Piłka nożna Prasówka
Media o awansie GieKSy do I ligi: GieKSa efektownie przypieczętowała awans. Wielka feta na Bukowej!, GKS wywalczył bezpośredni awans do Fortuna 1 Ligi, Kibice na Bukowej zobaczyli świetny spektakl!, W końcu, Woźniak show, Awans po latach rozczarowań. Katowice świętują

Zapraszamy do przeczytania fragmentów doniesień mass mediów na temat wczorajszego meczu II ligi GKS Katowice – Stal Rzeszów. GieKSa wygrała 4:1 (2:1) i zapewniła sobie awans do I ligi.
sportowasilesia.pl – GieKSa efektownie przypieczętowała awans. Wielka feta na Bukowej!
GKS Katowice na kolejkę przed końcem sezonu zapewnił sobie awans na zaplecze Ekstraklasy! W ostatnim spotkaniu 37. serii gier rozgromił na Bukowej aż 4:1 Stal Rzeszów, z którą rok temu przegrał baraże o awans. Hattrickiem popisał się Arkadiusz Woźniak.
Prawie 2 tysiące kibiców Trójkolorowych mogło świętować w poniedziałek pierwszy awans swojego klubu od 14 lat! „GieKSa” wraca na II szczebel rozgrywkowy w kraju po 2. latach nieobecności. Pomimo pauzy – 6. barażowe miejsca utrzymała Skra Częstochowa.
sportdziennik.com – Katowice wracają na zaplecze!
GieKSa po dwóch sezonach żegna II ligę. Hat trick Arkadiusza Woźniaka, skompletowany w niespełna godzinę, pozwolił kibicom przy Bukowej fetować pierwszy od 14 lat awans.
Koniec! GieKSa w I lidze! – wykrzyczał spiker „Lyjo” o 22.17. Bo stało się! Kibice GieKSy wreszcie mieli swój dzień. Powody do radości, dumy, świętowania. Kilku z nich wbiegło na moment na murawę z radością a nie smutkiem, jak 25 miesięcy temu po porażce z Bytovią. „Czekaliśmy już tyle lat, teraz pora na awans” – płynęło z trybun przy Bukowej w II połowie, gdy przewaga była już na tyle bezpieczna, by nie wątpić, że drużyna spełni warunek, odniesie trzecie z rzędu zwycięstwo i na kolejkę przed końcem sezonu przypieczętuje promocję. Co prawda jeszcze nie do tej właściwej ligi, której życzyliby sobie w Katowicach, ale przecież to czekanie trwało 14 lat…
Wyrosło całe pokolenie fanów GKS-u, które nie pamiętało awansu, nie pamiętało niczego innego niż rozczarowań. Dlatego tak piękny dla nich musiał być ten dzisiejszy wieczór, nawet jeśli oznaczał jedynie, że ich klub wydostaje się z tak niskiego szczebla, na jakim występował w swojej historii tylko przez trzy sezony. W tym dwa ostatnie… Kiedy Arkadiusz Woźniak fetując drugiego z trzech goli stanął przed „Blaszokiem”, odpalono z niego świece dymne w klubowych barwach. „Druga liga idzie z dymem” – chciało się rzec. Za te wszystkie lata upokorzeń te trybuny zasłużyły na to, by po prostu móc trochę pocieszyć się, a nie drżeć o wynik i liczyć upływające minuty, gorączkowo sprawdzając tabelę.
Co prawda nie takie rzeczy stadion przy Bukowej widział, ale GieKSa po zwycięstwie przed 10 dniami w Chojnicach nie mogła już tego spartolić. Nie w takim roku, gdy miała stabilizację kadrową i szkoleniową, gdy pobiła dwie rekordowe serie, zwycięstw wyjazdowych i zwycięstw w ogóle, a kryzys miała jeden – bolesny, bo skutkujący utratą miejsca w top2, wywołany 2-tygodniową koronawirusową izolacją. Wyszła z tego kryzysu w najlepszym możliwym momencie, wygrywając 3 ostatnie mecze – z Bytovią, Chojniczanką i dzisiaj ze Stalą; Stalą zdeterminowaną, próbującą jeszcze złapać odjeżdżający pociąg z napisem „baraże”…
Rzeszowianie mieli przy Bukowej swoje momenty. Szybko doprowadzili do wyrównania, gdy Wojciech Reiman zaskoczył z rzutu wolnego nie najlepiej interweniującego Patryka Królczyka. Potem golkiper GieKSy, zastępujący nadal zmagającego się z urazem Bartosza Mrozka, zrehabilitował się, broniąc mocny strzał z bliska Damiana Michalika.
Wszystko o 180 stopni odwrócił gol strzelony przez GKS do szatni. Po kapitalnej akcji, napędzonej przez Rafała Figiela, a zwieńczonej dograniem Daniana Pavlasa i uderzeniem Woźniaka. Figiel, Błąd, Woźniak… Najbardziej doświadczeni zawodnicy w kluczowym momencie nie zawiedli, a przecież gdyby za żółte kartki nie pauzował Filip Kozłowski, Woźniaka może nawet zabrakłoby w podstawowym składzie. Wybiegł jednak w ataku. 3 gole, asysta… Takiego występu wcześniej w GieKSie nie miał. Gdy w II połowie opuszczał boisko, żegnała go owacja na stojąco. Podobną zgotowano też Błądowi.
A na początku wyczuwalne było napięcie. Można było odnieść wrażenie, jakby słowo „awans” było po wejściu na trybuny wręcz zakazane. Na chłodno rzeczywistość przyjmował też trener Rafał Górak, bo dyrygował zespołem zza linii w bluzie, no i oczywiście charakterystycznej czapce z daszkiem. Niecały rok temu – dokładnie przed 314 dniami – rzucił tę czapkę w stronę „Blaszoka”, wcześniej tłumacząc się z przegranego sezonu. To właśnie po porażce 0:2 ze Stalą w półfinale barażu katowiczanie stracili szansę na awans w pierwszych rozgrywkach po spadku. Teraz nastroje były o 180 stopni inne. „Brameczki strzelamy, 3 punkty dziś mamy, do I ligi wracamy” – śpiewano ze świadomością, że w sobotę do Ostródy drużyna pojedzie już na wycieczkę, a nie walczyć o życie. A rzeszowianie potrzebują chyba cudu, by załapać się do barażu.
dziennikzachodni.pl – GKS Katowice wraca do I ligi!
GKS Katowice rozbił Stal Rzeszów 4:1 i zapewnił sobie awans do Fortuna 1. Ligi po dwóch latach zesłania o klasę niżej.
GKS Katowice wykorzystał pierwszą „piłkę meczową”, pokonał Stal Rzeszów i zapewnił sobie awans do Fortuna 1. Ligi. Dzięki temu mecz ostatniej kolejki z Sokołem w Ostródzie nie ma już znaczenia.
Zespół Rafała Góraka chciał fetować powrót na zaplecze PKO Ekstraklasy na własnym boisku. Aby tak się stało konieczne było zwycięstwo nad walczącą o miejsce w barażach Stalą Rzeszów. Katowiczanie wygrali 4:1 i po dwóch sezonach żegnają II ligę.
Po ostatnim gwizdku sędziego na stadionie przy Bukowej wybuchła euforia. Kibice świętowali razem z piłkarzami pierwszy awans zespołu od 2007 roku, gdy GKS również wchodził do I ligi, z której został zdegradowany w 2019 roku po pamiętnym koszmarnym meczu z Bytovią Bytów i golu bramkarza Andrzeja Witana w 95 minucie.
Po meczu na boisku rozpoczęła się wielka feta. Piłkarze i członkowie sztabu szkoleniowego byli kolejno wywoływani na środek boiska i fetowani przez fanów. Wspólna zabawa z Blaszokiem trwała jeszcze długo po zakończeniu spotkania.
nowiny24.pl – Stal Rzeszów wysoko przegrała w Katowicach. GKS wywalczył bezpośredni awans do Fortuna 1 Ligi
[…] Pierwszy zaatakował GKS, w 4. minucie na strzał z dystansu zdecydował się Rafał Figiel, jednak piłka poszybowała nad bramką strzeżoną przez Gerarda Bieszczada. Po chwili było już 1:0, gdy Arkadiusz Błąd wykorzystał dogranie z prawej strony Arkadiusza Woźniaka i uprzedził wychodzącego z bramki Bieszczada.
Rzeszowianie momentalnie wyrównali za sprawą Wojciecha Reimana, który popisał się fantastycznym uderzeniem bezpośrednio z rzutu wolnego.
W 17. minucie po rzucie rożnym zagotowało się pod bramką „GieKSy”. Radosław Sylwestrzak po zgraniu Damiana Kostkowskiego przymierzył głową w słupek, ale arbiter i tak wcześniej odgwizdał przewinienie. Chwilę wcześniej bramkarza katowiczan próbował zaskoczył „centrostrzałem” Bartosz Wolski, ale 27-letni Patryk Królczyk był na posterunku. Bramkarz GKS-u kilka minut później znów uratował swoją drużynę, gdy wybronił sytuacyjny strzał Damiana Michalika.
Gdy rzeszowianie naciskali defensywę GKS-u, ta mocno się gubiła i popełniała proste błędy. W 28. minucie nieporadność gospodarzy chciał wykorzystać Bartosz Wolski, jednak piłka po jego uderzeniu z około 16 metrów poszybowała nad poprzeczką.
Tuż przed przerwą GKS „rozklepał” defensywę Stali, Figiel przytomnie zagrał w pole karne, Pavlas wycofał piłkę do Woźniaka, a ten dopełnił formalności. I tuż po zmianie stron katowiczanie podwyższyli prowadzenie, znów na listę strzelców wpisał się Woźniak. Wydaje się, że w tej sytuacji lepiej mógł się zachować Gerard Bieszczad.
W 55. minucie napastnik miejscowych miał już na swoim koncie hattricka, tym razem Woźniak popisał się precyzyjną główką – asystę zanotował Błąd. Po tej bramce kibice GieKSy świętowali już awans do Fortuna 1 Ligi.
Stal próbowała zdobyć kolejną bramkę, ale strzały Kłosa, Olejarki czy Mustafaeva okazywały się niecelne, a uderzenie Piotra Głowackiego z rzutu wolnego wybronił Królczyk.
Po końcowym gwizdku piłkarze i kibice GieKSy już oficjalnie świętowali awans na zaplecze PKO BP Ekstraklasy.
gol24.pl – GKS Katowice – Stal Rzeszów 4:1. Kibice na Bukowej zobaczyli świetny spektakl!
[…] To był poniedziałkowy wieczór, który należał do kibiców GKS Katowice! Zespół z Bukowej rozbił Stal Rzeszów i po dwóch sezonach wraca do 1. Ligi.sportowefakty.wp.pl – Więcej kibiców na meczu GKS-u? Klub chce wykorzystać nowe obostrzenia
[…] Kibice, którzy pojawili się w poniedziałkowy wieczór na Bukowej z pewnością nie żałowali. Piłkarze stworzyli świetne widowisko, emocji nie brakowało, a gole gospodarzy były ozdobą spotkania.
GKS w ostatniej kolejce zagra w Ostródzie, ale to spotkanie nie będzie już miało znaczenia dla losów awansu.
stalrzeszow.pl – Porażka w Katowicach
[…] Pierwsza połowa rozpoczęła się od wysokiego podejścia zespołu gospodarzy, który starał się utrudniać Stali wyprowadzenie piłki do gry. Katowiczanie byli od początku wysoko ustawieni i początkowo szukali sytuacji prawą stroną i środkiem boiska. Już w 4. minucie na strzał z dystansu z okolic 25. metra zdecydował się Figiel, jednak powędrował on nad bramką Bieszczada. Dwie minuty później akcja GieKSy doprowadziła już do bramki. Woźniak dograł piłkę na pole karne, a tam Adrian Błąd wyprzedził Bieszczada i piłka znalazła się w siatce. Stalowcy odpowiedzieli bardzo szybko. W 8. minucie dobry odbiór zanotował Wolski, który po chwili został sfaulowany, a z rzutu wolnego przymierzył Reiman i umieścił piłkę w siatce, wyrównując wynik.
W pierwszych minutach meczu Stal szukała gry w kontrach, jednak z czasem zyskała przewagę w poczynaniach ofensywnych i tworzyła dużo ciekawych sytuacji. Stalowcy szczególnie często starali się wykorzystywać szybkość Michalika i często posyłali mu piłki. W 16. minucie Wolski poszukał w polu karnym wspomnianego zawodnika, zagrał mu piłkę i interwencją na rzut rożny musiał ratować się Królczyk. W początkowych fragmentach gry na wyprowadzenie piłki do gry rajdami decydował się Głowacki, dzięki czemu napędził kilka ataków Stali. Swoją sytuację miał też Sylwestrzak, który po rzucie rożnym uderzył w słupek, ale arbiter wcześniej dopatrzył się faulu na zawodniku katowiczan.
Gospodarze wyglądali solidnie w defensywie, ale mieli swoje gorsze momenty i popełniali błędy przy wyprowadzeniu piłki do gry czy chociażby w polu karnym, gdzie sytuacji nie zdołali wykorzystać Stalowcy. Stal często w pierwszej połowie była obecna pod bramką GieKSy, ale często świetnym refleksem wykazywał się Królczyk i bronił dobre strzały. Dzięki dobremu ustawieniu Stal utrudniała katowiczanom rozegranie piłki i przez długi czas dobrze funkcjonowała w działaniach defensywnych. Minutę przed końcem pierwszej części meczu prostopadła piłka Figiela uruchomiła dobrą akcję GKS-u, którą wykończył Woźniak i po 45. minutach to gospodarze prowadzili w meczu.
Druga połowa rozpoczęła się od zmiany w naszym zespole. Boisko opuścił Radosław Sylwestrzak, a w jego miejsce zameldował się Dominik Marczuk. Gospodarze rozpoczęli spokojniej niż w pierwszej połowie, ale z czasem starali się wychodzić do ataków większą liczbą zawodników niż w pierwszej części meczu. Sporo akcji ofensywnych Stali było skutecznie przerywanych przez zespół z Katowic, a podania Stalowców były dość czytelne. W 49. minucie nastąpiło podwyższenie wyniku. Woźniak otrzymał prostopadłą piłkę, poszedł z nią od razu do przodu i zdecydował się na strzał z ostrego kąta, który dał trzecią bramkę gospodarzom.
Stalowcy byli zepchnięci do defensywy przez długi czas i nie potrafili konkretniej zagrozić pod bramką GieKSy. Dośrodkowanie Błąda na pole karne w 55. minucie i strzał Woźniaka głową dał gospodarzom radość z kolejnej bramki. Z upływem minut Stal szukała swoich sytuacji w ofensywie. Marczuk starał się dośrodkowywać piłki na szesnastkę gospodarzy, ale były one skutecznie zbijane przez defensorów GKS-u. Miejscowi byli ustawieni wysoko w strefie obronnej i zamykali grę Stali. Na kolejne zmiany trener Myśliwiec zdecydował się w 67. minucie. Boisko opuścił Michalik i Wolski, a w ich miejsce pojawili się Maciejewski i Mustafaev.
Dużą aktywnością wykazywał się Olejarka, który próbował oddawać strzały i odnajdywać się w polu karnym. Szansę na drugą bramkę bezpośrednio z rzutu wolnego w 76. minucie miał Głowacki, ale trafił w słupek. Minutę później dobrze do pola karnego zszedł Maciejewski, ale jego strzał został zablokowany przez obrońców GieKSy. Kolejne zmiany w naszym zespole przypadły na 81. minutę – boisko opuścili Kłos i Reiman, a w ich miejsce pojawili się Sławek i Szczepanek. Czas upływał, a gra stawała się spokojniejsza. Katowiczanie nie dawali Stali wielu możliwości na agresywniejsze ataki, co w ostateczności nie dało bramek. Ostatecznie, po trzech doliczonych minutach, mecz zakończył się zwycięstwem GKS-u Katowice.
weszlo.com – W końcu. GKS Katowice awansował do I ligi!
Dla GKS-u Katowice to nie był zwykły mecz. Po wpadce z Motorem Lublin wydawało się nawet, że mogą wypaść z miejsca gwarantującego awans do I ligi. Przyszła jednak seria zwycięstw, a dzisiaj udało się przyklepać awans.
Podopieczni Rafała Góraka nie pozostawili złudzeń Stali Rzeszów. Już w szóstej minucie zdobyli pierwszą bramkę, do przerwy prowadząc 2:1. Później było tylko lepiej, bo swojego gola numer dwa i trzy w tym meczu ustrzelił Arkadiusz Woźniak. 31-letni napastnik poprowadził GKS Katowice do zwycięstwa, a co za tym idzie do wydostania się z II ligi.
Można powiedzieć – w końcu. Ekipa z Katowic dość długo przedzierała się przez trzeci szczebel rozgrywkowy, psując często wszystko na własne życzenie. Teraz jednak udało się wywieźć wypracowaną przewagę do końca. Wielka w tym zasługa trzech ostatnich meczów, w których udało im się nie tylko pokonać wspomnianą Stal, ale też Bytovię Bytów i Chojniczankę Chojnice – bezpośredniego rywala w walce o awans.
sportslaski.pl – Awans przypieczętowany strzeleckim show. GieKSa wraca do pierwszej ligi!
Po dwóch sezonach, spędzonych na poziomie eWinner II Ligi, piłkarze katowickiego GKS-u są już pewni powrotu na drugi szczebel rozgrywkowy. Podopieczni Rafała Góraka przypieczętowali swój awans za sprawą efektownego zwycięstwa nad Stalą Rzeszów, a za głównego bohatera poniedziałkowej rywalizacji bezwzględnie należy uznać zdobywcę hat-tricka – Arkadiusza Woźniaka.
Nadszedł dzień dzisiejszy – tak niegdyś Kamil Grosicki zapowiadał eliminacyjny mecz do ME 2016 ze Szkocją, ale podobnie brzmiąca zbitka słów mogła również dzisiaj zaszumieć w uszach kibicom katowickiego GKS-u. W końcu w poniedziałkowy wieczór GieKSa stanęła przed znakomitą szansą na przypieczętowanie swojego powrotu na zaplecze Ekstraklasy. Warunkiem koniecznym do zapewnienia sobie bezpośredniego awansu na kolejkę przed końcem sezonu – bez patrzenia na sytuację trzeciej Chojniczanki – było jednak pokonanie przy Bukowej Stali Rzeszów.
W głowach fanów katowickiego II-ligowca zapewne zapalała się mała czerwona lampka, jak ich ulubieńcy zdołają wytrzymać presję w absolutnie kluczowym momencie sezonu. Przed kończącą się serią gier, wbrew wszelkim obawom, mogło się jednak wydawać, że GKS zdołał w odpowiednim momencie włączyć wyższy bieg i zachować odpowiedną koncentrację. Dobitnie świadczyło o tym ostatnie zwycięstwo w Chojnicach 3:0 i chyba nie będzie przesadą stwierdzenie, że zawodnicy trenera Góraka rozegrali wówczas jedno z najlepszych spotkań podczas swojego pobytu w eWinner II Lidze.
Dodatkowo katowiczanie mieli ze swoim poniedziałkowym przeciwnikiem znaczący rachunek do wyrównania. W końcu w zeszłym sezonie to właśnie Stal zamknęła drogę GieKSie do wywalczenia awansu, wygrywając przy Bukowej półfinałowy mecz barażowy. Teraz rzeszowianie zapewne ponownie chcieli utrzeć nosa faworyzowanemu przeciwnikowi – tym bardziej, że końcówka sezonu również stanowi dla nich spory ciężar gatunkowy. Zespół z Podkarpacia wciąż bowiem liczy się w walce o zajęcie 6. miejsca, przedłużającego nadzieję na wywalczenie promocji o klasę wyżej.
Mecz przy Bukowej zapowiadał się zatem niezwykle interesująco, a zainteresowanie nim było na tyle spore, że klub postanowił złożyć dziś w Urzędzie Miasta Chorzów wniosek o zgodę na organizację widowiska przy zwiększonej publiczności. Dodatkowe miejsca mogłyby jednak przysługiwać tylko osobom, zaszczepionym przeciwko wirusowi COVID-19. Ostatecznie wniosek ten został przyjęty na zaledwie kilka godzin przed pierwszym gwizdkiem, ale dzięki temu na stadionie przy Bukowej mógł pojawić się właściwie nadkomplet widzów.
Już od pierwszych minut na trybunie głównej można było usłyszeć przebijające się okrzyki „na nich”, a oczekiwania kibiców zostały poniekąd spełnione już w pierwszych minutach. Podopieczni Rafała Góraka, głównie za sprawą stosowanego ataku pozycyjnego i umiejętnej wymiany podań, bardzo szybko byli w stanie przedostawać się na połowę rywala. Efektem przejętej dominacji był zdobyty już w 6. minucie gol, a jego autorem został niezawodny Adrian Błąd. Pomocnik wykorzystał dobre zagranie Arkadiusza Woźniaka z niemal końcowej linii boiska oraz niepewne wyjście z bramki Gerarda Bieszczada, dzięki czemu wprawił liczną grupę fanów GieKSy w nielada radość. Co prawda powtórki telewizyjne mogły wskazywać na to, że Woźniak – ustawiony tego dnia na pozycji numer „9” – znajdował się na pozycji spalonej, jednak sędzia Karol Arys bez wahania wskazał na środek boiska.
Znakomite nastroje wśród kibiców gospodarzy trwały jednak wyjątkowo krótko, bo zamiast pójść za ciosem i spróbować powiększyć swoją zasłużoną przewagę, podopieczni Rafała Góraka nadziali się na znakomicie wykonany stały fragment gry. Efektownym uderzeniem z rzutu wolnego popisał się najlepszy strzelec Stali w obecnym sezonie eWinner II Ligi – Wojciech Reiman. Taki przebieg samego początku meczu mógł zwiastować dalsze spore emocje, jednak jak pokazały kolejne minuty, poza sporą liczbą fauli i twardych starć o piłkę, nieco większą pewnością oraz spokojem w swoich poczynaniach zaczęli wykazywać się przyjezdni z Podkarpacia. Ponadto podopieczni Daniela Myśliwca mogli imponować wysoko stawianym pressingiem i gdy już mogło się wydawać, że to oni zejdą na przerwę w lepszych nastrojach, obraz spotkania zmienił się o 180 stopni.
Choć za wiele na to nie wskazywało, bo GieKSa dość często traciła piłkę w dość prostych sytuacjach i zdarzało się jej nieopatrznie prokurować zagrożenie we własnej szesnastce, w 44. minucie katowiczanie zdołali przeprowadzić wręcz zabójczy kontratak. Najlepszy możliwy użytek z szybkiej akcji Daniana Pavlasa lewym skrzydłem zrobił Arkadiusz Woźniak, pokonując Bieszczada płaskim strzałem przy prawym słupku.
I o ile po pierwszej połowie gospodarze postawili krok ku wyczekiwanej pierwszej lidze, drugą stopę dołożyli po zaledwie dziesięciu minutach drugiej części gry. Absolutnym bohaterem w szeregach śląskiego drugoligowca był jednak Arkadiusz Woźniak, którego skandowane nazwisko zapewne było słyszalne nawet na drugim końcu Katowic. Nic dziwnego, skoro doświadczony pomocnik zapisał na swoim koncie hat-tricka, najpierw wykorzystując złe ustawienie Bieszczada i wieńcząc solową akcję mocnym strzałem, a następnie najwyżej wyskakując do wrzutki Adriana Błąda z prawego skrzydła.
Po tym trafieniu przy Bukowej rozpoczęła się już prawdziwa feta, a kibice mieli świadomość, że choć ostatnie lata w ich przypadku obfitowały w niemal same rozczarowania, a ich ulubieńcy mogliby obdzielić pechem kilka innych zespołów, taka przewaga nad Stalą była absolutnie nie do wypuszczenia. Co prawda rzeszowianie nie rezygnowali ze zdobycia choćby gola honorowego, ale ich ofiarne starania ostatecznie spełzły na niczym.
Tym samym poznaliśmy dziś pełen skład zespołów, które zapewniły sobie bezpośredni awans i w sezonie 2021/2022 będą występowały na zapleczu Ekstraklasy. Katowiczanie, którzy dołączyli do świętującego kilkanaście dni wcześniej Górnika Polkowice, opuścili trzeci szczebel rozgrywkowy po dwóch sezonach przerwy, a po końcowym gwizdku mogli odetchnąć z ulgą oraz absolutnie zasłużenie unieść ręce w geście triumfu.
– Dziękuje za wyrozumiałość i wszystkie ciężkie słowa. Po prostu Was uwielbiam – wykrzykiwał w stosunku do kibiców trener Rafał Górak, który po końcowym gwizdku jeszcze długo świętował ze swoimi podopiecznymi wywalczoną promocję.
infokatowice.pl – Woźniak show. Awans GieKSy!
Brameczki strzelamy, trzy punkty dziś mamy, do pierwszej ligi wracamy – śpiewali głośno kibice GieKSy, którzy po wielu ciężkich latach w końcu mają powód do radości. GieKSa pokonała na własnym stadionie Stal Rzeszów 4:1 i na jedną kolejkę przed zakończeniem sezonu zapewniła sobie awans do pierwszej ligi.
GieKSa przystąpiła do spotkania ze Stalą z dużym animuszem, co przyniosło efekty już w 6 min., kiedy dobre podanie Woźniaka na bramkę zamienił będący ostatnio w świetnej formie strzeleckiej Błąd. Gospodarze długo się jednak z tego prowadzenia nie cieszyli, bo już w 9 min. Reiman huknął z rzutu wolnego i Królczyk musiał wyciągać piłkę z siatki. Od tego momentu nadal niewielką przewagę na boisku posiadali katowiczanie, ale to goście stwarzali lepsze sytuacje podbramkowe. Najbliżej objęcia prowadzenia Stal była w 19 min., ale Królczyk efektowną interwencją uchronił GieKSę od utraty drugiego gola. Kiedy wydawało się, że pierwsze 45 minut skończy się remisem, w 44 min. podopieczni trenera Rafała Góraka rozmontowali rzeszowską obronę, a Woźniak zastępujący dzisiaj w napadzie pauzującego za kartki Kozłowskiego pokonał Bieszczada i wprowadził w euforię katowicką publiczność.
Druga odsłona znowu zaczęła się od mocnego uderzenia Trójkolorowych, którzy już w 49 min. podwyższyli prowadzenie, a strzelcem bramki po raz kolejny został Woźniak. 6 minut później ten sam zawodnik strzelił swoją trzecią bramkę i od tego momentu na stadionie przy ul. Bukowej rozpoczęła się trwająca jeszcze długo po ostatnim gwizdku sędziego fiesta z okazji awansu GieKSy do pierwszej ligi. Jeśli chodzi o sytuację na boisku, to obie drużyny stworzyły jeszcze po kilka ciekawych sytuacji, ale wynik nie uległ już zmianie i tym samym GKS pokonał Stal Rzeszów 4:1 i na jedną kolejkę przed zakończeniem sezonu może już świętować awans na zaplecze ekstraklasy.
sport.interia.pl – GKS Katowice awansował do Fortuna I ligi
[…] GKS Katowice, niesiony dopingiem ubranych na żółto kibiców zaczął ostro. Prawie od razu dało to efekt. Już w 4.minucie po podaniu z prawej strony przez Arkadiusza Woźniaka Adrian Błąd „dziubnął” piłkę, a ta wpadła do bramki.
Błąd w szaleńczej radości podbiegł do trybun, ale goście nie zamierzali się poddawać. Już pięć minut później wyrównali! Wojciech Reiman z wolnego uderzył pod poprzeczkę i bramkarz Patryk Królczyk nie miał szans. Wkrótce uratował GieKSę przed utratą drugiej bramki… Goście chcieli wygrać, bo marzyli o barażach.
Katowiczanie zaczęli grać nerwowo, popełnili w pierwszej połowie kilka rażących błędów w defensywie, ale Stal nie potrafiła ich wykorzystać. W ataku GieKSy nie było pauzującego za kartki Filipa Kozłowskiego, na pozycji napastnika wystąpił Arkadiusz Woźniak, zazwyczaj występujący na skrzydle. To właśnie został bohaterem meczu. Tuż przed przerwą strzelił drugą bramkę dla Katowic, do tego po wyjątkowo efektownej, trojkowej akcji i szybkiej wymianie podań.
GieKSa świetnie rozpoczęła drugą połowę. Po znakomitym podaniu Bartosza Jaroszka rozpędzony Woźniak uderzył w długi róg, piłka przeszła pod brzuchem bramkarza gości Gerarda Bieszczada. Po chwili popisał się celną główką. Stadion oszalał. „Nie dla nas jest porażki smak, nie dla nas formą zła” – zaśpiewał. Było też kilka innych piosenek z dawnej, dobrej przeszłości…
Stal chyba przestała w tym momencie wierzyć, że może coś jeszcze ugrać. Katowiczanie nie dali sobie już zrobić krzywdy. Po dwóch sezonach wracają na zaplecze ekstraklasy!
sportowefakty.wp.pl – eWinner II liga: awans po latach rozczarowań. Katowice świętują
Były duże upokorzenia, jest duża radość przy Bukowej. GKS Katowice nie zmarnował szansy i powrócił do Fortuna I ligi. W przedostatnim meczu sezonu zwyciężył 4:1 ze Stalą Rzeszów, a koncert dali doświadczeni Adrian Błąd i Arkadiusz Woźniak.
Trybuny przy Bukowej wybuchły radością po raz pierwszy w 6. minucie. GKS Katowice rozpoczął mecz energicznie, a przede wszystkim skutecznie. Adrian Błąd dał mu prowadzenie 1:0 po dośrodkowaniu Arkadiusza Woźniaka. Pomocnik wbiegł przed Gerarda Bieszczada i skierował futbolówkę do odsłoniętej bramki.
Stal Rzeszów potrafiła szybko odpowiedzieć i utemperować atmosferę na katowickim stadionie. W 9. minucie goście doprowadzili do remisu 1:1 strzałem Wojciecha Reimana z rzutu wolnego podyktowanego za faul Zbigniewa Wojciechowskiego. Piłka została ustawiona w znacznej odległości od bramki Patryka Królczyka, mimo to kopnięta celnie wylądowała w siatce.
Po dynamicznym rozpoczęciu meczu, można było spodziewać się kanonady. Przez ponad pół godziny nie doszło już jednak do zmiany wyniku. Stal była groźniejsza i jakby mniej spanikowana niż GKS. Groźne uderzenie oddał między innymi Damian Michalik i musiał interweniować po nim Patryk Królczyk. Była też niedokładna próba zdobycia prowadzenia przez Bartosza Wolskiego.
GKS nie poszedł za ciosem od razu po otwarciu wyniku, a jego późniejsze rozegrania nie stanowiły problemu dla żywotnych w obronie rzeszowian. Podopieczni Rafała Góraka szukali dla siebie miejsca w centrum boiska, a także na skrzydłach. W 44. minucie kibice doczekali się ich przyspieszenia, a piłka powędrowała jak po sznurku od Rafała Figiela, przez Daniana Pawłasa, do Arkadiusza Woźniaka. Pomocnik przymierzył z kilkunastu metrów na 2:1 i takim wynikiem zakończyła się pierwsza połowa.
Po przerwie Arkadiusz Woźniak ponownie w roli głównej. I to dwukrotnie. W 49. minucie strzelił on kolejnego gola. Rutyniarz dostał podanie z własnej połowy boiska, popędził w kierunku bramki i po wygraniu pojedynku biegowego z Damianem Kostkowskim, pokonał strzałem z ostrego kąta Gerarda Bieszczada. Jakby tego było mało, Woźniak w 55. minucie skompletował hat-tricka po dośrodkowaniu Adriana Błąda. 4:1 i było pozamiatane.
Kibice mogli bez obaw rozpocząć świętowanie. Trzybramkowa zaliczka gwarantowała spokój, a Stal jakby straciła wiarę w możliwość pokrzyżowania szyków gospodarzom. O swoje miejsce w barażach będzie bić się w ostatniej kolejce w meczu z Lechem II Poznań.
GKS wrócił na drugi szczebel rozgrywek w Polsce po dwóch latach nieobecności. Tegoroczny awans jest jego pierwszym od 14 lat. Kilkakrotnie drużyna z Katowic nie potrafiła wykorzystać szansy na dostanie się do PKO Ekstraklasy, a w poprzednim sezonie utknęła w eWinner II lidze. Niespełna rok temu została wyeliminowana z barażów przez Stal Rzeszów, a tym razem przypieczętowała sukces w pojedynku z nią.
katowice.naszemiasto.pl – GKS Katowice awansuje! Świetny spektakl na Bukowej i wygrana 4:1 ze Stalą Rzeszów
Stało się! Piłkarze GKS Katowice pokonali Stal Rzeszów i zapewnili sobie awans do Fortuna 1. Ligi.
sport.dziennik.pl – GKS Katowice wraca po dwóch latach do 1. ligi
Piłkarze GKS Katowice na kolejkę przed zakończeniem rozgrywek drugiej ligi piłkarskiej zapewnili sobie awans. Ostatni raz na zapleczu ekstraklasy grali w sezonie 2018/19.
O ich sukcesie zadecydował poniedziałkowy mecz ze Stalą Rzeszów, który wygrali – na swoim stadionie – 4:1 (2:1). Trzy bramki dla katowiczan zdobył Arkadiusz Woźniak.
[…] W poniedziałkowym spotkaniu szybko objęła prowadzenie. W szóstej minucie Adrian Błąd wykorzystał złe zachowanie bramkarza Stali Gerarda Bieszczada i strzałem z bliska umieścił piłkę w siatce. Niedługo utrzymał się wynik 1:0. Trzy minuty później pięknym strzałem z rzutu wolnego popisał się rzeszowski pomocnik Wojciech Reiman.
Wydawało się, że Stal pójdzie za ciosem, przeprowadziła kilka groźnych akcji. Jednak minutę przed przerwą Woźniak ponownie dał GKS prowadzenie. Ten sam zawodnik – który ma sobą 169 spotkań w ekstraklasie – cztery minuty po rozpoczęciu drugiej połowy zdobył trzeciego gola dla gospodarzy. W 55. min ponownie wpisał się on na listę strzelców.
Felietony Piłka nożna
8:8 i bal pękła

Tego jeszcze nie grali. GieKSa chyba lubi być pionierem. We współpracy z drugą Gieksą, która Gieksą oczywiście nie jest, bo „GieKSa je yno jedna”, jak mawiał niegdysiejszy prezes GKS Katowice Jacek Krysiak. Więc ten drugi klub to Gie Ka Es Tychy. Klub z ulicy Edukacji. W Tychach.
Miesiąc temu katowiczanie rozegrali sparing z Górnikiem Zabrze. Ten towarzyski Śląski Klasyk przyciągnął na Bukową rekordową liczbę kilku dziennikarzy. Był zamknięty dla kibiców, do czego się już przyzwyczailiśmy w przeszłości, natomiast nie było żadnych problemów z relacjonowaniem, pojawiły się nawet później na telewizji klubowej bramki.
Teraz we wtorek czy środę klub poinformował, że GieKSa zagra z Tychami mecz kontrolny w czwartek. Mecz zamknięty dla publiczności i przedstawicieli mediów. Okej – pomyślałem. Choć nadal wydaje mi się to dość absurdalnym rozwiązaniem, to tak jak wspomniałem – przywykliśmy.
Każdy jednak w tenże czwartek był ciekawy, jaki wynik padł w tych niesamowitych sparingowych bojach. Ja sprawdzałem sobie co jakiś czas w internecie, czy jest już podany rezultat. Dzień mijał, mijał, a wyniku nie było. Pomyślałem – kurde, może grają o 20.45 jak Polska z Nową Zelandią. Przy jupiterach, bo wiadomo, derby, mecz na noże i tak dalej. Odświętna atmosfera, tyle że bez kibiców i mediów.
No ale i po zakończeniu meczu „Orłów Urbana” z finalistą przyszłorocznego Mundialu, wyniku nie było. Kibicie już zaczęli się zastanawiać, czy sparing w ogóle się odbył. Zaczęły się pierwsze „śmiechy , chichy”. Że grają dogrywkę. Potem, że strzelają karne. Potem, że grają tak długo, aż ktoś strzeli bramkę, ale nikt nie może trafić do siatki… to akurat byłoby bardzo pozytywne, bo w końcu kilka godzin umielibyśmy zachować zero z tyłu.
No i nie doczekaliśmy się.
Za to w piątek po południu czy wczesnym wieczorem na Facebooku klubowym w KOMENTARZU do informacji zapowiadającej sparing kilka dni temu, czyli nawet nie w nowym, osobnym wpisie, pojawiła się informacja, że oba kluby uzgodniły, że nie będą do wiadomości publicznej podawały wyniku oraz składów.
I szczęka mi opadła i leży na podłodze do teraz.
W czasach czwartej czy trzeciej ligi trener Henryk Górnik prosił nas lub miał pretensje (już nie pamiętam dokładnie), że napisaliśmy o jakiejś czerwonej kartce, którą nasz piłkarz dostał w sparingu. Innym razem któryś trener w klubie miał pretensje, że wrzucamy bramki – chyba nawet z meczów ligowych (sic!), jak jeszcze prawa telewizyjne w niższych ligach nie były określone i była wolna amerykanka z tym. Trener Górnik na jednej z konferencji mówił, że gdzieś tam „może i nawet być k… sto kamer i coś tam”… Spoglądaliśmy na siebie wtedy z ludźmi z GKS porozumiewawczo. Już wtedy wygłaszałem twierdzenia, że przecież taka „Barcelona i Real znają się jak łyse konie, a my próbujemy ukryć, jak kopiemy się po czołach – i to jeszcze nieudanie”.
Żeby nie było – trener Górnik to legenda i GieKSiarz z krwi i kości, a wspomnianą sytuację przypominam z lekkim uśmiechem na tamte dziwne czasy.
Nie sądziłem, że w czasach nowoczesnych, w ekstraklasie, po tylu latach, jeszcze coś przebije tamten pomysł.
Jak po meczu z Lechem napisałem krytyczny wobec kibiców tekst dotyczący zbyt dużej „jazdy” po zespole i trenerze, tak tutaj trudno decyzję o niepodawaniu wyniku ocenić inaczej niż kabaret. Przecież tu nawet nikt nie oczekiwałby szczegółów przebiegu meczu czy materiału filmowego. Po prostu kibic jeśli wie, że jego drużyna gra mecz, chce poznać przynajmniej wynik i strzelców bramek. Ewentualnie składy. Nawet jakby był jakiś testowany zawodnik, to można to jakoś ukryć i po prostu dać info, że „zawodnik testowany”. Też śmieszne, ale to absolutnie nie ten kaliber, co całkowite odcięcie wiedzy o wyniku.
I tu nawet nie chodzi o sam fakt podania czy niepodania rezultatu. Tu chodzi o całą otoczkę i PR tej sytuacji. Przecież to jest tak absurdalne, że za chwilę wszystkie Paczule i Weszło będą miały niesamowite używanie po naszym klubie. To się kwalifikuje do czegoś, co jest określane „polskim uniwersum piłkarskim”, czyli wszelkie kradzieże znaków przez sędziów z ekstraklasy, dyskusje Haditagiego czy Królewskiego z kibicami i wiele innych.
Kibice już zaczęli drwić, że pewnie „Rosołek strzelił cztery bramki i żeby Legia go z powrotem nie wzięła, zrobiliśmy blokadę wyniku”. Ktoś inny, że zagraniczne kluby zaraz wykupią nam zawodników po tym wybitnym występie. Przecież taka informacja o… braku informacji to pożywka dla szyderców. Co przecież w kontekście słabych wyników w tym sezonie jest oczywiste, bo jakby GKS był w czubie tabeli, to wszyscy by machnęli ręką.
Strategia klubu też jest jakaś pomylona, bo przecież można byłoby o tym sparingu nie informować w ogóle. Wtedy nikt by o niczym nie wiedział, chyba że jakiś piłkarz by się pochwalił na swoich social mediach. A tak poszła jedna informacja o meczu, który się odbędzie i druga, że nie podamy wyniku. PR-owy strzał w stopę. Naprawdę chcemy w ekstraklasie klubu poważnego, ale też poważnego sztabu trenerskiego i piłkarzy.
Teraz można snuć domysły, dlaczego nie chcą podawać wyniku. Czy znów ktoś odniósł bardzo poważną kontuzję, tak jak Aleksander Paluszek ostatnio? A może GKS przegrał 0:5 i nie chcą podgrzewać negatywnych nastrojów? A może jeszcze coś innego? Tego na razie nie wiemy. Co może być tak istotnego w suchym wyniku spotkania, że aż trzeba go ukryć?
Mnie osobiście takie akcje niepokoją. Już mówię, dlaczego. Mam wrażenie i poczucie, że w futbolu, cokolwiek by się nie działo, czynnikiem, który pomaga, jest transparentność, a to, co zdecydowanie przeszkadza – tej transparentności brak. Ja nie mówię, że my musimy wszystko wiedzieć. Wiadomo, że są kwestie choćby taktyczne, które dla kibica i przede wszystkim przeciwników – mają być tajemnicą. Nikt też nie wymaga ujawniania rozmów transferowych z piłkarzami. Jednak są pewne podstawy.
I właśnie to mnie niepokoi, bo takie ukrycie wyniku dla mnie świadczy o dużej nerwowości, która panuje w zespole. Że po prostu to jest taki poziom lęku czy spięcia, że zaczynamy wymyślać jakieś dziwne zabiegi, w swojej istocie kuriozalne. To mało kiedy się kończy dobrze. Ostatnio zademonstrował to mistrz strategii Eduard Iordanescu, który wystawił mocno rezerwowy skład w Lidze Konferencji i efekt był taki, że co prawda z Samsunsporem przegrał, ale za to nie wygrał, ani nie zremisował z Górnikiem.
Nie oceniam tego komunikatu jako złego samego w sobie. Sam ten fakt niewiele zmienia w życiu piłkarzy, trenerów i kibiców. Bardziej chodzi o kuriozalność tej sytuacji i przyczynek do spekulacji. Kompletnie niepotrzebnych, bo ta drużyna przede wszystkim potrzebuje spokoju. Z Wisłą Płock i Lechem Poznań zagrali naprawdę niezłe mecze w porównaniu z poprzednimi. Po co to psuć głupotami?
Wiadomo, że jak GKS wygra z Motorem, to nie będzie tematu i wszyscy o tym zapomną. Ale jeśli naszemu zespołowi powinie się noga, to jestem przekonany, że ci kibice, którzy tak mocno jechali ostatnio po zespole i szkoleniowcu, teraz znów będą mieli mocne używanie.
Nie tędy droga.
Czekamy na piątek i to arcyważne starcie w Lublinie. Oby mimo wszystko ten sparing – cokolwiek się w nim nie wydarzyło – miał pozytywne przełożenie na mecz z Motorem. Punktów potrzebujemy jak tlenu.
PS Tytuł tego felietonu zapożyczony oczywiście od kibica GieKSy – Krista. Pasuje idealnie!
Felietony Piłka nożna
Post scriptum do meczu… z Tychami

Z alfabetycznego obowiązku (czyli jak się powiedziało A, to trzeba powiedzieć B) zamieszczamy wytłumaczenie zaistniałej sytuacji ze sparingiem z GKS Tychy. Po wczorajszym artykule na GieKSa.pl (tutaj) do sprawy odniósł się Michał Kajzerek – rzecznik prasowy klubu.
Błędy zdarzają się każdemu, a rzecznik GieKSy – jak wyjaśnił w twitcie, kierował się dobrą współpracą z tyskim klubem na poziomie klubowych mediów. Też został de facto postawiony w niezbyt komfortowej sytuacji.
Dlatego jeśli chodzi o naszą stronę sportową, czyli sztab szkoleniowy, uznajemy temat za zamknięty. I mamy nadzieję, że nigdy naszemu pionowi sportowemu nie przyjedzie do głowy zatajać tego typu rzeczy. Jednocześnie, jeśli istnieje jakiś tyski Shellu, to mógłby spokojnie artykuł w podobnym tonie, jak nasz, napisać w stosunku do swojego klubu. Mogą sobie nawet skopiować, tylko zmienić nazwę klubu. To taki żart.
Co prawda nadal istnieją niedomówienia i podejrzenia co do wyniku, choć idą one w drugą stronę – być może to Tychy mogły sromotnie ten mecz przegrać, co w kontekście fatalnej atmosfery naszego sparingowego derbowego rywala, mogło być przyczynkiem do zatajenia wyniku. Ale to tylko takie luźne domysły. I w zasadzie sportowo, nie ma to żadnego znaczenia.
Tak więc, działamy dalej i – to się akurat w kontekście wczorajszego artykułu nie zmienia – z niecierpliwością czekamy na piątkowy mecz z Motorem!
Felietony
Kibicu GieKSy, pamiętaj, gdzie byłeś…

Początkowo ten felieton miał dotyczyć stricte meczu z Lechem Poznań. Meczu przegranego, kolejnej porażki na swoim boisku w tym sezonie. Spotkania, które wcale nie musiało się tak zakończyć.
I kilka słów temu pojedynkowi poświęcę. Środek ciężkości zostanie jednak umiejscowiony gdzie indziej. Bo po meczu niepotrzebnie otworzyłem internet i…
Każdy z nas był rozgoryczony końcowym rezultatem tego starcia. Do końca wierzyliśmy, że katowiczanie odrobią jednobramkową stratę i przynajmniej jeden punkt zostanie na Nowej Bukowej. Nasz zespół walczył, gryzł trawę i w zasadzie – zwłaszcza w drugiej połowie – grał bez kompleksów. W końcu kilka swoich okazji mieliśmy, ale albo kapitalnie interweniował Bartosz Mrozek, jak w sytuacji, gdy z refleksem wybronił „strzał” swojego kolegi z zespołu, albo fatalnie przy dobitce swojego własnego uderzenia skiksował aktywny Borja Galan. Hiszpan trafił też w poprzeczkę i wcale nie jestem przekonany, że gdyby piłka szła pod obramowanie bramki, to golkiper Lecha by ją odbił.
Wiadomo, że naszym zawodnikom brakuje trochę okrzesania w końcówce akcji ofensywnej, gramy za bardzo koronkowo, a nie zawsze na to starcza umiejętności, zwłaszcza z tak silnym przeciwnikiem. A gdy już decydujemy się na prostą grę – co kilka razy miało miejsce – od razu są sytuacje. Mimo wszystko jednak spodziewałem się, że z gry będziemy mieli mniej. Że Lech nas zje taktycznie i piłkarsko. To się nie stało i naprawdę nie ma tu znaczenia, czy Lech – jak sugerują niektórzy – zagrał na pół gwizdka i pół-rezerwowym składem. Na konferencji pomeczowej trener Lecha Nils Frederiksen powiedział, że absolutnie nie miał odczucia , że jego zespół kontrolował to spotkanie. To rzadkość, bo zazwyczaj trenerzy lubią mówić, że kontrolowali. Jak choćby trener Rafał Górak po tym meczu, co dziwnie brzmi w przypadku porażki. To jest po prostu złe słowo, nieadekwatne, tak jak ostatnio trener Iordanescu, który stwierdził, że Legia kontrolowała mecz z Samsunsporem przez 90 minut z wyjątkiem sytuacji, gdy stracili gola…
Jednak jeśli jesteśmy już przy tym nazewnictwie, to tak – trener Kolejorza powiedział, że tej kontroli swojego zespołu nie czuł. I nie było widać, że to jakaś nadmierna kurtuazja. Przysłuchuję się od lat wypowiedziom trenerów przeciwników GKS i nieraz w głowie łapałem się… za głowę, słysząc tę cukierkową, fałszywą kurtuazję mówiącą o tym, z jakim to silnym przeciwnikiem się ich zespół mierzył, podczas gdy katowiczanie zagrali mecz fatalny. Więc słowa Duńczyka są cenne, podobnie jak w poprzednim sezonie Marka Papszuna po meczu w Katowicach.
Daleki jestem od tego, żeby nasz zespół jakoś specjalnie chwalić po tym meczu, bo jednak tych punktów potrzebujemy jak tlenu, była szansa Lecha ukąsić, a tego nie zrobiliśmy. Jesteśmy w strefie spadkowej z mizerną liczbą punktów – zaledwie ośmioma. Kilka drużyn nam w tabeli odskoczyło, stworzył się peleton drużyn środka tabeli. Ten środek jest płaski, ale może być taki scenariusz, że wkrótce zostanie np. pięć drużyn zamieszanych w walkę o utrzymanie. I bycie w takiej grupie i wyżynanie się wzajemne byłoby najgorszym, co może nam się przydarzyć. Kolejne okienko międzyreprezentacyjne będzie niesamowicie istotne w tym zakresie, o czym pod koniec.
Jest frustrujące, że jako cała drużyna nie możemy zagrać na tyle dobrego meczu, żeby zarówno w defensywie, jak i ofensywie być efektywnymi. Piszę o tym dlatego, że zarówno w Płocku, jak i wczoraj ogólna gra defensywna była już lepsza niż w praktycznie wszystkich poprzednich spotkaniach (może poza meczem z Arką). Nadal to nie wystarcza do gry na zero z tyłu i jest mocno irytujące, że w każdym meczu tracimy gola. Katowiczanie nie ustrzegli się błędów. Bramka Fiabemy ostatecznie była jakaś… dziwna. Najpierw na radar go pilnował Jesse Bosch, i zawodnik był totalnie sam przed polem karnym, co było karygodne. Żaden z naszych zawodników nie zdołał go zablokować. Dodatkowo można zapytać, co zrobił w tej sytuacji Rafał Strączek. Może to jest jakaś szkoła bramkarska, by nie stać w środku światła bramki tylko gdzieś w ¾… W każdym razie przez to strzał w miarę w środek bramki został przepuszczony, przy czym dodatkowo Rafał interweniował tak, jakby piłka mu przeleciała pod brzuchem, schował ręce…
Można tego meczu było nie przegrać, można było w końcówce wyrównać i nie dać Lechowi czasu na strzelenie zwycięskiej bramki. Jednak to nie jest tak, że Kolejorz nic nie grał. Goście mieli swoje sytuacje. W pierwszej połowie kilkukrotnie rozpędzili się niczym Pendolino i było naprawdę widać sporo jakości, jak i… niedokładności. W drugiej części w końcówce, gdy GKS się odkrył, mieli już doskonałe sytuacje na 2:0. Nie strzelili.
Ostatecznie był to taki mecz, w którym wynik w każdą z dwóch stron – lub remis – byłby sprawiedliwy. Nie ma więc co na ten temat dywagować. Wygrała drużyna, która wykorzystała swoje doświadczenie i najwidoczniej – minimalnie była lepsza.
I na tym mógłbym zakończyć…
Niestety przejrzałem komentarze po meczu, czy to na naszym Facebooku czy na forum. I o ile byłem dość spokojny po meczu, to po tej – jakże fascynującej lekturze – ciśnienie mi się podniosło do granic możliwości. Wiele jestem w stanie wybaczyć, emocje, sam dałem im się nieraz ponosić w przeszłości. Jedno, czego jednak nie mogę dzisiaj opanować i chyba to nigdy nie nastąpi, to uodpornić się na… czystą głupotę.
W swojej dwudziestoletniej „karierze” przy mediach GieKSy miałem różne okresy i różnie byłem oceniany. W czasach trzeciej ligi (tak, był taki czas) byłem ochrzczony „obrońcą piłkarzy”. Wtedy gdy po remisie z Pogonią Świebodzin czy Stilonem Gorzów (tak, byli tacy rywale) nasz awans zawisł na włosku, uspokajałem, mówiłem, że będzie dobrze. Jechano po mnie za to. Były też inne momenty, kiedy mówiono mi, że przesadzam. Gdy za Jerzego Brzęczka dzwoniłem na alarm, od początku wiosny, że przegrywamy awans, twierdzono, że niepotrzebnie zaogniam atmosferę. Raz obrażali się na mnie piłkarze, raz kibice.
Nie dbam więc o to, co sobie krytykanci, których niestety jest bardzo wielu, pomyślą. O ile po Cracovii mój ton był jeszcze w stylu „niech się niektórzy pukną w głowę” to dzisiaj cisną mi się na usta zdecydowanie mocniejsze i nieparlamentarne epitety.
Pogrzebowa atmosfera, jaka rozpętała się po wczorajszym meczu w tych opiniach to jest takie kuriozum, że żadna taka czy inna bramka Strączka lub fatalne błędy w obronie w poprzednich meczach nie mają podjazdu. Po minimalnej przegranej z Mistrzem Polski, w której GKS nie był zespołem gorszym, naczytałem się, że jesteśmy na autostradzie do pierwszej ligi, większość składu jest „do wypierdolenia”, łącznie z „taktykiem Górakiem”. Już nie będę mówił o populizmach, żeby dać szanse „chłopakom z Akademii”, bo osoba która taki farmazon wymyśliła to zapewne zabetonowany i odporny na wiedzę wyborca jednej czy drugiej głównej opcji politycznej… Podobny poziom argumentacji.
Jest taka maksyma, że jeżeli nie znasz historii jesteś skazany na jej powtarzanie. Wiele osób zachowuje się tak, jakby jej naprawdę nie znało. A przecież to fałsz. To nie jest tak, że te osoby rzeczywiście nie wiedzą, w jakiej sytuacji była GieKSa choćby jeszcze dwa lata temu. I w jakiej byliśmy rok temu. Natomiast ta zbiorowa amnezja jest zatrważająca. Ja wiem, że łaska kibica na pstrym koniu jeździ, ale są pewne granice realizacji tego powiedzenia.
Przypomnę, gdzie byliśmy. Sześć lat temu GieKSa z hukiem jak stąd do Bytowa spadła do drugiej ligi. W ostatniej minucie ostatniego meczu po golu bramkarza. W dwóch poprzedzających sezonach walczyliśmy o awans do ekstraklasy i w końcowych fazach sezonów spektakularnie te awanse przewalaliśmy. Był gol z połowy zdegradowanego Kluczborka w doliczonym czasie gry. Była porażka z gimnazjalistami z Chorzowa, poprawiona porażką u siebie w następnym meczu z Tychami. Ale to spadek na trzeci poziom rozgrywkowy to była wyprawa w prawdziwą otchłań. Nie mieliśmy już nawet Tychów czy Podbeskidzia. Naszymi przeciwnikami była Legionovia, Gryf czy Błękitni. Pewnie wielu nowych kibiców nawet by nie potrafiła powiedzieć, z jakich miejscowości są wspomniane ekipy. Na Bukową nawet przyjechał Lech Poznań! Problem polegał na tym, że były to rezerwy wielkopolskiego klubu, które nawet Bułgarskiej nie powąchały, a swoje mecze rozgrywały we Wronkach. Stadiony, które dzisiaj są dla nas przygodą w Pucharze Polski – wtedy były codziennością.
I w pierwszym spotkaniu po spadku do tej drugiej ligi, będącym jednocześnie pierwszym meczem Rafała Góraka w drugiej jego kadencji, GKS Katowice przegrywał u siebie do przerwy ze Zniczem Pruszków 0:3. Do przerwy. Ze Zniczem. Zero trzy. W drugiej lidze.
Ostatecznie nasz zespół przegrał to spotkanie 1:3. To był początek próby wyjścia z otchłani. Z totalnej otchłani polskiej piłki. W pierwszym sezonie nie udało się awansować. Nie strzeliliśmy w końcówce z Resovią. W kiepskim stylu przegraliśmy baraż ze Stalą Rzeszów. Po roku z tą Stalą katowiczanie przypieczętowali powrót na zaplecze ekstraklasy.
I przez kolejne dwa lata awansu do ekstraklasy nadal nie było. Zbliżaliśmy się do dwóch dekad bez najwyższej klasy rozgrywkowej w Katowicach. W sezonie 2023/24 w pewnym momencie jesieni GKS złapał kryzys. Przez chyba dziewięć meczów nasza drużyna nie potrafiła wygrać meczu. Zaczęły się psuć nastroje, kibice tracili cierpliwość do trenera, pojawiło się słynne „pakuj walizki” i „licznik Góraka” odmierzający dni od ostatniego zwycięstwa GieKSy. Trener był przegrany, sam – ze swoją drużyną – przeciw wszystkim. Nie podał się do dymisji. A potem spektakularnie awansował do ekstraklasy.
Człowiek inteligentny wyciąga wnioski. Człowiek inteligentny na podstawie jednej sytuacji odpowiednio ustosunkowuje się do podobnej w przyszłości.
GieKSa doświadcza takich problemów jak obecnie po raz pierwszy od dwóch lat. Mówiąc inaczej – od 24 miesięcy. W piłce do bardzo długo. Po latach upokorzeń, ostatnie dwa lata żyliśmy jak pączki w maśle. Cała wiosna 2024 zakończona awansem to był sen. A potem był cały sezon w ekstraklasie, w którym ani przez moment nie drżeliśmy o utrzymanie i zdobyliśmy niemal pół setki punktów. Nawet po matematycznym zapewnieniu sobie pozostania w lidze, GieKSa potrafiła wygrywać – z Cracovią czy Lechią, zremisowaliśmy z Lechem.
I teraz po 11 kolejkach czytam, że „wszyscy do wyjebania”, bo znaleźliśmy się w strefie spadkowej.
W dupach się poprzewracało od dobrobytu.
Jesienią 2023 byliśmy powiedzmy w podobnej sytuacji, ileś tam meczów niewygranych, kilka fatalnych spotkań i duży zawód. Wydawało się, że kolejny sezon spiszemy na straty. Przegrywaliśmy u siebie ze słabiutką Polonią Warszawa. I czy naprawdę tamta sytuacja – z której w taki sposób wyszedł trener z drużyną nie nauczyła was, że należy się z pewnymi opiniami wstrzymać? I przede wszystkim – tak po ludzku – dać mu szansę na to, żeby wyciągnął drużynę z dołka?
Nie mówię, że krytyki ma nie być. Sam jestem poirytowany niektórymi zawodnikami i niektórymi decyzjami trenera. Jednak jak znowu czytam, że „Górak ma wypierdalać”, to nie tyle poddaję w wątpliwość, co jestem pewien, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną, która jest w stanie takie coś ze swoich ust czy palców wyprodukować. Taka osoba musi mieć naprawdę smutne życie…
Niektórzy domagali się zwolnienia połowy drużyny w sytuacji, kiedy GKS byłby dwa razy z rzędu mistrzem, a w trzecim kolejnym zajął piąte miejsce. Albo gdyby zespół grał w Lidze Mistrzów i przegrałby u siebie np. 0:4 z Arsenalem. Jestem pewien, że znalazłoby się kilka osób, które by wylało wiadro pomyj, że przynieśliśmy wstyd i kilku piłkarzom powinniśmy podziękować.
Ja wyciągam wnioski. Wyciągam wnioski z tego, że jeśli ktoś, w kogo zwątpiłem, udowodnił raz, że się myliłem, to drugi raz nie popełnię tego błędu. Nie mówię, że nigdy już nie będę nawoływał do zmiany trenera. Nawet tego trenera. Jednak ten moment jest tak kompletnie nieadekwatny do tego, że trzeba być ostatnim frustratem, żeby takie tezy – jeszcze w taki bezceremonialny sposób – wygłaszać.
Czytałem opinię, że powinniśmy spojrzeć na taką Arkę, która potrafiła wygrać z Cracovią, z którą my przecież dostaliśmy srogie bęcki. Na Boga… Przecież my tę „wspaniałą” Arkę roznieśliśmy w puch i w pył i jesteśmy ich koszmarem z dwóch ostatnich meczów. Trzeba naprawdę mieć intelektualny tupet i pustkę, żeby takiego argumentu użyć.
Oczywiście, że to obecnie wiadro pomyj jest związane nie tylko z Lechem, ale całym obecnym sezonem, który jest na razie bardzo słaby. I nasza pozycja oraz dorobek punktowy też są słabe. Nie jest jednak to żadna sytuacja dramatyczna, w której mielibyśmy do kreski pięć punktów straty. Jesteśmy pod kreską, ale cały czas w kontakcie. Teraz trzeba zrobić wszystko, żeby tego kontaktu nie stracić. Gra ciągle daje duże nadzieje, że tak się stanie. Wszystko zależy od głów piłkarzy.
Jazda po drużynie stricte po meczu z Lechem jest kompletnie nieadekwatna. Bardziej uzasadniona krytyka byłaby wtedy, gdybyśmy znów przegrali 0:3, względnie zagrali jakieś fatalne spotkanie. Tymczasem GieKSa zagrała na tle Mistrza Polski naprawdę nieźle i było blisko zdobyczy punktowej.
Więc nakładają się tu dwie rzeczy, za które mam pretensje do kibiców. Od razu zaznaczę – nie wierzę, że to się zmieni i niektórzy pójdą po rozum do głowy. Liczę jednak, że pojawią się takie osoby, które jednak przypomną sobie właśnie – gdzie byliśmy jeszcze pięć lat temu, w jak głębokiej dupie – i gdzie jesteśmy teraz. I dzięki komu cały ten projekt istnieje, dzięki komu w ostatnich dwóch latach byliśmy w piłkarskim raju. Nie, to nie jest podziękowanie za zasługi. To jest z jednej strony ludzkie, a z drugiej ciągle merytoryczne podejście do tematu.
Ten mecz ze Zniczem… Przecież patrząc na samo tamto spotkanie, obawialiśmy się, że to pójdzie jeszcze dalej i GKS będzie się bronił przed spadkiem do… trzeciej ligi. Wtedy wydawało się, że – mimo przyjścia nowego-starego trenera – jesteśmy autentycznie pogrzebani. A to był początek czegoś wielkiego. Czegoś, czego owoce dzisiaj mamy – mogąc w ogóle emocjonować się szansą potyczek z największymi polskimi drużynami. Jesteśmy w czymś wielkim, a jednocześnie jesteśmy w trudnej sytuacji.
Teraz przed zespołem około półtora tygodnia przerwy. A potem przyjdą kluczowe mecze dla tej jesieni. Jakbym na ten moment miał typować ekipy do walki – wraz z nami – o utrzymanie i te które po prostu są dość słabe, to byłyby to Termalika, Motor i Piast. Dodałbym jeszcze Arkę.
I to właśnie zarówno z Motorem, jak i Piastem oraz Niecieczą będziemy się mierzyli w czterech najbliższych kolejkach. Tam już bezwzględnie będzie trzeba punktować za trzy. Nie wiem czy zdobędziemy komplet, raczej wątpię, bo będzie o to bardzo ciężko. Ale co najmniej dwa z tych trzech spotkań należałoby wygrać, żeby zyskać minimum spokoju. Pamiętajmy, że tam nie tylko chodzi o zdobywanie punktów, ale także o odbieranie ich rywalom. Klasyczne mecze o sześć oczek. Dodatkowo będzie spotkanie z mocną Koroną, która jest w górze tabeli, ale drużynie Jacka Zielińskiego mamy coś do udowodnienia.
Apeluję. Dajmy im pracować. To nie jest tak, że przegrywamy z kretesem mecz za meczem. Tak naprawdę zawaliliśmy totalnie dwa mecze – z Zagłębiem u siebie i Lechią na wyjeździe. Gdybyśmy mieli w tych spotkaniach 3-5 punktów więcej nasza sytuacja byłaby dużo lepsza.
To jednak przeszłość. Trochę nam ta nasza GieKSa nawarzyła piwa i w komplecie teraz ich głowa w tym, żeby to piwo wypić. Z naszym wsparciem. A nie bezsensowną jazdą.
Na koniec dodam, że ten felieton dotyczy zmasowanego „ataku” w sieci. Jeśli chodzi o to, co się dzieje na żywo – czyli stadion i trybuny – nie mam nic do zarzucenia. Doping zarówno u siebie, jak i na wyjazdach jest kapitalny. Wsparcie z trybun po nieudanych meczach – również wielkie. I oby tak dalej. W piłce decydują szczegóły. Jak VAR odwołujący karnego w derbach Trójmiasta. Tutaj takim szczegółem może być jedna przyśpiewka, po której zawodnikowi zadrży noga. Lub nie zadrży.
Najnowsze komentarze