Dołącz do nas

Hokej Piłka nożna Prasówka Siatkówka

Media o GieKSie: Każdy z nas codziennie powinien robić rachunek sumienia

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania doniesień mass mediów, które obejmują informacje z ubiegłego tygodnia dotyczące sekcji piłki nożnej, siatkówki i hokeja na lodzie GieKSy.

Z okazji Świąt Bożego Narodzenia w minionym tygodniu w Polskiej Hokej Lidze i PlusLidze nastąpiły przerwy w rozgrywkach ligowych. Hokeiści wrócą na lód 03.01.2020 roku meczem z Comarch Cracovią (u siebie), siatkarze zagrają dzień później mecz ligowy z Ślepsk Malow Suwałki (na wyjeździe).

 

PIŁKA NOŻNA

tylkokobiecyfutbol.pl – Znamy terminarz rundy rewanżowej ekstraligi

Komisja ds. Piłkarstwa Kobiecego PZPN zatwierdziła kalendarz rozgrywek na rundę wiosenną sezonu 2019/20. Ekstraliga rozpocznie granie 29 lutego. Trzy kolejne serie spotkań rozegrane zostaną w marcu, dwie w kwietniu, a prawdziwy maraton czeka nas w maju. Wtedy ekstraligowe piłkarki zagrają aż pięć kolejek. 30 maja poznamy ostateczne rozstrzygnięcia.

 

sportdziennik.com – Wojciech Cygan, czyli kurator z przypadku, prezes po wędrówce

Wojciech Cygan marzy o ekstraklasowym meczu Raków – GKS Katowice przy pełnych trybunach nowego stadionu w Częstochowie.

[…] – Pochodzę z Częstochowy – mówi Wojciech Cygan. – Dokładnie z dzielnicy Północ, która była podzielona między kibiców kilku klubów i dyscyplin. Byli tam fani Widzewa, AZS-u, Włókniarza i Rakowa. Ja chodziłem z kolegami na mecze siatkarzy, którzy w pobliskiej hali Polonia zdobywali raz za razem mistrzostwo Polski oraz na stadion Rakowa, grającego wówczas w ekstraklasie. Awans częstochowskich piłkarzy ćwierć wieku temu był na ustach wszystkich i na mnie też zrobił wrażenie.

[…] Jednak w 1998 roku wyprowadziliśmy się z Częstochowy z racji obowiązków służbowych ojca i kontakt z Rakowem nagle się urwał.

W czerwcu dostałem informację, że po wakacjach zmieniamy adres i do liceum zacząłem już chodzić w Katowicach. Pamiętam pierwszy dzień po przewiezieniu mebli. To była końcówka sierpnia. Nierozpakowane pudła zostały w nowym mieszkaniu, a my pojechaliśmy na Bukową, gdzie GKS grał z Legią. Przegrał 1:3, a dwie bramki strzelił wtedy Bartosz Karwan. I tak zaczął się mój katowicki rozdział aktywnego kibica, który co jakiś czas jeździł na mecze GKS-u Katowice. Zarówno w tych czasach ekstraklasowych, jak i w tym późniejszym okresie gry w niższych ligach.

[…] Wojciech Cygan otworzył wtedy swoją kancelarię, ale przerwa od piłki potrwała jedynie od lutego do początku sierpnia 2012 roku.

– Gdy kancelaria zaczęła już przyzwoicie funkcjonować, zadzwoniła ówczesna wiceprezydent Katowic. Zapytała, za ile może pan przyjechać do Urzędu Miejskiego – kontynuuje Wojciech Cygan.

– Dodam, że to był ten czas, w którym w burzliwy sposób powstawało KP Katowice. I Ireneusz Król chciał połączyć się z Polonią Warszawa i przeprowadzić do stolicy. Udzielił również słynnego wywiadu, mówiąc, że GieKSa jest na wykończeniu i nie dotrwa do końca sezonu. Wtedy odbyło się też głosowanie w mieście, które przyznało klubowi pokaźną kwotę. Jednak nie było możliwości, żeby ją przekazać do spółki. Odpowiedziałem więc pani wiceprezydent, że jestem w centrum Katowic i za 15-20 minut mogę być w ratuszu. Usłyszałem jeszcze: „To proszę się pospieszyć, bo za półtora godziny jest posiedzenie rady nadzorczej”. Przyjechałem. Podpisałem zgodę i poszedłem już na to zebranie jako kandydat na wiceprezesa reprezentującego miasto.

[…] Cała ta otoczka klubu, w którym zawodnicy nie otrzymywali wypłat przez kilka miesięcy, wymagała rozwagi i wielu działań, które pozwoliły ten kryzys przełamać. Gdy spółki Ireneusza Króla, mające też inne problemy na głowie, czegoś z punktu prawnego nie dopilnowały i pojawiała się taka możliwość, to po przelewie z miasta w pośpiechu płaciliśmy zawodnikom po trzy pensje na raz.

Duży udział w opanowaniu wówczas tej sytuacji miał także trener Rafał Górak. Ściśle współpracowaliśmy, wiedział, jak wygląda sytuacja w klubie i wokół niego. Ostatecznie udało się to wszystko w końcu wyprostować i w czerwcu 2013 roku miasto przejęło już większość udziałów. Natomiast rada nadzorcza GKS Katowice wybrała mnie na nowego prezesa.

W tej roli Wojciech Cygan wszedł także do struktur Polskiego Związku Piłki Nożnej. W kadencji 2012-2016 był w Izbie ds. Rozwiązywania Sporów Sportowych, a w obecnej kadencji jest członkiem zarządu.

– Byłem też niespełna dwie kadencje w zarządzie stowarzyszenia Pierwsza Liga Piłkarska, z którego odszedłem w 2018 roku po awansie Rakowa – uzupełnia Wojciech Cygan. – Dlatego gdy we wrześniu 2017 roku złożyłem rezygnację z funkcji prezesa GKS-u Katowice, nie rozstałem się z piłką nożną. Jako wiceprezes PLP nadal i to dość często, bo nawet dwa razy na weekend, pojawiałem się na meczach I ligi. Po kilku miesiącach tej wędrówki ze stadionu na stadion od Olsztyna i Suwałk po Bielsko-Białą i Częstochowę otrzymałem propozycję od Michała Świerczewskiego. Nie znaliśmy się z czasów kibicowania Rakowowi grającemu w ekstraklasie. Poznaliśmy się dopiero przy okazji moich pierwszoligowych wędrówek po stadionach i wtedy, ta wątła znajomość – bo wcześniej chyba raz miałem okazję z nim rozmawiać – zaowocowała częstszymi kontaktami.

Byłem kilka razy na meczach Rakowa, aż wreszcie, przed moim wyjazdem na mistrzostwa świata do Rosji, właściciel Rakowa zadzwonił do mnie i zapytał czy chciałbym się zaangażować w pracę w jego klubie. Odpowiedziałem, że tak. Zaważyło to, że wywodzę się z Częstochowy, Raków to rozwijający się klub z pomysłem, a także to, że nie ma jakichś większych antagonizmów między kibicami z Katowic i Częstochowy.

[…] Łączenie dwóch piłkarskich światów to jednak efekt świątecznej magii. Dzięki niej Wojciech Cygan może wrócić do najpiękniejszych chwil z Katowic i Częstochowy.

– W Częstochowie na pewno na zawsze w pamięci zostanie moment awansu – zapewnia Wojciech Cygan. – Ale sam ten moment po ostatnim gwizdku, bo na moim świętowaniu wejścia Rakowa do ekstraklasy cieniem położył się spadek GKS Katowice. To się nałożyło w czasie. Było to dla mnie specyficzne przeżycie, bo gdy wokół mnie wszyscy się cieszyli, śmiali, radowali to ja wsiadając do autokaru i jadąc Alejami zastanawiałem się, co się dzieje na Bukowej, w klubie, któremu poświęciłem 7 lat swojego życia. To tam udało się wyciągnąć klub niemal ze stanu upadłości. Tam, razem z moim ówczesnym zastępcą Marcinem Janickim, pozyskaliśmy sponsora strategicznego i udowodniliśmy, że jesteśmy w stanie przyciągnąć do klubu naprawdę solidnego partnera. Tam także otwierając poszczególne sekcje cieszyliśmy się z gry siatkarzy w PlusLidze, czy hokeistów walczących o medale, albo dziewczyn pokonujących kolejne piłkarskie szczeble.

 

Każdy z nas codziennie powinien robić rachunek sumienia

Rozmowa z Rafałem Górakiem, trenerem drugoligowego GKS-u Katowice.

Jak to jest, być osobą tak lubianą przez społeczność klubu, wokół którego w ostatnich latach są głównie złe emocje, który nie kreuje idoli i bohaterów?
Rafał GÓRAK: – Bardzo trudne pytanie… Może to świadczy właśnie o tym, jak duże zapotrzebowanie na piłkę jest wciąż w Katowicach – i jakie są nadzieje. Kibice GieKSy dostawali ostatnio po dupie, i to bardzo. Odpowiadając – nie wiem, dlaczego. To dla mnie bardzo zaskakujące i cenne. Jednocześnie, położono mi na plecy taką belkę, krzyż odpowiedzialności. Idę z nim.

Krzyż, belkę, albo „Złotego Buka”. Pański powrót do GKS-u wybrano najważniejszym wydarzenie 2019 roku.
Rafał GÓRAK: – Mówiłem już na gali „Złotych Buków”, że piłkarze to póki co nie złote buki, a szare żuki… To dla mnie bardzo cenna nagroda, bo od kibiców – a to oni są w tej całej zabawie najważniejsi, dla nich to wszystko się robi, dla nich to się kręci. Miałem masę satysfakcji, gdy jesienią drużyna schodziła z boiska, a kibice po prostu bili jej brawo. Nawet po tym pierwszym meczu, nie wygranym, a przegranym. Wsparcie z trybun pozytywnie nakręciło tę drużynę.

[…] Podkreśla pan często przywiązanie do katowickiego klubu. Jak zapałać taką sympatią do miejsca, w którym w ostatnich latach prawie nic się nie udawało?
Rafał GÓRAK: – Może to dlatego, że jakoś zawsze w życiu przychodziło mi zwracać większą uwagę na tego słabszego. Na autsajdera, na którego nikt nie stawia i spadają na niego ciosy. Ruch Radzionków, w którym zaczynałem pracę trenera, nie był klubem z pierwszych szpalt gazet. Podobnie było w Elanie Toruń. W Bielsku prowadziłem BKS, a to Podbeskidzie jest tam dominujące. GKS… Wychowałem się na jego pucharowych meczach, z Piotrem Piekarczykiem na boisku czy ławce. Na wszystkich nas robiła wrażenie ta „dekada GieKSy”. Do tego doszedł potem mój pierwszy pobyt w GKS-ie, podczas którego w ekstremalnych warunkach walczyliśmy o przetrwanie. To wszystko splotło się w taką ramę, która powoduje, że jest bardzo bliska memu sercu. Tak już będzie do końca życia. To się nie zmieni. Moim marzeniem było to, by wrócić tu do pracy.

Naprawdę marzył pan o powrocie na Bukową?
Rafał GÓRAK: – Wiosną, w czasie końcówki mojej pracy w Toruniu, wiedziałem już, że muszę spoglądać w kierunku Śląska. Chciałem wrócić do domu, byłem daleko od rodziny i to zaczynało doskwierać. Zadawałem sobie pytanie, co ja będę na tym Śląsku robił. Wiedziałem, że jest tylko jedno miejsce, w które chciałbym wrócić. Gdy w 2013 roku stąd odchodziłem, byłem strasznie niepocieszony. Miałem poczucie niespełnionej do końca misji. Siedziała we mnie chęć rewanżu, wygrywania. To marzenie było realne, ziściło się. Widocznie jeśli się o czymś często myśli, to może się to wydarzyć.

Ma pan wiarę w to, że GKS kiedyś znów może być wielki?
RAFAŁ GÓRAK: – To nie wiara, a przekonanie o właściwie obranej drodze, choć mówimy o procesie. Na razie budujemy GieKSę w drugiej lidze. A co jest na szczycie tej góry? Wolę tego nie mówić. Moim marzeniem było to, by wrócić tu do pracy, by GKS odnalazł tożsamość. Dziś jesteśmy na trzecim miejscu w drugiej lidze, gramy o czołową dwójkę albo play offy. Wychodzę z założenia, że najlepsze marzenia są takie, które są blisko. Tymi odleglejszymi lepiej się nie interesować, istotniejsze są przyziemne. Ale tak – sądzę, że GKS jeszcze będzie wielki. Oby w takim okresie, kiedy jeszcze będę się liczył w tej rozgrywce.

[…] Co ma dzisiejszy GKS, czego nie miał podczas pańskiej pierwszej kadencji?
Rafał GÓRAK: – Nowego właściciela. Wcześniej pracowałem w anormalnej GieKSie, z innym właścicielem, kiedy nic nie było normalne. Dlatego odchodząc z klubu – a wtedy właścicielskie kwestie się wyjaśniały, przejmowało go miasto – tym bardziej bolało mnie, że nie dostałem szansy pracy w normalnych strukturach, z komfortem jutra. Teraz to mam. Czuję ogromne wsparcie właścicieli, to nasza szansa. Zgoda – ktoś może powiedzieć, że GieKSa znowu jest anormalna, bo drugoligowa. Widocznie musiało zdarzyć się coś strasznego, bym zjawił się tu ponownie. Może to początek naszej drogi powrotnej w miejsce, gdzie GKS chce być, ale głośno nie ma co o tym mówić.

Za jesień jesteście chwaleni, klimat jest pozytywny. Spójrzmy jednak z dystansu: za półmetkiem pierwszego sezonu po historycznym spadku na trzeci poziom rozgrywkowy GKS nie jest na miejscu premiowanym awansem. To masakra!
Rafał GÓRAK: – I ja wszystkim o tym przypominam. Latem, na pierwszej konferencji prasowej, przedstawialiśmy plan i mówiliśmy, że potrzebujemy czasu, cierpliwości, która będzie dla nas najważniejsza. W sporej mierze dzięki niej jesteśmy dziś w tym miejscu; jeszcze niepremiowanym awansem, ale podchodzę do tego racjonalnie. Trzecia pozycja jest tą, na którą dziś zasługujemy swoją postawą na boisku. Na początku mieliśmy przecież poczucie, że będzie jeszcze trudniej.

Czyli poszło łatwiej niż się można było spodziewać?
Rafał GÓRAK: – W pewnym momencie szło bardzo dobrze. Zawodnicy pozytywnie zareagowali na trudny moment w końcówce sierpnia. Mimo problemów kadrowych, około dziesięciu absencji, nie dokonaliśmy na zamknięcie okienka żadnego transferu. Szatnia poczuła się dowartościowana. Przegraliśmy w Łęcznej, ale potem była seria kilkunastu meczów bez porażki. Aż przyszła ta na Zniczu Pruszków. Mogła spowodować, że zespół na sam koniec rundy straci pewność siebie. Przerabiałem podobne rzeczy w Elanie. Między 6. a 14. kolejką nie przegraliśmy, potem to się zdarzyło i już do końca roku nie wygraliśmy. Obawiałem się, że teraz w Katowicach może dojść do powtórki, ale wstaliśmy, poradziliśmy sobie, najpierw wygrywając z Gryfem, a potem szalenie ważny mecz w Bytowie.

[…] Latem rozstaliście się z Poczobutem, Adrianem Frańczakiem, Mateuszem Kamińskim i Mateuszem Mączyńskim, którzy podczas zgrupowania w Kamieniu zostali złapani przez kibiców w nieodpowiednim miejscu i czasie. To wydarzenie miało duży wpływ na to, co działo się jesienią?
Rafał GÓRAK: – Mnie bardzo to wzmocniło. Gdy ludzie zarządzający projektem – prezes, dyrektor – nie są zgodni co do pewnych decyzji, to wtedy powstaje kryzys. My mieliśmy w tym temacie identyczne zdanie. Trudne, niewygodne, ale wiedzieliśmy, że tak być nie może. Postanowiliśmy, co postanowiliśmy.

Tak po ludzku, czuł się pan zawiedziony? Podaliście tym zawodnikom rękę po spadku, przedłużając kontrakty.
Rafał GÓRAK: – Trzeba umieć przyjąć cios w twarz. Coś wymknęło się z ram obowiązujących na zgrupowaniu. Te ramy się połamały. Gdybym to ja zobaczył tych zawodników, a nie kibice, zareagowałbym tak samo. Odpowiedzialni kibice zareagowali bardzo dobrze. Wszystkim życzę jak najlepiej, ale nie jest mi dziś brak żadnego z tych zawodników. Z Bartkiem czy „Kamykiem” miałem już okazję się niejednokrotnie widzieć, rozmawiać. Niech się realizują gdzie indziej. Dla nich to też była lekcja życia. Wspólnie sporo z niej wyciągnęliśmy.

To wasz duży atut, że wiosną całą czołówkę będziecie gościć przy Bukowej?
Rafał GÓRAK: – Mamy to już przegadane z dyrektorem Góralczykiem. Różne są odczucia. Czołówkę mamy u siebie, ale tych teoretycznie słabszych rywali, walczących o utrzymanie, trzeba będzie pokonać na wyjeździe, co wcale nie musi okazać się łatwiejszym zadaniem.

Niejednokrotnie podnosił pan tej jesieni kwestię frekwencji, mówił pan, że drużyna walczy o sympatię kibiców. Fakt, że w tym roku GieKSie trudno przekroczyć nawet i 2-tysięczną publikę, leży na wątrobie?
Rafał GÓRAK: – Potencjał kibicowski w Katowicach z pewnością jest. Może ta zima okaże się potrzebna, by kibice ze sobą rozmawiali, nawoływali, że warto odwiedzać Bukową… Niczego na siłę nie zrobimy. Szanujemy tych ludzi, którzy przychodzą. Ja osobiście szanuję ich strasznie. Jeśli jest ich 2000 – to niech tak będzie, ale potencjał mamy tu o wiele większy. Może w meczach z rywalami z „czuba” wiosną będzie na Bukowej dużo ludzi.

[…] Raków czy ŁKS w szybkim czasie przebyły drogę z drugiej ligi do ekstraklasy. Czy tą wydeptaną ścieżką może pójść GieKSa?
Rafał GÓRAK: – Każda drużyna ma swój krzyż. Padły nazwy klubów z kapitałem prywatnym, my mamy go miejski i to trzeba brać pod uwagę. Codziennie musimy wiedzieć jedno. Kładąc się spać, każdy z nas powinien zrobić rachunek sumienia i odpowiedzieć sobie na pytanie, czy zrobił tego dnia wszystko, by stać się lepszym i spowodować, by lepszy był GKS. Myślę, że taką pasją zaraziłem drużynę. Dyrektora Góralczyka nie musiałem, bo ma w sobie niespotykane pokłady wręcz obsesji, a prezes Szczerbowski idealnie się z tym scala. Są w nas ogromne chęci, by wyciągnąć GieKSę może nie tyle z otchłani, co z piłkarskiego zaścianka.

 

dziennikzachodni.pl – Nowy stadion GKS Katowice. Wiemy ile ma naprawdę kosztować

Firma RS Architekci przysłała do Urzędu Miasta nowy kosztorys inwestycji związanej z budową nowego stadionu i hali GKS Katowice. Wiemy ile ma kosztować cały kompleks.

Firma RS Architekci przysłała do Urzędu Miasta nowy kosztorys inwestycji związanej z budową nowego stadionu i hali GKS Katowice.

Na początku grudnia do Urzędu Miasta wpłynął kosztorys opiewający na 561 milionów złotych. Urzędnicy podnieśli larum, a RS Architekci przyznali się do błędu. Na przedstawienie poprawionej dokumentacji mieli 21 dni.

– Taki dokument do nas wpłynął, analizujemy go. Nic więcej na ten temat nie powiem. Życzę wszystkiego dobrego w nowym roku – oświadczył wiceprezydent Katowic Bogumił Sobula, który poprzednio firmował oburzenie władz miasta.

Nieoficjalnie udało nam się dowiedzieć, że nadesłana dokumentacja jest obszerna, zawiera wyjaśnienie każdego z punktów wyceny, rozbieżności z kwotą zakładaną w konkursie na koncepcję stadionu i w sumie opiewa na 396,5 mln złotych brutto. Podatek miasto ma szansę odzyskać, a wycena netto wynosi ok. 322 mln. Na tę kwotę składają się stadion, hala, tereny zewnętrzne i prace II etapu, na które nie ma na razie planu zagospodarowania przestrzennego. Sam stadion plus hala,w sumie kosztują netto 156 mln zł (ok. 180 mln z VAT-em). W kosztorysie zawarto też wszystkie dodatkowe koszty związane z zaleceniami miasta i służb z nim związanych – na ok. 80 mln zł.

Miasto na ustosunkowanie się do pisma architektów ma 21 dni.

 

SIATKÓWKA

siatka.org – Dustin Watten: Stać nas na wygrywanie z dobrymi zespołami

– Trzeba umieć pokazać charakter nie tylko w pierwszych, ale i końcowych akcjach meczu – powiedział libero GKS-u Katowice, Dustin Watten po zwycięstwie 3:1 nad Aluron Virtu CMC Zawiercie w Spodku. –  Spodek jest wyjątkowym obiektem, każdy zawodnik czuje się tutaj wyjątkowo i wydaje mi się, że to samo dotyczy fanów na trybunach. Z boiska widzisz i słyszysz jak wielu ich jest, czujesz ich wsparcie i jesteś w stanie walczyć absolutnie z każdym – dodał.

Zgodzisz się zapewne z tym, że Spodek jest szczególny z wielu względów…
Dustin Watten: – Spodek jest wyjątkowym obiektem, każdy zawodnik czuje się tutaj wyjątkowo i wydaje mi się, że to samo dotyczy fanów na trybunach. Z boiska widzisz i słyszysz jak wielu ich jest, czujesz ich wsparcie i jesteś w stanie walczyć absolutnie z każdym. Myślę, że to właśnie dzięki naszym kibicom byliśmy w stanie dokonać odmiany wydarzeń w czwartym secie, kiedy rywal odbudował się. Dzięki dopingowi fanów otrzymaliśmy potężny zastrzyk pewności siebie i wznieśliśmy się najwyżej, jak mogliśmy. Nie znajduję słów, żeby należycie im za to podziękować.

[…] Jesteś zadowolony z aktualnego poziomu gry GKS-u?

– Tak, ostatnie cztery mecze zagraliśmy na naprawdę wysokim poziomie, natomiast w tym spotkaniu utrzymaliśmy ten poziom wystarczająco długo i to nam dało trzy punkty. Wiemy, że stać nas na wygrywanie z naprawdę dobrymi zespołami i „zamykanie” meczów na naszą korzyść. Chciałbym, żeby ta umiejętność została z nami na dłużej, najlepiej do końca sezonu.

 

HOKEJ

hokej.net – O poprawie sędziowania. Powstanie specjalna komisja?

W sobotę rano odbyło się spotkanie arbitrów i obserwatorów z przedstawicielami klubów Polskiej Hokej Ligi. O czym debatowano? Oczywiście o poprawie jakości sędziowania.

[…] Niestety na spotkaniu pojawili się przedstawiciele tylko czterech klubów: Lotosu PKH Gdańsk, GKS-u Tychy, JKH GKS-u Jastrzębie i GKS-u Katowice.

– Byli wszyscy sędziowie główni, martwić może jedynie frekwencja klubów – nie kryje rozczarowania Leszek Laszkiewicz, dyrektor sportowy JKH GKS-u Jastrzębie.

– W tym okrojonym gronie udało nam się wymienić swoje spostrzeżenia i uwagi. Pewne jest to, że kluby i sędziowie chcieliby, aby powstała komisja do spraw spornych. Miałaby ona zajmować się kontrowersyjnymi sytuacjami i rozliczać arbitrów, którzy podejmują złe decyzje – dodaje.

By to gremium zostało stworzone, potrzebna jest zdecydowana reakcja spółki PHL. Plany są takie, aby w skład tej specjalnej komisji weszli doświadczeni sędziowie i byli zawodnicy. Nie da się ukryć, że byłby ogromny krok w stronę profesjonalizacji naszych rozgrywek.

[…] Dyrektor sportowy JKH GKS-u Jastrzębie chciałby, aby spółka PHL zaczęła też karać zawodników, którzy symulują faule.

– Apeluję do arbitrów, żeby wyłapywali takie przewinienia i robili z tego materiały wideo. Za granicą są jasne zasady w tej kwestii: kto symuluje, ten traci 10 procent wynagrodzenia – wyjaśnia

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Popłynęli w Szczecinie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W niedzielne popołudnie piłkarze GKS-u Katowice pojechali na wyjazdowe spotkanie do Szczecina w ramach 27. kolejki PKO BP Ekstraklasy. W wyjściowej jedenastce doszło do czterech zmian i od pierwszej minuty zagrali Szymczak, Kuusk, Drachal i Gruszkowski.

Pierwszą połowę zaczęli zawodnicy GieKSy, ale nie stworzyli realnego zagrożenia. W trzeciej minucie Filip Szymczak wyszedł sam na sam z bramkarzem i mimo tego, że i tak był na spalonym, to nie zdołał pokonać Cojocaru. Chwilę później Alan Czerwiński ruszył prawą stroną boiska aż do linii końcowej i wrzucił piłkę w pole karne. Obrońca gospodarzy strącił futbolówkę wprost pod nogi Oskara Repki, który pokusił się o strzał zza pola karnego, ale został on zablokowany. Pierwszy kwadrans spotkania nie porwał piłkarsko, ale GieKSa częściej zapędzała się pod bramkę Pogoni i dłużej utrzymywała się przy piłce. W 15. minucie Kudła źle wybił piłkę i zrobiło się groźnie pod bramką GieKSy, na szczęście nasz bramkarz zdołał się zrehabilitować i wybronił strzał Kolourisa. Chwilę później znów Pogoń była bliska zdobycia bramki, ale zawodnik gospodarzy uderzył niecelnie. W 19. minucie zrobiło się sporo zamieszania w polu karnym Cojocaru, gdy Mateusz Kowalczyk delikatnie trącił piłkę głowa, zmieniając jej tor lotu, ale nic z tego nie wyszło. W kolejnych minutach gra przeniosła się głównie w środkową strefę boiska i żadna drużyna nie była w stanie skonstruować składnej akcji. W 33. minucie Koutris przeniósł piłkę nad bramką Kudły, uderzając lewą nogą. Chwilę później Drachal był bliski zdobycia bramki, ale w ostatnim momencie piłka mu odskoczyła. W 42. minucie Loncar uderzył głową z bliskiej odległości, ale Kudła zdołał ją wybić końcówkami palców. Po wznowieniu z rzutu rożnego Dawid Drachal chciał oddalić zagrożenie i w momenciem gdy wybijał piłkę, to podbiegł Kurzawa, który dostał prosto w skroń i potrzebował pomocy medycznej. W doliczonym czasie pierwszej połowy Gruszkowski rzucił się, aby zablokować strzał Koutrisa i piłka niefortunnie odbiła mu się od ręki. Po długiej przerwie i analizie VAR sędzia wskazał na jedenastkę, którą  pewnie wykorzystał Koulouris. Po tej bramce arbiter zakończył pierwszą połowę.

Na drugą połowę GieKSa wyszła w takim samym składzie, natomiast w drużynie Pogoni doszło do jednej zmiany. Po czterech minutach drugiej połowy Koulouris znów wpisał się na listę strzelców – tym razem pokonał Kudłę z bardzo bliskiej odległości, a piłkę wrzucił Kamil Grosicki, który przepchał i objechał bezradnego Alana Czerwińskiego. W kolejnych minutach GieKSa, chcąc odrabiać straty, odsłoniła się jeszcze bardziej, co próbował wykorzystać Wahlqvist, ale uderzył bardzo niecelnie. Po upływie godziny gry trener Rafał Górak pokusił się o potrójną zmianę. Na boisko weszli Błąd, Bergier i Galan. Chwilę późnej Arkadiusz Jędrych wpuścił swojego bramkarza na minę. Źle obliczył odległość do Kudły i zagrał zbyt lekko i niedokładnie do tyłu. Kudła musiał opuścić bramkę, aby ratować sytuację i po serii niefortunnych podań piłka trafiła pod nogi Grosickiego, jednak jego strzał został zablokowany przez naszego bramkarza. W 68. minucie Sebastian Bergier wyszedł sam na sam z bramkarzem, ale nie trafił w światło bramki, była to idealna okazja na złapanie kontaktu. Chwilę później Loncar został sfaulowany przez Kuuska, ale sędzia puścił akcję i do piłki dobiegł Sebastian Bergier, który zaliczył… soczysty upadek. W kolejnych minutach gra zrobiła się bardzo rwana i było dużo niedokładności w obu zespołach. W 82. minucie Kacper Łukasiak pokonał Dawida Kudłę strzałem na dalszy słupek. Warto zaznaczyć, że ten zawodnik wszedł na boisko… minutę wcześniej. Pięć minut później Koulouris trzeci raz wpisał się na listę strzelców, pokonując Kudłę strzałem na długi róg. Chwilę później sędzia zakończył spotkanie.

6.04.2025, Szczecin
Pogoń Szczecin – GKS Katowice 4:0 (1:0)
Bramki: Koulouris (45-k, 49, 87), Łukasiak (82).
Pogoń Szczecin: Cojocaru – Wahlqvist, Loncar, Borges, Koutris (86. Lis), Gamboa, Ulvestad, Kurzawa (80. Smoliński), Przyborek (46. Wędrychowski), Grosicki (81. Łukasiak), Kolouris (88. Paryzek).
GKS Katowice: Kudła – Gruszkowski (62. Galan), Czerwiński, Jędrych, Kuusk (80. Komor), Wasielewski – Drachal (62. Błąd), Kowalczyk, Repka, Nowak (88. Marzec) – Szymczak (62. Bergier).
Żółte kartki: Kowalczyk.
Sędzia: Paweł Raczkowski (Warszawa).
Widzów: 19 938.

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Nie schodźcie z obranej drogi

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Co GKS Katowice wraca na swój stadion po nieudanym wyjeździe to wygrywa. Podobnie było tym razem. Po wysokiej porażce w Szczecinie (choć zbyt wysokiej patrząc na samą grę), katowiczanie mieli zmierzyć się z walczącą o życie Puszczą Niepołomice.

W końcówce sezonu takie mecze zawsze są trudniejsze niż – po pierwsze wcześniej, a po drugie – niż wskazywałaby na to tabela. Zazwyczaj drużyny z dołu się po prostu budzą – wcześniej czy później. Nie zawsze i nie wszystkie – te które pobudki nie zrobią lub nie zrobią jej odpowiednio wcześnie – spadają z ligi. Mamy w tym sezonie aż nadto przykładów. Obudziła się Korona – na samym początku rundy wiosennej – i dziś jest praktycznie pewna utrzymania. Niedawno na wysokie obroty wskoczył Radomiak – i choć przegrał ostatnio dwa mecze – również ma niezłą pozycję w tabeli, a przecież startowali od 0:5 do przerwy w Białymstoku. Skazywane na pożarcie Zagłębie Lubin wygrało dwa mecze i znacząco poprawiło swoją sytuację. A Śląsk Wrocław? Ci to dopiero zaczęli grać. Zagrzebani na ostatnim miejscu, pod wodzą Alana Simundzy zaczęli punktować aż miło i po wielu, wielu kolejkach w końcu osiemnaste miejsce opuścili i są na styku jeśli chodzi o bezpieczną strefę!

Zamieszana w walkę o utrzymanie Puszcza również czeka na to przebudzenie. Był jeden moment, w którym wydawało się, że podopieczni Tomasza Tułacza wskoczyli na właściwe tory. Mowa o wygranej w Gdańsku 2:0. Ta wygrana z zespołem z dołu tabeli, ale też dobrze wówczas grającą Lechią, była pewna i wydawało się, że Puszcza może stać się takim Radomiakiem czy Koroną. Nic z tych rzeczy. Co prawda potem zdarzyło się jeszcze zwycięstwo z Piastem, ale poza tym było słabiutko. Sytuację mógł też trochę uratować Puchar Polski, gdzie niepołomiczanie wygrali na Konwiktorskiej, ale potem Pogoń zmiotła ich w półfinale. Tym motywacyjnym drygiem mógł być też uratowany w doliczonym czasie gry z Rakowem remis. Nie wyszło. Puszcza przegrała w Katowicach i choć jest minimalnie nad kreską, czeka ich niebywała i ciężka batalia o pozostanie w lidze. Za tydzień grają z niezłym Radomiakiem, potem mają Pogoń i Lecha, będą też bezpośrednie potyczki ze Stalą i Śląskiem. Oj, nie będzie u Żubrów nudno.

To jednak problemy naszych ligowych rywali. GieKSa z tą walczącą o życie drużyną sobie poradziła i to przegrywając do przerwy. Nawet trener Tułacz – zasadniczo nieszczędzący swoim podopiecznym słów krytyki – dziwił się, że nie było aż takiej determinacji. Za to w Lidze Plus eksperci mówili, że z Puszczą narzucającą swój styl gry, przejąć tę rolę jest trudno – a GieKSie się to udało. Nie da się ukryć, katowiczanie zdominowali rywali i w tym kontekście był to jeden z najlepszych meczów w tym sezonie – no, powiedzmy druga połowa, bo do pierwszej można się przyczepić.

To był pierwszy mecz w obecnych rozgrywkach, w którym GieKSa przegrywała i przechyliła szalę zwycięstwa na swoją korzyść. W 28. kolejce. Dla porównania powiedzmy, że w ostatnich pięciu meczach poprzedniego sezonu, taka sytuacja miała miejsce… trzy razy (z Polonią, Tychami i Wisłą). Dlatego nawet jeśli taka sytuacja zdarza się raz na jakiś czas, to jednak tyle meczów bez odwrócenia ich losów to sporo. W drugą stronę mieliśmy to trzy razy – z Legią, Koroną i Motorem. A jedynymi drużynami, które pozostają bez przechylenia szali na swoją korzyść są Piast, Puszcza, Śląsk, Lechia.

Żeby dołożyć łyżeczkę dziegciu co do wczorajszego spotkania, to trzeba przyznać, że do pewnego momentu aspirowało ono do jednego z najbardziej frustrujących w tym sezonie. Mam tu na myśli taką niemoc, pewnego rodzaju bezsilność, która – wydawało się – może mieć miejsce. Bo jak przegrywaliśmy wysoko, to GieKSa była ewidentnie słabsza. Jak przegrywaliśmy mecze, których nie powinniśmy przegrać, bo graliśmy dobrze, była irytacja i złość. Ale wczoraj to było jeszcze coś innego. GieKSa niby atakowała, niby stwarzała sytuacje, ale ostatecznie wszystko szło w ręce Komara, ewentualnie było niecelne, tak jak strzał Dawida Drachala z początku meczu. Dodatkowo było widać dużą determinację i dynamikę. To nie był chodzony mecz. Z jednej strony można było myśleć, że taka gra daje szansę na pozytywny rezultat, z drugiej te wykończenia były dość mizerne. No i przede wszystkim Puszcza prowadziła po naszym dość dużym błędzie. Więc trzeba było zdobyć nie jedną, a dwie bramki. Niewiadomą było, jak się to wszystko potoczy.

Ta łyżka dziegciu się zdematerializowała, bo ostatecznie GKS w drugiej połowie grał podobnie jak w pierwszej, a dodatkowo wzmocnił ten sposób gry i w końcu zaczęło wychodzić. Czyli wchodzić. Trzy bramki zdobyte po przerwie mają swoją wymowę. Najpierw Alan Czerwiński dosłownie wypatrzył Sebastiana Bergiera, który po prostu nie mógł tego zmarnować. Potem swoje firmowe zagranie zaliczył Bartosz Nowak i Bergi a la „Franek – łowca bramek” (skoro jesteśmy już przy wiślackich porównaniach trenera) podcinką trafił do siatki. Mało się mówi o trzecim golu, a to co zrobił Marcin Wasielewski przecież było bardzo klasowe. Minął rywala delikatnym podbiciem piłki, a potem to podbicie powtórzył nad bramkarzem, wystawiając piłkę do pustej bramki. To było doprawdy doskonałe i jeśli mówimy o Tsubasie Dawida Drachala w jego kapitalnej akcji w pierwszej połowie, to nie można tego japońskiego bohatera kreskówek nie przyrównać do Wasyla, przy czym Wasyl zrobił to błyskawicznie, a nie jak Tsubasa biegł z piłką przez boisko przez pół odcinka okrążając niemal całą kulę ziemską 😉

Swój sposób gry – to było coś, co trener powtarzał w rundzie jesiennej. Można powiedzieć, że jesienią to wychodziło w bardziej spektakularny sposób, choć nadal musimy pamiętać, że dawało to mniej punktów niż obecnie. Ale pod względem wizualnym, spotkanie z Puszczą rzeczywiście pokazało bardzo dużą dominację nad rywalem.

GieKSa jest w środku tabeli dlatego, że… nie zawsze nam wychodzi. Bartosz Nowak ma potencjał na to, by dawać jeszcze więcej. I ostatecznie coś mu w tych meczach zawsze wyjdzie – jakieś idealne podanie i asysta – bo to po prostu bardzo jakościowy zawodnik. Ale tu może być jeszcze lepiej. Sebastian Bergier nastrzelał już trochę tych bramek, ale ich też może być jeszcze więcej. Coraz lepiej prezentuje się Dawid Drachal i jakby tylko udało się wyciągnąć go z Rakowa, byłoby doskonale, bo ten zawodnik to bardzo duży talent. Naprawdę w tej drużynie drzemie spory potencjał. Na ten moment jest bardzo dobrze. A może być jeszcze lepiej. Tylko prośba do trenera – nie schodźcie z obranej drogi. Wychodźcie z założenia, że rozwój jak najbardziej, ale lepsze czasem jest wrogiem dobrego. Można i trzeba ulepszać i poprawiać, ale nie na siłę. Naprawdę jest dobrze.

Osiągnęliśmy magiczną granicę 38 punktów. Można już mieć absolutnie spokojną głowę. GieKSa w przyszłym sezonie będzie grać w ekstraklasie i dalej sławić Katowice w ligowej piłce. Nie mogliśmy sobie wymarzyć na początku sezonu – a już zwłaszcza po pierwszej kolejce z Radomiakiem – w jakim miejscu będziemy na sześć kolejek przed końcem. Pięknie.

A Dawid Abramowicz, ani żaden inny Craciun czy Atanasov nie okazali się Kojiro 😉

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Budujemy nową twierdzę

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

W dzisiejszym spotkaniu nasza drużyna pokonała 3:1 Puszczę Niepołomice. Zapraszamy na drugą galerię z tego meczu, którą przygotował dla Was Kazik.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga