Dołącz do nas

Felietony

Historia tracenia złudzeń

Avatar photo

Opublikowany

dnia

20140412Gdynia41Powiedziałbym, że piszę ten artykuł na spokojnie. Powiedziałbym, gdyby to była prawda. Na razie w GKS Katowice mamy bezkrólewie, choć pewnie w środowe popołudnie wszystko będzie już jasne. Na Bukowej pojawi się nowy szkoleniowiec, który… podzieli kibiców. Kimkolwiek by nie był, na pewno wzbudzi większe kontrowersje niż ustępujący ze stanowiska Kazimierz Moskal. Były zawodnik i trener Wisły Kraków spędził w Katowicach ponad rok.

Szkoleniowiec nie miał łatwego początku. Przyszedł w trudnym momencie, po klęsce GieKSy 0:5 w Bełchatowie oraz wygranym co prawda, ale w bardzo kiepskim stylu, meczu z Miedzią Legnica. W debiucie Moskal dostał łomot 0:3 i… zaczęło się. Zaczął się… marsz w górę tabeli.

GKS seryjnie wygrywał, a już na pewno nie przegrywał meczów (poza pojedynczymi wpadkami). Świetna trylogia z ROW, Arką i Dolcanem u siebie, cudowny mecz z Olimpią Grudziądz, pierwsze w historii zwycięstwo w Niecieczy. To wszystko mówiło ni mniej, ni więcej to, że w końcu nadszedł czas na awans do ekstraklasy.

Nie tylko wyniki jednak powodowały optymizm u kibiców. GKS grał efektownie, a wymienność pozycji, prostopadłe podania, sytuacje sam na sam (wykorzystywane!) sprawiały, że chciało się tę drużynę oglądać. Pitry w ataku? Fonfara w pomocy? Żaden problem, żeby zamienić się pozycją i żeby to ten pierwszy z pozycji dziesiątki zagrywał prostopadle. Wróbel na skrzydle? To damy go na ofensywnego pomocnika albo nawet napastnika – poradzi sobie. Do tego Wołkowicz w bardzo dobrej formie, super rezerwowy Goncerz, pewnie spisująca się obrona, świetny Budziłek. Mieliśmy w tym momencie chyba drugą najlepszą – poza czasem Adama Nawałki – drużynę od czasu awansu na zaplecze ekstraklasy. Kazimierz Moskal był idolem katowickich kibiców, bo poukładał ten zespół kapitalnie i tchnął w niego także swoją wizję gry – wizję skutecznie realizowaną. Jego nazwisko było skandowane po zakończonych meczach.

Szpetnie to zostało zaprzepaszczone przez drużynę na wiosnę. Tak naprawdę do dzisiaj nie wiadomo, co się stało. Najpopularniejsza była teoria „hamulcowych” w drodze do awansu. O ile jeszcze mecz w Nowym Sączu był dobry, ale przegrany, to potem była już tylko stopniowa degrengolada. Jeszcze połowa z Bełchatowem mogła dawać nadzieję, ale to był ten moment, kiedy zawodnikom z niewiadomych przyczyn nagle zachciało się grać w piłkę. I grali świetnie, zdominowali rywala, który kilka miesięcy później stał się rewelacją początku sezonu ekstraklasy, z wygraną na Łazienkowskiej na czele.

Trener zdecydowanie stracił panowanie nad zespołem. Sromotne klęski w Legnicy i Gdyni przedzielone remisem z Górnikiem Łęczna nie zadowoliły nikogo. Po tym drugim spotkaniu, przegranym z Arką 0:3, szkoleniowiec na konferencji prasowej powiedział:

„Jeżeli zespół po rundzie jesiennej jest trzeci, ma tyle samo punktów co drugi w tabeli Bełchatów i w sześciu kolejnych meczach na wiosnę nie potrafi wygrać meczu, zdobywając zaledwie dwa punkty, to ja to biorę na siebie. Ten zespół wymaga, żeby nim wstrząsnąć i z dniem dzisiejszym składam rezygnację z funkcji trenera GKS Katowice”.

Na moje pytanie z tamtejszej konferencji „co to znaczy, że tą drużyną należy wstrząsnąć?” trener odpowiedział:

„Że przyjdzie nowy trener i będzie w stanie wymusić na nich coś więcej”.

Wymusić na nich coś więcej… Nieraz wracałem myślami do tej wypowiedzi trenera i tak naprawdę była dla mnie ona jednoznaczna i klarowna. Mówiąca o tym, że szkoleniowiec nie ma posłuchu w zespole, że piłkarze żyją swoim własnym życiem i wpływ trenera jest znikomy. A jednak – Kazimierz Moskal pozostał na stanowisku. Do końca rundy zespół spisywał się fatalnie i na 16 meczów wiosny 2014 wygrał tylko 2, co było wynikiem haniebnym, ale kibice zrzucali to głównie na piłkarzy i chyba nie byli w tym bez racji.

Po sezonie pożegnano się z mitycznymi „hamulcowymi”. W ich miejsce ściągnięto nowych, głównie doświadczonych pierwszoligowców. Takie nazwiska jak Bodziony, Ceglarz czy Kujawa nie były anonimowe i naprawdę wydawało się, że to jeden z lepszych zaciągów w ostatnich latach. Tymczasem początek sezonu okazał się słaby – nawet mimo pierwszego od lat zwycięstwa na inaugurację. GKS przegrał dwa kolejne mecze ligowe i odpadł u siebie ze słabeuszem z Głogowa w Pucharze Polski. Tym razem już nie tylko drużyna, ale i trener byli na cenzurowanym. Raz szkoleniowiec uciekł spod topora wygrywając w Świnoujściu w doliczonym czasie gry. GKS zaczął królować na wyjazdach, bo wygrał 3 mecze z rzędu. U siebie jednak było fatalnie, remisy z Chojnicami czy Głogowem, fatalna porażka z Wigrami. Drugi raz topór zawisł nad trenerem właśnie po meczu z ekipą z Suwałk i znowu świetnie spod niego uciekł, bo wygrał w Bytowie 4:1. W końcu po serii meczów bez wygranej na Bukową przyjechał Stomil i po fatalnym meczu udało się wygrać w ostatniej akcji 2:1.

Jednak te ostatnie mecze naprawdę oglądało się tak, że aż zęby bolały. Widzieliśmy ludzi, którzy męczą się na boisku, nie realizują założeń, nie potrafią prosto kopnąć, przyjąć, do tego tracą bramki po kuriozalnych błędach, nie walczą. Słowo „marazm” zaczęło się przewijać coraz częściej wśród katowickich kibiców. Następowała taka piłkarska depresja. Bo najgorszym i najgorzej rokującym przejawem depresji jako choroby nie jest smutek, złość, rozpacz. Najgorsza jest obojętność, bo ona tak naprawdę nie ma szans nadać kierunku akcji. To jest stagnacja, nicość, nieistnienie, powolna i niezauważalna śmierć. I taka nicość i obojętność pojawiała się w sercach kibiców. Nie było już widać charakterystycznej złości, a czasem nawet furii po porażkach. Widziałem zniechęcenie i brak energii. Postawa zespołu była tak zła, że nawet Blaszokowi nie chciało już się gwizdać, czy wyrazistymi okrzykami nawoływać piłkarzy do wzięcia się w garść. Bierność i brak energii…

Presji na konferencjach prasowych zaczął nie wytrzymywać Kazimierz Moskal, który z Pawłem Czado czy Andrzejem Zowadą wdał się w zupełnie niepotrzebne przepychanki słowne. Podejrzewam, że związane z frustracją i również odczuwalnym przez trenera marazmem.

Kazimierz Moskal odchodzi z GieKSy. Według mnie to bardzo dobry fachowiec, ma swój pomysł, swoją wizję prowadzenia zespołu, taktyki, wprowadzania nowych elementów. Oczywiście, gdzieś tam zdarzały się merytoryczne pomyłki, jak na przykład próba wprowadzenia gry piątką obrońców. Szkoleniowiec nie potrafił przetłumaczyć bocznym obrońcom, że mają się wracać, bo są właśnie obrońcami przede wszystkim, a nie pomocnikami. Dlatego nasze szeregi obronne były bardzo rozrzedzone. Patrząc jednak na całokształt problem był zgoła odmienny niż kwestie czysto piłkarskie – szkoleniowiec po prostu może osiągać bardzo dobre wyniki, ale tylko wtedy, gdy będzie współpracował z profesjonalistami. W GieKSie to nie miało miejsca. Moskal nie ma cech lidera, przywódcy, tak żeby dotrzeć do zmanierowanego towarzystwa pod tytułem polscy piłkarze, a już piłkarze GKS Katowice w szczególności. To szatnia podejmowała decyzję. Gdy nam się chce na sto procent, to bierzemy pod uwagę wskazówki trenera – i wtedy jest wspaniale. Jeśli nie – trener nie ma nic do powiedzenia.

Można mieć pretensje do szkoleniowca, że tak długo był na stanowisku. Tak naprawdę zobaczył przecież dokładnie co się dzieje już dużo wcześniej i to, co powiedział w Gdyni pozostało aktualne aż do dzisiaj. Dlaczego nie odszedł? Nie wiemy. Szkoleniowiec postanowił tkwić w tym marazmie i w sumie niestety trochę szargać swoje nazwisko współpracując z tym zespołem. Być może wierzył, że po zmianach kadrowych zespół znów zacznie grać, jak na profesjonalistów przystało. Pomylił się i nie zdziwiłbym się, jakby mu pewnego rodzaju trauma związana z pracą jako trener w ligowym klubie pozostała.

„Musi przyjść do GKS trener, który będzie w stanie wymusić na nich coś więcej…” – te słowa aż dźwięczą w uszach. Diagnoza wygłoszona w kwietniu przez osobę, która wie najlepiej, dlaczego w GieKSie nie jest tak jak powinno. I nawet częste słowa trenera „nie wiem” nie przekonywały mnie. Myślę, że wiedział, ale nie chcąc wkładać kija w mrowisko i dla świętego spokoju, nigdy nie powiedział, co tak naprawdę jest przyczyną…

Z tego miejsca pozostaje mi jedynie podziękować trenerowi Kazimierzowi Moskalowi za trud włożony w pracę w GieKSie i te chwile radości i nadziei, które mogliśmy przeżyć zeszłej jesieni. Naprawdę wspaniale oglądało się momentami ten zespół. Dzięki trenerze, powodzenia w dalszej karierze i proszę się nie zrażać piłkarzami. Może kiedyś zmienią swoją mentalność i zaczną podchodzić do zawodu tak, jak należy.

Michał Murzyn – Shellu
Redaktor Naczelny GieKSa.pl

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

8 komentarzy
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

8 komentarzy

  1. Avatar photo

    FCD

    28 października 2014 at 20:10

    Przyjdzie Cecherz a ADHD, z którym nie wygramy żadnego meczu. Przynajmniej będzie ubaw jak będzie osioł latał od budy do budy.
    Zwolnienie Moskala musi się zemścić i na to nie ma rady.

  2. Avatar photo

    GieKSiarz

    28 października 2014 at 20:14

    Co tu dużo pisać. Podpisuje się pod w/w słowami. Kilka błędów kadrowych które nie miały wpływu na wynik spotkania popełnił. Stracił autorytet i to dlatego stało się jak się stało… szkoda…

  3. Avatar photo

    fan-club dortmund

    28 października 2014 at 23:14

    a ja mysle ze czas przypomniec pilkarzykom pewne spotkanie kolo ronda w katowicach…za trenera co chorzowskie mial korzenie…krotko i zwiezle napier…ic i przychodzic na treningi i patrzec jak trenuja co z siebie daja….bo jezeli te zelowe ludziki nie umieja przez 90 min przynajmniej walczyc do upadlego to wsadzic ich w winde i na poziom 800 ich spuscic na tydzien niech zobacza co to praca…

  4. Avatar photo

    Mat

    29 października 2014 at 01:54

    Zwolnienie trenera w momencie kiedy gramy 5 spotkań z dołem tabeli to nie jest dobry pomysł. 30 punktów było do zdobycia w tej rundzie a tak każda przegrana i remis będą nas przybliżały do strefy spadkowej… Nikt chyba nie jest w stanie wyobrazić sobie GieKSy bez Goncerza a to morze być rzeczywistość w rundzie wiosennej. Młody zespół (jak na warunki pierwszej ligi) bez nominalnego prawego obrońcy z zaledwie dwoma przeciętnymi defensywnymi pomocnikami ma walczyć o awans? Bez żartów.

  5. Avatar photo

    tyta

    29 października 2014 at 09:10

    … przeczuwałem, że po meczu z Dolcanem będzie „tąpnięcie na Bukowej” i nastąpi zmiana trenera. Rok temu cieszyłem się i zarazem dziwiłem, że dobry szkoleniowiec Kazimierz Moskal chce pracować w tym klubie gdzie brak narzędzi do pracy, profesjonalizmu i kasy jak na tak wielkie oczekiwania (póki co chyba tylko kibiców)… powrót do ekstraklasy. Ktokolwiek przyjdzie po Kazimierzu Moskalu nie zrobi w tym klubie nic jeśli nie zmieni się władz klubu. Nasza piękna historia była oparta na węglu i na śpi Marianie Dziurowiczu. Byli wówczas sponsorzy -> kasa -> władze klubu które w sercu mieli wyryte GKS KATOWICE a cała reszta była już tego przyjemną konsekwencją – piłkarze sami chcieli w tym klubie grać. Na obecnych zawodnikach nie działają okrzyki z trybun „zagraj GieKSa jak za dawnych…” bo oni tego po prostu nie znają. Dziękuję i życzę powodzenia Kazimierzowi Moskalowi a my cóż pozostaniemy z cygańską mizerią.

  6. Avatar photo

    Gieksik

    29 października 2014 at 09:20

    Każdy trener na świecie Nawałka, Moskal, Guardiola, del Besque itd który przejdzie przez GieKSę dojdzie do tych samych wniosków – w obrecnej sytuacji może być w Katowicach tylko przeciętność, która nie satysfakcjonuje kibiców i trudno się dziwić. Coś mi się wydaje że prezesowi i spółce może o to chodzić ” przyzwyczajcie się do I ligi bo z awansem do „ekstraklasy” jest dużo pracy, mniej wygodnie, dużo problemów.

  7. Avatar photo

    Edmund.

    29 października 2014 at 13:25

    Najbardziej to boli tekst o tym ze piłkarze sa zmanierowani i nic im sie nie chce, nawet jakby przyszedł Mourinho to by na nich nic nie wymusił, taki jeden piłkarz z drugim nie jest głupi, on jeszcze ma kilka lat grania zanim przestanie grać, teraz on sobie nie będzie wypruwał żył bo sie nabawi kontuzji i nie będzie miał rodziny za co utrzymać. Piłkarze w wieku 30 lat grający w drugiej polskiej lidze już chyba nie mają złudzeń co do własnej kariery… :/

  8. Avatar photo

    Marcin

    29 października 2014 at 14:54

    Jeśli z „szatnią” jest tak jak w artykule to …. po co trener?
    A może zagrać vabanque?
    Trener tylko po to żeby spełniać wymogi 1 ligi, ale od razu powiedzmy piłkarzom, trener się nie wtrąca a „szatnia” ustala kto gra i jak gra.
    Na koniec rundy za awans – ekstra premia.
    Brak awansu – kontrakty o 25% w dół.

    Wiem, że to pomysł z kosmosu, ale jeśli ktoś uważa że nie potrzebuje kierownictwa trenera i lepiej wie jak ma grać to proszę bardzo…

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Rafał Górak: „Obawiam się o nasz stan kadrowy”

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Prezentujemy zapis z konferencji po remisie 0:0 z Górnikiem Łęczna.

Pavol Stano: Uważam, że widzieliśmy dobre widowisko, choć bez bramek. Staraliśmy się eliminować te mocne strony GieKSy i grać tak, jak chcieliśmy. Zaangażowanie chłopaków było fajne, jakość adekwatna do meczu, wyglądało na to, że to zrobimy i doprowadzimy ten mecz do końca. Trzeba przyznać, że gospodarze też mieli sytuacje. Remis, każdy chciał więcej, trzeba ten punkt szanować.

***

Rafał Górak: Skończyło się meczem remisowym, wydaje się, że były momenty, gdzie Górnik Łęczna prowadził grę w sposób bardziej spójny. Nie można tu mówić jednak o czystych sytuacjach, a szkoda mi sytuacji Kuuska, najlepszej ze wszystkich. Widać progres w grze drużyny z Łęcznej, nie będę w jakiś sposób narzekał. Obawiam się o nasz stan kadrowy, mamy dwa treningi, a łatwy mecz nas nie czeka. Musimy ciężko pracować, by zawodników doprowadzić do dyspozycji, bo mamy dużo tych kontuzji. Dopadła nas grypa jelitowa. Trzeba szanować ten punkt i doceniam tę walkę z naprawdę dobrze grającym rywalem.

Urazy Rogali i Wasielewskiego?
Górak: Grzesiek to uraz mięśniowy, Marcin zmagał się z urazem od dłuższego czasu. Marcin, jak go znam, będzie robił wszystko, by być gotowym na następne spotkanie. Czasu mamy mało, trzeba myśleć o tym, kim ich zastąpimy.

Wracają demony jesieni?
Górak: Nigdy nie miałem demonów, nic mi się nie przypomina. Mocna liga i wymagający rywale, rzeczywiście dzisiaj ten punkt biorę do kieszeni, myślę o meczu w Warszawie.

Arek Jędrych stracił przytomność czy było to zwykłe zderzenie?
Górak: Nie stracił, natomiast otrzymał poważny cios. Nos jest złamany, ale to nie złamie Jędrycha.

Duża delegacja z GKS-u Tychy na trybunach. Było dziś jakieś ukrycie schematu?
Górak: Żadnego ukrycia schematu dzisiaj nie było.

Mecz z Polonią Warszawa to spotkanie z zespołem z dołu tabeli. Będzie to trudne spotkanie?
Górak: Zespół z Warszawy to zdeterminowany i niezły zespół. Mamy całkowity obraz tej drużyny, spodziewamy się naprawdę trudnego spotkania. Zdajemy sobie sprawę, że jest na co patrzeć i łatwo nie będzie.

Kończąc temat zawieszeń i nieobecnych zawodników. Ile meczów zawieszenia otrzymał Repka i jak powrót Komora?
Górak:
Oskar dwa spotkania, więc nie będzie dostępny w Warszawie, a Komor można powiedzieć już w 80% wyleczony. Nie chcieliśmy dzisiaj ryzykować zawodnika, ale wydaje mi się, że te dwa dni doprowadzą go do 100% dyspozycji.

Kontynuuj czytanie

Hokej

GieKSa hokejowym wicemistrzem Polski

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Ostatnie spotkanie finałowe nie zawiodło nikogo. Obie drużyny prezentowały dojrzały hokej, o czym świadczy fakt, że w regulaminowym czasie gry nie obejrzeliśmy bramek i o tym, która drużyna została Mistrzem Polski, rozstrzygnęła dogrywka. W niej złotego gola zdobył Kaleinikovas zapewniając Re-Plast Unii Oświęcim tytuł Mistrza Polski w hokeju na lodzie.

Świadome wagi spotkania obie drużyny od początku starały się narzucić przeciwnikowi swój styl gry, jednak dobrze w obu ekipach spisywały się formacje defensywne. W 5. minucie Kaleinikovas i Dziubiński sprawdzili dyspozycję Murraya. W odpowiedzi Kovalchuk, który rozgrywał bardzo dobre zawody, dograł do Hitosato, lecz uderzenie Japończyka obronił Lundin. Z upływem czasu częściej przy krążku utrzymywali się katowiczanie, a oświęcimianie próbowali wyprowadzać szybkie kontry. Mimo prób Maciasia, Iisakki, Pasiuta po stronie GieKSy oraz Heikkinena, Ackereda, Denyskina i Dyukova po stronie Re-Plast Unii Oświęcim bramek w pierwszej tercji nie obejrzeliśmy. Natomiast równo z syreną za grę wysokim kijem do boksu kar został odesłany Marklund.

Drugą tercję rozpoczęliśmy od gry w osłabieniu. Pierwszą minutę dobrze się broniliśmy, ale w drugiej minucie tego osłabienia groźne strzały oddali Sadłocha i Ahopelto, które obronił Murray. Po wyrównaniu sił na lodzie mecz się wyrównał, a obie drużyny grały uważnie w defensywie. W 30. minucie na ławkę kar został odesłany Heikkinen. Podczas okresu gry w przewadze Lundina próbowali pokonać Hitosato i Monto. W ostatnich pięciu minutach drugiej tercji mecz nabrał rumieńców. Najpierw w 36. minucie Marklund trafił w słupek, a w odpowiedzi Heikkinen przegrał pojedynek sam na sam z bramkarzem GieKSy. Dwie minuty później Murray z kłopotami obronił strzał Ackereda. Druga tercja zakończyła się także wynikiem bezbramkowym.

Początek trzeciej tercji należał do GieKSy, ale krążek po uderzeniach Michalskiego i Isakki minął bramkę Lundina, ale podobnie jak to było w poprzednich tercjach, z biegiem czasu mecz się wyrównał. W 50. minucie Murray obronił uderzenia Karjalajnen, Kowalówki i Sołtysa. Podobnie jak dwie poprzednie tercje, również trzecia zakończyła się wynikiem 0:0, a zatem o tytule Mistrza Polski rozstrzygnęła dogrywka.

Dogrywkę rozpoczęliśmy od dwóch niewykorzystanych sytuacji.  Najpierw bliski pokonania Lundina był Koponen, a chiwlę później po uderzeniu Iisakki krążek minimalnie minął oświęcimską bramkę. W odpowiedzi Ackered trafił w obramowanie naszej bramki. Sytuacja ta była jeszcze sprawdzana na wideo.  W 66. minucie groźnie strzelał Ackered, a chwilę później Murray uprzedził Sadłochę, który znalazłby się w sytuacji sam na sam. O tytule Mistrza Polski zdecydowała sytuacja z68. minucie, kiedy Kaleinikovas strzałem po dalszym słupku pokonał Murraya.

GKS Katowice – Re Plast Unia Oświęcim 0:1 (0:0, 0:0, 0:0 d. 0:1)

0:1 Mark Kaleinikovas  (Elliot Lorraine) 66:21

GKS Katowice: Murray, (Kieler) – Delmas, Kruczek, Bepierszcz, Pasiut, Fraszko – Varttinen, Koponen, Iisakka, Monto, Lehtimaki – Wanacki, Cook, Smal, Michalski, Marklund – Lebek, Chodor, Hitosato, Maciaś, Kovalchuk.

Re-Plast Unia Oświęcim: Lundin, (Kowalówka R.) – Dyukov, Jakobsons, Sadłocha, Dziubiński, Kaleinikovas – Valtola, Uimonen, Ahopelto, Heikkinen, Karjalainen – Bezuska, Ackered, Kowalówka S., Lorraine, Denyskin – Noworyta, Łukawski, Wanat, Krzemień, Sołtys.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Rafał Górak: „Każdy popełnia jakieś błędy”

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do przeczytania zapisu konferencji prasowej po remisie 2:2 z Termalicą Bruk-Bet Niecieczą.

Rafał Górak: Dobry wieczór. Niewątpliwie, mecz jakby o dwóch historiach i nad tym ubolewam, bo wydaje mi się, że gdyby nas było po równo, to wyjechalibyśmy stąd z trzema punktami. Wyjeżdżamy z jednym punktem i również, wydaje mi się, należy to w jakiś sposób przyjąć. Wszelkie złości i wszelkie jakieś trudności trzeba wystudzić, schować dzisiaj do kieszeni i zabrać punkt z trudnego terenu. Po prostu przeanalizować spotkanie, w czwartek już kolejne i trzeba, wydaje mi się, pozytywnie nastawiać na to, co przed nami. Niestety, każdy popełnia jakieś błędy, myśmy się ich nie ustrzegli. Ta czerwona kartka, podyktowana oczywiście słusznie, to błąd naszego zawodnika, no i cóż zrobić. Nie jestem od tego, aby go ganić, wprost przeciwnie, zawsze będę zawodników podnosił na duchu i w jakiś sposób rozumiał emocje. Szkoda, bo wydaje mi się, tak jak powiedziałem na początku, że wyjeżdżalibyśmy stąd z trzema punktami. 

Pytanie: Ten mecz pan traktuje jako wygrany jeden punkt, czy jednak mimo wszystko przegrane dwa, biorąc pod uwagę tę pierwszą połowę? 2:0 wynik, praktycznie czerwona kartka już w doliczonym czasie, ale patrząc stricte na statystyki z całego meczu, to GieKSa powinna się cieszyć z tego, że wywozi stąd jeden punkt. Czy tym spotkaniem Dawid Kudła troszeczkę odkupił winy ze spotkania z Odrą Opole?

Górak: Sumarycznie, gdyby zobaczyć, to tak, jak mówię: gdyby mówić tylko o samej grze i o samej historii tego spotkania to wydaje mi się, że grę mieliśmy pod kontrolą, w szczególności, że prowadziliśmy 2:0 do przerwy. Jeżeli utrzymalibyśmy równowagę, osobową wydaje mi się, że nie udałoby się rywalom zdobyć dwóch bramek, a wydaje mi się, ze my byśmy cały czas dążyli do tego, by strzelić kolejną. To jest finał tych dywagacji, po prostu przyjmuję ten punkt, biorę go na klatę, bo zdaję sobie sprawę, że statystyki całego meczu po stracie zawodnika leciały na łeb, na szyję i na pewno tutaj należy podkreślić dominację Termaliki i to, że stwarzała sytuację, że było bardzo, bardzo groźnie. Dawid dzisiaj zagrał bardzo dobre spotkanie, ja nie winiłem go z punktu widzenia zero-jedynkowego za to spotkanie z Odrą, myśmy tam też zawalili w innych aspektach. Tam nie było akurat tej bezpośredniej winy Dawida, a dzisiaj bronił bardzo dobrze i na pewno to był jego dobry występ. Bierzemy ten punkt z pokorą, nie cieszymy się i nie jest to dla nas jakaś wielka sprawa, ale tez nie popadamy w jakiś smutek. Po prostu skończyło się remisem i taki jest stan faktyczny. 

***

Marcin Brosz: Oglądaliśmy naprawdę emocjonujące widowisko i to tak naprawdę od pierwszej do ostatniej minuty, aż szkoda, że się skończyło. Patrząc na przebieg meczu, graliśmy z jednym z zespołów, który aspiruje do tego, by w przyszłym sezonie występować w Ekstraklasie. To, co łączy ten mecz i poprzedni, to mieliśmy dużo sytuacji bramkowych z meczu, i to strzałów groźnych, i to stwarzanych takich groźnych sytuacji. Bardzo dużo. To, co podkreślam, posiadanie piłki, tak chcemy grać. Wiadomo, na końcu jest ta najważniejsza rubryczka: bramki i jedna droga: tu trzeba konsekwentnie pracować nad wykończeniem, bo widać, że jesteśmy w stanie stwarzać sytuacje, natomiast ta finalizacja to jest praca na treningach. Widać progres, natomiast to nie jest tak, że z treningu na trening będzie tak łatwo wykonywany, więc to jest moment, nad którym pracujemy. Podsumowując: ciekawe widowisko, dużo emocji, dużo pojedynków jeden na jeden, to co kibice lubią. Do końca mecz trzymał w napięciu i w emocjach. 

Pytanie: Po pierwszej połowie wydawało się, że trudno wam będzie wrócić do gry. Było 2:0, po przerwie przejęliście inicjatywę. Bramka w 93. minucie, daje dużo radości, czy niedosyt zostaje?

Brosz: Wartość dodana, to to, że po raz któryś do końca gonimy, wierzymy w to, że jesteśmy w stanie odwrócić wynik meczu i tu widać, że jest duży progres. Ta pierwsza połowa, przegrywaliśmy 2:0, te bramki… Też wiemy, jak padały, jakby je wziąć, ten mecz był bardzo dobry, z jednej i drugiej strony. Naprawdę to było dobre widowisko na dobrym poziomie. Były te sytuacje, których musimy zdecydowanie unikać, i pierwsza i druga bramka. Oczywiście, to nas nie usprawiedliwia. Podział punktów, i my i GKS walczyliśmy o trzy, nie rozpatrywałbym w tych kategoriach. Dla nas jest ważne to, że po raz kolejny z zespołem, który walczy o najwyższe cele, byliśmy w stanie i nawiązać na boisku bardzo równą walkę, jak również udało nam się strzelić dwie bramki. Mieliśmy sytuację na zdobycie kolejnych.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga