Dołącz do nas

Piłka nożna Wywiady

Okiem rywala: Oskar będzie podstawowym zawodnikiem

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Nowy sezon rozpoczynamy z wysokiego „C” – do Katowic przyjeżdża świeżo upieczony wicemistrz Polski, dla którego ligowy mecz z GieKSą będzie jednocześnie próbą generalną przed startem kwalifikacji do Ligi Konferencji. O nastroje po niedawno zakończonym, ambicje w nadchodzącym i wspomnienia z historycznych sezonów zapytaliśmy Michała Cybulskiego, który od 1992 roku wspiera Raków z trybun przy Limanowskiego i z licznych „klatek” na stadionach całej Polski.

W ubiegłym sezonie mieliście mistrzostwo na wyciągnięcie ręki, jednak roztrwoniliście przewagę nad Kolejorzem. Wicemistrz to twoim zdaniem sukces czy pierwszy przegrany?
Srebrny medal Mistrzostw Polski trzeba traktować jako wielki sukces, tym bardziej w kontekście Rakowa, który dopiero od kilku sezonów jest w ligowej czołówce. Wcześniej, przez blisko sto lat był średniakiem grającym najczęściej na 2. i 3. poziomie rozgrywkowym. Jednak biorąc pod uwagę, że na kilka kolejek przed końcem sezonu mieliśmy pięć punktów przewagi nad Lechem, wśród kibiców czuć ogromny niedosyt. Jeszcze przed zakończeniem rozgrywek w Częstochowie powstał wielki mural z wizerunkiem trenera Papszuna. Można było odczuć, że jest to pierwszy akt świętowania mistrzostwa – przewidziano nawet miejsce na domalowanie drugiego pucharu za Mistrzostwo Polski. Wszyscy byliśmy przekonani, że to tylko kwestia czasu i po rocznej przerwie tytuł wróci do Częstochowy. Niestety, strata punktów w Niepołomicach, Szczecinie i Kielcach, a także porażka u siebie z Jagiellonią pozwoliły Lechowi odrobić straty.

Mogliście jeszcze liczyć na GKS, który na finiszu rozgrywek podejmował Lecha w Katowicach, jednak remis 2:2 okazał się dla was niewystarczający. Być może gdyby na czas dojechała walizka pieniędzy, o której tyle mówiono…
Nikt nie powinien traktować poważnie takich historii i myślę, że żaden z kibiców Rakowa ani przez moment nie wierzył, że klub ma takie plany. Wydaje mi się, że Ekstraklasa to dziś zbyt poważne rozgrywki, którymi zajmują się zbyt poważni ludzie, by bawić się w takie gierki. Przez lata polska liga była nieczysta, nieuczciwa i zbyt wiele wysiłku włożono w odbudowę jej wizerunku, aby teraz pozwalać sobie na tego typu operacje.

Na ile nieudana końcówka sezonu podrażniła ambicje klubowych włodarzy przed startem kolejnej kampanii? Jedynym celem jest mistrzostwo?
Gdy 10 lat temu Michał Świerczewski przejmował stery w 2-ligowym Rakowie, obiecał kibicom, że klub będzie grał w europejskich pucharach. Wtedy absolutnie nie wierzyłem, że uda mu się dotrzymać tej obietnicy. Po ostatnim meczu z Widzewem Świerczewski zwrócił się do nas z deklaracją, że w kolejnym sezonie celem będzie mistrzostwo. Dzisiaj mu wierzę, bo swoją pracą sprawił, że Raków jest czołową polską drużyną.

Czy Raków jest do tego odpowiednio przygotowany pod względem kadrowym?
Przed rozpoczęciem poprzedniego sezonu też nie był gotowy. Dość szybko odpadliśmy z Pucharu Polski przegrywając po karnych w Legnicy i wydawało się, że nie będzie to dobry sezon w naszym wykonaniu. Tymczasem do mistrzostwa zabrakło naprawdę niewiele. Liczę na dobrą pracę Marka Papszuna, który potrafi wycisnąć z zawodników więcej niż jakikolwiek inny trener. Myślę, że większość rywali może nam zazdrościć takiego szkoleniowca, szefa i motywatora.

Zerkacie nerwowo na informacje płynące z piłkarskiej centrali? Liczycie się z tym, że Cezary Kulesza sięgnie po Marka Papszuna w kontekście reprezentacji?
Im dłużej trwa serial z wyborem nowego selekcjonera, tym mniejsze są szanse, by Marek Papszun zgodził się podjąć takiej roli. Coraz głośniej mówi się, że PZPN doszedł do porozumienia z Janem Urbanem (rozmawiamy przed oficjalnym komunikatem związku – przyp. red.), którego asystentem ma być związany z Rakowem Jacek Magiera. Moim zdaniem to najlepszy wybór na ten moment. Papszun powinien był zostać selekcjonerem zamiast Michała Probierza i być może w przyszłości dostanie jeszcze taką ofertę. Widzę go w tej roli, podobnie zresztą jak Magierę. Warto wspomnieć, że trenerem Rakowa był także jeden z poprzednich selekcjonerów – Jerzy Brzęczek, który wprowadził kadrę na Euro 2020. Dobrze to o nas świadczy jako klubie.

Lista potencjalnych wzmocnień Rakowa jest dosyć długa, tymczasem tuż przed startem sezonu sfinalizowano ich niewiele. Czekacie jeszcze na duże nazwiska?
Nie przywiązywałbym się za bardzo do nazwisk. Kluczem do naszych sukcesów zawsze był kolektyw i pomysł na grę. Nie zawsze sprawdzają się duże nazwiska, jak choćby Leonardo Rocha, który trafił do Rakowa jako lider klasyfikacji strzelców Ekstraklasy. Miał być postrachem rywali, tymczasem kompletnie nie odnalazł się w naszym systemie. Każdy zawodnik musi podporządkować się w stu procentach zadaniom, jakie nakreśli trener Papszun, w przeciwnym razie nie będzie grał. Moim zdaniem w Rakowie nie ma gwiazdorstwa, tylko ciężka harówka na każdym treningu. To dotychczas przynosiło owoce. Osobiście największe nadzieje wiążę ze sprowadzonym z Katowic Oskarem Repką.

Ten transfer wzbudził niemało emocji w Katowicach. Na ile Oskar jest w stanie zaistnieć w Rakowie?
W sytuacji, gdy niemal pewne jest odejście Berggrena do MLS, a Vladyslav Kochergin doznał bardzo poważnej kontuzji, jestem przekonany, że już od pierwszego meczu Oskar będzie podstawowym zawodnikiem drugiej linii. Jego zadaniem będzie zabezpieczenie środka boiska i wszyscy mamy nadzieję, że sprawdzi się w tej roli. Poza tym cieszy, że ważną postacią zespołu będzie Polak, bo nie ma ich wielu w Rakowie, w przeciwieństwie do GieKSy, w której grają prawie wyłącznie Polacy.

Sprowadzenie Repki czy Karola Struskiego może pomóc w tym, aby Raków był „bardziej polski”?
Moim zdaniem w drużynie jest za mało Polaków, dlatego Oskar Repka niemal od razu został dobrze przyjęty w Częstochowie. Jeśli tylko będzie grał na dotychczasowym poziomie, ma szansę zdobyć sympatię i uznanie kibiców. Takich transferów potrzebujemy, bo na razie nie ma co liczyć, że do pierwszego zespołu przebiją się zawodnicy z naszej akademii. Mimo że szkolimy ich dużo, to przeważnie trafiają oni na wypożyczenia do niższych lig. Dopóki nie doczekamy się klasowych wychowanków, trzeba szukać Polaków w innych klubach.

Wspomniałeś o poważnym urazie Kochergina, ale to nie koniec zmartwień trenera Papszuna. Do listy kontuzjowanych dołączył ostatnio Ivi Lopez.
Strata Iviego to duże osłabienie, bo jest to zawodnik, który potrafi w pojedynkę decydować o losach meczu. Moim zdaniem, gdyby był zdrowy w sezonie 2022/23, to udałoby nam się przejść Kopenhagę i zagralibyśmy w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Zabrakło wtedy bardzo niewiele, bo w Danii było 1:1, a wcześniej w Sosnowcu przegraliśmy 0:1. Grek Papanikolaou strzelił nawet wyrównującego gola, jednak sędzia VAR dopatrzył się centymetrowego spalonego. Ivi mógłby wtedy przechylić szalę na naszą stronę. Po tamtej kontuzji nie wrócił jeszcze na poziom, jaki prezentował wcześniej, mimo to jest bardzo przydatny w systemie gry Marka Papszuna. Poza tym nie ma Kochergina, ale mam nadzieję, że Repka zajmie jego miejsce bez straty na jakości. Raczej zabraknie też Carlosa, który strzelił bramkę w naszym poprzednim meczu w Katowicach i prawdopodobnie odejdzie Berggren. Ubytki są więc spore, ale okno transferowe jest otwarte i codziennie pojawiają się kolejne pogłoski. Moim zdaniem pomimo tych kontuzji nasza kadra jest dość szeroka, co pokazały ostatnie mecze towarzyskie z FC Brugge (1:1) i Anderlechtem (2:2).

Już w przyszłym tygodniu rozpoczynacie swoją europejską przygodę. Jakie cele stawiacie przed drużyną?
Faza ligowa LKE dla Rakowa to nie jest wcale oczywisty scenariusz. To będzie nasze czwarte podejście do europejskich pucharów – raz graliśmy w fazie grupowej Ligi Europy, ale ani razu nie zakwalifikowaliśmy się do tej fazy w Lidze Konferencji, odpadając z Gent i Slavią Praga. Na pierwszy ogień gramy z MSK Żylina, ogranym w pucharach słowackim zespołem. Rywale mają swoje problemy, bo kilka dni temu doszło tam do zmiany szkoleniowca, a miejsce to zajął znany w Polsce Pavol Stano. Mimo to będą trudną przeszkodą już na tym etapie. Potem czekają nas jeszcze dwie rundy kwalifikacyjne, więc droga do fazy ligowej jest daleka. Z Żyliną będziemy minimalnym faworytem, ale czekają nas trudne mecze.

Rozgrywki grupowe Ligi Konferencji będziecie musieli rozgrywać w Sosnowcu. Coś się zmieniło w kwestii nowego stadionu dla Rakowa?
W ubiegłym tygodniu odbyło się spotkanie w Urzędzie Miasta, jednak nie przyniosło ono żadnego przełomu. Wciąż jesteśmy bardzo daleko od wbicia pierwszej łopaty. Wytypowano potencjalne miejsce na nowy stadion, jednak budowę zablokował konserwator zabytków i trzeba odwoływać się od jego decyzji. Od lat sprawy nie ruszyły nawet o krok do przodu – nie wiemy gdzie, nie wiemy kiedy, nie wiemy wręcz czy ten stadion powstanie. Ostatnie miesiące też nie przyniosły w tej sprawie żadnych konkretów.

Wiosenna porażka w Częstochowie z GKS-em była dla was niespodzianką?
Nikt nie zakładał, że Raków przegra u siebie z GieKSą, tymczasem przegrał zupełnie zasłużenie. GKS był lepszy, miał więcej sytuacji strzeleckich i choć nie wykorzystał rzutu karnego, to pozostawił po sobie lepsze wrażenie. Warto zaznaczyć, że Raków przegrał tylko 5 razy w całym sezonie, z czego cztery razy u siebie. Moim zdaniem właśnie te domowe porażki zadecydowały o przegranym mistrzostwie.

Jak wspominasz historię rywalizacji naszych klubów?
Mamy bardzo długą historię wspólnych meczów. Raków powstał w 1921 roku, ale dopiero w 1962 roku awansował do 2. ligi. Do walki o awans na najwyższy szczebel włączył się trzy lata później, zajął jednak trzecie miejsce, z trzema punktami straty do GKS-u, który awansował. Co ciekawe, piłkarze Rakowa grający wtedy w meczu z GieKSą byli przekonani, że był on „ustawiony”, aby to GKS zajął premiowane awansem miejsce, bo ówczesnym władzom nie pasował awans Rakowa. Nasz bramkarz Józef Wolnik wpuścił dwa absurdalne gole, których w normalnych okolicznościach nie miałby prawa wpuścić. Mówił o tym żyjący do dziś Stefan Stachowiak, który grał w tamtym meczu. Od tego czasu minęło 60 lat, a pan Stefan nadal nie może o tym zapomnieć.

Długo przyszło wam czekać, aby wreszcie zagrać na najwyższym szczeblu.
Wydaje się to nieprawdopodobne, ale kolejną szansę na awans Raków wykorzystał dopiero w sezonie 1993/94. W międzyczasie w 1972 roku spotkaliśmy się z GKS-em w ćwierćfinale Pucharu Polski. W Katowicach Raków wygrał 2:0, a w Częstochowie przegrał 0:1. Tym samym jako 3-ligowiec wystąpił w półfinale, przegrywając z Legią, w której składzie grał między innymi Kazimierz Deyna. Wracając do Ekstraklasy, debiut Rakowa w sezonie 1994/95 przypadł właśnie na mecz z GieKSą w Częstochowie, gdzie po bramkach Pawlaka i Strojka padł remis 1:1. Mecz oglądało około 10 tysięcy widzów, czyli dwa razy więcej, niż dziś może pomieścić ten sam obiekt. Pierwsze podejście Rakowa do Ekstraklasy trwało cztery sezony i co ciekawe, w tym czasie przegraliśmy wszystkie mecze w Katowicach.

Byliśmy wtedy aż tak mocni?
Przez wiele lat przyjaźniłem się ze śp. trenerem Gothardem Kokottem, który wtedy prowadził Raków. Często żartował, że na wyjazd do Katowic szkoda było benzyny, bo rezultat był z góry znany. Duża w tym rola ówczesnego prezesa GieKSy – Mariana Dziurowicza, który budził taki respekt, a wręcz strach, szczególnie wśród sędziów, że ci wręcz stawali przed nim na baczność. Trener Kokott powtarzał, że sędziowie nie chcieli zaszkodzić późniejszemu prezesowi PZPN, dlatego tak ciężko było wygrać w Katowicach. Mimo to mam wielki sentyment do tamtych pojedynków. Szczególnie miło wspominam stary stadion przy Bukowej, który moim zdaniem był w tamtym czasie najlepszym obiektem w Polsce. Dlatego w pewnym sensie żałuję, że przenieśliście się na nowy stadion. Nie da się zastąpić tamtej atmosfery. Dostrzegam wiele podobieństw w historii naszych klubów: Raków przez wiele lat grał w niższych ligach i przez baraże wspinał się na kolejne szczeble. Podobnie było w przypadku GieKSy i dziś oba kluby mogą rywalizować w Ekstraklasie.

Miałeś okazję być na Bukowej w poprzednim sezonie?
Na swoim koncie mam 274 wyjazdy. W ubiegłym sezonie opuściłem tylko dwa – do Lubina i właśnie do Katowic, ale wcześniej byłem na meczach Rakowa na Bukowej pięciokrotnie. Atmosfera zawsze była kapitalna, często wasi kibice pomagali nam w wejściu, gdy na przeszkodzie stawały kwestie formalne. Bukowa zawsze była moim ulubionym stadionem w latach 90. i tak zostało do dzisiaj. Mimo że GKS nie jest starym klubem, to było czuć u was historię i piłkarską tradycję. Starsi kibice doskonale pamiętają wasze występy w europejskich pucharach, pojedynki z Bordeaux czy Leverkusen – do dziś mam je przed oczami.

Jaki scenariusz meczu przewidujesz w sobotę?
Spodziewam się trudnego meczu, bo już w Częstochowie GieKSa pokazała swój potencjał. W sobotę okaże się, jak wpłynie na was brak kluczowego zawodnika, jakim był Oskar Repka. Trener Górak jest jednak dobrym fachowcem i jest w stanie właściwie poukładać drużynę. Podoba mi się jego zaangażowanie podczas meczów – widać, że przeżywa i ciągle analizuje to, co dzieje się na boisku. GieKSa na pewno postawi nam trudne warunki.

Jaki będzie wynik?
Bardzo wierzyłem, że w poprzednim sezonie GieKSa będzie w stanie wygrać u siebie z Lechem. To się wam nie udało, więc analogicznie zakładam, że nie wygracie z Rakowem. Chciałbym powtórki wyniku z poprzedniego sezonu, czyli 1:0 dla nas.

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

Kliknij, by skomentować
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Piłka nożna Wywiady

Górak: Zdaliśmy egzamin

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Po wygranym 3:0 sparingu ze Stalą Rzeszów porozmawialiśmy z trenerem Rafałem Górakiem. Zapytaliśmy o ubiegły i nadchodzący sezon, uchylony przepis o młodzieżowcu, a także o nowego napastnika.

Wakacje spędził pan aktywnie?

Rafał Górak: Aktywnie, byłem bardzo aktywny: chodziłem po górach, dużo pływałem, siedziałem trochę nad morzem. Fajnie nam się udało pojechać trochę w nieznane, zatrzymywaliśmy się tam, gdzie nas kierowała intuicja. Byliśmy trochę tam, to tu. Wszędzie aktywnie – rowerki i spacery.

Pan jest w stanie odciąć się od piłki?

Wy to doskonale wiecie – piłka to jest całe moje życie, nigdy się nie odetnę. Próbuję się resetować, natomiast piłka mnie nie zabija. Nie powoduje, że jak coś robię, to mnie to męczy. Lubię odpoczywać, np. czytając, ale bez piłki się nie da.

Jak żyje się cały czas pod okiem kamer?

Powiem szczerze, że bardzo mocno zaryzykowałem. Byłem odważny, żeby ten serial „Trenerzy” tyle pokazał od środka. Starałem się nic nie wycinać i w zasadzie mogliście zobaczyć mnie takiego, jakim jestem. To na pewno jest całkiem inny wymiar, bo pierwsza czy druga liga to jest zupełnie inne zainteresowanie medialne. Wydaje mi się, że to, co można w tym wszystkim zobaczyć, to że praca w GKS-ie Katowice idzie bardzo dobrym nurtem. Nie mamy się czego wstydzić, wprost przeciwnie – wykonujemy świetną pracę jako sztab, piłkarze i zespół.

Zostanie jakiś przebłysk po sezonie?

Nie, cały sezon został mi w pamięci. To jest pierwszy sezon od dawna dla GKS-u Katowice w Ekstraklasie, a mój debiutancki. Każdy moment, każda chwila dla mnie była wyjątkowa i zostanie w mojej pamięci bardzo mocno. Ale to już jest za nami, trzeba patrzeć do przodu.

Jaki był najtrudniejszy moment?

Szukałem czegoś takiego, ale powiem szczerze: dobrze rozwiązywaliśmy te nasze problemy. Nawet ten moment, gdy przegraliśmy tę drugą połowę w Zabrzu i zastanawiałem się, w jaki sposób będziemy gotowi w następnych meczach. Okazało się, że drużyna świetnie reagowała na wszystko. Zdaliśmy egzamin tego debiutanckiego sezonu i ważne jest to, że nie dopuściliśmy do sytuacji, gdzie moglibyśmy się naprawdę trwożyć. Bardzo mocno pracowaliśmy, żeby drużynę ciągnąć, oni też byli świetni. To dało takie, a nie inne efekty.

Udało się sprostać założeniom i można oceniać sezon pozytywnie?

Na pewno nie możemy mówić, że „się udało”. To byśmy musieli mówić o jakimś elemencie przypadkowości. Wydaje mi się, że właśnie wypracowaliśmy to ogromną, ciężką robotą, że dziś w Katowicach mamy takie żółte serca. Kibice się zbudzili, kochają ten zespół, Klub, stadion, wszystko, co się wydarzyło. To jest piękne, że wstaliśmy z tego mułu, w którym byliśmy wszyscy razem.

Wasze dobre występy podniosły poprzeczkę?

Także nas rozwinęły, jesteśmy dzisiaj lepsi. To też jest ważne, bo wszystko na plus, jeśli człowiek jest ambitny, to nie może po prostu powiedzieć: „to było takie świetne, teraz jestem najlepszy”. Nie, nas to rozwinęło i w związku tym trzeba sobie odpowiedzieć na pytanie: czy we mnie, w Rafale Góraku, jeszcze jest miejsce na rozwój? No jest! Ja to zawsze mówię moim piłkarzom, tu nie ma co myśleć, że się jest 32-letnim piłkarzem, czas na rozwój jest zawsze. Nie wolno stanąć, bo wtedy momentalnie jest regres, a nam chodzi o progres.

Drugi sezon dla beniaminka podobno jest najtrudniejszy, a niektórzy kibice rozmarzyli się o pucharach.

Bardzo bym tonował rozważania o europejskich pucharach. One są na pewno czymś pięknym i byłyby czymś wyjątkowym, natomiast Ekstraklasa jest bardzo silna i ma mocne zespoły. Poziom idzie do góry, trzeba z respektem i szacunkiem podchodzić do tego wszystkiego. Tamten sezon był dobry, ale też bardzo trudny, a w ostatnich latach beniaminkowie wylatywali z hukiem. Myśmy się w niej dobrze usadowili, trzeba kontynuować pracę.

Połowa drużyn bije się o rozgrywki międzynarodowe.

To świadczy o tym, że nie stało się to, co często dzieje się na świecie, że są te siły. U nas trzeba szczerze powiedzieć, że jest te pięć zespołów, które będą się o to biły i tam jest ich miejsce. Czy my dzisiaj o tę piątkę walczymy? Ja bym powiedział, że po prostu musimy dążyć do tego krok po kroku, by wiele lat GKS grał w Ekstraklasie. Być może przyjdzie taki moment, gdy powiem z otwartym sercem, że jestem gotowy na walkę o czołowe lokaty.

Co będzie największym wyzwaniem?

Każdy sezon jest inny. Dzisiaj jesteśmy bez Sebastiana i Oskara – to są wyrwy, poważne ubytki w drużynie. Każdemu, kto mnie pyta o naszą największą siłą, odpowiadam: zespołowość. To Sebastian się zbudował w GKS-ie, to Oskar się zbudował w GKS-ie, to my ich wyprodukowaliśmy. U nas eksplodował Antek Kozubal, świetnie zaczął grać Mateusz Kowalczyk. Dawid Kudła stał się bardzo porządnym bramkarzem. Ta zespołowość jest siłą tego zespołu, ja bym chciał w tym kierunku iść, by ci dochodzący stawali się coraz lepszymi zawodnikami. Stąd pomysł na to okienko, by byli to zawodnicy trochę po prostu młodsi.

Zawodnicy muszą się lubić, czy wystarczy po prostu kultura i szacunek?

Nie, nie muszą się wcale lubić. Muszą mieć kult rozmawiania o piłce nożnej. Nie chodzi mi o to, że mają czytać gazetę albo oglądać mecze, tylko rozmawiać o tym, w jaki sposób chcą realizować swoje zadania na boisku, jak my mamy grać. Ty słuchasz heavy metalu, a ja disco-polo, tu mamy dwa inne światy – ale piłka nas łączy i musimy w klubie rozmawiać o piłce, bo to jest miejsce naszej pracy, pasji. Na wczasy może ze sobą nie pojedziemy i możemy nie pałać do siebie miłością, natomiast o piłce musimy umieć rozmawiać, to jest nasz obowiązek. My reprezentujemy klub, a klub jest ważniejszy niż nasze ego. Te disco-polo lub metal nie są istotne, najważniejszy jest GKS.

Są jakieś zmiany w przygotowaniach, czy trzyma się pan wypracowanych przez lata schematów?

Staramy się być coraz bardziej intensywni. W naszym zespole intensywność jest, a ona wynika z rozumienia gry. Chciałbym, aby GieKSa była jeszcze bardziej zażarta, jeszcze bardziej upierdliwa dla przeciwników i jeszcze bardziej spektakularna w atakowaniu. W pierwszym sezonie pokazaliśmy dużo dobrego, daliśmy dużo radości – o to chodzi. Nie chcemy być drużyną, która w Ekstraklasie cierpi. Chcemy, by mówiono o nas, że jesteśmy po prostu jacyś, bo to już znaczy, że mamy kulturę gry. To jest dla mnie istotne.

Czyli na to będzie pan zwracał uwagę, że macie walczyć i zostawić serce na murawie?

Nie da się walczyć, jeśli nie rozumie się gry. Powoduje to masę czerwonych kartek i zamieszania, ja to trochę inaczej rozumiem. Mamy walczyć, ale rozumiejąc, co chcemy zrobić. Jeśli będziemy realizować założenia, oddamy serducho, do tego umiejętności piłkarskie – mamy szansę być spektakularnymi i wygrywać, po prostu.

Jak dotąd wszystko idzie zgodnie z planem?

W miarę idzie zgodnie z przewidywaniami. Wiadomo, są trochę przemęczeniowe sprawy, mniejsze i większe urazy, dopinamy kwestie dojść samych zawodników. Obóz w Opalenicy był naprawdę na najwyższym poziomie i jestem bardzo zadowolony.

Do zespołu dołączyli młodzi zawodnicy. To część strategii?

Po awansie chciałem piłkarzy bardzo doświadczonych, którzy przyjdą i dadzą nam w szatni uspokojenie emocji. Zrelak, Czerwiński i Nowak, to byli dla mnie bardzo ważni zawodnicy. Przyszli i dali w szatni bufor bezpieczeństwa, że w trudnym momencie powiedzą: spokojnie, wychodzimy z tego. Zawodnicy ze sobą rozmawiają. Wiadomo, nie możemy iść tylko w takich zawodników, bo wszyscy jesteśmy coraz starsi, dlatego planowaliśmy to, by przyszli do nas piłkarze z dużymi umiejętnościami i „dwójką” z przodu. O takich zawodnikach myślałem najbardziej.

Przepis o młodzieżowcu się zmienił.

Dla mnie to upiorny przepis, niemający nic wspólnego z logiką i grą fair play. Drużyny niekorzystające z tego były karane. To jest dla mnie chore. Nie mam nic przeciwko Pro Junior System i nagradzaniu drużyn za stawianie na młodych Polaków. Nie powinien to być jednak przepis, który daje mi nakaz wystawienia na boisko zawodnika, który ma jakiś rocznik. Dla mnie wskazanie, że młodzieżowiec musi być z rocznika 2003, to jakby powiedziano: „ale musisz mieć też jednego z 1973!”. No i co, ja zagram? Dla mnie to jest bez sensu, nie wolno nakazywać, trzeba po prostu promować młodych ludzi. GKS jest oparty o polskich zawodników i daje sobie radę. Ja tego nie rozumiem, jeszcze trzeba zapłacić karę. Pro Junior System świetny, a ten przepis o młodzieżowcu to dobrze, że zniknął.

To był problem, że ktoś na przykład wiedział, że gra tylko przez ten przepis?

Właśnie, to również mogło doprowadzać do tego, że dochodziło do takich absurdów. Zawodnicy starsi mogli czuć się pokrzywdzeni, że młodzieżowiec musi grać. My zawsze mieliśmy w składzie młodzieżowców pełną gębą, bardzo się z tego cieszyłem. Każdy z nich był świetnym zawodnikiem, ale nie wszyscy taki komfort mieli.

Wielu kibiców podchodzi z dużą rezerwą do sprowadzenia Macieja Rosołka.

Na pewno do nas pasuje, takiego nieoczywistego zawodnika szukaliśmy. Na rynku jest wielu zawodników, natomiast trzeba być racjonalnym. Nie zawodziliśmy się na zawodnikach, którzy nie byli tymi z topu na tej pozycji. Przychodzili piłkarze, o których wiedziałem, że ich sposób gry może nam pomóc. Maciej jest właśnie takim piłkarzem.

Jakie są cele na ten sezon?

Ekstraklasa w Katowicach ma być na lata – to jest moje motto pracy z tą drużyną. Chciałbym być maksymalnie przygotowany do pierwszego meczu i wyjść na Raków z pewnością, że możemy wygrać.

Najbardziej wyczekiwany mecz to… 

Chyba zawsze tak będzie: każdy kolejny. Naprawdę się nie mogę doczekać spotkania z Rakowem.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Panie! Do ligi jest siedem dni!

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Sezon – proszę państwa – za pasem. W zasadzie można powiedzieć, że „polskie granie” już się rozpoczęło – czwartkowym meczem Legii z Aktobe. Za chwilę Superpuchar, a za tydzień wraca ekstraklasa. Szybko zleciało. Dla nas zacznie się podobno „najtrudniejszy sezon dla beniaminka”, czyli drugi sezon. Choć beniaminkiem już nie jesteśmy, tylko pełnoprawnym ligowcem. No – może prawie pełnoprawnym, zobaczymy, jak te rozgrywki się potoczą i czy GieKSa zaliczy sezon zbliżony do poprzedniego, a jak wiemy, ten poprzedni przyniósł nam sporo radości i dumy.

Co nas czeka – tego nie wie nikt. Nie ukrywajmy, że poprzednie rozgrywki i postawa w nich GKS były zaskoczeniem. Katowiczanie zaprezentowali się bardzo dobrze, pokazali swój styl, waleczność, ofensywną piłkę. Na palcach jednej ręki można by policzyć mecze, w których nasz zespół był zdecydowanie słabszy od rywala. Dwa spotkania z Legią, Lech w Poznaniu, Górnik w Zabrzu, Pogoń w Szczecinie. A poza tym? Może by się znalazła jakaś Jaga na wyjeździe, ale tak naprawdę nawet w przegranych meczach katowiczanie nie odbiegali bardzo od rywali. Czasem nawet byli lepsi. A przecież oprócz tego było też sporo zwycięstw.

Mogliśmy się zastanawiać, jak GKS będzie się spisywał, mając zapewnione utrzymanie. I spisywał się nadal bardzo dobrze. Po zadyszce z Legią i Koroną przyszło siedem punktów w ostatnich trzech meczach.

Sezon jest niewiadomą choćby z powodu zmian kadrowych, które zawsze między sezonami mają miejsce. Straciliśmy bardzo ważną postać, czyli Oskara Repkę, który po fenomenalnej końcówce sezonu bardzo mocno podwyższył swoje noty, trafił do kadry i odszedł do Rakowa Częstochowa. Szkoda bardzo tego zawodnika, ale taka jest kolej rzeczy. Oskar grał w GKS przez kilka lat i nikt się nim nie interesował, ale promocja na boiskach ekstraklasy jest tak wielka, że ta scena plus jego kapitalne występy zaowocowały transferem do wicemistrza Polski. Wcześniej odszedł też Sebastian Bergier, za którym w Katowicach nikt nie płacze, choć sam Seba trochę płacze, że nie był w Katowicach traktowany jak należy (nie przez kibiców). Napastnik dał nam więcej goli, niż sobie wyobrażaliśmy i godnie zastąpił Adama Zrelaka. Natomiast nie jest to piłkarz, którego nie da się zastąpić.

Z ważnych piłkarzy to jedyne odejścia, więc mimo wszystko ta kadra nie została mocno przetrzebiona. Przede wszystkim udało się wykupić Mateusza Kowalczyka, co było celem numer jeden. Wokół tego zawodnika zapewne będzie się kręcić gra naszego zespołu. Utrzymanie tego piłkarza to wielki sukces i naprawdę optymistyczna sprawa, bo teraz proszę sobie wyobrazić utratę i Repki, i Kowalczyka. To byłby już mały sportowy dramat. Został Kowal – więc jest nieźle.

A piłkarze, którzy przyszli? Różne są opinię o naszym mercato. I wszystko wyjdzie w praniu. Pozyskani zawodnicy nie są z czołówki ligi, ale nie oszukujmy się – tacy piłkarze w pierwszej lidze do nas nie przychodzili. Praktycznie w komplecie są to zawodnicy, którzy odgrywali może nie wszyscy pierwszoplanowe, ale jednak ważne role w swoich zespołach – i co najważniejsze – w ekstraklasie! Zaczęliśmy od dwójki z Pogoni Szczecin. Kacper Łukasiak regularnie wchodził w meczach Portowców, Marcel Wędrychowski zresztą również, a i kilka spotkań zagrał od pierwszej minuty. Aleksander Paluszek wiosną w wielu meczach Śląska był podstawowym zawodnikiem. Jakuba Łukowskiego pamiętamy przede wszystkim z doliczonego czasu gry i bramki na Bukowej – w strugach deszczu – dla Widzewa. A Maciej Rosołek – piłkarz, który w ostatnich dwóch latach obniżył nieco loty, ale to zawodnik z potencjałem, a GieKSa jest miejscem, w którym tacy gracze się odbudowują.

Przede wszystkim jednak to, co powinno nas napawać optymizmem to po prostu praca zespołu – praca sztabu szkoleniowego, który stworzył, wykreował ten zespół od zera. Praca metodyczna, konsekwentna i z pasją, co choćby było widać w serialu Canal Plus. Dlaczego więc miałoby być gorzej? Dobra praca zawsze się broni i – choć wiadomo, że to jest sport i wahania mogą być – to ten atut GieKSy jest ewenementem w ekstraklasie. Puszcza spadła, więc nie ma już Tomasza Tułacza, jako rekordzisty pod względem stażu. Teraz to Rafał Górak dzierży tę palmę pierwszeństwa i to z olbrzymią przewagą. Po nim najdłuższy stań ma Adrian Siemieniec, ale to jest tylko… 2023 rok. Reszta trenerów jest od 2024 lub później! Abstrahując od… wszystkiego, jest to dramat polskiej piłki i brak jakiejkolwiek ciągłości. Naprawdę więc doceniajmy to, że mamy zespół budowany przez lata, nawet jeśli po drodze wszyscy – piłkarze, trener, cały sztab szkoleniowy i kibice, musieli przetoczyć wielki, potężny, monstrualny głaz. Wszystkim się to opłaciło.

Katowiczanie postawili wysoko poprzeczkę w poprzednim sezonie. I teraz są dwie szkoły. Jedna mówi o tym, że musimy piąć się do góry, walczyć o wyższe miejsca i zdobyć większą liczbę punktów. Z drugiej strony, naprawdę ta postawa w ostatnich rozgrywkach była nad wyraz dobra, więc może być tak, że liczba punktów w tych nadchodzących – będzie mniejsza. Nie sposób przewidzieć, w którą stronę to pójdzie. Dlatego tak ważne jest wsparcie i ta cała otoczka, która była w poprzednim sezonie. Przecież to, co GieKSa zrobiła, punktując z marszu na nowym stadionie, to też było coś spektakularnego. Obawialiśmy się, że katowiczanie będą przez chwilę grać na Nowej Bukowej, jak na wyjeździe. A gdzie tam. Od razu był to ICH stadion. W aspekcie psychologicznym to, że od razu zaczęli wygrywać na nowym obiekcie, jest bardzo ważne, bo po prostu oni znają, my znamy i ten stadion zna smak zwycięstwa.

Nawet Kolejorz zna smak „zwycięstwa” na Nowej Bukowej, bo choć dość rozpaczliwie wywalczyli remis, to po meczu byli w takiej euforii, jakby wygrali, bo przecież przybliżyli się tym punktem do mistrzostwa.

Ostatnie chwile ligowego odpoczynku przed nami kibicami. A od przyszłej soboty się zacznie znów – co tydzień kibicowskie i piłkarskie święto, czyli GieKSa w ekstraklasie!

Kontynuuj czytanie

Piłka nożna

Repka opuszcza GieKSę

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Oskar Repka zdecydował się na przejście do Rakowa i podpisał tam 5-letnią umowę. Klub z Częstochowy aktywował klauzulę wykupu zawodnika.

Repka odchodzi na zasadzie transferu definitywnego. GieKSa z tytułu transferu otrzyma rekordową kwotę, według medialnych spekulacji będzie to około 3 milionów złotych (700 tys. euro).

Pomocnik dołączył do GKS Katowice w 2021 roku. W sezonie 2023/24 pomógł w awansie do Ekstraklasy, a następnie na najwyższym szczeblu rozgrywkowym rozegrał 33 spotkania, w których strzelił 8 bramek. Ogółem koszulkę GieKSy zakładał 113 razy, zdobywając 13 bramek. W czerwcu po raz pierwszy został powołany do reprezentacji Polski, ale nie wystąpił w oficjalnym spotkaniu.

Zawodnikowi życzymy powodzenia w nowych barwach i dziękujemy za grę w naszym klubie.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga