Dołącz do nas

Kibice Piłka nożna

Motor Lublin kibicowsko

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Motor Lublin to kolejna poważna ekipa kibicowska, która zawita na Bukową w roli „starych znajomych”, z którymi często rywalizowaliśmy, ale wspólnie także przeszliśmy długą drogę, grając ze sobą w 2. lidze czy ostatnio w lutym na zapleczu Ekstraklasy.

O ile dla nas czekanie na powrót do Ekstraklasy 19 lat wydawał się wiekami, to nie wiem, jaką ulgę czuli Motorowcy, dla których powrót do elity po 32 latach musiał brzmieć jak powrót z zaświatów.

Ruch kibicowski w Lublinie podobnie jak praktycznie w każdej ekipie z większego miasta na dobre rozrósł się w latach 80., kiedy Motor grał już w Ekstraklasie i zapoczątkowała się właśnie nasza rywalizacja.

Jedyna zgoda Motorowców to oczywiście Śląsk Wrocław. Sztama, która powstała w 1989 roku, trwa właśnie 35. rok i trzeba przyznać, że to przyjaźń z prawdziwego zdarzenia, która przetrwała absolutnie wszystko, a kilometry dla obu ekip są najmniejszym problemem. Od 2018 roku mają również układ chuligański z Hetmanem Zamość, który był kością niezgody dla Chełmianki Chełm, z którą po 38 latach zakończył Motor przyjaźń.

W przypadku Chełmianki i wieloletniej przyjaźni z nimi, doszła 2008 roku relacja z Górnikiem Łęczna. Sojusz nazywał się Wschodnią Hordą i ta koalicja działała na niwie chuligańskiej kilkanaście lat. Obecnie Chełmianka i Górnik sami tworzą zgodę, z kolei Motor został z Hetmanem u swojego boku. Z Górnikiem układ chuligański padł w zeszłym sezonie.

Dawne sztamy Motoru to także Legia Warszawa, Jagiellonia Białystok, Wisła Kraków czy Zagłębie Sosnowiec. W 1997 roku zawarli także układ chuligański z Czuwajem Przemyśl podczas wyjazdu do Świdnika, ale szybko padły relacje.

Niedawno nawiązali prywatne kontakty z Dynamem Drezno, czyli jednym z najpoważniejszych graczy na niemieckiej scenie kibicowskiej. Podczas świętowania w Gdyni przez Motor powrotu do Ekstraklasy, ekipa SGD wsparła Motorowców w 12 osób. Dynamo dawniej to była oczywiście wieloletnia relacja z nami, ale wszystko zakończyło się w 2006 roku, więc można to nazwać pomału dawnymi dziejami. Niemniej wielu naszych fanów do dziś dobrze wspomina chłopaków z Drezna.

Między GKS-em a Motorem od połowy lat 80. była kosa, a to za sprawą naszej sztamy z Avią Świdnik, czyli najbardziej znienawidzonej ekipy w regionie przez Motor. Na początku lat 80. jeden z fanów Avii odwiedzał rodzinę, którą miał w Katowicach, a przy okazji wybierając się na Bukową poznał fanów GieKSy. Jesienią 1984 roku graliśmy swój mecz ligowy w Lublinie, na który wybrało się 20 fanów GieKSy i kibice Avii w 30 głów postanowili nas wesprzeć, co było początkiem zgody. Później za każdym razem, kiedy GieKSa jechała do Świdnika, trzeba było dojechać do Lublina pociągiem, zanim złapało się PKS do Świdnika, więc musieliśmy stoczyć walkę z chuliganami Motoru, którzy pilnowali dworca. Od sezonu 1983/1984 do 1991/1992 Motor był naszym rywalem w lidze i Avia dawała wsparcie GKS-owi. Gdy Motor pożegnał się z Ekstraklasą w połowie lat 90., GieKSa jeździła do Świdnika wspierać FKS w derbach Lubelszczyzny z Motorem. Avia także nas wspierała podczas finałów Pucharu Polski – w 1985 roku w Warszawie, kiedy zagraliśmy po raz pierwszy z Widzewem Łódź; na Stadionie Śląskim w 1986 roku, kiedy wygraliśmy pierwszy swój tytuł czy ponownie w Warszawie 1995 roku, kiedy doszło do dantejskich scen. Zgoda została zakończona wiosną 1996 roku podczas meczu z Legią Warszawa.

Z Motorem Lublin nie widzieliśmy się 15 lat w lidze. Dopiero we wrześniu 2007 roku, po naszej odbudowie ze zgliszczy i maszerowaniu z III ligi trafiliśmy się z Motorowcami na zapleczu Ekstraklasy. W tym samym roku GieKSa zawarła układ chuligański z Torcidą oraz odnowiła kontakty z JKS-em Jarosław, z którym w połowie lat 90. mieliśmy kontakty kibicowskie. Motor do Katowic przyjechał w 450 głów, co do dziś jest ich najlepszą liczbą w historii. Podczas wyjazdu Motoru do stolicy Górnego Śląska nasza koalicja Banik Ostrava – GKS Katowice – Górnik Zabrze – JKS Jarosław chciała w ponad 200-osobowym składzie przywitać się do długiej rozłące, ale jadący przez Kielce chłopaki z Motoru zobaczyli się z Koroniarzami, którzy zbierali się na swój wyjazd i doszło tam do starcia. Największe harce zaliczyli jednak z policją, która została ciężko obita i na powrocie 10 km przed Lublinem zatrzymała pociąg, w którym kibice Motoru zostali spacyfikowani. Wszyscy nagrywani, wylegitymowani i trwało to wszystko do samego rana. Brzmi znajomo?

Rewanżu w 2008 roku nie doczekaliśmy się. Po wyjeździe do Stalowej Woli w marcu 2008 roku i terroru, jaki zafundowali nam policyjni sadyści, zapadła decyzja o zawieszeniu wyjazdów przez spore konflikty z prawem i skupić się musieliśmy na prawnej pomocy dla wielu kolegów, którzy za darmo poszli siedzieć. Także oprócz Lublina, który byłby najciekawszym wyjazdem, przez akcję Mydlniki przepadły nam również wyjazdy do Warszawy (Polonia), Płocka, Poznania na Wartę, Turku (dwukrotnie) i Łowicza.

W 2008 roku fani Motoru ponownie zawitali na Bukową. Tym razem było ich 149 osób, w tym 6 Śląsk Wrocław, ale wszystkim w pamięci zapadła oryginalna prezentacja – nie używając żadnych elementów oprawy – stworzyli napis „CHWDP”, co wyglądało naprawdę kozacko na sypiącej się już Trybunie Północnej.

Rewanż był w kwietniu 2009 roku i był to nasz wyjazd rundy. Do Lublina wybrało się 500 GieKSiarzy pociągiem specjalnym. Na powrocie miała atakować Cracovia z GKS-em Tychy w rewanżu za lanie, które dostani chwilę wcześniej przez bandę KSGKS podczas wyjazdu tyszan do Szczecina, ale czegoś zabrakło, tyscy raczej znają najlepiej odpowiedź.

W sezonie 2009/2010 zagraliśmy w Lublinie. Na wrześniowy wyjazd w środę wybrało się jedynie 64 fanatyków GieKSy. Kibice Motoru na stadionie protestowali przeciwko cenzurze na stadionach oraz wywiesili transparenty antypolicyjne, o które przyczepił się delegat PZPN. Mecz w drugiej połowie nie został wznowiony, dopóki fani Motoru nie zdjęli przekreślonego logo PZPN-u i policjanta z pałką, uczynili to po namowie swoich zawodników, ale odbiło się to szerokim echem w lokalnej społeczności. Wszyscy kibice solidarnie manifestowali swoje zaniepokojenie, tym jak są traktowani służby mundurowe.

Wiosną 2010 roku zagraliśmy sami. Fanów RKS-u zabrakło przez zamkniętą Trybunę Północną ze względu na opinię od nadzoru budowlanego i musieliśmy czekać kolejne 10 lat, aby się zobaczyć. Tym razem na poziomie II ligi…

W listopadzie 2020 roku liga trwała w tle toczącej się pandemii, kiedy wszystkie mecze na polskich stadionach rozgrywane były bez udziału publiczności. Fakt, że wtedy polski rząd już zezwolił na otwarcie galerii handlowych, ale stadiony zawsze miały wyjątkowe traktowanie przez wiadome organy.

W maju 2021 roku polskie stadiony mogły się już otwierać, ale tylko w 25 proc. pojemności, nie wspominając o braku przyjmowania kibiców gości. Zarząd Motoru zachował się z klasą i mimo ograniczonej pojemności stadionu, udostępnił nam z tej puli bilety, dzięki czemu GieKSiarze pierwszy raz od września mogli pojechać na swój wyjazd, zaliczając go w 311 głów, w tym 16 JKS Jarosław i 3 Górnik Zabrze. Takie rzeczy się pamięta!

W tym samym sezonie GKS wywalczył awans, natomiast Motorowcy dołączyli do nas w sezonie 2023/2024 jako beniaminek. W sierpniu pojechaliśmy pociągiem specjalnym w 762 osoby, w tym 102 Górnik, 30 ROW Rybnik, 29 JKS i gościnnie 11 Wisłoka Dębica, co było naszą najlepszą liczbą w historii na stadionie Motoru.

 

W lutym tego roku Motor po 16 latach mógł się pojawić na Bukowej. Mimo beznadziejnego terminu, jakim był poniedziałek, goście przyjechali w znakomitej liczbie 356 głów, w tym 62 Śląsk Wrocław.

Jutro przyjadą ostatni raz zobaczyć legendarny Blaszok, a my zagramy swój pierwszy mecz na poziomie Ekstraklasy od 1992 roku, co jest niezłym zwieńczeniem naszej rywalizacji, w której obie ekipy udowodniły całej kibicowskiej Polsce, czym jest wierność i niezłomność.


Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Losowanie PP: Koncert życzeń GieKSa.pl

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Już jutro o godzinie 12:00 w siedzibie TVP Sport odbędzie się losowanie 1/8 finału Pucharu Polski. W stawce pozostało już tylko 16 drużyn: 10 ekip z ekstraklasy, 4 drużyny z I ligi, 1 z II ligi oraz 2 z III ligi. Postanowiliśmy podzielić się z Wami naszymi typami i marzeniami dotyczącymi rywala w nadchodzącej rundzie. A co przyniesie los? Zobaczymy już we wtorkowe południe.

Fonfara
Ciekawym pojedynkiem bez wątpienia byłby mecz z Polonią Bytom i możliwość spotkania Jakuba Araka, który właśnie w naszym klubie się przecież odblokował. Najgorszymi opcjami wydają się być Raków Częstochowa i Piast Gliwice, bowiem rywale o takim podejściu do piłki nożnej dodatkowo zabierają kibicom chęć przychodzenia na mecze w środku tygodnia.

Kosa
Na pewno chciałbym uniknąć (dokładnie w takiej kolejności): Górnika, Jagiellonii, Rakowa i Lecha. Z pozostałymi ekstraklasowiczami możemy zagrać, choć oczywiście preferowałbym wtedy domowe spotkanie.

Natomiast z pewnych wyjazdów, czyli wylosowania drużyn z niższych lig, to ciekawie wyglądałaby Avia (niedaleko, niska liga) oraz Polonia Bytom (lokalnie, dawno nie graliśmy). Wyjazdowicze nie obraziliby się zapewne także na Śląsk we Wrocławiu.

Ciekawostką jest to, że jeśli wylosujemy na wyjeździe Raków, Widzew, Jagiellonię lub Lechię, to… w 2025 roku zagralibyśmy aż trzy wyjazdowe spotkania z tymi rywalami.

Flifen
Najśmieszniej byłoby zagrać przeciwko Wiśle Kraków lub Pogoni Szczecin. W przypadku wygrania z jakimikolwiek kontrowersjami, z którymkolwiek z tych klubów, content na Twitterze Alexa Haditaghiego bądź Jarka Królewskiego byłby nieziemski. Natomiast pod względem poziomu sportowego i kibicowskiego dobrym losowaniem byłaby Polonia Bytom, która powinna być na spokojnie do ogrania, a i frekwencja w takim meczu nie powinna zawieść.

Misiek
Najbardziej chciałbym zagrać z Avią Świdnik lub Zawiszą Bydgoszcz lub Polonią Bytom, ponieważ to są stadiony, na których jeszcze nie byłem. Najbardziej nie chciałbym zagrać z Rakowem Częstochowa, ponieważ znów byłyby dwa mecze koło siebie w pucharze i w lidze, oraz nie widzi mi się wyjazd do Chojnic w środku tygodnia z powodu mało atrakcyjnego rywala i odległości.

Kazik
Z osobistych pobudek to Śląsk Wrocław, w zeszłym sezonie nie było mi dane tam pojechać, a teraz może się uda. Nie wiem, gdzie Polonia Bytom będzie grała ewentualnie ten mecz, ale jechać tam na ten orlik ze sztuczną trawą i granulatem niespecjalnie mi się uśmiecha… jeszcze Jakub Arak coś strzeli, a lubię go i nie chcę tego zmieniać 🙂

Marek
Przez tyle lat czekaliśmy na Puchar Polski jak na okno do Ekstraklasy z nadzieją, aby uchyliło się chociaż odrobinę i pozwoliło oddychać tym samym powietrzem co krajowa elita… Dzisiaj tuzy Ekstraklasy otwierają listę drużyn, z którymi nie chcemy grać na tym etapie. To najlepszy dowód na to, jaki skok wykonaliśmy przez ostatnie dwa lata: nomen omen lata świetlne! Z uwagi na zależności rodzinne (kuzyni z Dolnego Śląska kibicujący Śląskowi) najbardziej chciałbym trafić Śląsk na wyjeździe. U siebie zdążyliśmy zagrać i razem z kuzynami oglądaliśmy to „widowisko” na starej Bukowej. We Wrocławiu z uwagi na Święta nie mieliśmy szans się spotkać. Poza tym z uwagi na cykl „Okiem rywala” łapię kontakt z przedstawicielami innych klubów – z jednymi gorszy, z drugimi lepszy i czasem wbijamy sobie różne szpilki 😉 Tym kluczem chciałbym trafić na Widzew (pozdrawiam Michał) lub Koronę (piona Michał i marxokow). Górnik za to dopiero w finale, najlepiej na Śląskim, bo 3 maja córka ma komunię, więc logistyka byłaby łatwiejsza 😂 Rywali z niższych lig trochę się boję, z uwagi na stan boiska w grudniowe popołudnie, ale bytomski orlik powinien być wtedy jak najbardziej zdatny do użytku 😜 Tak czy inaczej, sam fakt, że w listopadzie rozmawiamy jeszcze o GieKSie w Pucharze Polski jest dla mnie powodem do uśmiechu. Czas na kolejny krok w stronę Narodowego.

Błażej
Przede wszystkim dla mnie zawsze liczy się awans, a będzie łatwiej o kolejną rundę, grając z niżej notowanym rywalem. By nie jeździć daleko, życzyłbym sobie Avię Świdnik. Polonia Bytom niby fajny rywal, ale chyba tylko jeśli mielibyśmy grać na Śląskim. Granie na Orliku w grudniu z rywalem, który dobrze się prezentuje, może nie być takie proste. Jak mamy grać z kimś z Ekstraklasy to najlepiej u siebie z Piastem. Widać po wywiadach, że trenerowi Górakowi zależy mocno by w tym roku grać w PP na wiosnę, pewnie taki cel postawili sobie przed drużyną i chcą go skutecznie realizować. Fajnie byłoby to zrealizować, bo granie na wiosnę w PP byłoby małą nowością dla nas.

Jaśka
Ja napiszę króciutko: wszyscy byle nie Górnik, mamy ostatnio złe wspomnienia z nimi odnośnie pucharu Polski.

Shellu
Na pewno nie chciałbym trafić na Wisłę Kraków. Nie dość, że mecz na wyjeździe, to jeszcze z piekielnie mocnym i rozpędzonym rywalem. Spokojnie – zmierzymy się z nimi w ekstraklasie. Zdecydowanie chciałbym też uniknąć Korony czy Górnika. Jeśli chodzi o zespoły z ekstraklasy, to nie pogardziłbym Widzewem, nawet jeśli byłby na wyjeździe. Musimy tę ekipę w końcu przełamać. Polonia Bytom i Śląsk Wrocław nie byłyby złe. Nie pogardziłbym także powrotem do Chojnic, z uwagi na ładnie położony stadion i dobre wspomnienia. A najbardziej kuriozalnym losowaniem będzie Raków na wyjeździe i dwa mecze przy Limanowskiego w grudniowym mrozie – na tym najzimniejszym stadionie w Polsce 😉

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Kurczaki odleciały z trzema punktami

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do drugiej fotorelacji z wczorajszego wieczoru. GieKSa przegrała z Piastem Gliwice 1:3.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Plagi gliwickie

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

No i po raz kolejny potwierdziło się, jak dziwna bywa piłka. Przynajmniej jeśli przekładamy matematykę na boisko. I punkty oraz miejsca w tabeli. Matematycznie Piast nie miał prawa z nami wygrać, statystycznie niby też, choć patrząc na rachunek prawdopodobieństwa, kiedyś musieli to drugie zwycięstwo osiągnąć. Stało się i nikt w Katowicach nie jest z tego powodu zadowolony. Faktem jest, że Piast na to zwycięstwo zasłużył, choćby dlatego, że był bardziej zdeterminowany. Jednak czy był lepszy na tyle, aby dokonać takiej deklasacji?

Śmiem twierdzić, że jakby taki mecz powtórzyć, to wcale nie byłoby oczywiste, że goście znów by wygrali. Zwycięstwo odnieśli zasłużone, jednak splot różnego rodzaju okoliczności – tak nieszczęśliwych dla GKS, a fortunnych dla gliwiczan spowodował, że wykorzystując sposobność z zimną krwią, zainkasowali trzy punkty. Ale tę sposobność najpierw musieli mieć.

Zaczęło się od kontuzji Mateusza Kowalczyka. Zawodnik jeszcze próbował po obiciu okolic nerki pozostać na boisku, ale sam po chwili poprosił o zmianę. Kontuzja niepiłkarska, więc w tej chwili najważniejsze jest po prostu jego zdrowie i miejmy nadzieję, że ostatecznie nie będzie to nic poważnego. Potem w kilka minut katowiczanie stracili dwie bramki. Najpierw fatalnie zachowali się w obronie, bo Drapiński był kompletnie niepilnowany i wystarczyło mu tylko dołożyć stopę do piłki, aby pokonać Rafała Strączka. No a potem Lukas Klemenz też jakoś intuicyjnie chciał wybić piłkę, ale pokonał własnego bramkarza. Mieliśmy nadzieję na ten rzut karny, ale po analizie VAR sędzia Raczkowski podyktowaną jedenastkę anulował – słusznie, bo faulu nie było. I tak mieliśmy jeszcze szczęście, bo tych plag mogło być więcej – w początkowej fazie meczu na boisku opatrywany był Bartosz Nowak, interwencja medyczna była też przez chwilę potrzebna Wasylowi. Mimo wszystko za dużo tych nieszczęść, jak na jeden mecz.

Problem jest taki, że po pierwszej połowie, gdy GKS przegrywał 0:2 i nie miał nic do stracenia, myśleliśmy, że nasz zespół rzuci się na przeciwnika i wybije im z głowy myśl o punktach. Miało być tak, że goście będą żałowali, że te dwa gole strzelili. Nic takiego nie miało miejsca. Druga połowa była równie zła jak pierwsza albo nawet gorsza. GieKSa biła głową w mur, kompletnie nie potrafiąc zagrozić bramce Placha. Piast wyprowadzał kontry, z czego jedną wykorzystał i gliwicki Di Maria zamknął spotkanie. A mogło być jeszcze wyżej, bo nasz zespół tak się odkrył, że rekordowa porażka na Nowej Bukowej stawała się coraz bardziej realna. Bramka Lukasa Klemenza na koniec tylko dała drobną korektę na wyniku. Osobliwe jest to, że Lukas strzelił w tym meczu do właściwej i niewłaściwej siatki, jeszcze bardziej osobliwe, że powtórzył tego typu wyczyn Arkadiusza Jędrycha sprzed… dwóch meczów.

Trzeba przyznać, że Piast zagrał kapitalnie w defensywie. Zneutralizował nasz zespół kompletnie, dodatkowo nie bronił się jakoś bardzo głęboko, GKS skutecznie był wypychany, a wszelkie próby licznych prostopadłych podań ze strony piłkarzy Góraka kończyły się „sukcesem” Piasta. No i właśnie to mam na myśli, pisząc, że mecz mógł się potoczyć inaczej. Bo trzeba przyznać, że pomysł na mecz z podaniami za plecy – czy to długimi w powietrzu, czy bardziej po ziemi, wyglądał na całkiem niezły i nawet próby nie były najgorsze. Czujność obrońców Piasta była jednak na wysokim poziomie. Gdy już taka piłka przeszła, to albo Adam Zrelak został wzięty w kleszcze (sytuacja z odwołanym karnym), albo Ilja Szkurin był na spalonym po podaniu Wędrychowskiego (ale i tak Białorusin trafił w Placha).

Problem widzę inny. GieKSa chyba za bardzo postawił na tę kwestię czysto piłkarską. Chcieliśmy ten mecz wygrać umiejętnościami i kunsztem, a zabrakło walki wręcz. Piast tę „grę w piłkę” od początku meczu próbował nam wybić z głowy i zrobił to skutecznie. Nie mieliśmy więc – tak jak na wiosnę – łupanki, którą trudno było nazwać meczem piłkarskim. Mieliśmy GieKSę, która w piłkę chciała grać i Piasta, który był jednak dużo bardziej zdeterminowany do walki. Nie odbieram oczywiście Piastowi tego, że w kluczowych momentach też pokazał umiejętności, bo to jest oczywiste. Poziom agresji jednak zdecydowanie był po stronie zawodników Myśliwca i teraz to oni okazali się „zakapiorami”. Trochę to wyglądało tak, jak na szkolnym korytarzu, kiedy z klasowym łobuzem kujon chce rozmawiać na argumenty. I ma je sensowne, logiczne, tylko co z tego, skoro łobuz wyprowadził szybki cios i kujonowi tylko spadły okulary z nosa…

Ogólnie nie chcę jakoś specjalnie krytykować tego sposobu naszej gry, natomiast wygląda na to, że sztab trenerski się przeliczył, a przez to, że do przerwy było już 0:2, trudno było to skorygować. Osobiście chciałbym, żeby GKS dążył do gry w piłkę i generalnie nie będę o to miał pretensji. Czasem jednak być może trzeba postawić na proste i bardziej… prymitywne środki. To tak jak z tym rozgrywaniem od tyłu, kiedy różne drużyny nieraz tak bardzo chcą ten schemat utrzymywać, że czasem, zamiast po prostu wywalić piłkę w oczywistej sytuacji, klepią ją sobie trzy metry od bramki i za chwilę dostają gonga.

A już nie bawiąc się w porównania, metafory i piękne słowa. Piast po prostu od początku meczu zaczął dosłownie spuszczać wpierdol naszym piłkarzom, a ci nie potrafili odpowiedzieć tym samym. I też dlatego przegraliśmy. Z Koroną GieKSa potrafiła pójść na noże. W meczu derbowym – zupełnie nie.

Wracając do tematu bramek samobójczych – to niesłychane, że GKS ma ich w tym sezonie już pięć. I solidarni są ze sobą środkowi obrońcy, bo już każdy z nich ma po jednym takim trafieniu. Piątego samobója zaliczył Kowal w Łodzi. Wiadomo, że jest to często pech, ale skoro sytuacja się powtarza – to jest jakiś defekt, nad którym pewnie trzeba popracować. Jest to jakaś niefrasobliwość naszych zawodników, może czasami wręcz lekka niechlujność.

Nie ma co płakać. Już nie będę się rozpisywał na temat opinii niektórych kibiców, bo poświęciłem na to poprzednie felietony i… straciłem sporo nerwów. Teraz nawet nie czytałem (jeszcze) wielu komentarzy, ale jeśli natknąłem się po tej porażce znów na zdanie jednego ancymona, że mamy fatalnego trenera, fatalnych piłkarzy i zespół na co najwyżej pierwszą ligę, to wiem po prostu, że mam do czynienia z osobą niezbyt lotną. Tyle.

Sam nie wierzyłem, że możemy ten mecz przegrać. Nie sądziłem natomiast, że zwycięstwo będzie formalnością. A już na pewno nie spodziewałem się, że Piast nas tak rozjedzie. Ten mecz ostatecznie był fatalny. Nie wychodziło nam nic. Piastowi wyszło wszystko. Powtórzę – wykorzystali wszystkie swoje sposobności otwierające im drogę do zwycięstwa. To oni byli wyrachowani. Ale matrycą była agresja.

Październikowo-listopadowy piękny sen z serią czterech zwycięstw się skończył, przyszła szara jesienna rzeczywistość. Jednak dziś jest kolejny dzień, a wkrótce następne. GieKSa to nie jest drużyna perfekcyjna i jeszcze nie jest na tyle dobra, żeby takie mecze jak z Piastem zdecydowanie wygrywać. Absolutnie jednak nie jesteśmy tak słabi, żeby znów mówić, że zlecimy z hukiem z ekstraklasy. Mogliśmy stworzyć sobie ultra-komfortową sytuację przed końcem rundy jesiennej. Nie udało się. Nadal musimy punktować, żeby zadomowić się mocniej w środku tabeli.

Przed nami przerwa reprezentacyjna, a po niej piekielnie ciężkie spotkania. Tak jak pisałem, o punkty będzie niebywale trudno, ale musimy grać swoje. Może z większą różnorodnością środków, w zależności od rywala. Skoro jednak Piast wygrał z GKS, to dlaczego GieKSa ma nie móc wygrać z Jagiellonią? W tej lidze wszystko jest możliwe. I katowiczan stać na punktowanie nawet z Jagą, Pogonią i Rakowem.

Także GieKSiarze nie ma co się załamywać i wchodzić w jakieś smuty. Zostawmy to ludziom, dla których frustracja jest życiowym paliwem. Niech dla nas paliwem będzie nieustający optymizm – oparty na faktach i doświadczeniu. Doświadczeniu takim, że GieKSa jeszcze dopiero co potrafiła bardzo dobrze grać w piłkę, być lepsza od przeciwników i wygrywać mecz za meczem.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga