Dołącz do nas

Piłka nożna

Górak: „Wygraliśmy 1-0 i jesteśmy w Ekstraklasie”

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Po wygranej w Gdyni odbyła się konferencja prasowa, w której wzięli udział trenerzy obu drużyn: Rafał Górak oraz Wojciech Łobodziński.

Górak: Dzisiaj podsumowanie to trudne. Można powiedzieć, że tydzień temu grając jeszcze z Wisłą nie byliśmy pewni miejsca barażowego na sto procent i ta nasza droga od tego 11. miejsca to jest taka historia, która utkwi i to niejednemu na lata. Zresztą w ogóle ten 5-letni okres pracy, kiedy wróciłem do GKS-u byliśmy w drugiej lidze po spadku i rzeczywiście ja doskonale wiem jak żeśmy nad tym wszystkim pracowali. To nie o to chodzi, że trzeba było coś odbudowywać, bo nie tędy droga. Także mówię, tydzień temu nie byliśmy pewni barażów, wygraliśmy spotkanie z Wisłą, jakże ważne, a wyniki to jedno i potem mecz w następny dzień w Gdańsku dał nam możliwość grania o pełną pulę i wydaje mi się, że być może z mniejszym takim balastem psychicznej nerwowości w takim meczu weszliśmy w to spotkanie i graliśmy bez jakiegokolwiek obciążenia. Zdobyliśmy bramkę, piękną bramkę w pierwszej połowie. Mieliśmy swoje sytuacje, Arka najważniejszą, chyba Czubaka na koniec, ale tym razem my okazaliśmy się tutaj lepsi. Wygraliśmy 1-0 i jesteśmy w Ekstraklasie. Uwierzcie mi państwo, że dla mnie to jest niesamowity moment i niesamowita chwila, ale to już też wiadomo, może moja opowieść, a państwu dziękuję i za tą konferencję również. 

Pytanie: Czy po rundzie jesiennej sądził pan, że ten sezon może się tak zakończyć?
Górak:
Po rundzie jesiennej mieliśmy bardzo dużo niedosytu w sobie i my jako sztab wydaje mi się, że doskonale wiedzieliśmy, że 11. miejsce, 10 punktów straty do miejsca bezpośredniego, 7 punktów straty do miejsca barażowego nie odzwierciedla tego, jak drużyna wygląda na boisku. Myśmy naprawdę grali wiele meczy, ale niestety nie punktowaliśmy. Wiadomo, że to potem rodzi znowu frustrację i ogromne trudności, przez które żeśmy przechodzili, ale dzięki zespołowi, grupie kapitalnych ludzi, których zawsze miałem w szatni zawsze mi było z tym wszystkim łatwiej i to jest ich ogromny sukces. To jest pytanie nie tyle do mnie, a do nich i wiedziałem, że w każdym dniu nie spuścili jeszcze głów w batalii, aby po prostu grać o swoje marzenia. Potem zaczęła się runda rewanżowa, gdzie graliśmy tak, jak żeśmy grali. 

Jakie było pierwsze uczucie jak usłyszał pan gwizdek dzisiaj?
Górak:
Nie wiem, naprawdę. Jest tyle emocji we mnie i tyle rzeczy, które przeze mnie przechodzą, że długo by o tym opowiadać. To, że jestem szczęśliwy, to chyba dla wszystkich jest jasne.

Co trener pomyślał, jak usłyszał z sektora gości skandowanie swojego imienia i nazwiska? Wiemy, jaka była relacja z kibicami, a dzisiaj może nie bezpośrednio, a pośrednio powiedzieli panu przepraszam. Jak pan do tego podchodzi?
Górak:
Jeżeli tak się stało i miało się to zamknąć w takie coś, to przeprosiny przyjęte.

Jak trener widzi swoją przyszłość? Kontrakt do końca czerwca, chodziły słuchy o przedłużeniu w przypadku awansu.
Górak
: Proszę nam zostawić trochę czasu, aby odpowiedzieć na to pytanie.

Powiedział pan, że mieliście groźne sytuacje w pierwszej połowie, a przypominam sobie, że tylko szukaliście stałych fragmentów gry i nie potrafię sobie przypomnieć niczego więcej.
Górak:
Stały fragment gry, piłka w centrum bramki i strzał Maka niecelny. Takie piłki często trafiamy, to była sytuacja, kiedy mogliśmy podwyższyć na dwa zero, ale zgodzę się z panem, że to nie były takie sytuacje jak Kuby Araka na koniec, gdzie ona była z tych stu procentowych, natomiast ja w wielu momentach dojrzewałem, że dużo nie brakło, żeby dojść nawet do takiej sytuacji. Także tutaj Kuby najbardziej otwiera, ale także sytuacja gdzie jest spalony, ale to wiadomo tam przewiniliśmy i było to niezgodne z przepisami. Wydaje mi się, że były sytuacje, żeby mocniej zagrozić bramce.

***

Łobodziński: Na początek gratulacje dla GKS-u Katowice za ten awans bezpośredni. Zrobiliśmy za mało dzisiaj, żeby wygrać ten mecz i to mówię z pełną odpowiedzialnością. Plan na ten mecz był taki, jak pierwsze 20 minut i graliśmy tylko 20 minut dobrze, nawet do momentu straty bramki, czyli to był nasz plan mecz. Jeżeli byśmy mieli podsumowywać, to tak chcieliśmy grać. Bardzo wysoko, bardzo agresywnie, chcieliśmy tworzyć sytuacje. No cóż, nie będę mówił o absencjach, bo wszystko zostało powiedziane. Powiem tylko, że jeszcze nie jest koniec, jeszcze nie jest koniec. Ja wiem, że wszyscy są rozgoryczeni – my też, ale ja jako trener nie mogę sobie pozwolić, żeby teraz się załamywać, bo to był trudny okres, szczególnie ten od derbów teraz za nami. Ja jako trener nie mogę sobie pozwolić na to, żeby zespół mentalnie siadł. To są trudne momenty tak po ludzku nawet, więc zrobię wszystko, co w mojej mocy i to mogę zapewnić, żeby ta drużyna, tak czy inaczej, zagrała w ekstraklasie i oddam całe serce, jak oddawałem do tej pory dla drużyny, dla tych chłopaków, aby ten awans stał się faktem. Oczywiście trudne to jest zadanie teraz dla nas, ale zrobimy wszystko, żeby wygrać te dwa spotkania barażowe.

Jak się okazuje trenerze moje pytanie podczas konferencji nie było bezzasadne. Mi chodziło o to, jak pan w przypadku porażki zamierza mentalnie popracować nad zespołem. Jak ich zmobilizować, że to nie jest koniec?
Łobodziński:
Pierwsze słowa moje były takie, że to jest sport. Oczywiście można być słabszym i przegrać, ale cechą najlepszych jest wyciągać wnioski i walczyć, dopóki jest szansa. Też pamiętajmy, że teoretycznie dwa mecze mamy u siebie i nie chciałbym w tej chwili tak jak już ciężko będzie u kibiców o optymizm. Proszę o taką szansę jeszcze dla drużyny, bo 62 punkty zdobyliśmy, cały czas jesteśmy w walce, no ale mamy problem, ale to jest moje zadanie na te kilka dni, żeby pozbierać zespół.

Teraz gracie z Odrą Opole. Na gorąco – dobrze, źle? Katowice rozpędzone, ale te drużyny 4-5-6 są na podobnym poziomie, również z problemem mentalnym. Tutaj oczywiście awans był na wyciągnięcie, ale czy nie za łatwo Arka oglądała.
Łobodziński:
Wiele razy o tym mówiłem, że w piłce już wszystko widziałem, tak mi się wydawało. Czasami 1 punkt trudno się zdobyć. Oni siedzą teraz w tej szatni i są załamani, ja ich teraz nie próbuję podnosić na duchu, bo wiem, że to nic nie da. Oni to muszą przetrawić sami sobie. Jesteśmy faworytem i chcemy po prostu awansować. Po tych barażach nawet. Czy dobrze, że z Odrą Opole? No jest to niewygodny przeciwnik, wiadomo, jaki był tu mecz z nimi w tym błocie. Mam nadzieję, że to będzie bardziej piłkarski mecz tym razem i wygramy.

Będzie Kinkać? Co z Dobrotką?
Łobodziński:
Martin wydaje mi się, że zakończył sezon. Milewski pauza za kartki. Przemek wraca, rozmawialiśmy o tym wiele razy, wszystkie ręce na pokład. Nie mamy szerokiej kadry, trochę ją powiększyliśmy, ale nie mamy kadry na tyle szerokiej, aby sobie móc pozwalać na wiele zmian. Będzie kim grać. Szykujemy kolejnych zawodników, oni są po to, oni czekają, żeby dostać szansę. Na pewno dostaną w tym meczu barażowym szansę i nie zawiodą.

Kibice nie zawiedli, prawie komplet. Czy w czwartek będzie podobnie?
Łobodziński:
Rewelacja dzisiaj była. Dzięki wielkie wydaje mi się, że ciężko, bo zawiedliśmy dzisiaj po prostu. Tak jak powiedziałem wcześniej, moja prośba jest taka ta ostatnia, żeby zaufać temu zespołowi i mi. Dużo szczęścia daliśmy, w końcówce zawiedliśmy, co nie znaczy, że to już jest koniec.

Tak jak pan wspominał co za wami, to za wami. Trzeba patrzeć w przyszłość, zapewniał pan o ofensywnej grze. Ma pan w głowie plan, żeby do meczu barażowego podejść bardziej zachowawczo, czy raczej chce pan być wierny swojej ofensywnej filozofii?
Łobodziński:
Nie może to funkcjonować, bo patrząc na nasz optymalny skład, a teraz, to są dwie całkowicie różne rzeczy. To trzeba dostosowywać do piłkarzy, ich umiejętności oraz specyfiki gry. Wydaje mi się, że czasami plan na mecz jest troszkę bardziej defensywny, a potem są zarzuty, czemu tak gramy, a nie gramy w piłkę. Różnie podchodzimy do tematu, tu na pewno będziemy chcieli zdominować przeciwnika. Tak jak chcemy to często robić. Dzisiaj te 20 minut to było za mało, a być może z Odrą wystarczy.

Po meczu w Gdańsku mówił pan, że ta drużyna musi nauczyć się przegrywać. Widział pan po chłopakach, czy zawodnicy byli w stanie przetrawić to, co się tam wydarzyło w tydzień? Czy teraz te 3 dni wystarczą?
Łobodziński:
Naprawdę patrzyłem na nich 2 dni przed meczem, rozgrzewkę, czy te pierwsze 20 minut byłem spokojny. Byliśmy tacy, jacy mieliśmy być. Nagle ta bramka spowodowała, że nie potrafiliśmy się podnieść niestety.

Powiedział pan, że chcielibyśmy zdominować. Mamy takie pytanie, czy to jest jakaś taka psychiczna blokada zawodników? Arka to była drużyna, którą się ładnie oglądało. Dziś zawodnicy są wycofani, nie ma tego zęba.
Łobodziński:
Nie znam odpowiedzi na to pytanie szczerze mówiąc. Ten sezon był taki, że ten skład nasz kręcił się wokół tych samych piłkarzy. Nie mogliśmy sobie pozwolić na rotacje, wszystko po trochu, tej presji, zmęczenia być może też. Nie no w zawodowej piłce w zmęczenie to w zasadzie trudno wierzyć. Ja też grałem co 3 dni i najlepiej mi się grało, regeneracja stoi na takim poziomie, że spokojnie możemy sobie poradzić, tym bardziej młodzi zawodnicy. Dużo nam zabrały te straty w postaci Janusza i Dawida i tu też jest problem, że drużyna się wycofała mentalnie i tak piłkarsko dlatego są takie problemy Adasia ze zdrowiem. Sidibe teraz problemy. Trochę się tego nałożyło, ale nie chcę szukać wytłumaczenia, bo po to są zawodnicy inni też, żeby utrzymać ten poziom, ale tak jest w piłce, że trudno utrzymać wszystkim ten poziom.

Katowice nie chciały grać otwartej piłki, czekały na swój moment, stały fragment. Odra jest też fizycznym zespołem, czy pan jest na to przygotowany?
Łobodziński:
Tak, już myślę o tej Odrze. Chwilę zdążyłem zobaczyć. Na pewno będzie to mecz podobny do tego, może nie tak ciężki. Pierwsza liga jest, jaka jest, być może już więcej drużyn gra dobrą piłkę, to jest bardzo mocno fizyczna liga i dopóki my się nie dostosujemy do tego, to będzie nam bardzo ciężko walczyć z tymi najmocniejszymi w tym elemencie tutaj. 

Czy to kontuzje zdaniem trenera największym problemem na finiszu?
Łobodziński:
Czy ja wiem, myślę, żę to ma wpływ. To jest futbol, na pewne rzeczy nie jesteśmy w stanie zareagować, bo nie mamy na to wpływu. Kontuzje, kartki, więc no być może tak. Tego nie wiemy do końca, być może ten punkt mógł się wydarzyć na początku sezonu, być może z Wisłą Kraków wytrzymać. To jest zbyt dużo okoliczności, żeby już to podsumowywać, a ja nie chciałbym jeszcze podsumowywać tego sezonu.

Rzecznik wspomniał dwa terminy meczów.
Łobodziński:
Trochę więcej czasu na regenerację, każda godzina jest dla nas ważna.

Krąży taka opowiastka, że trener GKS-u Katowice pokazał swoim zawodnikom fragment motywacji Arki i podobno nic nie mówił do nich, żeby ich zmobilizować.
Łobodziński:
Jakiej motywacji? Filmiku z kibicami? Kibice przyszli, ok. Liczyliśmy i taką informację dostaliśmy, że kibice nas wesprą, dlatego się zgodziłem na to spotkanie. Takie rzeczy się zdarzają, kibicom bardzo zależy. Ja takie rzeczy przeżywałem w każdym klubie, chociaż nie spodziewałem się, że to nagrają i upublicznią. Byliśmy zapewniani, że to zostaje między nami a tak się nie stało. Wiadomo, że to od nas nie wyszło. Ok, taką podjęli decyzję i tyle. Nic nie możemy zrobić z tym faktem, no bo tak się już stało i nic nie możemy zrobić.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kibice Piłka nożna

Radomiak Radom kibicowsko

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Warchoły, bo tak potocznie nazywa się kibiców Radomiaka Radom, są naprawdę starą i solidną ekipą kibicowską na piłkarskiej mapie Polski. Ich wizerunkowy problem polegał na tym, że nie grali 36 lat w Ekstraklasie, więc nie było za bardzo możliwości, by o nich usłyszeć. W latach 90., kiedy kształtowały się wszystkie chuligańskie składy, Zieloni grali na poziomie obecnej II i III ligi, siejąc spustoszenie po okolicznych miejscowościach.

Ich żywot na trybunach zapoczątkował się pod koniec lat 70., a na dobre weszli w kibicowską mapę Polski w latach 80. Od zawsze byli pozytywni nastawieni do Legii Warszawa, natomiast wzajemna nienawiść między miastami Kielce – Radom, sprawiła, że z Koroniarzami mają do dziś największą kosę.

W sezonie 1984/1985, który był ich wtedy jednosezonowym epizodem, a my graliśmy ze sobą ostatni raz, zawarli zgodę z Legią, jadąc do stolicy w 1000 głów. Przyjaźń ta nie przetrwała ze względu na ostatnią kolejkę sezonu, w której Legia zremisowała  z Pogonią Szczecin, przez co Portowcy utrzymali się w elicie, zaś Warchoły spadli z ligi.

W 1994 roku była ponowna próba nawiązania sztamy z Legią, jednak kością niezgody była Pogoń, z którą Legioniści kilka miesięcy wcześniej odnowili zgodę i fani z Radomia mieli w pamięci, przez kogo spadli z ligi, więc temat poszedł w zapomnienie.

Przez cały kolejny okres kibicowski fani Radomiaka związali się jedynie układem chuligańskim z GKS-em Bełchatów i Stalą Rzeszów, ale czas zweryfikował, że do siebie nie pasowali i relacje zostały zakończone. Okres bycia osamotnioną ekipą nie oznaczał, że stali w miejscu. Klub się piął w górę i grali na zapleczu Ekstraklasy, a dzięki temu, że polska scena kibicowska się mocno rozwijała, to dorobili się solidnych fan clubów takich ekip jak: Polonia Iłża, Proch Pionki czy Szydłowianka Szydłowiec (wszystkie już wymarły), które w swoim „primie” mocno się udzielały w regionie i trwała ciekawa regionalna rywalizacja z koalicją Broni Radom i Powiślanki Lipsko.

Odnośnie do derbowego rywala – Chłopców z placu Broni, którzy w latach 90. mieli naprawdę solidną bandę i dobrze funkcjonowali. W 2004 roku było apogeum wyjaśnienia kto „nosi spodnie” w mieście. Podczas derbów Broń – Radomiak, Zieloni wjechali na stadion gospodarzy i zajęli ich młyn, śpiewając: „Nie ma już Broni, w Radomiu nie ma już Broni”. Na uratowanie honoru gospodarzy wybiegła garstka kibiców Broni na przegrane starcie, ale było już po wszystkim. Po tym meczu ówczesna zgoda Broni – Hutnik Kraków podziękował im za przyjaźń.

Wiosną 2016 roku Radomiak zawarł układ chuligański z warszawską Legią, a finałem był mecz Radomiak – Siarka Tarnobrzeg jesienią 2017 roku, gdzie ogłoszono kibicowskiej Polsce, że Radom i Warszawę łączy sztama.

Nasze relacje z Radomiakiem ciężko opisać… Ostatni mecz ligowy na Bukowej graliśmy w październiku 1984 roku, czyli chwilę po tym jak Blaszok został oddany do użytku. Wtedy „luksusowa” trybuna i nikt nie zakładał, że będzie to siedlisko jednych z najwierniejszych grup kibicowskich w Polsce, które wyznaczą standardy, czym jest niezłomność w walce o swój klub.

W maju 1996 roku podczas meczu z Legią Warszawa, kiedy dostaliśmy sromotne lanie 0:5, doszło do zakończenia zgody z Avią Świdnik, która przyjeżdżając, usłyszała, że nic już nas nie łączy i nieświadoma tego dnia ekipa Radomiaka zawitała „po zgodę”, ale nie znalazła uznania ani chętnych do przybicia tej relacji, mimo bycia goszczonym wielokrotnie w Katowicach.

Jesienią 1996 roku na Bukowej odbył się mecz reprezentacji Polski z Mołdawią, który wygraliśmy 2:1, a samo spotkanie miało historyczny moment na naszym obiekcie, gdyż został wprowadzony przepis, że na meczach reprezentacji mogą obowiązywać tylko i wyłącznie biało-czerwone barwy, do których oczywiście nie wszyscy się zastosowali. Na Blaszoku (przy pełnym stadionie) zasiadło mnóstwo ekip, ale to chuligani GieKSy byli w tym dniu gospodarzami swojej trybuny i widząc 50-osobową ekipę Radomiaka w sektorze A, stojącą razem ze Stomilem Olsztyn i Polonią Bydgoszcz, wpadli w nich, przez co doszło do mocnej awantury, zaś „goście” musieli zostać wyprowadzeni przez policję ze stadionu. Na „pożegnanie” nasi chuligani wybili szyby w ich autokarze i niemal go wywrócili.

Jesienią 2016 roku los skrzyżował nas w Pucharze Polski, ale wtedy Szaleńcy z Bukowej nie mogli zawitać z powodu „remontu sektora gości”, co w późniejszych latach stało się mottem działaczy z Radomia. Obecnie Radomiak posiada nowy obiekt, powstał sektor gości, ale… nikt na nim nie zasiada. Miasto jest specyficznie uzależnione politycznie od służb mundurowych, które skutecznie wpływają na działaczy, przez co fani Radomiaka na meczach domowych bawią się sami. Jedynie mecz zgodowy z Legią Warszawa ma inny charakter widowiska, przez wspólny doping na jednej trybunie.

Do zobaczenia na Bukowej, bo Warchoły pierwszy i ostatni raz usłyszą huk z Blaszoka!

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Ekstraklasa zawitała na Bukową

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Ekstraklasa znowu na Bukowej. Pierwszy mecz GieKSa niestety przegrała z Radomiakiem Radom. Zapraszamy do fotorelacji z tego spotkania.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Pierwsze śliwki – robaczywki

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

No i wielki mecz za nami. Doświadczyliśmy tego – niektórzy po raz pierwszy w życiu, inni po niemal jednej piątej wieku. Na Bukową zawitała ekstraklasa. Wspomniani w felietonie przedmeczowym Marcin Rosłoń i Kamil Kosowski musieli przeżyć niezły szok zasiadając na szczycie Trybuny Głównej, na miejscach prasowych. Obdrapanych z farby, z powiewem oldchoolu.

– To jest Bukowa, tu się żyje! – powiedział ten pierwszy na zakończenie transmisji Canal Plus, dając do zrozumienia, że poczuł ten już tak rzadki klimat dawnych czasów.

Morze ludzi na stadionie już długo przed meczem, ta żółta armia kibiców spragnionych wielkiego futbolu. Historia za chwilę miała dziać się na naszych oczach. Wielu kibiców spotykało dawno niewidziane twarze. Jak choćby autor tegoż felietonu, który mecz obserwował w towarzystwie swojego kolegi z podstawówki, z którym to przecież onegdaj na mecze ligowe się jeździło regularnie (pozdro Krzysiu!).

Piękna oprawa spotkania i mogliśmy grać. Niespotykane było to, że w początkowej fazie meczu nawet Główna stała, dopiero potem zaczęliśmy siadać. Czuć było, że to coś zupełnie innego niż te początki wszystkich poprzednich sezonów z 19 lat. No, może poza spotkaniem ze… Źródłem Kromołów w 2005 roku. Jakkolwiek by to dziwnie nie brzmiało, wtedy mieliśmy narodziny nowej GieKSy, które podczas tego czwartoligowego meczu zostały godnie uczczone.

Teraz to było ukoronowanie tego całego okresu i nagroda za te wszystkie lata. Będę utrzymywał, że wynik tego meczu miał drugorzędne znaczenie. Oczywiście punkty w lidze będą na pierwszy miejscu, ale ta inauguracja była po to, by ją po prostu przeżyć. Poczuć zapach ekstraklasy, poczuć klimat wielkiej piłki w Katowicach.

Dlatego apeluję o rozwagę przy ocenach za to spotkanie, bo czytając na forum wypowiedzi pomeczowe kibiców – oczy trochę więdły. Zasłużona krytyka po tym meczu – jak najbardziej, jednak defetystyczna narracja i rozprzestrzenianie widma bezdyskusyjnego spadku powodowała, że można było sobie zadać pytanie, czy niektórzy odnotowali w ogóle fakt awansu. Narracja ta niczym się bowiem nie różniła od wieloletnich na zapleczu elity. Można wręcz odnieść wrażenie, że choćbyśmy grali z Realem Madryt i przegrali np. 0:4, to psioczenie na tego czy tamtego, że się nie nadaje, że błędy trenera, byłoby wyraźne.

Nie chodzi o to, że chcę i zamierzam bronić kogokolwiek. Chodzi mi tylko o tę narrację. W meczu z Radomiakiem mieliśmy aspekty pozytywne i negatywne. I choć przed meczem mogliśmy oczekiwać wygranej z podobno zkryzysowanym Radomiakiem, to jednak ostatecznie – mimo przegranej – mecz ten pokazał, że z drużynami tego pokroju jesteśmy w stanie rywalizować.

Katowiczanie wykreowali sobie okazje bramkowe, stworzyli kilka dynamicznych, ciekawych akcji, a indywidualne wejście Rogali ze skrzydła było wręcz spektakularne. W drugiej połowie GKS zdominował Radomiak i przy odrobinie szczęścia mógł doprowadzić do wyrównania. Gra na czas rywali także dowodziła tego, że po prostu boją się o wynik. Choć i w ofensywie mogło być lepiej, to trzeba przyznać, że było całkiem nieźle.

Gorzej było z defensywą. Nasz zespół dawał się stłamsić i wepchnąć we własne pole karne, zawodnicy nie potrafili wybić piłki i zażegnać nawałnicy piłkarzy Baltazara. W zasadzie obie bramki padły po tego typu sytuacjach. Coraz bardziej pachniało bramką dla rywali, ten wskaźnik dochodził do czerwoności – aż następowało przesilenie – gol.

Nie chcę dywagować o personaliach, bo każdy widział, co się działo. Trener też starał się reagować (już w przerwie) i zapewne sam musi zobaczyć, kto się sprawdza na ekstraklasowym poziomie, a kto nie. Faktem jest, że na pierwszy mecz w ekstraklasie wyszliśmy tylko dwoma nowymi zawodnikami – Klemenzem i Galanem. No może trzema, bo Baranowicz był tak jakby nowy. Czy to była forma nagrody dla poszczególnych piłkarzy za awans – nie wiadomo. W kolejnych meczach jednak najprawdopodobniej proporcje nowych i starych zawodników będą już bardziej zbalansowane.

Widać było, że ekstraklasowe granie to inna para butów. W pierwszej połowie Radomiak pokazał ogranie, technicznie też byli niczego sobie. Trzeba się przystosować do nowych okoliczności. Pierwsza liga to był styl życia, Ekstraklasa też nim będzie – tylko innego rodzaju.

Nie ma co psioczyć, tylko zakasać rękawy i działać. Następne spotkanie gramy ze Stalą Mielec, rywalem wydaje się w naszym zasięgu. Ale to wszystko kwestia względna. Nie wiemy tak naprawdę, jaki poziom względem GKS mają rywale. Musimy więc organoleptycznie się o tym przekonać.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga