Hokej Kibice Piłka nożna
Kibice GieKSy – wyjazdowe podsumowanie sezonu 2022/23
Zapraszamy do obszernego wyjazdowego podsumowania sezonu 2022/23 w wykonaniu kibiców GKS Katowice. Autorem podsumowania jest Eric Cantona.
Kibicowski sezon wyjazdowy zaczęliśmy od ŁKS-u Łódź, na który mieliśmy niestety zakaz. I choć Rodowici Łodzianie wpuszczali w trakcie remontu ekipy na swoje sektory, nasza obecność na tych samych warunkach i ukończonej już budowie obiektu, ich specjalnie nie urządzała. ŁKS awansował do Ekstraklasy, więc nasza wizyta będzie wyczekiwana jeszcze bardziej, bo ostatnim razem byliśmy tam wiosną 2010 roku.
W połowie lipca z okazji 100-lecia Banik Ostrava rozegrał mecz towarzyski z Celtikiem Glasgow. Pomimo rozgrywania meczu w środku tygodnia, na dodatek w sezonie urlopowym, musieliśmy oczywiście wesprzeć naszych braci. Nasza liczba w tym dniu to było 600 osób, co jest naszym najliczniejszym wsparciem w historii wieloletniej zgody.
Kolejnym meczem w Polsce, na którym ciążył na nas zakaz wyjazdowy, było nieodległe Bielsko-Biała i tu trzeba pochwalić prezesa TSP – Bogdana Kłysa, dla którego hasło „Piłka nożna dla kibiców” to nie tylko pusty slogan. Za okazanie gestu i wpuszczenie nas w rekordowej liczbie 1803 osób (w tym 128 Górnik Zabrze, 77 Banik Ostrava i gościnnie 17 Spartak Trnava), klub z Bielska-Biała od instytucji „Łączy nas piłka” dostał… karę 40 000 złotych. Nasza liczba osób, w trakcie ogłoszenia bojkotu na domowe spotkania, przekroczyła wyobrażenia chyba nas samych, bo to był jeden z najlepszych naszych wyjazdów w historii. Na domowe spotkania nasz klub nie potrafił ściągnąć takiej publiczności, więc satysfakcja zrobienia takiej liczby, jeszcze w sezonie urlopowym, była ogromna.
Następnym spotkaniem, na którym ciążył na nas zakaz wspierania swojego klubu na wyjeździe, była Wisła Kraków. Wiślacy przed sezonem dowiedzieli się, że w sezonie 2022/2023 z powodu remontu części stadionu będą wszystkie mecze rozgrywać bez kibiców gości. Grupa Ultras Wisła wystosowała oświadczenie, że się nie zgadza na takie traktowanie fanów gości i będą wpuszczali rywali na swoje sektory, w tym nawet znienawidzone kosy. Okazało się finalnie, że żadna ekipa nie zawitała na Reymonta jednak gdyby nie było remontu, który pokrył się z zakazem, wiadome było, że nie weszlibyśmy. Okazja pojawienia się w Krakowie pojawi się w nadchodzącym sezonie.
Zakaz wyjazdowy wciąż trwał i tym razem padło na Resovie. Gospodarze, mimo rozgrywania spotkań domowych na obiekcie Stali Rzeszów, pomogli nam wejść na swoje sektory. Nasza liczba to było 546 głów, w tym JKS Jarosław w 73 osoby oraz Banik Ostrava w 14 głów. Była to nasza najliczniejsza wizyta na Resovii (mimo że jako gospodarz nie grają na Wyspiańskiego).
Kolejnym spotkaniem, kiedy wciąż nie mogliśmy jeździć legalnie, ale hasło „Piłka nożna dla kibiców” bardziej łączy, niż dzieli, to była Pogoń Szczecin w Pucharze Polski. I choć graliśmy z rezerwami, to możliwość pojechania na koniec Polski w środku tygodnia znalazła 215 chętnych fanatyków. W tej liczbie były 3 osoby z ROW-u Rybnik i 2 z Banika Ostrava.
Po awansie do dalszej rundy Pucharu Polski mieliśmy wyjazd do Opola. Odra miała etap wąchania się z Ruchem Chorzów, więc nasza szansa dogadania się legła w gruzach. Natomiast nasze przypuszczenia okazały się słuszne i delegacja niebieskich w kilkanaście osób wsparła OKS.
Między piłkarskimi szarymi wyjazdami, na których nie mogliśmy się legalnie pojawić, doszły europejskie wojaże w ramach hokejowej Ligi Mistrzów. Pierwszy wyjazd do Szwajcarii z ZSC Zurich zaliczyło 100 fanatyków.
Już dwa dni później kolejnym miejscem, w którym nie mogliśmy się pojawić legalnie, była Łęczna. Nasza grupa fanów zrzeszająca się pod nazwą FC Wschód zasiadła na trybunie gospodarzy w 7 osób. W tym samym dniu w Szwecji na drugim wyjeździe w ramach Ligi Mistrzów z Rogle BK było obecnych 200 GieKSiarzy. Warto wspomnieć, że zdecydowana część fanatyków pojechała na ten mecz prosto ze Szwajcarii.
Kolejnym wyjazdem, na którym nie mogliśmy się pojawić, była Skra Częstochowa. Zespół, który od czasu awansu gra rolę bezdomnego i wynajmował stadiony lub grał na wyjeździe jako gospodarz, na początku poszedł nam na rękę. Miało być nas 600 osób, jednak przez działania Marka Szczerbowskiego oraz pod naporem policji, „gospodarze” w ostatniej chwili woleli zamknąć cały stadion, uniemożliwiając nawet swojej skromnej publiczności udział w widowisku.
Po niewypale ze Skrą naszym ostatnim wyjazdem w Lidze Mistrzów był węgierski Fehervar AV19, na który w środku tygodnia wybrało się 400 GieKSiarzy pokazując znakomity doping i reklamę polskiej sceny kibicowskiej.
Następnym wyjazdem była Puszcza Niepołomice. Nowością był legalny wyjazd po półrocznym zakazie, ale wciąż była niepewność. Skończył nam się zakaz wyjazdowy oficjalnie, ale eskalujący konflikt między kibicami a zarządem klubu, sprawił, że nie byliśmy przekonani co do tego, czy lista wyjazdowa zostanie podpisana przez Marka Szczerbowskiego i zapobiegawczo dogadaliśmy się z zarządem Puszczy, odnośnie wejścia na ich sektor gości. Ostatecznie w klatce było nas 408 osób, co jest naszym rekordem na tym kameralnym stadionie.
Pod koniec października zbliżał się dwumecz koalicji GKS Katowice & Górnik Zabrze – Ruch Chorzów & Widzew Łódź. W piątek w Zabrzu mecz ten miał być rozpaleniem atmosfery przed derbami na Cichej. W dniu wsparcia Żaboli okazało się, że nasz prezes skompromitował się przed całą Polską i mimo chęci Ruchu, braku przeciwwskazań mundurowych i samego wojewody, wiadome było, że po 20 latach na Cichą nie wybierze się 465 fanów GieKSy (Marek, nie zapomnimy ci tego nigdy). Cała ekipa wyjazdowa oraz pozostała część załogi pojechała wspierać braci w ponad 700 osób. Od czasu inauguracji stadionu w Zabrzu (podczas derbów z Ruchem) było to nasze najliczniejsze wsparcie Górnika na ich domowym meczu.
Na sam koniec roku okazało się, że po 20 latach będzie nam dane pojechać do Oświęcimia, gdzie Unia była organizatorem hokejowego Pucharu Polski. Los skrzyżował nas z GKS-em Tychy i obie ekipy dostały po 600 biletów. Ponownie prezes Marek Szczerbowski zrobił wszystko, aby bilety nie trafiły w nasze ręce bezpośrednio, ale kolejny raz nie docenił naszego poświęcenia i wszystkie wejściówki nabyli stali wyjazdowicze. O ile u nas cała pula poszła w mig (ostatecznie było nas ponad 640) i dużo osób obeszło się smakiem, tak tyszanie wykorzystali ledwo 450 biletów. Finału nam niestety nie było dane obejrzeć, bo nasi hokeiści przegrali.
Pierwszym wyjazdem w rundzie wiosennej była Termalica Nieciecza. Mało kto spodziewał się, że piłkarze po prostu chcą powalczyć o baraże, ale pojechaliśmy tam z wiarą, że może tym razem będziemy rycerzami wiosny. Na stadionie, tylko dzięki dogadaniu się bezpośrednio z klubem gospodarzy, zameldowaliśmy się w 1261 osób (w tym 39 Banik Ostrava i 4 Spartak Trnava), co było jednym z naszych najlepszych wyjazdów w historii. Faktem jest, że mało gdzie mieliśmy przez ostatnie 20 lat możliwość dostania takiej puli biletów, ale trzeba docenić nasz fanatyzm, bo nikt nie jechał tam pod wynik, a co dopiero pod kibicowskiego rywala. Oprawa tylko udowodniła, kto jest siłą klubu. Nasz odchodzący prezes Marek Szczerbowski po raz kolejny się skompromitował… Ktoś pomyśli, że już czepiam się na siłę, więc tylko przypomnę, że przed tym meczem dzwonił do działaczy Termaliki, aby nas nie wpuszczali na swój stadion, a po spotkaniu — dziękował za doping.
Pod koniec lutego zbliżała się długo wyczekiwana „wyprawa”. Zagłębie Sosnowiec swój nowy stadion postanowiło otworzyć na mecz z nami, co jest oczywiście zrozumiałe — chcieli się pokazać. Tak samo, jak w przypadku wyjazdu do Chorzowa, zaczęliśmy wróżyć z fusów „co tym razem”, bo wszyscy o tym meczu mówili, zwłaszcza że swoje działo się także w szeroko pojętej kibicowskiej otoczce. Nie było problemem rozdysponować 808 biletów, jednak im byliśmy bliżej kibicowskiego szlagieru, tym więcej sygnałów zaczęło dochodzić, że sosnowiczanie na siłę szukają jakiegoś remontu. Finalnie okazało się, że policja, wojewoda i lista wyjazdowa nie stanęły na drodze, tylko… skompromitowali się działacze Zagłebia, tłumacząc, że chcieli w tym dniu mieć spokój, komplet publiczności i brak wyzwisk, aby to nie odstraszyło „pikników” na kolejne spotkania (co ostatecznie wyszło im średnio). Dodam, tylko że sam prezes PZPN Cezary Kulesza pofatygował się na ten mecz i wszystko mu się podobało, więc była to tylko wisienka na torcie pokazująca, jakie standardy obecnie panują w Polskim Związku Piłki Nożnej.
Kolejnym wyjazdem, na którym mogliśmy się pojawić była Sandecja Nowy Sącz, która grała w… Niepołomicach. Mimo otrzymania 312 wejściówek od działaczy Sandecji w sektorze zameldowało się 378 fanatyków, co jest naszym rekordem „na Sandecji”, mimo że grała swój domowy mecz gdzieś indziej. Na tym spotkaniu nasza kibicowska żywa legenda mogła z okazji 50-urodzin usłyszeć zasłużone „sto lat”.
Na początku kwietnia wypadł nam bardzo prestiżowy wyjazd na Arkę Gdynia. I choć granie o nic w lidze nie stanęło na przeszkodzie, aby zrobić najlepszy wyjazd w historii do Trójmiasta, to pociąg specjalny bardzo długo nie był naszym transportem w Polskę i 600 miejsc w wagonie szybko znalazło swoich nabywców. W sektorze gości pojawiło się ostatecznie 621 osób w tym 40 Górnik Zabrze, 12 Banik Ostrava i 4 JKS Jarosław. Warto zaznaczyć, że dużą rolę także odegrała ekipa Arki Gdynia, która zapewniła nam drugie tyle wejściówek (początkowo dostaliśmy 300) – szacunek!
Po dalekiej Gdyni przyszła pora na derby z GKS-em Tychy. Smaczku tego meczu dodawał fakt, że jechaliśmy tam jako Mistrz Polski w hokeja, deklasując tyszan 4:0 w finale. Liczba biletów, którą nam przyznano, to był żart – dostaliśmy 400 wejściówek. Mimo posiadania sektora gości na 1200 miejsc, to przepisowo przysługiwało nam minimum 700 biletów. W Tychach hasło „Piłka nożna dla kibiców”, przynajmniej w pojedynkach z nami, raczej nie obowiązuje. Ostatecznie pojawiliśmy tam w 430 osób, w tym 8 Banik Ostrava. Będąc 1,5 godziny przed meczem i tak ostatnie osoby weszły w… 20. minucie spotkania. Na plus to okazała wygrana 3:0 i przypomnienie całej zgromadzonej publiczności na stadionie, kto jest Mistrzem Polski w hokeja.
Kolejny wyjazd mieliśmy na Chrobry Głogów. Gospodarzy, którzy dysponują potężnym sektorem gości na blisko 500 miejsc, ale dali nam tylko 170 biletów. Chrobry ma nad sobą policyjny but, który nie tylko przeszkadza gościom w pokazaniu swojego liczbowego potencjału, ale również miejscowi fani MZKS-u są regularni szykanowani przez organy prawa i sporo osób z błahego powodu dostaje zakazy stadionowe lub kolegium, co ma przełożenie na słabą frekwencję w młynie. Szacunek dla nich, że próbują się postawić w nierównej walce z systemem. Nas ostatecznie 230 osób, ale 170 w sektorze.
Stal Rzeszów to był przedostatni, ale tak naprawdę wszyscy byliśmy przekonani, że ostatni wyjazd w sezoni. Zbliżały się derby z Ruchem Chorzów, na którym było pewne, że trochę pirotechniki zapłonie, a delegat PZPN z łatwością wyśle nas na wcześniejsze wakacje. Pociągiem specjalnym wybrało się 454 fanatyków szczerze zmęczonym już beznadziejnym piłkarskim sezonem, ale klimat wyjazdu w formie przemarszu kilku kilometrów przez miasto zrobił robotę. Po raz kolejny udowodniliśmy, że od kilkunastu lat nie jeździmy za wynikami. W tej liczbie obecna była 12-osobowa delegacja Banika Ostrava i 5-osobowa JKS-u Jarosław, który w tym samym dniu rozgrywał swój mecz. Po spotkaniu, na którym odpaliliśmy trochę pirotechniki, została przeprowadzona mocna rozmowa z piłkarzami, w której zostali dobitnie uświadomieni, że ich forma z wiosny nas nie interesuje i w derbach z Ruchem jedynie, co mają zrobić to wygrać, bo jak nie to… Dobrze, że wygraliśmy 🙂
Na ostatni mecz sezonu z Chojniczanką w Chojnicach zdecydowało się 174 fanatyków, którzy zamiast szalików zabrali do Grodu Tura… ręczniki, koła ratunkowe, klapki, a jeden fanatyk uszanował pożegnalną konferencję prasową Marka Szczerbowskiego i zabrał ze sobą… trąbkę. Hasłem przewodnim była oprawa „Marek. Na to wakacje”. Mecz bez żadnych atrakcji, tylko jedna wielka szydera i strojenie żartów z całego sezonu. Po meczu obrażani piłkarze nie rzucili najwierniejszym kibicom koszulek, co było tradycją od wielu lat.
Pisząc to i myśląc, jak ten cały sezon wyjazdowy wyglądał, to naprawdę szacunek dla wszystkich za obecność, bo przeszliśmy ciężki okres. Na zakończenie należy wspomnieć, że wspieraliśmy nasze zgody z Ostrawy i Zabrza regularnie nie tylko na meczach domowych, ale i wyjazdach. Kibice GKS-u Katowice wspierali także reprezentację Polski na wszystkich swoich spotkaniach. Nie zabrakło nas także na Marszu Niepodległości czy pod Kopalnią Wujek.
Eric Cantona
Hokej
Kompromitacja w Tychach
W 20. kolejce THL nasza drużyna wyruszyła do Tychów żeby zmierzyć się z miejscowym GKS-em.
Pierwszą tercję rozpoczęliśmy od szarpanej gry w tercji neutralnej. Dopiero w 4. minucie strzał na bramkę Fucika zdołał oddać Wronka, ale jego uderzenie nie sprawiło problemów bramkarzowi gospodarzy. W 7. minucie miejscowi wyszli na prowadzenie. W drugiej połowie pierwszej odsłony nasza drużyna stanęła przed szansą wyrównania wyniku za sprawą liczebnej przewagi. Pomimo oddania kilku groźnych strzałów, to żaden z naszych zawodników nie zdołał pokonać Fucika. W 19. minucie fantastyczną interwencją popisał się Eliasson ratując nas przed utratą drugiej bramki. Chwilę przed syreną kończącą pierwszą tercję Eliasson ponownie zachował czujność i pewnie obronił kolejne strzały gospodarzy.
Drugą tercję rozpoczęliśmy od zdecydowanego ataku na bramkę Fucika, blisko zdobycia bramki był Wronka i Varttinen. W 24. minucie gospodarze zdobyli drugą bramkę, wykorzystując liczebną przewagę. Kilkanaście sekund później gospodarze ponownie podwyższyli. W 25. minucie nastąpiła zmiana bramkarza w naszej drużynie. W 28. minucie czwartą bramkę dla drużyny gospodarzy zdobył Drabik, wykorzystując bierną postawę naszych obrońców. W 33. minucie w sytuacji sam na sam z Fucikiem znalazł się Dupuy, ale jego strzał był za lekki, by pokonać bramkarza gospodarzy. Na sam koniec drugiej odsłony gospodarze po raz piąty wbili krążek do naszej bramki.
Trzecią odsłonę rozpoczęliśmy od kilku strzałów na bramkę Fucika. Jednak to gospodarze ponownie znaleźli drogę do naszej bramki, zdobywając szóstą bramkę w tym meczu. Minutę później po raz siódmy do bramki trafił Viinikainen. Na sam koniec meczu bramkę honorową dla naszej drużyny zdobył Jonasz Hofman.
GKS Tychy – GKS Katowice 7:1 (1:0, 4:0, 2:1)
1:0 Filip Komorski (Valtteri Kakkonen, Rafał Drabik) 06:16
2:0 Alan Łyszczarczyk (Rasmus Hejlanko, Valtteri Kakkonen) 23:23, 5/4
3:0 Mark Viitianen (Dominik Paś) 24:18
4:0 Rafał Drabik (Szymon Kucharski, Mateusz Bryk) 27:48
5:0 Mateusz Gościński (Hannu Kuru, Olli Kaskinen) 38:56
6:0 Hannu Kuru (Juuso Walli, Bartłomiej Pociecha) 45:23
7:0 Olli-Petteri Viinikainen (Alan Łyszczarczyk, Rasmus Hejlanko) 47:54
7:1 Jonasz Hofman
GKS Tychy: Fucik, Lewartowski – Viinikainen, Bryk, Łyszczarczyk, Komorski, Knuutinen – Kaskinen, Kakkonen, Jeziorski, Kuru, Heljanko- Walli, Pociecha, Karkkanen, Paś, Viitanen – Bizacki, Ubowski, Drabik, Kucharski, Gościński.
GKS Katowice: Eliasson, Kieler – Maciaś, Hoffman, Wronka, Pasiut, Fraszko – Varttinen, Verveda, Anderson, Monto, Dupuy – Runesson, Lundegard, Michalski, McNulty, Hofman Jo. – Chodor, Dawid, Hofman Ja.
Felietony Piłka nożna
Komu nie zależało, by zagrać?
Gdy wyjrzałem dziś za okno z pokoju hotelowego, zobaczyłem szron na pobliskich dachach. I tyle. Śniegu nie było ani grama, jedyne, co mogło nas przyprawiać o lekkie dreszcze to przymrozek i konieczność spędzenia tego meczu w tak niskiej temperaturze. Wiadomo jednak, że podczas dobrego widowiska można się porządnie rozgrzać i emocje sportowe niwelują jakiekolwiek atmosferyczne niedogodności. Głowiłem się, jak to jest, że w różnych rejonach Polski mamy atak zimy, a przecież okolice bieguna zimna, które teoretycznie najbardziej są narażone na popularny biały puch, tym razem są wolne od tego.
Gdy jechałem autobusem na mecz i zaczęło lekko prószyć – a było to o godz. 10.30 ani przez myśl nie przeszło mi, jak to się wszystko skończy. Po prostu – śnieg zaczął sobie padać, nie był to jakiś armagedon, a i same opady śniegu, choć były wyraźne, nie przypominały tych, które znamy z przeszłości.
Po wejściu na stadion zobaczyłem taką właśnie oprószoną murawę – niezasypaną. Białawo-zieloną lub zielonkawo-białą. Typowy widok, gdy mamy pierwsze opady śniegu w roku lub też szron po mroźnej nocy. Białe gunwo (że tak zejdziemy z romantycznej wersji o puchu) ciągle jednak z białostockiego nieba spadało. I w pewnym momencie rzeczywiście murawa stała się dość biała. Nie przeszkodziło to jednak obu drużynom oraz sędziom rozgrzewać się. Kibice wypełniali stadion, zwłaszcza ci z Jagiellonii jeszcze przed meczem głośno dopingując swój zespół. Sympatycy GieKSy powoli zaczęli wchodzić na sektor gości i też dali znać o sobie. Przyznam, że nie myślałem w ogóle o tym, że mecz może się nie odbyć. Nie miałem takiego konceptu w głowie.
Za łopaty wzięło się… kilka osób. Zaczęli odśnieżać pola karne. Wyglądało to tak, że na jednym skrzydle stało trzech chłopa i sami nie wiedzieli, jak się za to zabrać. „Gdzie kucharek sześć…” – powiedziałem Miśkowi. A na drugim skrzydle szesnastki jeden jegomość odśnieżył na kilka metrów szerokość pola karnego, pokazując, że „da się”. A tamci deliberowali. Do tej pory odśnieżone były tylko linie i wspomniany kawałek. Na drugim polu karnym natomiast jakiś artysta „odśnieżał” w taki sposób, że zagarniał, wręcz zdrapywał śnieg, zamiast go nabierać na łopatę. Nie trzeba być śnieżnym omnibusem, żeby wiedzieć, że średnio efektywna jest to metoda. Po niedługim czasie wszyscy położyli na to lachę i sobie poszli czy tam przestali działać.
Dopiero kilka minut przed meczem zorientowałem się, że sędzia się dziwnie zachowuje, wychodzi i sprawdza. Załączyłem Canal+, by nasłuchiwać wieści i tam było jasne, że arbiter Wojciech Myć sugerował, iż szanse na rozegranie tego spotkania są dość marne. Potem wyszedł na boisko jeszcze raz, ze swoimi asystentami i patrzyli, jak zachowuje się piłka. W moim odczuciu ta rzucana i turlana przez nich futbolówka reagowała normalnie, z odpowiednim odbiciem czy brakiem większego oporu przy toczeniu się po ziemi. Do końca miałem nadzieję, że mecz się odbędzie.
Sędzia jednak zadecydował inaczej. W wywiadzie dla Canal+ powiedział, że ze względu na zdrowie zawodników, a także ograniczoną widoczność – podejmuje decyzję o odwołaniu meczu. Podał też argument, że do pomarańczowej piłki przykleja się śnieg i tak jej nie widać. A linie, które zostały odśnieżone i tak za chwilę zostałyby zasypane.
Mecz się nie odbył.
Odniosę się więc najpierw do słów sędziego, bo już one są dla mnie kuriozalne. Odśnieżone linie po 40 minutach (także już po odwołaniu meczu) nadal były widoczne. I nie zanosiło się specjalnie na to, że mają zostać momentalnie zasypane. Nawet jeśli – to chwila przerwy w meczu lub po prostu w przerwie między dwiema połowami – pospolite ruszenie do łopat i gotowe. A argument o piłce to już kuriozum do kwadratu. Na Boga – przecież śnieg to nie jest jakiś klej czy oleista substancja. I nawet jeśli w statycznej sytuacji klei się do piłki, to jest ona cały czas KOPANA. Dla informacji pana Mycia – to powoduje drgania w futbolówce, a to (plus odbijanie się od ziemi) z piłki przyklejony kawałek śniegu strząsa. Więc naprawdę nie mówmy takich głodnych kawałków na głos, bo tylko wzmacniamy opinię o sędziach taką, a nie inną.
Trener Siemieniec już po decyzji mówił dla Canal Plus, że z punktu widzenia logistyki w rundzie jesiennej, nie na rękę jest im nie grać, w domyśle, że ten mecz trzeba będzie jeszcze gdzieś wcisnąć. Tylko przecież WIADOMO, że tego spotkania nie da się rozegrać jesienią, bo przecież po ostatnim meczu ligowym Jaga gra dwa razy w Lidze Europy plus jeszcze w środku grudnia zaległy mecz z Motorem. Więc z GKS musieliby zagrać tuż przed świętami, a przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie przedłuży rundy GieKSie o dwa tygodnie z powodu zaległego meczu. Niech więc trener Adrian nie robi ludziom wody z mózgu. Poza tym trener powiedział, że ze względu na stan boiska, była to jedyna i słuszna decyzja i trudno nie było odnieść wrażenia, że z powodu napiętego terminarza właśnie TERAZ, dłuższy oddech dla Jagiellonii to najlepsze, co może ich spotkać…
A Rafał Górak? Bardzo dyplomatycznie mówił, że rozumie decyzję sędziów, ale chyba trzy razy podczas wywiadu dał do zrozumienia, jakie miał zdanie… Panowie za zamkniętymi drzwiami rozmawiali, każdy dał swoje argumenty. Trener zwrócił uwagę, że ze względu na szczelnie wypełniony sektor gości mogło to wyglądać inaczej. Że białe linie widać i przy dobrej woli organizatora, boisko można byłoby doprowadzić do stanu używalności. Że taki wyjazd bez meczu to dodatkowe koszty dla klubu. Jakbym więc miał typować, to pewnie wyglądało to tak „ej Rafał, wiesz, jak jest, jaką mamy sytuację, wiem, że nie jest to wam na rękę, ale zgódź się na przełożenie meczu, odwdzięczymy się dobrym winkiem”… Być może więc ze względu na solidarność kolegów po fachu i gentelmen’s agreement, szkoleniowiec, mimo że wolałby zagrać – nie oponował.
No i właśnie. To jest pytanie – czy komuś zależało, żeby wykorzystać opady i meczu nie rozegrać? Powiem wprost – reakcja organizatora meczu na tę „zimę” jest mocno zastanawiająca i nie wiem, czy Jagiellonia nie powinna z tego tytułu ponieść konsekwencji. Powtórzę – klub nie zrobił absolutnie nic, żeby ten mecz rozegrać. Począwszy od prognoz – przecież atak zimy w Polsce był już wczoraj, więc nie można było nie zakładać, że podobna sytuacja powtórzy się w Białymstoku. A jeśli tak, to przygotowuje się zastępy ludzi – choćby na wszelki wypadek – do tego, żeby boisko odśnieżyć. Pamiętacie, co było w zeszłym sezonie w meczu Radomiaka z Zagłębiem? Momentalnie, w ciągu kilku minut płyta po nawałnicy zrobiła się biała. Tam też było ryzyko przerwania i odwołania meczu. Ale ludzie robili, co w swojej mocy, odśnieżali, jak tylko się da i spotkanie zostało dokończone. Wczoraj w Rzeszowie kompletnie zasypany stadion został odśnieżony i mecz również się odbył. A w Białymstoku? Nie było chętnych czy nie miało ich być? Mogli nawet tych żołnierzy wziąć, co to zawsze są na trybunach. Cokolwiek. A tutaj kilku ludzi z łopatą zaczęło nieskładnie machać, ale chyba ktoś im powiedział, że to bez sensu – no i przestali.
Nie będę wnikał, czy na takim boisku można grać czy nie. Jak bardzo wpływa to na zdrowie zawodników. Wiem, że w przeszłości takie mecze się odbywały i nikt nie płakał i nie zasłaniał się ani zdrowiem, ani terminarzem. GieKSa taki mecz rozgrywała z Arką Gdynia – pamiętny z niewykorzystanym karnym Adamczyka – i jakoś się dało. Nie jest to może najbardziej estetyczne widowisko, ale mecz jest rozegrany i jest z głowy.
Natomiast tu nie chodzi o to, czy na zaśnieżonym boisku można grać. Chodzi o to, że nikt nie zajął się odśnieżaniem. Dlatego cała ta sytuacja ostatecznie wydaje mi się po prostu skandaliczna. Dosłownie godzinkę śnieg poprószył – bez jakiejś większej nawałnicy – i odwołujemy mecz.
I tak – piłkarze pojechali sobie na drugi koniec polski, by pobiegać na murawie stadionu Jagiellonii. Klub zapłacił za hotel, wyżywienie, przejazd. Teraz będzie to musiał zrobić drugi raz – najpewniej na wiosnę. Kibice zrywali się o drugiej w nocy, niektórzy pewnie nawet nie poszli spać, by stawić się na zbiórkę w ciemnych Katowicach. Jechali w tak wielkiej liczbie przez cały kraj – też przecież zapłacili za bilety i przejazd. I dostali w bambuko, bo paru osobom nie chciało się wyjść i doprowadzić boisko do jako takiego stanu.
Uważam, że PZPN czy Ekstraklasa, czy kto tam zarządza tym całym grajdołkiem, nie powinien przyzwalać na taką fuszerkę. To jest kupa kasy i czas wielu ludzi, którzy zdecydowali się do Białegostoku przyjechać. To po prostu jest nie fair.
Nieraz bywały jakieś sytuacje czy to z pogodą, czy wybrykami kibiców i kapitanowie lub trenerzy obu drużyn zgodnie mówili – gramy/nie gramy. Była ta wyraźna jednogłośność. A czasem spór. Grano nawet po zapaści Christiana Eriksena – choć tam akurat uważam, że ta decyzja była fatalna (choć z drugiej strony to Euro, więc logistyka dużo trudniejsza). Tutaj zabrakło determinacji, żeby mecz rozegrać. Rozumiem trenera Góraka, że podszedł dyplomatycznie do sprawy. Ja tego protokołu dyplomatycznego trzymać nie muszę i wysuwam hipotezę, że komuś na rękę był ten niezbyt wielki opad śniegu.
Dotychczas wielokrotnie pisałem i mówiłem, że cenię Jagiellonię i Adriana Siemieńca za to, jak łączą ligę i puchary. Byłem pod wrażeniem, że rok temu Jaga nie przełożyła spotkania z GKS na jesień, gdy sama była pomiędzy meczami z Ajaxem – trener gospodarzy dzisiejszego niedoszłego pojedynku mówił, że poważna drużyna musi umieć grać co trzy dni. Tym razem jednak w obliczu meczu z KuPS i końcówki ligi, takie zdanie przestało już zobowiązywać.
Nam nie pozostaje nic innego, jak przygotować się do sobotniego spotkania z Pogonią. Oby piłkarze GKS również wykorzystali fakt, że nie będą mieli Jagi w nogach i jak najlepiej mentalnie i fizycznie przygotowali się do spotkania z Portowcami. A z Jagiellonią i tak się już niedługo zmierzymy, bo za jedenaście dni w Pucharze Polski.
Kups!
Piłka nożna kobiet
1/8 finału dla Katowic
Trójkolorowe w chłodną i ponurą sobotę wygrały, po równie ponurym meczu, z Rekordem Bielsko-Biała 2:0 i awansowały do 1/8 Pucharu Polski.
Przed spotkaniem Karolina Koch odebrała pamiątkowe zdjęcie z rąk prezesa Sławomira Witka za pokonanie bariery 100 występów w roli trenerki naszej drużyny. Gratulujemy i jeszcze raz dziękujemy za wszystkie dotychczasowe sukcesy! Warto także wspomnieć, że kilka dni przed spotkaniem, swój kontrakt o trzy lata przedłużyła Nicola Brzęczek.
W 2. minucie Marcjanna Zawadzka musiała uznać wyższość Roksany Gulec, która wymanewrowała ją w pole i oddała strzał w kierunku dalszego słupka. Oliwia Macała niewiele mogłaby w tej sytuacji zrobić, gdyby po rykoszecie futbolówka nie zmieniła swojej trajektorii na górną część poprzeczki. Po trzecim rzucie rożnym dopiero udało się oddać rekordzistkom strzał, natomiast Agnieszka Glinka była bardzo daleka od trafienia choćby w okolice bramki. W 7. minucie niemal wyczyn Lukasa Klemenza z meczu z Piastem powtórzyła Patrycja Kozarzewska, na szczęście nie udało jej się aż tak dokładnie przymierzyć w kierunku swojej bramki. Pierwszą klarowną akcję dla GieKSy wykreowała Jagoda Cyraniak dalekim podaniem do Julii Włodarczyk, skrzydłowa po wymagającym sprincie zgrała do otoczonej przez rywalki Aleksandry Nieciąg i skończyło się na wymuszonej stracie. Kolejne minuty upłynęły obu drużynom w środku pola, mnóstwo było przepychanek i przerw w grze. W 26. minucie groźny strzał z pierwszej piłki oddała Patrycja Kozarzewska, a poprzedzone to było tradycyjnym pokazem zdolności dryblerskich Klaudii Maciążki na prawej flance i kąśliwą centrą Katarzyny Nowak. Kolejny kwadrans czekaliśmy na ciekawszą akcję, skonstruowaną bardzo nietypowo: Patricia Hmirova z poziomu murawy walczyła o piłkę, ostatecznie zagrywając ją na lewe skrzydło. Finalnie na prawej flance strzał oddała Dżesika Jaszek, choć znacząco przesadziła z siłą tego uderzenia. W 43. minucie doskonałe podanie Jagody Cyraniak za linię obrony zmarnowała Klaudia Maciążka złym przyjęciem, choć nie była to też łatwa piłka. Na zakończenie połowy obrończyni jeszcze sama spróbowała szczęścia z dystansu, jednak tego szczęścia jej nieco zabrakło.
Z przytupem drugą część gry rozpoczęła Julia Włodarczyk, jej centra była o milimetry od dotarcia do dobrze ustawionej Aleksandry Nieciąg. W 52. minucie wynik starcia otworzyła Nicola Brzęczek po dośrodkowaniu Klaudii Maciążki. Dobrą pracę na obrończyniach wykonała Dżesika Jaszek, a wcześniej na obieg z Maciążką zagrała Patricia Hmirova. Kilka centymetrów od podwyższenia wyniku był duet wpisany już do protokołu meczowego, choć tym razem w odwróconych rolach: Włodarczyk wypuściła skrzydłem Brzęczek, ta zgrała na środek do Maciążki i piłka zatrzymała się na linii bramkowej po rykoszecie. Bliźniaczą akcję w 58. minucie, z pominięciem zgrania do środka, finalizowała sama Nicola Brzeczek, jednak zbyt długim prowadzeniem zmusiła się do sytuacyjnego i bardzo nieudanego strzału. W 63. minucie Dżesika Jaszek z Maciążką doskonale zagrały na jeden kontakt, ostatecznie jednak znów defensywa Rekordzistek zdołała zablokować zarówno dośrodkowanie Nieciąg, jak i strzał Włodarczyk. W 68. minucie doskonałe sytuacje miały Nicola Brzęczek oraz Aleksandra Nieciąg, jednak miały sporo pecha przy swoich próbach i nadal utrzymywał się wynik 1:0. W 74. minucie Klaudia Maciążka zeszła do środka boiska i choć jej podanie zostało zablokowane, to Dżesika Jaszek zdołała odzyskać posiadanie już w polu karnym i precyzyjnym strzałem przy słupku podwyższyła na 2:0. Wahadłowa powinna mieć na swoim koncie także asystę już chwilę później, jednak w zupełnie niezrozumiały sposób podała za plecy wszystkich swoich koleżanek spod linii końcowej. W 83. minucie jej podanie zakończyło się podobnym skutkiem, choć tym razem Hmirova zdołała zebrać wybitą piłkę i oddać strzał pełen fantazji. Dwie minuty później kolejną bramkę powinna mieć na swoim koncie Brzęczek, aż sama złapała się za głowę. Santa Vuskane udanie zastosowała skok pressingowy i wycofała do Włodarczyk, która przytomnie odnalazła wybiegającą w korytarz napastniczkę, a ta przelobowała golkiperkę, nie trafiając jednocześnie w szerokość bramki. W doliczonym czasie gry skrzydłowa zrozumiała gest Vuskane i posłała mocną piłkę za linię obrony, jednak te zamiary odgadnęła także Kinga Ptaszek i zatrzymała futbolówkę tuż przed głową Łotyszki.
GieKSa wygrała 2:0 i awansowała do 1/8 Pucharu Polski.
GKS Katowice – Rekord Bielsko-Biała 2:0 (0:0)
Bramki: Brzęczek (52), Jaszek (75).
GKS Katowice: Macała – Nowak, Zawadzka, Cyraniak – Dżesika Jaszek, Kozarzewska (82. Kalaberova), Hmirova, Włodarczyk – Maciążka, Nieciąg (77. Vuskane), Brzęczek (90. Langosz).
Rekord Bielsko-Biała: Ptaszek – Glinka, Dereń, Jendrzejczyk (82. Krysman), Niesłańczyk, Zgoda (67. Dębińska), Sowa, Janku, Gulec (67. Sikora), Katarzyna Jaszek (73. Conceicao), Bednarek (67. Długokęcka).
Kartki: Kozarzewska, Włodarczyk – Sowa.





















Kejta
27 czerwca 2023 at 04:10
Po takim sezonie mozna napisac tylko ze kazdy chcialby miec takich kibicow tylko nie Marek Sz.
Do tego nowy prezes nic nie wspomnial ze chce naprawic relacje z kibicami a to powinien byc jego priorytet!