Dołącz do nas

Piłka nożna

Górak: „Wygraliśmy 1-0 i jesteśmy w Ekstraklasie”

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Po wygranej w Gdyni odbyła się konferencja prasowa, w której wzięli udział trenerzy obu drużyn: Rafał Górak oraz Wojciech Łobodziński.

Górak: Dzisiaj podsumowanie to trudne. Można powiedzieć, że tydzień temu grając jeszcze z Wisłą nie byliśmy pewni miejsca barażowego na sto procent i ta nasza droga od tego 11. miejsca to jest taka historia, która utkwi i to niejednemu na lata. Zresztą w ogóle ten 5-letni okres pracy, kiedy wróciłem do GKS-u byliśmy w drugiej lidze po spadku i rzeczywiście ja doskonale wiem jak żeśmy nad tym wszystkim pracowali. To nie o to chodzi, że trzeba było coś odbudowywać, bo nie tędy droga. Także mówię, tydzień temu nie byliśmy pewni barażów, wygraliśmy spotkanie z Wisłą, jakże ważne, a wyniki to jedno i potem mecz w następny dzień w Gdańsku dał nam możliwość grania o pełną pulę i wydaje mi się, że być może z mniejszym takim balastem psychicznej nerwowości w takim meczu weszliśmy w to spotkanie i graliśmy bez jakiegokolwiek obciążenia. Zdobyliśmy bramkę, piękną bramkę w pierwszej połowie. Mieliśmy swoje sytuacje, Arka najważniejszą, chyba Czubaka na koniec, ale tym razem my okazaliśmy się tutaj lepsi. Wygraliśmy 1-0 i jesteśmy w Ekstraklasie. Uwierzcie mi państwo, że dla mnie to jest niesamowity moment i niesamowita chwila, ale to już też wiadomo, może moja opowieść, a państwu dziękuję i za tą konferencję również. 

Pytanie: Czy po rundzie jesiennej sądził pan, że ten sezon może się tak zakończyć?
Górak:
Po rundzie jesiennej mieliśmy bardzo dużo niedosytu w sobie i my jako sztab wydaje mi się, że doskonale wiedzieliśmy, że 11. miejsce, 10 punktów straty do miejsca bezpośredniego, 7 punktów straty do miejsca barażowego nie odzwierciedla tego, jak drużyna wygląda na boisku. Myśmy naprawdę grali wiele meczy, ale niestety nie punktowaliśmy. Wiadomo, że to potem rodzi znowu frustrację i ogromne trudności, przez które żeśmy przechodzili, ale dzięki zespołowi, grupie kapitalnych ludzi, których zawsze miałem w szatni zawsze mi było z tym wszystkim łatwiej i to jest ich ogromny sukces. To jest pytanie nie tyle do mnie, a do nich i wiedziałem, że w każdym dniu nie spuścili jeszcze głów w batalii, aby po prostu grać o swoje marzenia. Potem zaczęła się runda rewanżowa, gdzie graliśmy tak, jak żeśmy grali. 

Jakie było pierwsze uczucie jak usłyszał pan gwizdek dzisiaj?
Górak:
Nie wiem, naprawdę. Jest tyle emocji we mnie i tyle rzeczy, które przeze mnie przechodzą, że długo by o tym opowiadać. To, że jestem szczęśliwy, to chyba dla wszystkich jest jasne.

Co trener pomyślał, jak usłyszał z sektora gości skandowanie swojego imienia i nazwiska? Wiemy, jaka była relacja z kibicami, a dzisiaj może nie bezpośrednio, a pośrednio powiedzieli panu przepraszam. Jak pan do tego podchodzi?
Górak:
Jeżeli tak się stało i miało się to zamknąć w takie coś, to przeprosiny przyjęte.

Jak trener widzi swoją przyszłość? Kontrakt do końca czerwca, chodziły słuchy o przedłużeniu w przypadku awansu.
Górak
: Proszę nam zostawić trochę czasu, aby odpowiedzieć na to pytanie.

Powiedział pan, że mieliście groźne sytuacje w pierwszej połowie, a przypominam sobie, że tylko szukaliście stałych fragmentów gry i nie potrafię sobie przypomnieć niczego więcej.
Górak:
Stały fragment gry, piłka w centrum bramki i strzał Maka niecelny. Takie piłki często trafiamy, to była sytuacja, kiedy mogliśmy podwyższyć na dwa zero, ale zgodzę się z panem, że to nie były takie sytuacje jak Kuby Araka na koniec, gdzie ona była z tych stu procentowych, natomiast ja w wielu momentach dojrzewałem, że dużo nie brakło, żeby dojść nawet do takiej sytuacji. Także tutaj Kuby najbardziej otwiera, ale także sytuacja gdzie jest spalony, ale to wiadomo tam przewiniliśmy i było to niezgodne z przepisami. Wydaje mi się, że były sytuacje, żeby mocniej zagrozić bramce.

***

Łobodziński: Na początek gratulacje dla GKS-u Katowice za ten awans bezpośredni. Zrobiliśmy za mało dzisiaj, żeby wygrać ten mecz i to mówię z pełną odpowiedzialnością. Plan na ten mecz był taki, jak pierwsze 20 minut i graliśmy tylko 20 minut dobrze, nawet do momentu straty bramki, czyli to był nasz plan mecz. Jeżeli byśmy mieli podsumowywać, to tak chcieliśmy grać. Bardzo wysoko, bardzo agresywnie, chcieliśmy tworzyć sytuacje. No cóż, nie będę mówił o absencjach, bo wszystko zostało powiedziane. Powiem tylko, że jeszcze nie jest koniec, jeszcze nie jest koniec. Ja wiem, że wszyscy są rozgoryczeni – my też, ale ja jako trener nie mogę sobie pozwolić, żeby teraz się załamywać, bo to był trudny okres, szczególnie ten od derbów teraz za nami. Ja jako trener nie mogę sobie pozwolić na to, żeby zespół mentalnie siadł. To są trudne momenty tak po ludzku nawet, więc zrobię wszystko, co w mojej mocy i to mogę zapewnić, żeby ta drużyna, tak czy inaczej, zagrała w ekstraklasie i oddam całe serce, jak oddawałem do tej pory dla drużyny, dla tych chłopaków, aby ten awans stał się faktem. Oczywiście trudne to jest zadanie teraz dla nas, ale zrobimy wszystko, żeby wygrać te dwa spotkania barażowe.

Jak się okazuje trenerze moje pytanie podczas konferencji nie było bezzasadne. Mi chodziło o to, jak pan w przypadku porażki zamierza mentalnie popracować nad zespołem. Jak ich zmobilizować, że to nie jest koniec?
Łobodziński:
Pierwsze słowa moje były takie, że to jest sport. Oczywiście można być słabszym i przegrać, ale cechą najlepszych jest wyciągać wnioski i walczyć, dopóki jest szansa. Też pamiętajmy, że teoretycznie dwa mecze mamy u siebie i nie chciałbym w tej chwili tak jak już ciężko będzie u kibiców o optymizm. Proszę o taką szansę jeszcze dla drużyny, bo 62 punkty zdobyliśmy, cały czas jesteśmy w walce, no ale mamy problem, ale to jest moje zadanie na te kilka dni, żeby pozbierać zespół.

Teraz gracie z Odrą Opole. Na gorąco – dobrze, źle? Katowice rozpędzone, ale te drużyny 4-5-6 są na podobnym poziomie, również z problemem mentalnym. Tutaj oczywiście awans był na wyciągnięcie, ale czy nie za łatwo Arka oglądała.
Łobodziński:
Wiele razy o tym mówiłem, że w piłce już wszystko widziałem, tak mi się wydawało. Czasami 1 punkt trudno się zdobyć. Oni siedzą teraz w tej szatni i są załamani, ja ich teraz nie próbuję podnosić na duchu, bo wiem, że to nic nie da. Oni to muszą przetrawić sami sobie. Jesteśmy faworytem i chcemy po prostu awansować. Po tych barażach nawet. Czy dobrze, że z Odrą Opole? No jest to niewygodny przeciwnik, wiadomo, jaki był tu mecz z nimi w tym błocie. Mam nadzieję, że to będzie bardziej piłkarski mecz tym razem i wygramy.

Będzie Kinkać? Co z Dobrotką?
Łobodziński:
Martin wydaje mi się, że zakończył sezon. Milewski pauza za kartki. Przemek wraca, rozmawialiśmy o tym wiele razy, wszystkie ręce na pokład. Nie mamy szerokiej kadry, trochę ją powiększyliśmy, ale nie mamy kadry na tyle szerokiej, aby sobie móc pozwalać na wiele zmian. Będzie kim grać. Szykujemy kolejnych zawodników, oni są po to, oni czekają, żeby dostać szansę. Na pewno dostaną w tym meczu barażowym szansę i nie zawiodą.

Kibice nie zawiedli, prawie komplet. Czy w czwartek będzie podobnie?
Łobodziński:
Rewelacja dzisiaj była. Dzięki wielkie wydaje mi się, że ciężko, bo zawiedliśmy dzisiaj po prostu. Tak jak powiedziałem wcześniej, moja prośba jest taka ta ostatnia, żeby zaufać temu zespołowi i mi. Dużo szczęścia daliśmy, w końcówce zawiedliśmy, co nie znaczy, że to już jest koniec.

Tak jak pan wspominał co za wami, to za wami. Trzeba patrzeć w przyszłość, zapewniał pan o ofensywnej grze. Ma pan w głowie plan, żeby do meczu barażowego podejść bardziej zachowawczo, czy raczej chce pan być wierny swojej ofensywnej filozofii?
Łobodziński:
Nie może to funkcjonować, bo patrząc na nasz optymalny skład, a teraz, to są dwie całkowicie różne rzeczy. To trzeba dostosowywać do piłkarzy, ich umiejętności oraz specyfiki gry. Wydaje mi się, że czasami plan na mecz jest troszkę bardziej defensywny, a potem są zarzuty, czemu tak gramy, a nie gramy w piłkę. Różnie podchodzimy do tematu, tu na pewno będziemy chcieli zdominować przeciwnika. Tak jak chcemy to często robić. Dzisiaj te 20 minut to było za mało, a być może z Odrą wystarczy.

Po meczu w Gdańsku mówił pan, że ta drużyna musi nauczyć się przegrywać. Widział pan po chłopakach, czy zawodnicy byli w stanie przetrawić to, co się tam wydarzyło w tydzień? Czy teraz te 3 dni wystarczą?
Łobodziński:
Naprawdę patrzyłem na nich 2 dni przed meczem, rozgrzewkę, czy te pierwsze 20 minut byłem spokojny. Byliśmy tacy, jacy mieliśmy być. Nagle ta bramka spowodowała, że nie potrafiliśmy się podnieść niestety.

Powiedział pan, że chcielibyśmy zdominować. Mamy takie pytanie, czy to jest jakaś taka psychiczna blokada zawodników? Arka to była drużyna, którą się ładnie oglądało. Dziś zawodnicy są wycofani, nie ma tego zęba.
Łobodziński:
Nie znam odpowiedzi na to pytanie szczerze mówiąc. Ten sezon był taki, że ten skład nasz kręcił się wokół tych samych piłkarzy. Nie mogliśmy sobie pozwolić na rotacje, wszystko po trochu, tej presji, zmęczenia być może też. Nie no w zawodowej piłce w zmęczenie to w zasadzie trudno wierzyć. Ja też grałem co 3 dni i najlepiej mi się grało, regeneracja stoi na takim poziomie, że spokojnie możemy sobie poradzić, tym bardziej młodzi zawodnicy. Dużo nam zabrały te straty w postaci Janusza i Dawida i tu też jest problem, że drużyna się wycofała mentalnie i tak piłkarsko dlatego są takie problemy Adasia ze zdrowiem. Sidibe teraz problemy. Trochę się tego nałożyło, ale nie chcę szukać wytłumaczenia, bo po to są zawodnicy inni też, żeby utrzymać ten poziom, ale tak jest w piłce, że trudno utrzymać wszystkim ten poziom.

Katowice nie chciały grać otwartej piłki, czekały na swój moment, stały fragment. Odra jest też fizycznym zespołem, czy pan jest na to przygotowany?
Łobodziński:
Tak, już myślę o tej Odrze. Chwilę zdążyłem zobaczyć. Na pewno będzie to mecz podobny do tego, może nie tak ciężki. Pierwsza liga jest, jaka jest, być może już więcej drużyn gra dobrą piłkę, to jest bardzo mocno fizyczna liga i dopóki my się nie dostosujemy do tego, to będzie nam bardzo ciężko walczyć z tymi najmocniejszymi w tym elemencie tutaj. 

Czy to kontuzje zdaniem trenera największym problemem na finiszu?
Łobodziński:
Czy ja wiem, myślę, żę to ma wpływ. To jest futbol, na pewne rzeczy nie jesteśmy w stanie zareagować, bo nie mamy na to wpływu. Kontuzje, kartki, więc no być może tak. Tego nie wiemy do końca, być może ten punkt mógł się wydarzyć na początku sezonu, być może z Wisłą Kraków wytrzymać. To jest zbyt dużo okoliczności, żeby już to podsumowywać, a ja nie chciałbym jeszcze podsumowywać tego sezonu.

Rzecznik wspomniał dwa terminy meczów.
Łobodziński:
Trochę więcej czasu na regenerację, każda godzina jest dla nas ważna.

Krąży taka opowiastka, że trener GKS-u Katowice pokazał swoim zawodnikom fragment motywacji Arki i podobno nic nie mówił do nich, żeby ich zmobilizować.
Łobodziński:
Jakiej motywacji? Filmiku z kibicami? Kibice przyszli, ok. Liczyliśmy i taką informację dostaliśmy, że kibice nas wesprą, dlatego się zgodziłem na to spotkanie. Takie rzeczy się zdarzają, kibicom bardzo zależy. Ja takie rzeczy przeżywałem w każdym klubie, chociaż nie spodziewałem się, że to nagrają i upublicznią. Byliśmy zapewniani, że to zostaje między nami a tak się nie stało. Wiadomo, że to od nas nie wyszło. Ok, taką podjęli decyzję i tyle. Nic nie możemy zrobić z tym faktem, no bo tak się już stało i nic nie możemy zrobić.


Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna kobiet

Trzy punkty z Dolnego Śląska

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

GieKSa po ułożonym taktycznie występie wraca z Wrocławia z trzema punktami i poprawiła sobie humory przed nadchodzącym spotkaniem z BK Hacken.

W trakcie spotkania arbiter główna spotkania miała założoną kamerę (tzw. GoPro „RefCam”), co jest czymś zupełnie nowym na boiskach Ekstraligi i jest związane z bardzo dobrym odbiorem tego typu rozwiązania w niedawnych meczach. W najbliższym czasie na kanale Łączy Nas Piłka pojawi się materiał wideo z tego spotkania.

Już w 1. minucie Kinga Seweryn musiała interweniować po zdublowaniu pozycji przez Jaszek i Kalaberovą, na szczęście nasza golkiperka nie dała się zaskoczyć. Pierwszego gola zaskakująco szybko zdobyła za to Aleksandra Nieciąg, z łatwością przepychając pilnującą ją defensorkę i mierzonym strzałem przy słupku pokonała byłą koleżankę z klubu. Napastniczka wykorzystała udane zgranie Nicoli Brzęczek wysokiej piłki posłanej przez Marcjannę Zawadzką z głębi pola. Szybko mogło paść wyrównanie po spóźnionym powrocie Kalaberovej, ale i tym razem interweniowała skutecznie Seweryn. W 11. minucie Zuzanna Błaszczyk zupełnie spanikowała pod naciskiem ze strony Aleksandry Nieciąg, szczęśliwie dla niej z odsieczą nadeszła jedna z defensorek i zablokowała uderzenie. Poza wspomnianymi dwiema akcjami ze strony wrocławianek w pierwszym kwadransie GieKSa miała wszystko pod zupełną kontrolą. W 16. minucie tylko poprzeczka uratowała Błaszczyk przed utratą kuriozalnej bramki po lobie Klaudii Maciążki zza pola karnego, a wszystko rozpoczęło się udanym przejęciem Dżesiki Jaszek w trzeciej tercji. Groźnie było w 23. minucie po kontrataku i zagraniu prostopadłym Joanny Wróblewskiej, Natalia Sitarz została jednak  wzorowo powstrzymana wślizgiem przez Katarzynę Nowak. Odważniejsze poczynania Śląska w drugim kwadransie odzwierciedlał strzał Sokołowskiej z okolic 25. metra, gdy piłka minimalnie minęła bramkę katowiczanek. 35. minuta znów należała do Kingi Seweryn, tym razem wykazała się umiejętnościami po strzale Guzik z rzutu wolnego wprost w okienko. Pięć minut później oglądaliśmy dwa szybkie ataki GieKSy, każdorazowo główną postacią była Nicola Brzęczek: raz dobrze podawała, a raz zdawała się być faulowaną w szesnastce – gwizdek arbiter milczał. W 41. minucie Jagoda Cyraniak postanowiła wziąć sprawy we własne nogi, samodzielnie przedarła się flanką i oddała mocny strzał, który niemal przełamał ręce Błaszczyk. Dwie minuty później tercet Hmirova-Brzęczek-Włodarczyk popisowo stworzył sobie okazję do zdobycia bramki grą na jeden kontakt, jednak przechwyt pierwszej z listy zmarnowała Włodarczyk zbyt lekkim uderzeniem. Pierwszą połowę z hukiem zamknęła Joanna Wróblewska, wybijając futbolówkę daleko poza teren stadionu przy próbie uderzenia z dystansu.

Drugą połowę przebojowo chciała rozpocząć Marcelina Buś, jednak Jagoda Cyraniak bezproblemowo wygrała pojedynek fizyczny w polu karnym. Napór wrocławianek trwał, a w 48. minucie Martyna Guzik była o ułamek sekundy spóźniona do dośrodkowania – stanęłaby oko w oko z Kingą Seweryn. Kolejną dobrą sytuację miały pięć minut później, jednak dwie próby uderzeń skończyły się na błędach technicznych. Odpowiedziały Jaszek z Maciążką dwójkową akcją skrzydłem, ta druga posłała niestety zbyt lekkie dośrodkowanie w ostatniej fazie. Po godzinie gry mocno poturbowana z murawy zeszła Julia Włodarczyk, oby to nie było nic poważniejszego. Wejście z futryną mogła zanotować Santa Sanija Vuskane, bowiem po podniesieniu się z ławki nawet nie zdążyła się zatrzymać, a już uderzała po dośrodkowaniu z prawej flanki – niestety z minimalnej odległości mocno chybiła. W 81. minucie kontratak finalizowała Karolina Gec, na szczęście dla Kingi Seweryn na drodze stanęła Marcjanna Zawadzka. W 86. minucie Patricia Hmirova zapoczątkowała dobry kontratak podaniem do Oliwii Malesy, ta z kolei o kilka milimetrów przeceniła pozycję Aleksandry Nieciąg i na strachu się skończyło. 120 sekund później Santa Vuskane wykorzystała chwilę nieuwagi Sokołowskiej i po odbiorze piłki ruszyła na bramkę Zuzanny Błaszczyk, niestety zbyt długo musiała czekać na odsiecz swoich koleżanek. W doliczonym czasie gry czujność golkiperki z ostrego kąta sprawdziła Oliwia Malesa po rajdzie Maciążki, a dobrym odbiorem popisała się Hmirova.

Dwie połówki dominacji, mnóstwo przepychanek i niewiele klarownych sytuacji strzeleckich dla obu zespołów – GieKSa znacznie lepiej odnalazła się w meczu o takich cechach, nadrabiając dwa punkty do Czarnych Sosnowiec i Górnika Łęczna.

Śląsk Wrocław – GKS Katowice 0:1 (0:1)
Bramki: Nieciąg (2).
Śląsk Wrocław:
Błaszczyk – Marcelina Buś (60. Ziemba), Martyna Buś (60. Gec), Żurek (79. Białoszewska), Piksa, Sitarz (79. Stasiak), Sokołowska, Wróblewska, Szkwarek, Jędrzejewska, Guzik.
GKS Katowice: Seweryn – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Jaszek (75. Malesa), Kalaberova (63. Kozarzewska), Hmirova, Włodarczyk (63. Michalczyk) – Maciążka, Nieciąg, Brzęczek (75. Vuskane).
Kartki: Martyna Buś – Jaszek, Kozarzewska.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Górak: Cierpliwość, przytomność, rozwaga

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po meczu w Lublinie wypowiedzieli się szkoleniowcy Motoru i GKS Katowice – Mateusz Stolarski i Rafał Górak. Poniżej prezentujemy spisane główne wypowiedzi szkoleniowców, a na dole zapis audio całej konferencji prasowej.

Rafał Górak (trener GKS Katowice):
Bardzo ważny dla nas moment, bo czekaliśmy na punkty na wyjeździe, a wygraliśmy pierwszy raz w 12. Kolejce, więc moment dla nas bardzo istotny. Z punktu widzenia punktów i tabeli bardzo istotny moment okres przed nami, czyli sam proces treningu i analizy meczu, bo te punkty będą miały bardzo dobry wymiar, kiedy potwierdzimy to w kolejnym spotkaniu. To trzecie okienko po dwóch przerwach reprezentacyjnych – i chciałoby się, aby dobrze drużyna funkcjonowała. Często mówiliśmy na konferencjach o dobrej grze, ale punktów nie mieliśmy tyle, ile byśmy chcieli. Dzisiaj bardzo dobre mentalne w całości przełamanie,  bardzo dobre 30 minut. Duża kontrola nad meczem i wydawało się, że jesteśmy na świetnej drodze, ale… jeszcze nie jesteśmy idealni. Niepokoi mnie te czterdzieści bramek, które padło w naszych dwunastu meczach. Mimo że szesnaście strzeliliśmy, a  dwadzieścia cztery straciliśmy i dzisiaj też dwie.

W drugiej połowie byliśmy bardzo skuteczni i wykorzystaliśmy wcale niekiedy niełatwą sprawę, jeśli chodzi o przewagę jednego zawodnika, bo nie zawsze strzela się trzy bramki. Wielkie gratulacje dla zespołu za cierpliwość, przytomność i dużą rozwagę, to mnie bardzo cieszy.

Musimy budować kolejne mecze i punkty tylko w cierpliwej pracy i pokorze w tym co robimy. Nie jesteśmy krezusami ekstraklasy, która przecież idzie do przodu. Poziom rozgrywek, zainteresowanie jest czymś, co bardzo cieszy. My w Katowicach musimy wykonywać rzetelnie swoją robotę i zbierać doświadczenia. Dzisiaj dla nas bardzo ważny mecz, w tamtym sezonie nie udało mi się w naszej rywalizacji wygrać z Motorem, więc bardzo się cieszę, że to my jesteśmy do przodu, a Lublinowi życzę wszystkiego dobrego.

Mateusz Stolarski (trener Motoru Lublin):
Do straty drugiej bramki, szczególnie przez pierwsze 15 minut wyglądaliśmy, jakbyśmy grali pierwszy raz ze sobą. Wymuszone lub nie straty piłki i błędy techniczne, na które ciężko było zareagować. 0:2 i… zeszło nas całe ciśnienie. Dlatego zagraliśmy najlepsze dwadzieścia pięć minut w całym sezonie. Do bramki na 2:2 i po niej, kiedy złapaliśmy wiatr w żagle i czułem, że będzie to, co mówiłem przed meczem. Potem czerwona kartka. Na drugą połowę chcieliśmy przetrzymać do 70. minuty przy 2:2 i potem zaryzykować i zagrać o zwycięstwo. W pierwszej akcji, po pierwszym rzucie wolnym w drugiej połowie nie byliśmy w stanie kryć wszystkich zawodników, którzy dobrze grają głową lub są groźni po SFG – musieliśmy jednego zostawić i był to właśnie Zrelak. Musieliśmy poświęcić do centrum, a on schodził poza światło bramki, bo większe szanse na gola są właśnie ze światła niż na dalszym słupku. Pomyliłem się. Taką bramkę straciliśmy, nie zdołaliśmy w ostatniej strefie wyblokować. Potem miałem poczucie, że przy odrobinie szczęścia odrobimy na 3:3, bo mieliśmy dobry moment, ale nie strzeliliśmy. A potem co? Masz 2:3 i grasz w „10”, stoisz nisko i próbujesz przegrać jak najmniej lub idziesz po kolejną bramkę. Strzelał je przeciwnik, gratulacje dla GKS i trenera Góraka. Wygrali zasłużenie z przebiegu całego spotkania. Dla nas jest to bardzo ciężki czas, ciężki okres i musimy wszyscy uderzyć się w piersi, wziąć trochę więcej odpowiedzialności za to, co się w ostatnim czasie dzieje, ale pretensje mogę mieć tylko dla siebie.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Post scriptum do meczu z Motorem

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Mecz z Motorem to już historia. Historia bardzo szczęśliwa dla nas, bo trzybramkowe zwycięstwo na wyjeździe nie zdarza się codziennie. Z początkiem nowego tygodnia wracamy jeszcze raz do piątkowych wydarzeń, ale za chwilę czekają nas kolejne wyzwania. Maraton z trzech meczów w ciągu tygodnia. Pierwszym akordem będzie spotkanie z Koroną Kielce. Wszyscy na Nową Bukową!

1. Wyjazd do Lublina był jednym z najdalszych w tej rundzie. Potem będziemy jeszcze mieli Białystok, a ponadto już niedalekie delegacje – do Łodzi, Niecieczy i Częstochowy.

2. Te piątki nam serwują niezwykle często. Dodatkowo mecz o osiemnastej wymagał wyjechania rano, choć nie jakoś bardzo wcześnie rano. Z Katowic wyjechaliśmy o 11.

3. Pojechaliśmy w czwórkę – ja, Misiek, Kazik i Mariusz, z którym nieraz jeździmy na wyjazdy i świadczymy sobie wzajemnie „samochodowe” przysługi. Przed nami było nieco ponad 4 godziny drogi.

4. Trasa przebiegała sprawnie. Było pochmurno, choć jeszcze nie deszczowo. Na to musieliśmy poczekać.

5. Wkrótce po odbiciu z autostrady udaliśmy się do Maka w Sokołowie Małopolskim. Mieliśmy co prawda w planie posilenie się już w Lublinie, ale chcieliśmy szybciej wziąć coś na ząb, bo Misiek nie jadł śniadania, a skoro tak – wykorzystaliśmy sytuację, by zaspokoić łakomstwo. Symbolicznie.

6. W Lublinie byliśmy około 15.30. Mogliśmy podziwiać tak nieczęste w Polsce trolejbusy. Znamy je doskonale z Tychów, ale naprawdę niewiele jest miejsc, w których one jeżdżą. Z pamięci kojarzę Grudziądz, ale mogę się mylić.

7. Z polecenia pojechaliśmy do „Bistro przy peronie”, czyli jak sama nazwa wskazuje jadłodajni przy dworcu i jednocześnie bardzo niedaleko stadionu. Tutaj czekał nas właściwy posiłek.

8. Chłopaki wzięli różnie – rybę, kurczak, schaboszczak… Ja zdecydowałem się na Zapiekaperon, czy coś takiego. Na zdjęciu ładnie wyglądało, smakowało nieźle, ale bez szału. Natomiast frytki od Miśka choć mrożone, były idealnie zrobione – co rzadko się zdarza w knajpach, więc nie omieszkałem mu kilku zwędzić.

9. Łakomstwo skutkowało tym, że wzięliśmy także zupę. Co prawda w menu było napisane, że szparagowa, ale przytomnie zapytałem pani sprzedającej, czy to rzeczywiście szparagowa czy z fasolki szparagowej. Istotnie to drugie.

10. No i na koniec byliśmy już pełni. Dobrze, że stadion był niedaleko. Wkrótce zaczęliśmy kierować się ku obiektowi Motoru.

Nie wiem, czy to nasza pamięć zawiodła, ale jakoś chyba w innym miejscu niż ostatnio były do odebrania akredytacje. Dlatego najpierw musieliśmy zaparkować samochód z jednej strony stadionu, potem go obejść (stadion, nie samochód – nie jesteśmy jeszcze tak szaleni, żeby obchodzić samochody) i wrócić do wejścia dla mediów. Przechodząc m.in. obok efektownego muralu.

11. Zazwyczaj to jest tak, że parkujemy/wjeżdżamy i już z tobołami odbieramy akredytacje. Teraz zrobiliśmy sobie trochę wycieczek. W końcu jednak odebraliśmy wejściówki.

12. Przed stadionem stały gęsiego autokary Motoru i GieKSy. Potem nasz autokar widzieliśmy jeszcze raz, w zupełnie innym miejscu.

13. Wkrótce już znaną drogą udałem się na chwilę na salę konferencyjną, gdzie pogadałem chwilę z miejscowym dziennikarzem. Potwierdzał, że pod Mateuszem Stolarskim jest gorący stołek. Dla obu klubów było to niezwykle ważne spotkanie. Kazik w tym czasie wypuścił drona i zrobił efektowne ujęcia.

14. Po zrobieniu herbaty poszedłem już na prasówkę. Zawsze lubię być zarówno na stadionie, jak i na sektorze prasowym odpowiednio wcześniej. Można się usadowić, zająć dobre miejsce i też obejrzeć jeszcze niezapełniony stadion. Jeszcze przy lekkim świetle dziennym, choć już z jupiterami.

15. Na obiekcie był pewien relikt kilkuletniej przeszłości. Otóż przy wejściu na prasówkę znajdowały się dwie kartki z hasłem do WiFi. Problem jednak polegał na tym, że jedna z nich to była kartka z… finału Pucharu Polski 2021. Ciekawe to, czy tam nikt nigdy z klubu się nie zapuścił, by ją zdjąć? A może to po prostu pamiątka?


16. Miejsca prasowe są kompletnie oddzielone od reszty. Ciekawe jest to miejsce na stadionie Motoru. Posadzka z płyt chodnikowych, ogólnie stan niemal surowy, ale przejścia wygodne. Najbardziej rozśmieszają mnie numerowane krzesełka na kółkach, których jest mniej niż stolików. Tym bardziej, trzeba wcześniej zająć.

17. Ja wybrałem miejsce nieopodal komentatorów Canal Plus, których jeszcze nie było na stanowisku. Dlatego też mogłem podejrzeć i podsłuchać na żywo wywiady z trenerami. Zawsze są one nagrywane ponad godzinę przed meczem i puszczane z odtworzenia we „Wstępie do meczu”. Tutaj już doskonale wiedziałem od razu, jakie mają nastawienie obaj szkoleniowcy.

18. Zasiadłem do swojego stanowiska. Do wyboru są dwa rzędy, jeden ze sztywnymi stolikami, drugi z rozkładanymi. Minus tych pierwszych jest taki, że są w rzędzie dolnym i mają przed sobą szybkę z pleksi. To zawsze daje takie wrażenie odgrodzenia od boiska i pewnej nienaturalności. Zająłem więc miejsce na górze.

19. Blat w porządku, minimalnie pochylony, ale nie na tyle, żeby zsuwały się rzeczy, tak jak na niektórych stadionach. Miejsca wystarczająco, kontakty są, widoczność znakomita. Nie pozostawało nic, jak czekać na rozpoczęcie spotkania.

20. Kibice powoli zaczęli się schodzić, piłkarze mieli rozgrzewkę. Pod jej koniec spiker wyczytywał składy, a w międzyczasie Arkadiusz Najemski, obrońca Motoru, został uhonorowany pamiątkową tablicą za setny mecz w Motorze. Problem w tym, że nic sobie z tego nie robił tenże spiker i czytał dalej zestawienia, więc sporo osób pewnie nie zauważyło, że taka ceremonia ma miejsce.

21. A potem mieliśmy już granie. Powiedziałbym, że przecieraliśmy oczy ze zdumienia, gdy GKS od początku atakował, gdyby to była prawda. Znamy ten schemat choćby z meczów z Legią czy Cracovią. Problem był taki, że przewaga nie była udokumentowana bramką. Tutaj była – i to dwoma trafieniami. Kibice obu drużyn od początku oglądali bardzo ciekawy mecz.

22. Co do pierwszej bramki GKS, to boisko w Lublinie najwyraźniej służy Bojrsze Galanowi. Zawodnik praktycznie nie strzela goli, ale na stadionie Motoru trafił już drugi raz. Tak to bywa w piłce.

23. Adam Zrelak strzelił bramkę ręką. Na szczęście nie swoją, więc to nie była boska ręka Jasia Furtoka. Dopomógł jednak wspomniany Arek Najemski. Tak więc, gratulacje Arek! I jeszcze raz dzięki!

24. Nadal jednak musieliśmy być czujni, bo przecież w poprzednim sezonie też w dziewiątej minucie prowadziliśmy, a to jednak Motor wygrał 3:2. Tu mieliśmy dwubramkowe prowadzenie, ale dalecy byliśmy od przypisywania sobie trzech punktów, bo… to jest GieKSa, która zawsze potrafi spłatać figla.

25. No i spłatała. Łatwo dała sobie wbić dwie bramki, bo już nie było więcej miejsca, żeby się cofnąć na boisku (dalej były już tylko trybuny). Z dobrego prowadzenia zrobił się remis, a w zamieszaniu Motor był bliski trzeciej bramki.

26. Nie jestem w stu procentach przekonany, że to Czubak strzelił pierwszego gola. Sam zawodnik mówił, że raczej nie dotknął piłki. Powtórki są bardzo mylące, bo na niektórych jest wrażenie, że dotknął, na innych całkowicie nie. Mam nadzieję, że ktoś to jeszcze z linijką sprawdzi. Ja bym zaliczył bramkę Wolskiemu.

27. Na szczęście Łabojce przepaliły się styki i sfaulował Zrelaka przy linii autowej. Choć eksperci stwierdzają, że druga żółta kartka nie była potrzebna. Bez przesady. Czyste i zasłużone żółtko. To zawodnik powinien uważać, a nie liczyć na litość sędziego.

28. Swoją drogą zaledwie dwie sekundy były potrzebne, by Marten Kuusk po swoim wejściu odmienił losy meczu. To właśnie po zmianie, w której zastąpił Czerwińskiego, Estończyk wykonywał aut do Słowaka i nastąpił ten faul.

29. Druga połowa to był już koncert GieKSy. Nasze armaty na dobre się odblokowały. Zrelak strzelił już gola nogą, a nie ręką rywala i katowiczanie szybko znów byli na prowadzeniu. To drugie trafienie Słowaka w tym sezonie.

30. A potem show dał Ilja Szkurin. Białorusin strzelił swoje pierwsze dwie bramki w lidze dla GKS, a w sumie ma już trzy trafienia, bo przecież zdobył gola także w Pucharze Polski. Jaka szkoda, że nie wykorzystał tej sytuacji sam na sam, bo drugi hat-trick zawodnika GKS w tym sezonie to byłoby coś.

31. Hat-trick asyst mógł mieć Bartosz Nowak, ale dwie właśnie były prawowite, a trzecia (pierwsza w kolejności) to była ta przy drugim golu GKS w tym meczu. Bramka była samobójcza, więc asysty nie ma.

32. Z czasem nie było już zagrożenia, że GieKSie może coś się stać. Dużo wnieśli zmiennicy, jak wspomniany Ilja, a także Sebastian Milewski czy Marcel Wędrychowski.

33. Tym samym GKS zdobył pięć goli na wyjeździe pierwszy raz od ubiegłorocznego meczu z Puszczą. Kibice natomiast zwracają uwagę, że ostatni mecz z kibicami, w którym zespół zdobył pięć bramek w delegacji to spotkanie sprzed… 20 lat, kiedy GieKSa wygrała w czwartej lidze z Czarnymi Sosnowiec 5:2. Wówczas hat-tricka zaliczył Sebastian Gielza.

34. W końcu mieliśmy odrobinę radości. Po meczu oczywiście nagrałem swoją nagrywkę, a z racji tego, że byliśmy – jak wspomniałem – nieopodal komentatorów, zaprosiłem Tomasza Wieszczyckiego do wywiadu. Były reprezentant Polski zgodził się i przeprowadziliśmy sympatyczną, krótką rozmowę. Wieszczu zapowiedział, że za tydzień będzie na meczu z Koroną.

35. Mecz skomentował także Tomasz Witas, który zadebiutował w tej roli w Canal Plus. Wyszło mu całkiem dobrze, słyszałem jego emocje na żywo, a potem przewijając sobie mecz mogłem stwierdzić, że dał radę. Może to będzie szczęśliwy komentator dla GieKSy?

36. A co do Wieszcza, to trzeba powiedzieć, że w poprzednim sezonie pamiętam, że komentował mecz z Puszczą u siebie (3:1), a w obecnym z Wisłą w Płocku (1:1). Więc też całkiem nieźle.

37. Potem oczywiście udałem się na konferencję prasową. Jak zwykle zadawałem pytania trenerowi Górakowi, ale przy pierwszym z nich tak się zamotałem, że musiałem gdzieś odkręcić, żeby w gruncie rzeczy powiedzieć, o co mi chodzi 😉

38. Mateusz Stolarski natomiast wyglądał jak cień człowieka. Taka piłkarska depresja. Mieliśmy to kiedyś w GieKSie, tak w swoim czasie wyglądał Piotr Mandrysz, a będąc uczciwym, takie wrażenie w pewnym momencie sprawiał także Rafał Górak – w czasach okrzyków o walizkach i fatalnych wyników. Trener też się na szczęście odkręcił z tej sytuacji i to dawna sprawa.

39. Ciężki czas przeżywa jednak trener Motoru. Próbował odpowiadać, ale widać było wielki żal – niewypowiedziany całkowicie żal tak naprawdę do zawodników. Szkoleniowiec chyba też wie, że prezesi różnie lubią reagować. A Zbigniew Jakubas przecież chciał pucharów…

40. GieKSa wygrywając 5:2 wyprzedziła Motor w tabeli. Brawo!

41. Po konferencji zostaliśmy jeszcze jakiś czas na sali. I znów muszę to powiedzieć. My naprawdę po 19 latach w pierwszej lidze mamy dużo pokory, nawet jeśli chodzi o ludzi zajmujących się mediami. Przy jednym stoliku siedzieli sobie ludzie z oficjalnej strony klubu, przy innym my. I u wszystkich pełen spokój, oczywiście że dobre humory, ale nie ma tego cwaniakowania, co w innych klubach, tego śmieszkowania i kumatości, tak żeby cały Lublin słyszał. Lubię to u nas. Nie robimy z siebie nie wiadomo jakich gwiazd. Za dużo wszyscy w Katowicach przeszliśmy.

42. Wkrótce udaliśmy się do samochodu, by wrócić do Katowic. Czekało nas kolejne ponad cztery godziny drogi. Pogoda była kiepska, padało lub siąpiło niemal cały czas.

43. W Brzesku jeszcze wstąpiliśmy na kurczaki z KFC, bo byliśmy po wielu godzinach już głodni – a było już po północy. To była jedyna dostępna strawa o tej porze. Od razu przypomnieliśmy sobie, że już niedługo mecz z Piastem.

44. Dla mnie to był piąty mecz w Lublinie, z czego drugi na nowym stadionie. Bilans jest bardzo zadowalający – zobaczyłem trzy zwycięstwa, jeden remis i jedną porażkę. W tych spotkaniach widziałem także aż jedenaście bramek GieKSy.

45. Na powrocie jeszcze mijaliśmy autokar GieKSy. To zdecydowanie stały fragment gry podczas powrotów z wyjazdów.

46. W Katowicach byliśmy około drugiej w nocy. W końcu, w szóstym meczu w delegacji zdobyliśmy trzy punkty!

47. Do zobaczenia w sobotę na Koronie!

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga