Piłka nożna Prasówka
Mocny początek i szczęśliwy koniec. GieKSa notuje upragnione przełamanie – media o wygranej GieKSy z Olimpią Elbląg
Zapraszamy do przeczytania fragmentów doniesień na temat wczorajszego meczu II ligi GKS Katowice – Olimpia Elbląg. GieKSa wygrała 1:0 (1:0) i awansowała na pozycję wicelidera.
dziennikzachodni.pl – GKS Katowice – Olimpia Elbląg 1:0. Zobaczcie zdjęcia z przełamania impasu na Bukowej
Piłkarze GKS Katowice w zaległym meczu pokonali Olimpię Elbląg i wrócili na drugie miejsce w tabeli. Zespół Rafała Góraka przełamał w ten sposób impas związany z problemami po przejściu przez zakażenia koronawirusem.
[…] Katowiczanie zaległy mecz z Olimpią Elbląg rozpoczęli znakomicie. W 4 minucie Adrian Błąd podał w pole karne do Bartosza Juroszka, a ten pokonał Andrzeja Witana. Bramkarz, który strzelił GKS-ie pamiętną bramkę decydującą o spadku do II ligi, nie miał żadnych szans.
Gospodarze mieli okazje na podwyższenie wyniku – m.in. Arkadiusz Woźniak – ale już im się nie udało posłać piłki do siatki. Z kolei w miarę upływu czasu Olimpia była bliższa wyrównania.
Po zakończeniu meczu piłkarze Katowic wyglądali na wyczerpanych, co potwierdza tezę, że COVID-19 pozostawił w ich organizmach ślady, które mają wpływ na formę i wyniki.
portel.pl – W Katowicach bez niespodzianki
Nie udało się Olimpii wywieźć punktów ze Śląska. W dzisiejszym meczu Olimpijczycy przegrali z walczącym o awans GKS Katowice. Żółto-biało-niebiescy bramkę stracili w początkowych minutach meczu i do koca spotkania musieli gonić wynik.
[…] Żeby się przekonać, jak tragiczna jest sytuacja kadrowa Olimpii w tym sezonie, wystarczyło zerknąć na ławkę rezerwowych. Olimpijczycy na Śląsk pojechali w piętnastu.
[…] Zgodnie z oczekiwaniami to gospodarze prowadzili grę. Goście szukali szans w kontratakach. Jedna z pierwszych prób miała miejsce kilka minut po stracie bramki. Niestety Dominik Kościelniak udaremnił atak żółto – biało – niebieskich., którzy nie wykorzystali błędu Jędrycha.
Kilka minut później piłkę głową minimalnie nad poprzeczkę wysłał Michał Kołodziejski. Andrzej Witan miał w pierwszej połowie dużo pracy przy wyłapywaniu groźnych dośrodkowań gospodarzy. W 21. minucie elbląski bramkarz złapał strzał Woźniaka, po tym jak Kościelniak minął trzech Olimpijczyków i gospodarze wyszli trzech na dwóch. Dużo szczęścia mieli w tym momencie elblążanie.
Olimpijczycy próbowali wysokiego pressingu, ale większych problemów katowiczanie z tym elementem nie mieli. Gospodarze nie potrafili jednak przekuć przewagi na kolejne bramki.
Olimpijczycy bardziej aktywnie w ataku zagrali pod koniec pierwszej połowie. Katowickiej obronie problemy sprawiał Aleksander Waniek.
Druga połowa zaczęła się od żółte kartki dla Klaudiusza Krasy. Nie mający nic do stracenia Olimpijczycy kontynuowali odważną grę. Tymczasem w 55.minucie Andrzej Witan na raty obronił strzał Adriana Błąda.
Żółto-biało-niebiescy najlepszą sytuację mieli w 60. minucie. Strzał pod poprzeczkę obronił Bartosz Mrozek. Kilka minut później szansę miał na doprowadzenie do remisu miał Sebastian Kamiński.
W drugiej części spotkania GKS wyraźnie się pogubił, gospodarze stosunkowo często się mylili. Niestety Olimpijczycy nie byli w stanie wykorzystać dekoncentracji rywali.
W 82. minucie gospodarze mieli szansę podwyższyć wynik spotkania. Patryk Szwedzik znalazł się sam na sam z Andrzejem Witanem, na szczęście zwycięsko z tego pojedynku wyszedł bramkarz elblążan.
infokatowice.pl – Wymęczone zwycięstwo GieKSy z czerwoną latarnią ligi
[…] Spotkanie rozpoczęło się idealnie dla katowiczan, którzy już w 4 min. objęli prowadzenie po precyzyjnym strzale Kościelniaka, który wykorzystał dobre podanie Błąda. W kolejnych minutach GieKSa nadal przeważała, ale niewiele z tego wynikało. Jedyną godną odnotowania sytuację miał w 21 min. Woźniak, który otrzymał podanie od Kościelniaka, ale trafił wprost w golkipera gości.
W drugiej połowie mecz w wykonaniu gospodarzy był jeszcze słabszy. Widać było, że ich głównym celem było utrzymanie skromnego prowadzenia w związku z czym bardzo rzadko zapuszczali się pod pole karne rywala. Z akcji ofensywnych przez całe 45 min. wymienić można jedynie mocny strzał Błąda i niewykorzystaną sytuację sam na sam Szwedzika. Goście za to z każdą minutą atakowali coraz odważniej i kilka razy byli blisko pokonania Mrozka. Najlepszą sytuację do wyrównania mieli w 60 min., kiedy katowicki bramkarz świetnie sparował bombę Kamińskiego. Końcówka spotkania to już prawdziwa obrona Częstochowy w wykonaniu podopiecznych trenera Rafała Góraka. Na szczęście, pomimo sporych kłopotów, udało im się wybronić korzystny rezultat. Dzięki temu zwycięstwu z najsłabszą drużyną ligi GieKSa z powrotem wróciła na drugą pozycję w tabeli, premiowaną awansem na zaplecze ekstraklasy.
sportowefakty.wp.pl – GKS Katowice zmazał plamę w zaległym meczu
Podopieczni Rafała Góraka tym razem nie potknęli się i poradzili sobie w roli faworytów. W zaległym meczu GKS Katowice zwyciężył 1:0 z Olimpią Elbląg dzięki strzałowi już w 4. minucie.
[…] GKS podjął Olimpię Elbląg, a walcząca o utrzymanie drużyna jest prowadzona przez dobrze znanego na Śląsku trenera Jacka Trzeciaka.
GKS świetnie rozpoczął mecz i od 4. minuty bronił prowadzenia. Adrian Błąd uruchomił odważnym podaniem w pole karne Dominika Kościelniaka, a ten pewnym strzałem pokonał doświadczonego Andrzeja Witana. Tego samego, który w przeszłości zdecydował swoim golem o spadku katowiczan z zaplecza PKO Ekstraklasy.
Olimpia pozostawała w kontakcie z przeciwnikiem, nie pozwoliła mu na powiększenie przewagi, ale jednocześnie nie potrafiła doprowadzić do remisu. Drużyna z Elbląga stosowała coraz bardziej ryzykowne rozwiązania i coraz mniej uwagi poświęcała obronie. Nie doprowadziło to jednak do żadnego przełomu i gol już w 4. minucie zdecydował o zwycięstwie katowiczan 1:0. GKS odzyskał drugie miejsce w tabeli wyłącznie za Górnikiem Polkowice, a przedostatni elblążanie nie poprawili swoich notowań w grze o pozostanie na szczeblu centralnym.
sportdziennik.com – O wynik drżeli do końca
Zaczęło się świetnie, ale im dalej w las, tym więcej drzew – i coraz gorszej gry piłkarzy GKS-u. Ostatecznie katowiczanie pokonali Olimpię, ale „nerwówka” pod koniec była spora.
[…] Gospodarze byli lepszą stroną, a Olimpia ograniczała się głównie do przeszkadzania, rzadko decydując się na stosowanie pressingu. GKS starał się spokojnie rozgrywać piłkę, szukając przestrzeni między formacjami obrony a pomocy ekipy z Elbląga, gdzie najlepiej odnajdywał się wszędobylski Błąd. W 11. minucie „GieKSa” miała kolejną sytuację, kiedy nieźle po rzucie rożnym główkował Michał Kołodziejski. W 21. minucie natomiast fantastyczny rajd środkiem pola zaliczył Kościelniak, dograł do Arkadiusza Woźniaka, lecz ten w dogodnej sytuacji strzelił za słabo i wprost w Andrzeja Witana – którego nazwisko nadal budzi w Katowicach strach po pamiętnym golu w ostatniej kolejce sezonu 2018/19 roku, kiedy bramkarz grał jeszcze w Bytovii Bytów i przyczynił się do spadku „GieKSy”.
Dopiero koło 40. minuty Olimpia spróbowała zdziałać coś w ataku. Aktywny Tomasz Sedlewski dograł do wbiegającego w „szesnastkę” Aleksandra Wańka, który jednak skiksował i posłał piłkę daleko od bramki. Chwilę później elblążanie znów uderzali, ale w ostatniej chwili zblokował ich Arkadiusz Jędrych. GKS prowadził w pełni zasłużenie, ale wynik 1:0 nie dawał poczucia pewności – tym bardziej że w drugą połowę Olimpia weszła z większą dawką odwagi i gdyby w 53. minucie zamykający akcję Michał Ressel dostał lepsze podanie, goście mogliby wyrównać. Chwilę później niebezpiecznym strzałem w Witana odpowiedział Błąd, ale w kolejnych minutach dużo więcej roboty miał bramkarz GKS-u, Bartosz Mrozek, który musiał kilka razy bronić groźne strzały gości – w tym potężny z dystansu, lecący prosto pod poprzeczkę.
Gospodarze po przerwie wyglądali dużo słabiej niż w pierwszej połowie. Elblążanie – czyli zespół z najmniejszą liczbą zwycięstw w II lidze – częściej prowadzili grę, spokojniej operowali piłką. Choć większość ich ataków koniec końców bazowała na 35-letnim Januszu Surdykowskim, który często przytrzymywał futbolówkę, to GKS i tak dawał się tłamsić. Wynik był niepewny, chociaż w 82. minucie podwyższyć powinien Patryk Szwedzik, który przegrał z wychodzącym poza pole karne Witanem, a w doliczonym czasie nieznacznie pomylił się Kościelniak. Fakty jednak były takie, że gdyby Olimpia strzeliła na 1:1, nikt nie mógłby mieć szczególnych pretensji o taki wynik, bo przyjezdni po przerwie mieli przewagę i okazje do wyrównania.
sportslaski.pl – Mocny początek i szczęśliwy koniec. GieKSa notuje upragnione przełamanie
[…] Gola na wagę trzech punktów zdobył dobrze dysponowany w ostatnich tygodniach Dominik Kościelniak, który wykorzystał płaskie zagranie od Adriana Błąda i tym samym zdobył swoją czwartą bramkę w bieżących rozgrywkach. Ciekawostką jest fakt, że jeżeli pochodzący z Zakopanego już wpisywał się na listę strzelców w tym sezonie, „GieKSa” zawsze sięgała po komplet punktów. Nie inaczej było tym razem, choć po końcowym gwizdku, poza oczywiście radością z triumfu, katowiczanie musieli również poczuć swoiste westchnienie ulgi. Przyjezdni z Elbląga mieli bowiem wiele dobrych momentów przy Bukowej, czego potwierdzeniem było częstsze prowadzenie przez nich gry czy większa odwaga w ofensywnych poczynaniach po zmianie stron.
Nic więc dziwnego, że dominującymi nastrojami w obozie Olimpii był niedosyt, bo pomimo bycia tzw. underdogiem, mecz wcale nie musiał się zakończyć niekorzystnym dla nich wynikiem. – Wiem, że przyjechaliśmy na GKS, który po prostu nie pasuje do tej ligi i powiedziałem chłopakom oraz trenerowi, że mają z niej „wypieprzać”. Z pewnością klub ten zasługuje na grę co najmniej w 1. Lidze. Natomiast, biorąc pod uwagę przebieg spotkania, jestem dumny z gry moich zawodników. Ta przegrana jest dla nas nie do końca sprawiedliwa, bo mieliśmy sporo sytuacji, niemniej naprawdę przyjemnie było patrzeć na naszą grę. Wszyscy harowali jak woły, a z taką grą nie zasługujemy na obecne miejsce w tabeli oraz na spadek – zaznaczał nie tylko niegryzący się w język trener Jacek Trzeciak, ale także kilkukrotnie podkreślający dumę z poczynań elbląskiej jedenastki.
Dobrą dyspozycję Olimpii zauważył również opiekun katowickiej „GieKSy”, przyznając przy okazji, że zwycięstwo jego podopiecznych po dwóch poniesionych porażkach miało swoją wyjątkową wartość. – W pierwszej połowie mieliśmy dużo dobrych momentów i mogliśmy wyciągnąć z nich więcej. Wiadomo również, że mierzyliśmy się z rywalem zdeterminowanym i walczącym o utrzymanie, więc można go uznać za trudnego. Po meczu tylko powiedzieliśmy sobie w szatni, że najważniejsze są punkty, aczkolwiek mogliśmy do tego dołożyć jeszcze lepszy styl. Liga ma jednak to do sobie, że nie można trzydzieści kilka razy zagrać tak samo dobrze – powiedział tuż po środowej rywalizacji trener gospodarzy.
Zwycięzców się nie sądzi – to stare piłkarskie porzekadło idealnie zatem pasuje do klubu z Bukowej, który dzięki ważnym trzem punktom, wrócił na drugie miejsce w II-ligowej tabeli.
Piłka nożna
Losowanie PP: Koncert życzeń GieKSa.pl
Już jutro o godzinie 12:00 w siedzibie TVP Sport odbędzie się losowanie 1/8 finału Pucharu Polski. W stawce pozostało już tylko 16 drużyn: 10 ekip z ekstraklasy, 4 drużyny z I ligi, 1 z II ligi oraz 2 z III ligi. Postanowiliśmy podzielić się z Wami naszymi typami i marzeniami dotyczącymi rywala w nadchodzącej rundzie. A co przyniesie los? Zobaczymy już we wtorkowe południe.
Fonfara
Ciekawym pojedynkiem bez wątpienia byłby mecz z Polonią Bytom i możliwość spotkania Jakuba Araka, który właśnie w naszym klubie się przecież odblokował. Najgorszymi opcjami wydają się być Raków Częstochowa i Piast Gliwice, bowiem rywale o takim podejściu do piłki nożnej dodatkowo zabierają kibicom chęć przychodzenia na mecze w środku tygodnia.
Kosa
Na pewno chciałbym uniknąć (dokładnie w takiej kolejności): Górnika, Jagiellonii, Rakowa i Lecha. Z pozostałymi ekstraklasowiczami możemy zagrać, choć oczywiście preferowałbym wtedy domowe spotkanie.
Natomiast z pewnych wyjazdów, czyli wylosowania drużyn z niższych lig, to ciekawie wyglądałaby Avia (niedaleko, niska liga) oraz Polonia Bytom (lokalnie, dawno nie graliśmy). Wyjazdowicze nie obraziliby się zapewne także na Śląsk we Wrocławiu.
Ciekawostką jest to, że jeśli wylosujemy na wyjeździe Raków, Widzew, Jagiellonię lub Lechię, to… w 2025 roku zagralibyśmy aż trzy wyjazdowe spotkania z tymi rywalami.
Flifen
Najśmieszniej byłoby zagrać przeciwko Wiśle Kraków lub Pogoni Szczecin. W przypadku wygrania z jakimikolwiek kontrowersjami, z którymkolwiek z tych klubów, content na Twitterze Alexa Haditaghiego bądź Jarka Królewskiego byłby nieziemski. Natomiast pod względem poziomu sportowego i kibicowskiego dobrym losowaniem byłaby Polonia Bytom, która powinna być na spokojnie do ogrania, a i frekwencja w takim meczu nie powinna zawieść.
Misiek
Najbardziej chciałbym zagrać z Avią Świdnik lub Zawiszą Bydgoszcz lub Polonią Bytom, ponieważ to są stadiony, na których jeszcze nie byłem. Najbardziej nie chciałbym zagrać z Rakowem Częstochowa, ponieważ znów byłyby dwa mecze koło siebie w pucharze i w lidze, oraz nie widzi mi się wyjazd do Chojnic w środku tygodnia z powodu mało atrakcyjnego rywala i odległości.
Kazik
Z osobistych pobudek to Śląsk Wrocław, w zeszłym sezonie nie było mi dane tam pojechać, a teraz może się uda. Nie wiem, gdzie Polonia Bytom będzie grała ewentualnie ten mecz, ale jechać tam na ten orlik ze sztuczną trawą i granulatem niespecjalnie mi się uśmiecha… jeszcze Jakub Arak coś strzeli, a lubię go i nie chcę tego zmieniać 🙂
Marek
Przez tyle lat czekaliśmy na Puchar Polski jak na okno do Ekstraklasy z nadzieją, aby uchyliło się chociaż odrobinę i pozwoliło oddychać tym samym powietrzem co krajowa elita… Dzisiaj tuzy Ekstraklasy otwierają listę drużyn, z którymi nie chcemy grać na tym etapie. To najlepszy dowód na to, jaki skok wykonaliśmy przez ostatnie dwa lata: nomen omen lata świetlne! Z uwagi na zależności rodzinne (kuzyni z Dolnego Śląska kibicujący Śląskowi) najbardziej chciałbym trafić Śląsk na wyjeździe. U siebie zdążyliśmy zagrać i razem z kuzynami oglądaliśmy to „widowisko” na starej Bukowej. We Wrocławiu z uwagi na Święta nie mieliśmy szans się spotkać. Poza tym z uwagi na cykl „Okiem rywala” łapię kontakt z przedstawicielami innych klubów – z jednymi gorszy, z drugimi lepszy i czasem wbijamy sobie różne szpilki 😉 Tym kluczem chciałbym trafić na Widzew (pozdrawiam Michał) lub Koronę (piona Michał i marxokow). Górnik za to dopiero w finale, najlepiej na Śląskim, bo 3 maja córka ma komunię, więc logistyka byłaby łatwiejsza 😂 Rywali z niższych lig trochę się boję, z uwagi na stan boiska w grudniowe popołudnie, ale bytomski orlik powinien być wtedy jak najbardziej zdatny do użytku 😜 Tak czy inaczej, sam fakt, że w listopadzie rozmawiamy jeszcze o GieKSie w Pucharze Polski jest dla mnie powodem do uśmiechu. Czas na kolejny krok w stronę Narodowego.
Błażej
Przede wszystkim dla mnie zawsze liczy się awans, a będzie łatwiej o kolejną rundę, grając z niżej notowanym rywalem. By nie jeździć daleko, życzyłbym sobie Avię Świdnik. Polonia Bytom niby fajny rywal, ale chyba tylko jeśli mielibyśmy grać na Śląskim. Granie na Orliku w grudniu z rywalem, który dobrze się prezentuje, może nie być takie proste. Jak mamy grać z kimś z Ekstraklasy to najlepiej u siebie z Piastem. Widać po wywiadach, że trenerowi Górakowi zależy mocno by w tym roku grać w PP na wiosnę, pewnie taki cel postawili sobie przed drużyną i chcą go skutecznie realizować. Fajnie byłoby to zrealizować, bo granie na wiosnę w PP byłoby małą nowością dla nas.
Jaśka
Ja napiszę króciutko: wszyscy byle nie Górnik, mamy ostatnio złe wspomnienia z nimi odnośnie pucharu Polski.
Shellu
Na pewno nie chciałbym trafić na Wisłę Kraków. Nie dość, że mecz na wyjeździe, to jeszcze z piekielnie mocnym i rozpędzonym rywalem. Spokojnie – zmierzymy się z nimi w ekstraklasie. Zdecydowanie chciałbym też uniknąć Korony czy Górnika. Jeśli chodzi o zespoły z ekstraklasy, to nie pogardziłbym Widzewem, nawet jeśli byłby na wyjeździe. Musimy tę ekipę w końcu przełamać. Polonia Bytom i Śląsk Wrocław nie byłyby złe. Nie pogardziłbym także powrotem do Chojnic, z uwagi na ładnie położony stadion i dobre wspomnienia. A najbardziej kuriozalnym losowaniem będzie Raków na wyjeździe i dwa mecze przy Limanowskiego w grudniowym mrozie – na tym najzimniejszym stadionie w Polsce 😉
Galeria Piłka nożna
Kurczaki odleciały z trzema punktami
Felietony Piłka nożna
Plagi gliwickie
No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?
Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.
Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.
Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.
Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).
Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…
Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.
A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.
Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.
Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.
Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.
Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.
Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.
Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.



Najnowsze komentarze