Piłka nożna Prasówka
Media o meczu: Skuteczna pogoń GKS-u Katowice
Zapraszamy do przeczytania fragmentów doniesień mediów na temat wczorajszego spotkania GKS Katowice – Zagłębie Lubin 2:2 (0:2).
gol24.pl – Bartosz Nowak wyszarpał remis dla GKS Katowice. Wpadka Zagłębia Lubin po przerwie
Wielkie emocje w meczu GKS Katowice – Zagłębie Lubin wieńczącym 2. kolejkę PKO Ekstraklasy. W pierwszej połowie strzelali tylko goście. W drugiej – tylko gospodarze. Efekt jest taki, że skończyło się remisem 2:2. Dublet dla GieKSy zaliczył najlepszy na boisku Bartosz Nowak.
Zagłębie zapomniało, że mecz trwa nie 45 minut, lecz 90. Zostało w szatni, jak mawia się w języku piłkarskim. Dowód? Dwie stracone bramki, zero celnych strzałów…
A wcześniej wszystko wyszło wręcz idealnie. Właśnie za sprawą jedynych celnych uderzeń udało się trafić i podwyższyć. Najpierw akcję Adama Radwańskiego zwieńczył w polu karnym Marcel Reguła. Potem rolę się odwróciły. Młodszy wywalczył karnego, starszy mocnym uderzeniem trafił do siatki.
GieKSa przed przerwą nie grała dosłownie nic, czego dowodem był wynik na telebimie, ale i reakcja kibiców, gwiżdżących na piłkarzy. Wszystko zmieniło się po zmianie stron, kiedy świetnie wypadł Bartosz Nowak. Pomocnik wykorzystał swoje momenty. Najpierw z jego dośrodkowania z rzutu wolnego wyszedł strzał. Potem już całkiem zamierzenie uderzył precyzyjnie przy tym samym słupku, odnajdując lukę w gąszczu rywali.
Zagłębie zerwało się dopiero w okolicach doliczonego czasu gry. Najlepszą akcję zatrzymał ofiarnie interweniujący Alan Czerwiński, który przecież z Miedziowych się wywodzi.
dziennikzachodni.pl – Fani GieKSy nie żałowali gardeł, a katowiczanie walczyli do końca
W ostatnim meczu 2. kolejki PKO Ekstraklasy rozegranym 28 lipca GKS Katowice zremisował z Zagłębiem Lubin 2:2. Ponad 10 tysięcy fanów GieKSy głośno dopingowało drużynę Rafała Góraka, a katowiczanie walczyli do końca i zdołali odrobić straty z I połowy.
[…] Na nasiąkniętym wodą po intensywnych opadach deszczu boisku początkowo lepiej czuli się goście.
Po prawej stronie boiska szarpał Mateusz Wdowiak, na bramkę GKS strzelał Kajetan Szmyt i w końcu po kwadransie gry Zagłębie objęło prowadzenie. Po płaskim dośrodkowaniu Adama Radwańskiego do siatki trafił młodzieżowiec Marcel Reguła.
W szeregach katowiczan aktywny był Bartosz Nowak, który najpierw wpadł z piłką w pole karne, a później groźnie strzelał z rzutu wolnego z 18 m. Po główce Arkadiusza Jędrycha Dominik Hładun wybił piłkę nad poprzeczkę, ale groźniejsi byli lubinianie. Po strzale przewrotką Reguły piłka trafiła w rękę Lukasa Klemenza i po objerzeniu powtórki na monitorze VAR sędzia podyktował rzut karny, który wykorzystał Adam Radwański.
Po zmianie stron GieKSa ruszyła to odrabiania strat. Gospodarze szybko strzelili kontaktowego gola. Nowak dośrodkował z rzutu wolnego w pole karne, a mocno podkręcona piłka minęła wszystkich piłkarzy i wpadła do bramki.
Później potężnym uderzeniem z dystansu popisał się wprowadzony chwilę wcześniej na boisko Marcel Wędrychowski, lecz bramkarz lubinian musnął piłkę rękami i ta trafiła w poprzeczkę. W końcówce Nowak po podaniu Alana Czerwińskiego sprytnym uderzeniem tuż przy słupku doprowadził do remisu. W doliczonym czasie gry Zagłębie mogło przechylić szalę zwycięstwa na swoją korzyść, ale z pustej bramki piłkę wybił Czerwiński.
weszlo.com – GKS ma remis dzięki Nowakowi, a Zagłębie przez swoją głupotę
Już gdy Bartosz Nowak trafiał do GKS-u Katowice, było wiadomo, że musi być kluczową postacią tej drużyny, ale teraz – po roku – musi być nią tym bardziej. Nie ma Bergiera, nie ma Repki, Nowak właściwie nie może sobie pozwolić na dłuższe okresy w gorszej formie. Dzisiaj sobie nie pozwolił i GKS ma chociaż punkt z Zagłębiem..
To naprawdę wielkie szczęścia (i świetny ruch), że katowiczanie z Nowakiem się dogadali. Spokojnie można sobie wyobrazić, że ten gość radzi sobie w lepszej drużynie, która gra o wyższe pozycje. Jasne, już nie jako największa gwiazda, ale jakby pykał z Imazem i Pululu w takiej Jagiellonii, to pewnie nikt by się nie obraził..
Niemniej – dzisiaj GKS był prawie w całości Nowakiem. W pierwszej połowie, gdy nic się nie układało, tylko on szarpał, w drugiej dołożył konkrety i wyciągnął gospodarzom ten remis. Najpierw centrostrzał z rzutu wolnego, potem uderzenie w krótki róg. Po wejściu na murawę trochę Nowaka odciążał Wędrychowski – też był bliski gola – no, ale żeby coś wpadło do sieci, musiał w tym brać udział właśnie Nowak.
Z kolei Zagłębie też chciałoby się chwalić, w końcu w pierwszej części gry było lepsze od GKS-u, pierwsza bramka palce lizać, druga też, choć z karnego. Ale jak zdobytego (ręka Klemenza, ale najpierw przewrotka Reguły) i jak wykonanego… Radwański trafił niczym niegdyś Harry Maguire i w sumie i tu, i tu, była to jedenastka dość niespodziewana.
Natomiast Miedziowi naprawdę mieli pomysł na GKS, potrafili podejść wysoko, byli agresywni, konkretni. Dlaczego więc zrezygnowali z tego przy stanie 0:2? Wierzyli już, że gospodarze się nie podniosą i odpuszczą? No dajcie spokój. Nie pomagał Ojrzyński, bo zmieniać Radwańskiego w 60. minucie i wpuszczać za niego Makowskiego, albo ściągać w tym samym momencie Wdowiaka i dawać Sypka…
Cóż – bez sensu. Trener Ojrzyński lubi powtarzać, że jakby miał ofensywnych piłkarzy, to grałby ofensywnie, ale czasem wychodzi właśnie z niego taki murator. Zresztą końcówka pokazała, że GKS był na spokojnie do walnięcia, przy 2:2 bronił się rozpaczliwie, między innymi wybijając z linii, bo Zagłębie znów ZAATAKOWAŁO.
Naprawdę – można było to zrobić wcześniej, walnąć na 3:0 i zamknąć mecz. A jak się chciało dowieźć 2:0, to przy golu kontaktowym zrobił się smród, którego lubinianie już nie opanowali.
I zamiast trzech punktów mają jeden. Kara.
katowickisport.pl – GKS Katowice remisuje, choć przegrywał już 0:2!
Terminarz Ekstraklasy ułożył się w taki sposób, że Gieksa dwa pierwsze mecze rozgrywała przed własną publicznością. Z pewnością ci bardziej optymistycznie nastawieni kibice liczyli na to, że przy Nowej Bukowej uda się ugrać komplet punktów. O ile wiadome było, że o punkty z Rakowem trzeba będzie się wyjątkowo napracować, o tyle Zagłębie Lubin wydawało się być rywalem jak najbardziej w zasięgu Gieksy. Finalnie katowiczanie muszą się zadowolić zaledwie jednym oczkiem. To efekt remisu z Miedziowymi i w tym miejscu trzeba zaznaczyć, że podopieczni Rafała Góraka mogą mówić o sporym szczęściu.
Zagłębie dużo lepiej weszło w mecz i prowadziło po golu w 15. minucie po golu Marcela Reguły. Jeszcze przed przerwą bramkę na 2:0 z rzutu karnego zdobył Adam Radwański. Po przerwie oglądaliśmy już lepszy zespół gospodarzy i na efekty nie trzeba było długo czekać. W 54. minucie po dośrodkowaniu Klemensa, piłkę do siatki wbił Bartosz Nowak i Gieksa złapała kontakt. Wyrównanie przyszło w 81. minucie a gola ponownie zdobył Nowak! GKS miał jeszcze swoje okazje, ale najlepszą mieli przyjezdni. Nie wykorzystali oni jednak sytuacji w doliczonym czasie gry i mecz zakończył się podziałem punktów.
sportowefakty.wp.pl – Było 0:2. Nie przegrali. Skuteczna pogoń GKS-u Katowice
[…] Od początku większą ochotę do ataku pokazywali goście. W 10. minucie strzał Kajetana Szmyta na rzut rożny wybił Dawid Kudła. Sześć minut później lubinianie objęli prowadzenie. Adam Radwański wbiegł z piłką w pole karne, zagrał na szósty metr do Marcela Reguły, który wpakował futbolówkę do bramki.
Prowadząc Miedziowi nie zamierzali się początkowo bronić, tylko szukali kolejnych trafień. W 18. minucie strzał Aleksa Ławniczaka z ok. 16 metrów zmierzał do bramki. Maciej Rosołek zablokował piłkę w ostatnim momencie.
Katowiczanie zagrozili gościom dopiero w 29. minucie. Stojący tyłem do bramki Arkadiusz Jędrych zdołał uderzyć głową. Dominik Hładun wybił piłkę na rzut rożny. W końcówce premierowej odsłony GKS w końcu uzyskał przewagę, ale niewiele z niej wynikało..
To gościom udało się trafić po raz drugi. Po uderzeniu przewrotką Reguły sędzia po analizie VAR uznał, że Lukas Klemenz zagrywał ręką i wskazał na rzut karny. Radwański mocnym strzałem w samo okienko zdobył gola.
Po zmianie stron początkowo dość niemrawo atakujący katowiczanie potrzebowali dziewięciu minut, aby złapać kontakt bramkowy. Wówczas Bartosz Nowak dośrodkował z rzutu wolnego. Piłka bezpośrednio wpadła do bramki obok zaskoczonego Hładuna.
Gospodarze zamierzali ruszyć po remis, ale goście dość szybko opanowali sytuację i oddalili grę od własnej bramki. Drużyna Rafała Góraka wyrównać mogła w 66. minucie. Marcel Wędrychowski groźnie uderzył z ok. 16 metrów. Hładun zbił piłkę na poprzeczkę. Po chwili z kilku metrów niedokładnie główkował Aleksander Buksa.
Z kolei w 76. minucie, z sześciu metrów, sytuacyjnie główkował Lukas Klemenz, piłka w niewielkiej odległości minęła bramkę gości. Pięć minut później katowiczanie wyrównali. Nowak niespodziewanie uderzył płasko z ok. 15 metrów. Piłka przy bliższym słupku wpadła do bramki Hładuna, który w tej sytuacji powinien zachować się dużo lepiej.
W końcówce obie drużyny szukały zwycięskiego trafienia. Ostatecznie go nie znalazły. W ostatniej akcji meczu strzał Michalisa Kossidisa sprzed linii bramkowej wybił Alan Czerwiński i uratował katowiczanom punkt.
infokatowice.pl – Udana pogoń GieKSy. Dwa gole Nowaka ratują remis w meczu z Zagłębiem
GieKSa po słabiutkiej pierwszej odsłonie przegrywała z Zagłębiem dwoma bramkami. W drugiej odsłonie katowiczanie zagrali znacznie lepiej i po dwóch trafieniach Nowaka udało im się doprowadzić do remisu.
GieKSa rozpoczęła spotkanie z Zagłębiem Lubin w takim samym składzie, jak w nieudanym, inauguracyjnym pojedynku tego sezonu z Rakowem Częstochowa. Choć w trakcie samego meczu nie było deszczu, po wielogodzinnych ulewach murawa na Arenie Katowice była nasiąknięta wodą, niczym gąbka. Katowiczanie rozpoczęli spotkanie dość sennie. Jako pierwsi zaatakowali w 10 min. goście. Z szybkim kontratakiem pobiegł Szmyt, który oddał piłkę Wdowiakowi. Strzał tego drugiego z ostrego kąta wybił jednak Kudła. W odpowiedzi kibice w końcu także doczekali się dobrej akcji gospodarzy. Futbolówkę w polu karnym otrzymał Nowak, ale zbyt długo zwlekał ze strzałem i Hładun nie miał problemów z interwencją. W 16 min. znów dali o sobie znać znacznie bardziej dynamiczni w tym fragmencie gry lubinianie i piłkę w siatce z najbliższej odległości umieścił Reguła. Dwie minuty później mogło być już 0:2, ale groźne uderzenie z dystansu wybił jeden z obrońców. Potem do głosu doszli w końcu Trójkolorowi. W 21 min. do rzutu wolnego wykonywanego tuż za linią pola karnego stanął Nowak, który jednak strzelił tuż obok słupka. W 26 min. po rzucie rożnym głową na bramkę Hładuna uderzał Rosołek, ale zbyt lekko, a w dodatku prosto w golkipera Zagłębia. W 29 min. Hładun ponownie musiał interweniować, tym razem po główne Jędrycha. W 34 min. po kolejnym rzucie rożnym bliski wyrównania był Galán, ale w gąszczu zawodników trafił w nogi jednego z obrońców. W końcówce pierwszej odsłony po ręce Klemenza arbiter podyktował rzut karny, który na drugiego gola dla przyjezdnych zamienił Radwański. W ostatnich sekundach GieKSa próbowała jeszcze zdobyć kontaktową bramkę, ale bezskutecznie i po 45 minutach Zagłębie w pełni zasłużenie prowadziło na Arenie Katowice 2:0.
Druga odsłona rozpoczęła się od przewagi nie mającego już nic do stracenia GKS-u. W 49 min. z dystansu uderzył Nowak, ale zbyt lekko. W 53 min. rywal sfaulował szarżującego lewą stroną Wasielewskiego. Do rzutu wolnego podszedł Nowak. Piłka po jego dośrodkowaniu minęła wszystkich zawodników i… wpadła do siatki. W 62 min. Rafa Górak zdecydował się na dwie zmiany. Bąda i Rosołka zastąpili na boisku Wędrychowski i Buksa. W 66 min. Trójkolorowi byli blisko wyrównania. Na bramkę rywala huknął wprowadzony chwilę wcześniej Wędrychowski, ale świetną interwencją popisał się Hładun. W 69 min. ten sam zawodnik znów zdecydował się na strzał, tym razem jednak był on zbyt lekki. Niesieni głośnym dopingiem kibiców katowiczanie nie poddawali się i w 81 min. precyzyjnym strzałem tuż obok słupka popisał się Nowak i tym samym wyrównał wynik pojedynku. Od tego momentu niespodziewanie to znowu przyjezdni zaczęli przeważać. W doliczonym czasie gry lubinianie byli blisko zwycięskiego gola, na szczęście Czerwiński wybił piłkę zmierzającą do pustej bramki i ostatecznie pojedynek skończył się dwubramkowym remisem.
Piłka nożna Wywiady
Okiem rywala: kibicowski boom na GieKSę zachwyca
W ostatnich tygodniach relacje z Częstochowy zdominowały czołówki serwisów sportowych w Polsce. Sprawcą zamieszania był przede wszystkim trener Marek Papszun, ale forma sportowa Medalików również jest godna podkreślenia. Jak w tym wszystkim odnajdują się kibice pod Jasną Górą? Zapytałem Roberta Parkitnego ze stowarzyszenia „Wieczny Raków”, który po raz drugi odpowiedział na nasze zaproszenie. Jednocześnie zachęcam do lektury naszej poprzedniej rozmowy, w której poruszyliśmy wiele tematów związanych z historią Rakowa i naszych pojedynków.
Meczem w Częstochowie otwieramy rundę rewanżową. Jak podsumujesz postawę Rakowa w pierwszej części sezonu?
Na początku Raków stracił, ale później odrobił i teraz nasze miejsce jest mniej więcej takie, jak należy. Natomiast z kilku względów była to dla nas ciężka runda, stąd wiele osób wyraża się o Rakowie negatywnie, nie mając pełnej wiedzy o tym, co tak naprawdę dzieje się w klubie. Ja nie mam potrzeby mówić i pisać o wszystkim tylko po to, aby zebrać dodatkowe lajki. Przede wszystkim kadra nie była odpowiednio zestawiona, aby łapać punkty na wszystkich frontach. Niektórzy powiedzą, że doszły duże nazwiska, takie jak Bulat, Diaby-Fadiga czy Konstantópoulos, mimo to na początku nie grało to, jak należy. Moim zdaniem drużyna potrzebowała czasu, aby wszystko mogło się zazębić. Zmian w kadrze było dużo, do tego doszły kontuzje, dlatego początek sezonu był ciężki. W pewnym momencie pojawiały się nawet głosy nawołujące do zwolnienia trenera, ale kryzysy trzeba przezwyciężać i cała sztuka polega na tym, aby w takich momentach karta się odwróciła. Nam się to udało i dziś idziemy jak burza w Europie, a w lidze też wyglądamy coraz lepiej. Uważam, że tę rundę zakończymy jeszcze dwoma zwycięstwami, niestety m. in. waszym kosztem. Koniec końców runda jesienna w naszym wykonaniu była dobra, natomiast jako kibic polecam krytycznie podchodzić do informacji podawanych w Internecie. Czasem spotykam się z opiniami, że ktoś nie pamięta tak słabego meczu, odkąd kibicuje Rakowowi – wtedy wiem, że nie mamy o czym rozmawiać, bo sam doskonale pamiętam ciężkie czasy w naszej całkiem niedawnej historii.
A co sądzisz o formie GieKSy?
Wydaje się, że ten sezon jest dla was cięższy niż poprzedni, w roli beniaminka. Z drugiej strony takie mecze jak pucharowy z Jagiellonią pokazują, że w waszej drużynie jest potencjał i gdybyś zapytał mnie o kandydatów do spadku, to nie wskazałbym w tym gronie GieKSy. Myślę, że te niegdyś „ulubione” przez was pozycje 8-12 w 1. lidze są teraz w waszym zasięgu, jeśli chodzi o Ekstraklasę. Natomiast z zachwytem obserwuję kibicowski boom na GieKSę, spowodowany m.in. nowym stadionem. Miałem okazję być w waszym sklepie „Blaszok”, który wygląda okazale, co chwilę przychodzili ludzie nie tylko na zakupy, ale też pogadać i zapytać o bieżące sprawy. Gdyby taki stadion jak wasz powstał w Częstochowie, to również byłby to dla nas impuls do kibicowskiego rozwoju.
Pytając o GKS w tym sezonie, przeważały opinie, że głównym powodem słabszej formy na początku sezonu był transfer Oskara Repki. Jak ten zawodnik odnalazł się pod Jasną Górą?
Pierwsze wejście Repki do zespołu było bardzo dobre. Z czasem nieco przygasł, być może z tego względu, że Marek Papszun wymaga więcej niż w większości innych klubów, nie tyle w kwestii samego zaangażowania na boisku, ale przede wszystkim całej otoczki. Była taka sytuacja po naszym meczu z Górnikiem, przegranym u siebie 0:1, który był chyba najsłabszy w całej rundzie: gra była fatalna i gdy po meczu trener nie przebierał w słowach, to mocno oberwało się m. in. Repce. Oskar wylądował na ławce i było to trudne zderzenie z rzeczywistością Marka Papszuna. Być może w GieKSie wyglądało to inaczej – po porażce trener reagował w inny sposób, jak przystało na beniaminka, natomiast w Rakowie wylicza się każdy błąd. Sam nie zwracam dużej uwagi na aspekty piłkarskie, ale czytałem opinie, że w ostatnim meczu ze Śląskiem Repka był jednym z naszych najsłabszych ogniw. Dla mnie jest to piłkarz z ogromnym potencjałem, pozostaje jednak pytanie, czy na dłuższą metę dopasuje się do naszego stylu gry. Z drugiej strony za chwilę w Rakowie będzie nowy trener, więc rola Repki też może się zmienić.
Jest też piłkarz, który kiedyś próbował podbić Częstochowę, a dziś nie wyobrażamy sobie bez niego GieKSy. Uważasz, że patrząc na obecną formę Bartosza Nowaka, odpuszczenie go przez Raków było błędem?
Przede wszystkim Bartek jest fajnym człowiekiem – otwartym, uśmiechniętym, radosnym. Widać, że gra sprawia mu przyjemność. Trudno uważać jego transfer za błąd. Kiedyś przygotowałem dla trenera statystykę zawodników, którzy nie sprawdzili się w Rakowie – większość wylądowała w 2. lub 3. lidze. Tacy jak Nowak są wyjątkami, ale nie znam dokładnie kulis jego odejścia – może sam na to nalegał, a może naciskał agent. Ja widziałbym Bartka w Rakowie, ale w tamtym czasie rywalizacja na jego pozycji była ogromna. Ponadto czasem po prostu tak jest, że w jednym klubie zawodnik gaśnie, a gdzie indziej, przy innym trenerze rozkwita i taki transfer okazuje się strzałem w dziesiątkę.
„Gdy pojawiła się informacja, że Papszun wraca, miałem mieszane uczucia, zastanawiając się, czy jest szansa po raz drugi napisać tę samą historię” – to twoje słowa z naszej poprzedniej rozmowy. Wszystko wskazuje na to, że twoje obawy były słuszne.
Mimo całego zamieszania, jakie od kilku tygodni trwa w Częstochowie, z Markiem Papszunem wciąż mam dobre relacje. Po jednym z ostatnich meczów porozmawiałem trochę dłużej z trenerem i poznałem jego punkt widzenia oraz odczucia co do obecnej sytuacji w klubie. Dlatego teraz, gdy spotykam się z innymi kibicami i słucham niepochlebnych opinii na temat trenera, to staram się tonować nastroje. Trener Papszun nie jest idealny ani bezbłędny, ale takie sprawy często mają drugie dno i nie inaczej jest w tym przypadku.
Po ewentualnym odejściu Marek Papszun zachowa status legendy?
Pod koniec jego pierwszej kadencji byłem wśród inicjatorów uroczystego pożegnania trenera w naszym kibicowskim lokalu, wręczyliśmy mu też piłkę z napisem „trener – legenda”. Żegnaliśmy go jak króla, tymczasem niedługo później on wrócił. To dowód na to, że zarząd nie był przygotowany na jego odejście, decydując się na Dawida Szwargę. Poza tym nastroje byłyby inne, gdyby w poprzednim sezonie Raków zdobył mistrzostwo. Nie każdemu pasuje praca z Markiem Papszunem, ale trzeba pamiętać, że w tym, co robi, jest profesjonalistą i nawet w sytuacji, gdy jedną nogą jest w Legii, to jego piłkarze wychodzą na boisko przygotowani i wygrywają kolejne mecze. Po pamiętnej konferencji wielu w to zwątpiło – pojawiły się głosy, że piłkarze będą grać przeciwko trenerowi. Z kolei po wysokich zwycięstwach z Rapidem i Arką ci sami ludzie mówili: wygrali, bo chcieli zrobić na złość Papszunowi. Można oszaleć…
Po deklaracji trenera o chęci trenowania Legii studziłeś na Twitterze gorące głowy częstochowskich kibiców. Jakie uczucia dominują – zawód czy zrozumienie?
Zdecydowanie negatywnie odebrano tę wypowiedź trenera, przede wszystkim co do miejsca i czasu. Natomiast ja patrzę na to w inny sposób. Owszem, trener mógł to rozegrać inaczej, ale z drugiej strony, gdyby tego nie zrobił, a niedługo później wypłynęłaby informacja o jego przejściu do Legii, to spotkałby się z zarzutem, że nas zdradził i ukrywał prawdę. Wszyscy wiemy, że Papszun jest Legionistą, warszawiakiem i prowadzenie stołecznych zawsze było jego marzeniem. W Częstochowie zrobił kawał dobrej roboty, dlatego nie widzę w jego słowach aż tak dużej sensacji, jak przedstawiają to media.
Kwestia „transferu” Papszuna do Legii jest już oficjalna?
Nie mam pojęcia. Oficjalne jest porozumienie Rakowa z Łukaszem Tomczykiem – trenerem Polonii Bytom. Było już wiele wersji rozwoju sytuacji, natomiast jeśli miałbym obstawiać, to moim zdaniem Papszun zostanie w Częstochowie do końca rundy (kilka godzin później taką informację podał Tomasz Włodarczyk w serwisie meczyki.pl – przyp. red.).
W ostatnich tygodniach forma zarówno Rakowa, jak i GKS-u wyraźnie poszła w górę. To, co jeszcze nas łączy, to lanie od ostatniego w tabeli Piasta Gliwice. Jak do tego doszło w Częstochowie?
Na ten temat nie powiem zbyt wiele, bo choć w ciągu ostatnich 18 sezonów opuściłem zaledwie siedem domowych meczów Rakowa, to właśnie z Piastem był jeden z nich. Ani go nie oglądałem, ani też nie analizowałem tej porażki. Po pierwsze, Daniel Myśliwiec jest dobrym trenerem i szybko odcisnął swoje piętno na drużynie, a po drugie liga jest mega wyrównana i nawet tak niskie miejsce w tabeli jak Piasta nie znaczy, że nie potrafią się odgryźć. Inna sprawa, że Rakowowi zawsze lepiej gra się z drużynami z czołówki – nie wiem, czy to kwestia motywacji, czy czegoś innego. Mimo że Piast zdobył 6 punktów z naszymi drużynami, to uważam, że w końcowym rozrachunku znajdzie się mimo wszystko w trójce spadkowiczów.
Jeśli natomiast chodzi o czołówkę ligi, to wielokrotnie podkreśla się w mediach postawę Jagiellonii, która dobrze prezentuje się we wszystkich rozgrywkach. Tymczasem Raków radzi sobie równie dobrze, o ile nie lepiej, bo w przeciwieństwie do Jagi nadal ma szansę na Puchar Polski. Cele na ten sezon pozostają niezmienne?
Zdecydowanie. Zarówno trener, jak i piłkarze zarabiają takie pieniądze, że nie ma innego celu jak mistrzostwo. Pochwały dla Jagiellonii przypominają mi laurki dla Rakowa przy okazji marszu z 1. ligi do Ekstraklasy – jak to wszystko było doskonale poukładane. Jaga wygląda nawet lepiej – ogromny stadion, odpowiednie zaplecze infrastrukturalne i kibicowskie. Z kolei Raków jest w Polsce wyśmiewany przede wszystkim za brak stadionu. Mieliśmy swoje pięć minut zachwytów w mediach, a teraz każdy gorszy moment jest dodatkowo rozdmuchiwany. Nic się jednak nie zmienia: zarówno mistrzostwo, jak i Puchar Polski są dla nas mega ważne. Do tego jak najdłuższa gra w Lidze Konferencji. Po to sztab liczy tylu ludzi, by odpowiednio przygotować zespół do wszystkich rozgrywek, a wyniki muszą przyjść. Tym bardziej że w Pucharze robi się powoli autostrada do finału.
Musicie tylko uważać, by nie utknąć na bramkach z napisem „GKS Katowice”, ale przy odpowiednim zrządzeniu losu być może jeszcze będzie okazja o tym porozmawiać. Tymczasem skupiacie się na lidze i rozgrywkach europejskich. Czujecie się już w Sosnowcu jak u siebie?
W żadnym wypadku. Nie było tak ani w Bełchatowie, ani teraz w Sosnowcu. Trzeba być wdzięcznym włodarzom obu miast, że Raków miał gdzie grać, ale nie da się czuć dobrze poza Częstochową. Niby to tylko 60 kilometrów, ale każdy mecz w Sosnowcu bardziej przypomina bliski wyjazd niż mecz u siebie. Ciężko przyciągnąć tłumy na takie mecze, szczególnie tych najmłodszych – w Częstochowie byłoby to dużo prostsze. Sam stadion jest kapitalny do oglądania meczu, natomiast u siebie będziemy tylko w Częstochowie, choć na ten moment jest to nierealne. I pewnie w ciągu najbliższych lat się to nie zmieni.
Mimo że spodziewam się odpowiedzi, to i tak zadam ci to samo pytanie, co ostatnio: co nowego dzieje się w sprawie stadionu dla Rakowa?
Odpowiadam tak samo: nic się nie dzieje. Jakieś rozmowy się toczą, ale dopóki nie zobaczymy łopat na terenie budowy, to nie uwierzymy w żadne obietnice. Nie da się ukryć, że blokuje to rozwój klubu i Marek Papszun musi czuć to samo. Za każdym razem słyszy od prezesa, że rozmowy z Miastem są w toku – po pięciu czy sześciu latach można mieć już tego dość.
W poprzednim sezonie typowałeś gładkie 3:0 dla Rakowa w Częstochowie, tymczasem mecz potoczył się zupełnie inaczej.
Rzeczywiście, mój typ się nie sprawdził i po meczu śmiałem się w duchu, co ze mnie za znawca. Moim zdaniem tym meczem przegraliśmy mistrzostwo Polski, więc po czasie zabolało podwójnie. Szczególnie nie lubię przegrywać z Legią, Widzewem czy Lechem, a tutaj przyszła porażka z beniaminkiem. Mówi się trudno, bo takie wpadki się zdarzają. Myślę, że w najbliższą niedzielę 3:0 dla nas już musi być. Raków jest w gazie, a GieKSa będzie delikatnie podmęczona pojedynkiem z Jagiellonią, który musiał was sporo kosztować. Raków też co prawda grał ze Śląskiem, ale moim zdaniem wyglądało to trochę tak, jakby grał na pół gwizdka. Dlatego forma fizyczna będzie działać na naszą korzyść.
Wiem, że byłeś na Nowej Bukowej w pierwszej kolejce tego sezonu. Jak wrażenia?
Jak wspominałem w naszej poprzedniej rozmowie, tylko raz miałem okazję być na starej Bukowej – załapałem się na ostatni wyjazd w ubiegłym roku. W tym sezonie wiedziałem, że z powodu narodzin dziecka będę musiał odpuścić część wyjazdów, dlatego ucieszyłem się, że do Katowic jechaliśmy na samym początku i zdążyłem się do was wybrać. Miałem podobne odczucia jak z meczu w Lublinie – imponujący stadion, wszyscy ubrani na żółto, mnóstwo ludzi i kapitalny doping. Wielokrotnie podkreślałem, że doping ekip ze Śląska, takich jak GieKSa czy Górnik, to ścisły top w Polsce. Co do samego meczu to nie powiem za wiele, bo nie należę do tych, którzy szczególnie skupiają się na analizie boiskowych wydarzeń, najważniejsze było zwycięstwo 1:0. Cały wyjazd wspominam więc bardzo dobrze, z wyjątkiem incydentu z rozpylonym gazem, który wprowadził trochę zamieszania.
Felietony Piłka nożna
Plusy i minusy po Rakowie
Po meczu z Rakowem można było odnieść wrażenie, że ktoś przewinął taśmę o kilka kolejek wstecz i z powrotem wrzucił GieKSę w tryb „mecz do ukłucia, ale nie do wygrania”. To nie był występ fatalny, ale zdecydowanie taki, który pozostawia po sobie uczucie niedosytu.
Kilka naprawdę obiecujących momentów w pierwszej połowie, trzy sytuacje, które aż prosiły się o lepsze ostatnie podanie lub dokładniejszy strzał, a jednocześnie za mało konsekwencji, by z Częstochowy wywieźć choćby punkt. Raków – drużyna w formie, w gazie, z szeroką kadrą – przycisnął po przerwie i to wystarczyło na jedno trafienie. Problem w tym, że my nie wykorzystaliśmy swoich szans wtedy, gdy mieliśmy ku temu przestrzeń. Zapraszam na plusy i minusy po meczu z Rakowem.
Plusy:
+ Pomysł na mecz w pierwszej połowie
Raków nie dominował od początku. GieKSa bardzo dobrze wyglądała w pressingu i w szybkim wyprowadzaniu piłki. Były momenty, w których to katowiczanie wyglądali dojrzalej – szczególnie do 30. minuty. Szkoda tylko, że z tego pomysłu nie udało się „wcisnąć” bramki.
+ Jędrych i Klemenz
W pierwszych 30 minutach GieKSa miała sytuacje… po stałych fragmentach i dobitkach właśnie środkowych obrońców. Jędrych dwa razy huknął z powietrza tak, że gdyby piłka zeszła, choć o pół metra, mielibyśmy kandydata do gola kolejki. Klemenz czyścił kluczowe akcje Rakowa – chociażby Makucha z 19. minuty. Solidny występ tej dwójki, szczególnie w pierwszej połowie.
Minusy:
– Niewykorzystane setki
To jest największy grzech tego meczu. Sytuacja 3 na 1 w 37. minucie – Zrel’ák mógł strzelić albo wystawić, a nie zrobił… niczego. W drugiej połowie Marković z pięciu metrów trafił w poprzeczkę, mając przed sobą pół bramki. W takim spotkaniu, jeśli masz 2-3 okazje, to musisz coś z nich zrobić, jeśli chcesz myśleć o wygranej.
– Statyczna reakcja przy straconej bramce
To był gol, którego można było uniknąć, bo sama akcja nie była wybitnie skomplikowana. Niestety Galan był spóźniony, a Brunes zupełnie niekryty. Raków przyspieszył w drugiej połowie, ale to nie był jakiś huragan – po prostu konsekwentna i cierpliwa gra.
– Głęboko i chaotycznie w drugiej połowie
Po 60. minucie w zasadzie przestaliśmy utrzymywać piłkę. Oderwane akcje, straty, chaos, brak wyjścia do pressingu. Raków to wykorzystał i zamknął GieKSę na długie minuty. Paradoksalnie – nie tworzyli sytuacji seryjnie, ale całkowicie przejęli inicjatywę. A my nie potrafiliśmy odpowiedzieć.
Podsumowanie:
GKS nie zagrał w Częstochowie meczu złego. Zagrał mecz… do wzięcia. I właśnie dlatego jest tyle rozczarowania.
To spotkanie nie zmienia obrazu całej jesieni. Wręcz przeciwnie – potwierdza, że ta drużyna gra dobrze. 6 zwycięstw w 7 ostatnich meczach przed Rakowem to nie przypadek. 20 punktów po jesieni w tak spłaszczonej tabeli to naprawdę solidny wynik. GieKSa po fatalnym starcie wróciła do ligi z jakością.
Ten mecz można było zremisować. Można było nawet wygrać. Nie udało się – ale też nie ma tu powodu, by bić na alarm. Przy takiej dyspozycji, jak z Motoru, Korony, Niecieczy, Jagiellonii, Pogoni czy w pierwszej połowie z Rakowem – GKS będzie punktował. Wiosna zacznie się praktycznie od zera, bo cała dolna połowa tabeli wciągnęła się w walkę o utrzymanie.
GieKSiarz
Piłka nożna
Widzew rywalem GieKSy
Dziś w siedzibie TVP Sport odbyło się losowanie ćwierćfinałów Pucharu Polski. GKS Katowice zmierzy się w tej fazie z Widzewem Łódź. Mecz odbędzie się w Katowicach, a 1/4 Pucharu Polski zaplanowano na 3-5 marca.
Widzew obecnie zajmuje 13. miejsce w Ekstraklasie, mając w dorobku 20 punktów, czyli tyle samo co GKS. Na 18 meczów piłkarzy Igora Jovicevića (a wcześniej Żelijko Sopića i Patryka Czubaka) składa się 6 zwycięstw, 2 remisy i 10 porażek (bramki 26-28). We wcześniejszych rundach Widzew wyeliminował trzy drużyny z ekstraklasy: Termalikę, Zagłębie Lubin i Pogoń Szczecin.
Zanim dojdzie do pojedynku pucharowego, obie drużyny zmierzą się w lidze (także w Katowicach), w kolejce, która odbędzie się 6-8 lutego.
Pozostałe pary tej fazy to:
Lech Poznań – Górnik Zabrze
Zawisza Bydgoszcz – Chojniczanka Chojnice
Avia Świdnik – Raków Częstochowa


Najnowsze komentarze