Dołącz do nas

Piłka nożna

Noty i opisy za Flotę

Avatar photo

Opublikowany

dnia

GKS Katowice wygrał po raz pierwszy w historii w Świnoujściu. Katowiczanie rozegrali poprawny, ale nie „porywający” mecz, natomiast końcówka była znakomita. Przede wszystkim – mimo kilku błędów – możemy być zadowoleni z postawy defensywy, która nie dopuściła do utraty bramki. Trzeba pochwalić trenera za ciekawe rozwiązania personalne, a także zmiany, które przyniosły efekt.

Antonin Bucek – 6,5
Postawa tego bramkarza robi nam sporo problemów, jeśli chodzi o ocenę. Nie można powiedzieć, że jest to opoka GieKSy, ale trzeba przyznać, że gra równo i dość solidnie. Fantastyczne było wyjście na 40. metr i interwencja po szarży Sebastiana Olszara. Zdarzył się jednak też jeden poważny błąd, po którym rywale omal nie strzelili bramki. Ogólnie – na plus.

Łukasz Pielorz – 7
Zagrał na prawej stronie obrony i spisał się dobrze. Jeśli chodzi i ustawianie się w defensywie, widać u niego na pierwszy rzut oka doświadczenie. Co prawda gdzieś tam zdarzały się sytuację, w których lekko nie nadążył za rywalem, ale też uratował zespół od straty bramki wybijając piłkę z linii bramkowej. Pewniak do gry w pierwszym składzie i solidne wzmocnienie GieKSy.

Mateusz Kamiński – 6,5
Trudno o stoperach mówić, że są widoczni w meczu lub nie, ale Kamiński był wybitnie… niewidoczny. To oznacza między innymi to, że nie popełnił większych błędów. Solidny mecz zawodnika i po osobistym falstarcie z Widzewem ostatnio gra lepiej, no i mógł strzelić gola, ale trafił w poprzeczkę.

Adrian Jurkowski – 6
Również niezłe spotkanie tego zawodnika. Zaliczył kilka naprawdę dobrych interwencji w destrukcji. Grał ofiarnie i ambitnie. Pojawiły się jednak kiksy, jak złe crossowe podanie w pierwszej połowie, po którym szybko poszła kontra i sytuacja sam na sam dla rywali (wspomniane wyjście Bucka). Mocno też nastraszył samego Bucka, trenera i kibiców podaniem do bramkarza, które było bardzo mocne i nieprecyzyjne i tylko w tej kuriozalnej sytuacji można pochwalić Adriana, że zachował się zgodnie z podręcznikami, czyli… nie grał w światło bramki.

Rafał Pietrzak – 5,5
Przeciętnie. Zawodnik mógłby przeprowadzać szarże na lewej stronie, ma ku temu potencjał, ale niestety coraz bardziej popada w szarość i przeciętność. Musi się wziąć w garść, bo trener cały czas mu ufa, ale musi być w końcu większy efekt z jego gry. Faktem jest, że błędów większych nie popełnił.

Michał Nawrot – 5,5
Niespodziewanie wyszedł w pierwszym składzie i nie było najgorzej. Nie unikał gry, uczestniczył w rozgrywaniu, choć z różnym skutkiem. Widać, że chce współpracować z Goncerzem. W drugiej połowie pojawiło się coraz więcej niedokładności i w efekcie został zmieniony. Czekamy na więcej efektywności, bo z Flotą mimo starań jej za bardzo nie było.

Sławomir Duda – 5,5
Kolejny dość niemrawy mecz tego zawodnika, ale bez większych błędów. Nie wiemy czy to wrażenie czy fakt, ale wygląda to tak, jakby Duda miał niewiele kontaktów z piłką. Nie pamiętamy jakichś ciekawszych zagrań ze strony tego zawodnika.

Kamil Cholerzyński – 6
Średnie zawody, nie było tak źle jak ostatnio. To co zapamiętamy, to fantastyczny strzał w słupek po palcach bramkarza, gdyby to weszło… Dziwimy się, że trener wystawia Kufla cały czas do składu, ale gdyby strzelił gola to można by było przyznać rację trenerowi.

Przemysław Pitry – 6
Również przeciętne spotkanie tego zawodnika. W zasadzie prawie niczym nie zabłysnął. Próbował rozgrywać z klepki, raz czy dwa niezłym prostopadłym podaniem uruchomił kolegów, ale na razie to za mało. Miał ćwierć asysty przy golu.

Kamil Bętkowski – 6,5
Niespodziewanie wyszedł w pierwszym składzie i widać, że jest to talent pełną gębą. Nie boi się rozgrywać piłki, ten młokos bierze na siebie odpowiedzialność za kreowanie gry. Na razie różny jest tego skutek, ale kilka akcji naprawdę mogło się podobać. W drugiej połowie trochę niedokładności. Podoba nam się pomył tego zawodnika w pierwszym składzie!

Grzegorz Goncerz – 6
Walka, ambicja, czasem aż za duża, ale to nie wada. Dwie żółte kartki zaskutkowały usunięciem z boiska. Po pierwszej żółtej kartce na boisku miała miejsce bijatyka, w której Gonzo był jednym z najbardziej aktywnych uczestników. No i powiedzmy, że to niezły gagatek, bo po czerwonej kartce chciał boiskiem iść do szatni (szatnie są za bramkami) i mógłby tak schodzić i ze 3 minuty. Piłkarsko niewiele, ale tradycyjnie z efektem – bo gola nie strzelił, ale zaliczył asystę. Czyli czwarty mecz i czwarty punkt w klasyfikacji kanadyjskiej.

Krzysztof Bodziony (grał od 66. minuty) – niesklas.
Wszedł na boisko i na początku gdzieś tam schował się za swoimi kolegami z Floty. Zupełnie niewidoczny, czaił się, czaił, aż w końcu wystrzelił – w 90. minucie i to tak, że padła z tego bramka. Efekt – znakomity!

Piotr Ceglarz (grał od 77. minuty) – niesklas.
Sam po wejściu nie był jakimś dominującym zawodnikiem, ale to właśnie podczas jego obecności GieKSa się rozkręciła, miała kilka sytuacji bramkowych, stałe fragmenty, w końcu zdobyła gola. To tylko przemawia za zawodnikiem.

Krzysztof Wołkowicz (grał od 87. minuty) – niesklas.
Krótki pobyt na boisku, ale efektywny. Dośrodkowywał z akcji i rzutów rożnych, widać jego aktywność. Wołkowicz na ten moment zdecydowanie zasługuje ba grę w pierwszej jedenastce i nawet byliśmy lekko zdziwieni, że w Świnoujściu tak się nie stało.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kibice Piłka nożna

Radomiak Radom kibicowsko

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Warchoły, bo tak potocznie nazywa się kibiców Radomiaka Radom, są naprawdę starą i solidną ekipą kibicowską na piłkarskiej mapie Polski. Ich wizerunkowy problem polegał na tym, że nie grali 36 lat w Ekstraklasie, więc nie było za bardzo możliwości, by o nich usłyszeć. W latach 90., kiedy kształtowały się wszystkie chuligańskie składy, Zieloni grali na poziomie obecnej II i III ligi, siejąc spustoszenie po okolicznych miejscowościach.

Ich żywot na trybunach zapoczątkował się pod koniec lat 70., a na dobre weszli w kibicowską mapę Polski w latach 80. Od zawsze byli pozytywni nastawieni do Legii Warszawa, natomiast wzajemna nienawiść między miastami Kielce – Radom, sprawiła, że z Koroniarzami mają do dziś największą kosę.

W sezonie 1984/1985, który był ich wtedy jednosezonowym epizodem, a my graliśmy ze sobą ostatni raz, zawarli zgodę z Legią, jadąc do stolicy w 1000 głów. Przyjaźń ta nie przetrwała ze względu na ostatnią kolejkę sezonu, w której Legia zremisowała  z Pogonią Szczecin, przez co Portowcy utrzymali się w elicie, zaś Warchoły spadli z ligi.

W 1994 roku była ponowna próba nawiązania sztamy z Legią, jednak kością niezgody była Pogoń, z którą Legioniści kilka miesięcy wcześniej odnowili zgodę i fani z Radomia mieli w pamięci, przez kogo spadli z ligi, więc temat poszedł w zapomnienie.

Przez cały kolejny okres kibicowski fani Radomiaka związali się jedynie układem chuligańskim z GKS-em Bełchatów i Stalą Rzeszów, ale czas zweryfikował, że do siebie nie pasowali i relacje zostały zakończone. Okres bycia osamotnioną ekipą nie oznaczał, że stali w miejscu. Klub się piął w górę i grali na zapleczu Ekstraklasy, a dzięki temu, że polska scena kibicowska się mocno rozwijała, to dorobili się solidnych fan clubów takich ekip jak: Polonia Iłża, Proch Pionki czy Szydłowianka Szydłowiec (wszystkie już wymarły), które w swoim „primie” mocno się udzielały w regionie i trwała ciekawa regionalna rywalizacja z koalicją Broni Radom i Powiślanki Lipsko.

Odnośnie do derbowego rywala – Chłopców z placu Broni, którzy w latach 90. mieli naprawdę solidną bandę i dobrze funkcjonowali. W 2004 roku było apogeum wyjaśnienia kto „nosi spodnie” w mieście. Podczas derbów Broń – Radomiak, Zieloni wjechali na stadion gospodarzy i zajęli ich młyn, śpiewając: „Nie ma już Broni, w Radomiu nie ma już Broni”. Na uratowanie honoru gospodarzy wybiegła garstka kibiców Broni na przegrane starcie, ale było już po wszystkim. Po tym meczu ówczesna zgoda Broni – Hutnik Kraków podziękował im za przyjaźń.

Wiosną 2016 roku Radomiak zawarł układ chuligański z warszawską Legią, a finałem był mecz Radomiak – Siarka Tarnobrzeg jesienią 2017 roku, gdzie ogłoszono kibicowskiej Polsce, że Radom i Warszawę łączy sztama.

Nasze relacje z Radomiakiem ciężko opisać… Ostatni mecz ligowy na Bukowej graliśmy w październiku 1984 roku, czyli chwilę po tym jak Blaszok został oddany do użytku. Wtedy „luksusowa” trybuna i nikt nie zakładał, że będzie to siedlisko jednych z najwierniejszych grup kibicowskich w Polsce, które wyznaczą standardy, czym jest niezłomność w walce o swój klub.

W maju 1996 roku podczas meczu z Legią Warszawa, kiedy dostaliśmy sromotne lanie 0:5, doszło do zakończenia zgody z Avią Świdnik, która przyjeżdżając, usłyszała, że nic już nas nie łączy i nieświadoma tego dnia ekipa Radomiaka zawitała „po zgodę”, ale nie znalazła uznania ani chętnych do przybicia tej relacji, mimo bycia goszczonym wielokrotnie w Katowicach.

Jesienią 1996 roku na Bukowej odbył się mecz reprezentacji Polski z Mołdawią, który wygraliśmy 2:1, a samo spotkanie miało historyczny moment na naszym obiekcie, gdyż został wprowadzony przepis, że na meczach reprezentacji mogą obowiązywać tylko i wyłącznie biało-czerwone barwy, do których oczywiście nie wszyscy się zastosowali. Na Blaszoku (przy pełnym stadionie) zasiadło mnóstwo ekip, ale to chuligani GieKSy byli w tym dniu gospodarzami swojej trybuny i widząc 50-osobową ekipę Radomiaka w sektorze A, stojącą razem ze Stomilem Olsztyn i Polonią Bydgoszcz, wpadli w nich, przez co doszło do mocnej awantury, zaś „goście” musieli zostać wyprowadzeni przez policję ze stadionu. Na „pożegnanie” nasi chuligani wybili szyby w ich autokarze i niemal go wywrócili.

Jesienią 2016 roku los skrzyżował nas w Pucharze Polski, ale wtedy Szaleńcy z Bukowej nie mogli zawitać z powodu „remontu sektora gości”, co w późniejszych latach stało się mottem działaczy z Radomia. Obecnie Radomiak posiada nowy obiekt, powstał sektor gości, ale… nikt na nim nie zasiada. Miasto jest specyficznie uzależnione politycznie od służb mundurowych, które skutecznie wpływają na działaczy, przez co fani Radomiaka na meczach domowych bawią się sami. Jedynie mecz zgodowy z Legią Warszawa ma inny charakter widowiska, przez wspólny doping na jednej trybunie.

Do zobaczenia na Bukowej, bo Warchoły pierwszy i ostatni raz usłyszą huk z Blaszoka!

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Ekstraklasa zawitała na Bukową

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Ekstraklasa znowu na Bukowej. Pierwszy mecz GieKSa niestety przegrała z Radomiakiem Radom. Zapraszamy do fotorelacji z tego spotkania.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Pierwsze śliwki – robaczywki

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

No i wielki mecz za nami. Doświadczyliśmy tego – niektórzy po raz pierwszy w życiu, inni po niemal jednej piątej wieku. Na Bukową zawitała ekstraklasa. Wspomniani w felietonie przedmeczowym Marcin Rosłoń i Kamil Kosowski musieli przeżyć niezły szok zasiadając na szczycie Trybuny Głównej, na miejscach prasowych. Obdrapanych z farby, z powiewem oldchoolu.

– To jest Bukowa, tu się żyje! – powiedział ten pierwszy na zakończenie transmisji Canal Plus, dając do zrozumienia, że poczuł ten już tak rzadki klimat dawnych czasów.

Morze ludzi na stadionie już długo przed meczem, ta żółta armia kibiców spragnionych wielkiego futbolu. Historia za chwilę miała dziać się na naszych oczach. Wielu kibiców spotykało dawno niewidziane twarze. Jak choćby autor tegoż felietonu, który mecz obserwował w towarzystwie swojego kolegi z podstawówki, z którym to przecież onegdaj na mecze ligowe się jeździło regularnie (pozdro Krzysiu!).

Piękna oprawa spotkania i mogliśmy grać. Niespotykane było to, że w początkowej fazie meczu nawet Główna stała, dopiero potem zaczęliśmy siadać. Czuć było, że to coś zupełnie innego niż te początki wszystkich poprzednich sezonów z 19 lat. No, może poza spotkaniem ze… Źródłem Kromołów w 2005 roku. Jakkolwiek by to dziwnie nie brzmiało, wtedy mieliśmy narodziny nowej GieKSy, które podczas tego czwartoligowego meczu zostały godnie uczczone.

Teraz to było ukoronowanie tego całego okresu i nagroda za te wszystkie lata. Będę utrzymywał, że wynik tego meczu miał drugorzędne znaczenie. Oczywiście punkty w lidze będą na pierwszy miejscu, ale ta inauguracja była po to, by ją po prostu przeżyć. Poczuć zapach ekstraklasy, poczuć klimat wielkiej piłki w Katowicach.

Dlatego apeluję o rozwagę przy ocenach za to spotkanie, bo czytając na forum wypowiedzi pomeczowe kibiców – oczy trochę więdły. Zasłużona krytyka po tym meczu – jak najbardziej, jednak defetystyczna narracja i rozprzestrzenianie widma bezdyskusyjnego spadku powodowała, że można było sobie zadać pytanie, czy niektórzy odnotowali w ogóle fakt awansu. Narracja ta niczym się bowiem nie różniła od wieloletnich na zapleczu elity. Można wręcz odnieść wrażenie, że choćbyśmy grali z Realem Madryt i przegrali np. 0:4, to psioczenie na tego czy tamtego, że się nie nadaje, że błędy trenera, byłoby wyraźne.

Nie chodzi o to, że chcę i zamierzam bronić kogokolwiek. Chodzi mi tylko o tę narrację. W meczu z Radomiakiem mieliśmy aspekty pozytywne i negatywne. I choć przed meczem mogliśmy oczekiwać wygranej z podobno zkryzysowanym Radomiakiem, to jednak ostatecznie – mimo przegranej – mecz ten pokazał, że z drużynami tego pokroju jesteśmy w stanie rywalizować.

Katowiczanie wykreowali sobie okazje bramkowe, stworzyli kilka dynamicznych, ciekawych akcji, a indywidualne wejście Rogali ze skrzydła było wręcz spektakularne. W drugiej połowie GKS zdominował Radomiak i przy odrobinie szczęścia mógł doprowadzić do wyrównania. Gra na czas rywali także dowodziła tego, że po prostu boją się o wynik. Choć i w ofensywie mogło być lepiej, to trzeba przyznać, że było całkiem nieźle.

Gorzej było z defensywą. Nasz zespół dawał się stłamsić i wepchnąć we własne pole karne, zawodnicy nie potrafili wybić piłki i zażegnać nawałnicy piłkarzy Baltazara. W zasadzie obie bramki padły po tego typu sytuacjach. Coraz bardziej pachniało bramką dla rywali, ten wskaźnik dochodził do czerwoności – aż następowało przesilenie – gol.

Nie chcę dywagować o personaliach, bo każdy widział, co się działo. Trener też starał się reagować (już w przerwie) i zapewne sam musi zobaczyć, kto się sprawdza na ekstraklasowym poziomie, a kto nie. Faktem jest, że na pierwszy mecz w ekstraklasie wyszliśmy tylko dwoma nowymi zawodnikami – Klemenzem i Galanem. No może trzema, bo Baranowicz był tak jakby nowy. Czy to była forma nagrody dla poszczególnych piłkarzy za awans – nie wiadomo. W kolejnych meczach jednak najprawdopodobniej proporcje nowych i starych zawodników będą już bardziej zbalansowane.

Widać było, że ekstraklasowe granie to inna para butów. W pierwszej połowie Radomiak pokazał ogranie, technicznie też byli niczego sobie. Trzeba się przystosować do nowych okoliczności. Pierwsza liga to był styl życia, Ekstraklasa też nim będzie – tylko innego rodzaju.

Nie ma co psioczyć, tylko zakasać rękawy i działać. Następne spotkanie gramy ze Stalą Mielec, rywalem wydaje się w naszym zasięgu. Ale to wszystko kwestia względna. Nie wiemy tak naprawdę, jaki poziom względem GKS mają rywale. Musimy więc organoleptycznie się o tym przekonać.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga