Dołącz do nas

Piłka nożna Wywiady

Okiem rywala: Ekstraklasa przerasta Lechię

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Lechia Gdańsk przystępowała do sezonu jako zwycięzca I ligi, tymczasem na półmetku rozgrywek jest najsłabszym z beniaminków, a ryzyko spadku z ligi jest w ich przypadku bardzo realne. O przyczyny takiego stanu rzeczy i oczekiwania przed naszym sobotnim meczem zapytaliśmy Karolinę Jaskulską z redakcji serwisu Lechia.net.

Przed każdym naszym meczem na kibicowskim forum zakładamy temat, w którym dyskutujemy przed i po spotkaniu. W tym roku był jednak mecz, który doczekał się swojego osobnego wątku, a nie grał w nim GKS. Spróbujesz zgadnąć, o jaki mecz chodzi?
Skoro o to pytasz, to podejrzewam, że był to mecz z udziałem Lechii, który mógł wam pomóc w awansie. Musi więc chodzić o wygrane derby z Arką.

Zgadza się. W Katowicach śledziliśmy je z zapartym tchem. Jakie było wasze podejście do tamtych derbów? Piłkarsko sezon dla was był już skończony, bo awans zapewniliście sobie tydzień wcześniej w Krakowie.
W kontekście tamtego meczu z Arką należy wrócić do tego, co wydarzyło się dokładnie rok temu w jesiennych derbach w Gdyni, które Lechia przegrała 0:1 po rzucie karnym. Otoczka była specyficzna, bo spadł wtedy pierwszy śnieg, co dla niektórych zagranicznych piłkarzy, jak na przykład Australijczyk Louis D’Arrigo, było zupełnie nowym doświadczeniem. Derby zawsze wywołują dodatkową mobilizację, przede wszystkim wśród kibiców. Była więc chęć rewanżu, ponadto wiosną po raz pierwszy na nowym stadionie pojawili się goście z Gdyni. Wyprzedano wszystkie bilety, ponad 30 tysięcy, dlatego był to dla nas ważny mecz, którego stawką był prymat w Trójmieście. Mówiło się też o tym, aby dodatkowo pomieszać Arce szyki w walce o awans. Potwierdziły to wydarzenia na boisku, gdzie przez blisko 60 minut graliśmy w osłabieniu, a mimo to wygraliśmy. Była jeszcze sytuacja z potencjalnym karnym dla Arki w ostatniej minucie, gdzie jakimś cudem sędzia na VAR nie dopatrzył się faulu. Dzięki temu zapewniliśmy sobie wygranie ligi, dostaliśmy pamiątkowy puchar, a po meczu była spontaniczna feta na Starym Mieście, gdzie pod Neptunem świętowaliśmy razem z drużyną.

Ten sukces był dla Was zaskoczeniem? Przed sezonem chyba nikt nie stawiał was w gronie faworytów ligi, patrząc na zawirowania organizacyjne w waszym klubie.
Pamiętamy, co działo się na początku ubiegłego sezonu, gdzie w pierwszej kolejce Lechia pojechała do Głogowa, a trener Szymon Grabowski miał do dyspozycji 15 piłkarzy. Letnia przerwa między sezonami to był bardzo trudny okres, bo wciąż decydowały się sprawy związane ze zmianami właścicielskimi, odeszło też wielu piłkarzy. Panował chaos i niepewność, odwoływano sparingi i obóz przygotowawczy. Dopiero z czasem postawa drużyny dała nadzieję na pozytywne rozstrzygnięcie sezonu. Do drużyny dołączyli piłkarze wartościowi jak na warunki I ligi, tacy jak Rifet Kapić, Camilo Mena, Iwan Żelizko czy Maksym Chłań. Drużyna się zgrywała, szatnia stawała się jednością i mimo zawirowań organizacyjnych osiągaliśmy dobre wyniki. Po dobrze przepracowanej zimie świetnie rozpoczęliśmy rundę rewanżową, co dało podstawy do realnej wiary w awans. Ogromną rolę odegrał w tym wszystkim trener Szymon Grabowski i jego sztab. Bez niego nie byłoby awansu. Lechia wróciła tam, gdzie jej miejsce, bo trzeba pamiętać, że jest to klub z bogatą historią, który zapisał się na kartach polskiej piłki.

Do niedawna noszony na rękach trener Grabowski został kilka dni temu odsunięty od zespołu. Czy to on ponosi winę za słabe wyniki Lechii w Ekstraklasie?
Trener padł ofiarą własnego sukcesu. W trudnych warunkach osiągnął wynik, którego tak naprawdę się nie spodziewaliśmy. Przed obecnym sezonem obiecano mu poprawę sytuacji: do drużyny miał dołączyć napastnik i trzech obrońców, mówiło się np. o Arkadiuszu Pyrce z Piasta. Tymczasem przeprowadzono transfery, które moim zdaniem są niewypałami. Trener nie miał materiału, na którym mógłby pracować i osiągać dobre wyniki w Ekstraklasie. Padł ofiarą nie tylko swojego sukcesu, ale także lojalności, bo latem miał ofertę z Zagłębia Lubin, o czym donosiły Meczyki.pl. Został jednak w Gdańsku, bo wierzył, że jest tu w stanie robić wielkie rzeczy. I choć sam również popełniał błędy i nie wszystkie jego decyzje podobały się kibicom, to uczył się Ekstraklasy i zdobywał doświadczenie. Z powodu widzimisię prezesa został jednak odsunięty od prowadzenia drużyny.

Spodziewaliście się takiego ruchu zarządu?
Jeszcze miesiąc temu Paolo Urfer wydał komunikat, w którym informował o pełnym wsparciu dla trenera Grabowskiego, ale już w drugim zdaniu wytykał mu błędy i brak opieki trenerskiej nad zespołem. Czuło się, że może to być zapowiedź końca trenera Grabowskiego w Lechii, a zarząd szuka kogoś na jego miejsce. Dziś Paolo Urfer nie potrafi nawet zwolnić trenera, wydając kuriozalny komunikat o jego zawieszeniu (rozmawialiśmy przed oficjalnym ogłoszeniem rozwiązania kontraktu z trenerem – przyp. red). Wiadomo, że Szymon Grabowski nie poprowadzi już drużyny i nie pojawi się ani w szatni, ani na stadionie, chyba że w roli kibica, bo pracując tutaj mocno zżył się z naszym środowiskiem. Sama tego doświadczyłam, bo w dniu meczu z Pogonią obchodziłam swoje urodziny. Trener o tym wiedział i po meczu, mimo że przegranym, spotkał się ze mną, przyniósł prezent i przeprosił za porażkę. A 5 minut później został zwolniony…

Jak przebiegają poszukiwania nowego trenera?
Mówi się o trenerze zza granicy, bo nikt z polskich szkoleniowców nie chce wchodzić w tak niepewny projekt. Natomiast ktoś spoza środowiska może nie być świadomy tego, co dziś dzieje się w Lechii, podobnie jak David Badia, który był naszym trenerem wiosną 2023, kiedy spadliśmy z Ekstraklasy. Ponadto moment zwolnienia też wydaje się nieprzemyślany, bo można to było zrobić albo w przerwie na kadrę, albo po zakończeniu rundy, a nie po porażce z Pogonią. Mimo to uważam, że Szymon Grabowski prędzej czy później wróci do Ekstraklasy, za to nie mam pewności, czy zostanie w niej Lechia.

W sobotę na ławce trenerskiej usiądzie Kevin Blackwell. Jaką rolę ta postać odgrywa w Lechii?
Blackwell trafił do Lechii w październiku ubiegłego roku. Jest bardzo dobrym znajomym prezesa Urfera i został zatrudniony jako dyrektor techniczny, wzorem angielskiego modelu zarządzania. Miał być łącznikiem między prezesem a sztabem, przełożonym trenera, ale nie wchodzić w jego kompetencje. Rzeczywistość okazała się jednak inna, bo prowadził treningi, wygłaszał przemowy w szatni, a nawet w trakcie meczów schodził na ławkę i dawał wskazówki drużynie. Po awansie do Ekstraklasy wymienił połowę sztabu szkoleniowego, w ich miejsce sprowadzając ludzi z Anglii. Teraz po zwolnieniu Szymona Grabowskiego od razu wskoczył w jego buty. W meczu z GKS-em zasiądzie na ławce, mimo że nie ma ważnej licencji UEFA Pro. Dlatego dołączył do niego Radosław Bella, który tę licencję ma. Jednak to Blackwell będzie rządził, mimo że jest osobą nielubianą i nie cieszy się zaufaniem kibiców.

Trudno mówić o przemyślanej filozofii budowania drużyny w obliczu problemów organizacyjnych w Gdańsku. Czy zarząd ma pomysł na Lechię w Ekstraklasie?
Problemy finansowe w Lechii ciągną się od wielu lat i przyjście Paolo Urfera tego nie zmieniło. Prezes obiecywał złote góry, słyszeliśmy o sponsorze, mocnych transferach do Ekstraklasy, ale jak na razie na obietnicach się skończyło. Patrząc z perspektywy obecnego sezonu można oceniać, że awans to było osiągnięcie ponad stan, zarówno sportowo, jak i organizacyjnie. Dziś Ekstraklasa przerasta Lechię i mamy poczucie, że roczna banicja w I lidze niewiele zmieniła.

Pozycja Lechii w tabeli pokazuje, że transfery, które wystarczyły na zdominowanie I ligi to za mało na Ekstraklasę.
Nie ulega wątpliwości, że zimą musimy się solidnie wzmocnić na każdej pozycji. Obecny skład doskonale poradził sobie w I lidze, ale to za mało na poziom Ekstraklasy. Mogłabym wskazać 3-4 piłkarzy, którzy pasują poziomem do najwyższej ligi. Są to na pewno Kapić i młodzi skrzydłowi – Mena i Chłań, którzy mają wielki talent i odnaleźli się w tej lidze. Dla pozostałych Ekstraklasa to raczej za wysokie progi. Nie jest to jednak wyłącznie wina piłkarzy, bo gdyby mieli doświadczonych partnerów, którzy byliby dla nich wsparciem, to cały zespół funkcjonowałby lepiej. Dziś Lechia nie ma lidera, który mógłby być wzorem dla młodych piłkarzy. W styczniu dołączy do nas Michał Głogowski z Hutnika Kraków, który jest wiceliderem strzelców II ligi, nie spodziewam się jednak, że będzie on naszym zbawieniem. Jeśli nie będzie istotnych wzmocnień, przede wszystkim w obronie, to Lechia nie utrzyma się w lidze. Ponadto nie omijają nas kontuzje, bo na dłużej z gry wyłączeni są Bobcek i Mena, poważnych urazów doznali młodzieżowcy Marcel Bajko i Wojtek Madej, którzy brali udział w treningach pierwszej drużyny. Nie pomogły zmiany w sztabie medycznym dokonane latem przez Kevina Blackwella. Dość powiedzieć, że Kevin Paxton jako fizjoterapeuta pracuje zdalnie z Anglii, jednocześnie szukając nowej pracy na LinkedIn.

Gdy mówimy o kontuzjach, warto wrócić do ubiegłego sezonu, gdy uraz na długo wyeliminował lidera Lechii w tamtym okresie – Luisa Fernandeza. Dlaczego dziś nie ma go już w Gdańsku?
Transfer Fernandeza miał legitymizować projekt „Lechia Gdańsk w I lidze”. Jego przyjście z Wisły Kraków było zaskoczeniem dla całego środowiska piłkarskiego w Polsce. Był gwiazdą i od początku sezonu strzelał dużo goli. Niestety nabawił się kontuzji kolana i przeszedł operację. Wrócił w kwietniu, zagrał po kilka minut z Odrą i GKS-em w Katowicach, ale kontuzja się odnowiła i konieczny był drugi zabieg. Mimo, że nie grał, to zawsze był przy drużynie i jako kapitan był ważną postacią w szatni. Gdy wreszcie wrócił do zdrowia, prezes Urfer zdecydował o jego odsunięciu. Powód był oczywisty: piłkarz domagał się wypłaty zaległych pensji. Dlatego Fernandez zdecydował się rozwiązać kontrakt, a jego sprawa będzie rozpatrywana przez piłkarskie trybunały. Dziś na pewno przydałby się tej drużynie, bo dawał dużo jakości i doświadczenia.

Najnowsza historia ligowych pojedynków GieKSy z Lechią nie jest zbyt bogata. Masz szczególne wspomnienia tych meczów?
Kiedy Lechia regularnie rywalizowała z GieKSą, nie było mnie jeszcze na świecie. Pamiętam nasze mecze w sezonie 2007/2008, kiedy awansowaliśmy do Ekstraklasy i udało się was dwukrotnie pokonać. Najbardziej żywe są wspomnienia z ubiegłego sezonu, kiedy wygraliśmy w Gdańsku, a w Katowicach lepszy był GKS. Wszyscy doskonale pamiętamy nasz ostatni mecz przy Bukowej, gdzie Lechia przegrała po golu Arka Jędrycha w doliczonym czasie. Nie wykorzystaliśmy wtedy wielu okazji na gola, grając przecież z przewagą jednego zawodnika. Był to dla nas trudny moment, który zasiał trochę niepewności, ale mimo tej porażki nikt nie zwątpił w to, że możemy wrócić do Ekstraklasy.

Historię Lechii i GKS-u łączy Sławomir Wojciechowski – rodowity gdańszczanin, który swoje sukcesy święcił m.in. w Katowicach.
Uważam, że jest to jeden z najlepszych polskich piłkarzy lat 90. Odnosił sukcesy nie tylko w Polsce, ale i za granicą, kiedy niewielu piłkarzy wyjeżdżało, aby grać w europejskich ligach. Sławek był ważną postacią GKS-u i odniósł wiele sukcesów z tym klubem, ale miał też dobry czas w Lechii i zapisał się w naszej historii, zarówno jako piłkarz, jak i działacz. Jest to postać, która łączy oba kluby, będąc jednocześnie jedną z ważniejszych postaci polskiej piłki lat 90.

Zwycięstwo w Katowicach w sobotę jest dla Lechii obowiązkiem?
Mając 5 punktów straty do bezpiecznej pozycji w tabeli trzeba szukać punktów z każdym, niezależnie od poziomu przeciwnika. W sobotę jedziemy do Katowic, gdzie czeka nas mecz przy pełnych trybunach, prawdopodobnie wasz ostatni mecz na starym stadionie. Atmosfera będzie więc szczególna, tym bardziej jeśli chodzi o uhonorowanie śp. Jana Furtoka. Dla waszej społeczności będzie to więc ważne wydarzenie, a piłkarsko GieKSa też musi punktować, bo wasza przewaga nad strefą spadkową nie jest duża. Oba zespoły będą chciały wygrać, ale nie spodziewam się fajerwerków po Lechii. Nie liczę też na efekt „nowej miotły”. Zakładam remis, a w czarnym scenariuszu zwycięstwo waszej drużyny. Każdy to wie, że musimy punktować, ale w tym sezonie nie za bardzo nam to wychodzi.

Remis będzie waszym sukcesem?
Myślę, że tak. Punkt przywieziony z wyjazdu to zawsze jakiś dorobek, jednak Lechia już kilka takich remisów ma i nie poprawia to naszej sytuacji w tabeli. W Kielcach zremisowaliśmy 0:0 nie oddając celnego strzału na bramkę, były też lepsze mecze, jak remis 3:3 w Gliwicach. Remis w Katowicach zostanie przyjęty jako dobry wynik, bo w takim miejscu jest dziś nasz zespół, że o każdy punkt jest trudno. Każdy chciałby zwycięstwa, ale patrząc na obecną atmosferę w Gdańsku bardziej prawdopodobna jest wygrana gospodarzy.

Pokusisz się o wytypowanie wyniku?
Sercem postawię na remis bramkowy, bo tracimy dużo goli, więc musimy też strzelić. Na dziś stawiam na 2:2.


Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna

Losowanie PP: Koncert życzeń GieKSa.pl

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Już jutro o godzinie 12:00 w siedzibie TVP Sport odbędzie się losowanie 1/8 finału Pucharu Polski. W stawce pozostało już tylko 16 drużyn: 10 ekip z ekstraklasy, 4 drużyny z I ligi, 1 z II ligi oraz 2 z III ligi. Postanowiliśmy podzielić się z Wami naszymi typami i marzeniami dotyczącymi rywala w nadchodzącej rundzie. A co przyniesie los? Zobaczymy już we wtorkowe południe.

Fonfara
Ciekawym pojedynkiem bez wątpienia byłby mecz z Polonią Bytom i możliwość spotkania Jakuba Araka, który właśnie w naszym klubie się przecież odblokował. Najgorszymi opcjami wydają się być Raków Częstochowa i Piast Gliwice, bowiem rywale o takim podejściu do piłki nożnej dodatkowo zabierają kibicom chęć przychodzenia na mecze w środku tygodnia.

Kosa
Na pewno chciałbym uniknąć (dokładnie w takiej kolejności): Górnika, Jagiellonii, Rakowa i Lecha. Z pozostałymi ekstraklasowiczami możemy zagrać, choć oczywiście preferowałbym wtedy domowe spotkanie.

Natomiast z pewnych wyjazdów, czyli wylosowania drużyn z niższych lig, to ciekawie wyglądałaby Avia (niedaleko, niska liga) oraz Polonia Bytom (lokalnie, dawno nie graliśmy). Wyjazdowicze nie obraziliby się zapewne także na Śląsk we Wrocławiu.

Ciekawostką jest to, że jeśli wylosujemy na wyjeździe Raków, Widzew, Jagiellonię lub Lechię, to… w 2025 roku zagralibyśmy aż trzy wyjazdowe spotkania z tymi rywalami.

Flifen
Najśmieszniej byłoby zagrać przeciwko Wiśle Kraków lub Pogoni Szczecin. W przypadku wygrania z jakimikolwiek kontrowersjami, z którymkolwiek z tych klubów, content na Twitterze Alexa Haditaghiego bądź Jarka Królewskiego byłby nieziemski. Natomiast pod względem poziomu sportowego i kibicowskiego dobrym losowaniem byłaby Polonia Bytom, która powinna być na spokojnie do ogrania, a i frekwencja w takim meczu nie powinna zawieść.

Misiek
Najbardziej chciałbym zagrać z Avią Świdnik lub Zawiszą Bydgoszcz lub Polonią Bytom, ponieważ to są stadiony, na których jeszcze nie byłem. Najbardziej nie chciałbym zagrać z Rakowem Częstochowa, ponieważ znów byłyby dwa mecze koło siebie w pucharze i w lidze, oraz nie widzi mi się wyjazd do Chojnic w środku tygodnia z powodu mało atrakcyjnego rywala i odległości.

Kazik
Z osobistych pobudek to Śląsk Wrocław, w zeszłym sezonie nie było mi dane tam pojechać, a teraz może się uda. Nie wiem, gdzie Polonia Bytom będzie grała ewentualnie ten mecz, ale jechać tam na ten orlik ze sztuczną trawą i granulatem niespecjalnie mi się uśmiecha… jeszcze Jakub Arak coś strzeli, a lubię go i nie chcę tego zmieniać 🙂

Marek
Przez tyle lat czekaliśmy na Puchar Polski jak na okno do Ekstraklasy z nadzieją, aby uchyliło się chociaż odrobinę i pozwoliło oddychać tym samym powietrzem co krajowa elita… Dzisiaj tuzy Ekstraklasy otwierają listę drużyn, z którymi nie chcemy grać na tym etapie. To najlepszy dowód na to, jaki skok wykonaliśmy przez ostatnie dwa lata: nomen omen lata świetlne! Z uwagi na zależności rodzinne (kuzyni z Dolnego Śląska kibicujący Śląskowi) najbardziej chciałbym trafić Śląsk na wyjeździe. U siebie zdążyliśmy zagrać i razem z kuzynami oglądaliśmy to „widowisko” na starej Bukowej. We Wrocławiu z uwagi na Święta nie mieliśmy szans się spotkać. Poza tym z uwagi na cykl „Okiem rywala” łapię kontakt z przedstawicielami innych klubów – z jednymi gorszy, z drugimi lepszy i czasem wbijamy sobie różne szpilki 😉 Tym kluczem chciałbym trafić na Widzew (pozdrawiam Michał) lub Koronę (piona Michał i marxokow). Górnik za to dopiero w finale, najlepiej na Śląskim, bo 3 maja córka ma komunię, więc logistyka byłaby łatwiejsza 😂 Rywali z niższych lig trochę się boję, z uwagi na stan boiska w grudniowe popołudnie, ale bytomski orlik powinien być wtedy jak najbardziej zdatny do użytku 😜 Tak czy inaczej, sam fakt, że w listopadzie rozmawiamy jeszcze o GieKSie w Pucharze Polski jest dla mnie powodem do uśmiechu. Czas na kolejny krok w stronę Narodowego.

Błażej
Przede wszystkim dla mnie zawsze liczy się awans, a będzie łatwiej o kolejną rundę, grając z niżej notowanym rywalem. By nie jeździć daleko, życzyłbym sobie Avię Świdnik. Polonia Bytom niby fajny rywal, ale chyba tylko jeśli mielibyśmy grać na Śląskim. Granie na Orliku w grudniu z rywalem, który dobrze się prezentuje, może nie być takie proste. Jak mamy grać z kimś z Ekstraklasy to najlepiej u siebie z Piastem. Widać po wywiadach, że trenerowi Górakowi zależy mocno by w tym roku grać w PP na wiosnę, pewnie taki cel postawili sobie przed drużyną i chcą go skutecznie realizować. Fajnie byłoby to zrealizować, bo granie na wiosnę w PP byłoby małą nowością dla nas.

Jaśka
Ja napiszę króciutko: wszyscy byle nie Górnik, mamy ostatnio złe wspomnienia z nimi odnośnie pucharu Polski.

Shellu
Na pewno nie chciałbym trafić na Wisłę Kraków. Nie dość, że mecz na wyjeździe, to jeszcze z piekielnie mocnym i rozpędzonym rywalem. Spokojnie – zmierzymy się z nimi w ekstraklasie. Zdecydowanie chciałbym też uniknąć Korony czy Górnika. Jeśli chodzi o zespoły z ekstraklasy, to nie pogardziłbym Widzewem, nawet jeśli byłby na wyjeździe. Musimy tę ekipę w końcu przełamać. Polonia Bytom i Śląsk Wrocław nie byłyby złe. Nie pogardziłbym także powrotem do Chojnic, z uwagi na ładnie położony stadion i dobre wspomnienia. A najbardziej kuriozalnym losowaniem będzie Raków na wyjeździe i dwa mecze przy Limanowskiego w grudniowym mrozie – na tym najzimniejszym stadionie w Polsce 😉

Kontynuuj czytanie

Felietony

I co, niedowiarki?

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Mam satysfakcję, nie powiem. Może to i małostkowe, bo stwierdzenie „a nie mówiłem?”, często dotyczy jakichś utarczek, sporów, w których jedna strona chce coś udowodnić drugiej. Często jednak ta chęć „żeby było po mojemu” dotyczy pokazania, że coś poszło źle (tak jak przewidywałem), że ktoś nie dał rady (tak jak mówiłem). Tutaj jest inaczej. Mam satysfakcję, że zaraz po meczu z Lechem Poznań, kiedy wielu kibiców zmieszało drużynę i trenera z błotem – napisałem felieton przypominający, w jakim jeszcze niedawno byliśmy miejscu, jakie mieliśmy kryzysy i z jakiego bagna udawało nam się wygrzebać. I że teraz nie należy odtrąbiać sportowego upadku GieKSy i desperacko nawoływać do zmiany trenera. Kazimierz Greń mówił kiedyś „ruda małpo, ja jeszcze żyję”. Widziałem nie światełko, a duże światło. Widziałem, że GieKSa w końcu zaczęła grać swoje w Płocku, a i mecz z Lechem był dobry, choć przegrany. I poszło.

Oczywiście po felietonie czytałem standardowe opinie, że nie można żyć przeszłością, nie ma nic za zasługi i tak dalej. Że Górak słaby i należy go zmienić.  Tyle, że ja nie pisałem o zasługach i obojętnym przechodzeniu obok porażek. Pisałem o tym, że ten trener, z tymi (niektórymi) zawodnikami był w kryzysie i potrafił z niego – nawet spektakularnie – wychodzić. I że słabszy początek sezonu, który i tak nie jest dramatyczny, bo jesteśmy „jedynie” na pograniczu strefy spadkowej, absolutnie nie jest momentem na zburzenie wszystkiego i drastyczne ruchy. Nie będę już przytaczał inwektyw w kierunku szkoleniowca i nazwijmy to – bezceremonialnego nawoływania, żeby opuścił nasz klub. Bo osoby, które wygłaszają takie tezy w taki sposób pokazują, że nie mają krzty szacunku. Nie wiem ile tych osób jest, bo mocno rozmija się to, co widzę na stadionie z tym, co w internecie. Może te moje artykuły są bezzasadne, bo może to są boty lub jakaś cyberwojna i podstawieni ludzie przez jakieś konkurujące kluby. Ale pisząc poważnie – skala tego, co w słabszym okresie GieKSy czytam w komentarzach i opiniach, jest porażająca. Na szczęście nie dotyczy to trybun.

O tym, że niektóre osoby są niereformowalne napiszę dalej. Większość kibiców bowiem się cieszy. Cieszy z tego, że od meczu z Lechem Poznań, GieKSa wskoczyła na jakieś niebywałe obroty i wygrała cztery kolejne mecze – trzy w lidze, jeden w Pucharze Polski. Jeśli chodzi o ekstraklasę to pierwszy taki wyczyn od 22 lat. W poprzednim, tak radosnym przecież sezonie, katowiczanom nie udało się triumfować w trzech kolejnych meczach. I tu dochodzimy do pewnych mitów, powielanych przez wielu. Te mity obowiązywały już na wiosnę, obowiązują i teraz.

Otóż utarło się, jaka to jesień zeszłego roku była wspaniała. Banda zakapiorów i tak dalej. GieKSa grająca z polotem, bezkompromisowo i bez kompleksów. I przede wszystkim – wygrywająca w bardzo dobrym stylu z Jagiellonią i Pogonią. I to wystarczyło by na koniec roku cieszyć się z 23 punktów. Na wiosnę pojawiły się narzekania na słabszą grę GKS, że to już nie jest taka postawa jak jesienią. Tymczasem GKS punktował na tyle solidnie, że do końca sezonu zapewnił sobie jeszcze 26 oczek i to w mniejszej liczbie spotkań, bo przecież jesienią jedno było awansem. Szybkie utrzymanie na pięć kolejek przed końcem. Ale nie – trzeba było ponarzekać, że jest słabiej.

Od początku obecnego sezonu niepokoiliśmy się o nasz zespół. GieKSa punktowała bardzo słabo i po czterech kolejkach miała na koncie tylko jeden remis u siebie z Zagłębiem. Media i wszelkiej maści specjaliści ochrzciły nas głównym kandydatem do spadku. Uwierzyli też w to chyba niektórzy kibice. Będzie ciężko wygrać choćby jeden mecz i tak dalej, bo w ogóle zobaczcie na ten świetny Radomiak. Potem było nieco lepiej i nawet katowiczanie wygrali z Arką czy tymże Radomiakiem, ale na wyjazdach nasz zespół nadal grał fatalnie i przegrał cztery mecze. To jednak ciągle powodowało zaledwie balansowanie na granicy bezpiecznej strefy i dopiero w którymś momencie GKS znalazł się pod kreską. Nie poprawiło na długo nastrojów zwycięstwo w Pucharze Polski z Wisłą Płock (może dlatego, że tak mało ludzi to widziało) i remis z płocczanami. Po porażce z Lechem wiadro pomyj się wylało.

Minęły trzy kolejki. I teraz – po czternastej serii gier i tej kapitalnej… serii – warto odnotować, że GKS Katowice ma o jeden punkt więcej niż w analogicznym momencie poprzedniego sezonu! Tak – już byliśmy wówczas i po wspomnianych triumfach z Jagą i Portowcami, byliśmy również po rozgromieniu Puszczy 6:0. I nadal mieliśmy punkt mniej niż teraz. Więc ja się pytam – do czego my porównujemy i dlaczego mityzujemy poprzednią jesień. Tak – była pełna emocji i kapitalnych wrażeń. Ale patrzmy przede wszystkim na matematykę. I w żadnym wypadku nie chodzi mi o to, by teraz tamten okres zdewaluować. Chodzi o to, by się teraz otrząsnąć i spojrzeć na obecną sytuację bardziej rzetelnie. A wygląda to tak, że na początku sezonu było fatalnie, potem trochę lepiej, ale nadal źle, w końcu pojawiły się nadzieję na lepsze jutro w grze, choć jeszcze niekoniecznie w wynikach. Ale te też przyszły i wystarczyły dwa tygodnie od Motoru do Niecieczy, aby obecną sytuacją prześcignąć punktowo tamtą jesień. I dodać bonus w postaci Pucharu Polski.

Na całokształt wpływają poszczególne mecze, jak i cała runda. Ale wpływają także serie. I tak się składa, że rok temu w tym momencie byliśmy po remisie ze słabym Śląskiem oraz porażkach z Legią i Koroną Kielce, do tego po wtopie z Unią Skierniewice. To był najgorszy moment rundy, a pewnie i całego sezonu. Teraz wydaje się – miejmy nadzieję – że najgorszy punktowo okres mieliśmy we wrześniu. Ale te składowe rok temu i teraz sumują się na lekki plus obecnego sezonu. Oczywiście jest to dynamiczne – bo za kolejkę może się ten bilans zmienić. Rok temu w piętnastej serii wygraliśmy z Cracovią. Teraz gramy z Piastem.

Jednak wczoraj – o zgrozo – zobaczyłem kolejne komentarze. Halloween ma swoje przerażające prawa. I tu mi ręce i witki opadły już zupełnie. Może byłem naiwny, ale chyba jednak łudziłem się, że niektórych da się zadowolić. W trakcie meczu w Niecieczy, po pierwszej połowie, widziałem kolejne lamenty, jak to GKS nie ma pomysłu na grę i dał się zdominować. Boże… po trzech zwycięskich meczach, przy prowadzeniu do przerwy na wyjeździe z bezpośrednim rywalem do utrzymania, jeden czy drugi płacze w necie, że GKS dał się zdominować Termalice. Pamiętajcie panowie piłkarze i trenerzy – nie możecie się nisko bronić. Musicie ciągle bez ustanku atakować, być na połowie rywala, najlepiej mieć posiadanie piłki w okolicach 80 procent. Wtedy kibic GKS będzie zadowolony. A jeśli taka Termalica nas przyatakuje – bijmy na alarm. To nic, że niecieczanie mieli na tyle niewiele jakości, że jakoś szczególnie nie zagrozili bramce Strączka. Ważne, że okresowo mieli trochę więcej piłki na naszej połowie, oddali kilka strzałów z dystansu czy wątpliwej jakości strzały z pola karnego, które chyba z litości statystycy zsumowali do xG 1,70, bo nijak nie miało się to do obrazu tych uderzeń i rzeczywistego zagrożenia.

Utrata kontroli to była w Lublinie. Utrata była w końcówce w Łodzi. Tutaj – z perspektywy trybuny – nie miałem jakiejś wielkiej obawy o nasz zespół. Taką obawę miewam często, tym bardziej, że na stadionie dynamikę rywala odbiera się jakoś bardziej niż w telewizji. Więc bałem się jak cholera, że Korona w końcówce wyrówna, bałem się trochę, że do remisu doprowadzi ŁKS. W Niecieczy tego stresu nie miałem. Oczywiście różne rzeczy się w piłce dzieją i jak pisałem ostatnio – GKS lubi coś zmajstrować – ale widziałem dużo pewności w poczynaniach defensywnych naszych zawodników, którym najwidoczniej coś „kliknęło” i przestali robić głupie błędy. Za głowę złapałem się tylko raz – gdy Marcel Wędrychowski zrobił Marcela Wędrychowskiego, czyli poszedł bez głowy ze swojego pola karnego i stracił piłkę, po czym była groźna sytuacja. No dobra, kręciłem też głową przy Rafale Strączku, który musi trochę lepszym klejem smarować rękawice, bo ten obecnie używany jest chyba przeterminowany i nie ma właściwości klejących. Poza tym jednak golkiper swoje strzały wybronił, a obrona spisała się na tyle dobrze, że bez większych błędów zaliczyła drugie z rzędu czyste konto w lidze.

W porównaniu z tym co było na początku sezonu, obecnie jest ekstremalnie dobrze. Zróbmy eksperyment myślowy. Wyobraźmy sobie, że taka Legia wygrywa na wyjeździe z Motorem 5:2, u siebie z Koroną 1:0, na wyjeździe w Niecieczy 3:0 i z tym ŁKS w Pucharze Polski 2:1. Może nie byłoby wybitnych zachwytów, ale w Warszawie wszyscy byliby zadowoleni. Mateusz Borek z uznaniem mówiłby, że Legia w końcu złapała dobry, solidny rytm i temu czy tamtemu trenerowi przy Łazienkowskiej należy dać spokojnie pracować. A gdyby na przykład te wyniki osiągnął Piast, Radomiak czy Arka? Wtedy jestem pewien, że kibice GKS spoglądaliby z zazdrością i mówili – czemu u nas nie może się stworzyć taka efektowna i skuteczna ekipa?

Trener i drużyna po raz kolejny udowadniają, że można na nich liczyć i potrafią się wygrzebać z mniejszych czy większych tarapatów. Widać, że to extra ekipa ludzi wiedzących, co mają robić. Ale nie tylko chodzi tu o piłkarzy. Można odnieść wrażenie, że i trenerzy odnaleźli swoje miejsce na ziemi i ta ekipa to naprawdę Sztab przez duże „S”. Rafał Górak dobrał sobie tych ludzi i razem z nimi przechodził trudne czasy. Dariusz Mrózek, Dariusz Okoń, Marek Stepnowski czy Jarosław Salachna oraz cała reszta nie-piłkarzy w drużynie robią świetną robotę, która skutkuje tym, że – mimo że czasem jest ciężko – GKS wychodzi na prostą. To oni wyprowadzają GieKSę na prostą w naprawdę trudnych okolicznościach, w tych trudach ekstraklasy, w której poziom się podnosi permanentnie, a GKS – z tymi samymi ludźmi – jeszcze niedawno był w piłkarskiej otchłani.

Dalej mogę nawiązać do czasów pierwszej ligi i zapytać – czy jeszcze dwa lata temu spodziewalibyśmy się, że GKS rozegra dwa mecze z rzędu na wyjeździe wygrywając różnicą trzech bramek? Przecież w dwóch ostatnich sezonach w pierwszej lidze w sumie były tylko trzy takie mecze. Czy spodziewalibyśmy się, że w jakiejkolwiek konfiguracji (zaległe mecze, środek kolejki) będziemy w tabeli nad Legią? Przecież bralibyśmy to absolutnie w ciemno.

Trener mówił o tym, jaki mecz z Lechem był w jego oczach dobry. Wiadomo, że liczy się wynik, ale już w poprzednich sezonach w gorszych momentach twierdził, że widzi dobrą grę i to powinno zacząć przynosić punkty. Dokładnie to samo przerabiamy teraz. GKS we wcześniejszych meczach potracił punkty czasem tam, gdzie nie powinien. Teraz to się wszystko wyrównuje, choć każde ostatnie zwycięstwo jest zasłużone, no – może z Koroną z przebiegu bardziej adekwatny był remis, ale zawsze mówię, że jeśli w takim meczu któraś drużyna wygra jedną bramką – to jest to jednak zasłużone.

Tabela jest niebywale spłaszczona. GieKSa w trakcie kolejki podskoczyła aż o pięć miejsc. Wiadomo, że ktoś nas wyprzedzi, choć… nadal jeszcze my możemy też przeskoczyć Pogoń czy Raków, bo tam liczy się bilans bramkowy. Najważniejsze w tym momencie jest zyskiwać przewagę nad drużynami ze strefy spadkowej oraz nie dawać odskoczyć innym w pobliżu. W meczach o sześć punktów katowiczanie wygrali z Motorem i Termaliką, zdobyli też bonusowe trzy oczka z Koroną. Mamy już dużą przewagę nad Piastem i Termaliką, a jeśli w kolejnym spotkaniu nasz zespół wygra z ekipą z Gliwic – możemy mieć dwie drużyny odsadzone już tak daleko, że tylko kataklizm będzie mógł doprowadzić do tego, żeby GieKSę dogoniły.

Poświęcę jeszcze dwa słowa piłkarzom. Defensywa naprawdę zrobiła się solidna, nie robi już głupich błędów, piłkarze grają pewnie i odpowiedzialnie. Po raz kolejny chcę wyróżnić Lukasa Klemenza, nie tylko za gola, bo to oczywiście ważny dodatek, ale za postawę w defensywie. Zawodnik gra twardo, z poświęceniem i odpowiedzialnie. Dobrze się na to patrzy. Marten Kuusk też swoje robi. Obrona zrobiła progres i to jest kluczowe w osiąganiu dobrych wyników.

Walczy o to swoje miejsce Marcel i mam nadzieję, że w końcu strzeli swojego upragnionego gola. Kacper Łukasiak też próbuje, próbuje się wstrzelić od początku sezonu, ale jeszcze nie może. Natomiast patrząc na to, że dublet zaliczył Eman Marković, który w końcu dał efekt, myślę, że dwójka „szczecinian” wkrótce również trafi do siatki.

O Panu Piłkarzu Bartku Nowaku to za chwilę stanie się nudne, żeby pisać. Zawodnik po prostu co mecz daje takie piłki, że naprawdę można się zastanawiać od ilu lat to najlepszy piłkarz w barwach GKS Katowice. W poprzednim sezonie zawodnik miał trochę przebłysków, dawał już takie „ciasteczka”, ale często mieliśmy zastrzeżenia, że za rzadko. A teraz co mecz po prostu wiąże krawaty na ekstraklasowych boiskach. Teraz po prostu będzie dla mnie szokiem, jeśli trener Jan Urban nie powoła go do reprezentacji. Jestem pewien, że Bartek na najbliższe zgrupowanie kadry pojedzie!

Trochę błędów nasz sztab popełnił – nikt bezbłędny nie jest. Postawienie na początku sezonu i oparcie ataku na Macieju Rosołku i Aleksandrze Buksie to była fatalna decyzja. To jednak odróżnia nasz sztab od innych, że szybko reagują. O Macieju i Aleksandrze nikt już nie pamięta, choć wiadomo Rosołek zmaga się z urazami. Natomiast teraz jedyną i słuszną koncepcją w ataku jest Adam Zrelak i Ilja Szkurin. Na Adama trzeba chuchać i dmuchać, bo to świetny piłkarz i znów miał udział przy golu. A Ilja jako zmiennik i strzela bramki, i asystuje – tak jak przy drugim trafieniu Markovića. Do tego naprawdę miło widzieć, jak zawodnik się cieszy po golach i meczach – powtórzę to, co po ŁKS – mam nadzieję, że Białorusin znalazł swoje piłkarskie miejsce na ziemi.

Oczywiście sezon trwa i w piłce nic – w tym przede wszystkim forma – nie jest dana raz na zawsze. Poza tym to tylko i aż sport. Statystyka też robi swoje. Więc może się zdarzyć tak, że GKS z Piastem nie wygra. Bo zagra słabszy mecz, bo coś nie wyjdzie, bo dostaniemy czerwoną kartkę, czy właśnie zadziała statystyka, w której cztery zwycięstwa z rzędu w lidze to jakaś anomalia. Należy się z tym liczyć i nie wpadać znów w minorowe nastroje w przypadku braku wygranej. Przede wszystkim liczy się trend. Wiadomo, że wszystkiego się nie wygra, ale chodzi o to, by wygrywać dość często i przegrywać dość rzadko. Wtedy naprawdę wszystko będzie w jak najlepszym porządku.

Jednak to GieKSa jest w gazie, a Piast ma swoje potężne problemy. Piast gra o życie i o to, by nie stać się takim Śląskiem z zeszłego sezonu, który tak okopał się na ostatnim miejscu, że nawet bardzo dobre wyniki na wiosnę nie uchroniły wrocławian przed spadkiem. Nóż na gardle to jednak jedno, a drugie to po prostu obecna forma, mental i jakość piłkarska. Gliwiczanie grają po prostu bardzo źle i na ten moment piłkarsko to GKS jest o dwie klasy lepszy. Jeśli nasz zespół utrzyma swoją dyspozycję, będziemy faworytem w tym spotkaniu. Tylko ten ciężar trzeba unieść.

GKS wytrzymał fizycznie i piłkarsko tę siedmiodniówkę świetnie. Były zwycięstwa, była jakość, nie było słaniania się na nogach. Logistycznie, kadrowo i realizacyjnie – majstersztyk. Zadanie nie tylko piłkarzy, ale przede wszystkim trenerów i sztabu medycznego zostało wykonane celująco.

Doceniajmy więc cały czas to, co mamy, bo mamy ekipę fajnych ludzi, którzy walczą na tej piłkarskiej wojnie zarówno w pokojach trenerów, w szatni, jak i na boisku. Nie ma ani jednego powodu, by w przypadku słabszych meczów dokonywać gwałtownych ruchów i postponować zespół w komentarzach w internecie. Ta drużyna zasługuje na to, by ją wspierać. I rozwija się na naszych oczach, mimo że momenty są ciężkie. Grajmy. Kibicujmy. Projekt GKS Katowice Rafała Góraka trwa w najlepsze.

A zabawa kibiców i piłkarzy po wygranych meczach to coś, co jest jedną z kwintesencji i esencji piłki. Na trybunach, jak i na boisku – wzór. Piłkarze grają tak, jak kibice dopingują i odwrotnie. Dostroili się do siebie i pięknie to się odbywa z meczu na mecz.

Mamy dobry czas. Piękna jest ta ekstraklasa.

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Coraz bliżej… Narodowy

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Zapraszamy do galerii z wyjazdu do Łodzi. GieKSa po bramkach Jędrycha i Szkurina zapewniła sobie awans do 1/8 STS Pucharu Polski. 

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga