych w GKS. Na tę chwilę wydaje się, że Wróbel na prawej, a Wołkowicz/Gancarczyk na lewej stronie będą walczyć. Czekamy na ugruntowanie pozycji tych zawodników.

Podsumowanie
Formacja pomocy nie jest na tyle odrębna i autonomiczna, co np. formacja obrony. Wiele w niej zależy nie tylko od dyspozycji zawodników, ale też od potrzeb w ataku, a i wewnątrz niej zachodzi czasem konieczność przesunięcia zawodnika z tyłu do przodu, z przodu do tyłu lub na linii skrzydło-środek. W zasadzie ciężko jest wytypować w stu procentach podstawowy skład linii pomocy. Wydaje się jednak, że wyjściowo defensywnymi pomocnikami są Duda lub Cholerzyński z Fonfarą, na skrzydłach Wróbel (prawe) i Wołkowicz lub Gancarczyk (lewe) i na pozycji ofensywnego Pitry. Wiemy jednak, że na pozycji Pitrego grali i Wróbel i Fonfara, co skutkowało odpowiednimi roszadami na ich wyjściowych pozycjach. Pamiętajmy też, że zazwyczaj jeden z defensywnych pomocników bardziej ubezpiecza obrońców (stoperów), a drugi także bierze udział w konstruowaniu akcji.

GKS ma bogactwo wyboru jeśli chodzi o środek pomocy. Jeśli jeden zawodnik wypada, to często z jeszcze większym powodzeniem zastępuje go drugi. Szwankują natomiast skrzydła, mimo że grają poprawnie, to od wielu miesięcy nie są wykorzystywane tak, jakby mogły, a zawodnicy nie potrafią na nich błyszczeć. Można wręcz powiedzieć, że większą robotę na skrzydłach robią boczni obrońcy. Natomiast Tomasz Wróbel większość swoich kapitalnych zagrań w GKS zaliczył nie ze skrzydła, a ze środka. Podobnie Wołkowicz, bramki czy asysty notuje głównie ze środkowej strefy. To dobrze oczywiście świadczy o zawodnikach, że schodzą do środka, natomiast brakuje jednak typowej efektywności z bocznych sektorów boiska i to jest ta rezerwa, nad którą spokojnie można popracować. Bo jeśli potencjalnie skrzydła są dobre, ale jeszcze niewykorzystywane, a GKS ma tak dobre wyniki, to można pomyśleć, co będzie się działo, gdy rzeczywiście po dośrodkowaniach GKS będzie strzelał bramki.

Linia pomocy GKS Katowice jest bardzo mocna, to nie ulega wątpliwości. W rundzie jesiennej to pomocnicy strzelili najwięcej bramek i zanotowali najwięcej asyst. Nie bierze się to z niczego, indywidualne umiejętności, doświadczenie, a także coraz lepsza gra zespołowa przynosi coraz lepszy skutek. I gdyby tylko w naszym zespole był jeszcze jakiś klasowy napastnik…

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

1 Komentarz
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

1 Komentarz

  1. Avatar photo

    Jjj

    15 grudnia 2013 at 20:51

    Po co nam wrzutki jak nie mamy napastnika który by to wykorzystywał ? Nasza gra sie zmieniła i dlatego przynosi efekt ! Co z tego ze rok czy dwa lata temu wrzucalismy jak sie broniliśmy przed spadkiem ?? Gramy tak jak teraz środkiem i wygrywajmy ! Pitry za mało bramek strzela !

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kibice Piłka nożna

Radomiak Radom kibicowsko

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Warchoły, bo tak potocznie nazywa się kibiców Radomiaka Radom, są naprawdę starą i solidną ekipą kibicowską na piłkarskiej mapie Polski. Ich wizerunkowy problem polegał na tym, że nie grali 36 lat w Ekstraklasie, więc nie było za bardzo możliwości, by o nich usłyszeć. W latach 90., kiedy kształtowały się wszystkie chuligańskie składy, Zieloni grali na poziomie obecnej II i III ligi, siejąc spustoszenie po okolicznych miejscowościach.

Ich żywot na trybunach zapoczątkował się pod koniec lat 70., a na dobre weszli w kibicowską mapę Polski w latach 80. Od zawsze byli pozytywni nastawieni do Legii Warszawa, natomiast wzajemna nienawiść między miastami Kielce – Radom, sprawiła, że z Koroniarzami mają do dziś największą kosę.

W sezonie 1984/1985, który był ich wtedy jednosezonowym epizodem, a my graliśmy ze sobą ostatni raz, zawarli zgodę z Legią, jadąc do stolicy w 1000 głów. Przyjaźń ta nie przetrwała ze względu na ostatnią kolejkę sezonu, w której Legia zremisowała  z Pogonią Szczecin, przez co Portowcy utrzymali się w elicie, zaś Warchoły spadli z ligi.

W 1994 roku była ponowna próba nawiązania sztamy z Legią, jednak kością niezgody była Pogoń, z którą Legioniści kilka miesięcy wcześniej odnowili zgodę i fani z Radomia mieli w pamięci, przez kogo spadli z ligi, więc temat poszedł w zapomnienie.

Przez cały kolejny okres kibicowski fani Radomiaka związali się jedynie układem chuligańskim z GKS-em Bełchatów i Stalą Rzeszów, ale czas zweryfikował, że do siebie nie pasowali i relacje zostały zakończone. Okres bycia osamotnioną ekipą nie oznaczał, że stali w miejscu. Klub się piął w górę i grali na zapleczu Ekstraklasy, a dzięki temu, że polska scena kibicowska się mocno rozwijała, to dorobili się solidnych fan clubów takich ekip jak: Polonia Iłża, Proch Pionki czy Szydłowianka Szydłowiec (wszystkie już wymarły), które w swoim „primie” mocno się udzielały w regionie i trwała ciekawa regionalna rywalizacja z koalicją Broni Radom i Powiślanki Lipsko.

Odnośnie do derbowego rywala – Chłopców z placu Broni, którzy w latach 90. mieli naprawdę solidną bandę i dobrze funkcjonowali. W 2004 roku było apogeum wyjaśnienia kto „nosi spodnie” w mieście. Podczas derbów Broń – Radomiak, Zieloni wjechali na stadion gospodarzy i zajęli ich młyn, śpiewając: „Nie ma już Broni, w Radomiu nie ma już Broni”. Na uratowanie honoru gospodarzy wybiegła garstka kibiców Broni na przegrane starcie, ale było już po wszystkim. Po tym meczu ówczesna zgoda Broni – Hutnik Kraków podziękował im za przyjaźń.

Wiosną 2016 roku Radomiak zawarł układ chuligański z warszawską Legią, a finałem był mecz Radomiak – Siarka Tarnobrzeg jesienią 2017 roku, gdzie ogłoszono kibicowskiej Polsce, że Radom i Warszawę łączy sztama.

Nasze relacje z Radomiakiem ciężko opisać… Ostatni mecz ligowy na Bukowej graliśmy w październiku 1984 roku, czyli chwilę po tym jak Blaszok został oddany do użytku. Wtedy „luksusowa” trybuna i nikt nie zakładał, że będzie to siedlisko jednych z najwierniejszych grup kibicowskich w Polsce, które wyznaczą standardy, czym jest niezłomność w walce o swój klub.

W maju 1996 roku podczas meczu z Legią Warszawa, kiedy dostaliśmy sromotne lanie 0:5, doszło do zakończenia zgody z Avią Świdnik, która przyjeżdżając, usłyszała, że nic już nas nie łączy i nieświadoma tego dnia ekipa Radomiaka zawitała „po zgodę”, ale nie znalazła uznania ani chętnych do przybicia tej relacji, mimo bycia goszczonym wielokrotnie w Katowicach.

Jesienią 1996 roku na Bukowej odbył się mecz reprezentacji Polski z Mołdawią, który wygraliśmy 2:1, a samo spotkanie miało historyczny moment na naszym obiekcie, gdyż został wprowadzony przepis, że na meczach reprezentacji mogą obowiązywać tylko i wyłącznie biało-czerwone barwy, do których oczywiście nie wszyscy się zastosowali. Na Blaszoku (przy pełnym stadionie) zasiadło mnóstwo ekip, ale to chuligani GieKSy byli w tym dniu gospodarzami swojej trybuny i widząc 50-osobową ekipę Radomiaka w sektorze A, stojącą razem ze Stomilem Olsztyn i Polonią Bydgoszcz, wpadli w nich, przez co doszło do mocnej awantury, zaś „goście” musieli zostać wyprowadzeni przez policję ze stadionu. Na „pożegnanie” nasi chuligani wybili szyby w ich autokarze i niemal go wywrócili.

Jesienią 2016 roku los skrzyżował nas w Pucharze Polski, ale wtedy Szaleńcy z Bukowej nie mogli zawitać z powodu „remontu sektora gości”, co w późniejszych latach stało się mottem działaczy z Radomia. Obecnie Radomiak posiada nowy obiekt, powstał sektor gości, ale… nikt na nim nie zasiada. Miasto jest specyficznie uzależnione politycznie od służb mundurowych, które skutecznie wpływają na działaczy, przez co fani Radomiaka na meczach domowych bawią się sami. Jedynie mecz zgodowy z Legią Warszawa ma inny charakter widowiska, przez wspólny doping na jednej trybunie.

Do zobaczenia na Bukowej, bo Warchoły pierwszy i ostatni raz usłyszą huk z Blaszoka!

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Ekstraklasa zawitała na Bukową

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Ekstraklasa znowu na Bukowej. Pierwszy mecz GieKSa niestety przegrała z Radomiakiem Radom. Zapraszamy do fotorelacji z tego spotkania.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Pierwsze śliwki – robaczywki

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

No i wielki mecz za nami. Doświadczyliśmy tego – niektórzy po raz pierwszy w życiu, inni po niemal jednej piątej wieku. Na Bukową zawitała ekstraklasa. Wspomniani w felietonie przedmeczowym Marcin Rosłoń i Kamil Kosowski musieli przeżyć niezły szok zasiadając na szczycie Trybuny Głównej, na miejscach prasowych. Obdrapanych z farby, z powiewem oldchoolu.

– To jest Bukowa, tu się żyje! – powiedział ten pierwszy na zakończenie transmisji Canal Plus, dając do zrozumienia, że poczuł ten już tak rzadki klimat dawnych czasów.

Morze ludzi na stadionie już długo przed meczem, ta żółta armia kibiców spragnionych wielkiego futbolu. Historia za chwilę miała dziać się na naszych oczach. Wielu kibiców spotykało dawno niewidziane twarze. Jak choćby autor tegoż felietonu, który mecz obserwował w towarzystwie swojego kolegi z podstawówki, z którym to przecież onegdaj na mecze ligowe się jeździło regularnie (pozdro Krzysiu!).

Piękna oprawa spotkania i mogliśmy grać. Niespotykane było to, że w początkowej fazie meczu nawet Główna stała, dopiero potem zaczęliśmy siadać. Czuć było, że to coś zupełnie innego niż te początki wszystkich poprzednich sezonów z 19 lat. No, może poza spotkaniem ze… Źródłem Kromołów w 2005 roku. Jakkolwiek by to dziwnie nie brzmiało, wtedy mieliśmy narodziny nowej GieKSy, które podczas tego czwartoligowego meczu zostały godnie uczczone.

Teraz to było ukoronowanie tego całego okresu i nagroda za te wszystkie lata. Będę utrzymywał, że wynik tego meczu miał drugorzędne znaczenie. Oczywiście punkty w lidze będą na pierwszy miejscu, ale ta inauguracja była po to, by ją po prostu przeżyć. Poczuć zapach ekstraklasy, poczuć klimat wielkiej piłki w Katowicach.

Dlatego apeluję o rozwagę przy ocenach za to spotkanie, bo czytając na forum wypowiedzi pomeczowe kibiców – oczy trochę więdły. Zasłużona krytyka po tym meczu – jak najbardziej, jednak defetystyczna narracja i rozprzestrzenianie widma bezdyskusyjnego spadku powodowała, że można było sobie zadać pytanie, czy niektórzy odnotowali w ogóle fakt awansu. Narracja ta niczym się bowiem nie różniła od wieloletnich na zapleczu elity. Można wręcz odnieść wrażenie, że choćbyśmy grali z Realem Madryt i przegrali np. 0:4, to psioczenie na tego czy tamtego, że się nie nadaje, że błędy trenera, byłoby wyraźne.

Nie chodzi o to, że chcę i zamierzam bronić kogokolwiek. Chodzi mi tylko o tę narrację. W meczu z Radomiakiem mieliśmy aspekty pozytywne i negatywne. I choć przed meczem mogliśmy oczekiwać wygranej z podobno zkryzysowanym Radomiakiem, to jednak ostatecznie – mimo przegranej – mecz ten pokazał, że z drużynami tego pokroju jesteśmy w stanie rywalizować.

Katowiczanie wykreowali sobie okazje bramkowe, stworzyli kilka dynamicznych, ciekawych akcji, a indywidualne wejście Rogali ze skrzydła było wręcz spektakularne. W drugiej połowie GKS zdominował Radomiak i przy odrobinie szczęścia mógł doprowadzić do wyrównania. Gra na czas rywali także dowodziła tego, że po prostu boją się o wynik. Choć i w ofensywie mogło być lepiej, to trzeba przyznać, że było całkiem nieźle.

Gorzej było z defensywą. Nasz zespół dawał się stłamsić i wepchnąć we własne pole karne, zawodnicy nie potrafili wybić piłki i zażegnać nawałnicy piłkarzy Baltazara. W zasadzie obie bramki padły po tego typu sytuacjach. Coraz bardziej pachniało bramką dla rywali, ten wskaźnik dochodził do czerwoności – aż następowało przesilenie – gol.

Nie chcę dywagować o personaliach, bo każdy widział, co się działo. Trener też starał się reagować (już w przerwie) i zapewne sam musi zobaczyć, kto się sprawdza na ekstraklasowym poziomie, a kto nie. Faktem jest, że na pierwszy mecz w ekstraklasie wyszliśmy tylko dwoma nowymi zawodnikami – Klemenzem i Galanem. No może trzema, bo Baranowicz był tak jakby nowy. Czy to była forma nagrody dla poszczególnych piłkarzy za awans – nie wiadomo. W kolejnych meczach jednak najprawdopodobniej proporcje nowych i starych zawodników będą już bardziej zbalansowane.

Widać było, że ekstraklasowe granie to inna para butów. W pierwszej połowie Radomiak pokazał ogranie, technicznie też byli niczego sobie. Trzeba się przystosować do nowych okoliczności. Pierwsza liga to był styl życia, Ekstraklasa też nim będzie – tylko innego rodzaju.

Nie ma co psioczyć, tylko zakasać rękawy i działać. Następne spotkanie gramy ze Stalą Mielec, rywalem wydaje się w naszym zasięgu. Ale to wszystko kwestia względna. Nie wiemy tak naprawdę, jaki poziom względem GKS mają rywale. Musimy więc organoleptycznie się o tym przekonać.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga