Dołącz do nas

Piłka nożna Prasówka

Media o meczu: Szok przy Bukowej! GieKSa dostała lanie od lidera

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Zapraszamy do przeczytania fragmentów doniesień mediów na temat wczorajszego meczu GKS Katowice – ŁKS Łódź.

 

sportowefakty.wp.pl – Wiadomo, kto zimuje jako lider Fortuna I ligi. Efektowny finisz
ŁKS Łódź stanął na wysokości zadania i wysoko pokonał 5:1 GKS Katowice. Dzięki temu podopieczni Kazimierza Moskala spędzą przerwę mundialową na pierwszym miejscu w tabeli.
[…] Los zimowania na pierwszej lokacie miała w swoich rękach, choć zadanie wydawało się niełatwe. ŁKS potrzebował zwycięstwa z byłym klubem swojego szkoleniowca GKS-em Katowice. Drużyna z województwa śląskiego poniosła od początku sezonu do piątku tylko dwie porażki przy Bukowej i jedna z nich była w lidze.
ŁKS poradził sobie znakomicie i efektownie zwyciężył 5:1. Łodzianie już w 3. minucie prowadzili dzięki strzałowi Mateusza Kowalczyka, a najskuteczniejszym piłkarzem pierwszej połowy był autor dubletu Stipe Jurić. Jako że przed przerwą do bramki przymierzył jeszcze Bartosz Szeliga, to zrobiło się 4:0. GKS odpowiedział dopiero na piątego gola Michała Trąbki – trafieniem honorowym Jakuba Araka.

 

sportdziennik.com – 1:5 przy Bukowej! GieKSa rozbita przez lidera
Przez całą ligową jesień GKS Katowice stracił dotąd przy Bukowej 6 goli. ŁKS w 52 minuty wbił mu aż 5.
Napastnik GieKSy Jakub Arak stwierdził przed tygodniem: „Od meczu z ŁKS-em w sporej mierze zależy, jak będziemy oceniani za całą tę jesień”. Nawet w najczarniejszych snach nie mógł przypuszczać, że tuż po najwyższej w sezonie wygranej (3:0 z Chojniczanką) przyjdzie najwyższa w sezonie porażka, a lider z Łodzi w niespełna godzinę wrzuci katowiczanom niemal tyle bramek (5), ile stracili wcześniej u siebie przez całe ligowe półrocze (6).
Nie wiemy, jak potoczy się piłkarska droga Patryka Kukulskiego, ale jeśli osiągnie choćby przyzwoity ligowy poziom, pierwsze akapity tekstów sylwetkowych o nim będą pisały się same. 18-letni bramkarz debiutował wczoraj na zapleczu ekstraklasy i – że tak powtórzymy się – takiego debiutu nie wyśniłby sobie nawet w koszmarach. Już pierwsza jego interwencja, po strzale Bartosza Szeligi, zakończyła się dobitką z bliska Mateusza Kowalczyka. Była 3. minuta… Kukulski, ściągnięty do Katowic z Piotrkowa Trybunalskiego, wskoczył tego wieczoru między słupki, bo kontuzje wyłączyły Patryka Szczukę i Dawida Kudłę. Ten drugi, podstawowy bramkarz GKS-u, zasiadł na ławce rezerwowych i wedle naszej wiedzy mógł wystąpić na własne ryzyko, co groziłoby pogłębieniem urazu i długą przerwą.
Młodemu debiutantowi w bramce nie pomagali koledzy. Zespół mający dotąd najlepszą w pierwszej lidze defensywę (13 straconych goli) sam napędzał lidera. Proste straty Rafała Figla czy Oskara Repki (wprowadzonego w drugiej połowie) kosztowały najwyższą cenę, czyli utratę goli. ŁKS z łatwością przerzucał katowicką obronę, wskutek czego Stipe Jurić jechał sam od połowy i w sytuacjach sam na sam z bezradnym Kukulskim korygował wynik na 2:0 i 4:0. Bośniak z chorwackim paszportem stał się liderem zespołu pod nieobecność pauzującego za kartki Pirulo. No właśnie – ŁKS rozbił GieKSę mimo braku swej największej gwiazdy. A komplementując Juricia mówimy nie tylko o golach; to jego odbiór zapoczątkował akcję na 0:1. Po stracie czwartej bramki niektórzy kibice zaczęli opuszczać trybuny, a przecież trwała jeszcze pierwsza połowa. Potem były też okrzyki „k… mać, GieKSa grać”, ironiczne „ole” czy równie ironiczne brawa po interwencjach Kukulskiego.
Taki to smutny obraz tej udanej w gruncie rzeczy jesieni dla drużyny GKS-u, która usadowiła się w peletonie zespołów grających o ekstraklasę, a przynajmniej baraże o awans. Całkiem udanej jesieni dla drużyny – ale z racji kibicowskiego bojkotu przeciwko prezesowi Markowi Szczerbowskiemu nieudanej dla społeczności, podczas której trybuny świeciły pustkami. W piątkowy wieczór uszy nie słyszały za bardzo narodowego hymnu, który z racji święta poprzedził pierwszy gwizdek. Oczy widziały kibiców GKS-u znajdujących się za płotem i machającymi biało-czerwonymi flagami, ale przede wszystkim pusty „Blaszok”.
W przerwie trener Rafał Górak dokonał aż 3 zmian, po upływie niespełna 20 minut II połowy – kolejnych dwóch. Przez ten czas GKS zdążył stracić bramkę na 0:5 – strata Repki, ładny strzał w dolny róg Michała Trąbki (rodowity rudzianin dorzucił gola do wcześniejszej asysty przy trafieniu Szeligi), ale też uratować honor za sprawą Jakuba Araka, który trafiając pod poprzeczkę zapisał na swoim koncie gola już nr 5, licząc od początku października. Łodzianie dokonywali roszad z myślą o Pro Junior System, w ich szeregach mecz kończyło aż pięciu młodzieżowców. To więcej niż zagrało w zespole z Bukowej przez całą jesień.
Poprzedni sezon GieKSa kończyła gładkim domowym zwycięstwem 2:0 z ŁKS-em. Obecny sezon zaczynała gładką wygraną w Łodzi 2:0. Pamiętając tamte mecze, można było złapać się za głowę, jak kolosalną metamorfozę przeszedł pod ręką pamiętanego w Katowicach trenera Kazimierza Moskala aktualny lider tabeli i zespół, który z tym mianem spędzi całą 3-miesięczną przerwę zimową. Katowiczanie zapewne wypadną z szóstki. Choć będą ją mieli na wyciągnięcie ręki, to niesmak po najwyższej porażce zanotowanej przy Bukowej pod wodzą Rafała Góraka jeszcze trochę będzie im towarzyszył (a poprzednio 5 goli stracili u siebie z Zagłębiem Lubin w kwietniu 2015, skończyło się dymisją trenea Artura Skowronka). Chciałoby się rzec: jaka atmosfera wokół klubu przez całą jesień – taki i jej koniec.

 

polsatsport.pl – Deklasacja w hicie Fortuna 1 Ligi! ŁKS Łódź pozostanie liderem do lutego
[…] ŁKS bardzo dobrze rozpoczął spotkanie. Już w trzeciej minucie goście wyprowadzili skuteczny kontratak, który strzałem finalizował Bartosz Szeliga. Bramkarz gospodarzy zdołał odbić piłkę, ale wobec dobitki Mateusza Kowalczyka był już bezradny. 18-latek zachował chłodną głowę i z bliska posłał piłkę do siatki. To była dopiero zapowiedź tego, co miało się wydarzyć w ten wieczór w Katowicach.
Łodzianie poszli bowiem za ciosem i pół godziny później było już 2:0. Tym razem na listę strzelców wpisał się Stipe Jurić. Bośniak otrzymał prostopadłe podanie, po którym znalazł się sam na sam z Patrykiem Kukulskim. Napastnik ŁKS-u był bezlitosny i podwyższył prowadzenie. W 39. minucie zrobiło się 3:0 za sprawą Bartosza Szeligi. Dublet w doliczonym czasie pierwszej połowy ustrzelił z kolei Jurić. Do przerwy było 4:0.
Po zmianie stron goście kontynuowali swój koncert. Już w 52. minucie Michał Trąbka zdobył kolejną bramkę, podwyższając wynik na 5:0. Katowiczan stać było jedynie na trafienie honorowe. W 60. minucie Jakub Arak wykorzystał niepewną interwencję Aleksandra Bobka i umieścił piłkę w siatce.

 

dziennikzachodni.pl – Szok przy Bukowej! GieKSa dostała lanie od lidera. Debiutant w bramce miał ciężki wieczór
[…] W ostatniej kolejce w tym roku w Fortuna 1. Lidze zespoły rozpoczęły rundę rewanżową. GKS Katowice podejmował ŁKS, z którym w lipcu wygrał w Łodzi 2:0.
GieKSa w poprzedniej kolejce odprawiła Chojniczankę Chojnice 3:0 i chciała z dobrej strony pokazać się na tle lidera. Piłkarze trenera Rafała Góraka znów jednak nie mogli liczyć na głośny doping z „Blaszoka”, bo najbardziej zagorzali fani bojkotują domowe mecze ze względu na konflikt z prezesem klubu Markiem Szczerbowskim. Kibice, jak zwykle, przyszli przed stadion i z okazji święta 11 listopada wzięli ze sobą biało-czerwone flagi. Przed meczem mieliśmy hymn Polski, a piłkarze wyszli z biało-czerwonymi opaskami na rękawkach koszulek.
Ze względu na urazy Dawida Kudły (problem z kolanem) i Patryka Szczuki w bramce GKS-u stanął debiutant 18-letni Patryk Kukulski, który już w 3. minucie wyciągał piłkę z siatki. ŁKS przejął piłkę na swojej połowie (stracił ją Rafał Figiel) i wyprowadził szybki atak. Kukulski sparował piłkę po strzale Bartosza Szeligi, a Mateusz Kowalczyk dobił do pustej bramki.
Gospodarze chcieli szybko wyrównać i trzy minuty później byli bliscy celu. Na strzał zdecydował się Dominik Kościelniak, a piłka po rykoszecie od Marcina Urynowicza przeleciała tuż koło słupka tuż koło słupka. GieKSa zmuszona do ataku pozycyjnego próbowała coś wskórać i w 33. minucie znów nadziała się na kontrę. Stipe Jurić pobiegł samotnie na bramkę, minął Kukulskiego i kopnął piłkę do siatki. ŁKS sześć minut później zadał trzeci cios. Dośrodkował Michał Trąbka, a Szeliga głową z bliska trafił do bramki.
Katowiczanie byli w szoku, ale wkrótce zebrali się jeszcze do walki. Groźnie główkował Grzegorz Janiszewski i Aleksander Bobek musiał się wyciągnąć, aby przerzucić piłkę nad poprzeczką (42. minuta). Po rzucie rożnym w polu karnym goście jakimś cudem uniknęli straty gola. W 45. minucie znów po stracie GKS-u i kontrze sytuację sam na sam z bramkarzem wykorzystał Stipe Jurić. Do przerwy było 4:0 dla lidera!
Trener Rafał Górak w przerwie dokonał trzech zmian. Szybko zmienił się też wynik, bo… ŁKS zadał piąty cios. Michał Trąbka zabawił się z Bartoszem Jaroszkiem i strzelił w dalszy róg. Nieliczni kibice na trybunach stracili cierpliwość i krzyknęli „K… mać, GieKSa grać!”. Gospodarze potrzebowali godziny, aby trafić do bramki lidera. Adrian Błąd podał w pole bramkowe, tam piłkę wyłuskał Jakub Arak i strzelił obok bramkarza. GKS chciał zatrzeć fatalne wrażenie. W 64. minucie Błąd strzelił z 16 metrów i Bobek nie bez trudu odbił piłkę. W 86. minucie z pięciu metrów główkował Arak, ale wprost w bramkarza.

 

lksfans.pl – Pogrom na zamknięcie roku. GKS Katowice – ŁKS Łódź 1:5
[…] Od pierwszej minuty przewagę łapali jednak gospodarze. ŁKS zepchnięty został do defensywy, a katowiczanie wyprowadzali coraz śmielsze ataki. Żaden z nich nie okazał się jednak groźny.
Konkrety w swojej pierwszej akcji pokazali za to „Rycerze Wiosny”. Po wyłuskaniu piłki w środku pola, ta trafiła pod nogi Bartosza Szeligi. Skrzydłowy ŁKS-u zdecydował się podprowadzić ją w pole karne i oddać kąśliwy strzał. Kukulski zdołał odbić futbolówkę, jednak ta wpadła pod nogi Mateusza Kowalczyka. Młodzieżowiec nie mógł się w tej sytuacji pomylić i już w 3 minucie dał ełkaesiakom prowadzenie!
Otworzenie wyniku nie zmieniło obrazu gry. Łodzianie wciąż budowali akcje od tyłu, tłumiąc ofensywne zapędy gospodarzy.
Po nieco ponad półgodzinie gry ŁKS prowadził już 2:0. Znakomite podanie sprzed pola karnego autorstwa Władysława Ochronczuka uruchomiło wybiegającego na wole pole Stipe Juricia. Bośniak z chorwackim paszportem popędził z piłką na bramkę, wyłożył jeszcze golkipera i zdobył bramkę w trzecim meczu z rzędu!
Ale na tym „Rycerze Wiosny” nie zamierzali poprzestać. Kolejne akcje były coraz konkretniejsze i tak w 40 minucie na tablicy wyników zaświeciło się już 0:3. Wrzutkę Michała Trąbki ze skrzydła znalazła drogę do głowy Bartosza Szeligi, a ten bez większych problemów wpakował piłkę do siatki.
Mało? W doliczonym czasie gry do pierwszej połowy bliźniacza akcja jak przy drugiej bramce dała podwyższenie wyniku. Znów asystę zanotował Ochronczuk, a bramkarza pokonał Jurić.
Co działo się na boisku dalej? Łódzki walec wciąż jechał i nie zbaczał na rywali. W 52 minucie Michał Trąbka wyłuskał piłkę rywalowi, przebiegł z nią na skraj pola karnego i precyzyjnym strzałem po długim słupku podwyższył prowadzenie.
Gospodarze nie złożyli jednak broni i wciąż próbowali znaleźć drogę do bramki ŁKS-u. Po godzinie gry zamieszanie w polu karnym wykorzystał Jakub Arak, który pokonał Aleksandra Bobka.
I ta bramka nieco ożywiła mecz. Piłka w każdej kolejnej akcji wędrowała spod pola karnego pod pole karne. Obie drużyny stwarzały swoje sytuacje i nawet GKS był coraz konkretniejszy.
Aż do zakończenia meczu bramki już nie padły. Sytuacje miały oba zespoły, ale nikt nie zdołał znaleźć drogi do siatki. Dla ŁKS-u to jednak dobre informacje, bo to lider odniósł w Katowicach pewne zwycięstwo!

 

expressilustrowany.pl – GKS Katowice – ŁKS 1:5. Tak się bawi lider pierwszej ligi
W spotkaniu osiemnastej kolejki piłkarskiej I ligi ŁKS wygrał 5:1 w Katowicach z miejscowym GKS. Tym samym łodzianie wzięli skuteczny, ale też srogi rewanż za porażkę w inauguracyjnym spotkaniu tego sezonu, kiedy to przy al. Unii triumfowali piłkarze „Gieksy”.
[…] Teraz bez wątpienia rozmowy fanów ŁKS o powrocie drużyny z al. Unii do ekstraklasy są jak najbardziej uzasadnione.
To było piąte z rzędu zwycięstwo podopiecznych trenera Kazimierza Moskala i dziesiąty mecz bez porażki w tym sezonie.
Jeszcze przed tym meczem GKS mógł się szczycić najlepszą defensywą w pierwszej lidze. Jednak tylko do momentu, kiedy do akcji wkroczyli ełkaesiacy. Łodzianie już do przerwy zaaplikowali gospodarzom cztery bramki i od tego momentu to właśnie Rycerze Wiosny mogli się szczyć najskuteczniejszą defensywą w tych rozgrywkach!
Ełkaesiacy zaimponowali w pierwszej części spotkania. Przy dwóch pierwszych golach bezwzględnie wykorzystali szkolne błędy Figla.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!


7 komentarzy
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

7 komentarzy

  1. Avatar photo

    Irishman

    12 listopada 2022 at 08:04

    GieKSa, od początku swojego istnienia poniosła w tylko dwie wyższe porażki u siebie -11 lat temu z Podbeskidziem i 7 lat temu z Zagłębiem Lubin. Poza tym tylko jedną taką samą – 21 lat temu z Wisłą Kraków.
    Oprócz tego mamy na trybunach „rzesze kibiców” i kibiców świętujących Święto Niepodległości za płotem obok parkingu, co skutkuje, że jeśli chodzi o frekwencję jest ona rekordowo niska i tego „rekordu” już nie da się pobić….. chyba, że UM nadal będzie czekał, aż kibice „odetną się od Widzewa”.

    Takie oto mamy smutne podsumowanie roku 2022 w GieKSie.

    • Avatar photo

      Witek

      12 listopada 2022 at 13:18

      Z TSP to była mega siara. Jacek rzucał rękawicami. Zagłębie, razem z Termaliką i Wisłą P. było w tym sezonie max dominatorem/ami. Ale to co wczoraj się odbyło… !?1?

  2. Avatar photo

    Kato

    12 listopada 2022 at 08:44

    Za dwa/trzy lata próba awansu.
    A jak tak dalej będzie wyglądał nierozwiązywalny konflikt, to możliwy czarny scenariusz spadku i wstrzymanie budowy stadionu. Bo koszty itd.
    Widać Panie i hokej do przodu a piłka to tak na środek tabeli.

  3. Avatar photo

    Kamel

    12 listopada 2022 at 13:53

    Irischmann – doma momy do komplytu 0:5 od Legii 1996,0:7 we Lubin 2004 a 2:7 Stettin 1987.idzie postowic pytonie no co polsko fana abo hymny no Slonskim stadionie,ale we noszym(?)klubie momy tyla juz patologii,niykompetencji a kurestwa co hyba richtig idzie poleku pedziec – „sam es juz polska”.sportowo-niy miylimy ani niy momy „defensywa”bo we fussballu niy mo czegos tokiygo,robilimy punkty bo ta liga es daremno,80 prozent „profi”klubuw mo problym coby wciypnonc tor!styknou trocha ino lepszy klub a momy srobiony szpagatt.we tyj formy powinnimy leciec z ligi no ryj,gorszo es ino skra.

  4. Avatar photo

    tombotleg

    12 listopada 2022 at 14:37

    6 plac /na teraz/ zrobiony, z powiedzmy sobie szczerze średnią drużynką a ty pier** że są gorsi od Skry?, rozpedz się dobrze i jebnij w ściana może pomoże, czemu u nas zawsze jest od skrajności w skrajność?, to nie jest ekipa ani na awans ani na spadek co tu można dodać?, a btw dla kogo oni mieli wczoraj grać?, dostosowali sie do ogólnego klimatu chujozy i wcale IM się nie dziwie.

  5. Avatar photo

    Kamel

    12 listopada 2022 at 17:16

    tombotleg – wszysko co pierdola es aktualne,2003 tak srobiylimy 3 platz we 1 ligi,30 spieluw-3pora toruw,wszyscy podhajcowoni hoby pedofile we smyku,zufall do maximum-co juz we kolyjnym sezonie bouo widoc.fussball es sport ofensywny-klub co niy strzelo tory es daremny.profesjonolno liga ze statystykom 2,5 tora no spiel es daremno.niy sommy gorsi od skra-ino skra es gorszo hoby my.kwestio atmosfery-trybuny som-gwiasdorki niy wygrywojom bo sie stresujom,trybun niy mo-niy wygrywojom bo niy mo atmosfera.to momy profesjonolny klub abo klub dlo bab od kuchni-wszyscy kurwa delikatni,periody sie im synchronisujom.

  6. Avatar photo

    Kato

    12 listopada 2022 at 18:37

    Stopniowy progres obliczony jest na 2 lata. Dyrektor przyjdzie z informacją że celem jest awans i wtedy widzimy się wszyscy na nowym stadionie. Chyba że będzie zmiana bo bardzo źle się ogólnie dzieje i znowu do drugiej ligi … I od nowa.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kibice Piłka nożna

Arka Gdynia kibicowsko

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Fani Arki Gdynia są weteranami polskich trybun. Mogą pochwalić się zorganizowanym ruchem kibicowskim już w połowie lat 70. Kiedy w wielu polskich miastach nie istniał nawet zalążek kibicowania, to Arkowcy na początku lat 80. ściągali kibiców do Gdyni na Zjazd Klubów Kibica. Na początku lat 80. słynna „Górka” dopingowała już swoich zawodników. Wejście na legendarną trybunę było od strony lasu, w tyle Bałtyk – klimat nie do powtórzenia w dzisiejszych czasach. Później Arka przeniosła się w miejsce, w którym swój stadion miał Bałtyk Gdynia. Natomiast na Górce co roku spotykają się pokolenia fanów MZKS-u. 

Liczba zgód Arki jest ogromna. Ich najstarsza przyjaźń, która przetrwała do dziś, to Polonia Bytom (1974 rok). Inne bardzo stare zgody Arkowców to Zaglębie Lubin (1983), Cracovia (1988) czy Gwardia Koszalin (1989). W 1996 roku związali się sztamą z Lechem Poznań, co równolegle utworzyło tzw. Wielką Triadę. Najmłodsza przyjaźń to KSZO Ostrowiec Świętokrzyski (2004), choć z perspektywy czasu to już stara zgoda – ma przecież 21 lat. Arkowcy mają pod sobą również fan cluby, które działają prężnie pod skrzydłami Arki. Są to Gryf Wejherowo, Kaszubia Kościerzyna i Orkan Rumia.

W przypadku kibiców Gryfa warto na chwilę się zatrzymać. Jeszcze w 2004 roku dla naszego magazynu „Bukowa”, zaprezentowali się jako… kibice GieKSy. Obecnie działają już na innej płaszczyźnie, tworząc „sportowy” skład, dzięki któremu dorobili się zgody z Gwardi. Mimo tego, że Gwardia jest sztamą Arki, to wciąż są postrzegani jako fan club, ale czasy się zmieniają i coraz częsciej mówi się po prostu „rodzina”.

W pewnym okresie Arka posiadała tak wiele zgód równolegle, że powstała flaga „Arka Przymierza”, ale nie wszystkie relacje przetrwały próbę czasu. W przypadku Górnika Wałbrzych czy Polonii Warszawa to były również bardzo stare przyjaźnie.

Mieli również epizod jednej zagranicznej zgody, jakim było związanie się ze słynnym Olimpique Marsylia, co na tamte czasy (choć zapewne i w obecnych) było czymś głośnym.

Arka, oprócz wczesnego zapoczątkowania swojego kibicowskiego rzemiosła na trybunach, była również od samego początku organizatorem Zjazdów Klubu Kibica. Dbano na nich o swoich gości, a spotkanie nie kończyło się na wymianie pamiątek klubowych. Fani Arki zabierali przyjezdnych nad Morze Bałtyckie, pokazywali marynarkę wojenną czy udawali się pod pomnik Westerplatte.

Na początku 1995 roku Arka była inicjatorem turnieju kibiców, na którym utworzony został pakt na reprezentację. Ustalono wtedy:

„1. Na meczach reprezentacji następuje rozejm pomiędzy zwaśnionymi kibicami poszczególnych klubów. Dotyczy to zarówno spotkań wyjazdowych, jak i rozgrywanych w kraju.
2. Ustalenie to dotyczy również tras dojazdowych.
3. Na spotkaniach wyjazdowych z uwagi na ograniczoną ilość miejsca, fajni jednego klubu będą mieli prawo do wywieszania tylko jednej flagi.
4. Zaprzestaje się niszczenia pozostających na parkingach pojazdów fanów innych drużyn.
5. Kibice klubów, które nie zechcą zastosować się do powyższych ustaleń będą traktowani „po staremu” przez wszystkie umawiające się strony aż do chwili przyjęcia tych zasad.
6. Zebrani i uchwalający powyższe ustalenia zdają sobie sprawę, że podczas spotkań wyjazdowych reprezentacji ze ścisłym przestrzeganiem ustalonych reguł nie będzie kłopotów, choćby dlatego, że umawiający stanowią znaczny procent polskiej publiczności na trybunach. Z pewnością ustalenia te spotkają się z oporem w czasie rozgrywania meczów na terenie kraju, lecz będą one konsekwentnie wdrażane w życie.
7. Konflikt pomiędzy fanatykami Pogoni Szczecin i Cracovii zostanie uregulowany przez obie zainteresowane grupy bez wtrącania się szalikowców innych zespołów.
8. Wszystkie powyższe ustalenia dotyczą spotkań reprezentacji narodowej. W spotkaniach drużyn ligowych zachowanie kibiców nie ulegnie zmianie.”

Pakt nie przetrwał próby czasu, bo dojeżdżanie na kadrze cały czas trwało i co chwilę pojawiały się wzajemne zarzuty. Na meczach kadry działo się naprawdę wiele i Arka, zanim jeszcze przystąpiła do paktu i Wielkiej Triady, naprawdę tam namieszała, czym zyskała uznanie w całej Polsce. Ich fenomen polegał na tym, że jechali na mecz reprezentacji do Chorzowa lub Zabrza, i mimo odległości potrafili się znakomicie pokazać i zlać wiele ekip. Na meczu z Rumunią pojechało 300 osób do bicia, a ich flaga „Ultras Arka” wisiała obok naszej barwówki. Nie inaczej było na wyjazdach kadry. Później Polska rozgrywała mecze na stadionie Legii Warszawa i tam również wyjaśniano swoje waśnie, mając mocno na pieńku z Legią i Zagłębiem Sosnowic. Arka miała ten „problem”, że grając na poziomie obecnej drugiej ligi (trzecim poziom rozgrywkowy), nie miała za wiele możliwości do spotkań z ekipami z wyższych lig. Mecze reprezentacji stały się dla nich miejscem, gdzie mogli wyjaśniać swoje sprawy ze znienawidzonymi ekipami, między innymi Legią czy Śląskiem Wrocław.

W 1997 roku Polska grała w Ostravie. Na ten mecz wiele ekip ostrzyło sobie i coraz więcej z nich chciało trafić legendarną Arkę. Wyjątkowo ciśnienie miało na nich Zagłębie Sosnowiec, które stoczyło tam starcie z Arką&Lechem oraz nami. O nas było wyjątkowo głośno tego dnia. Nie było wówczas Internetu i szybkiego rozpowszechniania wieści, jakie mamy obecnie. Pod koniec 1996 roku powstała pierwsza międzynarodowa zgoda – GieKSy i Banika. W marcu na meczu Czechy – Polska ekipa GieKSy, która przyjechała w 80 głów, zasiadła wspólnie z Banikiem na jednym sektorze wywieszając flagę „GKS Katowice”. Dzięki temu pozostałe ekipy z naszego kraju dowiedziały się o nowej sztamie.

Co do naszej styczności z kibicami Arki, to była ona bardzo słaba. W połowie lat 80. przez zgodę z Górnikiem Zabrze, mieliśmy chwilową sztamę z Arkowcami, ale była to bardzo krótka relacja. Arka z Górnikiem do połowy lat 90. miała bardzo dobre relacje – w młynie MZKS-u przewijały się szale Górnika, a znana flaga „Hooligans From Arka” wisiała na Roosevelta. Na początku lat 90., kiedy Arkowcy przyjeżdżali do Tychów, Rydułtowy czy Wodzisławia Śląskiego, to właśnie KSG dawało wsparcie Arce. Wszystko zakończył miraż „Śląskiej siły”, czyli utworzenie zgody Górnika z Ruchem Chorzów na mecz kadry. Arka ostro na nim dymiła, co w Bytomiu przyjęto z ogromnym entuzjazmem.

Z Arką graliśmy wiele spotkań ze sobą w latach 70., ale świadomie (mimo przecinania się na meczach kadry w latach 90.), trafiliśmy ich w Pucharze Polski jesienią 1995 roku. Na 1/16 rozgrywek wyruszyło 8 fanatyków GieKSy, ale zostali rozkminieni i obici. Arka doceniła jednak ich poświęcenie i dała możliwość obejrzenia meczu. Gospodarze niespodziewanie wyeliminowali GKS i w następnej rundzie zagrali właśnie z Górnikiem Zabrze, na którym definitywnie zakończyła się zgoda MZKS i KSG.

Po 8 latach ponownie zagraliśmy z Arkowcami i znowu w Pucharze Polski. Jednak wtedy jechaliśmy już jako inna ekipa, która zaczynała budować swoją pozycję na Górnym Śląsku, słynąca z zaliczenia wszystkich wyjazdów. Przez renomę, jaką wówczas miała Arka, ciśnienie na wyjazd było potężne. We wrześniu 2003 roku do Gdyni pojechało 361 głów, co na środę było fenomenalnym wynikiem. Mało tego i dla porównania – w całym sezonie 2003/2004 naszym najlepszym wyjazdem był… Górnik Zabrze w 270 głów. To tylko pokazuje jaką rangę miał wyjazd Gdyni i to mimo meczu w środku tygodnia. Było o nas głośno na tym wyjeździe i to nie tylko przez liczbę. Wszystko za sprawą sytuacji po meczu rozgrywanym kilka dni wcześniej w Łęcznej, na którym nie mogliśmy się pojawić przez remont sektora gości. Piłkarze po laniu 1:4 zastali na parkingu klubowym komitet powitalny chuliganów. Wypłacono kilka strzałów, a TVN zrobił z tego ogólnopolską aferę. Ich dziennikarze dotarli do Gdyni, prosząc o wypowiedź do kamery, ale zostali z niczym. GKS wygrał 1:0 i awansował dalej.

W sezonie 2007/2008 spotkaliśmy się w pierwszej lidze. Wyjazd mimo środy cieszył się u nas sporym zainteresowaniem i do Trójmiasta wybrało się 334 fanatyków, w tym 13 Banik Ostrava. Rekordu sprzed 4 lat nie udało się pobić, ale Arkowcy chwalili nas za liczbę (to była środa), jak i całą prezentację. Piłkarze przegrali 2:3.

Wiosną 2008 graliśmy u siebie. W marcu niestety, podczas powrotu ze Stalowej Woli, miały miejsce w wydarzenia znane później jako „Mydlniki”. To właśnie na krakowskiej stacji kolejowej zostaliśmy skatowani przez policję, a kilkadziesiąt osób zostało aresztowanych na kilka miesięcy. Na wielu stadionach wisiały wtedy transparenty „Stop policyjnej prowokacji”. Nie inaczej było w sektorze gości, a kibice Arki zrobili zrzutkę we własnym gronie i przekazali nam pieniądze na pomoc prawną. Tego dnia zawitali w rekordowe 1000 głów, w tym 340 Polonia Bytom, co do dzisiaj jest ich najlepszą liczbą wyjazdową w Katowicach. Po meczu zgody się rozdzieliły  – Arka pomaszerowała na Stadion Śląski wspierać Lecha Poznań, który grał z Ruchem (wówczas też wynajmowali ten stadion). Piłkarze wygrali 3:2.

Kolejne nasze spotkanie to sezon 2011/2012. Te mecze odbyły się jedynie na murawie. Na Bukowej graliśmy w październiku 2011 roku, ale przez wyłączoną Trybunę Północną nie mogliśmy przyjmować kibiców gości i spotkania na Bukowej zaczynały tracić na wartości. Arki zabrakło, a na murawie dostaliśmy nudne 0:0.

W maju 2012 roku graliśmy w Gdyni, ale mecz nie miał charakteru święta na trybunach. Arka od dłuższego czasu walczyła z zarządem o dobro klubu (podobny scenariusz co my z Markiem Szczerbowskim), więc cały zorganizowany ruch kibicowski na Arce zawiesił działalność. GieKSiarze uszanowali sytuację Arki i nie pojechali do Trójmiasta. Na murawie było 1:1.

W październiku 2012 roku graliśmy ponownie w Gdyni. Początkowo mieliśmy informację, że sektor gości będzie zamknięty (Arka zakończyła bojkot, wróciła na trybuny), ale chwilę przed meczem okazało się, że zostaniemy wpuszczeni. Przełożyło się to na naszą liczbę – do Gdyni pojechało 140 fanatyków GieKSy, w tym 33 Górnik Zabrze i 3 JKS Jarosław. GieKSa niespodziewanie wygrała 2:1.

W maju 2013 roku ponownie zabrakło fanów Arki. Tym razem mieli zakaz wyjazdowy, a 3 przedstawicieli zasiadło gościnnie na naszych sektorach. Ultras GieKSa świętowała 10-lecie działalności i zaprezentowała oprawę: „Wszyscy jedziemy na wózku wspólnym, reprezentujemy GieKSę to powód do dumy”, z użyciem flag z nazwami dzielnic i fan clubów. GieKSa niestety przegrała 1:2.

Jesienią 2013 roku ponownie podejmowaliśmy Arkę. Goście mogli wreszcie przyjechać do Katowic. Środowy termin sprawił, że na stadionie pojawiło się tylko 2200 widzów. W tej liczbie było 220 kibiców gości, z czego 150 stanowiła Polonia Bytom. GKS wygrał 2:0.

Wiosną 2014 graliśmy z Arką na wyjeździe. Sobotni termin sprawił, że pobiliśmy nasz rekord wyjazdowy do Gdyni – pojawiliśmy się liczbie 425 osób, w tym 44 fanów Górnika Zabrze. Arkowcy świętowali tego dnia 40-lecie zgody z Polonią. Piłkarze gospodarzy zlali naszych 3:0.

W listopadzie 2014 roku graliśmy ponownie w Gdyni, ale po awanturze z GKS-em Tychy PZPN przywalił nam półroczny zakaz wyjazdowy, więc zabrakło nas nad Bałtykiem. Arka wygrała 2:1.

Z Arką kończyliśmy sezon 2014/2015, Na mecz przyszło 1900 fanatyków, z czego 100 Arkowców. Po problemach z ochroną, która nie pozwoliła wnieść płótna Pasów „Jude Gang” doszło kłótni i goście opuścili przedwcześnie stadion. Na murawie nudne 0:0.

Chwilę po rozpoczęciu ligi w sezonie 2015/2016 graliśmy w sierpniu w Gdyni, ale wciąż wiszący na nas zakaz wyjazdowy sprawił, że zabrakło tam kibiców GieKSy. GKS przegrała 0:1.

W marcu 2016 roku na inaugurację rundy wiosennej zmierzyliśmy z Arką. Do tego po blisko pół roku mogliśmy wrócić na Blaszok (awantura z Zagłębiem Sosnowiec), więc głód dopingu był ogromny. Ultras GieKSa stworzyła ogromną sektorówkę „GieKSiarze – Zawsze Wierni”, która była nawiązaniem do repliki flagi, mającej swój debiut na tym meczu. Arkowcy przyjechali w komplecie, wykorzystując pulę 409 biletów. W tej liczbie tradycyjnie znalazła się Polonia Bytom, tym razem w 100 osób. Arka wygrała pewnie 2:0 i ostatecznie zameldowała się w Ekstraklasie.

Nasza późniejsza rozłąka była dłuższa. Arka pograła w Ekstraklasie i spadła do pierwszej ligi, ale w tym czasie po nieudolnych podejściach i nadziejach, że w końcu się uda, spadliśmy do drugiej Ligi na dwa sezony. W 2021 roku, czyli po 7 latach, Arka znowu mogła zawitać do Katowic. Goście w tamtym okresie wpadli w spory kryzys wyjazdowy, ale mimo meczu w czwartek o 18:00 nikt nie pomyślałby, że ich zabraknie. Przyjęliśmy to ze sporym szokiem i postanowiliśmy wbić szpilkę nieobecnym, wywieszając transparent: „Mieliście być tutaj wy, a są tylko świnki trzy.”, a towarzyszyły temu powiewające trzy świnki Peppa. Arka pokonała nas 4:2, ale wyjazdowe „zero” będzie im wypominane przy każdej okazji. W trakcie tego meczu pojawił się transparent w kierunku zarządu, a relacje między kibicami a klubem zaczynały się psuć.

W marcu 2022 roku mogliśmy po 8 latach pojechać do Gdyni, choć wszystko stało pod znakiem zapytania. Był to czas covidowych obostrzeń. Na szczęście wszystko się udało i pojechaliśmy w 361 osób, w tym 10 Górnik Zabrze. Gospodarze w 89. minucie strzelili bramkę na 2:1, ale… w 97. minucie Arkadiusz Jędrych doprowadził do wyrównania.

W sezonie 2022/2023 wiele się u nas wydarzyło. Podjęliśmy decyzję o bojkocie (Szczerbowski ciągnął klub na dno) i na meczach domowych pojawialiśmy się jedynie pod stadionem. Arka przyjechała wspierać swoich zawodników – pojawili się w 470 osób, w tym 300 Polonia Bytom. Goście wygrali 1:0.

W kwietniu 2023 roku graliśmy w Gdyni. Początkowo dostaliśmy 300 biletów, ale dzięki uprzejmości kibiców Arki mogliśmy pojawić się w 621 osób, w tym 40 Górnik Zabrze, 12 Banik Ostrava i 4 JKS Jarosław, co było naszą najlepszą liczbą w historii wizyt w Trójmieście. Gospodarze uczcili 20. rocznicę śmierci śp. Mariego, który zginął w awanturze na Grabiszyńskiej. Na murawie 2:2.

W sezonie 2023/2024 wydarzło się coś niezwykłego. Podejmowaliśmy Arkę w grudniu, a goście mimo liderowania w tabeli i sobotniego terminu, zawitali tylko w… 8 osób. GKS, w akrtycznych warunkach, zremisował 1:1, a Dawid Kudła wybronił rzut karny. Osatecznie ten 1 punkt miał ogromny wpływ na mecz w Gdyni…

Ostatnia kolejka sezonu i wiedzieliśmy, że w najgorszej opcji czekają nas baraże. Do Gdyni pojechaliśmy w 724 osoby, w tym 9 Górnik Zabrze i 19 ROW Rybnik. GieKSa po golu Adriana Błąda wygrała 1:0 i po 19 latach wróciła do upragnionej Ekstraklasy.

Arka Gdynia po 5 latach wróciła do Ekstraklasy i pierwszy raz od 1980 roku zagramy ze sobą mecz ligowy na najwyższym ligowym poziomie.

Wracając na koniec do fanów Arki, nie można zapomnieć o ich ikonie ruchu kibicowskiego – Zbyszku Rybaku. Rybak to Arka, Arka to Rybak. Legenda nie tylko kibiców Arki, ale całej polskiej sceny kibicowskiej. Budził strach i szacunek, a jego występ w słynnym filmie „Pod napięciem” jest już nieśmiertelny i znany każdemu kibicowi bez względu na wiek. Miał ogromny wpływ na utworzenie sekcji rugby, która nie dość, że zbudowała mistrzowską ekipę w tej dyscyplinie, to dorobiła się również stadionu, na którym reprezentacja Polski rozgrywa mecze w rugby. Polecam dokument „To My, rugbiści”, w którym można wczuć się w klimat tej zajawki. Jego kibicowski dorobek oraz sportową pasję do rugby można również poznać w książce „Zbigniew Rybak Syn Józefa”, którą wydał w 2022 roku. Wspomniał w niej także o GieKSie:

”Jakiś czas temu miałem też fajne spotkanie z kilkoma chuliganami GKS-u Katowice. W zasadzie byli to znajomi mojego dobrego kumpla, z którym pojawili się u mnie na sali treningowej. W trakcie treningu łatwo można poznać, z kim ma się do czynienia. Wystarczy zobaczyć, jak ktoś się zachowuje. W tym wypadku z chłopakami nie było żadnych problemów. Kultura i szacunek.”

Niestety ledwo po premierze książki, w dniu 21 grudnia 2022 roku, 49-letnia kibicowska Legenda odeszła do Valhalli. Dla mnie była to ogromna strata, a dedykacja od ikony trybun w książce jest jedną z moich najcenniejszych pamiątek w kibicowskich zbiorach. Zbyszek Rybak – szacunek na zawsze!

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Był Ajax… czas na AEK Katowice?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Gdy w poprzednim sezonie przystępowaliśmy do meczu z Legią w Warszawie, nastroje były więcej niż dobre. Co prawda sam mecz poprzedzający starcie z Wojskowymi, czyli mecz z „czerwoną latarnią” ligi Śląskiem Wrocław, był zremisowany, ale wcześniejsze zwycięstwa po kapitalnym spotkaniu z Pogonią i rozgromienie Puszczy pokazywały, że potencjał w naszej drużynie tkwi bardzo duży.

Tym razem jest inaczej. Nie chcę pisać, że diametralnie inaczej, bo trudno jeszcze wyrokować o pozycji naszej drużyny – nie tylko w tabeli, ale także czysto sportowej, na tle innych drużyn z ligi. Jednak w świadomości (i czuciu) kibiców zawsze będzie obowiązywało stwierdzenie, że jesteś tak dobry, jak twój ostatni mecz. A tutaj możemy zaokrąglić to do trzech ostatnich spotkań, czyli wszystkich w tym sezonie. I do tej pory wyglądało to bardzo źle. Nie ma się co dziwić, że niektórzy eksperci już nas ochrzcili głównym kandydatem do spadku (Wojciech Kowalczyk) i np. „dobrym rywalem na przełamanie” (Wojciech Piela) dla Legii. Oddajmy jednak, że nie wszyscy – Adam Szała czy Robert Podoliński mocno akcentują, że wierzą w warsztat Rafała Góraka i to, że szkoleniowiec przywróci GKS na właściwe tory. Po wielu sytuacjach w poprzednich latach nie ma co temu zaprzeczać, ani wątpić w umiejętności trenera.

Problem jest jednak inny. Trener bowiem trenerem, ale tu chodzi o to czy da się z zastanego materiału lepić. I tu już pojawiają się schody – choć nie pewność. Okazuje się bowiem, że strata Oskara Repki i Sebastiana Bergiera znacząco wpłynęła na postawę drużyny. Jaka jest rzeczywista korelacja pomiędzy udziałem tych dwóch zawodników w poprzednim sezonie, a dobrymi wynikami GKS? Tego nie wiemy, pewnie trzeba by było zrobić analizę ścieżek i wiedza ta jest dostępna sztabowi szkoleniowemu i naszemu analitykowi. Wiemy przecież, że z Oskarem i Sebastianem, naszej drużynie przydarzyły się też bardzo słabe czy bezbarwne mecze. Wiemy jednak też, że ich błysk nieraz był decydujący. Co by nie mówić – 17 z 49 bramek strzelonych przez GKS w lidze były autorstwa tych dwóch zawodników. To jest 34,5% wszystkich trafień, czyli liczba olbrzymia.

A ze zdobywaniem bramek i kreowaniem sobie sytuacji mamy problem olbrzymi. Dość powiedzieć, że w statystyce xG mamy wskaźnik 2,49, który daje średnio 0,83 na mecz. Oczywiście nie jest to wskaźnik decydujący, bo obie bramki, które zdobył Bartosz Nowak były z poziomu xG 0,05, ale jednak wiele to mówi. Jakbyśmy prześledzili wszystkie trzy spotkania, to tak naprawdę nie mieliśmy ani jednej stuprocentowej sytuacji. Raczej to były takie pół-sytuacje, z których gol mógł paść, albo nie – jak ta Rosołka w Łodzi czy Wędrychowskiego z Zagłębiem. Ale jeśli to są nasze najlepsze okazje, to nie możemy liczyć na gole.

Maciej Rosołek i Aleksander Buksa nie dali na razie drużynie kompletnie nic. I póki co, wedle ekspertów nie jest to zaskoczenie, bo przecież zarówno oni, jak i my – interesujący się ekstraklasą kibice – wiedzieliśmy, że obaj ci piłkarze swoich drużyn nie zbawiają. Wiara, że nagle „odpalą” jest więc raczej irracjonalna, co nie znaczy, że jest to niemożliwe. Sam uważałem, że Maciej Rosołek w Legii spisywał się naprawdę nieźle i wręcz się dziwiłem, że lekką ręką go oddali. Pobyt w Piaście i obecne mecze w GKS pokazują jednak, że ten potencjał jest ze znakiem zapytania. A czy warto wierzyć? Jak najbardziej. Wspomniany przecież Sebastian Bergier przychodził jako – brzydko mówiąc – „odrzut” ze Śląska Wrocław, a u nas się solidnie rozstrzelał. Oskar Repka też przez długi czas był przeciętny do bólu, ale w pewnym momencie wskoczył na bardzo wysokie obroty. Nie ma więc co skreślać tych zawodników, problem jest taki, że… my punktów potrzebujemy na już, a GKS powoli musi przestać stawać się poligonem na odbudowę zawodników, a ma po prostu autorsko i zgodnie ze swoimi potrzebami – punktować, punktować i punktować.

Bez strzelonych bramek wiele nie osiągniemy. Problem jest taki, że zazwyczaj nie osiągniemy nawet remisu, bo obrona też pozostawia wiele do życzenia. O ile jeszcze trafienie Brunesa to była szybka akcja i szybka noga zarówno Norwega, jak i Ameyawa, to gole stracone z Zagłębiem i Widzewem były już po solidnych błędach naszej defensywy. Musimy więc poprawić zarówno grę w obronie, jak i ataku.

Ataku rozumianym także jako postawa drugiej linii czy/i wahadłowych. Bo naprawdę proporcja posiadania piłki i przebywania na połowie Widzewa do wykreowanych (czyli niewykreowanych) sytuacji była miażdżąca in minus. I Widzew to przeczytał – widząc, że z piłką nie jesteśmy w stanie zbyt wiele zrobić, po prostu nam ją oddał. Co jakiś czas wyściubiając nos z własnej połowy i wtedy robiło się bardzo groźnie.

Choć trenerzy nie lubią mówić o tzw. handicapach w takiej czy innej postaci, to my obecnie takich mini-przewag w kontekście starcia z Legią w Warszawie musimy się łapać. I tutaj trafiamy na najlepszy moment, jaki mogliśmy sobie w obecnej formie wyobrazić, żeby grać na Łazienkowskiej.

Zasadniczo mecz z GKS to absolutnie najmniej obecnie potrzebna Legii rzecz. I pewnie trener Iordanescu pluje sobie w brodę, że przełożyli spotkanie z Piastem między dwoma meczami z Aktobe. Wiadomo, wtedy to była kwestia dalekiej podróży itd., ale nie aż tak temat sportowy. Teraz zapewne chcieliby wszystkie siły skupić na rewanżu z AEK Larnaka, dojść do siebie fizycznie i mentalnie, a tu muszą się kopać po czołach z przybyszami ze Śląska w niedzielę.

Legia po czwartkowej klęsce z Cypryjczykami musi być trochę rozbita psychicznie. Raz z powodu wyniku, który powoduje, że awans, choć jeszcze realny, będzie wymagał niebywałego wysiłku. Dwa, że w drugiej połowie warszawianie po prostu przestali grać. Odcięło im prąd i nie potrafili praktycznie wyjść z własnej połowy. To był pokaz bezradności i wywieszenia białej flagi. Niezrozumiały i zaskakujący. Czy była to tylko kwestia tego upału? Nawet jeśli – to czy Legia była aż tak nieprzygotowana taktycznie i psychicznie, żeby w tych warunkach przybrać najbardziej efektywny sposób gry?

W każdym razie wielce prawdopodobne jest, że wszystkie siły Legii pójdą na czwartek i rewanż z AEK, a nie jutrzejsze starcie z GKS. To powoduje, że możemy spodziewać się na wpół albo w dużej mierze rezerwowego składu drużyny rumuńskiego szkoleniowca. W sumie to przewidział trener Górak mówiąc na konferencji po Zagłębiu, że „nie wiadomo, jakim składem zagra Legia”.

To daje pewną szansę GieKSie. Przede wszystkim zapewne oszczędzany będzie Jean Pierre Nsame, więc żądło Legii będzie osłabione. No ale to nie znaczy, że GKS staje się od razu dużo większym faworytem. Bo przecież zamiast Nsame zagra Szkurin, wielce prawdopodobne jest też, że cały mecz zagra wykluczony z rewanżu z AEK Bartosz Kapustka, no i przede wszystkim mega groźny Ryoya Morishita, który nie wiedzieć czemu, na Cyprze nie zagrał od pierwszej minuty.

Tak więc jeśli coś miało nam spaść z niebios to właśnie AEK gromiący Legię – choć może lepiej by było, gdyby tam było 3:1, kiedy szanse awansu byłyby bardziej realne, teraz też są, ale już z dość spektakularną remontadą. Ale rozbita Legia przypomina trochę casus Jagiellonii z poprzedniego sezonu, kiedy piłkarze Adriana Siemieńca przyjechali na Bukową pomiędzy meczami z Ajaxem Amsterdam. Katowiczanie to wykorzystali i pokonali Mistrza Polski.

GieKSa notuje słaby początek sezonu, ale nie jest to tak słaba drużyna, jak te punkty. Pisałem to już, ale nadal mamy Galana, Wasyla, Kowala, Bartka Nowaka, którzy muszą sobie przypomnieć najlepsze czasy z poprzedniego sezonu. Dawid Kudła robi swoje, niech teraz też pójdzie w ślad obrona. A Maciej Rosołek niech wykorzysta „prawo ex” i strzeli swojemu byłemu klubowi bramkę.

Rok temu, po meczu z Jagą, Tomasz Wieszczycki ochrzcił GKS mianem Ajaxu Katowice. Może teraz czas na powtórkę i… AEK Katowice?

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Górak: Nie wziąć do autobusu marudnej niechęci

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po meczu Legii Warszawa z GKS Katowice tradycyjnie wypowiedzieli się trenerzy obu drużyn – Edward Iordanescu i Rafał Górak. Poniżej prezentujemy główne wypowiedzi szkoleniowców, a na dole można znaleźć zapis audio całej konferencji prasowej.

Edward Iordanescu (trener Legii Warszawa):
Wierzę, że to zasłużone trzy punkty. Gratuluję zespołowi, że pokazali charakter. Wolałbym jednak wygrać do zera. Jedyna dobra rzecz, że mieliśmy dwóch zawodników w końcówce, którzy strzelili bramki. Ale GKS grał z dobrą intensywnością, natomiast w drugiej połowie to była ich jedyna szansa i wyrównali. Byłoby niesprawiedliwe, gdyby ten mecz zakończył się remisem. Najważniejsze są trzy punkty. Gratuluję moim piłkarzom tego wysiłku. To bardzo ważny moment. Teraz musimy odpocząć, bo za trzy dni mamy bardzo ważny mecz w Europie i chcemy powalczyć o awans.

Rafał Górak (trener GKS Katowice):
Zdają sobie państwo sprawę, że gdy przegrywa się w 5. czy 7. minucie doliczonego czasu, to sportowej złości jest bardzo dużo. Nie zamierzam natomiast przepraszać za to, że graliśmy dobrze i zaklinać rzeczywistości i pochylać głowy. Będę wyciągał bardzo dużo dobrego, jeśli chodzi o morale mojego zespołu i tego, jak postawili się Legii, w jaki sposób grali i wykonywali zadania. Mogło się dużo więcej dla nas wydarzyć, niż się wydarzyło, a wydarzyło się to, że przegrywamy. Jednak nie zawsze tylko wynik trzeba brać do autobusu i taką marudną niechęć, że się przegrało. Taka jest piłka, ona czasem bardzo boli, czasem daje dużo szczęścia, też niejednokrotnie wygraliśmy w końcówce. Szkoda, bo byliśmy bardzo blisko, byliśmy solidni i zdyscyplinowani, mieliśmy swoje momenty i mogliśmy zdobyć nawet więcej bramek, gdyby ciut tej precyzji więcej było. Na razie na gorąco tak to odbieram, chcąc przygotowywać się do następnych spotkań, bo przed przerwą reprezentacyjną czekają nas trzy bardzo trudne spotkania i na bazie tego spotkania, chcemy być jak najlepiej przygotowani. Dzisiaj na pewno poboli i może być przykro, ale na bazie tego, jak drużyna się prezentowała, możemy z optymizmem patrzeć w przyszłość.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga