Dołącz do nas

Piłka nożna

Noty i opisy po Skrze

Avatar photo

Opublikowany

dnia

GieKSa w sobotnim meczu uległa Skrze Częstochowa w świetnie nam znanych okolicznościach. Mecz przegrany, więc oceny też zgodne z wynikiem. Poniżej również argumentacja not poszczególnych zawodników.

Bartosz Mrozek – 7,0

Bramkarz w tym meczu był pewnym punktem zespołu, jak nie najlepszym jego zawodnikiem. Kilkukrotnie uratował nas przed bramką, w doliczonym czasie gry nie miał szans.

Zbigniew Wojciechowski – 5

Był jakiś taki przestraszony większość spotkania, nie współpracował z Kiebzakiem tak jak w poprzednich meczach. Dużo biegał i kilka razy dośrodkował na dobrym pułapie.

Arkadiusz Jędrych – 3,5 

Źle ustawiony przy bramce, na jego konto. Dodatkowo fatalny błąd wcześniej, który cudem uratował, a mógł skończyć się karnym dla rywali.

Michał Kołodziejski – 4,5

Nie pomógł Jędrychowi w ustawieniu, również jeden błąd duży w obronie, gdzie koledzy nadrobili. Oprócz tego miał trochę pracy, którą wykonywał poprawnie. Zmarnował okazję po rzucie rożnym, gdzie mógł strzelić bramkę.

Grzegorz Rogala – 3,5

Z jego strony było dośrodkowanie w akcji bramkowej, gdzie wtedy był Rogala? Oprócz tego zapamiętany z dośrodkowania bez siły po ziemi do rywali i trzymania się kurczowo swojej lewej nogi.

Bartosz Jaroszek – 5

Czyścił dobrze, został zmieniony przez żółtą kartkę. Zapamiętany z jednej kontry rywali, gdzie został minięty jak tyczka.

Marcin Urynowicz – 3,5

Po ostatnich występach oczekiwania były większe co do jego gry, jednak w tym meczu totalnie zawiódł.

Szymon Kiebzak – 5,5

To nie był dobry mecz Kiebzaka, mało udanych dryblingów. Walczył, starał się, czasem między kilku rywali, bez skutku. Bardzo ładne podanie do Kozłowskiego za plecy, troszkę celniej i byłaby 100% sytuacja, a tak Kozłowski miał bardzo ciężko pokonać bramkarza.

Arkadiusz Woźniak – 5,5 

Dużo biega, walczy, popisał się ładnym strzałem w pierwszej fazie meczu. Zmieniony przez uraz, którego nabawił się oddając strzał z 30 metrów.

Adrian Błąd – 5,5

Klasyczny Błąd, czyli rozpoczynanie pressingu, naciskanie, bardzo dużo biegania. Oddał również kilka strzałów, ale ten mecz mu po prostu nie wyszedł, nie było konkretów.

Filip Kozłowski – 5,0

Chyba najgorszy występ Kozłowskiego w tym sezonie. Przegrywał pojedynki z Mesjaszem, nie było tego, z czego go znaliśmy, czyli przytrzymania piłki i odegrania kolegom. Po podaniu Kiebzaka mógł mieć bardzo dobrą okazję, a tak walczył o oddanie strzału, niestety bez skutecznie.

Michał Gałecki – bez oceny (grał od 57. minuty)

Wszedł za Jaroszka do środka pola, ciężko się wypowiedzieć o jego grze, bo go praktycznie nie było nigdzie widać.

Krystian Sanocki – bez oceny (grał od 57. minuty)

Zmienił Kiebzaka, na początku aktywnie, kilka klasowych dryblingów. Z każdą minutą „dziadział” i stawał się cieniem. Uczestniczył w straconej bramce, samotnie próbował zablokować podanie, po którym rywal spokojnie dośrodkował na głowę Noconia.

Danian Pavlas – bez oceny (grał od 71. minuty)

Taki trochę jeździec bez głowy, nic dobrego na boisku nie zrobił. Zapamiętany po meczu z wywiadu, gdzie dla niego strata bramki w doliczonym czasie nie była zła – mamy nadzieję, że to przejęzyczenie, ale dalej remis go zadowalał.

Maciej Stefanowicz – bez oceny (grał od 76. minuty)

Wiemy, dlaczego zawodnik nie gra od początku spotkania. Jest po prostu totalnie bez formy. Jedno z jego fatalnych zagrań trener skwitował, że jest „nienormalny”

Piotr Kurbiel – bez oceny (grał od 77. minuty)

Zapamiętany z akcji, gdzie przyjął dobrze piłkę na linii pola karnego, przełożył zawodników i oddał strzał lewą nogą nad bramką Skry. Bardzo ładnie to sobie wypracował.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

7 komentarzy
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

7 komentarzy

  1. Avatar photo

    jeżyk

    26 października 2020 at 07:49

    Nie no jak czytam te oceny to mam wrażenie ze bardzo dobry i zwycięski mecz rozegraliśmy. Mrozek 7 chyba jaja sobie robicie. Mrozek to swietny bramkarz ktory wpuszcza wszystko co nie leci wprost na niego

  2. Avatar photo

    Kato

    26 października 2020 at 08:22

    Piłkarze;
    OGARNIJCIE SIĘ!!!
    GRACIE W GKS KATOWICE!!!

  3. Avatar photo

    Piko

    26 października 2020 at 08:28

    Panie Trenerze – dlaczego oni są tacy słabi ? Dlaczego Stefanowicz gra tak beznadziejnie ? Jakie błędy Pan popełnia ???

  4. Avatar photo

    Toczmek

    26 października 2020 at 08:33

    Jeżyk, oglądałeś to spotkanie i to jak w nim grał Mrozek?

    to jest ocena za ten jeden występ. Był pewny, obronił kilka trudnych sytuacji pewnie łapiąc piłkę. Przy dośrodkowaniach również pewne decyzje i zachowanie. Przy golu bez szans.

  5. Avatar photo

    jeżyk

    26 października 2020 at 14:06

    Toczmek o Mrozku mowie generalnie ze ma takie wlasnie atrybuty ze wpada wszystko co nie leci wprost na niego

  6. Avatar photo

    Toczmek

    26 października 2020 at 15:16

    Jeżyk, ale też trzeba umieć to złapać, a nie wypluć przed siebie. Trzymam się swojego zdania, że w tym meczu Mrozek zagrał bardzo dobrze, a przy bramce nie miał szans. Na prawdę są mecze, gdzie jest się czego bać przy każdym dośrodkowaniu – tutaj tak nie było. Dzięki za czytanie i komentowanie, każda opinia jest cenna

  7. Avatar photo

    KaTe

    26 października 2020 at 16:33

    Mrozek był tego dnia najlepszym naszym graczem. Co też wiele mówi o stylu, jaki prezentujemy.
    Słabości Jędrycha długo były rekompensowane jego skutecznością strzelecką. W sobotę był cieniutki. Mijano go jak juniora. Sprokurował karnego (moim zdaniem). A przed ostatnią akcją (bramkową) Skry odbijał piłkę na dwa metry przed pole karne. No i częstochowianie sobie ją zabrali, zacentrowali i strzelili obok kolegi Jędrycha…
    Osobny temat to Urynowicz. Ma dwa talenty: 1) uderzanie piłki nogą na bramkę
    2) stawanie się niewidzialnym – potrafi w trakcie meczu się zdematerializować

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kibice Piłka nożna

Radomiak Radom kibicowsko

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Warchoły, bo tak potocznie nazywa się kibiców Radomiaka Radom, są naprawdę starą i solidną ekipą kibicowską na piłkarskiej mapie Polski. Ich wizerunkowy problem polegał na tym, że nie grali 36 lat w Ekstraklasie, więc nie było za bardzo możliwości, by o nich usłyszeć. W latach 90., kiedy kształtowały się wszystkie chuligańskie składy, Zieloni grali na poziomie obecnej II i III ligi, siejąc spustoszenie po okolicznych miejscowościach.

Ich żywot na trybunach zapoczątkował się pod koniec lat 70., a na dobre weszli w kibicowską mapę Polski w latach 80. Od zawsze byli pozytywni nastawieni do Legii Warszawa, natomiast wzajemna nienawiść między miastami Kielce – Radom, sprawiła, że z Koroniarzami mają do dziś największą kosę.

W sezonie 1984/1985, który był ich wtedy jednosezonowym epizodem, a my graliśmy ze sobą ostatni raz, zawarli zgodę z Legią, jadąc do stolicy w 1000 głów. Przyjaźń ta nie przetrwała ze względu na ostatnią kolejkę sezonu, w której Legia zremisowała  z Pogonią Szczecin, przez co Portowcy utrzymali się w elicie, zaś Warchoły spadli z ligi.

W 1994 roku była ponowna próba nawiązania sztamy z Legią, jednak kością niezgody była Pogoń, z którą Legioniści kilka miesięcy wcześniej odnowili zgodę i fani z Radomia mieli w pamięci, przez kogo spadli z ligi, więc temat poszedł w zapomnienie.

Przez cały kolejny okres kibicowski fani Radomiaka związali się jedynie układem chuligańskim z GKS-em Bełchatów i Stalą Rzeszów, ale czas zweryfikował, że do siebie nie pasowali i relacje zostały zakończone. Okres bycia osamotnioną ekipą nie oznaczał, że stali w miejscu. Klub się piął w górę i grali na zapleczu Ekstraklasy, a dzięki temu, że polska scena kibicowska się mocno rozwijała, to dorobili się solidnych fan clubów takich ekip jak: Polonia Iłża, Proch Pionki czy Szydłowianka Szydłowiec (wszystkie już wymarły), które w swoim „primie” mocno się udzielały w regionie i trwała ciekawa regionalna rywalizacja z koalicją Broni Radom i Powiślanki Lipsko.

Odnośnie do derbowego rywala – Chłopców z placu Broni, którzy w latach 90. mieli naprawdę solidną bandę i dobrze funkcjonowali. W 2004 roku było apogeum wyjaśnienia kto „nosi spodnie” w mieście. Podczas derbów Broń – Radomiak, Zieloni wjechali na stadion gospodarzy i zajęli ich młyn, śpiewając: „Nie ma już Broni, w Radomiu nie ma już Broni”. Na uratowanie honoru gospodarzy wybiegła garstka kibiców Broni na przegrane starcie, ale było już po wszystkim. Po tym meczu ówczesna zgoda Broni – Hutnik Kraków podziękował im za przyjaźń.

Wiosną 2016 roku Radomiak zawarł układ chuligański z warszawską Legią, a finałem był mecz Radomiak – Siarka Tarnobrzeg jesienią 2017 roku, gdzie ogłoszono kibicowskiej Polsce, że Radom i Warszawę łączy sztama.

Nasze relacje z Radomiakiem ciężko opisać… Ostatni mecz ligowy na Bukowej graliśmy w październiku 1984 roku, czyli chwilę po tym jak Blaszok został oddany do użytku. Wtedy „luksusowa” trybuna i nikt nie zakładał, że będzie to siedlisko jednych z najwierniejszych grup kibicowskich w Polsce, które wyznaczą standardy, czym jest niezłomność w walce o swój klub.

W maju 1996 roku podczas meczu z Legią Warszawa, kiedy dostaliśmy sromotne lanie 0:5, doszło do zakończenia zgody z Avią Świdnik, która przyjeżdżając, usłyszała, że nic już nas nie łączy i nieświadoma tego dnia ekipa Radomiaka zawitała „po zgodę”, ale nie znalazła uznania ani chętnych do przybicia tej relacji, mimo bycia goszczonym wielokrotnie w Katowicach.

Jesienią 1996 roku na Bukowej odbył się mecz reprezentacji Polski z Mołdawią, który wygraliśmy 2:1, a samo spotkanie miało historyczny moment na naszym obiekcie, gdyż został wprowadzony przepis, że na meczach reprezentacji mogą obowiązywać tylko i wyłącznie biało-czerwone barwy, do których oczywiście nie wszyscy się zastosowali. Na Blaszoku (przy pełnym stadionie) zasiadło mnóstwo ekip, ale to chuligani GieKSy byli w tym dniu gospodarzami swojej trybuny i widząc 50-osobową ekipę Radomiaka w sektorze A, stojącą razem ze Stomilem Olsztyn i Polonią Bydgoszcz, wpadli w nich, przez co doszło do mocnej awantury, zaś „goście” musieli zostać wyprowadzeni przez policję ze stadionu. Na „pożegnanie” nasi chuligani wybili szyby w ich autokarze i niemal go wywrócili.

Jesienią 2016 roku los skrzyżował nas w Pucharze Polski, ale wtedy Szaleńcy z Bukowej nie mogli zawitać z powodu „remontu sektora gości”, co w późniejszych latach stało się mottem działaczy z Radomia. Obecnie Radomiak posiada nowy obiekt, powstał sektor gości, ale… nikt na nim nie zasiada. Miasto jest specyficznie uzależnione politycznie od służb mundurowych, które skutecznie wpływają na działaczy, przez co fani Radomiaka na meczach domowych bawią się sami. Jedynie mecz zgodowy z Legią Warszawa ma inny charakter widowiska, przez wspólny doping na jednej trybunie.

Do zobaczenia na Bukowej, bo Warchoły pierwszy i ostatni raz usłyszą huk z Blaszoka!

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Ekstraklasa zawitała na Bukową

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Ekstraklasa znowu na Bukowej. Pierwszy mecz GieKSa niestety przegrała z Radomiakiem Radom. Zapraszamy do fotorelacji z tego spotkania.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Pierwsze śliwki – robaczywki

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

No i wielki mecz za nami. Doświadczyliśmy tego – niektórzy po raz pierwszy w życiu, inni po niemal jednej piątej wieku. Na Bukową zawitała ekstraklasa. Wspomniani w felietonie przedmeczowym Marcin Rosłoń i Kamil Kosowski musieli przeżyć niezły szok zasiadając na szczycie Trybuny Głównej, na miejscach prasowych. Obdrapanych z farby, z powiewem oldchoolu.

– To jest Bukowa, tu się żyje! – powiedział ten pierwszy na zakończenie transmisji Canal Plus, dając do zrozumienia, że poczuł ten już tak rzadki klimat dawnych czasów.

Morze ludzi na stadionie już długo przed meczem, ta żółta armia kibiców spragnionych wielkiego futbolu. Historia za chwilę miała dziać się na naszych oczach. Wielu kibiców spotykało dawno niewidziane twarze. Jak choćby autor tegoż felietonu, który mecz obserwował w towarzystwie swojego kolegi z podstawówki, z którym to przecież onegdaj na mecze ligowe się jeździło regularnie (pozdro Krzysiu!).

Piękna oprawa spotkania i mogliśmy grać. Niespotykane było to, że w początkowej fazie meczu nawet Główna stała, dopiero potem zaczęliśmy siadać. Czuć było, że to coś zupełnie innego niż te początki wszystkich poprzednich sezonów z 19 lat. No, może poza spotkaniem ze… Źródłem Kromołów w 2005 roku. Jakkolwiek by to dziwnie nie brzmiało, wtedy mieliśmy narodziny nowej GieKSy, które podczas tego czwartoligowego meczu zostały godnie uczczone.

Teraz to było ukoronowanie tego całego okresu i nagroda za te wszystkie lata. Będę utrzymywał, że wynik tego meczu miał drugorzędne znaczenie. Oczywiście punkty w lidze będą na pierwszy miejscu, ale ta inauguracja była po to, by ją po prostu przeżyć. Poczuć zapach ekstraklasy, poczuć klimat wielkiej piłki w Katowicach.

Dlatego apeluję o rozwagę przy ocenach za to spotkanie, bo czytając na forum wypowiedzi pomeczowe kibiców – oczy trochę więdły. Zasłużona krytyka po tym meczu – jak najbardziej, jednak defetystyczna narracja i rozprzestrzenianie widma bezdyskusyjnego spadku powodowała, że można było sobie zadać pytanie, czy niektórzy odnotowali w ogóle fakt awansu. Narracja ta niczym się bowiem nie różniła od wieloletnich na zapleczu elity. Można wręcz odnieść wrażenie, że choćbyśmy grali z Realem Madryt i przegrali np. 0:4, to psioczenie na tego czy tamtego, że się nie nadaje, że błędy trenera, byłoby wyraźne.

Nie chodzi o to, że chcę i zamierzam bronić kogokolwiek. Chodzi mi tylko o tę narrację. W meczu z Radomiakiem mieliśmy aspekty pozytywne i negatywne. I choć przed meczem mogliśmy oczekiwać wygranej z podobno zkryzysowanym Radomiakiem, to jednak ostatecznie – mimo przegranej – mecz ten pokazał, że z drużynami tego pokroju jesteśmy w stanie rywalizować.

Katowiczanie wykreowali sobie okazje bramkowe, stworzyli kilka dynamicznych, ciekawych akcji, a indywidualne wejście Rogali ze skrzydła było wręcz spektakularne. W drugiej połowie GKS zdominował Radomiak i przy odrobinie szczęścia mógł doprowadzić do wyrównania. Gra na czas rywali także dowodziła tego, że po prostu boją się o wynik. Choć i w ofensywie mogło być lepiej, to trzeba przyznać, że było całkiem nieźle.

Gorzej było z defensywą. Nasz zespół dawał się stłamsić i wepchnąć we własne pole karne, zawodnicy nie potrafili wybić piłki i zażegnać nawałnicy piłkarzy Baltazara. W zasadzie obie bramki padły po tego typu sytuacjach. Coraz bardziej pachniało bramką dla rywali, ten wskaźnik dochodził do czerwoności – aż następowało przesilenie – gol.

Nie chcę dywagować o personaliach, bo każdy widział, co się działo. Trener też starał się reagować (już w przerwie) i zapewne sam musi zobaczyć, kto się sprawdza na ekstraklasowym poziomie, a kto nie. Faktem jest, że na pierwszy mecz w ekstraklasie wyszliśmy tylko dwoma nowymi zawodnikami – Klemenzem i Galanem. No może trzema, bo Baranowicz był tak jakby nowy. Czy to była forma nagrody dla poszczególnych piłkarzy za awans – nie wiadomo. W kolejnych meczach jednak najprawdopodobniej proporcje nowych i starych zawodników będą już bardziej zbalansowane.

Widać było, że ekstraklasowe granie to inna para butów. W pierwszej połowie Radomiak pokazał ogranie, technicznie też byli niczego sobie. Trzeba się przystosować do nowych okoliczności. Pierwsza liga to był styl życia, Ekstraklasa też nim będzie – tylko innego rodzaju.

Nie ma co psioczyć, tylko zakasać rękawy i działać. Następne spotkanie gramy ze Stalą Mielec, rywalem wydaje się w naszym zasięgu. Ale to wszystko kwestia względna. Nie wiemy tak naprawdę, jaki poziom względem GKS mają rywale. Musimy więc organoleptycznie się o tym przekonać.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga