Piłka nożna Wywiady
Okiem rywala: Nową Bukową trzeba otworzyć z przytupem
Nie było chyba lepszego scenariusza niż inauguracja nowego stadionu w Katowicach Śląskim Klasykiem w Ekstraklasie. Gwarantowana jest wyjątkowa atmosfera na trybunach, a rywal pod względem piłkarskim na pewno wysoko zawiesi poprzeczkę, tak jak to robił dotychczas. Czy uda się GieKSie przerwać passę bez zwycięstwa nad Górnikiem, przekonamy się już w niedzielę. Przed spotkaniem porozmawialiśmy z Marcinem Ziachem z serwisu Roosevelta81.pl o nastrojach w ekipie z Zabrza, formie Lukasa Podolskiego i historii naszych ostatnich pojedynków.
Pamiętasz, kiedy po raz ostatni GieKSa wygrała z Górnikiem?
Sprawdzałem to przy okazji naszego poprzedniego meczu w Zabrzu. Był to rok 2005, ostatnia kolejka sezonu, w którym GKS spadał z Ekstraklasy. Górnikowi spadek już wtedy nie groził, więc mecz był „o pietruszkę”. Skończyło się zwycięstwem GieKSy po golu Krzysztofa Markowskiego z rzutu karnego w 90. minucie, a mecz rozgrywano bez publiczności, na skutek przerwania przez waszych kibiców meczu z Odrą Wodzisław.
Jak się później okazało, GKS pożegnał się w tamtym momencie z Ekstraklasą na blisko dwie dekady. Mimo to nasze drogi przecinały się czy to w 1. lidze, czy w Pucharze Polski. Jednak ani razu nie udało się nam znaleźć sposobu na Górnik. Jak wytłumaczyć taką niemoc?
Nie dopatrywałbym się tutaj jakiegoś „kompleksu Górnika” po stronie GieKSy. Mówimy przecież o meczach derbowych, które zawsze wyzwalają dodatkową mobilizację. Pamiętam jeszcze derby w Ekstraklasie sprzed czasów naszej zgody, kiedy to GKS częściej wygrywał, a na boisku nieraz iskrzyło. Później, gdy połączyła nas zgoda, to atmosfera była inna, a przysłowiowe kości aż tak nie trzeszczały – na trybunach było święto, a mecze były zwykle ciekawe pod względem piłkarskim. Ponadto, za każdym razem kiedy Górnik spadał z Ekstraklasy, drużyna kadrowo pozostawała silna, z celem natychmiastowego powrotu do elity. Chwała Bogu, że to się udawało, bo między innymi wasza historia pokazuje, że łatwo się zakopać w niższych ligach.
Długie oczekiwanie na awans GieKSy osłodził nam nieco styl, w jakim dokonała tego ekipa Rafała Góraka. Warto jednak przypomnieć, że podobnie było w waszym przypadku, kiedy w 2017 roku na pewnym etapie dawano wam procent szans na awans.
Dokonała tego ekipa Marcina Brosza, „młodzi gniewni”. Po rundzie jesiennej nikt nie stawiał nas w gronie kandydatów do awansu, bo zajmowaliśmy miejsce w środku stawki (Górnik był ósmy, a GKS drugi – przyp. red.). Był taki moment, że właściwie straciłem nadzieję na awans, gdy w 23. kolejce przegraliśmy u siebie z Zagłębiem Sosnowiec 1:2. W końcówce sezonu zaliczyliśmy jednak serię sześciu zwycięstw z rzędu, które dały nam awans. Do ostatniej kolejki trzeba było o niego walczyć. Warto wspomnieć, że jako beniaminek byliśmy potem rewelacją Ekstraklasy – zajęliśmy czwarte miejsce premiowane grą w europejskich pucharach. Był to najlepszy okres w najnowszej historii Górnika.
W ostatnich latach wasz zespół kończy zwykle rozgrywki w okolicach szóstego miejsca. Czego brakuje, by skutecznie włączyć się do walki o podium?
Aspiracje kibiców z pewnością sięgają walki o puchary. Trzeba się jednak zastanowić, czy warto porywać się z motyką na słońce, bo pod względem organizacyjnym wciąż nie jesteśmy na poziomie czołówki Ekstraklasy. Czkawką odbija nam się okres złego zarządzania klubem. Mamy spore zadłużenie, które miasto stara się spłacać. Sytuacja zdaje się nieco stabilizować, mamy wreszcie rozsądny zarząd, a z tego co mi wiadomo, poprzedni rok klub zakończył na minimalnym plusie, co nie zdarzyło się od co najmniej dwudziestu lat. Jeśli dojdzie do prywatyzacji klubu, o której mówi się od dłuższego czasu, to będzie łatwiej równać do ligowej czołówki. W ostatnich sezonach brakowało do tego przede wszystkim stabilnej kadry – po dobrej rundzie jesiennej często odchodzili kluczowi zawodnicy, a trener Urban musiał łatać te dziury. Dziś nie musimy drżeć o utrzymanie, ale wciąż czegoś brakuje, by grać o wyższe cele.
Jeśli chodzi o rotację kadrową w Górniku, trafiłem ostatnio na zestawienie jedenastki złożonej z piłkarzy, którzy w ostatnim czasie odchodzili z Górnika. Przyznam, że taki skład zrobił wrażenie, bo nie brakowało tam uznanych nazwisk.
Takie zestawienie wrzucił na Twitterze Krzysztof Marciniak z Canalu+. Większość z tych zawodników na pewno wyróżniała się w Górniku, ale byli tam też tacy, których w Zabrzu żegnano bez żalu. Górnik jest dziś bardzo dobrym oknem wystawowym. Lukas Podolski skupia na sobie uwagę środowiska piłkarskiego, na czym korzysta klub. Wielu menadżerów przesyła oferty pozyskania ciekawych zawodników, a nie jest tajemnicą, że za niektórymi transferami, takimi jak Ennali czy Yokota, osobiście stoi Podolski. Wcześniej bardzo dobre ruchy transferowe wykonywał Artur Płatek, jako szef skautingu dobrą robotę wykonuje Roman Kaczorek, jest jeszcze Łukasz Milik. Większość zawodników sprowadzanych ostatnio do Górnika to trafione transfery.
Kto chce przejąć Górnika i kiedy może to nastąpić?
W temacie prywatyzacji Górnika panuje swego rodzaju zmowa milczenia, trudno uzyskać w tej sprawie jakiekolwiek informacje, szczególnie ze strony miasta. Ratusz przyjął bardzo wysokie wymagania wobec wiarygodności podmiotów zainteresowanych nabyciem akcji klubu, dzięki czemu uniknęliśmy podejrzanych funduszy z zagranicy czy hochsztaplerów na miarę Ireneusza Króla. Dziś wiadomo, że złożono dwie oferty przejęcia klubu: jedna ze strony Lukasa Podolskiego i stojącego za nim konsorcjum, a druga od dużej zabrzańskiej firmy Zarys, producenta jednorazowego sprzętu medycznego. Oba podmioty są związane z Górnikiem – co do Lukasa nie ma tutaj wątpliwości, z kolei prezes Zarysu Paweł Ossowski jest naszym kibicem, kiedyś chodził na Torcidę i też chce dla klubu jak najlepiej. Zdaniem kibiców najlepszym rozwiązaniem byłoby, gdyby oba podmioty porozumiały się i razem zaangażowały się w zarządzanie klubem. Nie jest to wykluczone, ale dziś trudno uzyskać w tej sprawie wiarygodne informacje.
W zasadzie w każdym aspekcie rozmowy o Górniku przewija się nazwisko Lukasa Podolskiego. O Barcelonie mówi się, że to więcej niż klub, o Podolskim można za to powiedzieć, że to więcej niż piłkarz Górnika. Łatwiej niż na pytanie, czym Lukas zajmuje się w klubie, będzie ci odpowiedzieć, czym się nie zajmuje?
Być może jedynie nie sprząta, chyba że trzeba pozamiatać na boisku. Ostatnio często ciągnie drużynę do zwycięstw, widać że jego forma poszła w górę. Lukas jest człowiekiem-instytucją w Górniku i nie ma co do tego wątpliwości. Jego transfer był dla klubu potężnym skokiem rozwojowym, niemniej długo ten potencjał nie był wykorzystywany. Nie przyjechał on do Zabrza „odcinać kupony”. Na boisku wciąż jest wartością dodaną, mimo że fizycznie daleko mu do najlepszych czasów. Co być może ważniejsze, Lukasa jest wszędzie pełno także poza boiskiem: chętnie angażuje się w akcje marketingowe i jest twarzą Górnika. Do tego dochodzą kwestie transferów czy zmian właścicielskich, o których rozmawialiśmy wcześniej. Jego oczkiem w głowie jest też akademia, w której zresztą na co dzień trenuje jego syn. Podolski kupił autokar na potrzeby akademii, wielokrotnie się angażował i wspierał finansowo naszych juniorów. Co ciekawe, obecnie gościmy w Zabrzu młodzieżową drużynę Vissel Kobe, z którą towarzyskie mecze zagrają młodzi piłkarze Górnika i GieKSy. Liczymy, że dzięki Lukasowi klub wciąż będzie się rozwijał, bo silny Górnik jest potrzebny zarówno śląskiej, jak i polskiej piłce.
Uda się namówić Podolskiego na przedłużenie kontraktu?
Nie wykluczałbym sytuacji, że staniemy się jedynym klubem na świecie mającym grającego właściciela. Jest to marzenie wielu kibiców Górnika. Pod względem piłkarskim Lukas wciąż nie odstaje od poziomu ligi, pozostaje pytanie, jak będzie się czuł pod względem fizycznym i czy nadal będzie mu się chciało grać. Nie można mu odmówić ambicji, więc jeśli fizycznie da radę, to liczymy że kontrakt przedłuży, mimo że wcześniej deklarował, że to jego ostatni sezon w karierze. Dziś w swoich wypowiedziach zostawia sobie jednak uchyloną furtkę do zmiany decyzji.
O wpływie Podolskiego na postawę Górnika przekonaliśmy się jesienią w Zabrzu, kiedy w zasadzie w pojedynkę rozmontował naszą obronę.
Mało kto spodziewał się wtedy takiej dominacji Górnika na boisku. Byliśmy wtedy w sportowym dołku, po serii spotkań z beniaminkami. O ile w tej rundzie udało nam się już pokonać Lechię i Motor, o tyle jesienią dwa razy dostaliśmy łomot. Dlatego oczekiwaliśmy zaciętego pojedynku i obawialiśmy się o wynik meczu z GieKSą, tymczasem nasze zwycięstwo ani przez moment nie było zagrożone. Pierwsza bramka Lukasa padła już po niespełna pięciu minutach, po przerwie kolejne trafienie dołożył Josema, a wynik na 3:0 ustalił Podolski. Górnik zebrał dużo pochwał za styl tego zwycięstwa – oddaliśmy dużo strzałów na bramkę i w zasadzie wszystkie statystyki przemawiały na naszą korzyść.
W najbliższym meczu za kartki pauzuje Taofeek Ismaheel, który zbierał ostatnio dobre noty. To dla was duża strata? Kto go zastąpi? Być może któryś z piłkarzy pozyskanych zimą?
Prawdę mówiąc spodziewaliśmy się więcej po Ismaheelu, szczególnie jeśli chodzi o liczby, których wciąż mu brakuje. Taofeek Ismaheel dysponuje dobrym dryblingiem, jest jednym z szybszych piłkarzy w Ekstraklasie, ale nie idzie za tym efektywność. W mojej opinii jego największym minusem jest fakt, że operuje w zasadzie tylko lewą nogą. Liczę, że któryś ze zmienników będzie w stanie go zastąpić bez straty na jakości. Naturalnym kandydatem wydaje się być Ousmane Sow, ale trener Urban może mieć na to inny pomysł. Generalnie mamy problem na lewej flance, bo kontuzji doznał Kamil Lukoszek i to jest nasze większe osłabienie niż brak Ismaheela. Jeśli zaś chodzi o transfery, to z dobrej strony pokazał się już Słowak Matúš Kmeť, który zaliczył asystę w meczu z Radomiakiem i „wejście smoka” z Motorem zakończone golem. Z kolei Ousmane Sow dostał szansę dłuższego występu w ostatniej kolejce i pokazał potencjał. Jest zawodnikiem nietuzinkowym, który może grać na kilku pozycjach. Ta uniwersalność jest jego największą zaletą. Jaki pomysł ma na niego trener Urban w meczu z GieKSą? Przekonamy się w niedzielę.
W jednej z przedmeczowych wypowiedzi Lukas Podolski trafnie stwierdził, że mimo iż nasz najbliższy mecz będzie miał specjalną otoczkę, to najważniejsze i tak będzie się działo na boisku. I choć kibice będą świętować, to piłkarze będą na sto procent walczyć o zwycięstwo. Jaki scenariusz napisze się twoim zdaniem na boisku?
Byłbym bardzo zdziwiony, gdyby Górnik nastawił się na grę z kontrataku. Jest raczej pewne, że nasi piłkarze rzucą GieKSie rękawicę i zaserwują kilkunastu tysiącom kibiców prawdziwy piłkarski spektakl. Spodziewam się ambitnej walki i liczę, że GieKSa tę rękawicę podejmie. Ranga meczu na otwarcie stadionu może przytłoczyć, o czym sami przekonaliśmy się na inaugurację naszego nowego obiektu. Pamiętamy gorzki smak porażki z Ruchem i chcielibyśmy choć trochę odkuć się za to w meczu z GieKSą.
Gdyby kilka lat temu powiedziano mi, że GKS szybciej wybuduje nowy stadion niż Górnik wykończy swój, to popukałbym się w głowę. Tymczasem czwarta trybuna w Zabrzu jeszcze się buduje, a my w niedzielę zasiądziemy na Nowej Bukowej. Na jakim etapie jest budowa waszego stadionu?
Prace są już na finiszu. Czwarta trybuna stoi, większość krzesełek jest już zamontowana, brakuje natomiast wykończenia zaplecza, jak m.in. szatnie, klubowe muzeum, loże VIP. Miasto szuka środków na sfinansowanie tej inwestycji i mam nadzieję, że już wkrótce stadion zostanie dokończony zgodnie z projektem. Nie da się ukryć, że miasto jest w trudnej sytuacji finansowej, dlatego poszukuje podmiotów, które mogłyby partycypować w kosztach dokończenia stadionu, m.in. sponsora tytularnego obiektu. W skali kosztów budowy całego stadionu brakująca kwota nie jest duża, dlatego liczę, że wkrótce uda się te środki zdobyć i stadion będzie w pełni funkcjonalny.
Potencjał kibicowski Górnika jest jednym z najwyższych w Polsce. Mimo to w ostatnim czasie nie zapełniacie regularnie stadionu. Frekwencja jest dziś problemem w Zabrzu?
Nie wyciągałbym zbyt daleko idących wniosków z frekwencji w ostatnich meczach. Moda na Górnika wciąż jest i kibice zarówno z Zabrza, jak i okolicznych gmin, wciąż interesują się klubem. Kibica przyciąga na stadion przede wszystkim poziom sportowy, a Górnik na początku tej rundy nie zachwycał. Nie pomagała też pogoda i godziny rozgrywania meczów. Nie szukałbym tu jednak głębszego kryzysu. Marketingowo klub robi dużo, by frekwencja była jak najwyższa, a przy dobrych wynikach i wiosennej pogodzie na mecz przyjdą też ci bardziej chimeryczni kibice. W mojej ocenie potencjał Górnika to 20-25 tysięcy widzów na każdym meczu i spokojnie jesteśmy w stanie to osiągnąć na gotowym stadionie.
Udało się pogodzić waszych kibiców przy rozdzielaniu biletów do Katowic?
Dystrybucja biletów była błyskawiczna, bo chętnych na wyjazd było znacznie więcej niż przyznana pula wejściówek. Być może części naszych kibiców udało się zdobyć miejsca na wasze sektory, ale wiem, że nie wszystkim chętnym udało się zdobyć bilet na Śląski Klasyk. Szykuje się kapitalne widowisko na murawie i wielkie święto na trybunach, bo trzeba Nową Bukową otworzyć z przytupem. Jestem pewny, że obie ekipy staną na wysokości zadania.
Jakie masz osobiste wspomnienia z naszej rywalizacji?
Jest kilka meczów, które szczególnie utkwiły mi w pamięci. W 2003 r., gdy GKS zajął trzecie miejsce w lidze, przegraliśmy w Zabrzu 1:3. GieKSa wyszła na prowadzenie, potem Górnik wyrównał, ale wy szliście wtedy jak burza i dołożyliście kolejne gole. Było to dla mnie duże rozczarowanie. Kolejny to pierwszy mecz po przybiciu „sztamy”, jeszcze na starym stadionie w Zabrzu. Mecz rozpoczął się z opóźnieniem, bo delegat zwrócił uwagę, że nie ma sektorów buforowych. Na trybunach zasiadło ponad 20 tysięcy ludzi, a Górnik wygrał 2:0. W tym czasie GieKSę prowadził trener Adam Nawałka, który debiutował tej w roli jesienią 2008 w pucharowym meczu z Górnikiem przy Bukowej. Wielu naszych kibiców spodziewało się łatwej przeprawy, tymczasem mecz był wyjątkowo zacięty – Górnik wygrał 4:3, dopiero po dogrywce. Co ciekawe, w końcówce meczu było już dość ciemno, a na stadionie nie było oświetlenia z powodu modernizacji jupiterów przy Bukowej.
Adam Nawałka łączy nasze kluby, bo jako trener pracował najpierw przy Bukowej, skąd przeniósł się do Zabrza. Jak wspominasz jego pobyt w Górniku?
Trenera Nawałkę wspominam jako najlepszego trenera, z jakim miałem okazję współpracować jako dziennikarz i przyglądać się jego pracy. Trener był zawsze zaangażowany w stu procentach, zarówno na treningu, jak i podczas meczów ligowych. Tytan pracy, bardzo ambitny i wymagający, ale potrafiący też walczyć za swój zespół także w gabinetach działaczy. Za jego kadencji Górnik osiągał znacznie lepsze wyniki niż wskazywałby na to potencjał kadrowy. Gdy przychodził do Zabrza w grudniu 2009 r., drużyna zajmowała 5. miejsce w 1. lidze. Ostatecznie, dzięki serii zwycięstw wywalczyliśmy upragniony awans. W Zabrzu wspominamy trenera Nawałkę w samych superlatywach i z dużym sentymentem. Moim zdaniem to jeden z najlepszych trenerów naszego pokolenia, co udowodnił jako selekcjoner reprezentacji Polski.
Czy w Zabrzu działa klątwa byłych piłkarzy, którzy karcą wasz zespół w barwach innych drużyn? Będziecie się szczególnie przyglądać postawie Bartosza Nowaka i Dawida Kudły?
W ubiegłym sezonie Łukasz Wolsztyński w barwach Stali Mielec zdobył w Zabrzu bramkę na wagę remisu, ale poza tym nie było zbyt wiele takich przypadków. Wspominam Bartka Nowaka jako kreatywnego pomocnika, który daje dużą jakość piłkarską, zarówno wtedy w Górniku, jak i dziś w GKS-ie. Latem były przymiarki, aby Bartek wrócił do Zabrza, ten wybrał jednak Katowice. Pobyt w Rakowie nie był dla niego najlepszym czasem w karierze, dlatego cieszę się, że odnalazł formę w GieKSie. Z kolei Dawid Kudła jest naszym kibicem, w barwach Górnika wywalczył wicemistrzostwo Polski juniorów. Liczyliśmy jednak na więcej, jeśli chodzi o jego występy w pierwszym zespole i moim zdaniem mógł zrobić większą karierę. Cieszę się, że swoje piłkarskie miejsce znalazł w Katowicach i pomógł wam wrócić do Ekstraklasy. Mimo że rywalizuje z Rafałem Strączkiem, to nie oddaje miejsca między słupkami i prezentuje się co najmniej solidnie.
Jaki wynik typujesz w niedzielę?
Liczę, że wygra Górnik i nie skończy się tylko 1:0, ale będziemy świadkami ciekawego piłkarskiego widowiska. Idealnym scenariuszem będzie wysoki wynik bramkowy i wielka feta na trybunach.
Piłka nożna
Losowanie PP: Koncert życzeń GieKSa.pl
Już jutro o godzinie 12:00 w siedzibie TVP Sport odbędzie się losowanie 1/8 finału Pucharu Polski. W stawce pozostało już tylko 16 drużyn: 10 ekip z ekstraklasy, 4 drużyny z I ligi, 1 z II ligi oraz 2 z III ligi. Postanowiliśmy podzielić się z Wami naszymi typami i marzeniami dotyczącymi rywala w nadchodzącej rundzie. A co przyniesie los? Zobaczymy już we wtorkowe południe.
Fonfara
Ciekawym pojedynkiem bez wątpienia byłby mecz z Polonią Bytom i możliwość spotkania Jakuba Araka, który właśnie w naszym klubie się przecież odblokował. Najgorszymi opcjami wydają się być Raków Częstochowa i Piast Gliwice, bowiem rywale o takim podejściu do piłki nożnej dodatkowo zabierają kibicom chęć przychodzenia na mecze w środku tygodnia.
Kosa
Na pewno chciałbym uniknąć (dokładnie w takiej kolejności): Górnika, Jagiellonii, Rakowa i Lecha. Z pozostałymi ekstraklasowiczami możemy zagrać, choć oczywiście preferowałbym wtedy domowe spotkanie.
Natomiast z pewnych wyjazdów, czyli wylosowania drużyn z niższych lig, to ciekawie wyglądałaby Avia (niedaleko, niska liga) oraz Polonia Bytom (lokalnie, dawno nie graliśmy). Wyjazdowicze nie obraziliby się zapewne także na Śląsk we Wrocławiu.
Ciekawostką jest to, że jeśli wylosujemy na wyjeździe Raków, Widzew, Jagiellonię lub Lechię, to… w 2025 roku zagralibyśmy aż trzy wyjazdowe spotkania z tymi rywalami.
Flifen
Najśmieszniej byłoby zagrać przeciwko Wiśle Kraków lub Pogoni Szczecin. W przypadku wygrania z jakimikolwiek kontrowersjami, z którymkolwiek z tych klubów, content na Twitterze Alexa Haditaghiego bądź Jarka Królewskiego byłby nieziemski. Natomiast pod względem poziomu sportowego i kibicowskiego dobrym losowaniem byłaby Polonia Bytom, która powinna być na spokojnie do ogrania, a i frekwencja w takim meczu nie powinna zawieść.
Misiek
Najbardziej chciałbym zagrać z Avią Świdnik lub Zawiszą Bydgoszcz lub Polonią Bytom, ponieważ to są stadiony, na których jeszcze nie byłem. Najbardziej nie chciałbym zagrać z Rakowem Częstochowa, ponieważ znów byłyby dwa mecze koło siebie w pucharze i w lidze, oraz nie widzi mi się wyjazd do Chojnic w środku tygodnia z powodu mało atrakcyjnego rywala i odległości.
Kazik
Z osobistych pobudek to Śląsk Wrocław, w zeszłym sezonie nie było mi dane tam pojechać, a teraz może się uda. Nie wiem, gdzie Polonia Bytom będzie grała ewentualnie ten mecz, ale jechać tam na ten orlik ze sztuczną trawą i granulatem niespecjalnie mi się uśmiecha… jeszcze Jakub Arak coś strzeli, a lubię go i nie chcę tego zmieniać 🙂
Marek
Przez tyle lat czekaliśmy na Puchar Polski jak na okno do Ekstraklasy z nadzieją, aby uchyliło się chociaż odrobinę i pozwoliło oddychać tym samym powietrzem co krajowa elita… Dzisiaj tuzy Ekstraklasy otwierają listę drużyn, z którymi nie chcemy grać na tym etapie. To najlepszy dowód na to, jaki skok wykonaliśmy przez ostatnie dwa lata: nomen omen lata świetlne! Z uwagi na zależności rodzinne (kuzyni z Dolnego Śląska kibicujący Śląskowi) najbardziej chciałbym trafić Śląsk na wyjeździe. U siebie zdążyliśmy zagrać i razem z kuzynami oglądaliśmy to „widowisko” na starej Bukowej. We Wrocławiu z uwagi na Święta nie mieliśmy szans się spotkać. Poza tym z uwagi na cykl „Okiem rywala” łapię kontakt z przedstawicielami innych klubów – z jednymi gorszy, z drugimi lepszy i czasem wbijamy sobie różne szpilki 😉 Tym kluczem chciałbym trafić na Widzew (pozdrawiam Michał) lub Koronę (piona Michał i marxokow). Górnik za to dopiero w finale, najlepiej na Śląskim, bo 3 maja córka ma komunię, więc logistyka byłaby łatwiejsza 😂 Rywali z niższych lig trochę się boję, z uwagi na stan boiska w grudniowe popołudnie, ale bytomski orlik powinien być wtedy jak najbardziej zdatny do użytku 😜 Tak czy inaczej, sam fakt, że w listopadzie rozmawiamy jeszcze o GieKSie w Pucharze Polski jest dla mnie powodem do uśmiechu. Czas na kolejny krok w stronę Narodowego.
Błażej
Przede wszystkim dla mnie zawsze liczy się awans, a będzie łatwiej o kolejną rundę, grając z niżej notowanym rywalem. By nie jeździć daleko, życzyłbym sobie Avię Świdnik. Polonia Bytom niby fajny rywal, ale chyba tylko jeśli mielibyśmy grać na Śląskim. Granie na Orliku w grudniu z rywalem, który dobrze się prezentuje, może nie być takie proste. Jak mamy grać z kimś z Ekstraklasy to najlepiej u siebie z Piastem. Widać po wywiadach, że trenerowi Górakowi zależy mocno by w tym roku grać w PP na wiosnę, pewnie taki cel postawili sobie przed drużyną i chcą go skutecznie realizować. Fajnie byłoby to zrealizować, bo granie na wiosnę w PP byłoby małą nowością dla nas.
Jaśka
Ja napiszę króciutko: wszyscy byle nie Górnik, mamy ostatnio złe wspomnienia z nimi odnośnie pucharu Polski.
Shellu
Na pewno nie chciałbym trafić na Wisłę Kraków. Nie dość, że mecz na wyjeździe, to jeszcze z piekielnie mocnym i rozpędzonym rywalem. Spokojnie – zmierzymy się z nimi w ekstraklasie. Zdecydowanie chciałbym też uniknąć Korony czy Górnika. Jeśli chodzi o zespoły z ekstraklasy, to nie pogardziłbym Widzewem, nawet jeśli byłby na wyjeździe. Musimy tę ekipę w końcu przełamać. Polonia Bytom i Śląsk Wrocław nie byłyby złe. Nie pogardziłbym także powrotem do Chojnic, z uwagi na ładnie położony stadion i dobre wspomnienia. A najbardziej kuriozalnym losowaniem będzie Raków na wyjeździe i dwa mecze przy Limanowskiego w grudniowym mrozie – na tym najzimniejszym stadionie w Polsce 😉
Galeria Piłka nożna
Coraz bliżej… Narodowy
Zapraszamy do galerii z wyjazdu do Łodzi. GieKSa po bramkach Jędrycha i Szkurina zapewniła sobie awans do 1/8 STS Pucharu Polski.
Felietony
I co, niedowiarki?
Mam satysfakcję, nie powiem. Może to i małostkowe, bo stwierdzenie „a nie mówiłem?”, często dotyczy jakichś utarczek, sporów, w których jedna strona chce coś udowodnić drugiej. Często jednak ta chęć „żeby było po mojemu” dotyczy pokazania, że coś poszło źle (tak jak przewidywałem), że ktoś nie dał rady (tak jak mówiłem). Tutaj jest inaczej. Mam satysfakcję, że zaraz po meczu z Lechem Poznań, kiedy wielu kibiców zmieszało drużynę i trenera z błotem – napisałem felieton przypominający, w jakim jeszcze niedawno byliśmy miejscu, jakie mieliśmy kryzysy i z jakiego bagna udawało nam się wygrzebać. I że teraz nie należy odtrąbiać sportowego upadku GieKSy i desperacko nawoływać do zmiany trenera. Kazimierz Greń mówił kiedyś „ruda małpo, ja jeszcze żyję”. Widziałem nie światełko, a duże światło. Widziałem, że GieKSa w końcu zaczęła grać swoje w Płocku, a i mecz z Lechem był dobry, choć przegrany. I poszło.
Oczywiście po felietonie czytałem standardowe opinie, że nie można żyć przeszłością, nie ma nic za zasługi i tak dalej. Że Górak słaby i należy go zmienić. Tyle, że ja nie pisałem o zasługach i obojętnym przechodzeniu obok porażek. Pisałem o tym, że ten trener, z tymi (niektórymi) zawodnikami był w kryzysie i potrafił z niego – nawet spektakularnie – wychodzić. I że słabszy początek sezonu, który i tak nie jest dramatyczny, bo jesteśmy „jedynie” na pograniczu strefy spadkowej, absolutnie nie jest momentem na zburzenie wszystkiego i drastyczne ruchy. Nie będę już przytaczał inwektyw w kierunku szkoleniowca i nazwijmy to – bezceremonialnego nawoływania, żeby opuścił nasz klub. Bo osoby, które wygłaszają takie tezy w taki sposób pokazują, że nie mają krzty szacunku. Nie wiem ile tych osób jest, bo mocno rozmija się to, co widzę na stadionie z tym, co w internecie. Może te moje artykuły są bezzasadne, bo może to są boty lub jakaś cyberwojna i podstawieni ludzie przez jakieś konkurujące kluby. Ale pisząc poważnie – skala tego, co w słabszym okresie GieKSy czytam w komentarzach i opiniach, jest porażająca. Na szczęście nie dotyczy to trybun.
O tym, że niektóre osoby są niereformowalne napiszę dalej. Większość kibiców bowiem się cieszy. Cieszy z tego, że od meczu z Lechem Poznań, GieKSa wskoczyła na jakieś niebywałe obroty i wygrała cztery kolejne mecze – trzy w lidze, jeden w Pucharze Polski. Jeśli chodzi o ekstraklasę to pierwszy taki wyczyn od 22 lat. W poprzednim, tak radosnym przecież sezonie, katowiczanom nie udało się triumfować w trzech kolejnych meczach. I tu dochodzimy do pewnych mitów, powielanych przez wielu. Te mity obowiązywały już na wiosnę, obowiązują i teraz.
Otóż utarło się, jaka to jesień zeszłego roku była wspaniała. Banda zakapiorów i tak dalej. GieKSa grająca z polotem, bezkompromisowo i bez kompleksów. I przede wszystkim – wygrywająca w bardzo dobrym stylu z Jagiellonią i Pogonią. I to wystarczyło by na koniec roku cieszyć się z 23 punktów. Na wiosnę pojawiły się narzekania na słabszą grę GKS, że to już nie jest taka postawa jak jesienią. Tymczasem GKS punktował na tyle solidnie, że do końca sezonu zapewnił sobie jeszcze 26 oczek i to w mniejszej liczbie spotkań, bo przecież jesienią jedno było awansem. Szybkie utrzymanie na pięć kolejek przed końcem. Ale nie – trzeba było ponarzekać, że jest słabiej.
Od początku obecnego sezonu niepokoiliśmy się o nasz zespół. GieKSa punktowała bardzo słabo i po czterech kolejkach miała na koncie tylko jeden remis u siebie z Zagłębiem. Media i wszelkiej maści specjaliści ochrzciły nas głównym kandydatem do spadku. Uwierzyli też w to chyba niektórzy kibice. Będzie ciężko wygrać choćby jeden mecz i tak dalej, bo w ogóle zobaczcie na ten świetny Radomiak. Potem było nieco lepiej i nawet katowiczanie wygrali z Arką czy tymże Radomiakiem, ale na wyjazdach nasz zespół nadal grał fatalnie i przegrał cztery mecze. To jednak ciągle powodowało zaledwie balansowanie na granicy bezpiecznej strefy i dopiero w którymś momencie GKS znalazł się pod kreską. Nie poprawiło na długo nastrojów zwycięstwo w Pucharze Polski z Wisłą Płock (może dlatego, że tak mało ludzi to widziało) i remis z płocczanami. Po porażce z Lechem wiadro pomyj się wylało.
Minęły trzy kolejki. I teraz – po czternastej serii gier i tej kapitalnej… serii – warto odnotować, że GKS Katowice ma o jeden punkt więcej niż w analogicznym momencie poprzedniego sezonu! Tak – już byliśmy wówczas i po wspomnianych triumfach z Jagą i Portowcami, byliśmy również po rozgromieniu Puszczy 6:0. I nadal mieliśmy punkt mniej niż teraz. Więc ja się pytam – do czego my porównujemy i dlaczego mityzujemy poprzednią jesień. Tak – była pełna emocji i kapitalnych wrażeń. Ale patrzmy przede wszystkim na matematykę. I w żadnym wypadku nie chodzi mi o to, by teraz tamten okres zdewaluować. Chodzi o to, by się teraz otrząsnąć i spojrzeć na obecną sytuację bardziej rzetelnie. A wygląda to tak, że na początku sezonu było fatalnie, potem trochę lepiej, ale nadal źle, w końcu pojawiły się nadzieję na lepsze jutro w grze, choć jeszcze niekoniecznie w wynikach. Ale te też przyszły i wystarczyły dwa tygodnie od Motoru do Niecieczy, aby obecną sytuacją prześcignąć punktowo tamtą jesień. I dodać bonus w postaci Pucharu Polski.
Na całokształt wpływają poszczególne mecze, jak i cała runda. Ale wpływają także serie. I tak się składa, że rok temu w tym momencie byliśmy po remisie ze słabym Śląskiem oraz porażkach z Legią i Koroną Kielce, do tego po wtopie z Unią Skierniewice. To był najgorszy moment rundy, a pewnie i całego sezonu. Teraz wydaje się – miejmy nadzieję – że najgorszy punktowo okres mieliśmy we wrześniu. Ale te składowe rok temu i teraz sumują się na lekki plus obecnego sezonu. Oczywiście jest to dynamiczne – bo za kolejkę może się ten bilans zmienić. Rok temu w piętnastej serii wygraliśmy z Cracovią. Teraz gramy z Piastem.
Jednak wczoraj – o zgrozo – zobaczyłem kolejne komentarze. Halloween ma swoje przerażające prawa. I tu mi ręce i witki opadły już zupełnie. Może byłem naiwny, ale chyba jednak łudziłem się, że niektórych da się zadowolić. W trakcie meczu w Niecieczy, po pierwszej połowie, widziałem kolejne lamenty, jak to GKS nie ma pomysłu na grę i dał się zdominować. Boże… po trzech zwycięskich meczach, przy prowadzeniu do przerwy na wyjeździe z bezpośrednim rywalem do utrzymania, jeden czy drugi płacze w necie, że GKS dał się zdominować Termalice. Pamiętajcie panowie piłkarze i trenerzy – nie możecie się nisko bronić. Musicie ciągle bez ustanku atakować, być na połowie rywala, najlepiej mieć posiadanie piłki w okolicach 80 procent. Wtedy kibic GKS będzie zadowolony. A jeśli taka Termalica nas przyatakuje – bijmy na alarm. To nic, że niecieczanie mieli na tyle niewiele jakości, że jakoś szczególnie nie zagrozili bramce Strączka. Ważne, że okresowo mieli trochę więcej piłki na naszej połowie, oddali kilka strzałów z dystansu czy wątpliwej jakości strzały z pola karnego, które chyba z litości statystycy zsumowali do xG 1,70, bo nijak nie miało się to do obrazu tych uderzeń i rzeczywistego zagrożenia.
Utrata kontroli to była w Lublinie. Utrata była w końcówce w Łodzi. Tutaj – z perspektywy trybuny – nie miałem jakiejś wielkiej obawy o nasz zespół. Taką obawę miewam często, tym bardziej, że na stadionie dynamikę rywala odbiera się jakoś bardziej niż w telewizji. Więc bałem się jak cholera, że Korona w końcówce wyrówna, bałem się trochę, że do remisu doprowadzi ŁKS. W Niecieczy tego stresu nie miałem. Oczywiście różne rzeczy się w piłce dzieją i jak pisałem ostatnio – GKS lubi coś zmajstrować – ale widziałem dużo pewności w poczynaniach defensywnych naszych zawodników, którym najwidoczniej coś „kliknęło” i przestali robić głupie błędy. Za głowę złapałem się tylko raz – gdy Marcel Wędrychowski zrobił Marcela Wędrychowskiego, czyli poszedł bez głowy ze swojego pola karnego i stracił piłkę, po czym była groźna sytuacja. No dobra, kręciłem też głową przy Rafale Strączku, który musi trochę lepszym klejem smarować rękawice, bo ten obecnie używany jest chyba przeterminowany i nie ma właściwości klejących. Poza tym jednak golkiper swoje strzały wybronił, a obrona spisała się na tyle dobrze, że bez większych błędów zaliczyła drugie z rzędu czyste konto w lidze.
W porównaniu z tym co było na początku sezonu, obecnie jest ekstremalnie dobrze. Zróbmy eksperyment myślowy. Wyobraźmy sobie, że taka Legia wygrywa na wyjeździe z Motorem 5:2, u siebie z Koroną 1:0, na wyjeździe w Niecieczy 3:0 i z tym ŁKS w Pucharze Polski 2:1. Może nie byłoby wybitnych zachwytów, ale w Warszawie wszyscy byliby zadowoleni. Mateusz Borek z uznaniem mówiłby, że Legia w końcu złapała dobry, solidny rytm i temu czy tamtemu trenerowi przy Łazienkowskiej należy dać spokojnie pracować. A gdyby na przykład te wyniki osiągnął Piast, Radomiak czy Arka? Wtedy jestem pewien, że kibice GKS spoglądaliby z zazdrością i mówili – czemu u nas nie może się stworzyć taka efektowna i skuteczna ekipa?
Trener i drużyna po raz kolejny udowadniają, że można na nich liczyć i potrafią się wygrzebać z mniejszych czy większych tarapatów. Widać, że to extra ekipa ludzi wiedzących, co mają robić. Ale nie tylko chodzi tu o piłkarzy. Można odnieść wrażenie, że i trenerzy odnaleźli swoje miejsce na ziemi i ta ekipa to naprawdę Sztab przez duże „S”. Rafał Górak dobrał sobie tych ludzi i razem z nimi przechodził trudne czasy. Dariusz Mrózek, Dariusz Okoń, Marek Stepnowski czy Jarosław Salachna oraz cała reszta nie-piłkarzy w drużynie robią świetną robotę, która skutkuje tym, że – mimo że czasem jest ciężko – GKS wychodzi na prostą. To oni wyprowadzają GieKSę na prostą w naprawdę trudnych okolicznościach, w tych trudach ekstraklasy, w której poziom się podnosi permanentnie, a GKS – z tymi samymi ludźmi – jeszcze niedawno był w piłkarskiej otchłani.
Dalej mogę nawiązać do czasów pierwszej ligi i zapytać – czy jeszcze dwa lata temu spodziewalibyśmy się, że GKS rozegra dwa mecze z rzędu na wyjeździe wygrywając różnicą trzech bramek? Przecież w dwóch ostatnich sezonach w pierwszej lidze w sumie były tylko trzy takie mecze. Czy spodziewalibyśmy się, że w jakiejkolwiek konfiguracji (zaległe mecze, środek kolejki) będziemy w tabeli nad Legią? Przecież bralibyśmy to absolutnie w ciemno.
Trener mówił o tym, jaki mecz z Lechem był w jego oczach dobry. Wiadomo, że liczy się wynik, ale już w poprzednich sezonach w gorszych momentach twierdził, że widzi dobrą grę i to powinno zacząć przynosić punkty. Dokładnie to samo przerabiamy teraz. GKS we wcześniejszych meczach potracił punkty czasem tam, gdzie nie powinien. Teraz to się wszystko wyrównuje, choć każde ostatnie zwycięstwo jest zasłużone, no – może z Koroną z przebiegu bardziej adekwatny był remis, ale zawsze mówię, że jeśli w takim meczu któraś drużyna wygra jedną bramką – to jest to jednak zasłużone.
Tabela jest niebywale spłaszczona. GieKSa w trakcie kolejki podskoczyła aż o pięć miejsc. Wiadomo, że ktoś nas wyprzedzi, choć… nadal jeszcze my możemy też przeskoczyć Pogoń czy Raków, bo tam liczy się bilans bramkowy. Najważniejsze w tym momencie jest zyskiwać przewagę nad drużynami ze strefy spadkowej oraz nie dawać odskoczyć innym w pobliżu. W meczach o sześć punktów katowiczanie wygrali z Motorem i Termaliką, zdobyli też bonusowe trzy oczka z Koroną. Mamy już dużą przewagę nad Piastem i Termaliką, a jeśli w kolejnym spotkaniu nasz zespół wygra z ekipą z Gliwic – możemy mieć dwie drużyny odsadzone już tak daleko, że tylko kataklizm będzie mógł doprowadzić do tego, żeby GieKSę dogoniły.
Poświęcę jeszcze dwa słowa piłkarzom. Defensywa naprawdę zrobiła się solidna, nie robi już głupich błędów, piłkarze grają pewnie i odpowiedzialnie. Po raz kolejny chcę wyróżnić Lukasa Klemenza, nie tylko za gola, bo to oczywiście ważny dodatek, ale za postawę w defensywie. Zawodnik gra twardo, z poświęceniem i odpowiedzialnie. Dobrze się na to patrzy. Marten Kuusk też swoje robi. Obrona zrobiła progres i to jest kluczowe w osiąganiu dobrych wyników.
Walczy o to swoje miejsce Marcel i mam nadzieję, że w końcu strzeli swojego upragnionego gola. Kacper Łukasiak też próbuje, próbuje się wstrzelić od początku sezonu, ale jeszcze nie może. Natomiast patrząc na to, że dublet zaliczył Eman Marković, który w końcu dał efekt, myślę, że dwójka „szczecinian” wkrótce również trafi do siatki.
O Panu Piłkarzu Bartku Nowaku to za chwilę stanie się nudne, żeby pisać. Zawodnik po prostu co mecz daje takie piłki, że naprawdę można się zastanawiać od ilu lat to najlepszy piłkarz w barwach GKS Katowice. W poprzednim sezonie zawodnik miał trochę przebłysków, dawał już takie „ciasteczka”, ale często mieliśmy zastrzeżenia, że za rzadko. A teraz co mecz po prostu wiąże krawaty na ekstraklasowych boiskach. Teraz po prostu będzie dla mnie szokiem, jeśli trener Jan Urban nie powoła go do reprezentacji. Jestem pewien, że Bartek na najbliższe zgrupowanie kadry pojedzie!
Trochę błędów nasz sztab popełnił – nikt bezbłędny nie jest. Postawienie na początku sezonu i oparcie ataku na Macieju Rosołku i Aleksandrze Buksie to była fatalna decyzja. To jednak odróżnia nasz sztab od innych, że szybko reagują. O Macieju i Aleksandrze nikt już nie pamięta, choć wiadomo Rosołek zmaga się z urazami. Natomiast teraz jedyną i słuszną koncepcją w ataku jest Adam Zrelak i Ilja Szkurin. Na Adama trzeba chuchać i dmuchać, bo to świetny piłkarz i znów miał udział przy golu. A Ilja jako zmiennik i strzela bramki, i asystuje – tak jak przy drugim trafieniu Markovića. Do tego naprawdę miło widzieć, jak zawodnik się cieszy po golach i meczach – powtórzę to, co po ŁKS – mam nadzieję, że Białorusin znalazł swoje piłkarskie miejsce na ziemi.
Oczywiście sezon trwa i w piłce nic – w tym przede wszystkim forma – nie jest dana raz na zawsze. Poza tym to tylko i aż sport. Statystyka też robi swoje. Więc może się zdarzyć tak, że GKS z Piastem nie wygra. Bo zagra słabszy mecz, bo coś nie wyjdzie, bo dostaniemy czerwoną kartkę, czy właśnie zadziała statystyka, w której cztery zwycięstwa z rzędu w lidze to jakaś anomalia. Należy się z tym liczyć i nie wpadać znów w minorowe nastroje w przypadku braku wygranej. Przede wszystkim liczy się trend. Wiadomo, że wszystkiego się nie wygra, ale chodzi o to, by wygrywać dość często i przegrywać dość rzadko. Wtedy naprawdę wszystko będzie w jak najlepszym porządku.
Jednak to GieKSa jest w gazie, a Piast ma swoje potężne problemy. Piast gra o życie i o to, by nie stać się takim Śląskiem z zeszłego sezonu, który tak okopał się na ostatnim miejscu, że nawet bardzo dobre wyniki na wiosnę nie uchroniły wrocławian przed spadkiem. Nóż na gardle to jednak jedno, a drugie to po prostu obecna forma, mental i jakość piłkarska. Gliwiczanie grają po prostu bardzo źle i na ten moment piłkarsko to GKS jest o dwie klasy lepszy. Jeśli nasz zespół utrzyma swoją dyspozycję, będziemy faworytem w tym spotkaniu. Tylko ten ciężar trzeba unieść.
GKS wytrzymał fizycznie i piłkarsko tę siedmiodniówkę świetnie. Były zwycięstwa, była jakość, nie było słaniania się na nogach. Logistycznie, kadrowo i realizacyjnie – majstersztyk. Zadanie nie tylko piłkarzy, ale przede wszystkim trenerów i sztabu medycznego zostało wykonane celująco.
Doceniajmy więc cały czas to, co mamy, bo mamy ekipę fajnych ludzi, którzy walczą na tej piłkarskiej wojnie zarówno w pokojach trenerów, w szatni, jak i na boisku. Nie ma ani jednego powodu, by w przypadku słabszych meczów dokonywać gwałtownych ruchów i postponować zespół w komentarzach w internecie. Ta drużyna zasługuje na to, by ją wspierać. I rozwija się na naszych oczach, mimo że momenty są ciężkie. Grajmy. Kibicujmy. Projekt GKS Katowice Rafała Góraka trwa w najlepsze.
A zabawa kibiców i piłkarzy po wygranych meczach to coś, co jest jedną z kwintesencji i esencji piłki. Na trybunach, jak i na boisku – wzór. Piłkarze grają tak, jak kibice dopingują i odwrotnie. Dostroili się do siebie i pięknie to się odbywa z meczu na mecz.
Mamy dobry czas. Piękna jest ta ekstraklasa.



Najnowsze komentarze