Dołącz do nas

Piłka nożna

Noty i opisy piłkarzy za Widzew

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Za nami inauguracyjny mecz w sezonie 2014/15 z Widzewem Łódź. GieKSa szczęśliwie wygrała, ale jeślichodzi o poziom gry poszczególnych zawodników, to była spora rozpiętość. Kilku z nich pokazało się z dobrej strony, ale kilku zdecydowanie zawiodło. Również wśród debiutantów mogliśmy zobaczyć różną jakość. Przeczytajcie sami. Przypominamy, że notą wyjściową w skali 0-10 jest „6”, co oznacza absolutnie średni występ (ani dobry, ani zły, po prostu średni).

Antonin Bucek – 6,5
Jakoś przesadnie dużo roboty golkiper nie miał, jeśli chodzi o strzały rywali. Głównie wychodził do dośrodkowań, dość pewnie je wyłapywał i czasem szybko wznawiał kontry dalekim wyrzutem. Raz dość niepewnie piąstkował, ale bez zagrożenia. Jeśli chodzi o interwencje to przede wszystkim kapitalna obrona na linii pod koniec pierwszej połowy, kiedy to bramkarz uchronił nasz zespół przed utratą gola. Przy bramce Augustyniaka być może mógł zachować się lepiej, ale strzał był mocny, piłka przeszła po rękach Czecha, który był zasłonięty. Był to dobry, solidny debiut.

Aleksander Januszkiewicz – 6,5
Bardzo dziwny mecz tego zawodnika. Aktywny, wręcz czasem szalejący na skrzydle próbujący gry 1 na 1. Problem w tym, że sporo tych pojedynków przegrał, brakowało czasem dokładności, tak jakby czucia piłki. Liczymy, że to przyjdzie z czasem, Alex w końcu dopiero kilka meczów rozegrał w GieKSie. Ale liczy się efektywność. A ta była po stronie obrońcy. Mimo że był już bardzo zmęczony, świetnie wykorzystał błąd rywala w końcówce, wbiegł w pole karne, zakręcił przeciwnikiem i wywalczył rzut karny. Brawo!

Mateusz Kamiński – 4
Z całym szacunkiem, ale oddalił się od pierwszego składu. Po słabej poprzedniej rundzie liczyliśmy na to, że zawodnik zainaugurje rozgrywki dużo lepiej. Niestety niepewność była widoczna i momentami serce podchodziło do gardła. Zagranie w pierwszej połowie wyprowadzające Brozia sam na sam było fatalne, a wcześniej spory kłopot z opanowaniem piłki. Kilka dobrych interwencji też się zdarzyło, na przykład zapoczątkowanie akcji z początku meczu, w której Goncerz znalazł się sam na sam. Kamyk tym samym naprawił… swój fatalny błąd sprzed kilku sekund. Zmieniony w trakcie meczu.

Łukasz Pielorz – 8
Przeszło raczej bez echa, a szkoda. Bo zawodnik rozegrał bardzo dobre zawody. Jako najbardziej środkowy obrońca grał pewnie, rozważnie i skutecznie w destrukcji. Imponował spokojem i zdecydowaniem. Stoper wysoko zawiesił poprzeczkę, ale jeżeli będzie grał w ten sposób, to będziemy mieli z niego dużą pociechę. Bardzo dobry debiut.

Adrian Jurkowski – 5,5
Średni mecz zawodnika, wielkich kiksów nie popełnił, ale też ciężko powiedzieć, by był wielką ostoją defensywy. Ciągle momentami pojawia się nerwowość w grze, zwłaszcza gdy jest pod presją rywala. W tym meczu poradził się z tym umiarkowanie dobrze, ale jednak musi wejść z formą o jeden szczebel wyżej.

Rafał Pietrzak – 5,5
Aktywny na lewej stronie, często podłączał się do akcji ofensywnych, ale jednak to nie z jego flanki pojawiało się zagrożenie. Brakuje Rafałowi dokładności i większej ilości wygranych pojedynków 1 na 1. Być może powinien więcej centrować w pole karne, zamiast wdawać się tak często w dryblinig. W drugiej połowie próbował dużo współpracować z Bodzionym, ale bez efektu. Szału nie było.

Piotr Ceglarz – 5,5
Kolejny debiutant. Aktywny w środku pola, ale niezłe zagrania przeplatał słabymi, również zanotował sporo strat. Na uwagę zasługuje akcja z Januszkiewiczem na prawej stronie i świetne dośrodkowanie Piotrka w pole karne, szkoda, że nie wykończone przez partnera. Ogólnie nie było jakoś źle, zawodnik powinien dostawać kolejne szanse, ale jednak musi być więcej efektywności z gry.

Sławomir Duda – 6,5
Niezły mecz solenizanta w destrukcji, typowo od czarnej roboty. Nie popełnił większych błędów, niezłe rozgrywanie w środku boiska. Asysta przy golu Kujawy bardzo dobra (a wcześniej odbiór piłki). Bardzo przyzwoicie.

Kamil Cholerzyński – 6
Bez wielkiej rewelacji, ale też nie można zawodnika skrytykować. Całkiem niezłe spotkanie, dość dobre rozgrywanie. Zawodnik w roli kapitana był pewnego rodzaju niespodzianką w składzie, ale okazało się, że nie zawiódł. Mimo wszystko musi grać jeszcze lepiej, bo tylko „nieźle” to za mało na wymogi pierwszoligowe. Ale pamiętamy Kamila z kiepskiej formy, której… w tym meczu nie było widać. Szkoda zmarnowanej setki w pierwszej połowie, która uspokoiłaby mecz.

Grzegorz Goncerz – 6,5
Od początku meczu aktywny, szukający gry, szybki. Zabrakło mu jednak tej szybkości (albo znalazł godnego rywala) na początku meczu, gdy niemal wyszedł sam na sam, ale przeciwnik wybił mu piłkę spod nóg. Generalnie przez większość meczu był to bardzo przeciętny występ Gonza. Ale w decydującym momencie wziął na siebie wielką odpowiedzialność, strzelił z karnego bardzo pewnie i dał zwycięstwo naszemu zespołowi.

Rafał Kujawa – 7
Re-debiut zawodnika w GKS. Niezłe spotkanie, spora aktywność i gra jako typowy napastnik (chodzi o sposób gry). Szuka piłki, ustawia się, czasem się po nią cofa. Kapitalne zachowanie przy pierwszym golu, przyjął piłkę na klatkę, minął prostym zwodem rywala i pewnie strzelił. Szkoda potem sytuacji, w której bramkarz wygarnął mu piłkę spod nóg. Ale dobry mecz.

Przemysław Pitry (grał od 63. minuty) – 4
Wszedł na boisko po kwadransie drugiej połowy w celu uspokojenia gry, ewentualnie uruchomienia akcji jednym precyzyjnym podaniem. Nic z tego nie wyszło, zawodnik był jakby zagubiony, nieskoncentrowany, zdarzały się straty, niedokładne zagrania. Pomocnik nie wniósł nic do gry zespołu.

Krzysztof Bodziony (grał od 72. minuty) – niesklas.
Również z jego gry nie było efektywności, starał się głównie na lewej stronie pomagać Pietrzakowi, ale brakowało dokładności, precyzyjnego dogrania. Pierwsze koty za płoty.

Alan Czerwiński (grał od 81. minuty) – niesklas.
Zapamiętać można Alana z tego, że dał się niesamowicie objechać rywalowi pod linią końcową, w efekcie czego Widzew miał groźną sytuację. Poza tym nic nie zawalił.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

3 komentarze
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

3 komentarze

  1. Avatar photo

    Marian

    3 sierpnia 2014 at 13:56

    Pietrzak za ambicje powinien dostać note co najmniej 6. A Cholerzyński kilka strat które mogły się zakończyć groźnie gdyby rywal był nie co mocniejszy

  2. Avatar photo

    ula

    3 sierpnia 2014 at 15:54

    czy przypadkiem ty Shellu nie pomyliłes się co do ocen?Pielorz nie powinien dostać 8 tylko przynajmniej 5,5,Januszkiewicz 6,bo wywalczył rzut karny i grał z kontuzją,i to się nazywa poświęcenie,Goncerz 7 za wykorzystanego karniaka,Pietrzak(to jak to tutaj Marian zauważył)powinna być tu 6.A więc po krótce:Pielorz-5,5;Januszkiewicz-6;Goncerz-7,Pietrzak-6,co do innych nie mam wątpliwości

  3. Avatar photo

    ursus

    3 sierpnia 2014 at 18:17

    Lepsza byłaby skala 0-5 (0-dramat, 1-słabo, 2-przeciętnie, 3-lepiej, 4-dobrze, 5-świetnie), bo nie za bardzo wiadomo za co są te punkty przyznawane, a tak przynajmniej większość cyferek byłaby wykorzystana.
    I tak:

    Antonin Bucek – 3,5

    Aleksander Januszkiewicz – 3,5

    Mateusz Kamiński – 1

    Łukasz Pielorz – 2,5

    Adrian Jurkowski – 2

    Rafał Pietrzak – 3

    Piotr Ceglarz – 2,5

    Sławomir Duda – 3,5

    Kamil Cholerzyński – 3

    Grzegorz Goncerz – 3,5

    Rafał Kujawa – 4

    Przemysław Pitry (grał od 63. minuty) – 1

    Krzysztof Bodziony (grał od 72. minuty) – niesklas.

    Alan Czerwiński (grał od 81. minuty) – niesklas.

    Cieszą 3 punkty, ale szkoda, że mecz odbył się w takim upale. Z tego meczu można zaobserwować co to znaczy mieć w składzie napastnika (w trudnych warunkach kto pierwszy strzeli najczęściej kontroluje mecz) i szarpać gdy inni mają już dość. Trochę może szkoda, że lewe skrzydło nie dawało nieco więcej w ofensywie, ale było widać, że niedługo może zatrybić zdecydowanie lepiej.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kibice Piłka nożna

Radomiak Radom kibicowsko

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Warchoły, bo tak potocznie nazywa się kibiców Radomiaka Radom, są naprawdę starą i solidną ekipą kibicowską na piłkarskiej mapie Polski. Ich wizerunkowy problem polegał na tym, że nie grali 36 lat w Ekstraklasie, więc nie było za bardzo możliwości, by o nich usłyszeć. W latach 90., kiedy kształtowały się wszystkie chuligańskie składy, Zieloni grali na poziomie obecnej II i III ligi, siejąc spustoszenie po okolicznych miejscowościach.

Ich żywot na trybunach zapoczątkował się pod koniec lat 70., a na dobre weszli w kibicowską mapę Polski w latach 80. Od zawsze byli pozytywni nastawieni do Legii Warszawa, natomiast wzajemna nienawiść między miastami Kielce – Radom, sprawiła, że z Koroniarzami mają do dziś największą kosę.

W sezonie 1984/1985, który był ich wtedy jednosezonowym epizodem, a my graliśmy ze sobą ostatni raz, zawarli zgodę z Legią, jadąc do stolicy w 1000 głów. Przyjaźń ta nie przetrwała ze względu na ostatnią kolejkę sezonu, w której Legia zremisowała  z Pogonią Szczecin, przez co Portowcy utrzymali się w elicie, zaś Warchoły spadli z ligi.

W 1994 roku była ponowna próba nawiązania sztamy z Legią, jednak kością niezgody była Pogoń, z którą Legioniści kilka miesięcy wcześniej odnowili zgodę i fani z Radomia mieli w pamięci, przez kogo spadli z ligi, więc temat poszedł w zapomnienie.

Przez cały kolejny okres kibicowski fani Radomiaka związali się jedynie układem chuligańskim z GKS-em Bełchatów i Stalą Rzeszów, ale czas zweryfikował, że do siebie nie pasowali i relacje zostały zakończone. Okres bycia osamotnioną ekipą nie oznaczał, że stali w miejscu. Klub się piął w górę i grali na zapleczu Ekstraklasy, a dzięki temu, że polska scena kibicowska się mocno rozwijała, to dorobili się solidnych fan clubów takich ekip jak: Polonia Iłża, Proch Pionki czy Szydłowianka Szydłowiec (wszystkie już wymarły), które w swoim „primie” mocno się udzielały w regionie i trwała ciekawa regionalna rywalizacja z koalicją Broni Radom i Powiślanki Lipsko.

Odnośnie do derbowego rywala – Chłopców z placu Broni, którzy w latach 90. mieli naprawdę solidną bandę i dobrze funkcjonowali. W 2004 roku było apogeum wyjaśnienia kto „nosi spodnie” w mieście. Podczas derbów Broń – Radomiak, Zieloni wjechali na stadion gospodarzy i zajęli ich młyn, śpiewając: „Nie ma już Broni, w Radomiu nie ma już Broni”. Na uratowanie honoru gospodarzy wybiegła garstka kibiców Broni na przegrane starcie, ale było już po wszystkim. Po tym meczu ówczesna zgoda Broni – Hutnik Kraków podziękował im za przyjaźń.

Wiosną 2016 roku Radomiak zawarł układ chuligański z warszawską Legią, a finałem był mecz Radomiak – Siarka Tarnobrzeg jesienią 2017 roku, gdzie ogłoszono kibicowskiej Polsce, że Radom i Warszawę łączy sztama.

Nasze relacje z Radomiakiem ciężko opisać… Ostatni mecz ligowy na Bukowej graliśmy w październiku 1984 roku, czyli chwilę po tym jak Blaszok został oddany do użytku. Wtedy „luksusowa” trybuna i nikt nie zakładał, że będzie to siedlisko jednych z najwierniejszych grup kibicowskich w Polsce, które wyznaczą standardy, czym jest niezłomność w walce o swój klub.

W maju 1996 roku podczas meczu z Legią Warszawa, kiedy dostaliśmy sromotne lanie 0:5, doszło do zakończenia zgody z Avią Świdnik, która przyjeżdżając, usłyszała, że nic już nas nie łączy i nieświadoma tego dnia ekipa Radomiaka zawitała „po zgodę”, ale nie znalazła uznania ani chętnych do przybicia tej relacji, mimo bycia goszczonym wielokrotnie w Katowicach.

Jesienią 1996 roku na Bukowej odbył się mecz reprezentacji Polski z Mołdawią, który wygraliśmy 2:1, a samo spotkanie miało historyczny moment na naszym obiekcie, gdyż został wprowadzony przepis, że na meczach reprezentacji mogą obowiązywać tylko i wyłącznie biało-czerwone barwy, do których oczywiście nie wszyscy się zastosowali. Na Blaszoku (przy pełnym stadionie) zasiadło mnóstwo ekip, ale to chuligani GieKSy byli w tym dniu gospodarzami swojej trybuny i widząc 50-osobową ekipę Radomiaka w sektorze A, stojącą razem ze Stomilem Olsztyn i Polonią Bydgoszcz, wpadli w nich, przez co doszło do mocnej awantury, zaś „goście” musieli zostać wyprowadzeni przez policję ze stadionu. Na „pożegnanie” nasi chuligani wybili szyby w ich autokarze i niemal go wywrócili.

Jesienią 2016 roku los skrzyżował nas w Pucharze Polski, ale wtedy Szaleńcy z Bukowej nie mogli zawitać z powodu „remontu sektora gości”, co w późniejszych latach stało się mottem działaczy z Radomia. Obecnie Radomiak posiada nowy obiekt, powstał sektor gości, ale… nikt na nim nie zasiada. Miasto jest specyficznie uzależnione politycznie od służb mundurowych, które skutecznie wpływają na działaczy, przez co fani Radomiaka na meczach domowych bawią się sami. Jedynie mecz zgodowy z Legią Warszawa ma inny charakter widowiska, przez wspólny doping na jednej trybunie.

Do zobaczenia na Bukowej, bo Warchoły pierwszy i ostatni raz usłyszą huk z Blaszoka!

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Ekstraklasa zawitała na Bukową

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Ekstraklasa znowu na Bukowej. Pierwszy mecz GieKSa niestety przegrała z Radomiakiem Radom. Zapraszamy do fotorelacji z tego spotkania.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Pierwsze śliwki – robaczywki

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

No i wielki mecz za nami. Doświadczyliśmy tego – niektórzy po raz pierwszy w życiu, inni po niemal jednej piątej wieku. Na Bukową zawitała ekstraklasa. Wspomniani w felietonie przedmeczowym Marcin Rosłoń i Kamil Kosowski musieli przeżyć niezły szok zasiadając na szczycie Trybuny Głównej, na miejscach prasowych. Obdrapanych z farby, z powiewem oldchoolu.

– To jest Bukowa, tu się żyje! – powiedział ten pierwszy na zakończenie transmisji Canal Plus, dając do zrozumienia, że poczuł ten już tak rzadki klimat dawnych czasów.

Morze ludzi na stadionie już długo przed meczem, ta żółta armia kibiców spragnionych wielkiego futbolu. Historia za chwilę miała dziać się na naszych oczach. Wielu kibiców spotykało dawno niewidziane twarze. Jak choćby autor tegoż felietonu, który mecz obserwował w towarzystwie swojego kolegi z podstawówki, z którym to przecież onegdaj na mecze ligowe się jeździło regularnie (pozdro Krzysiu!).

Piękna oprawa spotkania i mogliśmy grać. Niespotykane było to, że w początkowej fazie meczu nawet Główna stała, dopiero potem zaczęliśmy siadać. Czuć było, że to coś zupełnie innego niż te początki wszystkich poprzednich sezonów z 19 lat. No, może poza spotkaniem ze… Źródłem Kromołów w 2005 roku. Jakkolwiek by to dziwnie nie brzmiało, wtedy mieliśmy narodziny nowej GieKSy, które podczas tego czwartoligowego meczu zostały godnie uczczone.

Teraz to było ukoronowanie tego całego okresu i nagroda za te wszystkie lata. Będę utrzymywał, że wynik tego meczu miał drugorzędne znaczenie. Oczywiście punkty w lidze będą na pierwszy miejscu, ale ta inauguracja była po to, by ją po prostu przeżyć. Poczuć zapach ekstraklasy, poczuć klimat wielkiej piłki w Katowicach.

Dlatego apeluję o rozwagę przy ocenach za to spotkanie, bo czytając na forum wypowiedzi pomeczowe kibiców – oczy trochę więdły. Zasłużona krytyka po tym meczu – jak najbardziej, jednak defetystyczna narracja i rozprzestrzenianie widma bezdyskusyjnego spadku powodowała, że można było sobie zadać pytanie, czy niektórzy odnotowali w ogóle fakt awansu. Narracja ta niczym się bowiem nie różniła od wieloletnich na zapleczu elity. Można wręcz odnieść wrażenie, że choćbyśmy grali z Realem Madryt i przegrali np. 0:4, to psioczenie na tego czy tamtego, że się nie nadaje, że błędy trenera, byłoby wyraźne.

Nie chodzi o to, że chcę i zamierzam bronić kogokolwiek. Chodzi mi tylko o tę narrację. W meczu z Radomiakiem mieliśmy aspekty pozytywne i negatywne. I choć przed meczem mogliśmy oczekiwać wygranej z podobno zkryzysowanym Radomiakiem, to jednak ostatecznie – mimo przegranej – mecz ten pokazał, że z drużynami tego pokroju jesteśmy w stanie rywalizować.

Katowiczanie wykreowali sobie okazje bramkowe, stworzyli kilka dynamicznych, ciekawych akcji, a indywidualne wejście Rogali ze skrzydła było wręcz spektakularne. W drugiej połowie GKS zdominował Radomiak i przy odrobinie szczęścia mógł doprowadzić do wyrównania. Gra na czas rywali także dowodziła tego, że po prostu boją się o wynik. Choć i w ofensywie mogło być lepiej, to trzeba przyznać, że było całkiem nieźle.

Gorzej było z defensywą. Nasz zespół dawał się stłamsić i wepchnąć we własne pole karne, zawodnicy nie potrafili wybić piłki i zażegnać nawałnicy piłkarzy Baltazara. W zasadzie obie bramki padły po tego typu sytuacjach. Coraz bardziej pachniało bramką dla rywali, ten wskaźnik dochodził do czerwoności – aż następowało przesilenie – gol.

Nie chcę dywagować o personaliach, bo każdy widział, co się działo. Trener też starał się reagować (już w przerwie) i zapewne sam musi zobaczyć, kto się sprawdza na ekstraklasowym poziomie, a kto nie. Faktem jest, że na pierwszy mecz w ekstraklasie wyszliśmy tylko dwoma nowymi zawodnikami – Klemenzem i Galanem. No może trzema, bo Baranowicz był tak jakby nowy. Czy to była forma nagrody dla poszczególnych piłkarzy za awans – nie wiadomo. W kolejnych meczach jednak najprawdopodobniej proporcje nowych i starych zawodników będą już bardziej zbalansowane.

Widać było, że ekstraklasowe granie to inna para butów. W pierwszej połowie Radomiak pokazał ogranie, technicznie też byli niczego sobie. Trzeba się przystosować do nowych okoliczności. Pierwsza liga to był styl życia, Ekstraklasa też nim będzie – tylko innego rodzaju.

Nie ma co psioczyć, tylko zakasać rękawy i działać. Następne spotkanie gramy ze Stalą Mielec, rywalem wydaje się w naszym zasięgu. Ale to wszystko kwestia względna. Nie wiemy tak naprawdę, jaki poziom względem GKS mają rywale. Musimy więc organoleptycznie się o tym przekonać.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga