Piłka nożna
Historia potyczek ligowych GieKSy z Pogonią
Ja dotąd na poziomie ligowym GKS spotykał się z Pogonią Szczecin aż 53-krotnie. Dlatego też artykuł z oczywistych względów będzie zawierał pobieżny opis pojedynków obu drużyn.
Pierwsze historyczne spotkanie zostało rozegrane w sezonie 66/67. Grająca na własnym stadionie GieKSa tylko zremisowała z beniaminkiem ze Szczecina 1:1. GKS-owi prowadzenie dał Śliwa, ale kilka minut później wyrównał Łowkins. Po meczu trener Nikiel powiedział: „Nie mogę zrozumieć co się stało z moimi podopiecznymi. Rozegraliśmy chyba najgorszy mecz w ekstraklasie”. Dodatkowy komentarz jest zbędny. W rewanżu jednak odebraliśmy co swoje i zwyciężyliśmy po golu Anczoka. Na koniec sezonu oba zespoły utrzymały się w lidze a tym samym dały początek długiej rywalizacji pomiędzy oboma klubami. GKS z Pogonią konfrontował się regularnie jeszcze przez cztery sezony. W sezonie 67/68 padł pierwszy bezbramkowy remis oraz pierwsza wygrana Portowców. Pogoń wygrała w Szczecinie po golu Kieleca 1:0. Sezon później znów lepsza była drużyna z Pomorza. Bezbramkowy remis padł tym razem w Szczecinie, a w Chorzowie na Stadionie Śląskim Pogoń odniosła pierwsze wyjazdowe zwycięstwo (0:2) po golach Kasztelana i ponownie Kieleca. Na przełomie lat 60-tych i 70-tych wreszcie lepszy był GKS. Na Pomorzu padł remis bez goli, ale na Górnym Śląsku gospodarze wygrali 3:0 (Strzelczyk, Nowok, Pluta). Ten mecz też nie był rozgrywany na Bukowej, tylko tym razem w Siemianowicach. Bukowa w tamtych sezonach była modernizowana. W sezonie 70/71, w którym GKS rywalizował m.in. z Barceloną najpierw ekipa trenera Strzykalskiego wygrała 3:0 (J. Glick, Olsza, Zuzok (k)), a potem poległa 3:2 (Jakóbczak x3 – Nowok x2). Pierwsze z tych spotkań było już rozgrywane na naszym obiekcie w Katowicach. Po tym sezonie Trójkolorowi opuścili szeregi I-ligowców (ówczesna Ekstraklasa) i z Pogonią spotkali się dopiero po ośmiu latach. Było to w sezonie 78/79 w Ekstraklasie, tym razem beniaminkiem była GieKSa, która u siebie wygrała 2:1 (Brzeźniak, Stańczyk (sam.) – Krasowski). Na wyjeździe Katowiczanie już musieli uznać wyższość gospodarzy, którzy pewnie wygrali 3:0 (Klasa, Wolski, Kensy). Drużyna trenera Oślizły miała wtedy wyraźnie słabszy dzień. GKS na koniec sezonu został sklasyfikowany w środku tabeli, Pogoń zaś spadła z ligi.
GKS do Pogoni dołączył już w latach 80-tych. Oba kluby spotkały się w zreformowanej II lidze, konkretnie w grupie Zachodniej. W tamtych sezonie w każdym z meczów wygrywali goście i za każdym razem ledwie po jednym goli. Portowcom wygraną dała bramka Włocha, a Trójkolorowym Rzeszutka. Pogoń awansowała, a rok później to samo uczynił GKS. Przez najbliższe siedem lat oba klub regularnie rywalizowały w najwyższej klasie rozgrywkowej. Przez pierwsze dwa Pogoń nie dawała szans GieKSie. Zwłaszcza drugi mecz można określić prawdziwym ‘kubłem zimnej wody’: GKS 0:1 Pogoń (Stelmasiak); Pogoń 6:0 GKS (Włoch, Biernat x3, Stelmasiak, Sokołowski), Pogoń 4:0 GKS (Ostrowski, Leśniak, Wolski, Krupa) i 1:2 (Rzeszutek – Ostrowski, Kensy (k)). W kolejnych sezonach rywalizacja była już bardziej wyrównana, no może poza meczem w Szczecinie w sezonie 86/87:
84/85: GKS 2:0 Pogoń
84/85: Pogoń 1:0 GKS
85/86: Pogoń 0:0 GKS
85/86: GKS 5:4 Pogoń
86/87: GKS 1:1 Pogoń
86/87: Pogoń 7:2 GKS
87/88: Pogoń 2:1 GKS
87/88: GKS1:0 Pogoń
88/89:Pogoń 1:1 GKS
88/89:GKS 2:0 Pogoń
Po sezonie 88/89 Portowcy opuścili I ligę i tym samym przez 2 lata nie mieli okazji mierzyć się z zespołem ze stolicy Górnego Śląska.
W latach 90-tych, czyli w złotych latach GieKSy przez sześć sezonów dochodziło do potyczek z Granatowo-bordowymi. Pierwsza miała miejsce w sezonie 92/93 w zremisowanym meczu 1:1, chociaż wszystkie bramki zdobywali piłkarze gospodarzy Stolarczyk samobójczą oraz Dymkowski w 90 minucie doprowadzając do wyrównania. W Katowicach zwyciężyli gospodarze po golu Świerczewskiego. Sezon później powtórzył się scenariusz z pierwszego spotkania z przed roku, czyli 1:1. Tym razem w 90 minucie gola strzelił gracz GieKSy Wolny, wcześniej trafił Jaskólski. Na wyjeździe wynik był identyczny. Trafiali Mandrysz dla Pogoni i Maciejewski z karnego dla naszej drużyny. W sezonie 94/95 dwukrotnie lepsza była Pogoń wygrywając u siebie 1:0 (Araszkiewicz) i na wyjeździe 1:2 (Borawski – Studziński, Moskalewicz). Sezon później ponownie lepszy bilans w dwumeczu był po stronie Portowców – 1:0 (Dymkowski) oraz 1:1 (Pikuta – Dymkowski). Mimo to Pogoń musiała przegryźć gorycz spadku, by po roku wrócić do Ekstraklasy i znów rywalizować m.in. z GKS-em Katowice. GieKSa nie dała szans beniaminkowi w obu meczach wygrywając dwukrotnie 3:2. W Katowicach gole zdobywali Polarz, Wojciechowski i Kucz dla GKS oraz Leszczynski i Moskalewicz dla Pogoni. W rewanżu gole na swoje konto zapisali Koniarek, Moskal i Florek dla nas i dwa Mandrysz dla gospodarzy. Ostatni dwumecz lat 90-tych (spadkowy dla GieKSy) był już wyrównany. Każda z drużyn na własnym terenie inkasowała 3 punkty. Katowicom dał je gol Kubisza, a Pogoni bramka Stolarczyka.
W drugim tysiącleci kibice mogli podziwiać jedenastki obu klubów w bezpośrednich meczach jak dotąd trzynaście razy. Te trzynaście spotkań należy podzielić na okres gry w Ekstraklasie oraz I lidze po kilkuletniej przerwie. Pierwszy okres należał zdecydowanie dla GieKSy. Na inaugurację sezonu 00/01 bramek nie było, w rewanżu w sumie trzy o czym świadczy wynik 1:2 (Dźwigała (k.) – Moskała, Bała. Sezon później Trójkolorowi wygrali już oba mecze po 1:0. W obu spotkaniach trzy punkty zdobywaliśmy dzięki skuteczności Gajtkowskiego. Sezon 02/03 to wygrana na Bukowej 2:0 (Wydmuszek(sam.), Wróbel) i remis bez goli na wyjeździe. Koniec końców Pogoń znów spadła i znów po zaledwie roku w ówczesnej II lidze uzyskała promocję. Lata 04/05 były ostatnimi dla GieKSy w Ekstraklasie. Do spadku przyczyniła się porażka na Pomorzu 4:2 (Milar x2, Bugaj, Masternak – Andruszczak, Wróbel). Nie pomógł też remis w Katowicach 1:1 (Bartnik – Grzelak).
Na poziomie dzisiejszej I ligi rywalizację wznowiono w sezonie 09/10. Na dzień dobry w Szczecinie gospodarze nie dali szans GKS-owi i wygrali bez większego wysiłku 3:0 (Petasz, Lebedyński x2). W drugim meczu po wielkich emocjach skazywana na pożarcie GieKSa pokazała charakter remisując 2:2. W tamtym pamiętnym meczu na trybunach zasiadło około 8000 kibiców, a w loży VIP rzekomo grono sponsorów, którzy mieli uratować tonący w długach klub. Do przerwy gospodarze prowadzili po golu Iwana. Kilka minut po rozpoczęciu drugiej połowy nie dość, że z boiska wyrzucony został Kamiński, to jeszcze rzut wolny po jego faulu na cudownego gola zamienił Petasz. W 73. minucie legenda Pogoni – Moskalewicz dał gościom prowadzenie i wydawało się, że jesteśmy bez szans. Tak się nie stało, w 84. Minucie Kaliciak dał ekipie Nawałki remis. Mimo, że mecz kończyliśmy w 9 po czerwieni dla Mikulenasa, to udało się utrzymać ten wynik do końca. W poprzednim sezonie emocji również nie brakowało. W meczu kończącym rundę jesienną GKS zdołał po ogromnych emocjach odnieść sukces na wyjeździe i wygrać 3:4 (Ława x2, Petasz – Pitry, Karwan, Dziedzic, Nowak). Do 85 minuty przegrywaliśmy 3:1. Ożywiony wpuszczonymi z ławki Karwanem i Sadowskim GKS zdołał w kilka minut zdobyć aż trzy bramki! Wystarczy dodać, że ten mecz był nominowany do Złotego Buka w kategorii „Wydarzenie roku”. W Katowicach Pogoń odebrała, to co straciła u siebie i triumfowała 1:2 ( Łuszkiewicz(sam.) – Frąszczak, Radler). W tym sezonie u siebie GKS zaprezentował się jeszcze gorzej i przegrał 0:2 (Noll, Djousse). W tym meczu GieKSa zagrała fatalnie i nie miała po swojej stronie żadnych argumentów, by chociaż powalczyć o remis.
GKS dotąd konfrontował się z Pogonią 53-krotnie. Lepszy bilans mają szczecinianie, którzy wygrywali 20 razy. GieKsa ma dwa zwycięstwa mniej. Aż 15 razy mecze tych drużyn kończyły się podziałem punktów. Pogoń zdecydowanie dominuje bramkami nad GKS-em. Portowcy mają ich na swoim koncie aż 72, a Trójkolorowi tylko 58.
Felietony Piłka nożna
Komu nie zależało, by zagrać?
Gdy wyjrzałem dziś za okno z pokoju hotelowego, zobaczyłem szron na pobliskich dachach. I tyle. Śniegu nie było ani grama, jedyne, co mogło nas przyprawiać o lekkie dreszcze to przymrozek i konieczność spędzenia tego meczu w tak niskiej temperaturze. Wiadomo jednak, że podczas dobrego widowiska można się porządnie rozgrzać i emocje sportowe niwelują jakiekolwiek atmosferyczne niedogodności. Głowiłem się, jak to jest, że w różnych rejonach Polski mamy atak zimy, a przecież okolice bieguna zimna, które teoretycznie najbardziej są narażone na popularny biały puch, tym razem są wolne od tego.
Gdy jechałem autobusem na mecz i zaczęło lekko prószyć – a było to o godz. 10.30 ani przez myśl nie przeszło mi, jak to się wszystko skończy. Po prostu – śnieg zaczął sobie padać, nie był to jakiś armagedon, a i same opady śniegu, choć były wyraźne, nie przypominały tych, które znamy z przeszłości.
Po wejściu na stadion zobaczyłem taką właśnie oprószoną murawę – niezasypaną. Białawo-zieloną lub zielonkawo-białą. Typowy widok, gdy mamy pierwsze opady śniegu w roku lub też szron po mroźnej nocy. Białe gunwo (że tak zejdziemy z romantycznej wersji o puchu) ciągle jednak z białostockiego nieba spadało. I w pewnym momencie rzeczywiście murawa stała się dość biała. Nie przeszkodziło to jednak obu drużynom oraz sędziom rozgrzewać się. Kibice wypełniali stadion, zwłaszcza ci z Jagiellonii jeszcze przed meczem głośno dopingując swój zespół. Sympatycy GieKSy powoli zaczęli wchodzić na sektor gości i też dali znać o sobie. Przyznam, że nie myślałem w ogóle o tym, że mecz może się nie odbyć. Nie miałem takiego konceptu w głowie.
Za łopaty wzięło się… kilka osób. Zaczęli odśnieżać pola karne. Wyglądało to tak, że na jednym skrzydle stało trzech chłopa i sami nie wiedzieli, jak się za to zabrać. „Gdzie kucharek sześć…” – powiedziałem Miśkowi. A na drugim skrzydle szesnastki jeden jegomość odśnieżył na kilka metrów szerokość pola karnego, pokazując, że „da się”. A tamci deliberowali. Do tej pory odśnieżone były tylko linie i wspomniany kawałek. Na drugim polu karnym natomiast jakiś artysta „odśnieżał” w taki sposób, że zagarniał, wręcz zdrapywał śnieg, zamiast go nabierać na łopatę. Nie trzeba być śnieżnym omnibusem, żeby wiedzieć, że średnio efektywna jest to metoda. Po niedługim czasie wszyscy położyli na to lachę i sobie poszli czy tam przestali działać.
Dopiero kilka minut przed meczem zorientowałem się, że sędzia się dziwnie zachowuje, wychodzi i sprawdza. Załączyłem Canal+, by nasłuchiwać wieści i tam było jasne, że arbiter Wojciech Myć sugerował, iż szanse na rozegranie tego spotkania są dość marne. Potem wyszedł na boisko jeszcze raz, ze swoimi asystentami i patrzyli, jak zachowuje się piłka. W moim odczuciu ta rzucana i turlana przez nich futbolówka reagowała normalnie, z odpowiednim odbiciem czy brakiem większego oporu przy toczeniu się po ziemi. Do końca miałem nadzieję, że mecz się odbędzie.
Sędzia jednak zadecydował inaczej. W wywiadzie dla Canal+ powiedział, że ze względu na zdrowie zawodników, a także ograniczoną widoczność – podejmuje decyzję o odwołaniu meczu. Podał też argument, że do pomarańczowej piłki przykleja się śnieg i tak jej nie widać. A linie, które zostały odśnieżone i tak za chwilę zostałyby zasypane.
Mecz się nie odbył.
Odniosę się więc najpierw do słów sędziego, bo już one są dla mnie kuriozalne. Odśnieżone linie po 40 minutach (także już po odwołaniu meczu) nadal były widoczne. I nie zanosiło się specjalnie na to, że mają zostać momentalnie zasypane. Nawet jeśli – to chwila przerwy w meczu lub po prostu w przerwie między dwiema połowami – pospolite ruszenie do łopat i gotowe. A argument o piłce to już kuriozum do kwadratu. Na Boga – przecież śnieg to nie jest jakiś klej czy oleista substancja. I nawet jeśli w statycznej sytuacji klei się do piłki, to jest ona cały czas KOPANA. Dla informacji pana Mycia – to powoduje drgania w futbolówce, a to (plus odbijanie się od ziemi) z piłki przyklejony kawałek śniegu strząsa. Więc naprawdę nie mówmy takich głodnych kawałków na głos, bo tylko wzmacniamy opinię o sędziach taką, a nie inną.
Trener Siemieniec już po decyzji mówił dla Canal Plus, że z punktu widzenia logistyki w rundzie jesiennej, nie na rękę jest im nie grać, w domyśle, że ten mecz trzeba będzie jeszcze gdzieś wcisnąć. Tylko przecież WIADOMO, że tego spotkania nie da się rozegrać jesienią, bo przecież po ostatnim meczu ligowym Jaga gra dwa razy w Lidze Europy plus jeszcze w środku grudnia zaległy mecz z Motorem. Więc z GKS musieliby zagrać tuż przed świętami, a przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie przedłuży rundy GieKSie o dwa tygodnie z powodu zaległego meczu. Niech więc trener Adrian nie robi ludziom wody z mózgu. Poza tym trener powiedział, że ze względu na stan boiska, była to jedyna i słuszna decyzja i trudno nie było odnieść wrażenia, że z powodu napiętego terminarza właśnie TERAZ, dłuższy oddech dla Jagiellonii to najlepsze, co może ich spotkać…
A Rafał Górak? Bardzo dyplomatycznie mówił, że rozumie decyzję sędziów, ale chyba trzy razy podczas wywiadu dał do zrozumienia, jakie miał zdanie… Panowie za zamkniętymi drzwiami rozmawiali, każdy dał swoje argumenty. Trener zwrócił uwagę, że ze względu na szczelnie wypełniony sektor gości mogło to wyglądać inaczej. Że białe linie widać i przy dobrej woli organizatora, boisko można byłoby doprowadzić do stanu używalności. Że taki wyjazd bez meczu to dodatkowe koszty dla klubu. Jakbym więc miał typować, to pewnie wyglądało to tak „ej Rafał, wiesz, jak jest, jaką mamy sytuację, wiem, że nie jest to wam na rękę, ale zgódź się na przełożenie meczu, odwdzięczymy się dobrym winkiem”… Być może więc ze względu na solidarność kolegów po fachu i gentelmen’s agreement, szkoleniowiec, mimo że wolałby zagrać – nie oponował.
No i właśnie. To jest pytanie – czy komuś zależało, żeby wykorzystać opady i meczu nie rozegrać? Powiem wprost – reakcja organizatora meczu na tę „zimę” jest mocno zastanawiająca i nie wiem, czy Jagiellonia nie powinna z tego tytułu ponieść konsekwencji. Powtórzę – klub nie zrobił absolutnie nic, żeby ten mecz rozegrać. Począwszy od prognoz – przecież atak zimy w Polsce był już wczoraj, więc nie można było nie zakładać, że podobna sytuacja powtórzy się w Białymstoku. A jeśli tak, to przygotowuje się zastępy ludzi – choćby na wszelki wypadek – do tego, żeby boisko odśnieżyć. Pamiętacie, co było w zeszłym sezonie w meczu Radomiaka z Zagłębiem? Momentalnie, w ciągu kilku minut płyta po nawałnicy zrobiła się biała. Tam też było ryzyko przerwania i odwołania meczu. Ale ludzie robili, co w swojej mocy, odśnieżali, jak tylko się da i spotkanie zostało dokończone. Wczoraj w Rzeszowie kompletnie zasypany stadion został odśnieżony i mecz również się odbył. A w Białymstoku? Nie było chętnych czy nie miało ich być? Mogli nawet tych żołnierzy wziąć, co to zawsze są na trybunach. Cokolwiek. A tutaj kilku ludzi z łopatą zaczęło nieskładnie machać, ale chyba ktoś im powiedział, że to bez sensu – no i przestali.
Nie będę wnikał, czy na takim boisku można grać czy nie. Jak bardzo wpływa to na zdrowie zawodników. Wiem, że w przeszłości takie mecze się odbywały i nikt nie płakał i nie zasłaniał się ani zdrowiem, ani terminarzem. GieKSa taki mecz rozgrywała z Arką Gdynia – pamiętny z niewykorzystanym karnym Adamczyka – i jakoś się dało. Nie jest to może najbardziej estetyczne widowisko, ale mecz jest rozegrany i jest z głowy.
Natomiast tu nie chodzi o to, czy na zaśnieżonym boisku można grać. Chodzi o to, że nikt nie zajął się odśnieżaniem. Dlatego cała ta sytuacja ostatecznie wydaje mi się po prostu skandaliczna. Dosłownie godzinkę śnieg poprószył – bez jakiejś większej nawałnicy – i odwołujemy mecz.
I tak – piłkarze pojechali sobie na drugi koniec polski, by pobiegać na murawie stadionu Jagiellonii. Klub zapłacił za hotel, wyżywienie, przejazd. Teraz będzie to musiał zrobić drugi raz – najpewniej na wiosnę. Kibice zrywali się o drugiej w nocy, niektórzy pewnie nawet nie poszli spać, by stawić się na zbiórkę w ciemnych Katowicach. Jechali w tak wielkiej liczbie przez cały kraj – też przecież zapłacili za bilety i przejazd. I dostali w bambuko, bo paru osobom nie chciało się wyjść i doprowadzić boisko do jako takiego stanu.
Uważam, że PZPN czy Ekstraklasa, czy kto tam zarządza tym całym grajdołkiem, nie powinien przyzwalać na taką fuszerkę. To jest kupa kasy i czas wielu ludzi, którzy zdecydowali się do Białegostoku przyjechać. To po prostu jest nie fair.
Nieraz bywały jakieś sytuacje czy to z pogodą, czy wybrykami kibiców i kapitanowie lub trenerzy obu drużyn zgodnie mówili – gramy/nie gramy. Była ta wyraźna jednogłośność. A czasem spór. Grano nawet po zapaści Christiana Eriksena – choć tam akurat uważam, że ta decyzja była fatalna (choć z drugiej strony to Euro, więc logistyka dużo trudniejsza). Tutaj zabrakło determinacji, żeby mecz rozegrać. Rozumiem trenera Góraka, że podszedł dyplomatycznie do sprawy. Ja tego protokołu dyplomatycznego trzymać nie muszę i wysuwam hipotezę, że komuś na rękę był ten niezbyt wielki opad śniegu.
Dotychczas wielokrotnie pisałem i mówiłem, że cenię Jagiellonię i Adriana Siemieńca za to, jak łączą ligę i puchary. Byłem pod wrażeniem, że rok temu Jaga nie przełożyła spotkania z GKS na jesień, gdy sama była pomiędzy meczami z Ajaxem – trener gospodarzy dzisiejszego niedoszłego pojedynku mówił, że poważna drużyna musi umieć grać co trzy dni. Tym razem jednak w obliczu meczu z KuPS i końcówki ligi, takie zdanie przestało już zobowiązywać.
Nam nie pozostaje nic innego, jak przygotować się do sobotniego spotkania z Pogonią. Oby piłkarze GKS również wykorzystali fakt, że nie będą mieli Jagi w nogach i jak najlepiej mentalnie i fizycznie przygotowali się do spotkania z Portowcami. A z Jagiellonią i tak się już niedługo zmierzymy, bo za jedenaście dni w Pucharze Polski.
Kups!
Piłka nożna
Mecz z Jagiellonią odwołany!
W związku z atakiem zimy w Białymstoku i niezdatnymi według sędziego warunkami do gry mecz Jagiellonia Białystok – GKS Katowice został odwołany.
Kibice Klub Piłka nożna
Puchar Polski dla wyjazdowiczów
Wczoraj klub GKS Katowice ogłosił, że wszyscy wyjazdowicze (a było ich aż 1022!), którzy pojechali na mecz do Białegostoku, mają w systemie biletowym przypisany voucher, który można wymienić na darmowy bilet na pucharowe spotkanie z Jagiellonią.
Jak informuje na swojej stronie internetowej klub (tutaj): Wyjazdowicze na swoich profilach w Systemie Biletowym GieKSy otrzymali voucher rabatujący cenę biletu na mecz pucharowy do 0 zł. Z prezentu można skorzystać już teraz! Voucher nie obejmuje biletów parkingowych oraz VIP. Co ważne, jeśli któryś z wyjazdowiczów nabył już wcześniej bilet na mecz pucharowy, to wówczas może wykorzystać voucher przy zakupie biletu na mecz innej sekcji GKS-u w 2025 r.
To kolejny miły gest ze strony klubu w kierunku najwierniejszych kibiców GieKSy. Już w niedzielę, zaraz po decyzji o niegraniu, piłkarze GieKSy podeszli pod sektor gości, a część z nich się na nim znalazła. Tam podziękowali fanatykom za tak liczną obecność, wspomnieli, że zawsze grają w „12” i dziś też chcieli dla nas wygrać. Oprócz tego rozdali swoje koszulki najmłodszym kibicom GKS Katowice, którzy wybrali się do Białegostoku. O tej sytuacji piszą więcej sami kibice na Facebooku (tutaj).
Przypomnijmy, że mecz z Jagiellonią zostanie rozegrany w czwartek 4 grudnia o 17:00 na Arenie Katowice. Na ten mecz NIE obowiązują karnety – wszyscy kibice muszą zakupić bilety (lub wykorzystać wspomniany wcześniej voucher). Bilety dostępne są w internetowym systemie (tutaj).



Najnowsze komentarze