Dołącz do nas

Felietony

Pan Ireneusz

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Dawno już na naszych łamach nie ukazał się żaden tekst o osobie, która chciała zniszczyć GKS Katowice. Ireneusz Król, bo o nim oczywiście mowa, ma się jednak świetnie i wciąż zabawia środowisko piłkarskie swoją groteskową osobą. Pan Ireneusz obecnie prezes, sponsor, dobrodziej Groclinu (klub występuje pod nazwą Polonia Warszawa) jest niekwestionowaną gwiazdą wśród szefów klubów piłkarskich w Polsce. Naprawdę mało kto może się z nim równać. Człowiek ten, który prawie zrujnował GieKSę nie płacąc zawodnikom, trenerom, po prostu pracownikom klubu przeniósł się do Warszawy i tam również nikomu nie płaci, wszystkich obraża i oskarża o własne niepowodzenia. Cyrki w stolicy apogeum osiągnęły właśnie zimą, kiedy to piłkarze postanowili być zdecydowanie mniej cierpliwi niż ich koledzy z Katowic. Zawodnicy coraz ostrzej wypowiadali się w prasie na temat zaległości i co chwila musieli przełknąć gorzką pigułkę zawodu, kiedy pan Irek znów nie dotrzymywał kolejnych terminów, które rzecz jasna wcześniej sam deklarował. Wreszcie część graczy Groclinu opuściła zgrupowanie drużyny, a co odważniejsi w ogóle na obozie się nie zjawili.

Zespół ze stolicy jesienią był prawdziwym objawieniem, kończąc rundę na podium, jednak wiosną celem Groclinu (Polonii) nie będzie walka o mistrzostwo Polski, lecz po prostu dogranie rundy do końca. Pan Irek obraził się na swoich rozkapryszonych piłkarzy, którzy w sposób dla niego niezrozumiały domagają się pieniędzy za wykonywaną dla niego pracę. Rzeczywiście skandal! Grają w piłkę, strzelają bramki, widać ich w tv, trafiają do kadry i co? Jeszcze chcą pieniędzy? Rzecz dla Króla niepojęta. A idźcie sobie precz, mi do szczęścia potrzebne są 2 punkty i mam utrzymanie!

No to poszli. Tomasz Brzyski, Władimir Dwaliszwili, Łukasz Teodorczyk, Edgar Cani, Marcin Baszczyński i Siergiej Goliatkin już opuścili zespół Grubasa, natomiast Sebastian Przyrowski i Dorde Cotra usilnie szukają nowego klubu. Łukasz Piątek, Adam Kokoszka i Aleksandar Todorovski złożyli dokumenty o rozwiązanie kontraktu z winy klubu. Z takiego obrotu sprawy musi być zadowolony Tomasz Hołota, który jest sympatykiem Ireneusza Króla, a zarazem prawdziwym altruistą i hobbystą, który lubi kopać za darmo. Plac w pierwszej jedenastce ma pewny, a nawet pozycję może sobie wybrać. Nie martw się Tomek, prezes na bank ci kiedyś zapłaci, a jak się nie uda, to może załatwi ci fuchę w lasach Republiki Komi. Będzie dobrze! Zabawna historia rozegrała się przy okazji transferu Łukasza Teodorczyka do Lecha Poznań (dawniej Amica). Mianowice do przenosin zawodnika miało dojść dopiero latem, ponieważ Irek nie wyobrażał sobie, żeby piłkarz wzmocnił rywala już teraz. Zarzekał się pan prezes, buczał, huczał i odgrażał się, że nie ma mowy o przenosinach Teodorczyka zimą do Lecha. Wyobraźcie sobie, że Irka poniosła ułańska fantazja i użył sformułowania, że nawet za 10 milonów euro nie sprzeda zimą Łukasza. I co? Teodorczyk został już zaprezentowany, jako nowy nabytek Kolejorza, a było to chyba dzień po buńczucznych zapowiedziach Don Grubello. Lech nie zapłacił 11 milonów euro, lecz 125 tysięcy. Co się dziwić? Przecież pan prezes Ireneusz 10 milionów euro w życiu nie widział i raczej nie zobaczy, no chyba, że obejmie rządy np. w Interze Mediolan (w Football Managerze oczywiście). Król po prostu prawdomównością chwyta za serca, aż dziw bierze, że jego talentu i dobroci nie dostrzegł jeszcze Donald Tusk. Chociaż? Podobno szykuje się rekonstrukcja rządu. Minister Sprawiedliwości Ireneusz Król? A może Minister Skarbu Państwa? Nasłuchujmy wieści z Wiejskiej!

Pan prezes będzie zmuszony szybko dogadać się i z resztą naiwnych piłkarzyków, którzy zaufali mu pół roku temu i do dziś nie obejrzeli złamanej złotówki. Już za chwilę nadchodzi termin składania wniosków licencyjnych, a kasa z Canal Plus jest łakomym kąskiem dla prężnego biznesmena z katowickiego szeregowca. Wykażesz Irku długi, to możesz wracać na zaplecze ekstraklasy, dogaduj się z graczami, oddaj im karty i puść wolno, albo zapłać im. Oczywiście z tym ostatnim żartowałem. Płacić za pracę? To nie w twoim stylu.

Kto miał rację mówiąc jakim człowiek jest Król? My. Ostrzegaliśmy kibiców Polonii i otwarcie mówiliśmy, że rządy tego człowieka doprowadzą ich klub do jeszcze większej ruiny, niż doprowadziły nasz. Dziś wszyscy jesteśmy świadkami, jak sypie się Polonia i przyznam szczerze, że czekam, aż w końcu śląskie media otwarcie przyznają nam rację, czekam na jakiś rzetelny artykuł o tym panu, który miał być ratunkiem dla zasłużonej Polonii. Na razie czytałem tylko, że trzeba dać mu szansę, że biedaczysko przejął piłkarzy z dużymi kontraktami zawartymi jeszcze przez JW. Pytam się w takim razie – panie Irku, nie wiedział pan, co pan na siebie bierze? Wiedział pan doskonale i już wtedy miał w głowie, że będzie to najczęstsza pana wymówka dla mediów i piłkarzy. Jedynie portal weszło i dziennikarz Mateusz Borek powiedzieli głośno, że miejsce pseudo sponsorów i gołodupców nie jest w ekstraklasie. Już chyba wystarczy baśni pana Króla i obietnic bez pokrycia. Ktoś jeszcze wierzy temu człowiekowi, ktoś ma go za poważnego? Facet to spryciarz, który chce wyciągnąć ile się da dla siebie, nie dając nic w zamian. Jego specjalność to obietnice, ale jeden bajkopisarz i twórca baśni już w historii był, nazywał się Hans Christian Andersen i nawet tytuł jednej z jego baśni trochę mi się kojarzy z panem Ireneuszem…

Portal GieKSa.pl tworzony jest od kibiców, dla kibiców, dlatego zwracamy się do Ciebie z prośbą o wsparcie poprzez:

a/ przelew na konto bankowe:

SK 1964
87 1090 1186 0000 0001 2146 9533

b/ wpłatę na PayPal:

E-mail: [email protected]

c/ rejestrację w Superbet z naszych banerów.

Dziękujemy!

8 komentarzy
Redakcja nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy, jednakże zastrzega sobie prawo do ich cenzurowania lub usuwania.

8 komentarzy

  1. Avatar photo

    MAJCK

    21 lutego 2013 at 21:10

    KRÓL JEST NAGI 🙂

  2. Avatar photo

    mózG

    22 lutego 2013 at 07:02

    Minister Skarbu Panstwa Ireneusz Krol. Buahahaha.

    Bhoy dobry tekst!

  3. Avatar photo

    PH

    22 lutego 2013 at 07:26

    bardzo fajnie opisane. Lajtowo.
    smieszny ten gurbas.

  4. Avatar photo

    1964

    22 lutego 2013 at 09:50

    bardzo dobry felieton:)

  5. Avatar photo

    jakhel

    22 lutego 2013 at 15:44

    Śmiech przez łzy… szkoda, że takie typy niszczą polską piłkę.

  6. Avatar photo

    Kamel

    22 lutego 2013 at 23:42

    jak juz kipnie,wypchomy go a ustowimy we luvrze no standzie ze tekstem SZWINDEL.

  7. Avatar photo

    jarek

    23 lutego 2013 at 00:30

    Dobre!A widziałeś dzisiejszy artykuł w interia.pl? Kibice na stadionie Poloni śpiewali ; Trele morele, prezesie gdzie jest ten przelew; 🙂

  8. Avatar photo

    Fan Patrowicza

    25 lutego 2013 at 23:45

    A miał być Mariusz Patrowicz

Odpowiedz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Kibice Piłka nożna

Radomiak Radom kibicowsko

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Warchoły, bo tak potocznie nazywa się kibiców Radomiaka Radom, są naprawdę starą i solidną ekipą kibicowską na piłkarskiej mapie Polski. Ich wizerunkowy problem polegał na tym, że nie grali 36 lat w Ekstraklasie, więc nie było za bardzo możliwości, by o nich usłyszeć. W latach 90., kiedy kształtowały się wszystkie chuligańskie składy, Zieloni grali na poziomie obecnej II i III ligi, siejąc spustoszenie po okolicznych miejscowościach.

Ich żywot na trybunach zapoczątkował się pod koniec lat 70., a na dobre weszli w kibicowską mapę Polski w latach 80. Od zawsze byli pozytywni nastawieni do Legii Warszawa, natomiast wzajemna nienawiść między miastami Kielce – Radom, sprawiła, że z Koroniarzami mają do dziś największą kosę.

W sezonie 1984/1985, który był ich wtedy jednosezonowym epizodem, a my graliśmy ze sobą ostatni raz, zawarli zgodę z Legią, jadąc do stolicy w 1000 głów. Przyjaźń ta nie przetrwała ze względu na ostatnią kolejkę sezonu, w której Legia zremisowała  z Pogonią Szczecin, przez co Portowcy utrzymali się w elicie, zaś Warchoły spadli z ligi.

W 1994 roku była ponowna próba nawiązania sztamy z Legią, jednak kością niezgody była Pogoń, z którą Legioniści kilka miesięcy wcześniej odnowili zgodę i fani z Radomia mieli w pamięci, przez kogo spadli z ligi, więc temat poszedł w zapomnienie.

Przez cały kolejny okres kibicowski fani Radomiaka związali się jedynie układem chuligańskim z GKS-em Bełchatów i Stalą Rzeszów, ale czas zweryfikował, że do siebie nie pasowali i relacje zostały zakończone. Okres bycia osamotnioną ekipą nie oznaczał, że stali w miejscu. Klub się piął w górę i grali na zapleczu Ekstraklasy, a dzięki temu, że polska scena kibicowska się mocno rozwijała, to dorobili się solidnych fan clubów takich ekip jak: Polonia Iłża, Proch Pionki czy Szydłowianka Szydłowiec (wszystkie już wymarły), które w swoim „primie” mocno się udzielały w regionie i trwała ciekawa regionalna rywalizacja z koalicją Broni Radom i Powiślanki Lipsko.

Odnośnie do derbowego rywala – Chłopców z placu Broni, którzy w latach 90. mieli naprawdę solidną bandę i dobrze funkcjonowali. W 2004 roku było apogeum wyjaśnienia kto „nosi spodnie” w mieście. Podczas derbów Broń – Radomiak, Zieloni wjechali na stadion gospodarzy i zajęli ich młyn, śpiewając: „Nie ma już Broni, w Radomiu nie ma już Broni”. Na uratowanie honoru gospodarzy wybiegła garstka kibiców Broni na przegrane starcie, ale było już po wszystkim. Po tym meczu ówczesna zgoda Broni – Hutnik Kraków podziękował im za przyjaźń.

Wiosną 2016 roku Radomiak zawarł układ chuligański z warszawską Legią, a finałem był mecz Radomiak – Siarka Tarnobrzeg jesienią 2017 roku, gdzie ogłoszono kibicowskiej Polsce, że Radom i Warszawę łączy sztama.

Nasze relacje z Radomiakiem ciężko opisać… Ostatni mecz ligowy na Bukowej graliśmy w październiku 1984 roku, czyli chwilę po tym jak Blaszok został oddany do użytku. Wtedy „luksusowa” trybuna i nikt nie zakładał, że będzie to siedlisko jednych z najwierniejszych grup kibicowskich w Polsce, które wyznaczą standardy, czym jest niezłomność w walce o swój klub.

W maju 1996 roku podczas meczu z Legią Warszawa, kiedy dostaliśmy sromotne lanie 0:5, doszło do zakończenia zgody z Avią Świdnik, która przyjeżdżając, usłyszała, że nic już nas nie łączy i nieświadoma tego dnia ekipa Radomiaka zawitała „po zgodę”, ale nie znalazła uznania ani chętnych do przybicia tej relacji, mimo bycia goszczonym wielokrotnie w Katowicach.

Jesienią 1996 roku na Bukowej odbył się mecz reprezentacji Polski z Mołdawią, który wygraliśmy 2:1, a samo spotkanie miało historyczny moment na naszym obiekcie, gdyż został wprowadzony przepis, że na meczach reprezentacji mogą obowiązywać tylko i wyłącznie biało-czerwone barwy, do których oczywiście nie wszyscy się zastosowali. Na Blaszoku (przy pełnym stadionie) zasiadło mnóstwo ekip, ale to chuligani GieKSy byli w tym dniu gospodarzami swojej trybuny i widząc 50-osobową ekipę Radomiaka w sektorze A, stojącą razem ze Stomilem Olsztyn i Polonią Bydgoszcz, wpadli w nich, przez co doszło do mocnej awantury, zaś „goście” musieli zostać wyprowadzeni przez policję ze stadionu. Na „pożegnanie” nasi chuligani wybili szyby w ich autokarze i niemal go wywrócili.

Jesienią 2016 roku los skrzyżował nas w Pucharze Polski, ale wtedy Szaleńcy z Bukowej nie mogli zawitać z powodu „remontu sektora gości”, co w późniejszych latach stało się mottem działaczy z Radomia. Obecnie Radomiak posiada nowy obiekt, powstał sektor gości, ale… nikt na nim nie zasiada. Miasto jest specyficznie uzależnione politycznie od służb mundurowych, które skutecznie wpływają na działaczy, przez co fani Radomiaka na meczach domowych bawią się sami. Jedynie mecz zgodowy z Legią Warszawa ma inny charakter widowiska, przez wspólny doping na jednej trybunie.

Do zobaczenia na Bukowej, bo Warchoły pierwszy i ostatni raz usłyszą huk z Blaszoka!

Kontynuuj czytanie

Galeria Piłka nożna

Ekstraklasa zawitała na Bukową

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

Ekstraklasa znowu na Bukowej. Pierwszy mecz GieKSa niestety przegrała z Radomiakiem Radom. Zapraszamy do fotorelacji z tego spotkania.

Kontynuuj czytanie

Felietony Piłka nożna

Pierwsze śliwki – robaczywki

Avatar photo

Opublikowany

dnia

Przez

No i wielki mecz za nami. Doświadczyliśmy tego – niektórzy po raz pierwszy w życiu, inni po niemal jednej piątej wieku. Na Bukową zawitała ekstraklasa. Wspomniani w felietonie przedmeczowym Marcin Rosłoń i Kamil Kosowski musieli przeżyć niezły szok zasiadając na szczycie Trybuny Głównej, na miejscach prasowych. Obdrapanych z farby, z powiewem oldchoolu.

– To jest Bukowa, tu się żyje! – powiedział ten pierwszy na zakończenie transmisji Canal Plus, dając do zrozumienia, że poczuł ten już tak rzadki klimat dawnych czasów.

Morze ludzi na stadionie już długo przed meczem, ta żółta armia kibiców spragnionych wielkiego futbolu. Historia za chwilę miała dziać się na naszych oczach. Wielu kibiców spotykało dawno niewidziane twarze. Jak choćby autor tegoż felietonu, który mecz obserwował w towarzystwie swojego kolegi z podstawówki, z którym to przecież onegdaj na mecze ligowe się jeździło regularnie (pozdro Krzysiu!).

Piękna oprawa spotkania i mogliśmy grać. Niespotykane było to, że w początkowej fazie meczu nawet Główna stała, dopiero potem zaczęliśmy siadać. Czuć było, że to coś zupełnie innego niż te początki wszystkich poprzednich sezonów z 19 lat. No, może poza spotkaniem ze… Źródłem Kromołów w 2005 roku. Jakkolwiek by to dziwnie nie brzmiało, wtedy mieliśmy narodziny nowej GieKSy, które podczas tego czwartoligowego meczu zostały godnie uczczone.

Teraz to było ukoronowanie tego całego okresu i nagroda za te wszystkie lata. Będę utrzymywał, że wynik tego meczu miał drugorzędne znaczenie. Oczywiście punkty w lidze będą na pierwszy miejscu, ale ta inauguracja była po to, by ją po prostu przeżyć. Poczuć zapach ekstraklasy, poczuć klimat wielkiej piłki w Katowicach.

Dlatego apeluję o rozwagę przy ocenach za to spotkanie, bo czytając na forum wypowiedzi pomeczowe kibiców – oczy trochę więdły. Zasłużona krytyka po tym meczu – jak najbardziej, jednak defetystyczna narracja i rozprzestrzenianie widma bezdyskusyjnego spadku powodowała, że można było sobie zadać pytanie, czy niektórzy odnotowali w ogóle fakt awansu. Narracja ta niczym się bowiem nie różniła od wieloletnich na zapleczu elity. Można wręcz odnieść wrażenie, że choćbyśmy grali z Realem Madryt i przegrali np. 0:4, to psioczenie na tego czy tamtego, że się nie nadaje, że błędy trenera, byłoby wyraźne.

Nie chodzi o to, że chcę i zamierzam bronić kogokolwiek. Chodzi mi tylko o tę narrację. W meczu z Radomiakiem mieliśmy aspekty pozytywne i negatywne. I choć przed meczem mogliśmy oczekiwać wygranej z podobno zkryzysowanym Radomiakiem, to jednak ostatecznie – mimo przegranej – mecz ten pokazał, że z drużynami tego pokroju jesteśmy w stanie rywalizować.

Katowiczanie wykreowali sobie okazje bramkowe, stworzyli kilka dynamicznych, ciekawych akcji, a indywidualne wejście Rogali ze skrzydła było wręcz spektakularne. W drugiej połowie GKS zdominował Radomiak i przy odrobinie szczęścia mógł doprowadzić do wyrównania. Gra na czas rywali także dowodziła tego, że po prostu boją się o wynik. Choć i w ofensywie mogło być lepiej, to trzeba przyznać, że było całkiem nieźle.

Gorzej było z defensywą. Nasz zespół dawał się stłamsić i wepchnąć we własne pole karne, zawodnicy nie potrafili wybić piłki i zażegnać nawałnicy piłkarzy Baltazara. W zasadzie obie bramki padły po tego typu sytuacjach. Coraz bardziej pachniało bramką dla rywali, ten wskaźnik dochodził do czerwoności – aż następowało przesilenie – gol.

Nie chcę dywagować o personaliach, bo każdy widział, co się działo. Trener też starał się reagować (już w przerwie) i zapewne sam musi zobaczyć, kto się sprawdza na ekstraklasowym poziomie, a kto nie. Faktem jest, że na pierwszy mecz w ekstraklasie wyszliśmy tylko dwoma nowymi zawodnikami – Klemenzem i Galanem. No może trzema, bo Baranowicz był tak jakby nowy. Czy to była forma nagrody dla poszczególnych piłkarzy za awans – nie wiadomo. W kolejnych meczach jednak najprawdopodobniej proporcje nowych i starych zawodników będą już bardziej zbalansowane.

Widać było, że ekstraklasowe granie to inna para butów. W pierwszej połowie Radomiak pokazał ogranie, technicznie też byli niczego sobie. Trzeba się przystosować do nowych okoliczności. Pierwsza liga to był styl życia, Ekstraklasa też nim będzie – tylko innego rodzaju.

Nie ma co psioczyć, tylko zakasać rękawy i działać. Następne spotkanie gramy ze Stalą Mielec, rywalem wydaje się w naszym zasięgu. Ale to wszystko kwestia względna. Nie wiemy tak naprawdę, jaki poziom względem GKS mają rywale. Musimy więc organoleptycznie się o tym przekonać.

Kontynuuj czytanie

Zobacz również

Made with by Cysiu & Stęga