Piłka nożna Wywiady
Goncerz: Dzisiaj narodziła się drużyna!
GieKSa.pl Zacznijmy może od końca – trener Piekarczyk powiedział nam po meczu, że Twoja czerwona kartka to faktycznie była walka, ale zupełnie niepotrzebna. Jak to wyglądało z Twojej perspektywy?
Grzegorz Goncerz: Z perspektywy to doświadczenie ligowe i porażki w końcówkach w poprzednich spotkaniach spowodowały, że ja już oczami wyobraźni widziałem wrzutkę, z której byłaby bramka. Wolałem tą akcję przerwać, a w pierwszej chwili nie spodziewałem się czerwonej kartki. Liczyłem na to, że będzie żółta, ponieważ nie chciałem wyrządzić przeciwnikowi krzywdy.
Nie ma jednak dwóch zdań, że sędzia z tej decyzji się wybroni.
Po tym jak dostałem już kartkę widziałem, że nasza formacja defensywna mocno się napracowała, dlatego starałem się tego czasu jak najwięcej ukraść, żeby oni odpoczęli i mogli się na tą końcówkę przygotować. Żałuje czerwonej kartki bardzo bo wypadam na dwa mecze a dzisiaj wylaliśmy solidny fundament pod to, by w tabeli piąć się w górę. Można powiedzieć, i życzyłbym sobie tego bardzo, że dzisiaj się narodziła drużyna. Właśnie w takich ciężkich momentach jak dzisiaj, kiedy mecz układa nam się katastrofalnie, dostajemy czerwoną kartkę i bramkę na początku meczu można było powiedzieć „po staremu” , ale daliśmy radę i bardzo się z tego cieszymy. a
Daliście radę i była w Was taka duża drużynowa mądrość, bo nie napaliliście się na te okazje, w drugiej połowie rozkręcaliście się powoli i od 65 aktywniej zaatakowaliście.
Zgadza się. Duże słowa uznania dla trenera Piekarczyka, który już w pierwszej połowie przekazywał nam uwagi, mówił, żeby stanąć spokojnie na kole i nie pozwolić na utratę drugiej bramki, bo to by nas dobiło i ciężko byłoby nam się podnieść. Wiedzieliśmy jednak podświadomie, że grając swoje, mocno w destrukcji, dobrze się przesuwając i nie dając Bełchatowowi możliwości dojścia do sytuacji wiedzieliśmy równocześnie, że my te sytuacje sobie stworzymy.
W przerwie powiedzieliśmy sobie, że jesteśmy w stanie to spotkanie wygrać i rzeczywiście tak się stało. Dlatego jeszcze raz podkreślę, słowa uznania dla trenera Piekarczyka bo dzisiaj było widać, że zęby zjadł na piłce i gdyby nie on, to dzisiaj pewnie byśmy tego spotkania nie wygrali.
Wygrana w niesamowitych okolicznościach. Asysta smakuje dziś lepiej niż bramka?
Ja się bardzo cieszę! Można tą sytuację porównać do meczu z Flotą Świnoujście sprzed roku, gdzie też poczuliśmy krew i wygraliśmy. Nauczeni doświadczeni teraz musimy jednak to dalej pociągnąć żeby to nie był jednorazowy mecz. W piątek czeka nas Sandecja i jeśli wygramy, to umocni nas to w tych górnych rejonach tabeli. Dodatkowo ta liga jest taka, że przy dwóch-trzech naprawdę podskoczyć w tabeli, ale tak jak mówię – każdy mecz to niezwykła historia i za każdym razem o te punkty jest niezwykle ciężko. Mamy tego świadomość, dlatego super, że dzisiaj wydarliśmy praktycznie wszystkimi siłami to zwycięstwo. Po meczu ledwo żyjemy, ale jest ten smak dobrze wykonanej roboty i z tego bardzo się cieszymy.
Trener Piekarczyk mówił, że poprzednie wyniki to nie jest kwestia podejścia do meczu, braku zgrania, ale bardziej sfery mentalnej i tego co siedzi Wam w głowach. Też masz takie wrażenie?
Wszyscy wiemy, jak są odbierane porażki w GKS-ie Katowice. Nie zgodzę się do końca z tym, że z Miedzią graliśmy słabo, że fatalnie wyglądaliśmy w tamtym spotkaniu. Jasne, że słabo się oglądało, ale to też z racji tego, że Miedź stanęła, a wiadomo, że to też nie są ogórki i większość zespołów w tej lidze jest wyrównana.
My bardzo chcemy, trafiają do nas takie argumenty, że powinniśmy sobie zdawać sprawę w jakim klubie jesteśmy. My doskonale zdajemy sobie z tego sprawę i robimy wszystko, żeby było jak najlepiej i żeby wyniki również nas zadowoliły. Jesteśmy grupą ambitnych osób. Gdyby nie ta pechowa bramka na Arce i końcówka z Miedzią, to przy dzisiejszych trzech punktach wyglądałoby to o wiele lepiej. Wiemy jednak jaka jest piłka, że nie może ciągle zabierać i dzisiaj ta suma szczęścia równa się zero. W moim przekonaniu los nam dzisiaj trochę oddał, ale też jeszcze trochę ma do oddania. Wierzę, że w następnych meczach wygramy już umiejętnościami i wolą zwycięstwa, bo w tej drużynie drzemie naprawdę ogromny potencjał.
Piłka nożna
Losowanie PP: Koncert życzeń GieKSa.pl
Już jutro o godzinie 12:00 w siedzibie TVP Sport odbędzie się losowanie 1/8 finału Pucharu Polski. W stawce pozostało już tylko 16 drużyn: 10 ekip z ekstraklasy, 4 drużyny z I ligi, 1 z II ligi oraz 2 z III ligi. Postanowiliśmy podzielić się z Wami naszymi typami i marzeniami dotyczącymi rywala w nadchodzącej rundzie. A co przyniesie los? Zobaczymy już we wtorkowe południe.
Fonfara
Ciekawym pojedynkiem bez wątpienia byłby mecz z Polonią Bytom i możliwość spotkania Jakuba Araka, który właśnie w naszym klubie się przecież odblokował. Najgorszymi opcjami wydają się być Raków Częstochowa i Piast Gliwice, bowiem rywale o takim podejściu do piłki nożnej dodatkowo zabierają kibicom chęć przychodzenia na mecze w środku tygodnia.
Kosa
Na pewno chciałbym uniknąć (dokładnie w takiej kolejności): Górnika, Jagiellonii, Rakowa i Lecha. Z pozostałymi ekstraklasowiczami możemy zagrać, choć oczywiście preferowałbym wtedy domowe spotkanie.
Natomiast z pewnych wyjazdów, czyli wylosowania drużyn z niższych lig, to ciekawie wyglądałaby Avia (niedaleko, niska liga) oraz Polonia Bytom (lokalnie, dawno nie graliśmy). Wyjazdowicze nie obraziliby się zapewne także na Śląsk we Wrocławiu.
Ciekawostką jest to, że jeśli wylosujemy na wyjeździe Raków, Widzew, Jagiellonię lub Lechię, to… w 2025 roku zagralibyśmy aż trzy wyjazdowe spotkania z tymi rywalami.
Flifen
Najśmieszniej byłoby zagrać przeciwko Wiśle Kraków lub Pogoni Szczecin. W przypadku wygrania z jakimikolwiek kontrowersjami, z którymkolwiek z tych klubów, content na Twitterze Alexa Haditaghiego bądź Jarka Królewskiego byłby nieziemski. Natomiast pod względem poziomu sportowego i kibicowskiego dobrym losowaniem byłaby Polonia Bytom, która powinna być na spokojnie do ogrania, a i frekwencja w takim meczu nie powinna zawieść.
Misiek
Najbardziej chciałbym zagrać z Avią Świdnik lub Zawiszą Bydgoszcz lub Polonią Bytom, ponieważ to są stadiony, na których jeszcze nie byłem. Najbardziej nie chciałbym zagrać z Rakowem Częstochowa, ponieważ znów byłyby dwa mecze koło siebie w pucharze i w lidze, oraz nie widzi mi się wyjazd do Chojnic w środku tygodnia z powodu mało atrakcyjnego rywala i odległości.
Kazik
Z osobistych pobudek to Śląsk Wrocław, w zeszłym sezonie nie było mi dane tam pojechać, a teraz może się uda. Nie wiem, gdzie Polonia Bytom będzie grała ewentualnie ten mecz, ale jechać tam na ten orlik ze sztuczną trawą i granulatem niespecjalnie mi się uśmiecha… jeszcze Jakub Arak coś strzeli, a lubię go i nie chcę tego zmieniać 🙂
Marek
Przez tyle lat czekaliśmy na Puchar Polski jak na okno do Ekstraklasy z nadzieją, aby uchyliło się chociaż odrobinę i pozwoliło oddychać tym samym powietrzem co krajowa elita… Dzisiaj tuzy Ekstraklasy otwierają listę drużyn, z którymi nie chcemy grać na tym etapie. To najlepszy dowód na to, jaki skok wykonaliśmy przez ostatnie dwa lata: nomen omen lata świetlne! Z uwagi na zależności rodzinne (kuzyni z Dolnego Śląska kibicujący Śląskowi) najbardziej chciałbym trafić Śląsk na wyjeździe. U siebie zdążyliśmy zagrać i razem z kuzynami oglądaliśmy to „widowisko” na starej Bukowej. We Wrocławiu z uwagi na Święta nie mieliśmy szans się spotkać. Poza tym z uwagi na cykl „Okiem rywala” łapię kontakt z przedstawicielami innych klubów – z jednymi gorszy, z drugimi lepszy i czasem wbijamy sobie różne szpilki 😉 Tym kluczem chciałbym trafić na Widzew (pozdrawiam Michał) lub Koronę (piona Michał i marxokow). Górnik za to dopiero w finale, najlepiej na Śląskim, bo 3 maja córka ma komunię, więc logistyka byłaby łatwiejsza 😂 Rywali z niższych lig trochę się boję, z uwagi na stan boiska w grudniowe popołudnie, ale bytomski orlik powinien być wtedy jak najbardziej zdatny do użytku 😜 Tak czy inaczej, sam fakt, że w listopadzie rozmawiamy jeszcze o GieKSie w Pucharze Polski jest dla mnie powodem do uśmiechu. Czas na kolejny krok w stronę Narodowego.
Błażej
Przede wszystkim dla mnie zawsze liczy się awans, a będzie łatwiej o kolejną rundę, grając z niżej notowanym rywalem. By nie jeździć daleko, życzyłbym sobie Avię Świdnik. Polonia Bytom niby fajny rywal, ale chyba tylko jeśli mielibyśmy grać na Śląskim. Granie na Orliku w grudniu z rywalem, który dobrze się prezentuje, może nie być takie proste. Jak mamy grać z kimś z Ekstraklasy to najlepiej u siebie z Piastem. Widać po wywiadach, że trenerowi Górakowi zależy mocno by w tym roku grać w PP na wiosnę, pewnie taki cel postawili sobie przed drużyną i chcą go skutecznie realizować. Fajnie byłoby to zrealizować, bo granie na wiosnę w PP byłoby małą nowością dla nas.
Jaśka
Ja napiszę króciutko: wszyscy byle nie Górnik, mamy ostatnio złe wspomnienia z nimi odnośnie pucharu Polski.
Shellu
Na pewno nie chciałbym trafić na Wisłę Kraków. Nie dość, że mecz na wyjeździe, to jeszcze z piekielnie mocnym i rozpędzonym rywalem. Spokojnie – zmierzymy się z nimi w ekstraklasie. Zdecydowanie chciałbym też uniknąć Korony czy Górnika. Jeśli chodzi o zespoły z ekstraklasy, to nie pogardziłbym Widzewem, nawet jeśli byłby na wyjeździe. Musimy tę ekipę w końcu przełamać. Polonia Bytom i Śląsk Wrocław nie byłyby złe. Nie pogardziłbym także powrotem do Chojnic, z uwagi na ładnie położony stadion i dobre wspomnienia. A najbardziej kuriozalnym losowaniem będzie Raków na wyjeździe i dwa mecze przy Limanowskiego w grudniowym mrozie – na tym najzimniejszym stadionie w Polsce 😉
Galeria Piłka nożna
Kurczaki odleciały z trzema punktami
Felietony Piłka nożna
Plagi gliwickie
No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?
Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.
Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.
Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.
Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).
Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…
Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.
A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.
Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.
Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.
Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.
Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.
Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.
Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.




schranzcorps
5 września 2015 at 22:46
// GrAMY // do końca , ostatnie 15min to HARDSTYLE połączony z Qlimaxem /
Bartolo
6 września 2015 at 09:35
….powracamy na właściwe tory….dzisiaj narodziła się drużyna….bbbbuuuuaaaahhhhahahahahahahahahhahaha….przepraszam,czy ktoś to łyka jeszcze??
Anty GRZYB
6 września 2015 at 10:23
jedyna prawda to to ze usmiechnelo sie do nas szczescie czy jak kto woli mieli farta. Pilkarsko dalej nic sie nie zmienia mecz ma 90 min nie 15. Okrzyli ze zdudowala sie ekipa na awans …… ze pokazali pazur….. to tylko marketingowe naciaganie ktore odslania prawde o tym ze na legnice wyszli po remis a moze sie uda ytgrac i tam wlasnie zabraklo szczescia. Oni grali z mlodzikami i to jeszcze pozbieranymi na szybko bo szesciu najlepszych zabrala reprezentacja. POKAZALY WAM LASKI Z GIEKSY JAK SIE GRA. A MOZE WSPOLNE TRENINGI? BYLO BY ZAJEBISCIE JAKBY ZAGRALI Z LASKAMI Z GIEKSY I DOSTALI BY WJEBANE
kibic
6 września 2015 at 10:32
To moze wystawimy do skladu pare dziewczyn i zagraja lepiej niz paru tych grajkow co chodza z glowa w chmurach po szczesliwej wygranej choc w fatalnym slylu i o tym juz nie wspominaja,jesli Proksa nie umie sciagnac do klubu wartosciowych graczy to zastapimy je dziewczynami one maja charakter i jaja a nie jak ci pozal sie boze panienki nazywajacymi sie pilkarzami,wreszcie Proksa wes sie do roboty i wzmocnij druzyne niema czasu juz naco czekac,kiedys byles facetem z klasa jakas kariera i osiagnieciami a przes prace na stanowisku dyrektora sportowego ludzie zapamietaja Cie jako darmozjada nie udacznika i bajkopisarza co rozwalil nasz klub wiec sie zastanow jak chcesz byc zapamietany
lukasz
6 września 2015 at 11:07
zobaczymy kolejne 2-3 mecze jak bedzie seria to znaczy ze cos zlapalo, narazie bylo duzo szczescia ale i tak trzeba sie cieszyc z trzech punktow bo jednak przyblizaja nas do utrzymania … z tymi porownaniami do kobit to jednak mega przesada jest, jak ktos gral przeciwko zenskiej druzynie to doskonale wie o czym pisze …
silny
6 września 2015 at 12:31
znowu jakies trolle sie wpisuja
tyta
6 września 2015 at 15:23
… brawo Gonzo tylko tak dalej ale już bez czerwonej farby bo my w Katowicach na Ciebie liczymy 🙂
Marek
6 września 2015 at 20:13
To nie trolle. Ja obstawiam, że to kurwy się wpisują, żeby storpedować wszystko co u nas dobrego powstaje. Wydupiać do siebie na cichą smrody.
a
6 września 2015 at 21:05
marek skoncz pierdolic bo gra dalej wyglada fatalnie
Igor
6 września 2015 at 21:56
Ja tam się nie podniecam tą wygraną. Zagrajcie kilka równych meczów, tyle…
Marek
6 września 2015 at 22:28
spierdalaj do smrodowa kurwo u siebie marasić