Piłka nożna Prasówka
GKS Katowice bez celnego strzału

Zapraszamy do przeczytania fragmentów doniesień mediów na temat wczorajszego spotkania GKS Katowice – Raków Częstochowa 0:1 (0:0).
gol24.pl – Raków Częstochowa zdobył Nową Bukową. Gol Jonatana Brauta Brunesa, GKS Katowice bez celnego strzału
Raków Częstochowa zaczyna walkę o mistrzostwo Polski od wyjazdowego zwycięstwa. Na inaugurację nowego sezonu PKO Ekstraklasy podopieczni Marka Papszuna wygrali z GKS Katowice 1:0. Po przerwie jedynego gola strzelił Jonatan Braut Brunes, o którym mówiło się po rekordowym wykupie za 2 mln euro, że wcale nie chce zostać w zespole.
Wygrana Rakowa byłaby wyższa, gdyby sędziowie VAR nie wezwali w doliczonym czasie do monitora Jarosława Przybyła. Główny rozjemca dał się bowiem nabrać na rzekomy faul Dawida Kudły na Leonardzie Rochy – i dopiero po analizie zdecydował się anulować jedenastkę.
Tak czy siak Raków na trzy punkty zasłużył. Nie pozwolił GieKSie oddać choćby jednego celnego strzału. Sam natomiast miał wiele dogodnych sytuacji. Po zagraniu najlepszego na boisku Michaela Ameyawa do siatki trafił Jonatan Braut Brunes. To była 51 minuta gry.
Po spotkaniu Raków komplementował trener GieKSy, Rafał Górak. W rozmowie z Canal+ Sport zwrócił uwagę jednak nie na ofensywę. – Raków ma najlepszą defensywę w lidze – stwierdził.
– Raków był drużyną lepszą. Kontrolował mecz – podkreślił wcześniej komentujący mecz Kamil Kosowski. Dodał, że poprzeczka wcale nie została wysoko zawieszona przez gości. Jak to było w strzałach? 3 do 17 i 0 do 4 w samych celnych…
Oprócz Brunesa i Ameyawa świetną szansę na gola miał jeszcze Amorim. W drugiej połowie grę na chwilę wstrzymano z powodu niebezpiecznego incydentu w okolicach trybun. Ktoś rozpylił gaz.
Ciekawostka z samego meczu? Pierwszy raz od dwóch lat (!) w wyjściowym składzie Rakowa było więcej Polaków (6) niż obcokrajowców (5). Zadebiutował m.in. były gracz GieKSy, Oskar Repka.
rakow.com – Wygrana na inaugurację!
Udany początek sezonu! W spotkaniu 1. kolejki PKO BP Ekstraklasy pokonaliśmy na wyjeździe GKS Katowice po trafieniu Jonatana Brunesa!
Spotkanie rozpoczęło się od groźnego uderzenia z dystansu Oskara Repki w 10. minucie, jednak czujny w bramce gospodarzy był Dawid Kudła. Chwilę później efektownym szczupakiem bramkarza GieKSy próbował pokonać Michael Ameyaw. Ten sam zawodnik zmusił bramkarza do interwencji w kolejnej groźnej okazji pod bramką Katowiczan.
W 25. minucie oko w oko z naszym bramkarzem stanął Arkadiusz Jędrych i umieścił piłkę w siatce, jednak po analizie VAR gol został anulowany z powodu pozycji spalonej. 6 minut później, po dośrodkowaniu Ameyawa, Brunes oddał strzał głową; tym razem piłka minęła prawy słupek bramki gospodarzy. W doliczonym czasie pierwszej połowy niewiele brakowało, by najpierw do własnej siatki trafił Arkadiusz Jędrych, a po chwili dorobek bramkowy Rakowa strzałem z dystansu otworzył Jonatan Brunes.
Druga połowa rozpoczęła się mocnym uderzeniem Rakowa; w 51. minucie, po znakomitej asyście Michaela Ameyawa, gola zdobył Jonatan Brunes. Przez kolejne minuty gra toczyła się pod dyktando Medalików. Dopiero w 86. minucie groźnie zaatakował GKS; Aleksander Buksa był bliski wyrównania, ale piłka po jego strzale minimalnie minęła bramkę Kacpra Trelowskiego. Dwie minuty później szansę miał jeszcze Adriano Amorim.
ekstraklasa.org – GKS Katowice 0:1 Raków Częstochowa – Najlepsi od lat
Raków Częstochowa zdobył najwięcej punktów łącznie od sezonu 2019/2020 (380). Nową kampanię również rozpoczęli od zwycięstwa.
To już piąty mecz z rzędu między nimi bez remisu. Znów Raków Częstochowa wygrał z GKS Katowice bez straty bramki (do tej pory jeśli zwyciężał z tym rywalem, to zawsze z czystym kontem), a amuletem w zespole Medalików ponownie okazał się Ariel Mosór. Młody obrońca wystąpił w 12 spotkaniach Rakowa Częstochowa i wszystkie jego drużyna kończyła ze zwycięstwem. Łącznie w 17 ostatnich meczach, w których zagrał ten zawodnik z 2003 roku jego kluby wywalczyły 44 punkty (2,59/mecz; też – 51 w 21 ostatnich meczach = 2,43/mecz).
weszlo.com – Brunes ponownie skuteczny. Raków wygrywa z GKS-em Katowice!
Po pierwszej połowie wydawało się, że będziemy świadkami pierwszego bezbramkowego remisu w tym sezonie Ekstraklasy. Raków miał przewagę, ale nie potrafił stworzyć sobie wielu klarownych sytuacji. W drugich 45 minutach podopieczni Marka Papszuna podkręcili jednak działania z przodu i strzelili zwycięskiego gola. Pierwsze trzy punkty w sezonie wicemistrzom Polski zapewnił Jonatan Brunes. Spotkanie nie zachwyciło, ale częstochowianie zainkasowali to, po co przyjechali.
Przed pierwszym gwizdkiem Marek Papszun na pewno miał w głowie ostatnią porażkę swojego zespołu z GKS-em Katowice. Wiosną drużyna Rafała Góraka znalazła sposób na ekipę spod Jasnej Góry i wygrała na ich stadionie 2:1. Tych punktów w ostatecznym rozrachunku zabrakło Rakowowi do tego, aby sięgnąć po mistrzostwo kraju. W tamtym meczu gola strzelał Sebastian Bergier, a w pierwszym składzie grał Oskar Repka. Dziś obydwu nie ma już w Katowicach, bo jeden gra na chwałę Widzewa Łódź, a drugi właśnie Rakowa.
52-letni szkoleniowiec katowiczan musiał sobie radzić bez swoich asów atutowych, a goście mieli nadzieję na to, że nie podzielą losów pozostałych pucharowiczów. Lech i Jagiellonia wczoraj sromotnie przegrały przecież swoje spotkania.
W pierwszej połowie piłka wpadła do bramki jedyny raz za sprawą ataku GKS-u Katowice. W 25. minucie gola strzelił Arkadiusz Jędrych, ale okazało się, że ze względu na spalonego gol nie został uznany.
Niestety dla gospodarzy poza tym atakiem niewiele dobrego mogliśmy powiedzieć o postawie ekipy Rafała Góraka. Jeśli chodzi o poczynania Rakowa z przodu, również było dyskretnie, ale zdecydowanie bardziej konkretnie. Wyróżniał się Michael Ameyaw, aktywny był również Repka, który szybko sprawdził czujność Dawida Kudły strzałem z dystansu. Niewiele później próbował również wspomniany Ameyaw, ale ponownie interweniował golkiper katowiczan. W dalszej części gry do dobrej sytuacji po dośrodkowaniu byłego zawodnika Piasta główkował Jonatan Brunes, lecz uderzył niecelnie. Raków osiągnął przewagę w środku pola i miał częściej piłkę przy nodze, natomiast nie przekładało się to na korzyści bramkowe.
Można było pomyśleć, że powtarza się znajomy scenariusz z poprzedniego sezonu. Raków Marka Papszuna nieco usypiający, ale na koniec będący zwycięski. Do pełni szczęścia potrzebny był jednak gol, a ten nadszedł niedługo po wznowieniu gry. Oskar Repka zagrał do prawej strony do Michaela Ameyawa, a ten ukoronował swój dobry występ asystą. Gola strzelił Jonatan Brunes, który był najlepszym strzelcem zespołu w poprzednim sezonie. Norweg wykończył atak z zimną krwią i mógł się szeroko uśmiechnąć wykorzystując brak odpowiedniego doskoku ze strony zespołu z Katowic.
GieKSa nie potrafiła w tym meczu oddać choćby jednego celnego strzału, a jej niemoc z każdą kolejną minutą była coraz bardziej dostrzegalna.
Przed sezonem kibice martwili się, jaki sposób Rafał Górak znajdzie w obliczu tego, że kilku ważnych zawodników opuściło zespół. Sebastian Bergier był autorem dziewięciu goli, a Oskar Repka ośmiu. Dzisiaj z przodu zdecydowanie brakowało pomysłu, kreatywności i szybkości. Maciej Rosołek nie otrzymywał zbyt wielu podań, mało pojedynków podejmował Adrian Błąd, a sporo strat notował Bartosz Nowak. Nie pomogły zmiany Marcela Wędrychowskiego oraz Aleksandra Buksy, choć były gracz Wisły Kraków miał całkiem niezłą okazję w końcówce.
Raków spokojnie kontrolował wynik, a w końcówce powinien podwyższyć wynik. Znakomite okazje zmarnowali bowiem Adriano Amorim i Lamine Diaby-Fadiga. Podopieczni Marka Papszuna potrafili wygasić spotkanie i będąc zespołem odpowiednio zorganizowanym zanotowali pierwsze zwycięstwo. Dobrze do zespołu wprowadzili się Oskar Repka oraz Karol Struski, co daje nadzieję przed meczem europejskich pucharów. Po kontuzji potencjał będąc aktywnym z przodu uwolnił Michael Ameyaw. Takiego zawodnika również z pewnością chce oglądać Jan Urban, bo przecież jesienią w meczach Ligi Narodów doszło już do debiutu tego gracza w reprezentacji Polski.
Raków Częstochowa jako jedyny pucharowicz grający w tej kolejce wygrał swoje spotkanie i z podniesioną głową podejmie w czwartek o 21:00 słowacką Żylinę. Drużyna Papszuna była agresywna w pressingu i sprowadziła katowiczan do narożnika. Raków zrewanżował się za ostatnią porażkę w meczu ligowym w marcu, a Jonatan Brunes znów pokazał, dlaczego zapłacono za niego latem 2 miliony euro.
Fanom oglądającym ten mecz za oceanem być może oczy nie otworzą się nadmiernie z wielkiego wrażenia, ale na pewno dowiedzieli się, jaki jest pomysł na futbol Marka Papszuna i czemu często bywa on skuteczny. Rafał Górak na pewno ma nad czym myśleć, jeśli chodzi o ofensywę. Jak sam jednak podkreślał po spotkaniu w wywiadzie w CANAL+, nie co tydzień będą mierzyć się z tak dobrze zorganizowaną drużyną.
wkatowicach.eu – Mecz GKS Katowice – Raków Częstochowa na otwarcie nowego sezonu.
GKS Katowice rozpoczął nowy sezon w Ekstraklasie w sobotę, 19 lipca. Pierwszy mecz GieKSa rozegrała na Arenie Katowice, a jej rywalem był Raków Częstochowa, wicemistrz Polski. Tym razem GieKSa musiała uznać wyższość rywali.
[…] W pierwszym meczu nowego sezonu GKS Katowice spotkał się na Arenie Katowice z wicemistrzem Polski – Rakowem Częstochowa. W wyjściowej jedenastce znaleźli się Kacper Łukasiak i Maciej Rosołek, dla których był to debiut w barwach GieKSy. Natomiast w drużynie rywala od początku, dobrze wszystkim w Katowicach znany, Oskar Repka. Kilkukrotnie w pierwszej połowie swoimi dośrodkowaniami zagrażał gościom Marcin Wasielewski, który przed rozpoczęciem spotkania został uhonorowany za rozegranie 100. meczów w barwach naszego Klubu. W 5. minucie dogrywał do Adriana Błąda, ale ten nie opanował piłki w polu karnym. Chwilę później zagranie w szesnastkę Borjy Galána, ale piłka leciała za wysoko i Błąd nie był w stanie tej akcji wykończyć.
W 11. minucie pierwsza groźna sytuacja Rakowa. Oskar Repka uderzał z 25 metrów, ale Dawid Kudła odbił jego strzał. W kolejnych minutach to zespół trenera Marka Papszuna doszedł do głosy. Szczególnie groźny był aktywny na swojej stronie Michael Ameyaw. W 25. minucie piłka zatrzepotała w siatce Rakowa po uderzeniu Jędrycha. Niestety kapitan GKS-u był na spalonym, co potwierdziła długa analiza VAR. W 33. minucie Mateusz Kowalczyk zablokował potencjalnie groźny strzał Repki. Kilka minut później pędził z akcja Wasielewski. Zagrał w pole karne, ale Maciej Rosołek nie wiedział, jak się złożyć do mocno zagrywanej piłki. Jeszcze przed końcem przed stratą gola uratował katowiczan Kudła, który złapał piłkę po tym, jak ta odbiła się od nogi Jędrycha, gdy mocną piłkę posłał z bocznego sektora jeden z rywali.
Na drugie 45 minut wracaliśmy z bezbramkowym remisem. W 51. minucie składna akcja Rakowa zakończyła się podaniem do Jonathana Brunesa, który pewnym strzałem dał swojej drużynie prowadzenie. W 58. minucie Kacper Łukasiak skutecznie zablokował Repkę po naszej niefrasobliwości w obronie. W 66. minucie swoje debiuty w barwach GKS-u zapisali także Marcel Wędrychowski i Aleksander Buksa, którzy zastąpili odpowiednio Łukasiaka i Rosołka. W 86. minucie Buksa obrócił się z piłką w polu karnym i uderzył na długi słupek. Futbolówka przeleciała jednak obok bramki Kacpra Trelowskiego. W 88. minucie 100% sytuację zmarnował Adriano Amorim, który dostał podanie niemalże na pustą bramkę. W końcówce sędzia cofnął rzut karny po rzekomym przewinieniu Kudły. Potrzebna była analiza VAR. Ostatecznie wynik nie uległ zmianie.
sportowefakty.wp.pl – „Nie panikowałem”. Papszun zadowolony z tego, co Raków pokazał w Katowicach
[…] To był stary, dobry Raków Częstochowa. Może jeszcze nie wszystko funkcjonowało tak, jak powinno w ataku, ale bramka Jonatana Brauta Brunesa pozwoliła wygrać 1:0 w Katowicach.
Do tego dobra defensywa, dzięki czemu GKS nie wypracował sobie żadnej klarownej sytuacji i nie oddał ani jednego celnego strzału.
– Zależało nam, żeby dobrze zacząć i dobrze wejść w sezon. I to zrobiliśmy. Zagraliśmy z bardzo wymagającym przeciwnikiem, z którym w poprzednim sezonie mieliśmy dwa trudne spotkania. Pokazaliśmy dojrzałość, dobrą organizację i dyscyplinę. Jestem zadowolony i z optymizmem patrzę w przyszłość – powiedział trener Marek Papszun na konferencji prasowej.
Siłą Rakowa w Katowicach był kompletnie nowy środek pola. Zagrali tam Oskar Repka i Karol Struski. Obaj zaprezentowali się z korzystnej strony.
– Wypadli bardzo dobrze, szczególnie Oskar. Karol musiał być bardziej ostrożny, stąd też wczesna zmiana z uwagi na żółtą kartkę – przyznał trener Papszun. – Oskar Repka był najlepszym, a jeśli nie, to jednym z najlepszych na boisku. To bardzo budujące, bo wymieniliśmy cały środek pola, a nie jest łatwo wejść od razu do tej drużyny. Musimy sobie radzić. Nie jest to łatwa sytuacja, bo wiemy ile znaczyli Berggren i Koczerhin – dodał trener Rakowa.
Wygrana Rakowa była w pełni zasłużona, ale też zbyt niska. W końcówce stuprocentową szansę miał Adriano Amorim, ale w tylko sobie znany sposób nie trafił w bramkę z pięciu metrów.
Felietony Piłka nożna
8:8 i bal pękła

Tego jeszcze nie grali. GieKSa chyba lubi być pionierem. We współpracy z drugą Gieksą, która Gieksą oczywiście nie jest, bo „GieKSa je yno jedna”, jak mawiał niegdysiejszy prezes GKS Katowice Jacek Krysiak. Więc ten drugi klub to Gie Ka Es Tychy. Klub z ulicy Edukacji. W Tychach.
Miesiąc temu katowiczanie rozegrali sparing z Górnikiem Zabrze. Ten towarzyski Śląski Klasyk przyciągnął na Bukową rekordową liczbę kilku dziennikarzy. Był zamknięty dla kibiców, do czego się już przyzwyczailiśmy w przeszłości, natomiast nie było żadnych problemów z relacjonowaniem, pojawiły się nawet później na telewizji klubowej bramki.
Teraz we wtorek czy środę klub poinformował, że GieKSa zagra z Tychami mecz kontrolny w czwartek. Mecz zamknięty dla publiczności i przedstawicieli mediów. Okej – pomyślałem. Choć nadal wydaje mi się to dość absurdalnym rozwiązaniem, to tak jak wspomniałem – przywykliśmy.
Każdy jednak w tenże czwartek był ciekawy, jaki wynik padł w tych niesamowitych sparingowych bojach. Ja sprawdzałem sobie co jakiś czas w internecie, czy jest już podany rezultat. Dzień mijał, mijał, a wyniku nie było. Pomyślałem – kurde, może grają o 20.45 jak Polska z Nową Zelandią. Przy jupiterach, bo wiadomo, derby, mecz na noże i tak dalej. Odświętna atmosfera, tyle że bez kibiców i mediów.
No ale i po zakończeniu meczu „Orłów Urbana” z finalistą przyszłorocznego Mundialu, wyniku nie było. Kibicie już zaczęli się zastanawiać, czy sparing w ogóle się odbył. Zaczęły się pierwsze „śmiechy , chichy”. Że grają dogrywkę. Potem, że strzelają karne. Potem, że grają tak długo, aż ktoś strzeli bramkę, ale nikt nie może trafić do siatki… to akurat byłoby bardzo pozytywne, bo w końcu kilka godzin umielibyśmy zachować zero z tyłu.
No i nie doczekaliśmy się.
Za to w piątek po południu czy wczesnym wieczorem na Facebooku klubowym w KOMENTARZU do informacji zapowiadającej sparing kilka dni temu, czyli nawet nie w nowym, osobnym wpisie, pojawiła się informacja, że oba kluby uzgodniły, że nie będą do wiadomości publicznej podawały wyniku oraz składów.
I szczęka mi opadła i leży na podłodze do teraz.
W czasach czwartej czy trzeciej ligi trener Henryk Górnik prosił nas lub miał pretensje (już nie pamiętam dokładnie), że napisaliśmy o jakiejś czerwonej kartce, którą nasz piłkarz dostał w sparingu. Innym razem któryś trener w klubie miał pretensje, że wrzucamy bramki – chyba nawet z meczów ligowych (sic!), jak jeszcze prawa telewizyjne w niższych ligach nie były określone i była wolna amerykanka z tym. Trener Górnik na jednej z konferencji mówił, że gdzieś tam „może i nawet być k… sto kamer i coś tam”… Spoglądaliśmy na siebie wtedy z ludźmi z GKS porozumiewawczo. Już wtedy wygłaszałem twierdzenia, że przecież taka „Barcelona i Real znają się jak łyse konie, a my próbujemy ukryć, jak kopiemy się po czołach – i to jeszcze nieudanie”.
Żeby nie było – trener Górnik to legenda i GieKSiarz z krwi i kości, a wspomnianą sytuację przypominam z lekkim uśmiechem na tamte dziwne czasy.
Nie sądziłem, że w czasach nowoczesnych, w ekstraklasie, po tylu latach, jeszcze coś przebije tamten pomysł.
Jak po meczu z Lechem napisałem krytyczny wobec kibiców tekst dotyczący zbyt dużej „jazdy” po zespole i trenerze, tak tutaj trudno decyzję o niepodawaniu wyniku ocenić inaczej niż kabaret. Przecież tu nawet nikt nie oczekiwałby szczegółów przebiegu meczu czy materiału filmowego. Po prostu kibic jeśli wie, że jego drużyna gra mecz, chce poznać przynajmniej wynik i strzelców bramek. Ewentualnie składy. Nawet jakby był jakiś testowany zawodnik, to można to jakoś ukryć i po prostu dać info, że „zawodnik testowany”. Też śmieszne, ale to absolutnie nie ten kaliber, co całkowite odcięcie wiedzy o wyniku.
I tu nawet nie chodzi o sam fakt podania czy niepodania rezultatu. Tu chodzi o całą otoczkę i PR tej sytuacji. Przecież to jest tak absurdalne, że za chwilę wszystkie Paczule i Weszło będą miały niesamowite używanie po naszym klubie. To się kwalifikuje do czegoś, co jest określane „polskim uniwersum piłkarskim”, czyli wszelkie kradzieże znaków przez sędziów z ekstraklasy, dyskusje Haditagiego czy Królewskiego z kibicami i wiele innych.
Kibice już zaczęli drwić, że pewnie „Rosołek strzelił cztery bramki i żeby Legia go z powrotem nie wzięła, zrobiliśmy blokadę wyniku”. Ktoś inny, że zagraniczne kluby zaraz wykupią nam zawodników po tym wybitnym występie. Przecież taka informacja o… braku informacji to pożywka dla szyderców. Co przecież w kontekście słabych wyników w tym sezonie jest oczywiste, bo jakby GKS był w czubie tabeli, to wszyscy by machnęli ręką.
Strategia klubu też jest jakaś pomylona, bo przecież można byłoby o tym sparingu nie informować w ogóle. Wtedy nikt by o niczym nie wiedział, chyba że jakiś piłkarz by się pochwalił na swoich social mediach. A tak poszła jedna informacja o meczu, który się odbędzie i druga, że nie podamy wyniku. PR-owy strzał w stopę. Naprawdę chcemy w ekstraklasie klubu poważnego, ale też poważnego sztabu trenerskiego i piłkarzy.
Teraz można snuć domysły, dlaczego nie chcą podawać wyniku. Czy znów ktoś odniósł bardzo poważną kontuzję, tak jak Aleksander Paluszek ostatnio? A może GKS przegrał 0:5 i nie chcą podgrzewać negatywnych nastrojów? A może jeszcze coś innego? Tego na razie nie wiemy. Co może być tak istotnego w suchym wyniku spotkania, że aż trzeba go ukryć?
Mnie osobiście takie akcje niepokoją. Już mówię, dlaczego. Mam wrażenie i poczucie, że w futbolu, cokolwiek by się nie działo, czynnikiem, który pomaga, jest transparentność, a to, co zdecydowanie przeszkadza – tej transparentności brak. Ja nie mówię, że my musimy wszystko wiedzieć. Wiadomo, że są kwestie choćby taktyczne, które dla kibica i przede wszystkim przeciwników – mają być tajemnicą. Nikt też nie wymaga ujawniania rozmów transferowych z piłkarzami. Jednak są pewne podstawy.
I właśnie to mnie niepokoi, bo takie ukrycie wyniku dla mnie świadczy o dużej nerwowości, która panuje w zespole. Że po prostu to jest taki poziom lęku czy spięcia, że zaczynamy wymyślać jakieś dziwne zabiegi, w swojej istocie kuriozalne. To mało kiedy się kończy dobrze. Ostatnio zademonstrował to mistrz strategii Eduard Iordanescu, który wystawił mocno rezerwowy skład w Lidze Konferencji i efekt był taki, że co prawda z Samsunsporem przegrał, ale za to nie wygrał, ani nie zremisował z Górnikiem.
Nie oceniam tego komunikatu jako złego samego w sobie. Sam ten fakt niewiele zmienia w życiu piłkarzy, trenerów i kibiców. Bardziej chodzi o kuriozalność tej sytuacji i przyczynek do spekulacji. Kompletnie niepotrzebnych, bo ta drużyna przede wszystkim potrzebuje spokoju. Z Wisłą Płock i Lechem Poznań zagrali naprawdę niezłe mecze w porównaniu z poprzednimi. Po co to psuć głupotami?
Wiadomo, że jak GKS wygra z Motorem, to nie będzie tematu i wszyscy o tym zapomną. Ale jeśli naszemu zespołowi powinie się noga, to jestem przekonany, że ci kibice, którzy tak mocno jechali ostatnio po zespole i szkoleniowcu, teraz znów będą mieli mocne używanie.
Nie tędy droga.
Czekamy na piątek i to arcyważne starcie w Lublinie. Oby mimo wszystko ten sparing – cokolwiek się w nim nie wydarzyło – miał pozytywne przełożenie na mecz z Motorem. Punktów potrzebujemy jak tlenu.
PS Tytuł tego felietonu zapożyczony oczywiście od kibica GieKSy – Krista. Pasuje idealnie!
Felietony Piłka nożna
Post scriptum do meczu… z Tychami

Z alfabetycznego obowiązku (czyli jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B) zamieszczamy wytłumaczenie zaistniałej sytuacji ze sparingiem z GKS Tychy. Po wczorajszym artykule na GieKSa.pl (tutaj) do sprawy odniósł się Michał Kajzerek – rzecznik prasowy klubu.
Błędy zdarzają się każdemu, a rzecznik GieKSy – jak wyjaśnił w twitcie, kierował się dobrą współpracą z tyskim klubem na poziomie klubowych mediów. Też został de facto postawiony w niezbyt komfortowej sytuacji.
Dlatego jeśli chodzi o naszą stronę sportową, czyli sztab szkoleniowy, uznajemy temat za zamknięty. I mamy nadzieję, że nigdy naszemu pionowi sportowemu nie przyjedzie do głowy zatajać tego typu rzeczy. Jednocześnie, jeśli istnieje jakiś tyski Shellu, to mógłby spokojnie artykuł w podobnym tonie, jak nasz, napisać w stosunku do swojego klubu. Mogą sobie nawet skopiować, tylko zmienić nazwę klubu. To taki żart.
Co prawda nadal istnieją niedomówienia i podejrzenia co do wyniku, choć idą one w drugą stronę – być może to Tychy mogły sromotnie ten mecz przegrać, co w kontekście fatalnej atmosfery naszego sparingowego derbowego rywala, mogło być przyczynkiem do zatajenia wyniku. Ale to tylko takie luźne domysły. I w zasadzie sportowo, nie ma to żadnego znaczenia.
Tak więc, działamy dalej i – to się akurat w kontekście wczorajszego artykułu nie zmienia – z niecierpliwością czekamy na piątkowy mecz z Motorem!
Piłka nożna kobiet
Trzy punkty z Dolnego Śląska

GieKSa po ułożonym taktycznie występie wraca z Wrocławia z trzema punktami i poprawiła sobie humory przed nadchodzącym spotkaniem z BK Hacken.
W trakcie spotkania arbiter główna spotkania miała założoną kamerę (tzw. GoPro „RefCam”), co jest czymś zupełnie nowym na boiskach Ekstraligi i jest związane z bardzo dobrym odbiorem tego typu rozwiązania w niedawnych meczach. W najbliższym czasie na kanale Łączy Nas Piłka pojawi się materiał wideo z tego spotkania.
Już w 1. minucie Kinga Seweryn musiała interweniować po zdublowaniu pozycji przez Jaszek i Kalaberovą, na szczęście nasza golkiperka nie dała się zaskoczyć. Pierwszego gola zaskakująco szybko zdobyła za to Aleksandra Nieciąg, z łatwością przepychając pilnującą ją defensorkę i mierzonym strzałem przy słupku pokonała byłą koleżankę z klubu. Napastniczka wykorzystała udane zgranie Nicoli Brzęczek wysokiej piłki posłanej przez Marcjannę Zawadzką z głębi pola. Szybko mogło paść wyrównanie po spóźnionym powrocie Kalaberovej, ale i tym razem interweniowała skutecznie Seweryn. W 11. minucie Zuzanna Błaszczyk zupełnie spanikowała pod naciskiem ze strony Aleksandry Nieciąg, szczęśliwie dla niej z odsieczą nadeszła jedna z defensorek i zablokowała uderzenie. Poza wspomnianymi dwiema akcjami ze strony wrocławianek w pierwszym kwadransie GieKSa miała wszystko pod zupełną kontrolą. W 16. minucie tylko poprzeczka uratowała Błaszczyk przed utratą kuriozalnej bramki po lobie Klaudii Maciążki zza pola karnego, a wszystko rozpoczęło się udanym przejęciem Dżesiki Jaszek w trzeciej tercji. Groźnie było w 23. minucie po kontrataku i zagraniu prostopadłym Joanny Wróblewskiej, Natalia Sitarz została jednak wzorowo powstrzymana wślizgiem przez Katarzynę Nowak. Odważniejsze poczynania Śląska w drugim kwadransie odzwierciedlał strzał Sokołowskiej z okolic 25. metra, gdy piłka minimalnie minęła bramkę katowiczanek. 35. minuta znów należała do Kingi Seweryn, tym razem wykazała się umiejętnościami po strzale Guzik z rzutu wolnego wprost w okienko. Pięć minut później oglądaliśmy dwa szybkie ataki GieKSy, każdorazowo główną postacią była Nicola Brzęczek: raz dobrze podawała, a raz zdawała się być faulowaną w szesnastce – gwizdek arbiter milczał. W 41. minucie Jagoda Cyraniak postanowiła wziąć sprawy we własne nogi, samodzielnie przedarła się flanką i oddała mocny strzał, który niemal przełamał ręce Błaszczyk. Dwie minuty później tercet Hmirova-Brzęczek-Włodarczyk popisowo stworzył sobie okazję do zdobycia bramki grą na jeden kontakt, jednak przechwyt pierwszej z listy zmarnowała Włodarczyk zbyt lekkim uderzeniem. Pierwszą połowę z hukiem zamknęła Joanna Wróblewska, wybijając futbolówkę daleko poza teren stadionu przy próbie uderzenia z dystansu.
Drugą połowę przebojowo chciała rozpocząć Marcelina Buś, jednak Jagoda Cyraniak bezproblemowo wygrała pojedynek fizyczny w polu karnym. Napór wrocławianek trwał, a w 48. minucie Martyna Guzik była o ułamek sekundy spóźniona do dośrodkowania – stanęłaby oko w oko z Kingą Seweryn. Kolejną dobrą sytuację miały pięć minut później, jednak dwie próby uderzeń skończyły się na błędach technicznych. Odpowiedziały Jaszek z Maciążką dwójkową akcją skrzydłem, ta druga posłała niestety zbyt lekkie dośrodkowanie w ostatniej fazie. Po godzinie gry mocno poturbowana z murawy zeszła Julia Włodarczyk, oby to nie było nic poważniejszego. Wejście z futryną mogła zanotować Santa Sanija Vuskane, bowiem po podniesieniu się z ławki nawet nie zdążyła się zatrzymać, a już uderzała po dośrodkowaniu z prawej flanki – niestety z minimalnej odległości mocno chybiła. W 81. minucie kontratak finalizowała Karolina Gec, na szczęście dla Kingi Seweryn na drodze stanęła Marcjanna Zawadzka. W 86. minucie Patricia Hmirova zapoczątkowała dobry kontratak podaniem do Oliwii Malesy, ta z kolei o kilka milimetrów przeceniła pozycję Aleksandry Nieciąg i na strachu się skończyło. 120 sekund później Santa Vuskane wykorzystała chwilę nieuwagi Sokołowskiej i po odbiorze piłki ruszyła na bramkę Zuzanny Błaszczyk, niestety zbyt długo musiała czekać na odsiecz swoich koleżanek. W doliczonym czasie gry czujność golkiperki z ostrego kąta sprawdziła Oliwia Malesa po rajdzie Maciążki, a dobrym odbiorem popisała się Hmirova.
Dwie połówki dominacji, mnóstwo przepychanek i niewiele klarownych sytuacji strzeleckich dla obu zespołów – GieKSa znacznie lepiej odnalazła się w meczu o takich cechach, nadrabiając dwa punkty do Czarnych Sosnowiec i Górnika Łęczna.
Śląsk Wrocław – GKS Katowice 0:1 (0:1)
Bramki: Nieciąg (2).
Śląsk Wrocław: Błaszczyk – Marcelina Buś (60. Ziemba), Martyna Buś (60. Gec), Żurek (79. Białoszewska), Piksa, Sitarz (79. Stasiak), Sokołowska, Wróblewska, Szkwarek, Jędrzejewska, Guzik.
GKS Katowice: Seweryn – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Jaszek (75. Malesa), Kalaberova (63. Kozarzewska), Hmirova, Włodarczyk (63. Michalczyk) – Maciążka, Nieciąg, Brzęczek (75. Vuskane).
Kartki: Martyna Buś – Jaszek, Kozarzewska.
Najnowsze komentarze